18 lutego 2012
Witam moje kochane, najwspanialsze Elfiątka!!! XD Jakże ja się cieszę, że wreszcie dotrzymam terminu xD Muszę się przyznać, że rozdział pisało mi się jak złoto. Wen chyba w końcu ruszył dupsko, które przytaszczył z wakacji.
Ahh, jestem zszokowana ilością nowych Elfiątek *___*
Odpowiedzi:
Kohaku - Poród... dziwny xD Połączyły się dwa smoczki - wygrały allele matki, a jak! xD O niee... Kio rozkłada nogi wyłącznie przed Baalem (choć w tym wypadku to on odbierałby ten poród... ale, że był do niego potrzebny i nawet niezbędny... to wiadomo, że rozkładania być nie mogło) To, jak Misiek wrócił do życia - będzie dziś. Mało troszkę, ale jest. Na czwartym roku? Łaaał. ** I to jeszcze ASP! Heh, przypomina mi to, że miałam iść do liceum plastycznego... ale nie wyszło i zostałam przy humanistyce i dziennikarstwie xD Na Twoim blogu byłam już... kiedyś xD Obiecuję, że przy najbliższej okazji wnikliwie prześledzę Twoje działa, aczkolwiek chłopak ze słuchawkami strasznie mnie zauroczył. Zawsze miałam problemy ze światłocieniem i skonstruowaniem męskiego gardła. xD
Zybusiowa - Lucek senior wszystko wytłumaczy xD Zacznie od swojego syna, potem opowie o Orionie, a na koniec zajmie się Miśkiem. xD
VetChan - Zauważ, moja droga *ta, sama wpadła na to dopiero wczoraj*, że Przestrzeń ciągnie się nam o 2010 roku XD Szczerze nawet nie wiem, kiedy zleciało to wszystko... pamiętam, kiedy dodawałam pierwszy rozdział! Baa, pamiętam, jak pisałam ostatnie z Jak pies z kotem. xD Żadna z proponowanych opcji nie spełni się xD Orion znajdzie się w otoczeniu Daniela... bo Daniel będzie przy nim siedział (ot, banalne rozwiązanie, wiem). Co do śmierci Miśka, to też wyjaśnię, dlaczego miała ona miejsce xD Ciaa, praca dyplomowa... ale mam wybór, naprawdę ==' O ile uda mi się zapisać na seminarkę do tej babeczki, do której chcę, to jestem względnie urządzona, a jeżeli nie... mam 7 wyborów - przedstawiając kilka - rola mediów obecnych, topologia w wierszach romantycznych, mity w literaturze, antyk i średniowiecze - literatura i literatura różnorodna (ostatnie jest fajne, bo mogę napisać np; o demonach w kulturze Japonii xD). Czyli wybór raczej okrojony i marny. ;/ Haha, artykuły... praktyki będę mieć we wrześniu - jeżeli ktoś zechce coś ukazać, to poinformuję. Tak przy okazji - (zaczynam jak Wojewódzki xD) w Niedzieli został umieszczony mój wywiad z księdzem misjonarzem xD Mam pomysły na 5 opowiadań xP
Alex - Tak - kobiety to zło, dlatego bracia zawsze uważają mnie za swojego brata xD Nie ma to jak pokręcona dziewczyna w towarzystwie starszego rodzeństwa xD O, owszem - pośpiech jest. Kurcze... niemal jak w gazetach - artykuły pisane pod głód wiedzy czytelnika. xD Niekiedy rozdział jest dodawany z marszu. Portal NL jest jak dla mnie skreślony i staram się go usilnie wymazać z pamięci. Dodawałam tam rozdziały ;) Niemniej administratorka pod każdym mieszała mnie z błotem. Krytyka konstruktywna nie jest zła, ale kiedy zaczynają bronić moderatorki, to chyba już coś jest nie tak. Ilekroć coś wstawiłam, adminka siłą perswazji nakazywała mi to usuwać. W końcu jakaś moderatorka zgłosiła pomoc betowania. Wtedy zaczęło się piekło i wolałam nie narażać dziewczyny na gniew "przełożonej" i całkowicie wycofałam się stamtąd. Co do mnie miała? Bóg raczy wiedzieć. Na moje pytania nie otrzymywałam odpowiedzi. Haha, mam pomysły na pięć kolejnych opowiadań i nie byłabym sobą, gdybym w którymś nie napisała o dziennikarzu, czy filologu idącym na praktyki xD Akurat po Przestrzeni planuję historię o tej tematyce (umiejscowię ją w moim mieście, aby było realniej). Dodatkowo zdradzę, że użyję w niej pseudonimów osób, które niegdyś tłumaczyły Naruto i pozwoliły mi na to, więc prawa autorskie mam xD Pochwalam, pochwalam bardzo xD
Willowy - Witam serdecznie! ;3 Misiek żyje dzięki swojemu synowi.
Akasha - O.. dobrze, że mi przypomniałaś.. bo nadal nie wymyśliłam imienia dla córki Kio ^^'' O nieee, nie będzie yuri! XD Nigdy w moim opowiadaniu (choć w Zaufać przyszłości się pojawiło). Jak Misiek ożył - jest, czy Lu senior maczał w tym palce - a jakże! XD
Aniołek - O jaa xD Dobre xD Fakt, gdyby kiedyś córka Baala postanowiła wyjść za mąż, to posag będzie zacny, ojj taak xD Ori jest na dobrej drodze xP A Twój komputer to ma ode mnie ochrzan!
Koshiyo - Witam serdecznie! Po pierwsze - życzę szybkiego powrotu do zdrowia! Mnie chwyciło na jeden dzień, na szczęście xD Strasznie dziękuję za tak długi i piękny komentarz. Brat mnie tu szturcha i pyta, czemu się tak wzruszyłam, ale jak inaczej zareagować na takie słowa? Kochana moja - mój styl się zmienia, ale nie jest nawet w połowie tak dobry, jak większość opowiadań zamieszczonych w internecie. Mam nadzieję, że nie zawiodę Cię czy to w przyszłych rozdziałach, czy opowiadaniach.
Star1012 - Ori jest cały i zdrowy, tylko troszkę osłabiony. W końcu borok spał dwa dni... ale kogo nie wymęczyłby taki skok mocy? Co do Gabriela... to chyba jednak się nie wnerwi. Ostatecznie chyba nawet się nie pojawi. Nieco umordowały mnie zmagania z tyloma bohaterami xP
Basia - Witam serdecznie. Strasznie mi miło, że moje opowiadania potrafiły Cię wciągnąć. Zazwyczaj mam wrażenie, że moje rozdziały ważą tony i trudno przez nie przebrnąć. ;P Dlatego za każdym razem obawiam się każdego komentarza, w którym ktoś napisze "Ty weź puknij się w łeb". xD Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę!
Neko - Witam serdecznie! Od razu przepraszam, że zmieniłam Twój komentarz - rozdzieliłam "a" i usunęłam dokładnie pięć dużych i pięć małych "a" oraz 25 wykrzykników. Gdybym tego nie zrobiła, szablon strasznie by się rozszerzył. Misiek żyje, tak.. a to dzięki synkowi ;3
Serdecznie witam Alexa, Willowego, Koshiyo, Basię i Neko ;3 Moje kochane Elfiątka xD
Zielona Strefa
Niech mnie ktoś przytuli... i pobije tych, którzy w poniedziałek będą chcieli zagarnąć mi miejsce, zapisując się na seminarium do babeczki, u której chcę pisać licencjat xD
PS: Zachęcam do zajrzenia w Spis bohaterów. Onet ma mało miejsca na obrazki, więc przeniosłam wszystko na blogspot. Jak Wam się podoba?
Zapraszam do czytania, przepraszam za błędy i dziękuję za stale rosnące komentarze oraz gratulacje zdania egzaminów! ;3
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Minęły
już dwa dni, odkąd Orion stracił przytomność. Wiele diabłów i diablic
przewinęło się przez jego salę, zostawiając choć gram przydzielonego
światła, wierząc ufnie, iż to ocuci ich ukochanego rozrabiakę, ale za
każdym razem organizm nastolatka odrzucał przyniesione dary. Co dziwne –
oddawał je po wielokroć, a to zaczęło niepokoić medyków, bo cóż mieli o
tym myśleć, jak nie to, że na ratunek jest już za późno? Mimo wszystko
nie zamierzali tak łatwo się poddać i ostrożnie stosowali na nim
wypróbowane specyfiki, których celem było wybudzenie pacjenta. Nie
chcieli ryzykować z aplikacją zbyt wielu różnorodnych leków, lecz coraz
bardziej irytował ich fakt, że nic nie pomaga. Już nawet dopuścili się
wniosków, iż młodszy demon stracił chęć do życia.
Podsłuchana
przez Daniela teza mocno go zmartwiła. To on był pierwszym i chyba
jedynym, bo mało pamiętał, świadkiem przedziwnego zdarzenia. Na
początku, gdy w progu drzwi ujrzał chwytającego za nóż chłopca, osłupiał
zaskoczony brakiem opieki nad nim. Dopiero kilka sekund później
uświadomił sobie, co widzi i krzyknął, aby Orion nie robił głupstw. Nim
dokończył zdanie, róg nastolatka upadł na podłogę wraz z kilkoma
kroplami niebieskiej krwi. I to ona całkowicie zszokowała Daniela, a
blask zlewający się z pojedynczym wrzaskiem rzucił go na kolana tuż obok
chłopca. Ostatnie, co zapamiętał, to ciepło wtulającego się w niego
diabła i własne słowa, że będzie dobrze... A dobrze nie było.
On
odzyskał świadomość jeszcze w tym samym dniu i od tamtej pory do małej
salki Oriona pchało go poczucie winy za nieopatrznie wypowiedzianą
obietnicę. Przecież nie miał prawa i mocy, by ingerować w...
W
co? W życie? W stan zdrowia? Sam już nie wiedział, jak to rozpatrywać,
choć uporczywie zwalniał się wcześniej z pracy, aby dotrzymać
towarzystwa byłemu podopiecznemu.
Ilekroć przychodził do niego, milczał permanentnie, nie wiedząc, co robić.
Bał
się, że dłuższa śpiączka przyniesie jakieś złe konsekwencje, więc gdy
podobne koncepcje wkradały się do i tak będącego w strzępkach rozumu,
uciekał... ale zawsze wracał.
Drugiego dnia sytuacja powtórzyła się już kilkukrotnie, lecz tym razem najwyraźniej coś się zmieniło.
Zdeterminowany mężczyzna usiadł pewnie na krześle i nie przejmując się obecnym Baalem złapał Oriona za rękę, ściskając ją lekko.
-
Wiem, że mnie słyszysz. – mimo, że było to dla niego abstrakcją i nie
wierzył, ażeby rozmowa coś wskórała, postanowił spróbować, ignorując
pytające spojrzenie głównego medyka. – Musisz się obudzić! Wszyscy się o
ciebie martwią. Nie uważasz, że to bardzo samolubne z twojej strony?
Zawsze postawisz na swoim? Teppei pytał, kiedy w końcu pobawisz się z
nim, a kilku... kilku żołnierzy... – spuścił głowę, z nerwów
przygryzając wargi. – wybacza przedmiotowe traktowanie i deklarują, że
naprawdę cię lubią. – impulsywnie położył czoło na zewnętrzu dłoni
młodego demona, oddychając urywanie. Wiele kosztowało go uznanie pola
pierwszeństwa na rzecz innych diabłów, niemniej nie miał wpływu na
uczucia chłopaka. Nie był na tyle głupi, by myśleć, iż syn Księcia
zechciałby kogoś tak podrzędnego... jednak dlaczego ten wolał żołnierzy,
skoro Daniel także należał do ich elity?
Grobowa cisza ze strony Oriona i Baala wystarczająco odstraszyła blondyna.
Gdy
podnosił twarz, nie dbał o to, co pomyśli o nim niedawny dowódca,
widząc napuchnięte i lekko czerwone oczy, choć ten krok w istocie
należał do ciężkich. Następny wcale nie był łatwiejszy.
Dające
sobie ciepło ręce, jeśli miałyby decydować, nie rozłączyłby się nigdy,
jednak Daniel nie widział innej opcji, patrząc na ich bezczynność.
Podnosząc
swoją do góry zamarł w połowie. Kciuk schowany w głębi delikatnie
zwiniętej pięści nastolatka zaklinował się... Nie! To Orion go trzymał!
Z
ramienia na obojczyk, a potem niepewnie na oczy – taką drogę pokonał
płonący nadzieją wzrok blondyna, natrafiając na dwie uchylone sztabki
złota. Powoli poruszające się usta starały się coś przekazać mężczyźnie i
dopiero silnie odkaszlnięcie umożliwiło im to zadanie.
- A ty... wybaczasz i... lubisz?
Przyspieszone
bicie serca udzieliło się nastolatkowi, kiedy dotychczas oddalona twarz
mężczyzny, na którym niewątpliwe mu zależało, nagle pojawiła się tuż
przed nim. Tak dawno nie widział go z bliska... nie czuł obecności,
dlatego drżał od dużej dawki przyjemności odebranych na rzecz więzienia
przez Lucyfera.
Tymczasem Daniel dotykał jego policzka, szyi i klatki piersiowej, jakby chciał się upewnić, czy chłopcu naprawdę nic nie dolega.
-
Jestem tylko lekko zmęczony. – zdawać by się mogło, że Orion czyta w
myślach blondyna. Uśmiechając się, poprawił leżącą pod plecami poduszkę,
aby lepiej widzieć pomieszczenie. Niewiele składało się na jego
umeblowanie - ot, szafka, krzesła, regał ze świecącymi butelkami, drzwi
do kolejnej sali i oczywiście łóżko, na którym wypoczywał. Jedynym
dostępem światła było średniej wielkości okno po prawej stronie, na tle
którego jeszcze niedawno stał Baal, teraz pewnie zawiadamiający kogo
trzeba o obudzeniu nastolatka. Bez jego obecności młody diabeł sprawnie
określił porę dnia na wczesne popołudnie. Parsknął cicho, przenosząc
spojrzenie z powrotem na byłego żołnierza. – Nie byłeś w pracy. – do
głowy przychodziły mu zupełnie mało istotne sprawy, jakby sam wypierał
te, które mogłyby nim ponownie wstrząsnąć.
Daniel
zmarszczył lekko brwi. Nie spodziewał się aż tak beztroskiego stanu,
ale obrał to za dobrą monetę. Nie zdawał sobie sprawy w powodu ucięcia
rogu przez chłopca, toteż szybko rzucił w niepamięć wszelkie niepokoje.
Dopiero,
kiedy zapanowało między nimi milczenie, Orion uzmysłowił sobie, że
skoro leży w laboratorium, to znaczy, iż pogorszyło mu się zdrowie. Za
pojedynczymi skrawkami wspomnień, poprzez wymacanie obydwu ostrych rogów
wystających ze smoliście czarnych włosów docierało do niego, co miało
miejsce. Gdy już poczuł, jak ciężar strachu przytłacza z niezwykłą siłą,
zapragnął, by ktoś wsparł go i pocieszył. Jedyną osobą, jaka przyszła
mu do głowy był Michael... i wówczas zalała go fala potężnej paniki.
Blondyn
obserwujący wszystkie zmiany w mimice nastolatka ścisnął jego dłoń, ani
na moment nie wpuszczając jej ze swojej. Był ciekaw, czy Orion w jakiś
sposób dowiedział się o tym, co spotkało archanioła. Przecież docucono
go jeszcze zanim Skrzydlaty powrócił do życia.
- Chyba zdążyłem na czas?
Młody
diabeł nie sądził, że w tak krótkim czasie rozrywać go będą
przeciwstawne emocje o silnym natężeniu. Najpierw uległ tym gorszym,
które zgniatały mu płuca, odbierając tlen, a teraz wybuchnął gorącym
płaczem, czując jak bardzo osłabione są nerwy, które powodowały
zwiotczenie niemal każdej komórki, tkanki w jego ciele. Tak druzgocące
zmiany spowodowała jedna i ta sama osoba. Gdy tylko zauważyła, jak Orion
zrywa się z posłania, potrącając zaskoczonego sytuacją Daniela i w tym
samym momencie chwieje się, a nogi odmawiają posłuszeństwa, wybiegła
naprzód, łapiąc chłopca pod pachami, z lekkością sadzając go na łóżku.
-
Nie wiedziałem, że wywołam aż takie poruszenie. – szczerze roześmiany,
lecz i drżący ze wzruszenia głos wzniecił szloch wydzierający się z
krtani młodego diabła. Westchnąwszy, pocałował go w czubek głowy,
mocniej dociskając do siebie. Nie byłby ojcem, gdyby teraz odtrącił tak
desperacko ściskającego go chłopa.
- Tatuś... tatuś... ty żyjesz!
Michael
przytaknął, od razu domyślając się wszystkiego. Do ułożenia układanki
brakowało mu tylko potwierdzenia z ust syna, który faktycznie musiał w
jakiś sposób usłyszeć o jego śmierci. Nieznacznie skręcił szyję,
dostrzegając stojącego nieopodal Lucyfera.
-
Cieszy mnie, że tak bardzo go kochasz, ale zaczynam być zazdrosny. –
rudzielec odsunął się, robiąc miejsce własnemu ojcu. Nie był przekonany,
co do tego, że dobrze robi, przychodząc tutaj. W końcu to on stał się
główną przyczyną krzywd, jakie spotkały chłopca. Czy to rozsądne, aby
rozmawiał i zachowywał się tak, jakby nic się nie stało?
-
Najwyraźniej miałeś ważne powody. – łkający nastolatek przeszywał go
spojrzeniem. – Wykazałeś się odwagą, nie uciekając od bezpośredniej
konfrontacji i nie stchórzyłeś, wiedząc, że mogę cię znienawidzić. –
poważny wzrok przeniósł się na Władcę. – Domyślam się też, że spory
udział miał w tym wszystkim szanowny senior.
Mężczyzna
nie zdradzał po sobie, jak to oskarżenie na niego wpłynęło. Dostojnym
krokiem przemierzył dystans dzielący go z krzesłem, siadając na nim bez
pytania, jakby oczywistością było, iż to jemu należą się wygody.
Założywszy nogę na udo i splótłszy palce w piramidę, wyprostował się jak
struna, oceniająco taksując jedynego wnuczka. Z boku wyglądało to
niczym niema wojna o uznanie wyższości, w istocie nią będąc. Co dziwne,
to Władca pierwszy zmrużył powieki, bardzo subtelnie uśmiechając się pod
nosem.
-
Masz rację, mój drogi. musisz wybaczyć mi tę próbę. Zastanawiało mnie,
jak dobrym jesteś przeciwnikiem. Wdzieranie się do myśli mego syna nie
jest w gruncie rzeczy zbyt wielkim wyczynem. – całkowicie zignorował
niewyraźne mamrotanie psioczącego rudzielca. Raczej starał się
zachowywać zimną krew, aby nie folgować roztrzepanemu potomkowi, jednak
stale czuwał nad nim. Potrafił kontrolować wszystko i równocześnie nie
wtrącać się w jego życie, pozwalając mu na popełnianie własnych błędów.
Aczkolwiek, gdyby zaszła taka konieczność, nie wahał się tak pokierować
losami spleconych ze sobą istot, aby wyglądało to na podejmowane przez
nich decyzje - nawet, jeśli wymagały nieprzebierających w środkach
skutków. – Lucyferze, mój synu. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego,
że nie jesteś jeszcze przygotowany do objęcia tronu. Więcej godzin
spędzałeś na unikaniu obowiązków niż na ich realizowaniu. Nic nie uległo
zmianie, gdy postanowiłeś związać się Michaelem. Chyba wystarczająco
dobitnie pokazałem ci, jak bardzo niezorganizowany jesteś? Umiejętność
prawdziwego Władcy polega na tym, aby dokładając sobie obowiązków miał
nadal tyle samo czasu dla bliskich. Wiem, że akurat ja nie stanowię
tutaj idealnego przykładu, ale...
-
Nie miałeś innego wyjścia. – wymowne spojrzenie piwnych oczu wyraźnie
naznaczone było potwierdzeniem o pewności swych słów. – Mam żal do Nieba
o to, że rozdzieliło mnie od ciebie, nawet nie mówiąc mi, kim był mój
ojciec, a potem jeszcze Skrzydlaci mieli czelność strącić mnie tutaj...
Choć jak teraz zastanawiam się nad tym głębiej – potarł w zamyśleniu
brodę – dochodzę do wniosku, że może zrobili to specjalnie, abym
wreszcie cię poznał. Poza tym... to mi łudząco przypomina historię o
Orionem.
Władca skinął głową, przyznając mu rację. On także brał pod uwagę takie rozwiązanie.
-
Nie wykluczam tej opcji. – potwierdził swoje myśli, po chwili
kontynuując. – Wbrew pozorom nie nakładałem na ciebie zbyt wielu zadań, a
jedynie polecałem wykonywać te, które powinieneś robić już wcześniej.
Zazwyczaj ponosiłeś klęskę już na pracy papierkowej, więc nie zdziwiło
mnie twoje zagubienie, gdy nagle spadły ci na głowę inspekcje wojsk,
medyków, treningi, musztra, rejestry społeczeństwa i sprawdzanie ich
warunków życiowych. Przez to nie zauważyłeś, jak bardzo osłabiła się
twoja aura, a wraz z nią natężenie światła w kopule. Dodatkowo pojawił
się problem z Orionem. – nie umiał powstrzymać ironicznie unoszących
się ust. – Zamiast rozwiązać go wraz z Michaelem, uciąłeś przeszkodę w
zarodku. Wiem – podniósł rękę do góry, powstrzymując rudzielca przed
zabraniem głosu. – co chciałeś zrobić. Gdyby Gabriel przybył dzień
wcześniej, prawdopodobnie wszystko poszłoby gładko, ale nie wziąłeś pod
uwagę tego, że coś może pójść nie tak.
- Bo tego nie chciałem... – wyszeptał, zaciskając nerwowo szczękę.
-
Musisz myśleć wielowymiarowo i rozpatrywać sytuację pod kilkoma kątami.
– pouczenia ze strony Władcy były radami, których nie udzielał zbyt
często. – Skoro już wspomniałem o Orionie, pozwolę wyjaśnić, co stało
się kilka dni temu. Mogę wiele postawić na to, że usłyszałeś o śmierci
archanioła. – nie czekał na odpowiedź. Podobnie jak Najwyższy - wiedział
wszystko. – Dzięki temu rozbudziłeś w sobie ukryte moce. Jako, że
jesteś synem dwójki niezwykłych mężczyzn, z których jeden posiada miecz
zdolny rozświetlać najczarniejsze serca, a drugi, jak wskazuje jego imię
„niesie światło”, ty siłą woli okazałeś się właśnie owym blaskiem. Nie
powiem, abym był zachwycony tym, iż wyświadczysz przysługę memu synowi,
zastępując go przy napełnianiu kopuły... – umilkł, wychwytując nieco
niepewne spojrzenia. – Orion jest życiem, światłem, z którego każdy
obywatel Piekła od dziś czerpać będzie siły życiowe. Do tej pory
zajmował się tym Lucyfer, ale wyłącznie dlatego, iż przeznaczonemu mu
Michaelowi już dawno zostało przypisane urodzenie syna. Z racji tego, że
twoi ojcowie, Orionie, zawsze byli blisko, czy to pałając do siebie
niechęcią, czy pożerając wzrokiem, wzajemnie dostarczali sobie tego, co
nasze społeczeństwo pochłania w niewielkich w stosunku do aniołów, ale
jednak ważnych ilościach. A propos... – gładko przechodził z jednego
mężczyzny na drugiego, łącząc przewrotne historie. – Możecie myśleć o
mnie naprawdę wiele, zniosę to. Bynajmniej chcę jeszcze wyjaśnić,
dlaczego dopuściłem do twojej śmierci, archaniele. Doszły do mnie
słuchy, że źle znosisz fakt, iż od porodu mego wnuka nie czujesz się w
pełni tym, kim byłeś nie tak dawno. – prychnął wyniośle, choć bystre,
morskie oczy wiedziały, że to tylko przykrywka... teraz to wiedziały. –
Tylko mocny wstrząs magiczny i wyłączenie wszelkich jego funkcji były w
stanie uzyskać zamierzony efekt.
Michael
skłonił się delikatnie, rozgryzając plan Władcy już wtedy, gdy
opowiadał o zaniedbaniu rodziny. Od chwili przebudzenia wręcz tryskał
energią, której dawno nie czuł. Poza tym nowe, a równie długie, białe
skrzydła przysparzały mu wielkiej dumy – zwłaszcza, że Daniel tak
ochoczo zaopiekował się nimi, pielęgnując każde pióro z osobna. Za
każdym razem, gdy przypomniał sobie minę tego dobrotliwego diabła, gdy
ten uzmysłowił sobie, że leżący przed nim Skrzydlaty to nie iluzja,
rozpromieniał się, posyłając mu kolejne karty z podziękowaniami. Teraz,
mając go u boku zapragnął bezpośrednio wyrazić swą wdzięczność, lecz nie
miał szans ze spostrzegawczym teściem.
- Tobie, Danielu należy się jakieś odznaczenie. Choć nie jesteś już żołnierzem, zasłużyłeś na wszystko, co tylko zapragniesz.
Przysłuchujący
się rozmowie mężczyzna spuścił wzrok, zażenowany tak wielkim
zainteresowaniem się jego osobą. Nie osiadał na laurach, ale i nie lubił
ich otrzymywać.
-
Wystarczy mi to, co mam. – zapewnił, oddając pokłon swemu Władcy. –
Jeżeli miałbym o coś prosić, to tylko o to... – podniósł głowę,
krzyżując spojrzenie z przyglądającym się mu Orionem. – aby nasz Mały
Książę już nigdy nie musiał cierpieć z powodu rozłąki z rodziną.
Lucyfer ze zdziwieniem odkrył, że jego ojciec naprawdę potrafi zmusić mięśnie twarzy do szczerego uśmiechu.
-
A ja... – subtelnie zarumieniony nastolatek złapał się na ogarniającym
go wzruszeniu. – chcę prosić o to samo względem Daniela. Proszę...,
niech Orifiel przyjeżdża tutaj jak najczęściej i mmmm... – zamruczał,
nadstawiając się chętnie do ręki Władcy, który o dziwo troskliwie
gładził jego głowię między rogami. Niemal łasił się, łaknąc dotyku, tym
samym uświadamiając rodzicom, że on nadal jest dzieckiem potrzebującym
czułości. – Zgadzam się, z tobą, dziadku. Potrzebuję też odpowiedzi na
wcześniej zadane pytania, na które nie otrzymałem odzewu.
Lucyfer
nie wiedział, czy jego ojca bardziej zszokowało to, jak nazwał go młody
diabeł, czy też raczej swobodna umiejętność sforsowania tak idealnie
wypracowanych przez tysiąclecia murów, które pokonał zaledwie
ośmioipółtysięczny demon. Nie mniej zdziwiony wydawał się odbiorca
najwyraźniej kierowanych do niego słów. Dopiero po chwili uświadomił
sobie, jakim nietaktem jest zmuszanie kogokolwiek do czekania na
odpowiedź. Podchodząc bliżej nie uniknął niemal oscylującej w graniach
natręctwa obecności Władcy, zbierając się na odwagę.
-
Na zaufanie trzeba ponownie zapracować. Nie przyjdzie od razu, ale...
nie widzę przeszkód na to, by stało się silniejsze niż dotychczas. – z
lekkim przerażeniem odkrył, jak podobni są do siebie wnuk i dziadek,
świdrujący go identycznym, ciekawym spojrzeniem. Ewidentnie musiał
zmienić temat, broniąc resztek spokoju, aczkolwiek zamiast odsunąć się,
przylgnął do kolan chłopca, z wielką dozą ostrożności gładząc jasny
policzek. – Twoje oczy są złote dzięki mocy, jaką posiadasz.
-
Przestań pieprzyć! – zbulwersowany diabeł zakrył usta lewą dłonią,
szybko uzmysławiając sobie niestosowność wulgaryzmu. Nie zdążył jednak
wyrazić ubolewania nad demoralizacją, wstrzymując oddech, gdy drugi raz
tego dnia Daniel pochylił się nad nim tak nisko.
-
Bardzo cię lubię. – szept przeznaczony dla uszu Oriona zespolił się z
równie cichym pocałunkiem w teraz nabierający barw policzek.
Spoczywająca na nim ręka blondyna nagle stała się mocnym bodźcem,
wpływającym na stan chłopca, który począł oddychać niespokojnie.
Jakże teraz żałował, że nie zapytał mężczyzny o to, czy ten go kocha.
Tymczasem
Daniel szczerze dziękował mu za to, że będąc porywczym, zakrył swe
usta, które, jeszcze chwila, a nieodwracalnie by go skusiły.
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział jest cudowny, wiele się wyjśniło, Daniel cały czas był przy Orionie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga