piątek, 5 października 2012

15. Jak pies z kotem.

17 stycznia 2010

Oi ;P Kochane i Kochani, notkę dodaję wcześniej, ale nie powiadamiam, gdyż muszę po nadrabiać tygodniową zaległość w Waszych notkach. Nie wiem, czy jutro znów nie będą mi czegoś kombinować z prądem, więc notka jest dziś. Jak na razie to moja część wioski ma prąd, ale kila domów dalej, już nie xD
Mam szczęście, heh xD

Pozostaje mi życzyć Wam miłego czytania. ;*

A! Zapomniałabym! Wątek Biblii, jaki się tutaj pojawi, jest wymyślony przeze mnie w większej części, więc proszę nie brać go dosłownie i prawdomównie i... Obraźliwie, co najważniejsze. Jestem katoliczką i w stu procentach nie mam zamiaru naginać prawd religijnych.

 

Dzień przed Nowym Rokiem, Ryoninn zdołał o własnych siłach odwiedzić swego przybranego syna. Po wylewnym przywitaniu, rozsiadł się wygodnie w fotelu.
- Co u ciebie? – Wymuszone pytanie i schematyczna rozmowa, jak nic, nie pasowały do poważnego wyrazu twarzy, do której to pytanie było skierowane.
- Dobrze. – Po pięciu minutach topornej, zdawkowej gadki, wszyscy mieli już dosyć. – Nie przyszedłem tutaj tylko po to, by zanudzać was swoją osobą. Pozwólcie, że opowiem wam pewną historię. Nie wiem, czy ją słyszeliście. Istnieje bardzo stara, cudowna księga, która zawiera informacje o powstaniu świata. To Biblia, jednakże jest pewien szkopuł. Odgórnie wiadomo, że Ewangelistów było pięciu, lecz ten jeden nie jest uchwalony przez etykietę Kościoła. Powiedziałbym raczej, że jest nie uznawany. Mam dowód na to, iż istniał naprawdę, a jest nim opowieść z owej księgi, innej od Biblii. Odczytałem, iż w Dniu Sądu Ostatecznego, Aniołowie zbiorą garstkę naznaczoną przez Chrystusa i ukryją ich przed wszystkimi nieszczęściami. – Wyjął czerwono-błękitny tom ze znakiem yin yang i kontynuował, zerkając uważnie na Subaru. – Tutaj są zawarte szczątkowe informacje poprzednich czterech części i coś jeszcze. Mianowicie... Nie od dziś wiadomo, że zło walczy z dobrem. Raz się udaje, innym nie, przez co zostaje zachowany balans. Święty z tej Ewangelii zawarł większe szczegóły, co będzie się działo, jak zmieni się Ziemia oraz jaki los podzieli ludzkość. Szkody byłyby niewyobrażalne, dlatego Najwyższy zabezpieczył świat przed szybkim postępem ku Końcowi. Co pokolenie, czyli około osiemdziesiąt lat na Ziemię zstępował Anioł, aby pomagać ludziom, by dojrzeli dobro i je rozgłaszali. Niestety Szatan przejrzał zamiary Boga i również wysyłał swego przedstawiciela. Wtedy stała się rzecz nieunikniona. Z tego powodu, że Anioł, czy też ktoś ze strony zła, nie mógł przebywać w jednym miejscu, po jakimś czasie o nim zapominano, a w końcu przestano wierzyć w jego istnienie. Świat był podzielony i zaczęły się wojny. Pewnie zapytacie, czemu nie wysłano więcej Aniołów? – Uśmiechnął się do Eiriego. – Otóż na miejsce dwojga skrzydlatych, pojawiało się proporcjonalnie tyle samo przeciwników. Stanęło na tym, że każda strona wybierze sobie po jednym najważniejszym osobniku i dwóch pobocznych. Napotkało to wiele sprzeciwów, ale jakoś przeszło. W końcu po ponad tysiącleciu stwierdzono, że Anioły i Diabły fruwające nad polem bitwy, to nie najlepszy pomysł. Wtedy to umieszczono całą szóstkę w ciałach noworocznych dzieci, gdyż okazało się, że ludzie mają potężną moc i są dobrymi kontenerami do noszenia dusz. Trzeba było odpowiednio dobierać maleństwo, aby przypadkiem nie okazało się, że dzie cko może i ma w sobie Anioła, ale posiada także predyspozycje mordercy. Gdy i ten problemzażegnano, pojawił się kolejny. Duchowni twierdzili, że to wszystko jest karygodne, cierpią przez to niewinne istoty oraz ich rodziny. Nastąpił rozłam Kościoła. Dopiero, gdy skutki takiego postępowania i niejako cudu, zaczęły przynosić efekty, znów połączono szeregi księży. Ta część księgi to antycypowanie Świętego, które całkowicie się spełniło. Tylko jest pewien problem. Co prawda Bóg bardzo dobrze wybiera dzieci, ale znajdują się one w różnych miejscach i trochę zajmuje, zanim się odnajdą. Dlatego od dwóch pokoleń wybierane są te same dzieci. Ich ciała odradzają się tak samo, jak istoty w nich zachowane. Musi być spełniony jakiś warunek, żeby to się stało, ale nie wiem jaki. – Uśmiechnął się, kończąc.
- Ciekawe. A co z tym Ewangelistą? – Eiri ciężko przełknął ślinę.
- Jego proroctwo uznano za herezje. Mówiono, że ludzie nie mogą przypisywać sobie Boskiej mocy i przestano rozgłaszać jego słowa. Raczej powinieneś zapytać, kto jest teraz dziedzicem tych sześciu Istot. – Ryoninn zmrużył oczy.
- N-nie. Czemu? – Chłopak upił spory łuk herbaty, jaką sobie przygotował.
- Rozgryzłem to i chciałem się tym z wami podzielić. Najpierw jednak powiem, iż w tym przypadku nieodpowiednio ułożyły się siły, bo Anioły nie odnalazły się do kompletu, tak samo, jak i Diabełki, a teraz...
- Już nie kończ. – Ognistowłosy westchnął z rezygnacją. – Też czytałem tą księgę. Od wieków, dobra i zła strona łączyły się ze sobą, oprócz głównych prowodyrów. Tak, masz rację, nie odnaleźliśmy się. – Cesarz, Koryuu, Kiba, Akira i Isamu patrzyli na niego ze zdziwieniem, gdy długie pasma włosów wydłużyły się. – Jestem Astrot, jeden z wysłanników Piekła, który dostał pozwolenie od Pana Podziemi i Pana Nieba, na przebywanie tutaj.
- Eiri, nie wygłupiaj się. Niezłe z ciebie ziółko, ale do przesady. – Kiba zaśmiał się nerwowo.
Głośne kaszlnięcie spowodowało, że kilka par oczu skierowało wzrok w kierunku jego źródła.
- Ja jestem z kolei drugim. Mefistofeles. – Czarne włosy z różowymi pasemkami zawirowały drapieżnie w powietrzu.
Akira, jak oparzony odskoczył od Dakoriego.
- Chyba sobie kpicie. – Wczepił palce w oparcie kanapy. – Ale super!
Isamu o mało co się nie przewrócił, słysząc te słowa.
- No, dobra, a co z... – Chciał zapytać, nieco ochłonąwszy.
- Aniołami? – Eiri pomógł Mizukiemu obniżyć bluzę, by pokazać reszcie dwa białe wytatuowane skrzydełka. – To mój Gabryś.
- Gabriel. – Fuknął blondyn. – Mógłbyś spoważnieć chociaż na moment? – Prawe ramię zostało zakryte.
- A ty pozbyć się tego urzędowego imienia i tonu? – Mruknął zielonooki i naburmuszył się. – Ja chcę żebyś był Gabrysiem!
- Gabriel. – Chłopak skarcił go wzrokiem, lecz po chwili wtulając się w niego, szepnął. – Może być Gabi. – Uzyskał promienny uśmiech ukochanego.
- Nie chcę wam przeszkadzać, gołąbeczki, ale Mai też ma coś do dodania. – Dakori spojrzał na nich wymownie.
- Co tu dużo mówić? Wyglądam na niewiniątko, kocham tego Diabełka – Wskazał na Keizo. – więc muszę być Rafaelem.
- Dzięki wielkie. Działasz według schematu? Ty par... – Dalszy słowotok powstrzymał pocałunek, który skutecznie ugłaskał bruneta.
- Bosko! – Oczy Akiry wyglądały jak tysiące gwiazd zamkniętych w słoiku, albo choinka obwieszona lampkami, jak w Rio de Janeiro.
Ryoninn zabrał głos, chcąc coś dopowiedzieć.
- Niestety prawda jest taka, że Anioły i Diabły nie mogą za długo przebywać w swoim towarzystwie, gdyż wtedy mają ze sobą zbyt dobry kontakt i niwelują siebie nawzajem. Gdy przykładowo Eirino coś przeskrobie, Mizuki od razu to naprawia i odwrotnie, tyle, że z innym skutkiem. Musi być równowaga, a wychodzi albo czegoś za dużo, albo za mało, bo jeden ściga się przed drugim, by naprawić coś z nawiązką lub spaskudzić.
- Nie byłoby lepiej, gdybyśmy właśnie byli razem? Przecież o to chodzi. Podczas gdy ja będę wszczynał wojnę, Gabi załatwi pokój. – Zauważył ognistowłosy.
- Otóż to. Nie rozumiecie, o co chodzi. Balans, to nie znaczy niwelacja, ale dokonywanie zmian, lecz różnych. Ty podpalasz las, Mizuki pomoże z wykryciem członków mafii, czyli mniej więcej podobny poziom uczynków. Tylko czasami możecie wspólnie coś zrobić. Gdyby wszystko było idealne, to czy świat potrzebowałby Aniołów i Diabłów? Nie. Czy tak byłoby dobrze? Nie! Jednostajność i nuda oraz łatwa, bez wysiłkowa praca. Trzeba czuć adrenalinę, doświadczać chwil tryumfu, ale i porażki. To jest dar od Stwórcy. Gdybyśmy wszyscy byli bogobojni, to kto skłaniałby do filozofii i rozmyślań? Od tego jesteście. – Zakończył swój monolog. Nagle coś mu się przypomniało. – Jedynie spełniony warunek pomaga wam zrozumieć, jak to jest ważne oraz jak tego przestrzegać. O ile mi wiadomo, ta wiedza równa się ponownemu odrodzeniu, a z tego, co się dowiedziałem z pewnych źródeł, wy już je sobie zapewniliście. – Ryoninn powiódł wzrokiem po obecnych Aniołach i Diabłach, na co chłopcy uśmiechnęli się do siebie.
- Tajemnica. – Hoshi zarumienił się delikatnie.
- Skoro wy jesteście poboczni, to kto... – Zaczął Isamu.
- Ja. – Cichutki głosik zwabił na tą osóbkę zdziwione spojrzenia. – Jestem Michael.
Akira w tym momencie osiągnął szczyt głupawki.
- O kurcze! Tenshi, Anioł! To by się zgadzało. Że też wcześniej na to nie wpadłem! Jak mi jeszcze powiesz, że Miski to... – Jak na zawołanie ujrzał potwierdzenie w oczach sześciolatka. – Lucyfer?  Ale to syn...
- Samego Władcy Piekieł. Jego rodzina była prowizoryczna. Odradzał się, bo Szatan uprosił Boga. W dodatku Michael to ulubieniec Pana, więc nie było problemu. Przecież nie mógł pozwolić, aby jego najniewinniejszy Anioł ucierpiał. Lu nie udało się wypełnić warunku i tak jest już od początku. – Ryoninn pospieszył z wyjaśnieniem.
- Mizu i May, dwóch skrzydlatych, uczyło i miało na oku Subaru i Keizo, ogoniastych. Z kolei kochany braciszek Diabełek, spłodził najważniejszego z Aniołów. Bomba! – Aki był zafascynowany tym wszystkim. Z płonącymi oczami obserwował każdy szczegół, jaki zmienił się po lekkiej transformacji cudownych Istot. – A właśnie. Gdzie jest Subaru?
Poczuli dym, a zza drzwi prowadzących do kuchni ujrzeli szarą mgiełkę. Tenshi wręcz rzucił się i otworzył je z impetem. Na środku stał Lucyfer. Oczy lśniły mu na czerwono, a wokół szalały płomienie.
- Co ty wyprawiasz? – krzyknął blondynek.
- Nigdy cię nie lubiłem. Ba! Mało tego! Ja tobą pomiatam. Tyle, że to parszywe ciało, dusza tego dzieciaka, który już od dawna próbuje stanowić jedność z moją, zaczyna coś do ciebie czuć! Martwi się o ciebie. Nie mogę tego znieść, dlatego to robię. Mnie się nic nie stanie. Po prostu znowu się odrodzę i tym sposobem ukarzę to nieposłuszne dziecko! Jedynie fizycznie ucierpię, a to mały wymóg.
- Proszę, nie rób tego. – Przejrzyście jasne, błękitne tęczówki zaszkliły się łzami. Chłopczyk zrobił krok do przodu, lecz kolejne uniemożliwił mu Astrot.
Akemi (21:47)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz