piątek, 22 czerwca 2012

V Wiligijny czar - Smutek.

10 stycznia 2009

Paul długo nie mógł zapomnieć o rozdzieleniu go z Tommy. Próbował na różne sposoby załatać dziurę w sercu – bezskutecznie. Z biegiem czasu znalazł azyl w nauce, całkowicie się jej oddając. Noce i dnie mijały mu na osiąganiu coraz to większej wiedzy. Nawet nie zorientował się, że został prymusem. Skończył klasę z samymi piątkami na świadectwie. Jego szkoła należała do takich, gdzie pierwsze miejsce zajmuje dyscyplina i rygor, więc jak wielkie musiało być jego zaskoczenie, gdy dowiedział się, jaką nagrodę dostanie za wybitne osiągnięcia. Szczerze powiedziawszy, nie chciał jej. Czym jest bilet na koncert jakiś ludzi z hipisowskim wyglądem i pijanym spojrzeniem? Jak szkoła mogła zgodzić się na takie coś?! Przecież to odbiegało od normy spokoju i edukacji ucznia! Na jego szczęście, mógł wykręcić się od tego, bo występ zaplanowany był na grudzień. Święta, odpoczynek od szkolnego chaosu…wolność. Nikt normalny nie chciałby nawet za ogromne pieniądze, wyjść z ciepłego domu, żeby pooglądać rozchełstanych niedorozwojów z pięciolinią zamiast mózgu? Tak, teraz był właśnie takim chłopcem.
Jego kuzyn przez cały czas pomagał mu w przygotowaniach do sprawdzianów. Już nie wyczyniał podobnych numerów, jakie uczynił przy swoim przybyciu. Z kolei rodzina okazywała mu wielką miłość i przywiązanie.
Z dnia na dzień, Paul coraz bardziej oczekiwał wakacji. Oceny wystawione dwa tygodnie przed zakończeniem roku, pomogły w weryfikacji skali nagród.
Kiedy wreszcie nadeszły upragnione dni wolne, chłopiec zdał sobie sprawę, że jedyne co teraz pragnie, to o dziwo niechciany wcześniej, dźwięk dzwonka na lekcję. Owszem, cieszył się, że nareszcie nie będzie się martwić i stresować, kto i z czego go zapyta, ale fakt, że teraz nie miał pomysłu na spędzenie tego dwumiesięcznego lenistwa, przyprawiała go o niemiły ucisk w sercu.
- Nudy! Przecież nie będę się uczył, jak jakiś nałogowy mol książkowy.
Uważne oczy matki dostrzegły zmianę w swoim synku. Teraz był chłodny, burkliwy i ironiczny. Paul nie miał co ze sobą począć, wyładować emocji, przez wyścig szczurów. „Kto lepiej”, „Kto pierwszy odda pracę? Nostalgia i uczucie nieznajomej pustki. Czegoś bardzo mu brakowało. Przeglądając jakiś magazyn, natknął się na piękną kobietę, z długimi, szarymi włosami, sięgającymi jej pośladków. Paul drgnął. Pochylił się i zajrzał w papierowe oczy.
-Nie ten kolor…tamte były piękniejsze . – matka, która zamierzała wejść do jego pokoju, zatrzymała się przy drzwiach. Po chwili, ze smutkiem na jasnym obliczu i zaciśniętymi ustami, wycofała się niepostrzeżenie.
Callan przypomniał sobie o cudownym, kojącym jego spragnione miłości serce, chłopcu. Tak dawno go nie widział, prawie wymazał z pamięci.
- Tommy – szepnął.
Zawsze, gdy chociażby zaczynał rozmyślać o Fergusonie, Sammy jakby to wyczuwał, tak więc całe wakacje upłynęły na ponownym zamazywaniu wspomnień. Czarnowłosy zabierał Paula na basen, do kina, parku. Można powiedzieć, że nie sposób było znaleźć ich w jednym miejscu. Callan na początku był z tego bardzo zadowolony, lecz powoli, z biegiem czasu, zaczęło go to drażnić. Chciał w końcu pobyć sam, lecz na to się nie zapowiadało.
We wrześniu Paul rozpoczął nowy rok i odciął się wreszcie od kuzyna.
Na lekcji wf-u poczuł się słabo, lecz pomyślał, że co zaraz minie. Jednakże skończyło się gorzej. Zemdlał i znalazł się w szpitalu.
Wyniki pokazywały, że to ostatni etap cukrzycy. Nic nie da się zrobić.
To dla szesnastoletniego chłopca, zabrzmiało jak wyrok. Myślał, że to się da wyleczyć, ale w jego przypadku na choroba była dziedziczna. Babcia Callana w ciągu dwóch dni dostała ataku i cukier w jej ciele wynosił ponad 400. U Paula to było niewidoczne, ponieważ był w wieku dojrzewania, więc przybywał na masie. Dopiero podczas badań jego rodzice dojrzeli pod, za dużą bluzą, wychudzone ciało z wystającymi żebrami.
- Myślałem, że to dobrze. Dziewczyny zazdrościły mi figury. – tłumaczył się chłopiec z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
Lekarz westchnął cicho. Kochał swój zawód, ale w takich przypadkach, najchętniej zrzuciły fartuch i zrezygnował z dalszej dziedziny lekarskiej. Wyprosiwszy chłopca za drzwi, zamilkł, przygnieciony ogromem bólu, jaki zaraz ewidentnie zaserwuje rodzicom.
- On ma 4, góra 5 miesięcy życia.
Rozpacz….Czarna rozpacz.
~*o*~
Dwa miesiące upłynęły rodzinie Callanów niczym koszmar. Rodzice nie mogli się z tym pogodzić. Jeździli do wielu lekarzy, ale każdy z nich stawiał taką samą diagnozę.
Alva nie chciał okazywać uczuć, ale gdyby mógł coś zrobić, oddałby wszystko, nawet własne życie, żeby jego brat był z nim.
Jedyną osoba, która przyjęła to najspokojniej, był sam chory, o dziwo pogodzony ze swoim losem. W chwili, gdy się dowiedział, co mu jest, jego życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, jednak zdawał sobie sprawę, że użalanie się nad sobą w niczym nie pomoże. Osiągnął chyba wszystko. Zakochał się tak naprawdę, miał wspaniałą rodzinę, był najlepszym uczniem z szkole. Czegóż więcej? Dlaczego więc takie małe ziarenko, a później coraz większa ich ilość, zaczęła gromadzić się pod powiekami,gdy wspominał Tommiego? Czyżby się mylił?
Nie było dla niego ratunku. Pozwalał rodzicom ma wywożenie go do coraz to innych klinik, w głębi duszy pragnąć, by tak nie cierpieli i w końcu przestali. To go męczyło.
Taki dzień nadszedł w grudniu i Paul mógł nareszcie wrócić do domu.
Od razu pobiegł do Sammiego. Rodzice nawet nie próbowali się sprzeciwić.Mimo, że bali się o jego niestabilny stan, to zadecydowali, że nie będą go ograniczać. Niech Paul nacieszy się tym, że może biegać, chodzić, dopóki nie zmorzy go choroba, a nogi stanął się niezdolne dochodzenia.
Tata czarnowłosego powiedział Callanowi, że chłopak jest w łazience i kończy się kąpać.
Szesnastolatek udał się więc po schodach, do sypialni kuzyna. Po drodze zauważył, że Wodo zostawił na szafce sów naszyjnik. Nie wahając się ani chwilę, Paul wziął go do ręki. Był identyczny jak jego, tylko ten był niebieski.
- Piękny, prawda? – chłopak odwróciwszy się, zauważył stojącego w drzwiach i opierającego się o framugę, Sama.
- Tak. Tylko…co to za ptak? – zaciekawił się.
- Feniks. Mityczne stworzenie – odparł tajemniczo, starszy o rok nastolatek.

Akemi (11:49)

2 komentarze:

  1. Jej T_T
    Smutna historia...
    no coz zobaczymy co będzie dalej xD

    ~Lotosek, 2009-02-02 01:05
    --------------------------

    Czemu go zabijasz

    ~Vergithia, 2009-06-17 19:15
    --------------------------

    No tak. Coś mi mówi, że choroba Paula to nie przypadek. A co do medalionów obu chłopców, to Paul ma czerwonego ptaka (ogień), a Sam niebieskiego (woda). Ogień i woda = mieszanka wybuchowa. :D

    ~Diabliczka~, 2010-07-12 10:45
    --------------------------

    O 360 stopni? Nie 180? :P

    ~Panna S., 2012-05-19 18:16

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, bardzo smutno, stał się przez to oschłym, zamkniętym w sobie nastolatkiem... a czyżby bilet na ten koncert to może na grupę Tommiego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń