sobota, 6 października 2012

12. Przestrzeń między magnesami.

27 grudnia 2010

Ho, ho, ho, moje Aniołki xD Mam nadzieję, że byłyście grzeczne xD Po wielu tygodniach dodawania notek w weekend, rozdział pojawia się o starym terminie - jednak to tylko wyjątek ;P Niemniej jakiego ja dostałam powera! xD Dzięki piosence, co prawda, ale była wena? Była! A to się liczy xD

Odpowiedzi:

Sonietta - Hm, no w sumie... Można uznać, że Misiek podda się sprawnym rękom (które leczą xD) Lu, jednocześnie nie wiedząc (boroczek), co ma zrobić z tym fantem (najlepiej mieć ochotę na chwileczkę zapomnienia xD) Rafek i Mefi nie będą mieli dzieci... o niee, za dużo by ich tam było xD

Star 1012 - E tam *^^* Mnie się niezbyt podobał poprzedni rozdział (taa, a że ten mi się podoba, pewnie będzie klęską xD). W tym rozdziale miałam przekazać dobrą nowinę dotyczącą adopcji, ale jakoś tak... przedłużyła mi się scenka xD

Fusae-Chan - Ałaa. To coś Ty zjadła? Trzeba było nie oglądać komedii romantycznych! Wiesz, jak to źle wpływa na yaoistki? xD Ja zazwyczaj tracę całą wenę... No bo co ja mam począć, kiedy zapragnie mi się skopiować scenę z danego filmu, a tu nie mogę, bo tam była kobieta, a jak wiadomo, faceci (nawet uke) nie zachowują się tak... no... delikatnie? xD Oj Mruf, Mruf. Dziś pierwsza faza ciąży Miśka... w sumie to on się domyśla, co mu jest... mhy, hy. Nie ma to jak wtajemniczony rodzic xD Dedykacje Ci się należą! Nie, nie, Anioły nie mogą same wychowywać dzieci, ponieważ nimi zajmuje się Misiek... a wiadomo, jacy są rodzice - bynajmniej anielscy - chcieliby robić to sami... i zaniedbywali by swoje obowiązki (czyli staliby się samolubni), a to grozi chaosem i upadkiem Nieba.

Aq - *popluła się herbatą* Blaise jako seme? Ale Twój? Bo jakby to był Silencio, to wiesz... nooo, mocno bym się zdziwiła xD A może nie... xD Też mi szkoda Brandona... Co on tam zawinił? W ogóle wydaje mi się, że ta zmiana charakteru jest spowodowana ojcem Brandona...

Serdecznie witam Neth, Mleczarza, (ponownie xD) Astrę, Infi-chan i Lordbakę, która prawdopodobnie dołączy do naszego cudownego (skromność ponad wszystko xD) grona! ;3

Ślicznie dziękuję za życzenia! Szczególnie za te, w których była mowa o wenie xD

Zielona Strefa.

Mikołaj był hojny XD Hah, a ja zakupiłam (wreszcie) tuner do gitary. Ave! Wreszcie czuję rytm xD OGROMNIE!!! Ogromnie dziękuję Grelce za one shota na 2 lata mojego bloga. Gdybym mogła, padłabym przed Tobą na kolana i biła Ci pokłony 24/7. A i to czułabym, że nie odwdzięczyłam się tak, jak należy. ;*

Przepraszam za wszelkie błędy i zapraszam do czytania ;3

PS; Piosenka jest taka... głośna xD Jednak proszę o jej wysłuchanie, gdyż to przy niej pisałam i to ona nadaje klimat ;P

----------------------------------------------------------------------------------------

Zahamowanie podnieconego demona jest kompletnie niemożliwe, więc gdy Gabriel odkrywał przed czerwonowłosym diabłem pozytywne oblicze samego siebie, Książę Podziemi zagospodarował swój czas na coś znacznie grzesznego.
Nie zdążył się dobrze prze-teleportować, a już pędził w kierunku niepewnego sytuacji archanioła.
Bez jakichkolwiek słów wyjaśnienia oparł prawą rękę o boczną ramę łóżka, pomagając tym sobie, aby łatwiej dosiąść Michaela...
Oj, tak. Jego przejażdżka na oklep na pewno nie przyniosłaby mu skutków, jakie pojawiają się po truchtaniu na kucyku. W tym konkretnym przypadku to czworonóg – tudzież Michael – miałby kłopoty z siadaniem przez najbliższy tydzień.
Rozochocony młodzieniec zaczął od przyssania się do otwartych w zdumieniu ust, chłonąc ich naturalny smak... Dosyć ciekawy i anielski.
Lu musiał się odsunąć, aby ukazać lekką dezaprobatę.
- Nie pij tyle mleka. – mruknął podczas podgryzania skóry na szyi, która nie stanowiła mu żadnego oporu, a raczej jej właściciel ochoczo poddawał się zabiegom diabła.
- Tylko pamiętaj, Lu, że nie możesz dotykać mnie bezpośrednio. – zaśmiał się, widząc malującą się konsternację na twarzy rudzielca. – Wymyśl coś. Podobno Kreatywność to twoje drugie imię.
- A trzecie to Głupota. – demon przejechał dłonią po policzku. – Jak to dobrze, że się sprzeciwiłem... Tyle straconych możliwości na rozkosz! – pokręcił głową. – To tak, jakby żyć bez schaboszczaka. – widząc niezrozumienie w jasnych tęczówkach przytoczył inny przykład. – Albo nigdy nie mieć w ustach mleka.
- To... dotyki są aż tak pyszne?
Lu parsknął, rozbawiony przytoczonym zwrotem. Oczywiście potaknął, choć myśl „kosztowania gestów” nasuwała mu się dosyć dwuznacznie.
On sam był chodzącym skupiskiem perwersji, ale tego archanioł musiał doświadczyć na własnej skórze. Cały czas był pod wpływem obezwładniającego go pragnienia, którego nie mógł przypasować do żadnego, z jakimi się do tej pory spotkał. Drżał, było mu strasznie gorąco i nie mógł się już doczekać.
Czego? Chyba sam nie wiedział. Po prostu czuł, że obydwoje są w tym samym stanie, który popchnie ich ku akcji, wyzwoleniu, trawiącego duszę żaru.
Lu zdawał się rozumieć każde drgnięcie, przejechanie palców po gładkiej pościeli, westchnięcie, na jakie odpowiadał zaczepnym, drażniącym czułe sploty liźnięciem. Już jakiś czas temu wpadł mu do głowy pewien plan zaspokojenia własnej żądzy, który jednocześnie nie wykraczał poza reguły Nieba.
Z drugiej strony wisiało nad nim widmo potępienia.
Nie, nie jego, bo przecież był Upadłym. Nie ważne, co myślał i gdzie miał zasady Królestwa Niebieskiego, bo w końcu akurat jego to nie obowiązuje, ale to nie znaczy, że i inni muszą być tacy, jak on.
Tylko trzeźwo przyjmowane realia nie kruszyły twardego muru rozumu, gdy sytuacja była dosyć napięta, a akcja właśnie się toczyła, nie można było liczyć na rozsądek.
Ah! Raz kozie śmierć. Najwyżej Michael mu przerwie.
Cienka, bawełniana podkoszulka powędrowała do góry, odsłaniając – póki co – nieco zaokrąglony brzuszek. Jego kształt nieco zastanowił Lucyfera, który szykował się do kąśliwej uwagi na temat przesadzania z ilością mleka, ale ostatecznie z tego zrezygnował.
Czemu? Spłoszenie archanioła równa się własnym niezaspokojeniem, a Książę nie chciał sobie tego nawet wyobrażać, a co dopiero doświadczać.
Rudzielec musiał się liczyć także z tym, że zostawienie Teppeia nie przejdzie bez echa, a wszystkowidzący Gabriel wyniucha, co w trawie piszczy i przybiegnie, aby ratować Michaela przed drżącymi z podniety, niczym u nałogowego alkoholika, rękoma Lu, więc trzeba było działać szybko. Subtelnie, ale z zegarkiem na nadgarstku... i tym biologicznym w spodniach.
Dłonie wśliznęły się dalej, natrafiając na obiecujące wybrzuszenia na klatce piersiowej.
Zadowolony uśmiech przebiegł przez piękne oblicze piekielnego.
Jakąś dziwną radość sprawiało mu dawanie przyjemności swoim partnerom…
Palce przeciskały się między przylegającym do nieco nagrzanego już ciała materiałem, jaki opinał chłopięce mięśnie. Nie można było powiedzieć, że blondyn należy do tych drobnych, uroczych młodzieńców… Może i jego wygląd mógł zmylić, ale nie dajcie się nabrać na stereotypy. Chłopak posiadał takie pokłady siły, które, skumulowane w jednym palcu, mogły powalić stu Hagridów, Frankensteinów i innych Hulków. Jednak wystarczyło delikatne muśnięcie diabelskich warg, a morskooki wyginał się w niewielki łuk, niezdolny do najmniejszego przejawu obrony. Cały czas pamiętał o swoich postanowieniach, których zamierzał się trzymać, ale uwierzcie, że było to naprawdę bojowym wyzwaniem.
Tym trudniej było się skupić na zachowaniu balansu, im częściej Lucyfer ocierał się o podbrzusze chłopaka, jednak nic więcej z tym nie robiąc.
Czasami niewielkie gesty przyprawiają człowieka o prawdziwą gorączkę i są bardziej pobudzające niż sam akt. Tego właśnie doświadczał archanioł. Wewnętrzne blokady rozszarpywały się z trzaskiem, wyjąc o większe zainteresowanie, ale najwyraźniej ostatnia tama nie miała zamiaru pozwolić na całkowitą swawolę.
Pomimo dobrych chęci piwnookiego nigdy nie wiadomo, czy zachęcony reakcjami blondyna, nie rzuciłby tego wszystkiego w cholerę, później być może żałując.
Jednak czego miałoby mu być szkoda? Tego, że Misiek zostałby wygnany i skazany na Piekło?
No proszę was. Wtedy Książę miałby go na własność, na każdą porę dnia i nocy, ale…
Istniało pewne „ale”. Lu, najzwyczajniej w świecie chronił posady morskookiego, bo wiedział że nikt tak dobrze nie pasuje do piastowania tego urzędu, jak właśnie obecny opiekun młodych aniołków.
Oczywiście nigdy by się do tego nie przyznał. A w życiu!
Na swój pokręcony sposób starał się przypodobać Bogu, aby w razie swoich dziwnych zachowań, które mogły ciut wyjeżdżać poza dobre zachowanie, móc dostać lżejszą karę.
Przykładów było na pęczki, na przykład wysłanie Mu papeterii w aniołki. Dlaczego akurat w nie? Aby pod jednym z nich umieścić napis z imieniem archanioła, jaki przebywał na jego terytorium. W liście napisał, że nie należy się martwić, gdyż osoba, jaką był prześladowca Michaela, jest mu znana i na pewno nie ma zamiaru wszcząć wojny czy chociażby bójki. Wyjaśnił także, a jaki sposób istota ta dostała się tak łatwo do Nieba oraz że przeprasza za lekkomyślne szastanie swoim upierzeniem, które służyło za swoistą teleportację. Zobowiązał się także do przyjęcia wszystkich dusz, jakie czekały pod bramami świętego Piotra, aby nie musiały się błąkać i narażać na Czyściec – jaki mógł być ich tymczasowym zakwaterowaniem w takiej podbramkowej sytuacji – którego tak panicznie bał się Michael. Poprzysiągł im opiekę i należyte obejście, takie, aby nie czuły się nieswojo. Poprosił też o jak najszybsze otwarcie bram, by zatroskany swymi pociechami blondyn, nie musiał dłużej tracić sił i iskier radości w tych pięknych, morskich oczach.
Dosyć naciągana teoria dobroduszności Lu miała swoje haczyki. Jakie? Osoby, które wylądują w Piekle zawsze mogą zostać skuszone pięknem demonich twarzy. Gdyby trafiły do „odnowy” ,jak to zwykł mawiać Szatan, dostałyby taki wycisk, że tylko Niebo mieliby w głowach, ale jak się przekonał sam Michael, Piekło nie było takie złe, więc… im więcej duszyczek, tym lepiej! W końcu każdy władca chce mieć jak największą armię, która pójdzie za nim w ogień… No w przypadku rudzielca było to raczej niekonieczne.
List dotrze po kilku dniach – przez wzgląd na zapchaną pocztę demonią, z której korzystali wszyscy. Nawet priorytet nie miał wiele do „gadania", gdyż niemal każdy naklejał taki znaczek, nie chcąc czekać.
Czas ucieka, wieczność czeka – święta racja… Tyle, że w przypadku diabłów owa „wieczność” nie mogła być taka zwykła, relaksująca. Odpoczynek mieli za życia, teraz zaczyna się prawdziwa zabawa. Nikt nie może zginąć – bo niby jak, skoro już to się stało – więc nie ma co marnować się na ułożone… życie?
Raczej nie życie.
To prawda, że istoty zamieszkujące Niebo i Piekło z czasem się starzały, ale nieznacznie. Nasz, ludzki rok, to u nich pięćset. Hmm... Ileż w takim wypadku ma Lucyfer? Tak na oko dwanaście tysięcy, więc był starszy od blondyna o dwa tysiące pięćset lat.
Eee, no to młoda z niego sarna… czy tam jeleń, choć nikt mu rogów nie przyprawia. W zamian za nie, pojawiają się wątpliwości. Z jakiej racji? Otóż z takiej, że bluzka archanioła wisi na oparciu krzesła, a spodnie są już nieco rozpięte.
Jednak Lu nie ma zamiaru posuwać się dalej… Choć o samej czynności z chęcią by  podyskutował.
Zamiast tego ucałował rozgrzane żebra Michaela, które szybko się skurczyły pod wpływem łaskoczącego i jednocześnie podniecającego dotyku.
Chcę cię kochać, ale lepiej cię nie dotykać. Chcę cię przytulic, ale mój rozsądek nie pozwala, a wargi są jadowitą trucizną... Nie chcę zerwać tych więzi!
Lu... Twoje usta są takie gorące! Złapałem się w twoją sieć wilgotnej rosy na pajęczynie ciała. Słyszę wołania swego serca, które chce mnie zranić, zniszczyć, wychwycić krzyk twego imienia. Nie chcę cię dotykać, ale jesteś pod moją skórą jak trucizna płynąca w mych żyłach. Macki parzącego spojrzenia przeszywają mnie na wskroś, a ja nie mogę się ruszyć, przyjmując każde ożywcze zetknięcie rąk ze mną samym, jednocześnie palące mnie żywym ogniem!
Sprawny język wślizguje się tam, gdzie mu rozkażesz… Mnie nie będzie słuchał, tak, jak moje posłusznie oddane ci ciało.
Trzymam się kurczowo ostatnich zabezpieczeń, ale ty je wyniszczasz, zatruwasz.
Uwolnij mnie od cierpienia!
Zostaw mnie wreszcie!
Już sam nie wiem, czego chcę... Czy twe jedno spojrzenie zamrozi wszystkie pożary, jakie we mnie płoną? A może od razu wznieci czarny wybuch, którego nikt nie zdepcze?
Oh… Jak możesz pozwalać sobie na tak drapieżne spojrzenia? Czemu mi to robisz?
„Nie mogę cię tam dotykać?” pytasz, jakbyś wcześniej nie usłyszał. „ Więc i tak to zrobię, ale na twoich zasadach” dodajesz i już po chwili wiem, o co ci chodziło.
Skoro duszę w sobie wszystkie emocje, to dlaczego mam tego nie zrobić ze swą fizycznością? Nie pozwolisz go uwolnić, prawda? Pobawisz się, zamkniętym w klatce i będziesz patrzył, jak teraz. Pieścił, całował, aż jego wielkość wreszcie cię zadowoli.
Cóż więc teraz robisz? Siadasz na mnie, przylegasz do mokrych z bólu przyjemności policzków i rozpoczynasz taniec bioder. Pocierasz naszymi skarbami... Naszą męską dumą.
Męczysz mnie, dręczysz, szepczesz me imię, nie krzyczysz… Jęczysz.
Jeżeli tego nie przerwę, czy stanie się coś złego? A gdy to zrobię… czy to się powtórzy?
To mój nowy strach – silniejszy niż wszystkie inne.
Widzisz? Już mnie zatrułeś, ale ja nie mam nic przeciwko. Oh, nie. Tak jest dobrze, tylko... Tylko mnie nie zostawiaj! Nie chcę zerwać tych więzi!
O…oo…oh... Tak dobrze. Tak ciepło, błogo… bezpiecznie w twych ramionach.
Jednak pomimo spełniania, czuję pożar w lędźwiach. Dlaczego? Dl...
O nie... Tylko nie to... Obym się mylił, obym...
A jednak… To prawda… Płyniesz głęboko wewnątrz moich żył. Czy tego chcesz, czy nie, będziesz musiał się z tym pogodzić… i zaopiekować nami. Trudno. Nic na to nie poradzę. Nie tylko ja jestem winny, choć wcale się takim nie czuję… Kiedy zauważysz, że...
- Co łączyło cię z Kio? – Lu, zafascynowany zażenowaniem archanioła, zamilkł na kilka dobrych minut.
Blondyn wydawał się być nieco zbity z tropu.
- Kiedy zawiedzie magia, trzeba polegać na sile, bo nigdy nie zna się dnia, ani godziny, a wsparcie okazuje się jednostką wroga, wiesz? On mi bardzo pomagał. – rumieniec nie schodził mu z twarzy.
Niepozorne słowa mocno ugodziły w diabła przez wzgląd na ich ponowne odtworzenie... Idealne wręcz... A to oznaczało, że morskooki musiał być w bliskich, zażyłych kontaktach z magiem.
Tylko… jak bliskich?
Akemi (21:44)

2 komentarze:

  1. Hej,
    cudownie między Lu a Michaelem, ten żar, ogień...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Lucyfer taki to mi się bardzo podoba... a ten buziak cudownie...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń