poniedziałek, 29 października 2012

17. Przestrzeń między magnesami.

14 lutego 2011

Witam Was, Skarbeńki moje ;3 Jakże długo mnie tu nie było... W sumie licząc od ostatniej notki teraz jestem 2 raz na komputerze... I dziwnie mi z klawiaturą... XD Jakoś tak... odzwyczaiłam się XD

Odpowiedzi:

Fusia xD - Ooo, dziś pierwsza ;3 Salutuję i Mruffuję, Mruff, Mruff. Swoją drogą ciekawie wyglądałby nasz hymn... xDD Teppuś... no może się jeszcze pojawi... To znaczy... no musi czasami, a raz tak gruntownie, że tak to ujmę xD  Lu ma swój cel w tych wszystkich słowach... I tak naprawdę wcale Lu nie jest zły - zobaczysz na końcu notki ;P On jest... taki prorodzinny xDD Twój chrześniak ma się dobrze, choć kopie Miśka jak najęty.. ale to świadczy o jego sile... i silnym przekonaniom, że jest naj... ale będzie z niego niegrzeczne dziecko... i puszcz...e... no xD

Sonietta - *mruczy* Dziś też później notka, bo jak nie było Internetu, to rodzina się zjawiła w liczbie osób 8 plus moich domowników ze mną 6... Parafia św. Walentego i wszystko jasne xD Mefi jeszcze dziś trochę wybuchnie, a potem to Ukyo na przemian z Gabim xD Tylko nie wiem, który "sprzeda" Lu prawego sierpowego xD

Star 1012 - Ho hoo, kochana, a jak dziś Mefi wystartuje do Lu, to nawet Rafael będzie się obawiał o jego życie xD Dorobiłam się w szkole - koleżanka zaprawiła cała grupę. Ja jakoś tak szybko się wylizałam, a potem mnie znów trafiło, po raz kolejny się wyleczyłam i jak to mówią - do trzech razy sztuka xD

Dziękuję za życzenia powrotu do zdrowia i za trzymanie kciuków - 4+ z filozofii xD Ogólnie rzecz biorąc zaliczyłam semestr *szczerzy się* xD Może nie zdradzę ocen - kto by tam chciał wiedzieć, ale zapodam średnią xD 4,083(3). No, więc dobrze jest xD

Zielona Strefa

Choroba przechodzi, ósemka mi rośnie, pogoda coraz ładniejsza... no i miodzio xD

A! Zapomniałabym! Przyszła notka będzie prawdopodobnie w sobotę.

Ah, i jeszcze xD Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek ;* Niech Was Miłość zawsze czule pieści xD

  

Dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania ;3

------------------------------------------------------------------------------------
Wszędzie zdarzają się przypadki zauroczeń, miłości od pierwszego wejrzenia, uczuć dobrych i tych, które z czasem zamieniają się w niemałe piekiełko. Słyszy się także o skłonnościach do skrajnego masochizmu i nawet wielokrotne zranienie przez tą samą osobę nie skłoni do jej porzucenia.
Identycznie rzecz miała się z Michaelem, który wybaczyłby Księciu, choćby ten go skrzywdził.
Tak już jest – kiedy anioł się zakochuje, żadna siła nie jest w stanie przerwać tego uczucia. Skrzydlaci oddają swe serca na zawsze, nigdy nie myśląc o zdradzie – nie to, co ludzie. W dodatku nieśmiertelność w tym samym ciele, czyli naprawdę długi szmat czasu mógłby skłaniać ku nudzie i monotonii, jednak prawdziwe uczucie trzyma parę przy sobie. Zresztą... Kto by się tam przejmował setkami tysięcy lat, mając ich już sporo, a tak mało o sobie wiedząc.
Gdy Lu zjawił się nagle, wzbudził całkiem duże poruszenie... Niekoniecznie na jego korzyść.
Łowcy otoczyli archanioła jak stado swoje młode, a Mefistofeles zastawił swym ciałem możliwość dostania się do blondyna od przodu.
- Po co tu przyszedłeś? Chyba nie myślisz, że zostawimy Michaela na pastwę losu, bo, wybacz, nie należymy do odpornych na wszystko, wyrzekających się własnej rodziny wszarzy jak ty. – czerwonowłosy zachowywał się nadzwyczaj agresywnie. Gdy zdenerwował się na kogoś, zazwyczaj trwało to góra kilka minut, a teraz miało być chyba trochę inaczej. Nawet obecność Rafaela nie pomagała tak skutecznie, jak w wielu innych przypadkach. To, że chłopak polubił morskookiego, oznaczało, że traktuje go jak swojego i będzie stawał za nim murem... chociażby musiał sprzeciwić się komuś wyższemu rangą.
- Dowiedziałem się kilku istotnych rzeczy dla zdrowia Michaela.
Mafi prychnął wściekle.
- Trzeba było dać mu jakiś koc, a nie teraz udawać, że cię coś obchodzi! – wymachiwał rękoma, podnosząc głos. Nie potrafił wybaczyć Lucyferowi tego, jak postąpił z archaniołem. Sam był diabłem, fakt, ale mimo tej cechy wątpił, aby mógł dostąpić podobnego czynu. Im bardziej napalał się na wyrzucanie z siebie całej frustracji i strachu z powodu poszukiwań, tym bardziej Rafael obawiał się, co Lu z nim zrobi, zwłaszcza, iż ten zmierzał w kierunku czerwonowłosego.
Anioł nie chciał się wtrącać i wchodzić między tych dwoje, ale to z Mefim łączyło go coś więcej i to jego broniłby, jeżeli zaszłaby taka potrzeba.
Tymczasem rudzielec wyszeptał jakieś krótkie zaklęcie, w odpowiednim momencie obejmując młodszego demona, aby ten nie upadł.
- Spokojnie. – Książę położył wolną dłoń na ramieniu Rafaela. – Obudzi się za godzinę, a ja za ten czas zdążę sobie co nieco przemyśleć. – podał bezwładnego chłopca, odwracając się w kierunku archanioła. – Ukyo poinformował mnie, co muszę zrobić, aby dziecko mogło wejść w kolejny etap.
Michael zadrżał, cofając się, kiedy tylko piwnooki zmniejszył odległość. Domyślał się, o co może chodzić, lecz ostatnie wydarzenia odciągały go skutecznie od zaakceptowania wszystkiego i poddania się bez walki. Z drugiej strony trzeba było pamiętać o bezpieczeństwie przyszłego malca i w ogóle zapoczątkowaniu jego istnienia, które wciąż trwało.
- Nie... Ja nie chcę! Nie z tobą! – wykrzyczał blondyn, przytrzymując opadający koc. Wbrew poprzednim czynom, teraz sam podszedł do Lu, zwężając oczy. – Nagle zapragnąłeś zostać ojcem?
Zwykłe „tak” mogło zadecydować o wszystkim.
- Oczywiście, że nie. Ale jesteś moim gościem i nie mogę pozwolić sobie na jakiekolwiek pogwałcenia kodeksu, w którym zawarte się najważniejsze normy i prawa Piekła.
Morskooki zakrył dłonią usta.
Co on sobie myślał? Że Lu zmienił się od tak?
Pomimo wielokrotnego przyrzekania, iż nie ma kogoś na boku oraz, że ciąża jest jak najbardziej wynikiem rudzielca i jego, to najwyraźniej Księciu nie wystarczało. Może nie chciał ośmieszać się w oczach swoich podwładnych? Albo... żałował, że to się stało z Michaelem, a nie kimś bardziej odpowiednim?
Archanioł odchodził już od zmysłów, lecz jednego był pewien – urodzi. Choćby miało się to wiązać z najgorszym i najdłuższym porodem, nie zrezygnuje.
- Jesteś tak strasznie niesprawiedliwy... Czemu... – blondyn objął się ramionami, spuszczając głowę. Było mu wszystko jedno. Całkowicie stracił ochotę do cieszenia się życiem. Dostał mocny cios, a coraz częściej zaczynał odczuwać coś do tego zimnego drania. Siąknął nosem, łykając gwałtownie powietrze, kiedy wstrząsnął nim pojedynczy spazm szlochu.
Posłusznie wystawił twarz na widok wszystkich, gdy duża, męska dłoń Lu uniosła jego podbródek.
Prawdę powiedziawszy piwnooki w tym momencie skamieniał, wysilając się tylko na bezmyślne wpatrywanie się w zastygłe na rzęsach łzy. Dopiero delikatne mrugnięcie zdołało je z nich zrzucić na policzki, z których tym razem zawędrowały na palce Lucyfera. Chłopak starł je niemal z namaszczeniem, głaszcząc zaczerwieniony ślad pod oczyma blondyna. Powoli, jakby chciał przedłużyć cały proceder, pochylał się nad nim, błądząc oczyma po buzi archanioła, co jakiś czas spoczywając na innym kawałku skóry. W końcu złączył ich usta, na początku ograniczając się do kilku sekund. Dopiero wraz z pewnością braku odtrącenia pozwolił sobie na dłuższy pocałunek.
Ten zabieg łudząco przypominał te, które sam pozorował, lecz miał w sobie zupełnie odmienny przekaz.
Pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu Michael nie miałby nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy, a nawet chętnie poprowadziłby wzajemną adorację, a teraz niemalże musiał dopraszać się o coś tak niewinnego. Coś, co przecież niejednokrotnie wchodziło w skład jego egzystencji.
- W ten sposób mamy kilka dni, aby przemyśleć ostatni krok. – piwnooki odchrząknął, odsuwając się niespiesznie, jednak szybko się zreflektował, odwracając się tyłem do archanioła. – Wracaj na piętro dla gości. – dodał na odchodnym, mijając ciskającego gromy z głębi źrenic przywódcę łowców.
Kiedy zniknął z oczu grupie demonów, ci rozproszyli się po królestwie. Musieli dbać o swoje interesy, a skoro ich Książę zadecydował  o losie Michaela, nie mogli mu się sprzeciwić, co nie znaczy, że byli z tego zadowoleni.
Jedynie ich szef przystanął na chwilę, mierzwiąc blond pasemka archanioła, drugą ręką sięgając do kieszeni.
- Gdyby to ode mnie zależało, chętnie bym cię przygarnął, ale tam masz dużo lepsze warunki. Tylko to mogę zrobić. – zwinne, niczym u złodzieja, palce zapięły zdobioną błyszczącym kamieniem broszę. Jej oczko, a zarazem największa część mieniła się fioletem, a obrzeża tworzyły misternie utkany motyw gałązek, liści i niewielkich kwiatów, które niewątpliwie zrobiono ze srebra. – Z kolorem raczej nie trafiłem, ale nie waż się jej odrzucać, bo przyniesie pecha. Poza tym uraziłbyś mnie. – uśmiechnął się nieznacznie. – Jeżeli będę ci potrzebny, potrzyj ten kamień i wypowiedz na głos swe życzenie, a niezwłocznie przybędę. – skłonił się jeszcze, zanim nie zniknął w typowy dla diabłów sposób.
- Jesteśmy tu zaledwie kilka dni, a ty już zdobywasz sojuszników. Oj... Mefi przytył.
Morskooki prychnął pod nosem, obserwując bezproblemowe uniesienie czerwonowłosego, który szybko i bezpiecznie wylądował w ramionach Rafaela.
Aż przyjemnie było oglądać takie widoki. Miłość tych dwojga starczyłaby spokojnie na kilka par małżeńskich i jednocześnie wiązałaby je na wiele lat wspólnego pożycia... Nie to, co Michael i Książę...
Blondyn potrząsnął głową, wypędzając z niej niechciane myśli. Teraz liczyło się ciepło, którego nie miał pod dostatkiem, a co musiał niewątpliwie naprawić. Były ku temu podstawy – Lucyfer zezwolił na powrót do wcześniej zajmowanych pomieszczeń, więc bezpieczeństwo można było odhaczyć z listy koniecznie potrzebnych... Z drugiej strony – czy w Piekle istniał jeszcze ktoś, kto zagrażałby Michaelowi? Do tej pory, owszem, łowcy, ale ci okazali się całkiem w porządku. Gdyby nie chłód obecnego miejsca, Misiek miałby gdzieś słowa Księcia, bo nie wątpił, że nowi sojusznicy postaraliby się o wszelkie wygody dla niego, ale gdy się nie ma, co się lubi...
Chłopak postanowił sobie, że choćby przyszło mu koczować pod drzwiami Lucyfera, nie zamieszka z nim w jednym pokoju, nawet, jeżeli ten ugnie przed nim kark i poprosi.
Na szczęście z opresji wybawił go Rafael, który zaproponował wprowadzenie się do niego i Mefiego.
- On na pewno się ucieszy. Martwił się o ciebie. – zielone tęczówki zmieniły barwę i nasycenie, obecnie nabierając chłodniejszego, karcącego tonu.
Michael wtulił twarz w klatkę piersiową diabła, ocierając się o nią.
- Przeproszę go, gdy się obudzi.
^^^
Książę Podziemi wpadł z hukiem do pokoju Mefistofelesa, nabierając powietrza potrzebnego do krzyku. Zatrzymał się jednak, rezygnując z tego pomysłu, gdy zastał niemal sielankowy widok.
Na początku wściekł się, że Michael nie wykonał jego... rozkazu, który głosił powrót do komnat dla ważnych demonów i gości. Czyż nie powiedział tego wyraźnie? Dopiero po wkroczeniu za próg obecnego pomieszczenia zorientował się o nieprecyzyjności swych słów, w jakich nie było mowy o konkretnym lokum archanioła. Co więcej – Lu miał na myśli własny pokój, choć teraz jakoś wątpił, by blondyn zdecydował się na propozycję wspólnego mieszkania. Że też nie wpadło mu to do głowy.
Doprawdy, więzi serc tej pary było widać coraz częściej.
Tymczasem dwie splecione ze sobą osoby mruknęły coś, łasząc się do siebie we śnie.
Piwnooki dostrzegł w nich Rafaela i Mefiego, co oznaczało, że drugie łóżko musi zajmować blondyn.
I rzeczywiście, kiedy rudzielec przysiadł obok położonej na boku istoty, ujrzał rozluźnioną i spokojna buzię Michaela. Upewniwszy się, że wszyscy faktycznie śpią, pochylił się nad wyraźnie wypukłym brzuchem archanioła, gładząc go delikatnie i pieszczotliwie, gdy zauważył niewielką górkę spowodowaną kopnięciem dziecięcej nóżki bądź rączki. Za każdym razem całował to miejsce, uśmiechając się przy tym. Po kilku minutach okrył dokładnie morskookiego, ażeby zapewnić mu odpowiednią i właściwą temperaturę.
Widać było, że coś go gnębi, a z racji braku słuchaczy mógł pozwolić sobie na chwilę słabości.
- Misiek.Gdybyś wiedział, jak bardzo się cieszę, że będę ojcem. Ale nie dowiesz się tego, a bynajmniej nie w najbliższym czasie. – wyszeptał, wpatrując się czule w delikatne, senne ruchy ust blondyna. – Boję się... Gdybym zgodził się na ojcostwo, ty musiałbyś opuścić Niebo, a kto jak nie ty zajmie się nowymi aniołkami? Poza tym narazisz się temu, kto tak bardzo cię kocha, Bogu, a na to nie mogę pozwolić, bo wiem, że zależy ci na Nim. Chyba nigdy nie wybaczę sobie słów, którymi cię zraniłem, ale tak będzie najlepiej. Jestem gotowy ponieść karę, abyś tylko był szczęśliwy. Ty i nasze dziecko... Chłopiec, sądząc po tym, jak cię nokautuje. – zaśmiał się cicho, lecz po chwili spoważniał. Przybliżył się do Michaela, obserwując jego twarz, układ nosa, oczy, warg, jakby chciał je sobie wyryć w pamięci, a po kilku sekundach rozmyślań złączył ich usta, uważając, aby nie zbudzić chłopaka. – Będę was odwiedzał, choćby miało się to wiązać z kłótnią u Boga. Nic mnie nie powstrzyma. – w jego głosie, pomimo szeptu, słychać było determinację. Raz jeszcze pocałował brzuszek blondyna, zbierając siły do wyjścia. Gdyby tego nie zrobił, pewnie cały jego plan odtrącenia spaliłby na panewce.
Z tego wszystkiego nie zauważył, że obserwowały go dwie pary oczu, których właściciele niezwykle entuzjastycznie przyjęli zasłyszane informacje.
Oh, już oni je dobrze spożytkują.

----
Akemi (16:16)

2 komentarze:

  1. Hej,
    no no pięknie, łowcyi ich zachowanie, no i Michael ma sojusznika tutaj, czyli tak naprawdę Lucyfer się cieszy z tego, ale nie chce aby Michael cierpiał, niech odpowiednio spożytkują tą informację :)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, no no pięknie, łowcy i ich zachowanie, no i Michael ma sojusznika tutaj... Lucyfer tak naprawdę się cieszy, ale nie chce aby Michael cierpiał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń