sobota, 6 października 2012

One Shot 2 dla Akemi : ) (YaoixGrelka)

22 grudnia 2010

Witam was, tu YaoixGrelka :3. Chciałam napisać Akemi one shot'a z okazji świąt, ale okazało się, że jeszcze ten blog obchodzi swoje drugie urodziny. Sporo czasu poświęciłam na zastanowienie się, aby fabuła nie wydała się jakaś... Denna? Chociaż pewnie niektórzy pewnie sobie tak wyobrażą, jeśli nie wczytają się do końca. Dla mnie jest to ogromny zaszczyt, że mogę dodać coś od siebie na bloga Akemi, wspaniałej pisarki, która każdemu, w każdej chwili może pomóc, pocieszyć i nigdy nie oddali swojego anielskiego skrzydła. Mam nadzieję, że mimo niezbyt wesołego wątku spodobają Ci się Akemi uczucia, które pragnę tutaj przekazać. Nie zawsze możemy wszystko powiedzieć, czy dokładniej opisać, dlatego nasza wyobraźnia jest różnorodna, trzeba umieć z niej skorzystać. Chciałabym, aby po przeczytaniu tego one shot'a ktoś zatrzymał się na chwilę, przemyślał sobie to, co mu się nasunie na myśl w trakcie czytania. Przypomniał sobie jakieś wydarzenia z przeszłości i obudził w sobie coś nowego, coś, co może dać początek do czegoś zupełnie dalekiego, co wydaje się na przykład niedostępne. Nigdy nie przepadałam za pisaniem one shot'ów, ponieważ jak niektórzy pewnie wiedzą, mój styl pisania jest rozległy i nie umiem opisać czego w jednym rozdziale, dlatego postarałam się, aby to choć trochę nabrało barw. Do tego dodać charakterystyczny styl, który nie zawiera opisów samych aktów. Dla mnie najbardziej liczą się uczucia, dlatego kłaniam się przed tymi, którzy w jednym one shot'cie potrafią oddać to, co ja bym pewnie opisała w kilku, jak i nie kilkunastu rozdziałach.

Nie przedłużając - Akemiś, życzę Tobie przetrwania studiów na 6, żebyś miała z nich jak najwięcej wspomnień, żebyś do końca miała taki humor, jakim darzysz mnie i wiele innych osób oraz żebyś nigdy nie opuściła bloga, a pomysły nie wypadły Ci z głowy. Zapraszam do przeczytania, zastanowienia się, wszystkiego najlepszego <3.

(Prosiłabym jeszcze standardowo o włączenie muzyki jaką dołączyłam do opowiadania, aby bardziej wczuć się w klimat :3 - postaci w opowiadaniu są wymyślone przeze mnie.)

***

"Uśmiecham się, kiedy jestem smutny, bo szczęście odnajduje się w nieszczęściu."

Atasuke x Natsume

_____________________________________




30 listopada

Początki zawsze są trudne i jak najszybciej chcemy je pokonać, choć nie każdy wtedy jest sobą. Często nie wiemy co robimy, błądzimy, ślepo szukając celu. Ja stałem się kimś innym mimo tego, że wciąż wierzę we własne kłamstwa.

Wpatrywałem się w ogromny, szklany biurowiec, który doskonale kontrastował z samochodami, wylewającymi się z parkingów, będącymi przy tak wielkim drapaczu chmur jak małe mróweczki. Nieliczne, chuchrowate drzewka zostały posadzone przez człowieka w dogodnym mu miejscu, okrążając caluteńki budynek. Od dobrych piętnastu minut obserwowałem śnieżne kłęby sunące po niebiańskim oceanie, zwanym potocznie niebem, nie kwapiąc się na najmniejszy ruch. Musiałem dogłębnie opracować strony i kompozycje, z których zdjęcia wyszłyby najlepiej. Poprawiłem swój brązowy, wełniany szalik, kiedy zobaczyłem jak jakieś dzieciaki zaczęły bawić się na masce wozu drobnymi kamyczkami, toteż mając z natury gołębie serce, postanowiłem działać. Odszedłem od stalowej lampy, która w dzień miała wolne, a kroki skierowałem do jazgotliwych szkrabów. Gdy dotarłem na miejsce, natychmiast odgoniłem wredoty od jednego z najdroższych wozów i przygotowałem lustrzankę do dalszych ujęć. Ledwie zdążyłem zacisnąć automatycznie wysuwającą się lampę, a już spostrzegłem, że wysoki, czarnowłosy mężczyzna narzucając na ramię kurtkę, lezie w moją stronę. Znany z licznych kłopotów poprzez swój talent do wplątywania się we wręcz paranormalne zjawiska, nerwowo wrzuciłem aparat do skórzanej torby i szybkim krokiem chciałem odejść jak najdalej parkingu.
Na nieszczęście owy wielkolud, borykając się z drugim rękawem przyzwoitego płaszcza, zaczął biec w moim kierunku, przez co odruchowo uczyniłem to samo. Nie ma mowy, żeby mnie złapał, nie będę znowu płacił odszkodowania za coś, czego nie zrobiłem. I weź tu pomagaj ludziom. Kto i za co mnie tak karze?

- Ej, poczekaj, muszę o coś zapytać! - zawołał już w pełni ubrany - Proszę, zatrzymaj się!

Nie ma mowy! Zgłupiałeś facet, czy jak? Nie ze mną te numery, cholender, do miasta najszybciej dobiegnę parkiem, no trudno, poświęcę się. Przez moje płuco przebiegła nieszkodliwa iskierka bólu. Mój sprint osiągnął śmiało ponad 10km/h, dlatego po chwili znalazłem się w ogołoconym z liści miejskim ogrodzie, gdzie cała drzewna zielenina była elegancko uprzątnięta. Obejrzałem się za siebie uradowany, że zgubiłem tajemniczego gościa, jednak w ostatnim momencie wyleciał zza rogu, a mi już powoli przewracało się w żołądku. Mój szalik ledwie utrzymywał się na szyi, a torba powoli osuwała się z ramienia.
Chyba mimowolnie zwolniłem, ponieważ słyszałem, jak jego kroki są coraz szybsze i głośniejsze. Nagle poczułem potworne ukłucie w okolicy serca i coś zakleiło mi gardło, uderzając naciskiem na mózg, przez co zachłysnąłem się powietrzem.

Niedobrze...

Upadłem na kolana, chroniąc je przed mocnym gruchnięciem dłońmi, które przyjęły dzielnie cały ciężar ciała na swoje biedne mięśnie eksploatowane już nie raz. Otworzyłem spanikowany oczy, bo nie mogłem wziąć wdechu, tylko kaszlałem, pozbywając się malutkiej ilości tlenu. Zacisnąłem dłoń na opatulonej szyi, by coś z tym zrobić, jednak skutek był marny, dlatego w donośnymi charknięciami stopniowo się dusiłem. Obraz zaszedł mi lekko mgłą.
Jak w jakimś śnie rejestrowałem popędliwe stąpanie i trzask klamry odbijającej się od szarego betonu, a następnie zgrzyt zamka rozpiętego w trymiga. Materiał grzejący moje węzły chłonne opadł na ziemię, a przez zsuniętą z ramion kurtkę poczułem jak jesienny chłód owija się wokół mojej skóry. Sprawca mego stanu, nie czekając aż zejdę z tego świata, niezwłocznie podłożył dwa palce pod moją szczękę i przechylił w tył głowę, drugą dłonią przytrzymując za włosy tak, abym za bardzo się nie wyginał. Przymknąłem powieki, spod których wydostały się pojedyncze łzy i z trudem łyknąłem świeżego gazu atmosferycznego. Z mojej krtani uleciał niezidentyfikowany jęk, kiedy czułem rozrywanie tkanek w zamian za możliwość wdychania śladowych ilości tlenu. Nienawidzę tego uczucia, po prostu nie cierpię, a teraz jest mroźna temperatura, więc boli jeszcze bardziej. Zupełnie jakby ktoś wbił w twoje gardło cały stos igieł i zacisnął je na tyle, abyś mógł w męczarniach łapać ostatnie skrawki życia i cierpieć bez krzyku, tylko w żałosnych jękach. Złączyłem ze sobą cztery paski rzęs, kiedy poczułem pasjonujące mierzwienie moich ciemnoczerwonych kosmyków oraz ciepło ocierające się co kilka sekund o mój kark.

- Weź spokojny, wolny wdech... Aż poczujesz, że nie możesz wziąć więcej.  - melodyjna barwa jakby zaczęła kierować moim mózgiem.

Zrobiłem co mi rozkazał, bez pośpiechu doprowadzając ciało do poprzedniego stanu. Z moich ust wydobywała się prawie niewidoczna para, a główny mięsień, który wcześniej bezlitośnie wyrywał się z piersi, teraz uspokojony, subtelnie uderzał w splot nerwów.
To zadziwiające, jak natychmiastowo ukoił moje ciało, inni pewnie staliby bezradnie albo brzydziliby się mnie dotknąć, bo to nie wiadomo co mi dolega, a on klęczy przy mnie, głaszcząc moje włosy...

- Już lepiej? - zapytał, na co pokiwałem czaszką na zgodę - Masz astmę albo coś innego?
- Mam problem z sercem, nic wielkiego. - odpowiedziałem, przełykając zaschniętą ślinę.
- To dlaczego uciekałeś jak szalony?
- Przepraszam! - w jednym momencie zerwałem się do pionu, patrząc na niego ciemnoniebieskimi tęczówkami. Przybysz zainteresowany, zaczął się przyglądać, jak gdyby nigdy nie spotkał kogoś podobnego do mnie - Przepraszam pana najmocniej, za wszystko, cokolwiek zrobiłem. Pewnie pan nie uwierzy, ale chciałem przegonić dzieciaki rysujące maskę prawdopodobnie pańskiego samochodu. No i... - zdezorientowany i zupełnie zmieszany nie wiedziałem co jeszcze powiedzieć, a jego milczenie w ogóle nie ułatwiało mi zadania.
- Akurat ten samochód nie należy do mnie.
- Bardzo przepraszam. - zgiąłem się do połowy, nie prostując pleców.
- Nawet o tym nie pomyślałem. - uśmiechnął się szczerze, gdy podniosłem wzrok.
- Nie?
- Przyglądałem się przez dłuższy czas jak stoisz pod drzewem i obserwujesz okolicę. Kiedy miałeś nacisnąć guzik, coś ciągle cię rozpraszało.
- Nie znalazłem odpowiedniego profilu i tyle. Nie chcę, żeby moje zdjęcia były robione na odwal się.
- Ahm... Więc jesteś artystą? Widać na pierwszy rzut oka.
- Widać? Iie. - zaśmiałem się - Po prostu lubię robić zdjęcia, a że chcę dostać się do dobrej pracy, muszę się trochę postarać.
- A gdzie... Chodź, może porozmawiamy? Mam trochę wolnego czasu.
- Przepraszam, ale ja nie mam czasu.
- Oj no nie bądź taki, możemy nawet porozmawiać tutaj, jeśli sprawia ci to jakiś dyskomfort, bylebyś tylko nie stał. - złapał dwa poły mojej kurtki i przesunął po nich suwakiem - Chciałbym cię możliwie przeprosić za to, co musiałeś przeze mnie przeżywać. Na pewno nie było w tym nic przyjemnego. Kiedyś miałem podobny przypadek, tyle, że dodatkowo upadłem na plecy i wiem jak to jest bać się tego, że już nie zaczerpnie się świeżego powietrza.
- Ale...
- No chodź. - śmiejąc się, chwycił moją dłoń i pociągnął naprzód. Dlaczego nie da mi spokoju? Chociaż... Czuję, że jakbym dał mu teraz odejść, to pewnie ominęłoby mnie coś ciekawego. Co to za przeczucie?
- Przepraszam, że tak pana wystraszyłem, zazwyczaj nie biegam jak dzikus i nie mam tego problemu. - westchnąłem, siadając na murku.
- Już, koniec przepraszania. Nie lubię jak ktoś to robi. - poklepał mnie po barku - Ale już w porządku?
- Tak, jest okej. - uśmiechnąłem się życzliwie na jego troskliwe spojrzenie.
- Od dawna tak masz?
- W zasadzie odkąd sięgam pamięcią, czyli tak.
- Pewnie jest to uciążliwe...
- W zasadzie nie, nie prowadzę aktywnego trybu życia, więc to mi w niczym nie przeszkadza.
- Artysta. - z przyjaznym półkolem na ustach popatrzył na mnie spod powiek.
- Żaden artysta, lubię uwieczniać to, co nas otacza. A tak właściwie to co pan ode mnie chciał? Wystraszyłem się, że znowu coś komuś nieświadomie zrobiłem, a w sumie pana mina nie była zbyt wesoła.
- Tak? No cóż, jestem trochę zmęczony pracą. - podrapał się w tył głowy i zapatrzył się w głąb mojego ciemnego błękitu - Chciałem cię zapytać, czy nie pokazałbyś mi swoich zdjęć. Pasujesz na fotografa i z wyglądu i z ubioru. Od razu widać, że aparat nie jest ci obcy i pracujesz z nim od dobrych wielu lat. Mogę zobaczyć? - wskazał kciukiem mój plecak.
- Oczywiście. - wyciągając lustrzankę poczułem jak jego bark opiera się o mój, a krótkie, ścięte nierówno wraz z grzywką pasma kłaczków przysłoniły kawałek mojej ręki.

Jako, że nigdy nie należałem do ludzi, którzy się spieszą, ślamazarnie klikałem na srebrny kwadracik, a fotografie przesuwały się po ekranie jedna za drugą. Przez cały czas mój wybawca nie odezwał się nawet chrząknięciem, w konsternacji lustrował wzrokiem obrazy pozwalając, by mroźny zefirek podwijał jego włosy. Potem, gdy cały folder nie miał już niczego do ukrycia, wyłączyłem sprzęt, zabezpieczając go przed zimnem.

- I co o nich pan myśli, aż takie złe? - z moich warg uleciał szary dymek nikłej pary, którą zacząłem się chwilowo bawić, a jego brwi zwęziły się ku sobie.
- Myślę, a raczej zapytam od razu, czy nie chciałbyś pracować w mojej firmie?
- Słucham? Pan na poważnie? Przecież ten budynek... - dopiero teraz olśniło mnie, przed czym sterczałem - Trudno tam się dostać, a ponoć kierownik jest bardzo wymagający...
- Tak mówią? Nie słyszałem o tym, ale mam prawo cię zatrudnić, jeśli firma mogłaby tylko na tym zyskać.
- Ale tak naprawdę? I co niby miałbym robić?
- Może na początek zdjęcia do jakichś poszczególnych tematów?
- Matko... - poczułem jak coś ciężkiego drażni moje serce - Nie wiem jak panu dziękować...
- Nie musisz, po prostu pracuj. Widzę ogromny talent, który mógłby się zmarnować.
- Od kiedy miałbym zacząć?
- Może od następnego miesiąca, co ty na to? Wcześniej ustalimy szczegóły.
- Świetnie! Wprost idealnie. Ten miesiąc muszę jeszcze popracować nad pewnym projektem, więc nie chciałem odmawiać...
- A cóż to za projekt?
- Heh... - odwróciłem wzrok, zdobywając się na lekki uśmiech - Chciałbym zdobyć pierwsze miejsce w konkursie, którego zwycięzca będzie miał swoich pięć stron w najpopularniejszym czasopiśmie...
- Pewnie wygrasz, z twoimi zdolnościami... Jestem pewien. - przez te słowa zdumiony luknąłem na niego z niedowierzaniem.
- Wątpię, pewnie jest dużo lepszych ode mnie, dopiero się uczę.
- Masz już jakiś pomysł?
- Rzecz w tym, że nie... - zmartwiony wbiłem spojrzenie w swoje jasne buty.
- Nic ci nie świta?
- Nie.
- Nic, a nic?
- Nic...
- Może mógłbym jakoś pomóc?
- Nie... To znaczy już dostałem wręcz graniczącą z cudem ofertę, nie będę pana mieszał we własne sprawy, poradzę sobie.
- Wiesz co kiedyś mówiła moja mama? - zerknął na niebo, dzięki czemu mogłem dostrzec jego malutką, zgrabną żuchwę - Jeśli czujesz, że chcesz komuś pomóc, zrób to. Nie wiadomo kiedy taka okazja nadarzy się ponownie. Chcę ci pomóc, bo widzę, że się do tego nadajesz.
- Nie należy tak ciągle brać... - po chwili usłyszałem jego donośny śmiech.
- Mówisz jak moja babcia, bez urazy oczywiście... To może umówmy się, że w zamian za moją pomoc zrobisz wszystko, żeby zająć pierwsze miejsce, ok? - pokiwałem głową - Nazywam się Natsume Takagawa. - wyciągnął w moją stronę dłoń, a mnie dokładnie zatkało. To największa szycha w całym kraju, a tamten biurowiec jest właśnie jego, jak mogłem go nie rozpoznać! O matko, co robić, co robić?!
- Atasuke... Atasuke Shinko. - dość niepewnie uścisnąłem jego palce, jakby tracąc skromną pewność siebie. On uśmiechnął się tajemniczo i domknął dłonie w ciepłym uścisku, aż mrówki przeszły mi po całej powierzchni ręki.
- Przyjdź do mnie, kiedy będziesz już coś umiał Atasuke, dobrze? I mów mi po imieniu, formalności tylko w pracy. - podał mi karteczkę ze swoim adresem, którą od razu schowałem do kieszeni.
- Dobrze... Obowiązki pana wzywają, rozumiem.
- Nie... Nie chcę, abyś się rozchorował, oszczędź biednemu sercu dodatkowego kłopotu, dobra? - podał mi torbę, posyłając miłe spojrzenie.
- Do widzenia.

Pożegnałem się ukłonem i rozkojarzony poszedłem w kierunku domu, który wynajmowałem. Mężczyzna pomachał mi serdecznie, odprowadzając wzrokiem do końca uliczki, za którą po chwili zniknąłem. Przez to zachowanie czułem, jakby moje nogi ktoś podmienił na tyczki.

Dlaczego był taki miły? Nie wierzę w to... Nie wierzę ! Zagadał do mnie ktoś tak ważny... Za kim szaleje spora ilość ludzi, odkąd tylko zgodził się na zagranie w jednym odcinku serialu. W dodatku zaoferował pracę w najlepiej płatnym budynku... O tym nawet nie śmiałbym śnić. Yaaay...
Przyłożyłem przegub do klatki piersiowej, czując, jak coś dziwnie rozgrzanego przesuwa się wzdłuż mego ciała.
Postaram się zrobić tyle, ile będę mógł. Chyba jest jeszcze na tym świecie coś dobrego, co zaskoczy przed końcem.



10 grudnia



- Natsume? - niepewnie wyjrzałem przez próg drzwi, które powolutku się uchyliły.
- A kto niby? Do odważnych świat należy. - czarnowłosy roześmiał się dźwięcznie, wpuszczając mnie do środka - I jak, wymyśliłeś coś? Dawno cię nie widziałem, myślałem, że już nie przyjdziesz... Oj, daj to. - rzekł zirytowany, gdy po raz piąty przymierzałem się do odblokowania zamka. Czując na swoich policzkach jego powietrze wypuszczone przez nos, nieznacznie się zawstydziłem.
- Tęskniłeś? - zapytałem, od razu odczuwając ciarki spowodowane krępującym, nieprzemyślanym pytaniem.
- Tak. - odparł cicho, uśmiechając się tak jakby... Czule?

Wtedy poczułem, że mógłbym zaznać odrobiny szczęścia, choć czasu mam tak mało...

- Przyszedłem i mam pomysł, chcę, żebyś mi pomógł. - popatrzyłem głęboko w jego patrzałki, tworząc między nami błogie milczenie, którego nikt jednak nie chciał przerwać - Czekałem, aż wyniki do mnie dotrą, dlatego tak długo...
- Widzę, że robisz postępy. Mówisz po imieniu widząc mnie po raz drugi, dziękuję. - weszliśmy do pokoju utrzymanego w białych barwach.
- Tak ważna osoba jak ty pewnie... No dziwnie mi tak mówić.
- Jestem tylko człowiekiem. Do wujka nie mówiłbyś pan, więc do mnie też nie ma potrzeby. - rozsiadł się na śnieżnej sofie, zacierając palcami skórzany materiał.
- Ale mam do ciebie ogromny szacunek.

Nie patrząc już na mężczyznę wyciągnąłem materiały i poukładałem je w miarę równo, by każde wywołane zdjęcie było widać, zaś Takagawa uśmiechnął się półgębkiem, zdumiony moim oddaniem.

- Powiedz... Jak to możliwe, że robisz tak przepiękne zdjęcia? One mają... Mają w sobie coś takiego, co przyciąga oko i porusza duszę. - skomentował obniżając ton, a w palcach trzymał co rusz nową fotografię.
- Nie wiem... Staram się jakkolwiek przelać uczucia na papier, żeby ramka nie była pusta, a zdjęcie nie pozostało tylko zdjęciem, miało w sobie głębię...
- Ma... Wszystkie mają.
- Jeśli się uda, dostanę się do kolejnego etapu, po którym zacznę już u ciebie pracować.
- Nie mogę się doczekać. - wzdrygnąłem się na to zdanie, coś mnie ruszyło - Zaraz... Co ty właściwie studiujesz?
- Nic. Nie chodzę na studia.
- A to dlaczego? Nie masz pieniędzy?
- Nie, chcę się skupić tylko i wyłącznie na fotografowaniu. - studia w moim wypadku są bezsensowne.
- To trochę ryzykowne.
- I tak nie mam niczego do stracenia.
- Jak to?
- Nie... Tu po prostu nie obchodzi mnie nic innego. - przecież nie mogę ci powiedzieć o tak ważnej rzeczy, skoro wiem, że chyba się w tobie zakochałem... - Chcę mieć satysfakcję, że potrafię coś zrobić, sam. Że jestem coś wart, że mógłbym być znany, choć przez chwilę... Teraz jest tak wiele ludzi, że potrzeba silnego charakteru, który próbuję sobie ukształtować.
- Oj masz go... I to pewnie po matce.
- Może i masz rację. - uśmiechnąłem się jak anioł, spoglądając za okno.
- Może?
- Nie mieszkam z rodzicami. Powiedzieli, że nie będą mieszkali z kaleką, z którego nie będzie pożytku, bo niczego nie może zrobić.
- Co?! Przecież robisz świetne zdjęcia!
- Tak, ale dla nich to hobby, nie zawód.
- Ale przesyłają ci pieniądze, prawda?
- Iie... Od roku, kiedy skończyłem osiemnaście lat przestali mnie sponsorować, bo przecież jestem dorosły. Dobrze, że trochę zaoszczędziłem, nie muszę teraz na siłę pracować po piętnaście godzin dziennie.
- Przecież tak nie można...
- Jestem im za to wdzięczny. - domknąłem powieki - Dzięki nim mogłem znaleźć to, czego szukałem. To, co oni mi zakrywali.
- Atasuke...
- No i mają rację. Kto by chciał mieszkać z kaleką? Samemu jest lżej. - nagle poczułem, jak nagrzane dłonie oplatają mój pas, a większy tors przykleja się do moich pleców. Ten gest wywołał u mnie niewidoczny rumieniec.
- Nie... Samemu nie jest lżej. Jest po prostu łatwiej, ale tylko zewnętrznie i na krótką metę. Nie jesteś kaleką, dla mnie jesteś zawodowym fotografem, który na pewno zarobi więcej niż jakiś robotnik albo ktoś. - coś wywróciło mój żołądek, aż zerwałem się z kanapy, podchodząc do lampionu. Zła reakcja, bardzo zła... Tak nie może być.
- Im dłużej z kimś jesteśmy, tym bardziej odczuwamy pustkę, jeśli tego kogoś zabraknie. Pewnie już tego doznałeś.
- Masz bardzo złe podejście, trzeba je będzie zmienić, będziesz do mnie codziennie przychodził, potrzebuję twojej pomocy, ale póki co... - kolejny raz przytulił mnie od tyłu, przez co czułem, że dłużej nie mogę utrzymywać zaschniętych łez, które myślałem, że się skończyły - Nikt nie lubi być samotny. Nie myśl o rodzicach, tylko ten jeden raz stań się jeszcze bardziej dorosły, niż byłeś... - wyszeptał niegłośno, jakby mówił do moich włosów.

Niedobrze, potwornie... Fatalnie! Nie panując nad sobą, wtuliłem się w jego klatkę piersiową i rozpłakałem, cicho szlochając. Ile mam to jeszcze znosić? No ile?! Ta świadomość mnie wykańcza... Płakałem już tak wiele razy, że nie pamiętam kiedy to się w ogóle zaczęło. Chociaż nie... Pamiętam, bo to nie było tak dawno.
Zmęczył nie żal, dlatego postanowiłem działać. Wybudowałem skorupę, którą on tak błyskawicznie zniszczył. Dlaczego... Dlaczego ciągle wszystko co się robi musi boleć?!

Dlaczego musiałem się w nim zakochać? Teraz, nie wcześniej...?



15 grudnia



Im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że to bez sensu. Ostatnio spędzamy ze sobą prawie każdą, wolną chwilę, chociaż Natsume ma dużo pracy. Nie chciałbym mu zawadzać, ale jeśli go nie widzę, nie mogę skupić się na zdjęciach, cała pasja ulatuje. Tak, moja beznadziejna miłość... Czy ja kiedykolwiek czułem coś podobnego? To było dobre czy może raczej złe? Nic, pustka, bo dążyłem do tego, aby być szanowanym... Teraz mam dziewiętnaście lat i co? Czuję, że zmarnowałem młodość. A czas leci... Nieubłaganie... Leć, wznoś się w przestworza, unoś się na wietrze ile razy chcesz, ale niech cię szlag, w tym wypadku nie mógłbyś się zatrzymać?! Tak bardzo bym chciał... Tak bardzo... Że mógłbym oddać za to wszystko, co mam... Chociaż zaraz... Czy ja mam coś do stracenia? Nie. Sądzę, że mógłbym spróbować, ale czy to będzie uczciwe w stosunku do niego?

Błoga, lewitująca ciecz przelała się po komórkach mojego ciała, głaszcząc każdą z nich miłym drapnięciem.



Kimi Hana - Piano Version ( JR )



16 grudnia



Szliśmy właśnie skutym mrozem betonem, który ciągnął swoje płytki po sam koniec rozległego parku, którym uwielbialiśmy spacerować. Gruba, szara wełna przykrywała ze wszystkich stron moją wrażliwą na niską temperaturę szyję. Co jakiś czas pociągałem nosem, patrząc na wysokiego mężczyznę. Ja, nieco niższy, ale o dwanaście lat młodszy, pewnie byłem dla niego dzieciakiem, który ma talent i nic więcej. Dobrze robię zdjęcia, dostałem się do finału konkursu i teraz idę zrobić cudne zdjęcia, w których mi pomoże. Na co ja liczę? Popatrzmy na to tak. Wziął rozwód kilka lat temu, na szczęście nie mając dzieci, a ja jestem zwykłym nastolatkiem płci męskiej. Gdzie tu jakakolwiek logika? Nie ma, a on postępuje rozsądnie, bo zdążyłem go trochę poznać.
Fuknąłem cicho, pocierając lodowaty nos.

- Tutaj będzie dobrze.
- Myślisz? Nie lepiej tam? Jest więcej drzew...
- Iie, tam jest ich za dużo.
- Ci artyści... - wzruszył ramionami, ugniatając zamarzniętą trawę.
- Mógłbym mieć do ciebie jedną prośbę?
- Słucham, jaką? - szczęśliwy, że o coś nareszcie proszę, aż stanął i oparł się o kant ławki.
- Mógłbyś pozować do paru zdjęć?
- Co? Tutaj, bez przygotowania, taki dziadek jak ja?
- Hai. Nie jesteś dziadkiem i nie uważam, aby przygotowanie było ci potrzebne. Chcę uchwycić naturalne piękno i wkomponować w to człowieka, który sam w sobie jest nienaruszony, nieskazitelny wręcz... Ktoś, kto właśnie jak ty - łagodnym uśmiechem upiększy fascynujący świat...
- Jesteś pewny, że chcesz mnie na zdjęciach?
- To byłby zaszczyt. - popatrzył na mnie chwile, aż serce mi pękało, takie to było spojrzenie!
- Haha, przestań z ukłonami, wiesz, że tego nie lubię, a ty ciągle to robisz. Zgadzam się, nie ma problemu.
- W takim razie poprawię tylko parę szczegółów.

Zatrzymałem się przed nim i troszkę rozwichrzyłem mu włosy, nadając im słodkiego, ale drapieżnego wyglądu. Zamknął powieki, kiedy układałem kosmyki hebanowej grzywki oraz przekręciłem nieco szalik, usztywniając kołnierz. Udałem, że jeszcze coś poprawiam, aby choć przez moment zatopić się w z lekka kredowej twarzy, z rumianymi od zimna policzkami.

- Dobrze... Mógłbyś tam stanąć? - złapałem za aparat i ustawiłem odpowiednią przesłonę, a także ostrość, do tego włączając lampę - Troszkę bardziej w prawo. O, tak jest dobrze. - pierwsze zdjęcie z przyjemnością zostało zrobione, a ja zadowolony zerknąłem na wyświetlacz - Teraz tam... Mógłbyś unieść bardziej podbródek, żeby było widać więcej twoich łagodnych rys? Troszkę wyżej... Stój, idealnie, ale... - popatrzył na mnie kątem oka, próbując się nie ruszyć - Daj coś od siebie... Obojętnie co, wyobraź sobie coś miłego, coś, co koi twoje nerwy... Wsłuchaj się w naturę, obok której stoisz... - przerwałem widząc, że wkłada dłonie do kieszeni płaszcza.

Ręce nieznacznie zgiął w łokciach, a kręgosłup bardziej wyprostował, do tego złączył nogi. Szalik w paski ładnie zawinął się na barku i zawisł ku dołowi, a kosmyki trzydziestojednoletniego mężczyzny ułożyły się nieco na kołnierz. Natsume pozwolił na ujrzenie ciemności, a kąciki ust wygiął minimalnie w uśmiechu, co stwarzało idealny efekt... Nie wierząc w to co widzę, aż wstrzymałem ruch palca, który miał nacisnąć guzik, po czym słabo się zarumieniłem. Przecież to jest chodzące bóstwo, nie znające czegoś takiego jak brak skromności czy pogarda, brak szacunku...
Obserwowałem, jak jego policzki anielsko kontrastują z bladym czołem, które odsłonił podmuch wiatru. Klik! Uwieczniłem to raz na zawsze ze swoimi uczuciami, które stały się pewne jak twardy kamień. Żebym tylko mógł z nim być... Dałbym wszystko, ale i zabrał wiele. A to wszystko przez tego cholernego...!

- Atasuke i jak, może być?
- Jest perfekcyjnie i to nawet nie wiesz jak bardzo... - mój głos złagodniał, a brwi dodały oczom czegoś w rodzaju smutnej radości.
- Cieszę się.

Posłał mi uśmiech, z gracją pokazując górny rządek zębów. Jego prześliczne dołeczki w policzkach były prawie niewidoczne, ale jednak, subtelnie wgniatały się w mięciutką skórę. W momencie, w którym robiłem to zdjęcie naszła mnie myśl - Czy on aby na pewno ma trzydzieści jeden lat? Chciałbym wyglądać tak młodo jak on, ale niedługo pewnie mój stan się pogorszy.

Tak blisko, a zarazem tak daleko. Boże... Dlaczego tak musi być?

- A teraz?
- Jest świetnie, tyle zdjęć mi wystarczy.
- Nie żartuj, tylko trzy?
- Tylko tyle mi potrzeba, taka jakość, to nawet jedno...
- Nie robisz zapasowych?
- Nie. - rozradowany zakleszczyłem w łapkach lustrzankę - Trzy w zupełności wystarczą. - popatrzyłem w górę, gdy poczułem coś na nosie i natychmiast uniosłem dłoń - Patrz Natsu... Pierwszy śnieg... Tak bardzo lubię pierwszy śnieg... - a zarazem ostatni, eh...
- Nie będę już dłużej udawał, teraz ci powiem. - uniosłem brwi w momencie, kiedy jego palce znalazły się między  kostkami i zacisnęły wszystkie patyczki razem ze sobą, stwarzając wyższą temperaturę.
- Natsume? - serce łomotało mi niemiłosiernie, a oddech zacierał wyraźne kręgi na pasmach powietrza.

Proszę, nie rób tego... Cokolwiek chcesz zrobić, proszę, nie rób, nie mów tego!

- Postanowiłem, że kiedy spadnie pierwszy śnieg, powiem ci... - bardziej rozbudowane ciało przysunęło się do mojego, przez co przeszedł mnie rozleniwiony dreszcz orzeźwienia, ale i senności - Chciałbyś ze mną zostać raz na zawsze, na długi, długi czas? - zamrugałem kilka razy, rozchylając wargi - Kocham cię Atasuke. Czy... Choć w jednym stopniu mógłbyś poczuć to samo?
- Nie mów tego... - mój głos zaczął drżeć - Proszę cię, wszystko, tylko nie to... - cofnąłem nogi - Nie masz prawa przeze mnie cierpieć! - odepchnąłem go od siebie i ze zmiażdżonym sercem, któremu ostateczny cios zadałem sobie sam, zacząłem uciekać, zalewając się coraz bardziej łzami.

Dlaczego... Dlaczego musiał to powiedzieć?! Czekałem na to, ale nie chciałem, aby tego mówił. Tak, jestem masochistą, ale on nie zasłużył na to, co jestem w stanie mu dać, nie zasłużył na komuś... Komu... Pozostało...

- Atasukeee! - krzyknął głośno, gdy dobiegłem do taksówki i rozkazałem odwieźć się do domu.

Chociaż łzy leciały jakby ktoś wylewał wodę z węża pod silnym strumieniem, puls utrzymywałem w normie, aby teraz się nie wykończyć.

Chociaż... Co mi tam. Po co życie.



20 grudnia



Powłócząc nogami doczłapałem się do kuchni, otworzyłem beżową szafkę i po raz kolejny w ciągu całego życia łyknąłem garść tabletek, krzywiąc się przy tym wyjątkowo wyraźnie. Mimo tego, że byłem owinięty w gruby sweter, a na stopy miałem nałożone pluszowe bambosze, trząsłem się z nerwów i ciągle przecierałem oczy, które złośliwie co jakiś czas piekły. Zrezygnowany usiadłem przed laptopem, oglądając po raz setny jego zdjęcia, które wygrały...

Tak, mam te swoje pięć stron w gazecie, no i co? Zwisa mi to. Nie będąc z nim, nic mnie nie cieszy. Matko... Jak bardzo chciałbym zobaczyć teraz ten perlisty uśmiech, usłyszeć ten głos... Znam go zaledwie dwadzieścia jeden dni, ale to on doprowadził mnie do tego stanu. To nie tak, że nie chcę z nim być. To jest po prostu niemożliwe... On musi o mnie zapomnieć, znaleźć kogoś innego, dopóki ma jeszcze czas. Moje wyniki nie są zbyt dobre...

Po pięciu minutach upartego tarabanienia dzwonkiem, łaskawie otworzyłem drzwi, żałując tej decyzji.

- Ata... - spróbowałem zamknąć drewniany zawias, ale demoniczna siła starszego osobnika wywołała w moich kruchym przegubie prąd bólu.
- Ała... Trochę lżej... - mruknąłem, masując rączkę. Odsunąłem się i pozwoliłem mu władować się do mieszkania - Jak znalazłeś mój adres?
- Atasuke, czy ty mnie nienawidzisz? - ostatni wyraz wbił mnie w podłogę, a mi dosłownie opadła szczęka, milczałem - Atasuke! Proszę, odpowiedz...
- Nie, nie nienawidzę cię.
- To dlaczego... Dlaczego uciekłeś tak nagle?
- Zostaw mnie, proszę cię, zapomnij, znajdź kogoś lepszego.
- Co ty wygadujesz! Jakiego lepszego? Nie chcę nikogo innego. Wiem, że to raczej banalne słowa, ale naprawdę obiecuję, że nigdy cię nie opuszczę. Ty nie jesteś tym, kogo mógłbym opuścić.
- Przestań! - krzyknąłem, zatykając dłońmi uszy. Poszedłem do salonu z nadszarpniętymi nerwami.
- Atasuke... O co chodzi, powiedz, a zrozumiem, powiedz...
- Przestań... Proszę cię, odejdź.
- Nie odejdę. Atasuke...

Dlaczego ciągle mi to robisz? Chcesz mnie zmęczyć, żebym nie miał siły ci odmówić? Wymawiasz moje imię tak miękkim, wibrującym w przestrzeni głosem, który chce mnie tylko dla siebie?

- Kocham cię. - dotknął opuszkami mojego policzka, a moje gałki widocznie się zaszkliły. Widział, że coś stoi mi na drodze, widział to... Chyba od samego początku - A ty...? Co do mnie czujesz? - poczekał na odpowiedź, w ciągu której rozważałem przyszłość. Tak? Nie? Jak normalnie tik, tak... Nic nie czeka. Co będzie słuszne? - Atasu...?
- Kocham cię cholera! - wrzasnąłem rozdzierająco, chowając twarz pod grzywką i załkałem, jakbym stracił całą rodzinę lub dumę.
- Co ci jest... O co chodzi, mi możesz powiedzieć...
- Proszę, nie zapomnij o mnie, powiedz, że nie zapomnisz. - zacisnąłem palce na jego koszuli, osuwając się na ziemię. Złamałem wszystkie swoje obietnice, no pięknie, do nieba z pewnością mnie nie przyjmą.
- Ale przed chwilą powiedziałeś, że mam zapomnieć... Zaczynam się o ciebie bać, o co chodzi? - ciągnięty za materiał, ukucnął przy mnie, obejmując mnie jednym ramieniem.
- Zapomnij o mnie teraz albo nie zapomnij nigdy, nie chcę być sam.
- Dobrze, nie zapomnę... Do końca życ... - rozbeczałem się, słysząc wzmiankę o życiu - Atasuke!
- Nie kłam, skoro nie znasz przyszłości! - krzyknąłem na niego, nie mogąc wytrzymać napięcia - Każdy kiedyś powie 'do widzenia', więc nie ma żadnego 'na zawsze'! - kaszlnąłem, czując, że nadużyłem limitu. Natsu pogładził mnie uspokajająco po pleckach.
- Nie denerwuj się, bo wykończysz przedwcześnie serducho. - pogłaskał mnie również po głowie, zbierając na kolanach moje mokre kropelki.
- I tak zostały mi tylko góra trzy miesiące. - poczułem, jak jego ciało drętwieje - Na pewno chcesz mnie kochać? Nie, pewnie nie chcesz, takiego kaleki jak ja nikt nie chce, bo kiedyś przecież odejdzie, nie można wiązać z nim przyszłości. Odejdź, zostaw mnie w spokoju i pozwól być samotnym.
- Co ty wygadujesz... Jakie zostawić! Jakie trzy miesiące życia...? Twoje serce ma się dobrze. - zdruzgotany próbował zachować spokój, szukając w moich oczach odpowiedzi.
- Proszę bardzo, zostaw mnie! Idź! Nie chcę słuchać złudnych nadziei, nie jestem dzieckiem... Nie męcz mnie już...
- Nie zostawię cię. Powiedz, jakie trzy miesiące, o czym ty mówisz...
- Widzisz jakie mam teraz podkrążone oczy z powodu przeziębienia? Tak będę wyglądał codziennie za jakiś miesiąc nawet, jak będę zdrowy. Chcesz związać się z kimś takim? - spojrzałem na niego, nadal wierząc w coś tak błahego jak 'nadzieja'.
- Atasu...
- Natsume, ja mam raka trzustki w najbardziej zaawansowanym stadium, nie zostało mi wiele czasu. - powiedziałem to tak spokojnie, ale dobitnie, że aż wstrzymał powietrze. Widziałem, jak go zatkało, nie wiedział co odrzec, nie dziwię się, taka kaleka jak ja - na co właściwie liczę? No już, powiedz, że idziesz, oświeć mnie, porzuć... Nie opuszczaj... - Chcesz być z kimś takim?
- Ty mały głupolu... - z tym swoim doprowadzającym o zawrót głowy uśmiechem ujął w dłonie moją twarz - Kocham cię nawet z tą wadą. - nim zdążyłem odpowiedzieć, finezyjnie wpił się w moje wargi, na co odsunąłem się mimowolnie nieco w tył. Na moich sklejonych od płaczu rzęsach znajdowały się spore krople, które jedna za drugą zaczęły ześlizgiwać się na dół. Zacisnąłem energicznie powieki, nie chcąc patrzeć na ten świat. Czarnowłosy złapał zębami moją dolną wargę i pociągnął ją do siebie, po sekundzie przejeżdżając po jej powierzchni językiem - Kocham cię właśnie dzięki tej wadzie. - szepnął raz jeszcze, wywracając mój świat do góry nogami.

Pełen świeżych łez rzuciłem się w jego ramiona, powalając nas na panele i kurczowo wtuliłem w parujący tors. Zimne kropelki chłodziły rozgrzane policzki, jednak nadal czułem motylki w brzuchu, które jakby swoimi skrzydłami wzniecały pożar w moim wnętrzu, przyjemnie paląc wnętrzności. Natsu myślał, że nie zauważyłem, ale widziałem, jak kilka skromnych, gorzkich łez wypływa spod jego powiek i wysycha na dużych dłoniach, które kurczowo przyszpilały mnie do ciała właściciela. Trwając w objęciach, nie potrafiłem się od niego oderwać. Być mniejszym, drobniejszym, to w takich sytuacjach duży plus.

Ironia losu - wiedzieć, że straci się wszystko, ale nadal o to walczyć.



25 stycznia



On jest cudowny! To był najlepszy miesiąc mojego życia! Natsume zabrał mnie na wczasy, biorąc trzydziestodniowy urlop. Myślałem, że będzie spokojnie, aby mnie nie przemęczać, ale jak widać on nie ma litości, potwór jeden! Mój kochany potwór, ma się rozumieć. Ciągnął mnie na wszystkie góry, na siłę uczył jeździć na nartach, w mieście rozruszał do szaleństw, o które nigdy bym się nie posądził, kupował chyba wszystko co się tylko dało, na co miałem ochotę...
A! No i jeszcze pewnego dnia musieliśmy uciekać przed tłumem dzikich fanek, które zobaczyły jego trzy zdjęcia w gazecie i były powalone jego uśmiechem, słodkimi dołeczkami, które sam mogłem dotknąć, ha! No i było dużo czekolady! Natsu jest cudowny, anielski, boski, przybyły z niebios, mogłem poczuć się jak dziecko, na chwilę zapominając o dorosłości i przykrym końcu, który nie chybnie mnie czekał. Dzięki niemu jakoś się trzymałem, chociaż zauważyłem, że niestety szybciej się męczę i czasem piekły mnie okolice trzustki. Kiedy zdawałem sobie z tego sprawę on od razu uderzał mnie w głowę i mówił, żebym nie myślał o pierdołach, a potem zazwyczaj mnie całował. Chociaż jednego dnia było pikantnie...

- Shinko, dlaczego się rumienisz, hmm? - zapytał, widząc moje soczyste wypieki, a że siedziałem na jego kolanach przed przytulnym kominkiem strzelającym iskrami, mógł mnie swobodnie obserwować.
- Dziękuję za ten miesiąc... - wtuliłem się w niego plecami, wdychając przecudny zapach charakterystycznych perfum - Poczułem, że żyję.
- Eh, mój głupolu, przecież żyjesz i pokazałeś na co cię stać... - dłoń zjeżdżająca po linii mojego podbrzusza nie świadczyła o niczym dobrym - I to nie jeden raz...
- Natsume! - nafukałem na niego, łapiąc jego dłonie w swoje - Czuję się słabszy, niż miesiąc temu.
- Jest zima, więc to nic dziwnego.
- Nie wyglądam gorzej? - poudawał, że uważnie mi się przygląda i pokiwał przecząco mózgownicą. Miło było wiedzieć, że chce mnie pocieszyć, dlatego udawałem, że w to wierzę i jakoś to szło.
- Masz wyjątkowe włosy, mięciutkie, lśniące, naturalnego, ciemnoczerwonego koloru... Jesteś drobny jak puszek...
- Nie musisz mi przypominać o chorobie.
- Wiesz, że nie o to mi chodziło.
- Eh, tak, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Już niedługo wszystko się skończy i dobrze o tym wiesz.
- Oo, niedobry brzuszek. - ucałował moją szyję, przygryzając ją mile, a palcami pogładził miejsce, w którym znajdowała się trzustka. Nie mogąc się powstrzymać, zassał się na skórze, zostawiając na niej różaną malinkę.
- Natsume, ja nie chcę zostać sam, boję się tego... Boję się, co będzie dalej...
- Atasuke. Powiem ci coś poważnego. Nigdy nie potrafiłem się z nikim dogadać, bo wszyscy byli pazerni tylko na moje pieniądze, bo zawsze pochodziłem z bogatej rodziny i tak dalej, ale ty dałeś mi coś wyjątkowego i wręcz chciałeś jednocześnie uciec, więc powiedziałem sobie, że spróbuję albo z tobą, albo z nikim innym, rozumiesz?
- Tak, ale kiedy umrę...
- Nie mów tak. - mocniej mnie przytulił.
- Kiedy odejdę... Boję się, że znajdziesz kogoś innego i zapomnisz o mnie, będę jak ten puszek, który się roztopi. Tak bardzo się boję... Wiem, że jestem egoistą, przepraszam...
- Atasu głuptasie... Chcę, żeby to było jasne. Nigdy więcej mam nie słyszeć z twoich ust słowa 'przepraszam' tylko co najwyżej 'pocałuj mnie'.
- Natsume... - przewróciłem oczami, chichocząc cicho.
- No, ale posłuchaj uważnie, bo nie powtórzę więcej. Ten jeden raz możesz być egoistą, życie powinno ci to wynagrodzić. Chcę, abyś nim był, należy ci się. Nie zostaniesz sam, ponieważ zdecydowałem, że odejdę razem z tobą.
- Czy ty oszalałeś?! - wybuchnąłem, otwierając szeroko oczy i odwracając się przodem do niego - Pogięło cię chyba!
- Jak na chorowitego człowieka jesteś bardzo ruchliwy... Wykorzystamy to, hmm?
- Nie możesz tego zrobić!
- Powiedziałem, że się nie powtórzę. Zadecydowałem o tym, chcę być z tobą, chcę, byś był samolubny. Chcę oddać ci swoje życie, które zdążyłeś ubarwić.
- Boże, Natsu... - wiedziałem, że kłótnia nie miała sensu, nie z nim... Poczułem, że mogę latać, chociaż znowu kosztem kogoś...
- Nie płacz kwiatuszku.

Uśmiechnął się do mnie na swój sposób i pocałował, jednocześnie smakując słonej cieczy, którą upuściłem. Wsunąłem dłonie pod jego bluzkę, ugniatając palcami nieskazitelną skórę, która nigdy mi się nie nudziła i zamknąłem oczy, poddając się kolejnej pokusie tego śnieżnego miesiąca.

Ciepłe dłonie, miłe skronie, chcę cię zatrzymać, w objęciach utrzymać...



21 marca



Długo zastanawiałem się nad tym, dlaczego życie ukarało mnie dwiema chorobami i wydziedziczeniem z rodziny. Brakiem przyjaciół i beztalenciem do czegokolwiek. Teraz doszedłem do wniosku, że nie warto narzekać, bo jako jedna z nielicznych osób mam szanse doznać prawdziwej miłości i powodzenia w robieniu wspaniałych zdjęć, których mam już mnóstwo. Chyba lepiej jest odejść z kimś, niż mieć za życia wielu ludzi, a umrzeć samemu.

W szpitalu, a raczej ośrodku, gdzie bezpośrednio i nieładnie mówiąc ludzie czekają na śmierć, siedziałem już od miesiąca. Jeszcze tydzień temu byłem w stanie przejść się jeden raz dziennie na spacer, czekając na wiosnę, jednak ostatnio stan mojego zdrowia się pogorszył. Ciągle wymiotuję, nie czuję połowy ciała i tym podobne, obrzydliwe ludzkie rzeczy - aż normalnie zazdroszczę wojskowym. Dzisiaj czuję się wyjątkowo dobrze, co może świadczyć tylko o tym, że to mój ostatni dzień na tej ziemi. Mówią, że przed śmiercią człowiek widzi różne rzeczy i czuje się tak, jakby mógł góry przenosić. Szczęście, kiedy przypomnę sobie, że nie jestem sam, mrowi moje kończyny, a serce przyjemnie się topi, skwiercząc wręcz jak na patelni rozpuszczane masło. Zawsze lubiłem ten dźwięk, zapach też słodko-lepki. W sumie trochę żałowałem, że ja, mając dziewiętnaście lat muszę iść do piachu, ale jak nie ja, to kto? Może w taki sposób uratuję czyjeś życie? Wyszczerzyłem się na samą myśl ratunku, bardzo mocno otwierając podkrążone oczy.

- O czym myślisz, kwiatuszku? - przemiły ton wywołał większą radość.
- O tym, że nie jestem i nie będę sam. Przez pobyt tutaj zrozumiałem, że naprawdę chcesz to zrobić, a ja nareszcie muszę przestać się bać. Jestem na ciebie zły, ale nie zatrzymam cię. Cieszę się, że chcesz pójść dalej ze mną. To jest największy komplement czy pochlebstwo, jakie kiedykolwiek ktokolwiek mógł powiedzieć... Czuję się taki spokojny, bardzo spokojny...
- Oczywiście, dla ciebie wszystko. - złożył na moich ustach delikatny pocałunek - A wiesz jaki dziś dzień?
- Iie...
- Atasuke! Toż to wiosna dziś, a mówiłeś, że nie dożyjesz, jak zwykle miałem rację.
- A czy nadal jest śnieg? - zapytałem zaciekawiony. Modliłem się o to, abym umarł po zobaczeniu wiosny i tak też się chyba stanie, coś nie czuję zbytnio nóg, ale pominę to.
- Nie, już nie ma.
- Mógłbyś zrobić zdjęcie? Chciałbym ją zobaczyć. - podszedłem do tego optymistycznie. Nie zobaczę o własnych siłach, ale dzięki niemu pożegnam się jak należy.
- Dla ciebie wszystko.

Takagawa zgarnął moją lustrzankę i uchylił okno, aby wpuścić trochę wiosennego powietrza. Usłyszałem tylko ukochane kliknięcie i po chwili patrzyłem w soczyście zieloną trawę oraz pąki. To była najdłuższa zima, jaka dotychczas się zdarzała i myślę, że trwała tak długo, ponieważ chciała podtrzymać moje życie, jakby wiedziała, że odejdę, widząc promyk wiosny...

- Śliczne... Natsume, pierwszy pąk... - zacisnąłem chłodne dłonie na jego, chyba odchodzę.
- Tak...
- Natsume... Chciałbym się pożegnać, czuję, że już czas. Zawsze myślałem, że będę się bał, panicznie łapał desek życia, ale teraz jestem szczęśliwy. Tak szczęśliwy, jak chyba nigdy nie byłem. No chyba, że wtedy, jak zabrałeś mnie do tego oceanarium, gdzie ryby pływały mi nad głową.
- Szczęście odnajduje się w nieszczęściu Atasu...

Widziałem w jego oczach łzy, ale on zachowywał spokój. Mimo wszystko postanowiłem dodać mu otuchy ciepłym uśmiechem. Przecież nie rozstajemy się na zawsze, tylko na chwilę... Nachylił się nade mną i ostatni raz połączyliśmy języki we wspólnym, wolnym tańcu. Jego język połaskotał moje podniebienie i płytki górnych zębów, na co mruknąłem cicho. Mężczyzna położył się na mnie wygodnie i zamknął w naszych dłoniach złoty amulet oraz jedno zdjęcie. Wziął w palce kilka tabletek, czy coś takiego, nie chciałem wiedzieć co i połknął je, uśmiechając się.

- Powiedz... Powiedz jeszcze raz moje imię...
- Atasuke...
- Dziękuję... - posłałem mu wdzięczny uśmiech - Do zobaczenia...

Moje wrota, patrzące ostatkiem sił na ukochanego, zamknęły się, nie wpuszczając tam nic innego oprócz jego twarzy i zapamiętanego dotyku...

Czekam, Natsume...



21 marca



Oto ja, Natsume Takagawa, zwykły dyrektor ogromnej, przedsiębiorczej firmy. Od miesiąca patrzyłem, jak mój kwiatuszek uspokaja się w tym ustronnym miejscu. Cały czas serce mi pękało, widząc jego stoicki spokój, subtelny wyraz twarzy... Zmęczonej twarzy, która niegdyś tak prężnie ukazywała emocje... Wiedział, że umrze. Wiedział, że odejdzie. Wiedział, że zakończy swój żywot w przedwczesnym wieku. Wiedział... Najgorzej jest czekać na śmierć, a on? Posłusznie, jak małe dziecko czekał, cieszył się... Nigdy bym nie pomyślał, że człowiek może się tak diametralnie zmienić. Zupełnie, jakby ukształtował swój charakter w jeden dzień, zbierając lata, których potrzebują ludzie. Dorósł bardziej niż ja, przegonił mnie, ponieważ nawet teraz nie potrafię pogodzić się z myślą, że razem odejdziemy. Chciałbym go znowu pocałować... A on... Pożegnał się w wielkim stylu, jestem z niego taki dumny... A ponoć cuda się nie zdarzają.

Te jego oczy, kiedy patrzył w nieboskłon, drobne, chuderlawe ciało i chłodne dłonie... Prawdziwa natura ustabilizowanego, silnego chłopaka, którego poznałem. Chciałbym cofnąć czas do momentu poznania go, aby więcej czasu z nim spędzić, zobaczyć go w dobrej formie, jak stał z tym aparatem przed biurowcem... Te kilka miesięcy uleciały jak lata, tyle się wydarzyło, tyle się zmieniło, tyle zrozumiałem... Tylko on, nikt więcej - taka myśl zawitała i pozostała w mojej głowie, kiedy podnosiłem mu szczękę, aby się biedak nie udusił.
Kocham go, tak ogromnie, że każdego dnia czekałem wraz z nim... Cieszył się z każdego wyjścia, z drobnych rzeczy... Siedziałem z nim tu cały czas, biorąc znowu urlop w pracy, z którego nie wrócę. Oddzieliłem się już dawno od innych, więc nie mam się z kim żegnać. Atasuke... Siedział, czekał, kochał... Mój Atasuke...

A teraz? Odszedł, jak młody, dopiero rosnący pączek, we wczesnym wieku, ale jego światło do końca biło na odległość. Razem z wiosną rodzące się życie odeszło w niebiosa, w dzień, który sobie wymarzył... Rozwijając się, umarł... To trochę okrutne, ale co ja mogę? Odszedł z uśmiechem na twarzy, nadal czuję jego usta na swoich wargach... Z uśmiechem przeznaczonym tylko dla mnie, żebym wiedział, że czeka, teraz ja, obiecałem...
Obiecałem głuptasie, że nie będziesz sam i dotrzymam słowa. Szkoda, że nie zobaczę już więcej miejsc, kolejnego poranka, nocy, morza, łąki, nikłej rodziny... Szkoda mi, że nie zobaczę tego z tobą, że nie poznasz skrawka mojego rodzinnego miasta... Bez ciebie te miejsca nie istnieją, tak więc już idę, zaraz do ciebie dołączę... Wiem, oszukuję, bo przez to, że jestem starszy widziałem więcej, ale pozwól mi teraz cię dogonić... Ty, który byłeś zawsze o krok przede mną. Niech nasze pamiątki w postaci zdjęć zostaną dla innych, a my chodźmy, daj mi rękę, już do ciebie idę, Atasuke.

Kiedy wcześniej łyknąłem garść tabletek i zamknąłem oczy, on już czekał. Teraz, gdy czuję, jak robię się senny mogę do niego dołączyć, w mniejszym bólu, ale inaczej nie pozwolił mi postąpić. Mój uśmiech idealnie dopasował się do jego, a powieki wygładziły swoją powierzchnię.

Szef firmy, biurowca, odszedł. Tak. Czy to dobrze, czy źle, nie interesuje mnie. W tym wypadku mogę być samolubny, samolubny dla mojego kwiatuszka i wiesz co Atasuke? Cieszę się. Oddaję tobie swoje życie, czując, że nareszcie ma to jakiś sens, czuję się kimś, bo do teraz brakowało mi tego czegoś, czym jest pomoc innym, ale ta najgłębsza, bezgraniczne oddanie, o którym zazwyczaj się czytało.

Atasuke, poczekaj na mnie, już idę.

Atasuke...

Atasuke, przytul mnie raz na zawsze.

Atasuke...


***


Słońce pokryło ich ciała połyskliwą łuną, ukazując dwie, wymęczone dusze, które dążąc do celu ofiarowały to, co najcenniejsze. Choćby nie wiadomo co się miało wydarzyć, głęboko w myślach nadal musimy widzieć błękitne niebo, bo przyszłość ma dla nas wiele niespodzianek.


***

YaoixGrelka

 
Pozwoliłam sobie dodać coś na osłodę ;3.
Akemi (15:34)

1 komentarz:

  1. Hej,
    no po prostu się tutaj rozbeczałam, takie to smutne... ale tak jeszcze wiele szczęścia zaznał w tych ostatnich miesiącach życia... był kochany i kochał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń