17 stycznia 2010
Oi ;P
Kochane i Kochani, notkę dodaję wcześniej, ale nie powiadamiam, gdyż
muszę po nadrabiać tygodniową zaległość w Waszych notkach. Nie wiem, czy
jutro znów nie będą mi czegoś kombinować z prądem, więc notka jest
dziś. Jak na razie to moja część wioski ma prąd, ale kila domów dalej,
już nie xD
Mam szczęście, heh xD
Pozostaje mi życzyć Wam miłego czytania. ;*
A! Zapomniałabym! Wątek Biblii, jaki się tutaj pojawi, jest wymyślony przeze mnie w większej części, więc proszę nie brać go dosłownie i prawdomównie i... Obraźliwie, co najważniejsze. Jestem katoliczką i w stu procentach nie mam zamiaru naginać prawd religijnych.
Dzień
przed Nowym Rokiem, Ryoninn zdołał o własnych siłach odwiedzić swego
przybranego syna. Po wylewnym przywitaniu, rozsiadł się wygodnie w
fotelu.
-
Co u ciebie? – Wymuszone pytanie i schematyczna rozmowa, jak nic, nie
pasowały do poważnego wyrazu twarzy, do której to pytanie było
skierowane.
-
Dobrze. – Po pięciu minutach topornej, zdawkowej gadki, wszyscy mieli
już dosyć. – Nie przyszedłem tutaj tylko po to, by zanudzać was swoją
osobą. Pozwólcie, że opowiem wam pewną historię. Nie wiem, czy ją
słyszeliście. Istnieje bardzo stara, cudowna księga, która zawiera
informacje o powstaniu świata. To Biblia, jednakże jest pewien szkopuł.
Odgórnie wiadomo, że Ewangelistów było pięciu, lecz ten jeden nie jest
uchwalony przez etykietę Kościoła. Powiedziałbym raczej, że jest nie
uznawany. Mam dowód na to, iż istniał naprawdę, a jest nim opowieść z
owej księgi, innej od Biblii. Odczytałem, iż w Dniu Sądu Ostatecznego,
Aniołowie zbiorą garstkę naznaczoną przez Chrystusa i ukryją ich przed
wszystkimi nieszczęściami. – Wyjął czerwono-błękitny tom ze znakiem yin
yang i kontynuował, zerkając uważnie na Subaru. – Tutaj są zawarte
szczątkowe informacje poprzednich czterech części i coś jeszcze.
Mianowicie... Nie od dziś wiadomo, że zło walczy z dobrem. Raz się
udaje, innym nie, przez co zostaje zachowany balans. Święty z tej
Ewangelii zawarł większe szczegóły, co będzie się działo, jak zmieni się
Ziemia oraz jaki los podzieli ludzkość. Szkody byłyby niewyobrażalne,
dlatego Najwyższy zabezpieczył świat przed szybkim postępem ku Końcowi.
Co pokolenie, czyli około osiemdziesiąt lat na Ziemię zstępował Anioł,
aby pomagać ludziom, by dojrzeli dobro i je rozgłaszali. Niestety Szatan
przejrzał zamiary Boga i również wysyłał swego przedstawiciela. Wtedy
stała się rzecz nieunikniona. Z tego powodu, że Anioł, czy też ktoś ze
strony zła, nie mógł przebywać w jednym miejscu, po jakimś czasie o nim
zapominano, a w końcu przestano wierzyć w jego istnienie. Świat był
podzielony i zaczęły się wojny. Pewnie zapytacie, czemu nie wysłano
więcej Aniołów? – Uśmiechnął się do Eiriego. – Otóż na miejsce dwojga
skrzydlatych, pojawiało się proporcjonalnie tyle samo przeciwników.
Stanęło na tym, że każda strona wybierze sobie po jednym najważniejszym
osobniku i dwóch pobocznych. Napotkało to wiele sprzeciwów, ale jakoś
przeszło. W końcu po ponad tysiącleciu stwierdzono, że Anioły i Diabły
fruwające nad polem bitwy, to nie najlepszy pomysł. Wtedy to umieszczono
całą szóstkę w ciałach noworocznych dzieci, gdyż okazało się, że ludzie
mają potężną moc i są dobrymi kontenerami do noszenia dusz. Trzeba było
odpowiednio dobierać maleństwo, aby przypadkiem nie okazało się, że
dzie cko może i ma w sobie Anioła, ale posiada także predyspozycje
mordercy. Gdy i ten problemzażegnano, pojawił się kolejny. Duchowni
twierdzili, że to wszystko jest karygodne, cierpią przez to niewinne
istoty oraz ich rodziny. Nastąpił rozłam Kościoła. Dopiero, gdy skutki
takiego postępowania i niejako cudu, zaczęły przynosić efekty, znów
połączono szeregi księży. Ta część księgi to antycypowanie Świętego,
które całkowicie się spełniło. Tylko jest pewien problem. Co prawda Bóg
bardzo dobrze wybiera dzieci, ale znajdują się one w różnych miejscach i
trochę zajmuje, zanim się odnajdą. Dlatego od dwóch pokoleń wybierane
są te same dzieci. Ich ciała odradzają się tak samo, jak istoty w nich
zachowane. Musi być spełniony jakiś warunek, żeby to się stało, ale nie
wiem jaki. – Uśmiechnął się, kończąc.
- Ciekawe. A co z tym Ewangelistą? – Eiri ciężko przełknął ślinę.
-
Jego proroctwo uznano za herezje. Mówiono, że ludzie nie mogą
przypisywać sobie Boskiej mocy i przestano rozgłaszać jego słowa. Raczej
powinieneś zapytać, kto jest teraz dziedzicem tych sześciu Istot. –
Ryoninn zmrużył oczy.
- N-nie. Czemu? – Chłopak upił spory łuk herbaty, jaką sobie przygotował.
-
Rozgryzłem to i chciałem się tym z wami podzielić. Najpierw jednak
powiem, iż w tym przypadku nieodpowiednio ułożyły się siły, bo Anioły
nie odnalazły się do kompletu, tak samo, jak i Diabełki, a teraz...
-
Już nie kończ. – Ognistowłosy westchnął z rezygnacją. – Też czytałem tą
księgę. Od wieków, dobra i zła strona łączyły się ze sobą, oprócz
głównych prowodyrów. Tak, masz rację, nie odnaleźliśmy się. – Cesarz,
Koryuu, Kiba, Akira i Isamu patrzyli na niego ze zdziwieniem, gdy długie
pasma włosów wydłużyły się. – Jestem Astrot, jeden z wysłanników
Piekła, który dostał pozwolenie od Pana Podziemi i Pana Nieba, na
przebywanie tutaj.
- Eiri, nie wygłupiaj się. Niezłe z ciebie ziółko, ale do przesady. – Kiba zaśmiał się nerwowo.
Głośne kaszlnięcie spowodowało, że kilka par oczu skierowało wzrok w kierunku jego źródła.
- Ja jestem z kolei drugim. Mefistofeles. – Czarne włosy z różowymi pasemkami zawirowały drapieżnie w powietrzu.
Akira, jak oparzony odskoczył od Dakoriego.
- Chyba sobie kpicie. – Wczepił palce w oparcie kanapy. – Ale super!
Isamu o mało co się nie przewrócił, słysząc te słowa.
- No, dobra, a co z... – Chciał zapytać, nieco ochłonąwszy.
- Aniołami? – Eiri pomógł Mizukiemu obniżyć bluzę, by pokazać reszcie dwa białe wytatuowane skrzydełka. – To mój Gabryś.
- Gabriel. – Fuknął blondyn. – Mógłbyś spoważnieć chociaż na moment? – Prawe ramię zostało zakryte.
- A ty pozbyć się tego urzędowego imienia i tonu? – Mruknął zielonooki i naburmuszył się. – Ja chcę żebyś był Gabrysiem!
-
Gabriel. – Chłopak skarcił go wzrokiem, lecz po chwili wtulając się w
niego, szepnął. – Może być Gabi. – Uzyskał promienny uśmiech ukochanego.
- Nie chcę wam przeszkadzać, gołąbeczki, ale Mai też ma coś do dodania. – Dakori spojrzał na nich wymownie.
- Co tu dużo mówić? Wyglądam na niewiniątko, kocham tego Diabełka – Wskazał na Keizo. – więc muszę być Rafaelem.
-
Dzięki wielkie. Działasz według schematu? Ty par... – Dalszy słowotok
powstrzymał pocałunek, który skutecznie ugłaskał bruneta.
- Bosko! – Oczy Akiry wyglądały jak tysiące gwiazd zamkniętych w słoiku, albo choinka obwieszona lampkami, jak w Rio de Janeiro.
Ryoninn zabrał głos, chcąc coś dopowiedzieć.
-
Niestety prawda jest taka, że Anioły i Diabły nie mogą za długo
przebywać w swoim towarzystwie, gdyż wtedy mają ze sobą zbyt dobry
kontakt i niwelują siebie nawzajem. Gdy przykładowo Eirino coś
przeskrobie, Mizuki od razu to naprawia i odwrotnie, tyle, że z innym
skutkiem. Musi być równowaga, a wychodzi albo czegoś za dużo, albo za
mało, bo jeden ściga się przed drugim, by naprawić coś z nawiązką lub
spaskudzić.
-
Nie byłoby lepiej, gdybyśmy właśnie byli razem? Przecież o to chodzi.
Podczas gdy ja będę wszczynał wojnę, Gabi załatwi pokój. – Zauważył
ognistowłosy.
-
Otóż to. Nie rozumiecie, o co chodzi. Balans, to nie znaczy niwelacja,
ale dokonywanie zmian, lecz różnych. Ty podpalasz las, Mizuki pomoże z
wykryciem członków mafii, czyli mniej więcej podobny poziom uczynków.
Tylko czasami możecie wspólnie coś zrobić. Gdyby wszystko było idealne,
to czy świat potrzebowałby Aniołów i Diabłów? Nie. Czy tak byłoby
dobrze? Nie! Jednostajność i nuda oraz łatwa, bez wysiłkowa praca.
Trzeba czuć adrenalinę, doświadczać chwil tryumfu, ale i porażki. To
jest dar od Stwórcy. Gdybyśmy wszyscy byli bogobojni, to kto skłaniałby
do filozofii i rozmyślań? Od tego jesteście. – Zakończył swój monolog.
Nagle coś mu się przypomniało. –
Jedynie spełniony warunek pomaga wam zrozumieć, jak to jest ważne oraz
jak tego przestrzegać. O ile mi wiadomo, ta wiedza równa się ponownemu
odrodzeniu, a z tego, co się dowiedziałem z pewnych źródeł, wy już je
sobie zapewniliście. – Ryoninn powiódł wzrokiem po obecnych Aniołach i
Diabłach, na co chłopcy uśmiechnęli się do siebie.
- Tajemnica. – Hoshi zarumienił się delikatnie.
- Skoro wy jesteście poboczni, to kto... – Zaczął Isamu.
- Ja. – Cichutki głosik zwabił na tą osóbkę zdziwione spojrzenia. – Jestem Michael.
Akira w tym momencie osiągnął szczyt głupawki.
-
O kurcze! Tenshi, Anioł! To by się zgadzało. Że też wcześniej na to nie
wpadłem! Jak mi jeszcze powiesz, że Miski to... – Jak na zawołanie
ujrzał potwierdzenie w oczach sześciolatka. – Lucyfer? Ale to syn...
-
Samego Władcy Piekieł. Jego rodzina była prowizoryczna. Odradzał się,
bo Szatan uprosił Boga. W dodatku Michael to ulubieniec Pana, więc nie
było problemu. Przecież nie mógł pozwolić, aby jego najniewinniejszy
Anioł ucierpiał. Lu nie udało się wypełnić warunku i tak jest już od
początku. – Ryoninn pospieszył z wyjaśnieniem.
-
Mizu i May, dwóch skrzydlatych, uczyło i miało na oku Subaru i Keizo,
ogoniastych. Z kolei kochany braciszek Diabełek, spłodził
najważniejszego z Aniołów. Bomba! – Aki był zafascynowany tym wszystkim.
Z płonącymi oczami obserwował każdy szczegół, jaki zmienił się po
lekkiej transformacji cudownych Istot. – A właśnie. Gdzie jest Subaru?
Poczuli
dym, a zza drzwi prowadzących do kuchni ujrzeli szarą mgiełkę. Tenshi
wręcz rzucił się i otworzył je z impetem. Na środku stał Lucyfer. Oczy
lśniły mu na czerwono, a wokół szalały płomienie.
- Co ty wyprawiasz? – krzyknął blondynek.
-
Nigdy cię nie lubiłem. Ba! Mało tego! Ja tobą pomiatam. Tyle, że to
parszywe ciało, dusza tego dzieciaka, który już od dawna próbuje
stanowić jedność z moją, zaczyna coś do ciebie czuć! Martwi się o
ciebie. Nie mogę tego znieść, dlatego to robię. Mnie się nic nie stanie.
Po prostu znowu się odrodzę i tym sposobem ukarzę to nieposłuszne
dziecko! Jedynie fizycznie ucierpię, a to mały wymóg.
-
Proszę, nie rób tego. – Przejrzyście jasne, błękitne tęczówki zaszkliły
się łzami. Chłopczyk zrobił krok do przodu, lecz kolejne uniemożliwił
mu Astrot.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz