wtorek, 30 października 2012

41. Przestrzeń między magnesami.

09 września 2011

Witam kochane Elfiątka ;3 Muszę się Wam przyznać, że dzisiejszy rozdział był pisany w ogromnych bólach i cierpieniach. Żal mi go wstawiać, ale nic lepszego nie wymyślę.  Gdybym miała go do czegoś przyrównać, powiedziałabym, że to filler xD Najgorszej jakości. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu (o ile będę w stanie) spłodzę coś lepszego. I wtedy też będzie  o Gabim i Mefim... itd. Postaram się poświęcić im cały rozdział. Za to w kolejnym już będzie Rada. Na końcu rozdziału dodam Wam postacie, jakie dziś brały udział w notce.

Odpowiedzi:

Churi^^ - Moje Ty kochane xD Z Kio zawsze idzie mi tak gładko jakoś... xD Tak, Gabi naprawdę płakał. Nie udało mu się czmychnąć na druga stronę xD Dzisiaj też będzie mało Miśka. W ogóle ten rozdział jest wyjęty z kosmosu. Hahaha, no tak, przyznaję xD Wish jest super ;3 I masz małe postacie Kohaku i Koryu nad obrazkami bohaterów opowiadania xD I na samym początku też pisałam o tym, jak Lu i Misiek są takimi małymi, pulchnymi istotami xD O przemianach Oriona było już dawno napisane xP Trzy etapy - pierwszy, gdy dziecko jest kochane, drugi, gdy trzeba mu pokazać, jaki ma być i trzeci, po którym rośnie już normalnie. Zdjęcie Daniela pojawi się wkrótce... przy zmianie szablonu xP Mmm, będziesz mi piekła ciachaaa xD

 

Vampirka_15 - Oj, staram się dodawać co tydzień, staram. Jak widzisz w tym tygodniu trochę mi się nie udało, gdyż przed chwilą skończyłam pisać rozdział xD *rumieni się * Cóż za motywacja ;3 Aż od razu zachciało mi się pisać kolejne notki xD (PS: Tak, dobrze się skończy xD)

 

Yaoistka^^ - ;3 Kochanie, ja mam szkołę za miesiąc xD Dzielę los zombie studentów xD Mam nadzieję, że przy końcówce dzisiejszego rozdziału uznasz, że jednak nie całkiem spartoliłam rozdział xD

 

Star1012 - Kio... no... O karze to... jeszcze troszkę... się nie dowiesz. xD Co do zostawienia Oriona przez Daniela - Ori, podczas 3 (a nawet i w 2) przemianie zacznie przejawiać ciągoty do... czynienia zła, czy też... szlajania się. Coś jak Voldemort xD (tyle, że ze strony perwersji).

 

Sonietta - Tak. Bo widzisz. Do tej poty Kio nie miał możliwości przespania się z kimś, więc jego poprzednie okresy rui były dosyć łagodne. Odkąd jednak to zrobił... zaspokajanie się ręką to jak zalewanie wodą rany - przynosi ulgę tylko na chwilę. Lu po prostu się wkurzył... ale nie ma się co dziwić - Baala zna dłużej. Hahah XD Wszystkie yaoistki pójdą do specjalnego nieba - z biblioteką pełną mang xD


Zielona Strefa

Jeżeli w przyszłym tygodniu nie będzie rozdziału to znak, że moje nogi odsypiają sobotnie wesele xD PS: Ktoś wie, co się dzieje z Grelką?


Zapraszam do czytania i bardzo, bardzo przepraszam za błędy i słabą jakość odcinka.

--------------------------------------------------------------------------------------------------



 
Elizejskie pola różnie kształtują się w wyobraźni. Tak naprawdę ich wygląd ogranicza tylko ona, a to, jak tam jest naprawdę poświadczyć może jedynie ten, którego serce przestało bić.
Przeciętny diabeł krzywi się, formując myśli w kotłowaninę pierza, fruwające baranki, czy też owieczki, wiecznie uśmiechające się do siebie anioły i muzykę przyprawiającą o ból zębów.
Dlatego tak rzadko odwiedzają Niebo.
Niemniej raz na jakiś czas przeprowadzane są wizyty obowiązkowe – coś jak wymiana informacji, podczas której obydwie strony, chcąc, czy też wręcz przeciwnie muszą spędzić pełny dzień w przeciwnym królestwie. Ich przyjęcie może i na samym początku przypomina miłą debatę, ale później sprawa obraca się zupełnie. O ile Skrzydlaci raczej nie zbliżają się do swoich gości, o tyle demony stanowią ich przeciwieństwo, czasami nawet nadmiernie używając swych rąk.
Nie raz zdarzyło się tak, że nowo odkrywane pragnienia anioła przyczyniały się do zawierania związków z diabłami - aczkolwiek skrupulatnie to zatajano.
Właśnie z tego powodu pozostała trójka archaniołów tak bardzo obawiała się tego, co zastanie po dotarciu do bram. Starali się być tam jako pierwsi, co udać się mogło dzięki szeroko rozpiętym skrzydłom. Jednak do celu nie doleciał żaden z nich – zmuszeni byli pomóc obywatelom Nieba w ich codziennych obowiązkach. Nie oznaczało to, że goście zostaną przyjęci cokolwiek chłodno. Komunikacja działała doskonale, więc podążający do otwierających się wrót członkowie Rady – prócz tego głównego – przybyli w samą porę.
Zdołali ujrzeć przechodzących do ich świata mężczyzn, których w pierwszej kolejności poraziło dużo jaśniejsze, niż w Piekle światło. Ilość osób nieco przekraczała tą zawartą w liście, ale liczyli się z tym, iż zostanie im to dokładnie wyjaśnione. Szczególną uwagę przykuwały dwie osoby – złotooki blondyn oraz kilkuletnia istota oplatająca jego szyję.
- Jak dobrze... – mruczenie dobiegające z lewej strony należało do Gabriela. Anioł od razu rozłożył skrzydła, aby mogły wygrzać się w przyjemnie ciepłym słońcu. Niemal w tej samej chwili pióra rozbłysły złotym światłem, oczyszczając je z kurzu podróży.
Zaraz za nim podobny gest uczyniła dwójka Skrzydlatych. Ich partnerzy zaśmiali się, wyobrażając sobie jak mężczyźni merdają ogonami ze szczęścia.
- Nareszcie jesteście.
Michael wszędzie rozpoznałby ten głos, toteż bez zastanowienia pozwolił zatopić się w obejmujących go ramionach.
Ciemnowłosy członek Rady odetchnął z ulgą. Odkąd obwieszczono komplikacje wywołane przez intruza, ze strachem oczekiwał dnia, aż wreszcie będzie mógł otoczyć blondyna opieką.
Głośne chrząknięcie zbiło go z tropu, a jakaś dziwna siła kazała mu się czym prędzej odsunąć od Michaela. Miał wrażenie, jakby ogień podpalał mu ciało.
- O... wybacz, Lucyferze, nie zauważyłem cię.
Rudzielec posłał mu niechętne spojrzenie.
- Za to ja ciebie widzę nadzwyczaj dobrze. – zaborczo przyciągnął morskookiego do siebie. – Jak widzisz, mamy się dobrze i...
- Misiaczku, kochanie moje. – Anael nie zwracał zbytniej uwagi na diabła, ujmując w dłonie twarz ulubieńca. – Wiesz, jak się martwiłem? Do tej pory przecież nigdy nie stało ci się coś złego, a teraz...
- Teraz to ja za niego odpowiadam.
Książę nie należał do tych, którzy nie dość, iż nie poddają się tak łatwo, to jeszcze pozwalają sobą pomiatać. Jego przyjaciele doskonale o tym widzieli. Nie dziwiła ich potyczka słowna, w której zwycięstwo odniósł właśnie piwnooki.
Płonące żarem oczy nie przyjmowały kompromisu, więc ciemnowłosy skłonił się delikatnie, uznając swą porażkę.
- Masz rację, Lu. Nikt nie będzie w stanie zrobić tego lepiej. – diametralnie odmienna postawa zdziwiła jedynie demony. – Lubię sprawdzać, czy ktoś jest godny drugiej osoby, bo w końcu jestem Gwiazdą Miłości. Tym razem nie dość, że w tej próbie wypadłeś doskonale, to jeszcze umiejętnie przysmażyłeś mi skrzydła. – wskazał ubrudzone sadzą miejsce. – Nie przejmuj się. – dodał, widząc zakłopotanie, ale i daleko skrytą dumę w czarnych źrenicach rudzielca. Po chwili drgnął wyraźnie, odsuwając się na bok, aby pokazać stojącego za nim anioła. – Wybacz, Kri. Zapomniałem o tobie.
Kolejny członek rady – również ciemnowłosy – prychnął lekceważąco, głaszcząc siedzącego mu na ramieniu błękitnego feniksa. Pięknie skrojony, biały mundur rozcięty na brzuchu w ten sposób, aby ukazywał ściągnięte niebieską szarfą spodnie, błyszczał w słońcu, a naszyta na przedzie złota plątanina motywów roślinnych nadawała czarnym włosom niemal pomarańczowej barwy. Mocno trzymane w ręku berło zostało oparte o podłoże. Jego osobliwy kształt kulisty – gównie nastawiony na morskie odcienie – wykończono pozłacanym metalem formującym się w niewielkie skrzydła imitujące motyla w locie.
- Nie dziwię się, mój drogi. W końcu Zachariel tak bardzo przypomina Michaela... Straciłeś głowę i poczucie czasu, a tylko o tych dwóch rzeczach zapominasz w jego obecności.
- No wiesz! – mężczyzna sapnął z oburzeniem, krzyżując ramiona. – Powinieneś mówić o sobie... A tak naprawdę, to czemu nie pytasz się o zdrowie naszego aniołka? I... i mógłbyś być dla mnie odrobinę milszy i bardziej przyjazny i... Znowu mnie nie słuchasz!
Kripon machnął na niego ręką, nakazując odsunięcie się. Nie wyjaśniając powodów nagłego roztargnienia wyminął diabły zdezorientowane dosyć dziecinnym zachowaniem tak wysoko postawionego w hierarchii Anaela, zatrzymując się tuż przed zielonowłosym aniołem. O dziwo skłonił się przed nim i z delikatnością godną prawdziwego szlachcica ujął jego dłoń w swojej, z namaszczeniem całując jej wierzch.
Mefistofeles wiele w życiu widział, lecz po raz pierwszy miał okazję ujrzeć rumieńce rozlewające się na policzkach Rafaela i chyba nie bardzo podobało mu się to odkrycie. Tym bardziej, iż to nie on był ich sprawcą. Dlatego nie przejmując się otoczeniem, ani możliwością konsekwencji zagrodził drogę członkowi Rady, który przymierzał się do złożenia wylewniejszych uczuć.
- Przepraszam bardzo, ale dosyć tego! Rafi jest mój, to ja go kocham. – zapewnił żarliwie, rozstawiając szeroko ramiona, jakby chronił anioła przez niebezpieczeństwem.
Anael zaniósł się śmiechem.
- Dobrze ci tak, Kri! – zawołał, zaraz jednak chowając się pospiesznie za Michaelem. – Orifiel będzie smutny.
Morderczy wzrok jaskrawo niebieskich tęczówek przeniósł się z powrotem na Mefiego.
- Zobaczymy.
Nie tylko aniołowie odnieśli wrażenie, że pomiędzy tą dwójką rozegra się jeszcze walka o Rafaela. Demony z pewnością stanęłyby po stronie swojego pobratymca.
Atmosfera, jak na Niebo, zrobiła się nieprzyjemnie chłodna, a niedawno przemieniony Orion odczuwał jej aurę na własnym ciele. Drobne wyładowania targały nim, wywołując gęsią skórkę. Chłopczyk przywarł do Daniela i poprosił go, aby podgrzał powietrze. Kilka chwil później cała postać demona falowała od różnicy temperatur, aczkolwiek Baranek był wniebowzięty.
Użyta magia zwróciła uwagę Anaela, który jakby dopiero teraz przypomniał sobie o istocie, która zaciekawiła go na samym początku. W podskokach znalazł się przy żołnierzu, bez krępacji wyciągając ręce do dziecka.
- Chodź do mnie. – zażądał. Podszyte wrogością złote tęczówki ciskały w niego gromy, jednak nie zamierzał się tym przejmować. – Należysz do Nieba, więc jakiś tam diabeł nie ma prawa cię dotykać. – złapał chłopca w pasie, ciągnąc ku sobie. – Radzę ci go puścić. – zwrócił się do Daniela, dziwiąc się jedynie temu, że malec zaczyna płakać.
Nim ktokolwiek zdołał zainterweniować, członek Rady wyszarpnął małego diabełka.
- Tato! – Orion kopał nóżkami, bojąc się nowej sytuacji i utraty ciepła.
Tego, jak dotąd opanowany Lucyfer nie mógł wytrzymać. Zaciskając gniewnie usta zrobił krok naprzód i... stanął w osłupieniu.
Pędząca szybko biało-szara plama zbliżała się z zawrotną prędkością, unosząc się w powietrzu. Od razu było widać, że jej celem jest Anael, a donośny krzyk nakazujący opamiętanie się nie wróżył niczego dobrego.
- Jak możesz traktować niewinne dziecko w tak barbarzyński sposób?! Tyle razy mówiłeś jak bardzo lubisz Michaela, a teraz odpłacasz mu się zastraszaniem jego syna? – długie, brzoskwiniowe ramiona odebrały drżącego Oriona, gładząc kręcące się kosmyki. – No już, dobrze. Nie płacz. Zaraz oddam cię tatusiowi, co? – prawą dłoń wczesał w tył głowy chłopca, aby mógł spojrzeć na morką od łez twarz.
- Nie... – drobne rączki zacisnęły się na odsłoniętych ramionach trzymającego go mężczyzny. Baranek łkał głośno, zaczerpując gwałtownie powietrze. W ciągu ostatnich minut przerzucono go z rąk do rąk a, więc miał prawo do pokazania strachu. Płaczliwy głos rozmywał się w zdartym od krzyków gardle.
- Malutka iskierka... – czuły uśmiech nieco rozpromienił smutne oczy dziecka. – Powinienem się przedstawić, prawda? Ale ze mnie gapa. – zaśmiał się, rozcierając zaczerwienione oczy chłopca. – Mam na imię Orifiel, a ty?
- Ja... Ori...on. Orion. – załkał. – Podobnie, prawda?
- Ha, bo wiesz, kochanie, twoje imię wiąże się z gwiazdami, a moje z planetą, Saturnem. Jesteśmy podróżującymi w konstelacjach, a więc pięknymi, trudno dostępnymi i jedynymi, gdyż nie ma drugich takich.
Malec wyraźnie się rozweselił, bawiąc się długimi pasmami srebrnych włosów. Gdy zdał sobie z tego sprawę, powiedział coś, co na nowo wzburzyło serce archanioła, którym był Orifiel.
- Masz takie same włosy, jak Daniel, wiesz? I... tak samo pachniecie.
Mężczyzna spojrzał we wskazanym przez Baranka kierunku, napotykając na mocno zszokowane, złote oczy. Lekki jak dotąd Orion wydał mu się nagle strasznie ciężki. W ostatniej chwili zauważył, że chłopiec zsuwa mi się z rąk, więc odstawił go na podłoże, ponownie skupiając się na żołnierzu.
Obydwoje nie wiedzieli, czy oczy nie spłatały im figla. Tyle stuleci myśleli, że los na zawsze ich rozłączył, a teraz...
Padli sobie w ramiona – jeden wyższy, drugi drobniejszy i chudszy.
Dłuższą chwilę milczeli, jakby ciesząc się sobą. Dopiero interwencja Kripona zdołała ich rozdzielić.
 - Co to ma znaczyć?
Orifiel jakby odzyskał rezon. Obrócił się przodem do bruneta, dźgając go wskazującym palcem w pierś.
- Nagle stałeś się zazdrosny? Trzeba było o tym pomyśleć zanim zacząłeś pchałeś ręce do Rafaela. – złość tamowała szczypiące od słonych łez oczy. – Co? Myślałeś, że nie wiem? Zresztą... i tak zawsze byłem, jestem i będą dla ciebie gorszym gatunkiem, który nie zasłużył na swoje miejsce. Nawet nie dałeś mi Gwiazdy Akceptacji! – przygryzł wargę, próbując uspokoić drgającą nagle brodę.
Michael wciągnął głęboko powietrze. Doskonale wiedział, co oznacza brak tej gwiazdy. Bez niej archanioł nadal pozostawał zwykłym aniołem, choć z teoretycznym zatwierdzeniem wyższej funkcji.
- Daniel... Pamiętam ostatni dzień z życia na ziemi. – pobudzone emocje zniknęły, jakby ktoś zabrał płomieniowi świecy dostęp dotlenu. – To, jak on nas traktował. Często upokarzał mnie słownie, ale nigdy nie podniósł ręki... a na ciebie owszem i to często. Kiedy jeszcze jego żona wytrzymywała z nim... było nam dobrze. – nieobecny wzrok i towarzystwo diabła obudziły w nim coś, co od dawna zagrodzone było grubym i twardym murem. Archanioł nigdy nie otwierał się przed innymi, pieczołowicie chroniąc zawiłej i ciemnej przeszłości... aż do teraz. – Wojskowy z żelazną ręką, tak na niego mówiliśmy. – zaśmiał się gorzko. – Wtedy, gdy po raz ostatni postawiłeś mu się w mojej obronie i próbowałeś... – głos uwiązł w gardle, jakby nawrót wspomnień był zbyt silny. – Butelka roztrzaskała się łatwo na posiwiałej głowie, ale on nadal stał na nogach. Zamachnąłeś się drugi raz i też dosięgnąłeś, ale nie miałeś szans z wykwalifikowanym żołnierzem. Widziałem jak upadasz, a zanim twe ciało dotknęło podłogi, zdążyło uronić kilka kropel ciemnego płynu spływającego z gładkiej dotąd skroni. Nie byłem zdolny do ruchu. Szaleństwo w jego oczach przywiązało i wypalało mi strach w nogach. Bałem się. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że winę za gorąco ponosi zajęte ogniem pomieszczenie. Butelka, jaką stłukłeś była wypełniona alkoholem, który musiał dostać się do jednej z wielu świec na jego biurku. Pamiętasz, jak bardzo je lubił? – ogarnięte niemal wariackim znamieniem źrenice świeciły niezdrowo. – Uciekłem do bali z wodą i ukryłem się w niej, ale i tam dotarł ogień. Kiedy wychyliłem głowę, dym wżerał się w każdy zakamarek płuc. On leżał nieprzytomny tuż obok mnie. Z nożem w ręce. Wiesz, tym myśliwskim, zakończonym szarpanym ostrzem. Potem zawalił się strop. Było głośno. Wszędzie czerwień, albo szary pył. Znów zanurzyłem się w wodzie. Próbowałem to przeczekać... Już nie zobaczyłem powierzchni.
- Utonąłeś.
- Tak. – cichy szept dotarł do uszu Kripona.
- Dlaczego wcześniej o tym nie powiedziałeś?
Oczy srebrzystowłosego krzyczały, wołając o zrozumienie.
- To nie należy do przyjemności. Wiesz, ile kosztowało mnie to wyznanie... Jak bardzo to boli? Anioł może mieć jedną wadę, która zabroni mu członkowska w Radzie, ale umożliwi należenie do grupy archaniołów. Sądziłem, że wiedziałeś... traktowałeś mnie w ten sposób...
Mężczyzna podszedł do niego, marszcząc brwi. Od dłuższego czasu zastanawiało go, co Orifiel ma na myśli, bredząc o gorszym gatunku.
- Jestem chłodny z innego powodu i ty dobrze o tym wiesz. Kiedy wreszcie odkryjesz w sobie tę prawdę, zrozumiesz powód dystansu. Najwyraźniej jeszcze nie dojrzałeś do bycia archaniołem.
Słowa boleśniejsze niż wymierzony policzek w taki sam sposób odrzuciły głowę mężczyzny.
- Jesteś taki jak jego żona.
Daniel drgnął wyraźnie. On wiedział, dlaczego Ori nie używa jej funkcji... czy chociażby imienia.
- On na pewno nie postąpiłby tak jak nasza mama.
Długie, szare kosmyki przeczesały powietrze. Widać było wyraźnie jak bardzo wściekły jest teraz archanioł.
- Mama? Ona nie zasługuje na to miano! Uciekła, zwyczajnie uciekła, zostawiając nas na pastwę losu... z nim, a ty dalej twierdzisz, że to jest matka? Miała spokój, tak. Wielka mi rodzicielka.
- Orif...
- Mogła nas zabrać ze sobą! Gdyby to zrobiła, nauczyłbym się odwagi, a jedyne, co mi dała to podkulenie ogona! To przeze mnie zginąłeś!
- Co ty mówisz? – złote tęczówki były pełne pytań.
- Gdybym wyszedł z wody... Miałem mokre ubrania, więc nie poparzyłbym się! Mogłem cię wyciągnąć, żylibyśmy razem... Nie powinienem tu trafić i Kripon zdaje sobie z tego sprawę. Nie zasługuję na Niebo. To ty powinieneś być na moim miejscu. Broniłeś mnie! Po obudzeniu się tutaj rozpocząłem poszukiwania. Nie znalazłem cię... i wtedy usłyszałem rozmowę dwóch aniołów, którzy opowiadali o Piekle i o tym, jak tam jest... Krzyki, cierpienie, powolne tortury... – tym razem przegrał z płynącymi po policzkach łzami, osuwając się na kolana. – Odchodziłem od zmysłów, a ty tak nagle pojawiasz się bez żadnej rany, czy chociażby zadrapania. – przy końcu zdania jego głos przycichł, stłumiony targającym nim szlochem. Nie na długo pozostał sam. Wkrótce objęły go dwie pary rąk. Jedna z pewnością należała do Daniela. W końcu, jak zauważył Orion, pachnęli identycznie. – Braciszku...
Drugą osobą okazał się Kripon. O dziwo nie przejmował się tym, iż jego nienagannie białe spodnie mogą się zabrudzić soczystą zielenią trawy.
- Orifielu de Salvi... Ori, głupcze. Jak myślisz - dlaczego Stwórca posyła anioły do Piekła? Właśnie przez tych niedoświadczonych żółtodziobów, którzy nic nie wiedzą, a rozpowiadają plotki. Poza tym o niczym nie wiedziałem, jednak domyślałem się, że gnębiąca cię przeszłość utrudni stuprocentowe oddanie się funkcji, jaką miałeś pełnić. Po cóż cała ceremonia miała odbywać się dwa razy, skoro mogłem się na nią nie zgodzić do czasu, aż sam pogodzisz się ze sobą. Posłuchaj. Wyniesienie prawie siedemdziesięciokilogramowego, rosłego mężczyzny z drugiego piętra budynku przez prawdopodobnie tylko trochę, niż o połowę chudszego dzieciaka jest dosyć abstrakcyjne, nie uważasz? Kiedy do tego dochodzi płonący niczym pochodnia dom i to drewniany... sam dopowiedz sobie resztę.
- Skąd…?
- Powiedzmy... że wybrałem się kiedyś na przechadzkę po twojej rodzinnej wiosce. – ta część nie była już tak chętnie wyjawiana, lecz uczyniła zdecydowanie więcej, niż poprzednia. – A teraz, na mocy nadanej mi przez naszego Stwórcę, mianuję cię pełnoprawnym archaniołem. – błękitny feniks spoczął na ramieniu szarowłosego, aby jasnooki mógł zdjąć osadzony pomiędzy oczami kryształ, który na moment zetknął się z kącikiem ust Orifiela. Zaraz za nim podążyły wargi  Kripona. – Akurat to miejsce wyjątkowo mi się podoba. – odsunął się, podziwiając mieniącą się złotem gwiazdę. – Zmarnowaliśmy wystarczająco dużo czasu. – skrzywił się, dostrzegając przyczepione do kolan źdźbła trawy, przywracając na twarz maskę zimnego drania. – Gabriel, Rafael i ich towarzysze idą ze mną, a resztę oprowadzi nowy archanioł.
Orifiel wstał gwałtownie, łapiąc go za ramię.
- O nie, mój drogi! Tylko Rafi ci w głowie. Tak dla jego i twojego – zaznaczył dobitnie – bezpieczeństwa lepiej będzie, gdy się zamienimy. Nigdy nie wiadomo, czy pozycja członka Rady nie uderzyła ci do głowy. I owszem, jestem gotowy rozstać się z bratem na tą krótką chwilę. Nie widzieliśmy się tyle czasu, to i kilak minut nie zrobi nam różnicy.
Drepczący niedaleko Orion skrzyżował nóżki, obracając się ostrożnie w kierunku Michaela.
- Tatusiu? To znaczy, że ani Daniel, ani jego brat nie zaprowadzą mnie na siku?
Gdyby Kripon mógł klaskać oczami, z pewnością dałby małemu diabełkowi owacje na stojąco.
Takim sposobem pokonany archanioł musiał dotrzymać towarzystwa grupie, którą wyznaczył mu wyższy rangą anioł.
Niemniej dzień otwarcia bram nie potoczył się tak źle, jak się zaczął. Jednak pozostała taka jedna… maleńka kwestia.
- A co z Kio?

Akemi (01:11)

1 komentarz:

  1. Hej,
    z Oriona to uroczy chłopiec, po takim długim czasie bracia się odnaleźli, a właśnie co z Kio?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń