sobota, 6 października 2012

5. Przestrzeń między magnesami.

06 listopada 2010

Oi, Elfiki xD Dziś także dopadł mnie leń, więc rozdział dodaję znów trochę później i póki co nie powiadamiam ;)

Odpowiedzi:

Fusae-Chan - Hahaah XD Jeżeli Tytaka jesteś, to muszę stwierdzić, że nas rozdzielono w szpitalu xD No tak.. Lu będzie mniej więcej taki (dodaj szczyptę zboczeństwa) xD As to mój as przestworzy xD Mój Wen (którego możesz obejrzeć w powiększeniu w tabelce "Coś o mnie" ;)) Miefi... hah, oh ten Mefi powyciąga za uszy Lucyferka xD

Sonietta - *pada na biurko i płacze w konwulsjach śmiechu* Niee, Misiek nie jest w ciąży, choć podsunęłaś mi pewną myśl... ;> Lu to zazdrośnik, jakich mało... szczególnie nie będzie mógł przeboleć Kio xD

Star 1012 - Jak ja uwielbiam punkty ;3 Oj taak, nie ma to jak przyjaciele... już oni odpowiednio zagospodarują Twoje samopoczucie xD Rafał i Mefi to taka... urocza para.Bynajmniej na takich ich kreować będę ;P Gabi i As to raczej stare małżeństwo xD As zawsze Miśka lubił... jakoś tak... stara się go dopchać do Lu ;P Lu jeszcze będzie zazdrosny ;3 Heh, mniej lenia, mniej lenia, prooszę XD

Studentka Effcia - Jee tam, talent xD Raczej zdrowo pokopany rozumek xD

Serdecznie witam Studentkę Effcię (oh, dzielę się z Tobą w bólu studenckim), oraz Katsumi, która wreszcie się ruszyła, zołza jedna xD I Boa, która ma nowego bloga ;)

Zielona Strefa.

Było wolne, nie ma wolnego xD Ale spokojnie, w przyszłym tygodniu znów jest czas na odsapnięcie. Ostrzegam Was, kochani, przed dziwnymi osobnikami w tramwajach, którzy korzystają z tłoku... Nawet nie chodzi o to, że kradną, co o to, że się dziwnie o człowieka ocierają O_o Normalnie zły dotyk...moja noga została skalana XD Ha, a na wfie grałam z trenerem, który przybił zemną piątkę (robi tak tylko ze swoimi ulubieńcami) i powiedział, że mam bardzo dobry styl gry - "świnie" i na rogi i nisko nad siatką ^_^

Zapraszam do czytania i ogromnie dziękuję za komentarze ^^

-------------------------------------------------------------------------------------------------
Zyskiwanie wiedzy zawsze wychodzi nam na dobre, więc staramy się ją pogłębiać, docierając w różne rejony.
Lucyfer znał słabości aniołów, ich drobne pokusy i rady na późniejsze skutki tych lekkich wybryków. Specjalnie podał Michaelowi sporządzony przez siebie napój, aby chłopak szybciej pozbył się kaca oraz nadwyżki procentowego substytutu. Jak wiadomo, alkohol dla skrzydlatych równał się mleku prosto od łaciatej. Nie mogło być mowy o kupowaniu czegokolwiek! To zostało zakazane, a nieprzestrzeganie tej zasady oznaczało surowe konsekwencje.
- Jesteście strasznie ograniczeni.
- Powtarzasz się. – mruknął słabo blondyn.
Diabeł zerknął na niego, zwalniając nieco, aby Michael nie miał problemów z nadążaniem. Puścił jego nadgarstek, jednak w zamian za to podszedł bliżej, gotów złapać osłabionego chorowitka. Wiedział, że anioły są wrażliwe, wyczuwają niebezpieczeństwo oraz mają słaby żołądek, ale że aż tak? Phie, księżniczki się znalazły... A raczej książęta. Choć jeśli chodziło o walkę, dorównywały, a czasami nawet przewyższały umiejętności demonów.
- Nie masz czegoś lepszego do zrobienia? – nadąsany i butny blondyn był doprawdy ciekawym okazem. Nie miał ochoty, aby przyznać się co do tego, iż stan zdrowia znacznie mu się poprawił.
Piwnooki prychnął prześmiewczo, poprawiając kołnierz zielonkawej koszuli, tym samym odpinając resztę z pozostawionych guzików. Temperatura powietrza nie ulegała zmianom i utrzymywała się na tym samym poziomie w ciągu całego dnia i nocy, dlatego możliwość poszczucia anioła była rozwiązaniem całkiem przyjemnym. Zwłaszcza, gdy wiązała się z potyczkami na słowa, a Lu uwielbiał przegadywać się z morskookim. 
- Dla twojej wiadomości, zaspokojenia ciekawości i wewnętrznego pragnienia dowiedzenia się o mnie czegoś więcej odpowiem, iż nie. Nie mam innych zajęć jak aż, a może tylko oprowadzenie cię po moim królestwie. – nie sprawiało mu kłopotów bezustanne wpatrywanie się w zielone tęczówki.
- Jesteś bezczelny. – Michael oparł się o mur, dopasowując pozycję do wygodnego ulokowania swego ciała.
Chłopcy obeszli siedzibę Szatana, więc teraz znajdywali się na jej obrzeżach, czy też raczej podzamczu. Brama znajdywała się kilka metrów za nimi, a z miejsca, jakie zajmowali, mieli widok na panoramę miasta. Głowice kolumn miały kształt kwadratowych zębów, więc można było się między nimi schować lub na nich usiąść. Chłód muru orzeźwiał lekko obolałego blondyna, niewielki wiatr kołysał miękkimi pasemkami włosów, a gęste chmury okrywały gładkie ramiona, zwilżając je ciepłą parą. W kilku słowach – archanioł wyglądał wyjątkowo ponętnie.
- Dziękuję za troskę. – odezwał się po chwili, zaplatając na palec długawe pasemka. – To było naprawdę miłe z twojej... strony.  – dokończył wolniej, przenosząc wzrok na przechodzących obok demonów. Zauważył, że kilkoro spogląda na niego, szepcząc między sobą, więc odwrócił się, kontynuując rozmowę z diabłem. – Chyba jestem atrakcją.
Rudzielec rozciągnął usta w uśmiechu. Przed oczyma przetoczyła mu się wizja Michaela ubranego w lateksowy podkoszulek, skąpe spodenki i długie, stojące na baczność królicze uszy.
- Lu?
Niepewna nuta w głosie niebiańskiego towarzysza sprowadziła go z powrotem, normując obraz, który szczerze powiedziawszy nie bardzo zadowolił jego oczekiwania. Bo czy idealnie dopasowane, niemal podpadające w garnitur spodnie oraz gładka, niczym wyjęta spod dotyku żelazka kamizelka, nie sprawiały wrażenia przesadnej zapobiegliwości co do negatywnych uczuć względem możliwych zaczepek czy też zawieszenia wzroku? A to wszystko dlatego, że uparł się, iż trzeba się przebrać, gdyż wychodzi do społeczności, do ludzi, więc musi prezentować się jak najlepiej i najgodniej.
- Toż to marnotrawstwo i bezczeszczenie takiego ciałka! – jęknął w sobie ognistowłosy, jeszcze raz pożerając go wzrokiem od góry do dołu. – Ale to nie potrwa zbyt długo.
Michael zadrżał, widząc go takim... niebezpiecznym. Już miał mu zwrócić uwagę, gdy jakiś chłopiec podbiegł do Lucyfera, wtulając mu się w nogi.
W tym momencie trzeba zdradzić, iż diabły mogły ze sobą kopulować i to stąd obecność dzieci. Zdarzało się też i tak, że ktoś na Ziemi przyczynił się do zamachu na życie nieletniego, dla którego tymczasowym miejscem miał być Czyściec. Niestety ta opcja była tak bulwersująca i straszna, iż nierealna do spełnienia. O ile dorosły jakoś by sobie tam poradził, o tyle dziecko nie miałoby szans. Możliwość pójścia do Nieba równała się zeru, a Piekło było zbyt wielką karą… Choć przy Czyśćcu rosło do miana delikatności, toteż Lu przyrzekł Stwórcy, iż zobowiązuje się przyjąć każdą duszyczkę na okres lat dwóch, póki nie zawiąże się kontrakt pozwalający na swobodne i bezpośrednie przeistoczenie się w anioła.
- Braciszku, braciszku! – łkał chłopiec, wystawiając ku diabłu swą zmoczona przez łzy twarzyczkę. Czarne tęczówki miały całkiem dużą średnicę, więc wielkość jego ślepek od razu urzekła ceniącego piękno Michaela, który wyczytywał z nich to, czy istotka jest niewinna. Grochy lejące się po zaróżowionych policzkach można było przyrównać do tych ronionych przez niemowlaki.
Jako, że Lu odpowiadał za każdego w swoim królestwie, musiał interesować się wszystkimi problemami, z jakimi się do niego zwrócono. I nie można było powiedzieć, iż robił to z niechęcią. Od razu po przybyciu malca zniżył się, kucając przy nim, aby wytrzeć rozgorączkowane lica.
- Co się stało, Teppei? – aż dziw, że za każdym razem poprawnie zgadywał imiona swoich obywateli, nie czytając im w myślach. Widział przejęcie ogarniające chłopca, które utrudniało mu wysłowienie swojego problemu, dlatego uśmiechnął się do niego na zachętę, dmuchając w zroszone potem czółko.
Michael jeszcze nigdy nie widział go w takiej odsłonie i dostąpił dziwnego uczucia, jakoby chciał częściej obserwować reakcje tego typu.
- Bo... Bo... – chłopczyk łapał powietrze, próbując się uspokoić, a czule głaszczące go dłonie Lu całkiem sprawnie mu w tym pomagały. – Bawiliśmy się i to spadło i pobiegliśmy i...
Władca Podziemi zachichotał, przyciągając go do siebie i szepcząc, że zaraz coś poradzi na jego kłopoty, ale najpierw musi o nich usłyszeć. Wziął czarnookiego na ręce, delikatnie nim kołysząc, więc chwilę później dotarł do niego jeszcze nieco lepki od płaczu głosik.
- Bawiłem się razem z Ismaelem, zrobionym przez niego samolotem. Kiedy puszczaliśmy go w powietrze nagle zawiał mocniejszy wiatr i samolocik poleciał w stronę granicy murów. Is podążył za nim i gdy już miał go dosięgnąć... on... – chłopiec znów zaczynał łkać. – Wychylił się za bardzo, potknął i wypadł. – tym razem jego uspokojenie będzie nie lada wyczynem.
Lu położył mu rękę na plecach, odsuwając nieco od siebie.
- Pamiętasz, co ci kiedyś mówiłem? – cmoknął go w skroń. – Jesteś tutaj bezpieczny, dlatego gdybyś kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji, jak teraz Ismael, to co się stanie? – uniósł brew, wpatrując się w niego wyczekująco.
Teppei przytknął palec do buzi, gryząc paznokieć, a dosłownie kilka sekund później jego twarzyczka rozbłysła promienistym szczęściem.
- Uratują mnie panie bez skrzydeł! – wykrzyczał, uradowany z tego, że nie musi się już martwić o swojego przyjaciela.
- No właśnie. Teraz ładnie zapytamy Michaela, czy pójdzie z nami odebrać Ismaela. – skinął głową w stronę anioła, który nadal pozostawał w lekkim szoku, jednak widząc proszące go oczęta nie mógł dłużej trwać w bezczynności.
- W którą stronę, panie przewodniku? – zapytał chłopca. Znał potrzeby dzieci i rozumiał ich tok myślenia, toteż kiedy dostrzegł iskry dumy i zabawnie poważną minkę, od razu wiedział, że swym zdaniem połechtał łase na pochwały serduszko.
Malec zaskoczył z ramion Lu, idąc prosto przed siebie, a dwójka dorosłych posłusznie trzymała się za nim, ufnie stawiając kroki. Gdy doszli do południowego skrzydła, diabeł położył rękę na znajdującej się tam figurce anioła z wystającymi z pleców nietoperzymi skrzydłami, jednocześnie wypowiadając niezrozumiałe dla blondyna wyrazy. Kiedy odsunął się, opierając  biodrem o obwarowanie skrzyżował ramiona na piersi, sycąc oczy widokiem dwóch uroczych istot, które spokojnie można by posądzić o bliższe pokrewieństwo. Obydwoje mrugali raz po raz, przekrzywiając głowy w tą samą, lewą stronę, niczym ciekawe poczynań swego pana psiaki.
- Pozostaje nam czekać na ich przybycie.
Michael po raz pierwszy był świadkiem takiego zdarzenia. W ogóle wszystko było dla niego nowością, gdyż rzadko wychodził poza krąg Nieba, więc wiele tracił. Z kolei Lucyfer często przesiadywał w Piekle, choć jego czas zdawał się mieć dwadzieścia pięć godzin w ciągu dnia, gdyż zawsze uszczknął z niego choć trochę, aby odwiedzić morskookiego, jednocześnie nie naruszając gospodarki swego kraju oraz nie doprowadzając w nim do trwałych zmian i uszczerbku. Lubił myśleć i spoglądać naprzód, co czynił także i teraz, dostrzegając majaczące w oddali postacie.
- Popatrzcie. Już tu lecą. – oświadczył, obracając się przodem do bezmiaru gęstych obłoków. Podsadził chłopca na mur, trzymając go mocno, aby nie spadł.
Z kolei blondyn oparł dłonie na chłodnej powierzchni, muskając palcami białe chmury. Zaabsorbowany migającymi gdzieniegdzie cieniami nie zarejestrował obecności blisko przebywającego osobnika. Zanim zdążył automatycznie się wycofać, gdy poczuł chód na ciele, czyjeś ręce złapały za jego nadgarstki. Po chwili jak spod wody wynurzyła się postać mężczyzny, który mając przewagę nad zdezorientowanym aniołem wybił go w górę, sadzając na miotle przed sobą i odlatując z nim w przestworza.
Michael zdołał tylko wykrzyczeć imię piwnookiego zanim jego głos nie został pochłonięty przez próżnię ciszy Piekła.
Akemi (15:29)

2 komentarze:

  1. Hej,
    pięknie, Lu troszczący się to był wspaniały widok dla Michaela...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    o tak wspaniale, troskliwy Lu to wspaniały widok dla Michaela...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń