wtorek, 30 października 2012

Cofnąć czas - urodzinowy one shot dla Akemi (YaoixGrelka)

03 lipca 2011

W tym wspaniałym dniu wszyscy powinniśmy złączyć w uścisku łapki, kładąc je na klawiaturze i życzyć Akemi chęci do wszystkiego, co sobie postanowi. Do uśmiechu, do optymizmu, który przelewa na innych. Do szczęścia w wielu sprawach oraz do pomyślnego zdania wszystkich egzaminów.

Ten szczególny dzień błądził po mojej głowie dobry miesiąc. Akemi, nie będę pisała Ci więcej życzeń, ponieważ wiesz czego chcesz, a ja nie będę powielać schematów. Chciałabym jedynie złożyć podziękowania.

1. Dziękuję za Twoją obecność. Nigdy nie opuściłaś mnie słowem, ani duszą, jeśli do Ciebie napisałam lub też nie chciałam widzieć na oczy świata. Wyciągasz mnie melodyjną mową, którą słyszę w wyobraźni, z coraz większego bagna, dodajesz iskierki, która eksploduje, kiedy jest naprawdę źle.

2. Dziękuję za Twoją cierpliwość. Głupio mi nadal, że zwlekam z czytaniem, ale dochodzę do wniosku, że kiedy zaczynam czytać kilka albo kilkanaście zaległych rozdziałów stać mnie wtedy na bardziej konstruktywny komentarz.

3. Dziękuję za Twoje słowa na blogu, pod każdą notką, choć nie tylko na blogu. Co powiesz na odnowienie zabójczych maili? ;3

4. Dziękuję za Twój optymizm. Zabawne jest to, że ja Ci go kiedyś dawałam, a ty jakby teraz zwracasz troskliwie odpowiednie ilości radości, dodając cząstkę siebie. To naprawdę pomaga i choć formalnie nie mieszkamy blisko siebie, czuję, jakbyśmy znały się od dawna, były rodziną.

5. Dziękuję za Twoje otwarte ramiona. Zawsze zaakceptujesz mój wybór, nie krytykujesz go błędnie, powiesz swoje, ale duszą będziesz z tym, co postanowię. Nie pocieszasz na siłę, tylko szczerze rozmawiasz. To naprawdę dużo znaczy. Świadomość, że zawsze masz do kogo się odezwać.

6. Dziękuję za to, że mogłam Cię poznać. Za to, że jesteś. Nigdy nie spotkałam tak silnego, wartościowego człowieka jak Ty, wielki ukłon cudowna Akemi.

Jak mam w zwyczaju na jakieś okazje, wybazgrałam dla naszego Skrzacika one shota. Sądzę, że nie jest on smutny, zależy jak ktoś go odbierze. Jeśli wyciągnie to co trzeba, zrozumie go jako pouczenie, bądź przestrogę.

Akemiś - wyjątkowo ten one shot nijak ma się do mnie. Jest to moja wizja dwóch bohaterów, chciałam oderwać się od świata, tak więc tutaj wszystko ma znaczenie fikcyjne, nie musisz doszukiwać się cząstki mnie, gdyż jej nie ma. Życzę Ci miłego czytania, mam nadzieję, że spodoba Ci się taki niecodzienny kawałek opowiastki. Jeśli tworzymy dobre małżeństwo, nie chcę myśleć nawet o rozwodzie ! <3 Powinnyśmy obchodzić jakąś drugą rocznicę?

(a mój one shot nie jest taki wielki)

Dodałam na końcu obrazek, który nie jest powiązany z opowiadaniem. Musiałam go dodać, osobiście zdradzę, że mną wstrząsnął. Smutny świat ironicznie ukazujący uśmiechające się rzeczy. Przerażająca prawda.

Podziękujmy jeszcze raz Akemi za to, że dla nas pisze i ma dla każdego ogromne serce!


____________________

'Cofnąć czas'
Masutaro x Saguro
Love Song Requiem (Trading Yesterday)


____________________

Byłem głupi. Pozwoliłem, by wszystko uciekło przed moimi oczami. Mogłem coś z tym zrobić. Sam byłem przyczyną tego, co się stało. Czy żałuję? Oczywiście. Czy chciałbym cofnąć czas? Nie pragnę niczego więcej, jednak... Co ja mogę? Kiedy ktoś dostaje szansę musi ją wykorzystać, gdyż jeśli tego nie zrobi, później będzie żałował. Prosty system, niby każdemu znany, a łapie w swoje sidła niejednego mądrego człowieka. Znowu... Znów nawiedza mnie uczucie goryczy pomieszane z żalem i tęsknotą, która powinna zniknąć kilka lat temu. Stałem się wrakiem ludzkiego istnienia. A jednak wracam, po tak długiej przerwie ośmielam się wracać.

                                                                                  ***
Nazywam się Furusawa Masutaro, lat 20. Student jednego z najlepszych uniwersytetów w mieście, studiujący zarządzanie firmami zajmującymi się handlem zagranicznym. Należę do zwykłych ludzi, nie noszę w sobie czegoś wyjątkowego, jakichś ukrytych talentów. Jedyne co potrafię dobrze robić, to dogadywać się z innymi ludźmi poprzez swoją charyzmę, dobry wygląd i umiejętności językowe. Nigdy nie potrafiłem zrobić czegoś wyjątkowego, byłem szarym przeciętniakiem, ale odpowiada mi to, nie mam zamiaru wspinać się na sam szczyt. Na studia poszedłem głównie z wyboru ojca, ponieważ nie przeszkadza mi taki zawód, a jakiegoś lepszego obecnie nie widzę. Przyziemny, realny cel -znaleźć dobrze płatną, przyjemną pracę. Nie posiadając prywatnego życia, zawsze schowany za uśmiechem nie nawiązuję znajomości, w tym biznesie nie ma na to czasu, dobrze o tym wiem.

Kurde! Papiery, papiery! Muszę się pospieszyć, bo pierwszy dzień praktyk w tak drogiej firmie przedstawi zarys moich umiejętności. Zresztą nie mogę zmarnować tak wielkiej szansy, jaką załatwił mi ojciec, nie ma mowy! Poza tym nie powinienem biegać, to źle świadczy o pracowniku... Trudno, lepsze to niż spóźnić się na pierwszą rozmowę z szefem najważniejszej z firm... Mam nadzieję, że wszystko ze sobą wziąłem, w innym wypadku pogrążę się na wstępie.Głupi Furu, trzeba było od razu wsiadać do metra, a nie czekać na ojca, który nie przyjechał z powodu nagłego zebrania! Ale nie, ty jak zwykle miałeś lenia, to teraz masz.

Z impetem zatrzymałem się przed drzwiami i poprawiłem kołnierz eleganckiej koszuli, prostując plecy. Między palcami przepuściłem wygładzony krawat, po czym biorąc rozpierający płuca oddech, zapukałem odważnie.

- Proszę. - stłumiony głos zaprosił mnie do wnętrza,dlatego ośmielony przekroczyłem próg gabinetu i domknąłem wrota.
- Dzień dobry. - ukłoniłem się jak po chwili zobaczyłem... Do czarnego oparcia i natychmiast rozejrzałem po pomieszczeniu, które przypominało luksusowy, najwyższej klasy gabinet ważnej osobistości. Kanapa ze smolistą, czarną skórą, szklany stół, długie, szklane okna pozbawione zasłon, z widokiem na miasto,  drogi zegar, liczne oświetlenie oraz klimatyzacja... Pewnie dla niego to jeden z licznych ‘pokoi’ - Ja... - zacząłem niepewnie, kiedy postać nie raczyła odwrócić siedzenia w moją stronę, abym mógł ją ujrzeć - Jestem umówiony na spotkanie z panem Nagatsuka Saburo. - nie wiedziałem co powiedzieć, jakoś taka postawa mnie rozpraszała?Nigdy wcześniej mi się takie coś nie zdarzyło. Myśl, że tylko nieliczni mogą zobaczyć jego twarz wcale mi nie pomaga. Pewnie jakiś stary pryk... - Um... - odwróciłem wzrok, obserwując jakąś roślinkę w doniczce.
- Z panem Nagatsuka Saburo... - słaby pisk zagościł w powietrzu, a mężczyzna oparł brodę na skrzyżowanych palcach, wbijając łokcie w twardą powierzchnię blatu - Zdaje się, że to ja.

Podniosłem głowę i zerknąłem przed siebie, doznając monstrualnego szoku. Czarne jak smar tęczówki wpatrywały się ze spokojem w moją twarz, a proste, gdzieniegdzie poskręcane w zewnętrzną stronę włosy, idealnie okalały jego ostre, a jednocześnie łagodne rysy twarzy. Trochę zuchwały, ale przyjazny uśmiech wyrzeźbił w kącikach ust małe dołeczki, nadające policzkom pięknego spadu, wyostrzając gładki, zgrabny nos. Do tego brwi, ściągnięte na górną część powiek, kształtem przypominające źdźbła trawy, przy czubku naostrzone. Rozpięta przy szyi koszula, jeden guziczek... A na to garnitur. To jest szef?! On może mieć maksymalnie 27 lat!

Dosłownie odebrało mi mowę. Zawsze potrafiłem coś powiedzieć, dlaczego teraz nie mogłem? Przecież ludzie dostają taką posadę w tym wieku, to rzadkość, ale nic nowego. Studiowałem z wieloma charakterami, co to ma być? No rusz się!

Jego wzrok...


- Jak się nazywasz? - pytanie nieco mnie olśniło. No tak! Jak mogłem się nie przedstawić?! Najgorszy z najgorszych błędów!

- Furusawa...
Masutaro.- shit! Co to miało być?! Powinienem sobie strzelić - Przepraszam. Nazywam się Furusawa Masutaro i jestem na trzecim roku studiów. - tak, właśnie tak, trzymaj nerwy na wodzy - Tu jest wszystko, co powinien pan o mnie wiedzieć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Dziękuję, że chciał pan przyjąć kogoś na praktyki, to wiele dla mnie znaczy. - ukłoniłem się, przykładając dłoń do piersi.
- Rozumiem. - uważne spojrzenie zlustrowało mnie bez pośpiechu - Szczerze mówiąc myślałem, że jesteś nowym pracownikiem. - uśmiechnął się szerzej, przeglądając moje dokumenty - Nie przypominasz studenta.
- Nie? - zamrugałem parę razy, nie wierząc w to, z kim rozmawiam i jak luźno.
- Iie... W takim razie Furu-san, zaczniesz pracę od dzisiaj, wiesz, że nie ma tutaj czasu na lenistwo.
- Oczywiście. - Furu-san?! No bez jaj, co to za szef?
- Na początek uporządkujesz wszystkie zaległe papiery dotyczące ostatnich umów zawartych z dwoma krajami oraz przydzielisz im odpowiednie miejsce w koszulkach. - rzucił na biurko ogromny, czerwony segregator, po chwili wylądował na nim drugi - Następnie sprawdzisz ważność ‘paru’ transakcji i kont. Powinieneś się z tym uporać do wieczora, potem dam ci resztę zleceń, które ostatnio otrzymaliśmy. - podtrzymując ciężar ciała jedną ręką, rzucił mi zdecydowane spojrzenie. Że niby ja mam być posłusznym chłopcem na posyłki? Nie ma mowy.
- Przepraszam bardzo, ale doskonale znam swoje prawa jak i obowiązki, jakie  muszę wypełniać jako student. W żadnym z nich nie ma czegoś, co nazywa się‘czarną robotą’, mogę jedynie pomagać panu przy pracy, nie mogę jej brać na własną odpowiedzialność. Poza tym, praktyki najpierw polegają na obserwowaniu i wyciąganiu wniosków, nie można od razu wymagać czegoś, czego ma się nauczyć, prawda? - zmrużyłem powieki, nigdy nie tolerowałem ludzi, którzy potrafili tylko wykorzystywać innych. Czyżbym się pomylił co do niego?
- Dobrze... - zaskoczył mnie taką zmianą nastroju - Bardzo dobrze. Nareszcie trafił się ktoś, kto ma coś w głowie i nie da zdusić własnego zdania. - wyszedł zza stołu, wyciągając w moją stronę dłoń - Spodobało mi się twoje zachowanie, na pewno będziesz dobry w tym fachu. - posłał mi czarujący uśmiech, przez który popatrzyłem zdezorientowany na rękę.
- Dziękuję...? - niepewnie uścisnąłem jego dłoń i popatrzyłem w oczy. Dlaczego przy nim tracę pewność siebie?
- Jeszcze jedno... Mniej formalności, normalny człowiek nikomu nie szkodzi. - puścił mi oczko i potarł palcami moje bardzo ciemne, brązowe kosmyki, plącząc je ze sobą - Przyjdź jutro o 9, do jutra Furu-san.
- Tak... Do widzenia... - przyłożyłem palce do czoła, patrząc gdzieś w podłogę.Nie obejrzałem się za siebie, tylko stałem dobrych kilka chwil w miejscu, nie ogarniając co się dzieje. Nadal czułem na swojej głowie dotkliwe ciepło, lekkie jak piórko.

Jego dłoń...


                                                                                    ***

Zawsze tak jest... Tylko dlaczego? Dlaczego do cholery rozumiemy swoje błędy dopiero po ich popełnieniu? Czy nie można od razu przewidzieć przyszłości?! Widzimy coś, tracimy, nic nie możemy zrobić... Topimy się w oceanie wspomnień,które ranią nas codziennie, jeśli żałujemy czynów. Dlaczego?! Dlaczego byłem tak ślepy, jak dzieciak! Bachor. Bezmyślny kontener, pozwalający przerzucać się gdzie tylko ktoś zapragnie. Dlaczego tak się stało...? Mogłem to zauważyć, ale wolałem nie mieć oczu. Giń. Kruche ciało. Giń!
                                                                                     ***

Nosz zabiję go! On się nazywa kurna szefem?! Co za szef karze biegać studentowi w czasie ulewy po parku, bo tam zostawił teczkę z ważnymi dokumentami, a wykręca się, że ma spotkanie?! W tym samym budynku... No okej, niech tylko przyjdę, to mu zrobię śmigus-dyngus. Trzy tygodnie już pracuję w tym biurze, które wygląda jak drogi apartament i co? Wcale nie jest kolorowo, jak myślałem, ale nie narzekam. Saguro jest idealnym zarządcą, naprawdę... Już nie raz widziałem jak odkręcał błędy podwładnych, narażając własny tyłek i robił to z uśmiechem, jakby kochał to miejsce. Do tego ogromne osiągnięcia w zaledwie  trzy lata, odkąd się tutaj pojawił, ten człowiek to bóstwo, zbiornik talentów, których mi zawsze brakowało. Podziwiam takich ludzi, są niesamowici, pełni mocy, która działa na innych.

Super. Deszcz jak na złość z każdym moim następnym krokiem padał coraz intensywniej, nieprzyjemnie wpadając pod wilgotną koszulę, na rozgrzaną skórę.Wcale bym się nie zdziwił, jakbym się rozchorował. Przyspieszyłem zdając sobie sprawę, że nie warto narażać się na katar, przez co bardziej moczyłem sobie nogawki. Mam gdzieś. Ciepełko, ciepełko, ciepełko... Chcę już kochany gabinecik, tak, zawsze byłem zmarźluchem, dlatego chcę jak najszybciej zakończyć to okrutne i bezduszne polecenie.

Przemoczony do suchej nitki wparowałem do budynku i czując się jak u siebie w domu, mocząc kafelki włamałem się do windy, kierując na wyższe piętra. Nieco dygocząc zapukałem trzy razy i wszedłem do pomieszczenia Nagatsuke, zamykając za sobą drzwi na zamek, gdyż on nie lubił, kiedy ktoś mu właził bez zapytania do gabinetu. Byłem wyjątkiem, jego prawą ręką, miałem przywileje.

- Proszę. Nic nie ucierpiało, powinno być dobre. - położyłem teczkę na biurku, oczekując jego reakcji.

Spojrzałem na niego pytająco, kiedy oglądał mnie, nic nie mówiąc. Woda kapała ze mnie na jasną posadzkę, dosłownie z całego ciała. Kosmyki przylepiły mi się do twarzy, uwydatniając jej okrągłości, których nigdy nie lubiłem, a także schłodziły kawałek karku, do którego o dziwo dosięgły. O grzywce nie wspomnę, przyklejona do czoła na amen, dobrze, że ułożyła się podobnie do nosa, nie zakrywając całych oczu. Cienka koszula stała się nagle obcisła, tak samo spodnie na udach i przy nogawkach. Jednym słowem - wyglądałem bardziej subtelnie niż zwykle.

- Dzięki... Jejku, wybacz, nie chciałem żeby złapała cię ulewa. Gdybym miał wybór, sam bym po to poszedł. - podniósł się z krzesła, podchodząc do mnie.
- Nie ma problemu, od tego jestem, co nie? - uśmiechnąłem się, aby ukryć nieco dezorientację. Dlaczego tak się zmartwił? To tylko deszcz...
- Jesteś zimny. - skwitował, kiedy palcami dotknął mojego lodowatego policzka.
- A nie! Zawsze tak miałem, nie ma powodów do obaw. - podrapałem się po głowie,nie wiedząc co mam mu jeszcze odrzec. Szef nie może mieć na głowie kogoś, kto nawet tu nie pracuje.
- Jesteś cały przemoczony, przeziębisz się. - bez namysłu rozpiął moją koszulę i zaczął ją ze mnie ściągać.
- Naga... tsuke-san...? - głos zatrzymał się w moim gardle. Nie dlatego, że mężczyzna pozbawiał mnie ubrań. Po prostu jego wzrok... Coś było w nim nie tak, to mnie onieśmielało, nie pozwalało się sprzeciwić.
- Przeze mnie jeszcze coś ci się stanie, masz sine usta. - wyrzucił gdzieś mokry materiał i zaczął ściągać z siebie garnitur.
- Ale mi nic nie jest, naprawdę nie musisz... - zamknąłem powieki, gdy drogim ubiorem rozpoczął wycieranie moich włosów. Moich nic nie znaczących włosów - E-ej... Stój...
- Spokojnie, to tylko woda. - rzucił niskim głosem, który wbił mi się w uszy.

Jego głos...

- Nie musisz... - mruknąłem cicho, odwracając spojrzenie od jego paska. Nie moja wina, że byłem niższy od niego o głowę i ciut więcej. Nie, nie byłem niski, to on był jakimś gigantem, ale za to jakim przystojnym... Takiemu człowiekowi żadna kobieta się nie oprze. Jak z anime, filmów, chodzący ideał -Nagatsuke-san. - sapnąłem zdesperowany.
- Powiedz Masutaro... - słysząc swoje imię przeszły mnie niepohamowane ciarki - Masz kogoś, kogo kochasz?
- S-słucham? - mój ton zadrżał, co się ze mną dzieje?! I co to za pytania?!
- Pytam się, czy kogoś kochasz. - smukłe, wąskie palce okrężnymi ruchami gładziły powierzchnię czaszki.
- Nie... - wyjrzałem zza czerni na świat, który wydawał się teraz makabrycznie skomplikowany. Zarejestrowałem jego malutką radość i westchnięcie.
- W takim razie... - pociągnął mnie za bark w stronę sofy - Mógłbyś pokochać mnie? - zapytał, gdy zmuszając mnie do siadu na mebelku, usadowił się na moich biodrach, dłonie kładąc po obu stronach mojej twarzy.
- C-co? - nie dając mi rozwinąć tematu przylgnął wargami do moich, patrząc prosto w zagubione, szare tęczówki. Drgnąłem, tego się nie spodziewałem, nie po nim! Jakoś... Nie mogłem go odepchnąć, nie potrafiłem... - Nh...! - gdy poczułem na swoim torsie jego lekki dotyk, nieco się spiąłem i odsunąłem, wbijając w oparcie kanapy - Nagatsuke-san...?
- Nie mów tak... To boli. - uśmiechnął się i ucałował moje palce, które zakleszczył w prawie nieodczuwalnym uścisku. Nigdy bym nie pomyślał, że tak wielkie ciało może być takie opiekuńcze... - Lepiej Saguro-san. Powiedz, brzydzisz się tego?
- Nie... Nie o to chodzi... - jak... Jak mógłbym to kontynuować? Ja nie kocham nikogo, nie potrafię kochać, wszystko jest mi obojętne, więc dlaczego on...
- W takim razie pozwól mi się tobą zaopiekować. Dzisiaj... Spróbuję, jeśli nie będziesz chciał, przestanę, ale teraz pozwól, ja już dłużej nie mogę... Nie, kiedy widzę ciebie w takim stanie. - objął mnie ramieniem, przytulając mocno do siebie. Sprawił, że coś kojącego zagościło w mojej klatce piersiowej.
- Nie wiem... Nie rozumiem. Siebie... - płochliwym brzmieniem wyznałem swój jednoznaczny brak sprzeciwu. Nie, nie zrobię, tego, nie ma mowy.
- Nie musisz rozumieć, pozwól. - musnął ustami skórę mojej szyi, aż wstrzymałem oddech i spiąłem wszystkie mięśnie.
- Nie powinniśmy... - odepchnąłem go nieznacznie.
- Nie mów tak, będzie ok... Masutaro... - jego język przejechał wzdłuż żuchwy, owiewając ją ciepłym powietrzem, rozgrzewając mnie.
- Nie... Puść mnie... - dłońmi uporczywie oddalałem jego ciało, utrzymując go na dystans.
- Kłamiesz, podoba ci się to... - szepnął prosto w moje ucho i przygryzł je, wywołując u mnie gęsią skórkę w okolicy karku.
- A-ale... - gdy nacisnął palcami na moje udo, moje policzki zabarwiły się na czerwono - Sagu...! - ponownie uciszyły mnie jego miękkie, acz okrutne usta.

Barwa jego głosu, ten hipnotyzujący ton... Nie mogę się temu oprzeć, po prostu nie mogę. Nie wiem co czuję... To miłość? Nie... Zauroczenie...? Nie wiem, nie jestem w stanie o tym myśleć... Co ja wyrabiam, przecież mi się nie podobają faceci, nie, to nie to. Mi się nikt nie podoba, bo do nikogo nie pasuję, jestem inny, skazany na siebie, bo niczego nikomu nie mogę dać. Dlaczego on to robi, dlaczego ja? Ja niczego nie mogę mu dać. A on jest utalentowany, bóstwem dla  wszystkich, jak anioł. Ale... Nie mam siły się oprzeć, jego dotyk łaskocze.Mrożąc chęć sprzeciwu, usypia w swoich sidłach.

                                                                                ***

Czemu wtedy tego nie zauważyłem? Jak mogłem pozwolić, by taki skarb przepadł samotnie? Przecież od początku tylko dla mnie był uprzejmy, uśmiechał się jak do nikogo innego, ukazując swoje słodkie dołeczki i fascynująco przymykające się powieki... Jedynie ja mogłem ujrzeć jego spokojną naturę, dla pozostałych był wymagającym szefem, któremu nie można było podpaść. To był pomysł na to, aby wspiąć się na sam szczyt, udało mu się.A ja? Ja smętnie popędziłem czas do przodu, pchając swoje ciało prosto pod koła rozpędzonego wozu, zwanego marnym przeznaczeniem. Ciepłe dłonie, perliste usta,przeszywający wzrok... Mogło być tak pięknie, prawda? Ale nie, musiałem być debilem. Boże, dlaczego to zrobiłem?! Teraz mogę jedynie łkać, bo przeleciało mi między palcami coś, co nie każdy może posiąść. Bolesna rzeczywistość...
                                                                                 ***

- Masutaro! Ej, słuchasz mnie? - brunet popukał moje ramię, kiedy bezmyślnie gapiłem się w zegar.
- A tak, przepraszam, znowu się zamyśliłem.
- Dlaczego ostatnio taki jesteś, stało się coś? To przeze mnie? - czule przeczesał palcami moje kosmyki, powodując, że moje postanowienia cofały się do punktu wyjścia - Jeśli nie chcesz ze mną być, zrozumiem to. Może  i jesteśmy ze sobą dopiero dwa miesiące, ale chyba znasz moje podejście?
- Przestań, nie o to chodzi, że nie chcę. - odsunąłem jego dłoń i westchnąłem,patrząc na niego smutnym wzrokiem - Dlaczego właśnie ja? Możesz mieć kogo tylko zechcesz, a ty wybrałeś mnie... Co ja ci mogę dać?
- Masu... - otworzył szeroko oczy, nie wierząc w to co widzi.
- Spójrz prawdzie w oczy. Jestem młody, ty też, a potem co? Chcesz mieć na starość kogoś, kto niczego nie osiągnie? Nie mam talentów, robię, co mi powiedzą, bo mi to nie przeszkadza. Nie mam celów, nie wymagam czegoś od życia.- luknąłem gdzieś w bok, nie mogąc znieść jego wzroku - Chyba, że nie planujesz ze mną przyszłości... W takim razie od początku dajmy sobie spokój, nie możemy być razem.
- O czym ty mówisz... Czy muszę cię za coś kochać? - podniósł kciukiem mój podbródek zmuszając do nawiązania kontaktu wzrokowego - Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy. Gdyby ludzie mieli za coś kochać, wszystko stałoby się na świecie bezwartościowe. Masutaro... Nie mów takich rzeczy...
- Ale nie możemy być razem, ja nic dla ciebie nie mam...
- Nie obchodzi mnie to, nie wypuszczę cię, jeśli to jest jedyny powód do rozstania. - przygarnął mnie do siebie, mocno wtulając nos w moje ramię. Po raz pierwszy czułem jak dotkliwie się czymś przejął, bo nie wypuścił mnie z objęć przez następnych pięć minut.

Nie należę do optymistów. Stawiam na realną ocenę sytuacji, tego nauczył mnie ojciec, taką zasadę przybrałem, bo nie raz ratowała mi tyłek. Nagatsuke Saguro, prezes firmy, ważna szycha, piękny jak model, wysoki, utalentowany, przez wszystkich szanowany, mimo, że nie jest gwiazdą, wszędzie znany i co. On chciałby być z kimś takim, jak ja? Nie mogę mu niczego oferować, nie czuję się z tym dobrze, że tylko dostaję. Od dwóch miesięcy ciągle sprawia mi przyjemność, dodaje otuchy, otwiera nowe możliwości w firmie, mam załatwioną pracę... Pojawia się tam gdzie chcę, zrobi coś, jeśli go poproszę, szepcze czułe słowa, sprawia, że niczego mi nie brakuje, rzeczywistość jest luksusem, a ja? Zawaliłem mu nie jeden kontrakt przez niedoświadczenie, raz nie zdążyłem na czas, nie mam  bogatej rodziny, sam niczego się jeszcze nie dorobiłem. Nie jestem wysoki, nie jestem tak otwarty na ludzi, nie mam wysokiej samooceny, niczego nie jestem pewny i tylko gram. Niczego nie mogę mu dać. Nawet nie wiem, czy ja go kocham... To jest okrutne z mojej strony. Jest, bo jest, czuję, że jakby odszedł nie odczułbym tego aż tak. Kocham go...? Chyba nie... Chyba chciałem przystać na jego warunki, żeby był szczęśliwy, ale i tak to on mi więcej daje. Jestem okropny, jestem obrzydliwy! Daję mu złudną nadzieję... Tak nie może być, muszę odejść, jak najprędzej. Jeśli teraz to zrobię, zapomni o mnie. W końcu nie wierzę, żeby kochał mnie szczerze, niby za co? Mnie nie ma za co kochać. Właśnie, przyszedłem, jestem nowy, nawet tutaj nie pracuję, tak więc on udaje, że mnie kocha, a mi to nie przeszkadza... Muszę odejść, zanim się zakocham, to będzie racjonalne rozwiązanie. Jak mogłem być tak głupi, żeby tego nie zauważyć? Phy. Sądziłem,że ktoś taki jak on mógłby pokochać takiego śmiecia jak ja i do tego oddać mu całego siebie? Gdzie ja miałem oczy. Ta miłość nie istnieje, wyjadę, znajdę gdzieś pracę, odetnę się, będzie to dobre dla nas dwóch.
Tak. Zrobię to. Zmienię telefon, przeprowadzę się, zniknę z tego świata.
***

Minęło pięć lat. Jestem nieszczęśliwym 25-latkiem, który sądził, że szczęście nie istnieje. Tylko ja potrafiłem odrzucić jedyną szansę, jaką dał mi los. Znalazłem pracę w Stanach Zjednoczonych, czyli na innym kontynencie. Na początku było w porządku, nie brakowało mi Nagatsuke, jednak później zacząłem odczuwać jak bardzo doskwiera mi samotność. Nie było jego dotyku, słów, byłem sam, rodzina straciła ze mną kontakt. Minął rok, drugi, bez serca chodziłem do pracy, byłem dobry w swoim fachu, ale nie robiłem tego z uczuciem. Stałem się skorupą wypełnioną powietrzem. Zrozumiałem, że zakochałem się w nim od pierwszego spotkania i nie byłem mu obojętny. Heh, pamiętam, jak byliśmy w parku. Był deszczowy dzień, a my jak idioci spacerowaliśmy na odludziu. Znaleźliśmy jakąś ławeczkę, połowa była połamana, dlatego usiadłem na jego kolanach. Usłyszałem wtedy, że obojętnie co się nie stanie, on będzie tutaj codziennie przychodził jeśli nie będę w tej chwili obok niego i wspominał ten dzień, gdyż nigdy tak się dobrze nie bawił.
Dlaczego przypomniało mi się to dopiero teraz? Nie mam prawa o tym myśleć. Przekreśliłem swoją miłość, jego miłość... Pewnie już się pozbierał i zaczął nowe życie, przecież musi się trzymać, firma by się inaczej rozpadła. Na pewno ma teraz jakąś dziewczynę albo żonę i mieszkają w jakiejś willi... Może jest w ciąży? I tylko czekają na narodziny dziecka...?

Rozkleiłem się, przez co zacząłem szlochać i niezgrabnie wycierać palcami swoje oczy. Kopnąłem jakiś śmietnik, wystający zza rogu opustoszałej uliczki.

Jak ja mogłem tak zrobić?! Zostawić jedynego człowieka, który bezinteresownie zakochał się we mnie, pokazując mi to na co dzień ! A ja traktowałem go jak powietrze, odpowiadając jedynie na to, co sprawiało mi przyjemność. Powinienem smażyć się w piekle! Jak mogłem tak zrobić, jak mogłem... Nie mam mózgu. Jego pociągający głos, odważna, ale troskliwa postawa...

Uspokajając się, wyszedłem na chodnik, który prowadził do parku, zasypanego kolorowymi liśćmi. Była jesień, ciepła jesień, choć jeszcze wczoraj padało. Nic nie uległo zmianie.

Obiecałem sobie, że o nim zapomnę, będę żył z obojętnością, nie popełnię kolejnych błędów, nie będę masochistą, nie będę wracał do wspomnień... A co właśnie robię? Idę... Wracam w to miejsce jak głupek mając nadzieję, że tam będzie. Tak Furu, na pewno będzie tam stał z bukietem róż i ukłoni się przed tobą ciesząc się, że przyjechałeś... Kuźwa, na co ja liczę. Przecież na pewno jego tam nie będzie... Nie będzie, prawda? Czy może jednak tam być...?

Nakręcony przez własne myśli z przyspieszonym biciem serca zacząłem biec,hamując na ostrym zakręcie. Szelest liści sprawiał, że moje nogi same przyspieszały. Czułem jak wiatr zapierał mi dech w piersiach, ale biegłem naprzód, przed siebie, jak ktoś, kto szczęśliwie wierzy w to, co niemożliwe. Biegłem tak z dobrą minutę z uśmiechem, jakbym wiedział, że tam będzie, ale świat jest okrutny.

Nie ma...

Zatrzymałem się, szalik zleciał do połowy płaszcza, a wszystko wokół jakby ucichło. Powiew mroźnych fal poruszył stertę kolorowych płatków, które zatańczyły w kółku, wiotczejąc u mych stóp. Niebo wydało się szare, ptaki okropnie kraczące, odgłos psa w oddali złośliwie kąsający słuch... Poczułem pustkę, jakby coś przeleciało mi po ciele i zostawiło po sobie nieprzyjemny ślad.

No nie ma go. I dobrze. Nie miało go być. Przecież nie przyjdzie tutaj specjalnie dla mnie, ma swoje życie. Tylko ja jak idiota mogę tutaj biegać. Facet, który ma 29 lat na pewno nie będzie pamiętał o takim chłystku, jak ja.Matko, nie chcę być sam, to tak bardzo boli. Wszyscy mnie zostawili, miałem tylko rodziców, ale zerwali ze mną kontakt... Tak się właśnie czułeś, Saguro? Porzucony jak śmieć, bez żadnej wieści, z uczuciem, że ktoś od ciebie odszedł bez słowa, nic dla niego nie znaczyłeś. Jesteś nikim. Ranisz innych. Powinieneś zginąć. Tak mi byś pewnie powiedział. Jestem chory, nie potrafię bez ciebie żyć.

Słone łzy poleciały po moich policzkach, a ja zaśmiałem się, ukazując światu potwornie rozżalony uśmiech. Temperatura obniżyła się, ponieważ nadchodził zmrok. Była godzina 16, za dwie godziny słońce zajdzie. Ile tak stałem? Nie pamiętam. Własne myśli, a może ich brak wciągnęły mnie do swojego świata. Pewnie gdyby nie dziwne przeczucie, nie ocknąłbym się i kto wie, co by się zemną stało?

Saguro, nie zasługuję na ciebie, ale proszę, odezwij się... Nie wiem co mam robić. Po pięciu latach przyjechałem tutaj i nie wiem czego oczekuję, kim jestem, zatraciłem się. Nie chcę być sam, mam dość. Nie wiem co to miłość. Naucz mnie, wybacz mi, ale nie zostawiaj mnie. Ja tak nie chcę!

Mając na policzkach świeże kropelki ogrzewające skórę, odwróciłem się w stronę, z której usłyszałem trzask łamanych gałązek, a także rumor przesuwających się liści. Kierując szkliste oczy w tył, otworzyłem szeroko powieki, posiadające długą, namoczoną firankę rzęs, natomiast usta uchyliłem. Gula podskoczyła mi do gardła, a ja zapomniałem jak się oddycha. Fala słonej cieszy zaczęła sunąć po mojej twarzy.

To jest sen? Saguro... Czy on stoi naprzeciwko mnie? To nierealne, zbyt piękne, aby mogło spotkać mnie. Ale nie, on tam jest! Żyje, patrzy się na mnie zdumiony, ma dłonie schowane w kieszeni wielkiego płaszcza, włosy sięgają mu ramion, a wzrok wypala moje komórki... Złapałem się za pierś, zbierając duży wdech. Stoi tam, ogląda mnie... On tam naprawdę jest!

- Sa... - ochrypły głos zdawał się wypływać na zewnątrz w długim czasie -guro...?

Na moje ledwo wypowiedziane pytanie zaśmiał się. Przekręcił głowę i uśmiechnął się czule, jak nigdy, ukazując niepowtarzalne dołeczki oraz malutkie zmarszczki koło oczu. Postawił krok naprzód, a ja załkałem jak dziecko i opuściłem łepetynę, rycząc na głos i nie obchodziło mnie to, że ktoś mógł mnie usłyszeć. Moja miłość, moja jedna, jedyna miłość, pamiątka po mojej duszy wróciła i uśmiecha się do mnie, zasłużyłem na to? Czy mogłem o tym marzyć?! Szalik spadł na ziemię, gdyż strzepałem go z ramion przez dreszcze nawiedzające moje ciało.

A on? On tylko podszedł do mnie i jak gdyby nigdy nic objął, tuląc do siebie tak szczelnie, że prawie nie mogłem oddychać. Czując jego ciepły zapach, intensywniej wypuściłem łzy i wczepiłem się w niego, nie mając zamiaru go wypuścić.  Przez chwilę widziałem tylko, jak mocno ściągnął brwi i zacisnął wargi, jakby nie wierzył, że wróciłem.

Czy to oznacza... Że właśnie cofnąłem czas?
Akemi (01:27)

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały tekst, dobrze, że Matsumo zrozumiał swój błąd i wrócił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń