środa, 4 lipca 2012

VIII Zaufać przyszłości - Spotkanie po latach.


10 kwietnia 2009

Dzisiaj troszkę dłuższe mi wyszło. Doszedł nowy bohater.. jeszcze będzie ich 3 ^^ Cieszę się, że niektórzy powracają do swych blogów xD Postaram się jutro...chociaż może być ciężko, umieścić jakiś rysunek, o tematyce świątecznej ;) Dziękuję, że mnie informujecie, moje drogie, o notkach ;D Dziękuję również za komentarze, bez których nie miałabym tak wielkiej ochoty, by cokolwiek dodać ;) Jesteście ze mną już od końca grudnia (niektórzy mniej), jednak bardzo mnie Wasza obecność podbudowuje. Mam nadzieję, że spotykać się będziemy, na łamach tego bloga, nawet do następnych świąt i kolejnych, jeżeli się będzie dało ;) Jesteście dla mnie niczym wyrocznie i tego będę się trzymać. Jeszcze raz dziękuję za komentarze i zachęcam do czytania. Może i mało w tym świątecznego tła...ale powoli zaczyna się coś rozjaśniać. W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam miłego czytania, które mam nadzieję, że będzie o jako takim, do wytrzymania, charakterze ;3

Szatyn zmrużył gniewnie oczy.
- Co z tego, że bym utonął? – zaśmiał się Shinta. – Mam ci podziękować za ratunek?
- Tak. – syknął blondyn, z rozbawieniem w oczach.
Mei namyślił się, a po chwili pocałował go w czoło.
- Może być? – prychnął. Nagle poczuł, że jest obserwowany, więc spojrzał w stronę, z której wyczuwał wzrok. – Tato!
Mężczyzna obrzucił go pogardliwym i zniesmaczonym spojrzeniem. Odwrócił się i zaczął się oddalać.
- To nie tak! – wołał jego syn, wychodząc z wody. Niefortunnie potknął się i upadł mocno plecami, na taflę wody.
Pan Meijin nacisnął klamkę drzwi. Gdy miał przekroczyć ich próg, usłyszał przeraźliwy krzyk. Odwrócił się gwałtownie.
- Shinta! – krzyczał Yasuda. Wyciągnął go na brzeg i delikatnie ułożył na plecach.
Chłopiec nie oddychał. Z nosa płynęła mu krew.
Starszy pan szybko podbiegł do syna. Odepchnął Hajime i wbił w niego ostrzegawcze spojrzenie.
Blondyn najeżył się. Patrzył na mężczyznę niczym drapieżnik gotowy do ataku.
- Odsuń się. – zagroził mu. – Bo nie uda się go uratować.
Pan Meijin zamarł. Miał przed sobą wściekłe zwierzę, zdolne do wszystkiego. Wykonał polecenie.
Yasuda przykucnął obok szatyna. Drżał na całym ciele.
- Uspokój się głupku.– kajał się w myślach. Zrobił głęboki wdech, zamknął oczy, rozwarł usta Shinty i przywarł do nich swoimi. Powoli wpuścił powietrze, do płuc kolegi. Następnie zaczął uciskać jego klatkę piersiową. Po szóstym razie, oczy niebieskookiego drgnęły, a chłopiec odkaszlnął. Blondyn szybko odwrócił go na bok, by nie zakrztusił się wodą. Ku jego przerażeniu kolega oprócz wody, wypluł także krew.
- Wezwę karetkę. – zaproponował wystraszony nauczyciel pływania.
- Nie! Zanim oni przyjadą, może już być za późno. Zabiorę go do domu. – spojrzał na ojca chłopca. – Rodzice są lekarzami. – Po tych słowach wstał, z Shintą na ramionach.
Mężczyzna nie pozwolił mu przejść.
- Niech mi pan zejdzie z drogi. – Haji obdarzył go wściekłym spojrzeniem.
- Szybciej będzie, jak was tam podwiozę samochodem. – odpowiedział mu spokojnie.
*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*
Chłopiec ułożył szatyna na tylnym siedzeniu, a sam usiadł obok niego. Podał adres, gdzie mają się udać. Podstawił niebieskookiemu chusteczkę pod usta.
- Wypluj krew. – polecił. Po chwili pogłaskał go za wykonanie „zadania”. Poczuł pod palcami, że Mei się poci.
- Niech się pan pospieszy. – poprosił.
Po kilku minutach Shinta wylądował w łóżku.
- Proszę stąd wyjść. – ponaglali państwo Yasuda. Mężczyzna w końcu uległ. Zobaczył, że na kanapie siedzi blondyn. Ten spojrzał na niego.
- Podać coś panu?
- Powinienem już iść, ale może jednak poproszę herbatę. – rzucił sucho.
Hajime posłał mu zdziwione spojrzenie, lecz poszedł po zamówienie. Po chwili podał ciepły napój.
- Moja córka miała wypadek. Miałem zabrać syna do szpitala. – westchnął z bólem. Nie musiał mu tego mówić, a jednak zrobił to.
Chłopiec zamarł.
- To ja... pobiegnę tam i zapytam, co i jak. – powiedział, zakładając obuwie sportowe.
- Nie, to przecież sześć kilometrów w jedną stronę. Samochodem będzie szybciej. – cień uśmiechu przebiegł przez jego twarz.
Yasuda spojrzał na niego buntowniczo.
- Niech pan tu zostanie i będzie przy synu. Postaram się przybyć przed jego obudzeniem. – rzucił, wychodząc.
*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*
Gdy wrócił, Shinta akurat wychodził z gabinetu jego rodziców. Oddychając szybko, oparł się o ścianę.
- Pański syn miał krwotok wewnętrzny. We wczesnej młodości musiał być bity, lecz teraz, dzięki wodzie w płucach, rany otworzyły się. Chłopiec musiał mieć ciężko. – spojrzeli niepewnie na ojca szatyna. Blondyn rzucił mu wściekłe spojrzenie, lecz po chwili zrozumiał, że może i mężczyzna jest silny, ale nigdy nie skrzywdziłby tak bardzo, swojego dziecka.
Pan Meijin patrzył z otwartą buzią na syna, który spoglądał w bok.
- W gimnazjum zdarzały się bójki. – szepnął chłopiec.
- Ależ kochanie, te rany powstały dawno. – westchnęła kobieta. – To nie wszystko. Pański syn stracił dużo krwi. Potrzebna będzie transfuzja grupy 0 Rh minus. Jaką ma pan? – zwróciła się do mężczyzny.
- A minus. – jęknął.
Pani Sakura niepewnie spojrzała na swojego syna.
- Mamo. Przygotuj wszystko. – powiedział stanowczo. Na pytające spojrzenie ojca Shinty, odpowiedział, że ma odpowiedni współczynnik krwi.
- Co z moją córką? – zapytał jeszcze.
- Jak to? – zdziwił się szatyn.
- Lunitari miała wypadek. Potrącił ją jakiś kierowca. – szepnął ojciec.
Chłopiec zakrył dłonią usta.
- Co z nią?! – krzyczał po chwili, szarpiąc bluzę kolegi.
- Jest w śpiączce. Ma wstrząs mózgu i jakieś złamania. – patrzył na niego ze współczuciem.
Szatyn cofnął się.
- Nie... Nie! – nie dowierzał. – Nie zgadzam się! Słyszysz? – zaczął bić klatkę piersiową Yasudy. Uderzenie zamieniło się w szarpanie, a potem przytrzymywanie kolegi. Chłopiec łkał głośno. W niedługim czasie osunął się na podłogę. Blondyn złapał go i zaniósł na łóżko. Podłączył się do aparatury i jego krew zaczęła wpływać do woreczka. Rodzice zbadali, czy się nadaje i wstrzyknęli ją Shincie.
- Powinien przyjść jeszcze dwa razy. Postaramy się znaleźć brakujące ćwierć litra krwi dla pańskiego syna. Haijme i tak swej oddał za wiele. – powiedział pan Yasuda, spoglądając na lekko bladego blondyna.
- Mają państwo bardzo dobrego syna. – uśmiechnął się delikatnie pan Meijin.
*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*^*
Chłopiec zaczął się budzić. Otworzył oczy i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w sufit. Po chwili spojrzał w bok. Zauważył, że tuż przy nim, w fotelu, siedzi Hajime. Głowę położoną miał na oparciu. Spał. W promieniach księżyca wyglądał jak Anioł. Shinta westchnął cicho. Nie powinien tu być. To było ostatnie miejsce, w którym chciał się teraz znajdować. Wiedział, że sam siebie oszukuje. Tak naprawdę zależało mu, na Yasudzie, lecz to, co kiedyś przeżył, nie mogło się zatrzeć wśród upływającego czasu. Te rany wciąż się odnawiały. Chłopiec wstał powoli i ostrożnie, próbując nie zbudzić kolegi. Ubrał się i lawirując pomiędzy meblami, chciał wyjść z pokoju. Tuż przy drzwiach potrącił lampę, która upadła mu na nogę. Syknął cicho.
Yasuda obudził się gwałtownie. Spojrzał na puste łóżko i podniósł się z fotela.
- Shinta? Gdzie jesteś?
- Tutaj. – odpowiedział mu cichy głos szatyna.
Zielonooki oświecił światło.
- Co ty znowu wyprawiasz?
- Chciałem wyjść. Gdzie tata?
- Pojechał do Lunitari, zobaczyć, jak przedstawiają się wyniki badań. – odpowiedział mu, spoglądając na niego chłodno. – Chciałeś uciec nie podziękowawszy moim rodzicom za pomoc?
Shinta spuścił wzrok.
- To ich obowiązek, a w dodatku teraz są w pracy. Zatrzymał się na chwilę. – Podziękuj im w moim imieniu.
W chłopcu zawrzało.
- Wyjdź. – zawarczał przez zaciśnięte zęby.
- Nie mogę. Lampa uderzyła mnie w nogę. – szepnął.
- Co mnie to obchodzi? Idź do szpitala! Tam nie musisz nikomu dziękować. – jad wręcz wyciekał z jego słów.
- Jest ciemno. – jęknął Mei.
- Wcześniej o tym jakoś nie pomyślałeś. – blondyn skrzywił się i otworzył mu wyjściowe drzwi.
Szatyn wyszedł, trzaskając nimi. Zauważył, że ktoś stoi pod domem kolegi.
Chmury odsłoniły księżyc i jego oczom ukazał się przepiękny chłopiec, a raczej mężczyzna, który mierzył go wzrokiem. Widać było, że się nad czymś zastanawia. Nagle rozjaśnił się i uśmiechnął w taki sposób, że Shintą wstrząsnęły dreszcze. Znał ten ironiczny uśmieszek.
- To nie może być on! – krzyczał w myślach.
- Kogo my tu mamy. Kto by pomyślał? Shinta Meijin we własnej osobie. Kopę lat. Brakowało mi ciebie. – powiedział czule nieznajomy.
- To mi się śni! To nie może być prawda!
Klamka poruszyła się, a w drzwiach stanął Yasuda.
- Chcesz pobudzić sąsiadów? – wrzasnął na niego. Mei nawet się nie poruszył, więc blondyn podszedł do niego. Już miał coś powiedzieć, gdy zauważył mężczyznę. – Uchiki! O tej porze? Wchodź do domu. – uśmiechnął się radośnie.
Szatyn zamarł.
- Wy się znacie?
- To mój chrzestny. – chłód powrócił.
Niebieskooki cofnął się o krok, a po chwili wbiegł do mieszkania.
Pozostała dwójka spojrzała na siebie i podążyła za Meijinem. Znaleźli go w kuchni.
- Zmieniłeś plany? – Hajime prychnął obojętnie.
- Razem ze sobą mieszkacie? – wtrącił się Uchiki. Miał on dłuższe, srebrno-białe włosy z odblaskami jasnej zieleni i błękitu, które przy końcówkach ciemniały, zamieniając się z przybrudzony fiolet. Jedno pasmo, które było związane cienkim rzemykiem, ciągnęło się swobodnie za linię paska spodni. Jedną z rzeczy, która była w nim dziwna to to, że miał czarne oczy, które wręcz raziły, odcinając się od koloru włosów. W nich krył się mrok i tajemnica. Mógł mieć trzydzieści siedem lat i metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Szczupłe ramiona bardzo pasowały do jego sylwetki. Na jego ustach tkwił przyklejony, zirytowany uśmieszek.
- Nie. – zaśmiał się blondyn. – Chłopak skręcił nogę i rodzice mu pomogli. Jest z mojej klasy. Potrzebował nagłej pomocy, a do szpitala jest daleko.
- Rozumiem. – westchnął Uchiki. – Pewnie nie podziękował za pomoc? – dokończył.
- Dokładnie! Skąd wiesz? – Haji był pełen zdumienia.
- On nigdy nie dziękuje. – odpowiedział figlarnie.
- Zamknij się. – Shinta o dziwo zebrał się na niezbyt miłą odzywkę, pomimo strachu, jaki nim owładnął.
- Shinta, no wiesz? Tak witać się ze starym kolegą? – oburzył się sztucznie.
- Znacie się? – tym razem to Yasuda zadał to pytanie.
- Pewnie! To mój dawny sąsiad. – czarnooki przygryzł wargę. – Skoro nie jest twój, to pozwolisz, że go sobie wezmę? – powiedział, pociągając za rękę szatyna i przytulając go do siebie.
Blondyn wzruszył ramionami.
- Mnie nie chce.
Uchiki uśmiechnął się radośnie. Pewnie skakałby pod sufit, gdyby tylko wiek i jako takie wychowanie, pozwoliło mu na to.
- Nie jestem czyjąś własnością! – Shinta wyrywał się bezskutecznie. Hipnotyzujący głos fioletowowłosego, zamroził go.
- Pamiętasz te wspólne noce? Chciałbyś jeszcze? – szeptał mu do ucha tak, by Hajime tego nie usłyszał.
- Nie! – szatyn krzyknął i nie wahając się ani chwili, wybiegł w mrok.

Akemi (11:18)

2 komentarze:

  1. Nio to mamy tego, który skrzywdził Shintę... Hmm... I tatuś okazuje się milszy niz się wydawało... Jak pomyślę, że kilka osób na umrzeć to juz sama nie wiem kto i po co... Poczekamy, zobaczymy!

    ~Kirhan, 2009-04-10 14:54
    ----------------------------------------

    Totalnie mnie zaintrygowałaś! wymiatasz nie ma co!!!Rany ciekawe czy któryś z nich za nim wybiegnie???!! A ciekawoś zrzera moje wneczności;)))Pisz szybiuchno;)))Bardzo mi sie podoba to opowiadanie imam nadzieję że skończy sie dobrze;)))

    ~Akari, 2009-04-10 15:23
    ----------------------------------------

    No no robi się niezwykle ciekawie . . . A ten sąsiad . . . Przynajmniej rąbek tajemnicy uchylony xD Nie mogę się doczekać jaki będzie ciąg dalszy :D

    ~Lunitari~Luni-chan, 2009-04-10 16:48
    ----------------------------------------

    Ja podobnie jak ta miska, wiaderko, dzbanek etc. mam miliony ksywek ;) Czasem ciężko się połapać, że ja to ja, ale właśnie o to chodzi xD Nie ma to jak konspiracja. Co do ciastek i Bisz... pogadamy w szkole, ale może coś się da z tym zrobić. A panią M się nie przejmuj, nie ma czym.
    1. Każdy jest czasem wstydliwy. Tylko pozory sprawiają, że jest inaczej. A przeciwieństwa czy podobieństwa to nie wiem. Zasadniczy punkt zaczepienia na ta chwilę to fakt, że on ma dziewczynę ;]
    1*. Czasem dzika, ale pamiętaj, że czasem to tez pozory. Różnie to ze mną bywa.
    2. My i Lubliniec! Chcesz, żeby pacjenci ze szpitala pouciekali? :P
    3. Hamulce będą przydatne i o nie właśnie się postaram.

    A teraz bez punktów napisze.
    Moja natura jest taka, a nie inna. Nie potrafię przechodzić obojętnie obok cierpienia przyjaciół i to się na pewno nie zmieni. Nie ma na to szans. Ja wiem, że ogę na nich liczyć, więc i oni muszę mieć świadomość tego, że na mnie tez można zawsze polegać.

    Ksywka dla niej jeszcze nie wiem jaka będzie. A może on z nią jeszcze będzie szczęśliwy... Ehhh... już mi się to wszystko przestaje podobać. Wizja jego bez dziewczyny wyglądała bardziej kolorowo. A teraz nie mam szans.
    A czy on się z mandarynką zna to nie wiem, ale wiem, że ta jego to i owszem, bo przejrzałam jej znajomych ostatnio.

    PS. przepraszam, że dzisiaj tak krótko, ale wiesz... jestem w amoku przygotowań do świąt ;)
    buźka :*

    ~Sylwia, 2009-04-10 21:01
    ----------------------------------------

    fajne x) Ale mega ździw ;D myślałam ze trochę bardziej będzie Haji o niego walczyć a tu nic ;D

    ~Ako, 2009-04-10 22:14
    ----------------------------------------

    no kuna! nareszcie jakis facet z jajem! niech go teraz zerżnie na stole hohohoho!xDDDDDDDDDDDDDD
    pisz next!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    ~Lotosek ^___^, 2009-04-11 16:26
    ----------------------------------------

    Lotos tylko o jednym xD Spokojnie xD Będzie fajnie xD

    Akemi, 2009-04-11 16:47
    ----------------------------------------

    och czyżby sąsiad był zły?

    ~Vergithia, 2009-06-17 21:04
    ----------------------------------------

    Ćhrzestny Hejime oprawcą Shinty. Nie słychane! Jaki mały jest ten świat. Mam nadziej, że dobrze się to skończy.

    ~Diabliczka~, 2010-07-24 15:27

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, no to mamy tego który skrzywdził Shinte, a jak się okazuje znają sie z Haijime... może do ojca teraz coś dotrze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń