sobota, 6 października 2012

49. Jak pies z kotem. + Epilog. (ost)

27 września 2010

Oi, Elfiaczki xD Ten rozdział napisałam równo tydzień temu,a teraz męczę się z kolejnym... ale w nowym opowiadaniu (coś opornie mi idzie...) Tak, dobrze czytacie. Dziś ostatni rozdział plus epilog ;P Jest nieco więcej czytania, ale... może nie będzie tak źle. Być może jedni właśnie widzą, a może jeszcze ja nie zdążyłam - dziś powita Was nowy wygląd bloga. jak dla mnie jest bardziej przejrzysty, niż poprzedni no i widać na nim kolory - ha ha XD

Odpowiedzi:

Star 1012 - Nie martw się, Subaru też swoje "odchoruje" - w końcu ma śpiewać piosenkę, więc nerwy go nadgryzą. xD Choc dozna tez szoku, kiedy okaże się, że przyjaźni się z osoba, która dosyć ładnie śpiewa XDD

Fusae-Chan - Łaa, dusić mnie chcą XDD Jeszcze Subaru zdąży sobie powchodzić, dlatego... kurcze, on to ma fajnie, no! xD Ooo, zdrowie i wena na pewno mi się przydadzą - dzięki ;3

Sonietta - Kiedyś na pewno będzie zbierał na szczękę, ale jak na razie wystarcza mu jego własne zęby xD Tenshi nie zrobi mu krzywdy (nie ma siły XD)

Lilu - Lilian? xD Bo jeżeli nie, to przepraszam xD Haha, gdzie takie olejki można nabyć? W aptekach, na allegro? xD Nie wie, nie używam xD Oczywiście - miłość musiała się znaleźć, bo co to za przyjemność kochać się bez miłości.

Zielona Strefa.

O rany... I skończyło się byczenie, a zaczęła szkoła... No jeszcze nie, ale jest bardzo blisko XD Czemu tylko mój wydział nie ma jeszcze planu lekcji, noo xD Nawet nie wiem, jakie mam przedmioty xDDD

Rozdział dedykuję wszystkim, którzy czytają, komentują, wpierają duchowo... Są ze mną. Moim Elfiaczkom, bez których nie miałabym siły do pisania.

Zapraszam ;)

PS: Prawdopodobnie zmieni się termin dodawania notek, ale gdy będę coś wiedzieć, poinformuję ;)

-----------------------------------------------------------------------
- Oddałbym dla ciebie własne serce. – wyszeptałem po półgodzinnym cieszeniu się obecnością Anioła i możliwością spełnienia jego prośby. Odczuwałem już zmęczenie, choć tak bardzo zależało mi na tym, aby Tenshi dobrze wspominał obecne chwile.
- Głuptas. Jest mi tak wspaniale, a ty chciałbyś obdarować mnie smutkiem? – jęknął, kiedy po raz kolejny uderzyłem w czuły punkt.
- Jesteś dla mnie ważny, więc...
- Żyj. – dotychczas przymknięte oczy teraz odbijały jasną poświatę ziemskiego satelity. – Co bym zrobił, gdybym miał cię stracić? To nie miałoby sensu... Nic by go nie miało, nawet moje życie. Ty masz miejsce w mym sercu, dlatego nie oddawaj mi swojego, a znajdź przestrzeń, abym i ja mógł w nim przebywać. – pogładził mój policzek, wyciskając na wargach pełen oddania pocałunek.
Heh... To było najpiękniejsze wyznanie, z jakim udało mi się spotkać. Płynęło prosto z jego duszy, wprawiając miękki głos w wibracje.
Usta rozciągnęły mi się w uśmiechu, kiedy Tenshi odsunął głowę. Na czas jego słów nie kontynuowałem swych poczynań, aby mu nie przeszkadzać. Teraz jednak objąłem go, splatając palce z moimi i płytkimi, acz szybkimi pchnięciami, powoli szczytowałem. Przysunąłem się do niewielkiego ucha, podgryzając giętką chrząstkę i pozwalając na to, aby blondyn łasił się brodą o mą szyję, złapałem za drżący skarb.
- Uspokój go. Jeszcze chcę się nim pobawić. – wymamrotałem gardłowo, znacząc łopatkę krótkimi liźnięciami.
Teshi wyginał się w lekki łuk, postękując co jakiś czas. Oddychał przez usta, wypowiadając pojedyncze, mało zrozumiałe dla mnie słowa.
- Zaraz w tobie dojdę. – zaśmiałem się cicho, będąc już na granicy ekstazy.
- Czuję... – zdołał zaczerpnąć powietrza, aby się wysłowić. – Czuję twoją spermę.
Na bogów... Jego głos ociekał erotyzmem i jawną, wyraźną prowokacją, która natychmiast przyczyniła się do gwałtownego i silnego wytrysku. Poczułem się tak, jakby uszło ze mnie całe napięcie, choć energia na coś więcej ciągle we mnie rosła. Na razie jeszcze nie opuszczałem jego wnętrza, przytulając rozpalonego Aoiego, który dyszał ciężko.
- Kocham cię za wszystko, co możliwe, a przede wszystkim za to, jaki jesteś, mój Aniele. – ucałowałem zroszoną potem skroń, ocierając się o bok jego twarzy. Ostrożnie, choć nie obyło się bez cichego jęku protestu, wysunąłem się z przyjemnie ciepłego wnętrza, podziwiając wypływające stamtąd soki, które rozdzielając się na dwoje płynęły strużkami po udach. Odwróciłem Tenshiego przodem do siebie, łącząc z nim niecierpliwy pocałunek. Nie zaprzestając gonitwy o dominację ułożyłem go na nieco zmaltretowanej poduszce. Po chwili już tylko obdarowywaliśmy się muśnięciami i skubnięciami, gdyż przecież musiałem zając się także problemem granatowookiego. Zawisnąłem nad jego twarzą, pocierając swoim o jego nos.
- Zdejmę to – dotknąłem gumowej obręczy u nasady twardego penisa. – ale powstrzymaj się, dobrze? – nie mówiłem dosadnie, o co mi chodzi, ale Aoi zrozumiał.
Rozsunął nogi na boki, podczas gdy ja mocowałem się z jego ciemiężycielem i hamulcem. Kiedy pierścień wylądował gdzieś na podłodze, spojrzałem przelotnie na stan Tenshiego. Chłopak wyglądał tak, jakby miał zaraz urodzić i pozostało mu ostatnie parcie. Nie mogłem zmarnować okazji, ale wiedziałem co się stanie, jeśli od razu rozpocznę swój plan. Z tego powodu podgryzłem delikatnie główkę erekcji pokrytej plamkami bieli, zyskując na czasie. Dzięki temu mogłem się troszkę zabawić. Położyłem dłonie na pachwinach Tenshiego, masując kciukami jego jądra. Łakomym wzrokiem obserwowałem niezwykle wzwiedziony członek, pochłaniając go całego. Musiałem rozluźnić gardło, aby tego dokonać, ale było warto. Intensywnie ssałem gruby trzon, w miarę możliwości sunąc po nim językiem, jednocześnie stymulując przełyk, drażniąc migdałkami wrażliwą główkę. Na efekt mych poczynań trzeba było czekać kilka minut, które w połowie podarował mi obecnie zmęczony blondyn. Podczas gdy zajmowałem się dogadzaniem mu, on gryzł kostki palców, wypinając klatkę piersiową. Teraz wzdychał cicho, odpoczywając, z kolei ja nie próżnowałem. Czyściłem go, językiem wkradając się nawet w penetrowany przeze mnie teren. Wkrótce leżałem obok niego, bawiąc się wilgotnymi pasmami jaskrawych, przez promienie księżyca, włosów. Całowanie go było chyba najlepszą nagrodą i darem, jaki mi ofiarował. Uwielbiałem w nim wszystko. Zabawny humor, cięty charakter, inteligentne podejście do sprawy, ekspresję uczuć na twarzy podczas pieszczot, iskry pożądania w oczach, różane usta, dołeczki w ich kącikach, ufność i dobro, zaangażowanie w to, co robi... Wszystko!
- To śmieszne. – zachichotałem niecały kwadrans później, wyrywając nas z objęć Morfeusza. – Nie zapytasz „co”? – zdziwiłem się jego pasywnością w udzieleniu odpowiedzi.
- I tak mi powiesz. – prychnął, posyłając mi psotne spojrzenie.
- No... racja. – zamyśliłem się. – Z tego wszystkiego zapomniałem o kołysance i nie mam pojęcia, co zrobić.
- Daruj to sobie. – machnął ręką, przeciągając się, aby zaraz potem przylgnąć do mnie, kładąc rozprostowaną dłoń na moim biodrze.
Ja natomiast byłem innego zdania. Zacząłem marudzić, wymieniać tytuły piosenek, ale blondyn kręcił nosem, powtarzając, abym dał spokój.
Nagle usłyszałem jakieś szmery, więc przytknąłem palec do miękkich warg, uciszając Aoiego.
- Mógłby zaśpiewać Natsuhiboshi*, albo to chociaż wymruczeć, a nie... Traci czas na paplanie, zamiast go dobrze spożytkować.
Ten głos rozpoznałbym wszędzie, a to, że pojawił się w pobliżu tego pokoju, pomimo wyraźnego zakazu Tenshiego, na pewno nie ujdzie jego właścicielowi na sucho.
- Keizo! – warknąłem. – Spieprzaj, póki nie naszła mnie ochota na wstanie z łóżka, albo właź tutaj, jeżeli masz dostatecznie wielkie kochones, by stawić mi czoła.
Teshi rechotał przy moim boku, trzymając się za brzuch.
- To ja może sobie pój... Au, Au! Mai!? I ty przeciwko mnie? – usłyszałem jęk zawodu.
- Chcesz mu tym udowodnić, że masz małe walory?
I tym trafnym spostrzeżeniem Dakori został uciszony, czego nie można powiedzieć o drzwiach, które trachnęły o szafę, odkrywając ustawionego w rozkroku bruneta, który wszedł... O, przepraszam! Wtargnął do mieszkania, podchodząc bliżej nas.
- A mam go wyjąć i pokazać ci, jak bardzo się mylisz? – sięgnął do rozporka, będąc gotowym do uświadomienia mi, że chyba się myliłem.
- O nie, oszczędź! – nakryłem na Aoiego prześcieradło, aby nikt nie gapił się na niego. Tylko ja mogłem oglądać go roznegliżowanym. – Pewnie Ueda wie najlepiej, co i jakie tam masz, ale to on miał odwagę, aby tu wejść i jeszcze przekonać do tego ciebie. – zamilkłem na chwilę. – Wiadomo, kto w tym związku jest na górze. – wzdychałem co chwilę, mrużąc oczy.
Ale mu dociąłem, no nie?
Było by miło, gdyby natręci pozostali w liczbie dwóch, ale najwidoczniej przyjemności wyczerpały limit na ten dzień.
Aki już doczepił się do wieży, gmerając coś przy niej. Prawdopodobnie szukał jakiegoś utworu, ponieważ chwilę ciszy przerwał dźwięk skocznej melodii Aqua Timez. Chłopak skrzywił się, mrucząc z dezaprobatą. W jednej ręce dzierżył nadgryzionego lizaka, prawą przestawiając utwory i pogłaśniając je. W pewnym momencie podskoczył, gdy piosenka buchnęła ze sprzętu, jednak słuchał dalej.
- Mmm, „Malchik Gay”. – kręcił biodrami, mrucząc słowa. Tak się rozkręcił, iż nie zauważył, że strasznie wciągnął się w tekst i pasję melodii, tym samym zachęcając nas wszystkich do tańca z nim. Umiał się poruszać, to trzeba przyznać. Gdyby był dziewczyną powiedziałbym, że wypełnia go seksapil.
Isamu zaszedł go od tyłu, wkradając się pod dopasowaną koszulę.
- Jeżeli nie chcesz uczestniczyć w zbiorowej orgii jako ofiara – ucałował niebieskookiego w kark. – to powstrzymaj się przed kontynuacją.
Chłopak zarumienił się i bez sprzeciwu przyssał się do lizaka, odwracając do nas plecami. Przejrzał jedną płytę, po czym wyjął ją i zamienił na inną. Kiedy do uszu doleciały mnie rytmy jednego z ulubionych zespołów, Chisato zastopował wieżę.
- Subaru, znasz „Begin” ? – spojrzał na mnie, uśmiechając się łagodnie.
Też mi pytanie!
- Oczywiście, że tak! – już wiedziałem, co mu chodzi po głowie, tylko nie odpowiadało mi to, że widzowie nie mają zamiaru zrezygnować z koncertu. – Ale ja was tu nie zapraszałem. – burknąłem.
Brwi Akiego zmarszczyły się, a oczy w połowie zakryły powieki.
- Pomogłem ci, więc nie zrzędź.
Nachmurzyłem się, stwierdzając oczywisty fakt, że nie umiem śpiewać. He, i do tego miałem ośmieszać się przed osobami, które przez najbliższe tygodnie będą się ze mnie nabijać.
Jednak były wokalista chyba wyczuł, co myślę, bo posłał mi uspokajający uśmiech. Ustawił szóstą piosenkę i dosłownie sekundy później zaczęła się ta nieszczęsna kołysanka i moje ostatnie zadanie.


 O dziwo śpiew rozpoczął Chisato.  No tak, DBSK miało pięciu wokalistów, więc pewnie i Sato doda coś od siebie, ale w tym naszym „zespole” brakowało jeszcze jednego uczestnika, który niespodziewanie pojawił się mniej więcej w środku występu.
- Nakitai tokiwa nakeba iikara Nee... muriwa shinaide. – nawet nierozśpiewane struny głosowe sprawiały wrażenie świetnie przygotowanych.
Nie wiem, jak ten chłopak to robił, ale był niesamowity. Tak świetny muzyk, a zrezygnował z rozwijającej się kariery.
Do wtóru z anielskim niebieskookim zaśpiewał Isamu. Z tego, co pamiętam, trafiła mu się druga, co do ilości wykonanych słów, rola w prezentowanym utworze.
- Tomadounowa miraiga arukara... – e... Tenshi? To on umie śpiewać? Spodziewałem się, że się wtrąci, ale... Moment... Może później będę się nad tym zastanawiał, bo póki co zabierane są kolejne miejsca w tym pokręconym widowisku, a przecież to ja miałem się zaprezentować. Pospiesznie dołączyłem do chórku, szykując się na własny numer. No... ciekawe jak to wyjdzie, bo przecież nigdy nawet nie gwizdałem piosenki.
 - Chiisana kimino tewo nigirishimerukara.
Oj... Aki wygląda na zszokowanego... A teraz z kolei zerka na Sato, a mnie się to wcale nie podoba. Oni coś knują, ale niech nie myślą, że coś wyjdzie z ich dzikich i nieposkromionych wyobraźni. Phie!
O, a teraz, drodzy państwo, jestem ciekawy, kto wcieli się w rolę Junga Yunho. Nikt z naszego grona nie miał zdolności wokalnych, ale... kto wie? Może okaże się, że mamy w domu ukryty talent (no oprócz mnie i Tenshiego, oczywiście). Jeżeli Keizo zamierza użyć swojego piskliwego świergotu, tym samym bezczeszcząc tak znakomity kawałek, to niech się nawet nie waży! Zabraniam! Jeszcze zacznie się wygłupiać i obecny, wypracowany czar oraz moja odwaga znikną. Wtedy na pewno nie podejmę się drugiej próby, gdyż ta pierwsza wydawała mi się szaleństwem samym w sobie, choć stworzonym dla Tenshiego i tylko dla niego byłem skłonny do takich poświęceń i ani nie zamierzałem się nim dzielić, ani opuszczać samowolnie.
- Hitomisorashite sakenderutsumori. Demo bokuwa sukidayo. Hanareteitemo wakacchiaumono. Souo moiga areba.
Nie było osoby, która nie miałaby wytrzeszczu oczu. Zapewniam, że też byście go mieli, gdybyście zobaczyli akcję z Eirim na czele, który rzucił się do Dakoriego jak sęp na padlinę, zatykając mu usta. Ale to jeszcze nic. Ba!
Głęboki głos rozniósł się po pokoju, zamieniając nas w osoby niezdolne do wyksztuszenia chociażby sylaby. Zamiast naszych głosów, królowały te z wieży, należące do DBSK. Kiedy szok przeminął, ponownie kontynuowaliśmy „karaoke” w wersji połowicznie uzdolnionych. Moi drodzy. Domyślacie się, kto mógł być tą perełką wśród masochistów, sadystów, zboczeńców i dziwaków? Nie? W takim razie podzielę się zwami moją wiedzą. Otóż... Proszę o werble... Maiyu Ueda, moi kochani. Chłopak rzadko się odzywał, więc kiedy uraczył nas śpiewem, prawdopodobnie wydobył z siebie całą potęgę ukrytą w jego głębi. Nie posądziłbym go o to. Ciężko mi to pojąć, ale nie jestem w tym osamotniony. Choć trudno przełknąć taką niespodziankę, to jednak strasznie cieszy mnie postawa przyjaciela. Pokazał tym, że nie ocenia się książki po okładce, jednocześnie skupiając się wyłącznie na jej walorach. Taki Dakori, na przykład, dostrzegał w nim pewnie tylko ukochanego, który uwielbia dzieci, jest opanowany, mądry. Najwyraźniej jechał po najmniejszej linii oporu, nie angażując się w odkrywanie jego talentów, a to, jak widać, był błąd. Znali się tak długo, a nadal byli dziećmi. Ja nie pójdę ich śladem. Postaram się poznać Tenshiego od każdej strony, ale nie namolnie. W końcu każdy ma swoje grzeszki, prywatność i hobby.
Skoro jesteśmy parą, udostępnię mu moje zainteresowania, jakie wykształciły się we mnie po odzyskaniu przytomności. Jedną z nich jest fotografia – szczególnie w dziedzinie flory i fauny. Uwielbiałem wychodzić na dwór podczas deszczu i uwieczniać piękno spadających z liści kropel, które rozbryzgiwały się na ziemi, mokrząc uciekające chrząszcze. Spojrzałem na mojego Anioła i uśmiechnąłem się do niego promiennie.
To mój partner, moja miłość, umm... Moje słodkie usta. Nie wiem czemu straciłem tyle lat, ale może tak miało być? Przeznaczenie? Być może. Najważniejsze, że doprowadziło mnie do tego szczęścia.
- Dziękuję. – usłyszałem cichy szept, a zaraz potem Aoi oparł się o mnie, przymykając powieki.
Nagle usłyszeliśmy uderzenie w szybę. Drgnęliśmy, patrząc w ciemność, ale dźwięk już się nie powtórzył.
- To pewnie nietoperz. – Tenshi wtulił się we mnie, zerkając raz jeszcze w okno.
Objąłem go, wyczuwając podświadomie, że chłopak czuje się niepewnie. Nigdy nie lubił horrorów, a tak się złożyło, że dzień wcześniej oglądaliśmy jakiś, w którym psychopata wywoływał swe ofiary za pomocą przebrania policjanta, pukając w szybę i mówiąc, iż sąsiedzi narzekają na hałasy, a on, jako funkcjonariusz musi to sprawdzić. Wiadomo, co działo się po otwarciu drzwi.
- Kotku, jestem przy tobie. – zapewniłem, głaszcząc jasną czuprynę.
- Wiem i dlatego czuję się bezpieczny.

Nazywałem się Lucyfer Morri. Miałem X lat. Obecnie posiadam wspaniałych przyjaciół, których uwielbiam. Jestemczłonkiem odrodzonego zespołu „Hikaru” i gram na nim na perkusji, atakże śpiewam. Studiuję fotografię na trzecim roku ICU* i idzie micałkiem dobrze. Ulubionym zespołem okazuje się każdy, mający przyzwoitą muzykę. Jestem kochany i kocham, a mój Tenshi cierpliwie mnie znosi, brykając przy keyboardzie.
Nazywam się Subaru Misaki, mam dwadzieścia jeden lat, krucze włosy i hebanowe ślepia,
a to była moja historia.

EPILOG
Dwie maleńkie istoty skryły się za murem domu, słysząc, że osoby wewnątrz odrywają się od swego zajęcia. Nie mogły być zdemaskowane, oj nie. Dlatego teraz sprawca tego zamieszania miał rękę na ustach i fragment fikuśnego zdobienia w lewym boku, kiedy to druga osóbka przycisnęła go do ściany. Gdy dobiegła ich pogłośniona muzyka, odetchnęli z ulgą, wzbijając się w powietrze.
- Czyż ty oszalał? – piękny, jedwabisty głosik lawirował na granicy szeptu i normalnej rozmowy.
- Czepiasz się. Chciałem posłuchać, jak kaleczą piosenkę i to nie moja wina, że nie przeszedłem przez okno! – oburzony, lecz pewny siebie winowajca wzruszył ramionami. – To wszystko przez te małe postacie! Gdybym był większy...
- Wtedy oni bez trudu zdążyliby cię zauważyć. I co byś zrobił?
- Michael, zrzędzisz na starość. Lata wieczności wśród puchu odebrały ci rozum. – rude włosy wydłużyły się jak cała postać, ukazując pięknego młodzieńca, który nagle został pchnięty w okoliczne krzaki. – Aniele, spokojnie. Trzeba było powiedzieć, że masz ochotę na małe randez-vouz z najbardziej obleganym diabłem.
- Stałeś perfidnie na przestrzał okna, a w te twoje zadufane cztery litery świecił księżyc. – blond włosa piękność także zmieniła swoją formę, teraz spoczywając na kolanach towarzysza. – Gdybyś był ostatnim z diabłów, ludzi i aniołów, to może wtedy pozwoliłbym sobie na łaskawe spojrzenie w Twoją stronę.
- Ale obecnie wszystkich jest strasznie wielu, a ty dobrałeś się do mnie, rzucając z taką zapalczywością, jakby tam w niebie nigdy ci nie robili...
- Dosyć! – przerwał mu, mrużąc oczy. – Mam dużo cierpliwości, ale nie próbuj jej sprawdzać, Lucyferze. – wstał, otrzepując się z liści. – Mam cię powyżej uszu. Rób, co chcesz, ja idę się napić.
Rudowłosy patrzył za oddalającym się Michaelem, dochodząc do wniosku, że tamten nie żartował. Gdyby nie był za niego odpowiedzialny, to nawet nie kiwnąłby palcem, a tak...
- Cholera. Niech cię piekło pochłonie. – zaklął, ruszając w pogoń.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, jaką wartość będą miały jego słowa.

-------------------------------------
* Natsuhiboshi - jap. kołysanka.
**
ICU - International Components for Unicode.
Akemi (14:45)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz