poniedziałek, 29 października 2012

16. Przestrzeń między magnesami.

07 lutego 2011

Hej Cherubinki xD Notka z jednodniowym opóźnieniem, ale to i tak dobrze,zapewniam. Jeszcze do wczoraj była możliwość taka, iż wylądowałabym w szpitalu ^^' Kochani moi, naprawdę miejcie na uwadze całkowite wyleczenie się z grypy, gdyż o ile pierwszy nawrót jest w miarę znośny, o tyle kolejny może już ni należeć do najprzyjemniejszych - trzy dni miałam 38,7 gorączki i zapewniam, że brałam termometr tylko wtedy, gdy czułam się lepiej, aby nie straszyć rodziców.

Odpowiedzi:

Sonietta - Oczywiście, że lubię skoki ^^ Może nie oglądam ich jakoś nałogowo, ale w miarę się orientuję xD Poza tym uważam, że poprzednia drużynówka, w której wyprzedzili nas Niemcy, była zdrowo ustawiona ;] Już uwierzę, że bonifikata za wiatr jest dawana sprawiedliwie, yhy ==' Co do Lu... to...no... przekonasz się w tym rozdziale, ale wesoło nie będzie. Ciąża u diabłów... oni są raczej "mężczyznami" w tym związku XDD To anioły robią za kobiety, hy hy xD Ale jeżeli takie coś miałoby miejsce, to raczej niczym by się nie różniło... no może większymi zniszczeniami podczas napadów humorku XD Sprawa dziecka jest owiana tajemnicą XDD

Star 1012 - Niektóre osoby w Piekle wyczuwają stany emocjonalne innych... słyszą podwójne bicie serca xP No właśnie Rafael nie będzie miał problemów z dzieckiem, pomimo tego, że byłby doskonałym XP Ale nie miałabym serca zmuszać go do przechodzenia całego cyklu xD Niech biedaczek odsapnie XD

Chikusho - Nie, nie pisałaś, że Gabi jest w ciąży xD Ja tak... palnęłam xD Bo Gabi się zmienia... wcześniej był taki surowy i twardy jak skała, a teraz mięknie, trufelka jedna xD Teppeia da się polubić... chyba xD To takie bezproblemowe (z perspektywy innych malców) dziecko xD Mam nadzieję, że ten tydzień będzie łaskawszy dla mnie... Choć zdrowie mi tego nie ułatwia xD

Fusia ;3 - A nie wiem, co Teppei jeszcze będzie tam robił... w sumie ciężko mi go sobie teraz wyobrazić (na obecną chwilę) w opowiadaniu, ale na pewno się jeszcze pojawi xD Hooh, to co powiesz na obecne słowa Lu do aniołka w ciąży? To dopiero szczyt chamstwa! *łasi się* Skrzacik kocha XDD Powód niedodania notki wyjaśniony został na początku... jednym zdaniem - leżę i kwiczę na łóżku, a zatoki wariują wraz z płucami xD Mruff, Mruff XD

_Miodzio_ - Mraaau xD Kogoż me przekrwione ślepka widzą xD A dobijaj, przynajmniej gorączki nie będę miała XDD

Zielona Strefa.

Niu, został mi ostatni egzamin - w tę środę. Trzymajcie kciuki, Cherubinki kochane ;3

Dziękuję za komentarze ;3  Wybaczcie, jeżeli nie uda mi się wszystkich powiadomić.

EDIT: Nowa notka w poniedziałek ze względów technicznych i imprezowych xD

---------------------------------------------------------------------------------
A macie czasami tak, że wolelibyście o czymś nie wiedzieć? Albo przynajmniej posiadać wybór prześwietlenia kogoś, kto chce nam coś przedstawić, aby mieć pojęcie o pozytywności owej nowinki?
Zapewne tak i od razu dodam, iż nie jesteście osamotnieni.
Lucyfer, póki co nie dysponował pełnią informacji, ale już miał świadomość niezbyt ciekawych chwil, jakie zostaną wypełnione sprawami jego domniemanego ojcostwa.
- Michaelu, powtórz, bo wydaje mi się, że jestem w ukrytej kamerze. – pozorny spokój wcale nie był stanem długotrwałym.
Ponadto nazwanie blondyna jego pełnym imieniem nie wróżyło niczego dobrego. Już dawno Książę nie używał tego zwrotu, a jeżeli robił wyjątek, oznaczało to, że jest zdenerwowany i... Najlepiej bez kija nie podchodź. Z tego powodu archanioł miał się czego obawiać.
- Będziemy mieli dziecko. – morskooki podskoczył lekko, gdy ręka rudzielca uderzyła z całą mocą o oparcie fotela.
- Dosyć! Wyjaśnij mi, z łaski swojej, jakim cudem do tego doszło. Tylko nie pieprz mi o pomocy boskiej.  – płomienie w piwnych oczach zdawały się być żywymi pochodniami. Chłopak skrzywił się, widząc jak blondyn kuli się delikatnie, łapiąc za brzuch. Nie był jakimś chamem, więc przyzwalająco machnął ręką, aby i Michael mógł spocząć.
- Na początku pragnę zaznaczyć, że to nie ja kontroluję samego siebie w kwestii doboru partnera dla mojego dziecka, a dusza. W czasie, gdy działy się te wszystkie rzeczy, które doprowadziły do mej płodności, byłem tak jakby poza świadomością. Co nie znaczy, że tego nie czułem. – dodał, rumieniąc się. Podjął decyzję wyjaśnienia każdej zagadki od A do Z, toteż musiał być także szczery do bólu, nawet, jeśli oznaczało to upokorzenie własnej osoby. – Ciąża składa się z trzech etapów oraz kilku dodatkowych podpunktów. Ich ilość uwarunkowana jest wrażliwością anioła, dlatego nigdy nie wiadomo, co oraz w jakich częstotliwościach spotka danego skrzydlatego. Jeżeli chodzi o mnie... – zawiesił głos, odgarniając włosy za ucho. – Rozpoczęcie było z pozoru niewinne i to ty do tego doprowadziłeś, obierając sobie za cel przyzwyczajenie, przekonanie mnie do siebie, Lu. Zależało ci tylko na kolejnej zdobytej bazie, kiedy co jakiś czas przedłużałeś pocałunki. – zaśmiał się, widząc zmianę na twarzy rudzielca, który początkowo nie ujawnił prawdziwe emocje, aby za moment starannie je zatuszować. – Co? Myślałeś, że byłem taki ślepy? – prychnął gorzko, delikatnie kręcąc głową.
Reakcją obronną na wyciąganie niechcianych informacji jest atak.
- Nie zmieniaj tematu. Akurat teraz powinieneś się przejmować własnym, bardzo chwiejnym losem.
Blondyn przytaknął mu, nerwowo skubiąc materiał spodni.
- To, jak dobrze mnie traktowałeś i dbałeś, odbiło się na zaakceptowaniu cię i pozwoleniu na nasze, że tak powiem „gody”. Potem machina ruszyła. Specjalnie pofatygowałeś się po pokarm, naświetlałeś mnie, by skrzydła mogły się dalej rozwijać... byłeś zazdrosny. – przerwał na chwilę, by uraczyć Lu uśmiechem przypominającym nakaz przyznania się do winy. – Druga strona także bierze udział w procesie zajścia w ciążę. Nawet, jeżeli jej czyny są zupełnie normalne, codzienne. Później zamieniliśmy się rolami. – mruknął niechętnie. Nie miał ochoty na uzewnętrznianie się, lecz uporczywy wzrok Rafaela oraz Ukyo zmuszał go do wyjawienia wszystkiego. – Wilczy apetyt i pragnienie chleba to podetapy, z kolei ostatni pocałunek, który cię tak zdziwił, był przedostatnim stadium ku porodowi. Tutaj... to ja zadecydowałem, gdyż mogłem się wycofać, a dziecko by zniknęło, jednak nie byłem w stanie... Nie... wyobrażam sobie tego, że miałbym zabić. – ciemne myśli nawiedziły jego głowę, toteż starał się je wypędzić.
Piwnooki wstał powoli, zbliżając się do Michaela niczym przyczajony drapieżnik. Pochylił się nad nim, przez co archanioł automatycznie odchylił się w tył, uważnie obserwując poczynania Lucyfera.
- A co jest tym ostatecznym zadaniem, hm? – wymruczał niemal gardłowo.
- Dopełnienie tego, co zaczęliśmy na łóżku, kiedy połączyły się ze sobą nasze... No wiesz... soki. – wyjaśnił kulawo, nabierając delikatnej czerwieni.
- Tak myślałem. – dłoń rudzielca przesunęła się po zgrabnym udzie morskookiego, kończąc żywot blisko jego męskości. – To, co? Zrobimy to już teraz? Masz ochotę, prawda? – sprawnie odpiął mu zamek spodni, wkładając pod nie rękę.
Michael natychmiast odepchnął go od siebie, ale zanim zdążył wstać, diabeł z powrotem przylgnął do niego, całując nachalnie, pomimo wyraźnych protestów.
Na szczęście w pomieszczeniu było kilka osób, który złapały Lu pod ramionami, wręcz wyszarpując go od niezdolnego do obrony blondyna, który zakrywał brzuch.
- Czyś ty na głowę upadł? – Ukyo stanął pomiędzy dyszącym z wściekłości Księciem a przestraszonym archaniołem. – Mogłeś skrzywdzić dziecko! Swoje...
- Cholera wie, czy moje!
Michael podniósł na niego niedowierzające spojrzenie. Nie spodziewał się, że dojdzie do tak oszczerczych słów względem jego osoby. Ba! Rozumiałby wzburzenie Lucyfera, jako takie, ale przecież to nie żadna zbrodnia mieć dzieci, prawda? Poza tym pozostało osiem, może dziewięć dni do powrotu w progi Niebiańskie, więc blondyn chętnie wziąłby na siebie odpowiedzialność wychowywania malca, całkowicie odciążając Księcia, dlatego skąd te podłe słowa?
- Nie wierzysz w to, co mówisz.
- To akurat wiem doskonale. – piwnooki sarknął wściekle, mierząc blondyna zniesmaczonym spojrzeniem. – Skąd mam pewność, że nie zrobił sobie dziecka z Kio? Przecież tak go chwalił, wywyższał ponad wszystkimi.
- Ale to z tobą jestem w ciąży! – desperacja w głosie morskookiego była zauważalna nawet dla Lucyfera, ale on wolał jej nie słyszeć.
- Przestań kłamać! Aniołowi z twojej półki to w ogóle nie przystoi. A może... – hebanowe źrenice zwęziły się nieco. – A może teraz, kiedy przechodzisz okres płodności, nie musisz mówić prawdy? Jesteś zwolniony z tego obowiązku, co? Daruj sobie wyjaśnienia. – machnął ręką, hamując się przed przemocą względem morskookiego. – Spieprzaj stąd i nie pokazuj mi się na oczy. Dobrze ci radzę. Nie mam zamiaru utrzymywać twojego bękarta.
Tlen w płucach Michaela dosłownie się zamroził. Nigdy nie posądzano go o nieszczerość i to patrząc komuś w oczy, a teraz... jeszcze to...
Chłopaka ścięło z nóg. Zasłonił ręką usta, czując spływające po policzkach łzy.
Książę odwrócił się na ten widok.
- Świetnie udajesz, aniołku, ale mnie nie nabierzesz. I nie wiem, co ty tu jeszcze robisz. Chyba wyraźnie powiedziałem, że masz się wynosić, tak? – wysyczał, ruszając ku drzwiom. Otworzył je wskazując blondynowi kierunek.
- Ja na to nie pozwolę. – Ukyo chciał złapać Michaela, lecz ten odsunął się delikatnie, wstając z zajmowanego dotąd miejsca. Przechodząc obok Lucyfera spojrzał na niego z nadzieją, jednak jedyne, co ujrzał, to ponaglające do wyjścia ruchy rąk. Przygryzł wargę, a następnie wybiegł z pokoju, w którym zapanowała grobowa cisza.
Archanioł nie wiedział, dokąd zmierza. Nogi niosły go przed siebie, nie zważając na ilość mijanych korytarzy. Jednego był pewien – nie miał czego szukać w pobliżu bezpieczniejszej części zamku. Czyżby Bóg wystawił go na próbę?
Ale czymże zasłużył sobie na tak pogardliwe i obelżywe traktowanie? Cóż uczynił Lucyferowi, że ten się na nim mści? Kwestia ciąży i tak by się wydała, poza tym Książę miał prawo wiedzieć o tym, że zostanie ojcem... Inna sprawa, że nie przyjmował tego do wiadomości. Jak on mógł wątpić w prawdomówność blondyna? Być może musiał oswoić się z nowymi informacjami, lecz nic nie usprawiedliwia jego wybuchu. Kimże jest władca bez nerw ze stali i opanowania godnego pozazdroszczenia? Skoro przygarniał największych wykolejeńców losu, złodziei, przestępców i miał dla nich serce, to dlaczego odtrącił Michaela i to spodziewającego się dziecka?
Blondyn potrzebował ciepła, opieki, wygody, a nie chłodu murów, twardych bloków skalnych i czyhających na łatwy kąsek łowców, czy innych łotrów. Nawet nie miał miejsca do spania, nie mówiąc o posiłkach. Dobrze, że istniała kopuła ze światłem, do której znał drogę, bo byłoby z nim krucho. Teraz musiał rodzić sobie sam, bo zapewne Lucyfer zabroni wszystkim pomagać mu w jakikolwiek sposób.
Tymczasem mężczyźni zaszokowani zaistniałą sytuacją zaczynali powoli dochodzić do siebie. Pierwszym, który odważył się rzucić przysłowiowym kamieniem, był Mefistofeles. Jego czerwone włosy unosiły się lekko w powietrzu, które falowało wokół niego.
- Jak śmiałeś powiedzieć mu coś tak niegodziwego? Dobrze znasz prawdę, a zachowałeś się jak tchórzliwy, uparty osioł. Uwierz mi... – Podszedł do Lucyfera, zaciskając dłonie w pięści. – Jeżeli spadnie mu włos z głowy, gorzko tego pożałujesz. – przytknął palec wskazujący do ust rudzielca, uśmiechając się iście szarlatańsko. – Lepiej nic nie mów. Chyba, że marzy ci się długotrwała rekonwalescencja. – kąciki ust podniosły się na kształt niewinności, choć oczy zdradzały emocje. Nawet takie, że chłopak miał zamiar udusić Księcia, a ochota zdawała się rosnąć.
Jedynym, który był w stanie ją przykrócić, to Rafael, toteż Mefi odszukał go wzrokiem, od razu się uspokajając.
- Pomożesz mi go szukać?
Zielonowłosy planował to od dłuższego czasu, ale po takim wystąpieniu jego ukochanego, zrezygnował z powiedzenia mu o samotnej wędrówce po zamku.
***
Kilkugodzinne poszukiwania nie przyniosły upragnionego rezultatu. Chłopcy byli niemal wszędzie, a osoby, które spotykali, nie przypominały sobie, aby przechodził tamtędy opisany przez Mefiego anioł.
Pomni słów, iż najciemniej jest pod latarnią, udali się w ostatnie miejsce, które skreślili na samym początku.
Nie ma się im co dziwić, bo kto byłby na tyle niemądry, aby samemu pchać się w ręce łowców?
Już z daleka widzieli poruszenie między odzianymi w zbroje i peleryny mężczyznami. Podeszli bliżej i aż jęknęli z ulgą.
Na murku, wśród materiału otulającego całe ciało, siedział nie kto inny, a Michael. Te blond kosmyki rozpoznaliby wszędzie.
Jakże zabawnie było obserwować potęgę podziemia, która dosłownie obskakiwała drżącego archanioła.
Mefisto szturchnął dowódcę, wyrywając go z transu poprawiania opadających stosów koców.
- Kto był takim debilem, żeby wystawiać na zimno i niebezpieczeństwa, tak uroczego anioła? – wzburzony demon przygarnął blondyna.
- Lucyfer. – czerwono włosy uśmiechnął się delikatnie, widząc zmieszanie na twarzach łowców. – Nie obawiaj się. Też uważam, że nasz Książę zachowuje się jak ostatni baran.
- Jak on mógł? Przecież ten cherubinek jest w ciąży!
- Lu jest ojcem dziecka i chyba go to przerosło.
- To ja tym bardziej zajmowałbym się aniołem.
Rafael nie mógł uwierzyć, że osoby, którego w jego wyobrażeniach wyglądały raczej... nieciekawie, wręcz prześcigały się w dogadzaniu morskookiemu i broniły go zażarcie.
- Biedak płakał tak głośno, że moi ludzie postanowili zająć się nim, nie bacząc na nasz kodeks, który jasno mówi, iż osoby, które wejdą w progi łowców, zostaną surowo ukarane. Z tego, co udało się wykrztusić aniołowi, wynika, że próbował posilić się światłem z kopuły, ale przegoniły go ogary. Potem, zmęczony biegiem zdjął z siebie spodnie, okrywając zmarznięty brzuch i zaczął usypiać. Znaleźliśmy go trzęsącego się, łkającego i posiniałego z zimna, a mimo to, widząc nas bronił się, abyśmy nie skrzywdzili jego dziecka. Że też te tereny muszą mieć ujemną temperaturę... Jakby nie mogły dostosować się do powierzchni! – widać było, że demon jest mocno zdenerwowany. – Chłopak szybko opadł z sił, choć i tak szarpał się zawzięcie. Dopiero gdy go okryliśmy, zaczął patrzeć na nas przychylniej. Cały czas powtarzał, że boi się o dziecko, potrzebuje mleka oraz, że nie m co wracać, ani do Nieba, ani do swoich przyjaciół. – przywódca ściągnął blondynowi materiał z głowy, ukazując zmierzwione włosy, podpuchnięte oczy i drżące w płaczu usta. Chłopak wyglądał tak, jakby nic do niego nie docierało. – Jak się nazywasz, aniołku? – liczył na jakiś odzew, ale ten, jak na złość, nie nastąpił.
Dopiero po chwili głowa archanioła uniosła się gwałtownie, a morskie tęczówki zabłysnęły nagle.
- Michael.
Wszyscy obrócili się, dostrzegając opierającą się o ścianę postać.
Jego włosy płonęły jak pochodnia. Oczy pilnie śledziły każdy ruch. Sylwetka zdradzała wielkość i potęgę, a na imię było mu Lucyfer.
Akemi (15:49)

2 komentarze:

  1. Hej,
    jak Lucyfer mógł tak powiedzieć? takie oszczerstwa, łowcy zaopiekowali się Michaelaem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, jak Lucyfer mógł tak powiedzieć? takie oszczerstwa...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń