piątek, 2 listopada 2012

67. Przestrzeń między magnesami KONIEC.

26 marca 2012

Witajcie, kochane Elfiątka xD Znów z poślizgiem. Wiem. To się robi niebezpieczne, dlatego zarządzam dwutygodniową przerwę - zresztą wspominałam o tym ;) Tak, dzisiaj mamy zakończenie Przestrzeni, nowy szablon, ale tylko na ten rozdział i za 2 tygodnie ruszamy z nową porcją opowiadania - już niezwiązaną z tą obecną historią, która swoją drogą nieźle dała mi w kość. Pewnie najwięcej przyczyniły się do tego skutki uboczne, a więc moje lenistwo, przyjazdy rodziny, korepetycje (taa, daję korki z maty... to dopiero coś xD). Mimo wszystko mama nadzieję, że dobrze się bawiliście ;3 Trylogia wreszcie ma swoją wielką kropkę na końcu. Chciałabym też, aby przyszłe opowiadanie cieszyło się takim miłym przyjęciem, jak wszystkie poprzednie, które opublikowałam. Jesteście niesamowici, pisząc tyle komentarzy! To jest coś WIELKIEGO móc przeczytać tak liczne wiadomości!

Życzę Wam oraz sobie dotrwania do końca przyszłej historii. Zdradzę, iż rzecz dzieje się w moim mieście, a wiec Częstochowie i niedługo pojawi się stosowna notka, a raczej powiadomienie na temat bardzo ważnego zjawiska. ;P

Odpowiedzi:

XandraT - Kiedy czytałaś, borykałam się z problemem Onetu, bo menda jedna usuwała mi rozdział. Dopiero po półgodzinnej walce udało mi się wszystko w miarę okiełznać. ;P 


XxX - Cud miód i jajeczka są teraz wskazane, bo tematycznie się robi xD Dokładnie - przeciąganie tej historii byłoby niepotrzebne i niewłaściwe. Sześćdziesiąt siedem rozdziałów... raju, pamiętam pierwszy i muszę przyznać, że liczyłam, iż na dwudziestu się skończy. xD Vampirka_15 XD AAAAAaaa ;3 Oj, przejmować się, że przestałaś czytać. Kiedy coś się tak ciągnie, to trzeba zrobić przerwę. xD Cieszę się, że jesteś ;3 


Willowy - Haha, tak Lucek targany za uszko to fajny widok, ale nakryty na kłamstewkach Misiek to dopiero fajny obraz xD Zdradzę Ci, że końcówka częściowo dotyczy mojego życia, części życia... W moim przypadku zakończyło się na zerwaniu kontaktu. O co chodzi? Zapraszam do rozdziału, hahaha xD Niedobre ze mnie stworzenie xD

 

Akasha - Misiek to dopiero diabełek wcielony, choć uczył się przecież od najlepszych xD Michael nie da mu popalić, bo Lu szybko odkryje podwód zdenerwowania blondasa ;>

 

Koshiyo - To ja prowadzę walki z dwoma braćmi xD Są potrzebni, oj są, Lu wiedział, co czyni... ale żeby nie doprowadzić do rozlewu krwi stworzył laptopy, więc walki są mniej zażarte, gdy w domu istnieją dwa źródła internetu xD Pierwszy raz rysowałaś chibi? Naprawdę? O_O To ja poproszę kolejne obrazki, kochaana, ja nigdy nie umiałam robić chibi... zawsze wychodziło mi... proporcjonalnie, no wiesz, jak. I nie słodko, jak u Ciebie ;3 Hm, mnie też ta historia zaczęła nieco dręczyć, ale jak pomyślę sobie, że to już koniec, że nie będzie już Baala i Kio... robi mi się smutno.

 

Yaoistka ^^ - One shoty o nich? Hmmm, mooże w sumie... dobry pomysł xD hahahaaha, niee Lucek był na górze xD Lucka i  Miska masz dzisiaj, a reszta par... może przy jakich okazjach coś się wymyśli. xD

 

Alex - Mam nadzieję, że w istocie nie będzie niedosytu. Zawsze wena siada mi przed końcem.  haha, skoro dziecko ma na imię Adaś, to musi byc bardzo kochane xD Tak, Vet mi wspominała, że Cię zadowoli.. internetem, rzecz jasna xD Aleksowe Ego czuje się wyściskane xD Ha, jest za co kochać Vet, oj jest. ;3


Neko - Ori jest bardzo wrażliwy. Zawsze napędzała go myśl, że kiedyś dotknie gdzieniegdzie Daniela xD Lucek kary mieć... raczej nie będzie. xD

 

VetChan - Wybacz, że jeszcze nie odpisałam Ci na mail. Postaram się to zrobić jak najszybciej. Kochana, mam nieco podobny problem. Otóż promotorka wystraszyła się tych elfów. Baa, ostatnio wyraziła, że jest przerażona, dlatego podsunęła mi inny pomysł - literatura młodzieżowa po 2000 roku. Sytuacja bieżąca i perspektywy." Nie powiem, temat mnie ciekawi ;3 Ha, i muszę zrobić ankietę xD Aleź mieszka w Londynie? Eeej, no Alex ma wracać do Polski! Bez niego... to jak bez ręki, no! 


Aniołek - Tak... też bardzo zżyłam się z bohaterami i tak mi jakoś dziwnie na myśl, że za dwa tygodnie będą inni. Daniel nie pozwoli na to, aby się Orion zbytnio rozbestwił, oj nie xD A Lucek nie będzie miał aż takiej ciężkiej przeprawy xD

 

Star1012 - Oczywiście! xD Nikt nie ma żadnych sprzeciwów, jeżeli chodzi o miłość Daniela i Oriona. Ich by już nawet wszyscy święci i diabły nie zdołały rozdzielić. xD

 

Kinmakur - Witam Cię serdecznie (mmm, kolejny facet ;3). Trafiłeś akurat na końcówkę opowiadania, ale mam nadzieję, że nowe, które pojawi się za tydzień przysporzy Ci nie mniej radości. xD


Teki - Witam serdecznie ! Z pewnością jest wiele dużo lepszych opowiadań niż moje ;) Niemniej cieszę się straszliwie, że spodobały Ci się moje historie ;3 Oj tak, trochę tego już mam, ale informuj mnie, co podoba Ci się najbardziej xD Obiecuję Ci, że jak tylko ogarnę ten tydzień... no najdalej w piątek zajrzę na Twojego bloga. Kiedy ostatnio tam byłam, jeszcze nie miałaś notek.


Zielona Strefa

Przepraszam za błędy, które się pojawią. Jest już nieco późno, a chciałabym dodać rozdział. ;P Jutro zajrzyjcie tutaj w godzinach wieczornych. Będę miała dla Was kilka ogłoszeń i sondę. 


Serdecznie witam Kinmakura i Teki!


PEWNIE PAMIĘTACIE KATSUMI. NIE WĄTPIĘ W TO! ;3 PRZEZ NIEOBECNOŚĆ NA BLOGU, ONET USUNĄŁ JEJ POCZTĘ, A WIĘC NIE MOGŁA ZALOGOWAĆ SIĘ NA BLOGU. ZMIENIŁA WIĘC ADRES. WSZYSTKICH STARYCH CZYTELNIKÓW ORAZ WSZELKIE OSOBY ZAINTERESOWANE ZAPRASZAM TUTAJ!

--------------------------------------------------------------------------------------------------




Po raz pierwszy komnata Lucyfera przyprawiała go o czyste przerażenie. W innych okolicznościach cieszyłby się, że Michael prowadzi go tam, niemal szarpiąc za rękę, gdy uznał ich tempo za wolne, ale aktualnie z ochotą zaparłby się jak osioł. Niestety los nie był dla niego na tyle łaskawy, aby rozwścieczony archanioł dał się tak łatwo zatrzymać. Ba! Kiedy zawiodło w miarę grzeczne trzymanie za dłoń, blondyn nawet na moment nie zawahał się zakleszczyć swych palców na maltretowanym niedawno uchu.
- Sadysta! – psie i pełne ubolewania spojrzenie nie robiło zbyt wielkiego wrażenia. Chyba tylko dolało oliwy do ognia, gdyż uścisk zdawał się Lucyferowi zacieśniać. – To boli! – warknął, nie wytrzymując. Owszem, źle postąpił, ale pewne granice nie powinny zostać przekroczone. Poniesie wszelką karę, lecz niech archanioł panuje nad sobą.
W efekcie Michael zrezygnował z obranego wcześniej kierunku i nie zatrzymując się, w biegu otworzył jedne z drzwi, wchodząc tam wraz z nieco oszołomionym Lucyferem. Dopiero, gdy obydwaj znaleźli się w zamkniętym pomieszczeniu, blondyn odsunął się od Księcia, lustrując go od góry do dołu, aby szczególną uwagę poświęcić twarzy wyrażającej swą miną wielki znak zapytania.
Na tak jawną obelgę nie można było zareagować zbywającym machnięciem ręki.
- Nie udawaj niewiniątka, diable wcielony. Dobrze wiesz, że zawiniłeś. Powiedz, co dało ci podsłuchiwanie? – zmrużywszy morskie tęczówki skrzyżował ramiona na piersi, oczekując odpowiedzi. Kiedy chciał, potrafił zmienić się w bezwzględnego żandarma, który uwielbia egzekwować prawo. – Ile razy mam ci powtarzać, że Danielowi ufam bardziej niż sobie, a więc oddanie Oriego w jego ręce to zabieg najbezpieczniejszy. Oh, wiadomo, że nie zawsze zdamy się na takie przyjemności, ale śmiem twierdzić, iż nasz syn nie jest zbyt chętny do szybkiego dorobienia się dziecka. Zwłaszcza po kilkugodzinnym przebywaniu wśród rozwrzeszczanej czeredy. – nieco podejrzany był fakt ciągłej paplaniny mężczyzny, który chyba tylko raz zaczerpnął powietrza. Mimo zadawanych pytań nie dawał szans na odniesienie się do nich.
Lucyfer próbował wtrącić coś od siebie, jednak równie szybko z tego zrezygnował, kilkukrotnie otwierając usta, by dostosować się do wypowiedzi archanioła. W wyniku starań przybrał ostatecznie mocno zdziwiony wyraz twarzy. Brwi ściągnęły się ku sobie, wargi rozłożyły się w delikatnym uśmiechu, a kark odchylił się nieco w tył.
- Tyle razy mówiłem, że zamartwianie się wszystkim odciągnie cię od obowiązków, ale nie, ty mnie wcale nie słuchasz! Właśnie przez twoje wścibstwo masz wielkie opóźnienie w wypełnianiu kart nowych żołnierzy, organizacji przyszłego konkursu na najlepszego asystenta medycznego, a także pragnę ci przypomnieć, że jeszcze nic nie podarowaliśmy Aduris. – wyliczał, jakby miał to przygotowane od dawna.
A może rzeczywiście tak właśnie było? W takim razie co chciał osiągnąć? Książę także zastanawiał się nad tym, przywiązując większą uwagę do zachowania blondyna, który ewidentnie sam próbował się tłumaczyć, choć w dosyć sprytny i zawoalowany sposób. Teraz rozpinał dwa guziki nałożonego na plecy płaszcza*. Odpowiednio kolorystyczny, współgrał z jego tęczówkami, płonąc niczym pochodnia przy najdrobniejszym ruchu. Nawet rękawy, choć o wiele tonów jaśniejsze uszyte zostały z morskiego materiału.
- Ależ tu gorąco... – po wyczerpującej przemowie musiał się nieco zmęczyć nie tylko ciągłym słowotokiem, ale i charakterystyczną dla niego gestykulacją. Początkowo tylko nieznacznie obnażył nagie pod ubraniem ciało, aby ostatecznie usiąść na szerokim fotelu, długimi palcami przecisnąwszy wszystkie guziki przez niewielkie dziurki. Kilka kropel słonego potu stoczyło się po łabędziej szyi, łącząc się z innymi na klatce piersiowej. – To dziwne. Nawet nie wiem, gdzie jestem. – zaśmiał się gardłowo, dopiero teraz rejestrując fakt zajęcia prawdopodobniej nie zamieszkanej komnaty. Wskazywał na to nie tylko przyjemnie panujący porządek, ale i brak jakichkolwiek rzeczy osobistych. – W ogóle po co wam tyle pustych pomieszczeń?
Czy ktokolwiek skupiłby się na udzieleniu odpowiedzi, gdyby miał przed sobą niewinnie uśmiechniętego archanioła...? Do tego lekko „napoczętego”, jeżeli można tak nazwać  mężczyznę o kusząco rozsuniętych połach płaszcza, który w gruncie rzeczy naprawdę niewiele zasłaniał.
Nie sądzę. Podobnie uważał Lucyfer, który raz jeszcze analizując wszelkie zawahania uznał, iż najlepszym sposobem na pozbycie się ich będzie sprawdzenie ich słuszności. Zbliżył się do blondyna na tyle, aby rozpychając kolanem jego nogi móc między nimi uklęknąć. Bez zbędnych słów wyjaśnienia przyciągnął go za kark, aby pocałować. Cały czas patrzył mu w oczy, tylko na moment przerywając walkę o dominację. Ich wargi co chwilę obejmowały te drugie, chcąc zmusić do uległości i wiążącego się z tym pozwolenia na zwycięstwo aktywnego języka. To dzięki tejże potyczce Książę przekonał się o coraz szybszym rozpracowywaniu Michaela.
- Kotku... a dlaczego ty mnie tak właściwe szukałeś, hm? – ciekawski ton oraz powłóczyste, neutralne, jeśli chodzi o kontrolę emocji spojrzenie zlały się w jeden obraz, uspokajając zaniepokojonego blondyna. Lu jeszcze przez chwilę utrzymywał go w niepewności, dopiero po kilku sekundach uśmiechając się tryumfalnie, gdy mięknące ciało zesztywniało, bynajmniej nie od pieszczenia sterczących sutków. – Obudziłeś się rano z erekcją w bieliźnie. Miałeś ochotę na jej rozładowanie, a jak na złość druga połowa łóżka była pusta... Sfrustrowany postanowiłeś mnie znaleźć, a zważywszy na obecną, późną porę zdenerwował cię mój brak, dlatego gdy zauważyłeś, że podglądam naszego syna postanowiłeś odreagować i skrzętnie ukryć prawdziwy powód, dla którego potraktowałeś mnie tak ostro. Jednocześnie wyszło na to, że pokrzyczałeś, a ja dobrałem się do ciebie. Cwane, mój drogi. – pochwalił go, klepiąc po głowie jak małe dziecko. – Zawstydziłeś się tym, jak bardzo pragnąłeś kochać się ze mną, a z racji bycia archaniołem wciąż odczuwasz zażenowanie. O ile jeszcze leżąc na łóżku byłeś gotów wykrzyczeć mi w twarz, czego potrzebujesz, o tyle po opadnięciu emocji nie wiedziałeś, jak się do tego zabrać. Urocze. – kiedyś te słowa wypełniałby jad, ale zakochany demon patrzył na świat pod innym kątem. Zaczął docierać się z Michaelem i niegdyś denerwujące go cechy stawały się czymś potrzebnym do pogłębiania uczuć. Teraz wpatrując się w zarumienioną twarz chichotał pod nosem, pęczniejąc z dumy. Nareszcie rozumiał postępowania blondyna i, tak, może i były one mocno naiwne, ale jeszcze do niedawna zupełnie niezauważane. Nie mówiąc już nic więcej położył lewą dłoń na barku archanioła, uprzednio wsuwając ją pod kołnierz płaszcza. Drażniąc wrażliwe ciało, na którym wywołał gęsią skórkę, zsunął rękaw, wspomagając się chętną pomocą ze strony morskookiego. To samo stało się z drugą stroną. Jedyną przeszkodę do zupełnego pozbycia się długiego materiału stanowił skórzany pas z mosiężną, ale i łatwo ulegającą szarpnięciom klamrą, toteż do połowy rozebrany Michael mógł wreszcie odpłacić się tym samym rudzielcowi.
Założona na jego szyję obróżka wyglądająca jak piękny wisior z korali o różnych kształtach rozchodziła się na boki, tworząc ramionka, które podtrzymywały elastyczną koszulkę. Jej rola, choć jak do tej pory bardzo przydatna, teraz utrudniała dostęp blondynowi. Na szczęście opinała wyłącznie klatkę piersiową, rozszerzając się ku dołowi, dlatego bez naruszania misternych, drewnianych paciorków udało się posłać ją na podłogę. Długie palce, pozbawione części pracy zaraz zajęły się podłużnymi zapinkami spodni, ale tylko rozpinając je.
Lucyfer zaśmiał się, podsuwając ręce pod pośladki morskookiego. Dźwignąwszy je nieco i umiejscowiwszy na swoich lędźwiach odszukał początku materiału opinającego kształtne półkule. Już wcześniej zauważył, że to nie pasek powstrzymywał spodnie od zjechania na dół, a szeroki ściągacz. Bez mniejszych problemów przecisnął je przez wąską talię blondyna, jednocześnie pochylając głowę, aby ulokować się pomiędzy jego nogami. Ściągnięte do kostek ubranie miało za zadanie jeszcze bardziej przybliżyć ich do siebie.
- Trzymaj mnie ciasno... tak blisko... – rozpostarte ramiona prosiły rudzielca o wtulenie się w nie.
Książę obawiał się nieco braku przygotowania. Mimo wszystko minęło trochę czasu od ich ostatniego stosunku, ale z drugiej strony doskonale wiedział, że Michael nie byłby zadowolony z choćby chwilowego przerwania. On sam zresztą też. Z tego powodu, z największą ostrożnością wyciągnął nabrzmiały już członek i przesuwając po nim kilka razy dłonią potarł widoczną dla niego obręcz pomiędzy pośladkami. Drażniąco zahaczał o nią, przygotowując morskookiego na przyszłe wejście.
Nareszcie wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Obydwoje czuli, że najbliższe lata nie powinny przynosić jakichś większych niespodzianek… było im tak błogo razem! Wpatrując się w pełne miłości oczy niepotrzebne stawały się ziemskie przyjemności. Byłyby dla nich niczym, gdyby przeżywali je osobno.
Dotyk upragnionych rąk w zupełności zastępował wszelkie odznaczenia i pochwały. Grymas twarzy, gdy druga osoba z nabożną czcią zespala się z ciałem, które reaguje wyłącznie na dotyk Wybrańca. Ciche westchnięcia tłumione przez szyję parzą ją, wyrażając wielki szacunek dla doskonałości aktu. Subtelne, choć pewne ruchy pocierające wrażliwy punkt, otwierają szeroko oczy, ukazując rozwarte w przyjemności źrenice. Czule składane pocałunki znaczące każdy dostępny skrawek skóry, który wprowadzają w drżenie. Konwulsyjnie dociskane biodra, świadczące o ekstazie doznawanego orgazmu. I wreszcie nagły bezruch, jakby natura zatrzymywała czas, upamiętniając piękną chwilę, a następnie zwalnia powoli unieruchomiony obraz, pozwalając kochankom na moment oddechu. Każdy zmysł wydaje się być pobudzony do granic możliwości, a jednak ciało nie potrafi się ruszyć.
Lucyfer ciężko unosi przedramiona ułożone na oparciu kanapy, uwalniając leżącego pod nim Michaela. Jego nogi, dotychczas mocno owinięte na plecach rudzielca opadają, niemal dotykając podłogi. Jasna grzywka i liczne pasemka wydostające się z misternie zaczesanej fryzury przykleiły się do mokrego od wysiłku czoła.
- Istne wariactwo. – cichy, sapiący nieco śmiech połączony z odgarnięciem przeszkadzających kosmyków zdradzał dokładnie, co miało miejsce kilka chwil temu.
Diabeł nie potrafił w tym momencie oderwać wzroku od Michaela. Rumiane policzki rozczulały go jeszcze bardziej niż kiedyś, dlatego nie potrafił powstrzymać się od ucałowania ich. Kiedy to zrobić, ze zdziwieniem odkrył, że chyba czegoś mu brakuje... i doszedł do wniosku, że usta morskookiego tak dawno nie pieściły jego własnych. Nie pozwalając blondynowi na próby pytań, przywarł do wcześniej podgryzanych warg, jakby w rekompensacie chciał je teraz przeprosić za naganne zachowanie. Nie odmówił sobie zaglądania w głębię źrenic mężczyzny, napawając się jego zmęczeniem, ale i radością, jakby archanioł chciał nimi wyrazić to, jak bardzo kocha rudzielca.
Pomiędzy jednym muśnięciem a drugim, Lucyfer ujął brodę morskookiego, gładząc ją kciukiem. Poważne, ale i wręcz kipiące nastoletnią miłością spojrzenie zdziwiło Michaela na tyle, by pomyślał, iż Książę chce mu przekazać coś bardzo ważnego. Walcząc z sennością skupił się, będąc przygotowanym na wiele.
- Pamiętasz, gdy  zapieczętowałem nasz związek? To, co wtedy powiedziałem... Teraz kocham cię jeszcze bardziej. Teraz... na zawsze i na wieki. – jego wyznaniu towarzyszył deszcz spływający z policzków archanioła.
Choć związek tych dwojga przeszedł własne piekło, słowo o ich połączeniu już się dawno rzekło.
- Iiiii… cięcie! Chłopaki, jesteście genialni! – postawny mężczyzna około czterdziestki uderzył zwiniętym scenariuszem o nogę. Tak, to był jego największy przebój! Tym filmem na pewno podbije rynek japoński, a może całą Azję? – Zapraszam wszystkich na imprezę... To trzeba oblać! – emocjonował się, klepiąc najbliższego kamerzystę po plecach. Jego doskonały najazd na twarze bohaterów być może wywoła istną falę pochwał? Przecież ujęcie nie zostało przerywane, a więc aktor wcielający się w rolę Michaela musiał ronić prawdziwe łzy!
Tymczasem odtwórca Lucyfera odsunął się od kolegi po fachu. Z racji kręcenia ostatniej części serialu przyjechał na plan własnym samochodem i nie zamierzał zaznajamiać się z dnem kufla, aby potem wylądować w pobliskim rowie. Miał zamiar od razu pojechać do domu i odespać ciężkie dni pracy, jednak aby to zrobić, musiałby uwolnić się od wciąż oplatających jego kostki nóg blondyna. Na początku sam usiłował coś z tym zrobić, lecz zupełny brak pomocy ze strony drugiego chłopaka skazał go na poproszenie o pomoc.
- Słuchaj, chciałbym... – zamilkł, kiedy naturalnie piwne tęczówki przeniosły się na rozłożonego wygodnie dwudziestoparolatka. – Usnął... – równomiernie unosząca się klatka piersiowa i mokre jeszcze ślady łez nieco wstrząsnęły rudowłosym. Co on miał teraz zrobić? Całe szczęście, że podczas  ciągłego nagrywania zdołał założyć prezerwatywę podaną przez jakiegoś statystę, bo teraz miałby piękny widok na własne nasienie. Zamiast tego, obrócił się przez prawe ramię, dostrzegając krążącego nieopodal reżysera. – Panie Nakamura. – nawiązawszy z nim kontakt wzrokowy wskazał ruchem głowy na drzemiącego w najlepsze chłopca.
Reżyser podszedł do nich i od razu dostrzegając problem rudzielca oswobodził go, aby po chwili nakryć marynarką nagiego aktora.
- Niezmiernie mi przykro, panie Nakamura, ale muszę odmówić w kwestii imprezowania. Przyjechałem samochodem. Prosiłby za to, aby ktoś zaopiekował się Tayamą. Mógłbym go podwieźć, ale wie pan, że nasze relacje nie są zbyt optymistyczne.
- Nie tłumacz się, Tezu. Ja mam oczy... – uśmiech mężczyzny był nad wyraz sugestywny. W końcu każdy reżyser wie i widzi wszystko. – Jedź do domu, a my już o niego zadbamy.
***
Kilka godzin później, jadąc wąską ulicą, która w centrum miasta robiłaby za jeden pas, zastanawiał się nad tym, dlaczego znów uciekł. Ilekroć filmy z blondynem kończyły się i zabrzmiał ostatni klaps, rudzielec pospiesznie umykał z opijania pomyślnie ukończonego filmu, cały czas stosując tę samą wymówkę. Że też nikt tego nie skojarzył.
Ciemniejące niebo obwieszczało rychłe nadejście wieczoru.
- Myślałem, że wcześniej skończymy. – mruknął, skręcając w ulicę, przy której znajdował się jego prywatny dom. Zawsze stronił od przepychu i dostatku, dlatego zamiast wszczynać skandale, panosząc się po najlepszych hotelach wolał chronić swą prywatność w małym, ale przytulnym miasteczku na obrzeżach Tokio. Ponad dwutysięczna miejscowość zawsze okazywała mu szacunek i co najważniejsze – szanowała go za to, że jest człowiekiem, a nie gwiazdką błyszczącą na firmamencie. Poza tym... kiedy tutaj przybył, obawiał się wyzwisk. Może i nie stronił od ról amantów, którzy pod koniec filmu decydują się na zrezygnowanie z wieloletnich miłostek na rzecz tej prawdziwej, jednak, nie ukrywając, częściej kojarzony był z produkcjami typowo gejowskimi. Od razu stawiał kawę na ławę, rezygnując z ukrywania się po kątach. Skoro jednak pierwszego dnia po przeprowadzce przyszła do niego liczna grupa sąsiadów z powitalnym ciastem oraz zapewnieniami, iż największa w okolicy plotkara od dawna kolekcjonuje wszystkie jego filmy, wiedział, że może czuć się tutaj jak w domu. A ten, swoją drogą musiał opuścić. Na szczęście rodzina okazała się na tyle honorowa, aby nie żądać od niego pieniędzy, kiedy tylko stał się sławny.
Pomarańczowe światła lamp odbijały się od maski czarnej Impali – jedynego drogiego i cennego skarbu, którym niekiedy lubił się afiszować.
Jeszcze tylko kilka budynków i już będzie na miejscu.
Droga ze studia zajmowała około godziny, a on nawet w tym czasie nie potrafił wybić sobie z głowy kolegi po fachu. Tylko raz w swoim dwudziestosiedmioletnim życiu mógł uznać, że zakochał się „na amen”.
Mężczyzna musiał na moment zawiesić działalność wspomnień, starając się dostrzec, kto siedzi przed bramą wjazdową do jego posesji. Jasny blask świateł reflektorów powinien chociażby wystraszyć intruza, ale on tylko przysłonił ręką oczy. Rudzielcowi zdawało się, jakby nieznajomy przez chwilę rozważał ucieczkę, lecz w istocie zgarbił się, poddając. Nie mógł przez niego wjechał na podwórko, a więc zostało mu zaparkowanie nieopodal rowu. Zgasiwszy silnik odpiął pasy i wysiadł, zmierzając ku słabo widocznym teraz konturom postaci. Już będąc obok niego usłyszał takdobrze znane mu pomruki irytacji.
- Tayoma? Co ty tu robisz?
Blond włosy rozstąpiły się, ukazując poświecającemu latarką mężczyźnie wyraźnie zasmuconego chłopaka. Na co dzień błyszczące morzem tęczówki teraz wbijały się w ziemię.
- Szefunio powiedział mi, że kazałeś się mną zaopiekować. Szkoda, że po obudzeniu zobaczyłem go zalanego w sztok. Cud, że udało mu się cokolwiek powiedzieć. – zaśmiał się, robiąc Tezuce miejsce obok siebie. – Powiedziałem mu, że jadę do domu autobusem. Przystanek był niedaleko, więc zgodził się, ale oczywiście miałem mu dać znać, kiedy dotrę. Mój błąd... telefon został w studio. Marzyłem tylko o śnie, więc wsiadając w nadjeżdżający bus od razu przysnąłem. Obudził mnie jakiś nachalny głos. Okazało się, że nie dość, iż jechałem bez biletu, to jeszcze wsiadłem w złą linię. Kiedy tylko rozpoznano, kim jestem, kontroler zaraz chciał wycofać karę, ale nie jestem przecież głową kraju, abym mógł przyjmować takie zaszczyty. Zapłaciłem i wysiadłem... gdzieś tutaj. Nawet nie widziałem, że mieszkasz w okolicy. – po raz pierwszy spojrzał na piwnookiego. – Chciałem iść na piechotę, ale do centrum jest raczej daleka droga, a pora nie zachęca do wędrówek. – wszystko to mówił nadzwyczaj obojętnym tonem.
- Kintaro... Dlaczego... Dlaczego ty mnie zawsze unikasz?
- A dlaczego ty odbierasz mi główne role, albo za wszelką cenę chcesz grać razem, aby pokazać, że jesteś lepszy?
- Słucham? – szczerze zdziwiony mężczyzna niemal wykrzyczał swoje pytanie.
- Zamiast szaleć na bankietach, podrywać, cieszyć się życiem, wolałeś zaszyć się na jakimś pustkowiu i udawać pieprzonego ascetę. Uważasz, że hojność przypłacisz większym zainteresowaniem ze strony zauroczonych twoim wizerunkiem panien?
Tego Tezuka już nie mógł słuchać. Skoro on jest atakowany, to nie pozostanie dłużny.
- Twoim zdaniem lepiej jest być zapamiętanym jako pruderyjny host, tak? Trzymając się blisko fleszy, wywołując skandale, przyjmować oferty jakichś rosyjskich producentów, którzy wręcz ślinią się, gdy ty wystawiasz tyłek do kamery? Wiesz, może powinienem oddawać ci pokłony za to, że wytrzymałeś bez seksu aż rok? – uśmiechnął się tryumfalnie, dostrzegając szok wymalowany na twarzy Kintaro. – Jednym z warunków wystąpienia w Przestrzeni był w twoim wypadku zakaz podobnych wyskoków. Reżyser chciał, aby jego film kojarzono z dobrą marką, a nie wiecznie napalonym szczeniakiem obijającym się po klubach. Oh, nie zabraniał ci wiązania się z kimś, ale czy ty przywiązujesz się do kogokolwiek? I śmiesz mi wytykać moje role? – wzburzony, wstał ze schodów, otrzepując się. – Twój agent poprosił mnie o tym, bym cię pilnował. To nie był mój pieprzony obowiązek, ale zgodziłem się, bo dostrzegłem w tobie ogromny potencjał i chciałem, abyś piał się w górę. A ty, cholerny egoisto... – nie potrafił na niego krzyczeć. Nawet teraz, gdy emocje szalały w nim przez zawód, jakiego doznał, nie mógł wykrzesać więcej. Powiedział zbyt wiele, ale nareszcie wstrzymywane od lat przykrości dały upust.
Rudowłosy przeszedł niewielki odcinek, mierzwiąc włosy splątane przez nasilający się wiatr. Zastanawiał się, co powinien zrobić. Jeżeli go odwiezie, to będzie ostatni raz, kiedy go zobaczy. Sytuacja przerosła go, a on nie zamierzał już bawić się w niańkę... w marionetkę czyichś rąk. Z drugiej strony, jeśli zaproponuje mu zanocowanie, mogą wyjść z tego nieprzewidziane sytuacje. Nigdy nie poznał Kintaro na tyle, aby wyrobić sobie o nim zdanie, jednak wielokrotne sceny rozpieszczonego dzieciaka dawały mu jakąś podstawę.
Nawet nie usłyszał, kiedy blondyn podszedł do niego. Dopiero dłoń na jego ramieniu oderwała piwnookiego z rozmyślań.
- To, co powiem, możesz uznać za babskie, głupie i w ogóle... Od dziesięciu lat jestem zakochany w jednym mężczyźnie. Inni tylko mi go zastępowali... szukałem w nich choć jednego pierwiastka tamtego człowieka, ale zawsze czegoś brakowało. Jestem tym już rozdrażniony i nie mam sił... poza tym na jesień zawsze ogarnia mnie depresja. Wiedziałem o tym, że się mną opiekujesz, ale... tym mi go przypominasz, wiesz? Dlatego uciekałem... Mówiłem, że to głupie? – zaśmiał się, pociągając nosem. – Niby rozglądałem się i dążyłem do tego, aby znaleźć moją miłość, a kiedy miałem ciebie, bałem się.
- Tego, że go zdradzisz, tak?
Delikatne skinięcie głową upewniło Tezukę w działaniu. Samochodowi nic się przez noc nie stanie, jeśli nie znajdzie się w garażu, a jemu jak nigdy zależało na czasie. Kładąc chłopcu dłoń na plecach pchnął go ku drzwiom wejściowym, przy okazji zabierając jedyny bagaż, z jakim tutaj przyszedł.
- Odwiózłbym cię, ale bardziej przyda ci się spokój niż rozwrzeszczane ulice tokijskie. Przy okazji opowiesz mi, kim jest ten twój rycerz... może go znam?
- Mogę tu zostać? – posłusznie poczekał na otwarcie drzwi, po chwili stojąc w blasku oświetlonej żarówki. – Nie będę przeszkadzał?
Rudowłosy odłożył czarną walizkę, wchodząc wgłąb domu.
- Oczywiście, że nie. Rozgość się, a ja zrobię nam gorącej herbaty.
Kintaro rozejrzał się dookoła. Wnętrze nie było upstrzone wymyślnymi dodatkami. Ot, rodzinna, ciepła chatka. Po lewej ciągnęła się długa, biała ściana zakończona drzwiami, a po prawej znajdowały się schody oraz wolne wejście. To tam skierował się chłopak. Jak mniemał, szedł właśnie do salonu i tutaj znów czekało go lekkie zdziwienie. Sądził, że w tym pokoju ujawni się jakakolwiek forma przepychu, a jak się okazało, Tezuka cały dom zaprojektował w stylu familijnym... dlaczego więc mieszkał sam?
Pomieszczenie wydawało się niebywale małe. Obstawione meblami ściany oraz zajmujący jeden z kątów kominek zamykał całość, kurcząc pokój. Ciemne, pomarańczowe zasłony zebrane w ten sposób, aby tworzyły rozsuniętą kurtynę zespalały się z podobnym kolorem czterech ścian. Plusem była na pewno atmosfera, dlatego też Kintaro nie miał oporów przed zajęciem kanapy bez uprzedniego zapytania o to właściciela. Twarde siedlisko przypomniało mu o wieczorach spędzanych z rodziną na ręcznie robionych tatami.
- Widzę, że ci się podoba. – wejście Tezuki poprzedziły delikatne stukoty filiżanek podrygujących na spodeczku. Czyżby był zdenerwowany?
- Bardzo, ale ciekawi mnie, dlaczego mieszkasz tutaj sam.
Rudowłosy spiął się nieco, jednak od zawsze przyjęta zasada odpowiadania na wszystkie, nawet najgłupsze pytania skłoniła go do wyznań.
- Nie wiem, jak było w przypadku twoich rodziców, ale mój ociec nie życzył sobie w domu jakichkolwiek norm odbiegających od reguły. Matka chciała od niego odejść, ale nie zamierzałem stawać między nimi. Zgodziłem się na wyjazd, za warunek stawiając przyjęcie jej nazwiska. Nie lubię o tym mówić... Opowiedz mi coś o tamtym chłopaku. – myślał,że zagojona rana spowodowana odrzuceniem już dawno się zasklepiła.
- Nie odwiodę cię o zaspokojenia ciekawości, prawda? – z lekkim zażenowaniem obrócił się do siedzącego obok mężczyzny, ówcześnie odstawiając różaną herbatę. – To nie jest długa i romantyczna opowieść. Jeżeli ci to nie przeszkadza, opowiem ją pokrótce i pójdę spać, dobrze? – uzyskawszy potwierdzenie nabrał powietrza i wypuścił je przez nos. – Poznałem go już w podstawówce, ale daleko było nam do bliskich kontaktów. Zmieniło się to, gdy wraz z trójką przyjaciół pojechaliśmy na konkurs z wiedzy pożarniczej. Przechodziło tylko troje, a uwierz, że uczestników nie brakowało. Pomiędzy wynikami on wraz z kolegą zaprosili nas na skromny poczęstunek. Ten... ten chłopak zauważył, że między nami iskrzy, więc zostawił nas, zabierając resztę. Kiedy przechadzaliśmy się między półkami, on nagle pocałował mnie w policzek i coś powiedział... Cholera, nawet nie pamiętam jego imienia! – krzyknął desperacko, wbijając paznokcie we wnętrze ręki. – Los chciał, że ja i on przeszliśmy do następnego etapu... Kilka godzin przed wyjazdem sparaliżował mnie strach. Pół roku wcześniej, w święta zginęła moja bliska rodzina... coś we mnie zablokowało się ,nie chciałem jechać... nie pojechałem. Gdy spotkaliśmy się następnym razem, odwrócił się ode mnie i odszedł. Tyle razy chciałem mu wytłumaczyć, co się stało, ale chyba ja sam nie wiedziałem. Do tej pory żałuję, lecz nie mam do niego kontaktu... tak bardzo go kocham... Co roku napada mnie myśl, co by było gdyby... Tak mi źle. – ukrył twarz w dłoniach, kuląc się. Zagrał tak wiele ról, w których historie kończyły się happy endem, ale czemu jego własna nie mogła? Skrycie liczył na jakiś gest ze strony Mitsuniego, lecz kiedy podniósł załzawione oczy, ujrzał pustą przestrzeń. Zaskoczony, zerwał się z miejsca, obracając głowę w stronę kominka. Westchnięcie ulgi opuściło jego usta, kiedy ujrzał idącego ku niemu Tezukę. Dopiero, gdy rudzielec wysunął rękę, zauważył, że znajduje się w niej ramka ze zdjęciem. Patrząc na niego pytająco, zerknął na obraz za szkłem iw momencie wszystko inne przestało mieć sens. Później sam dziwił się sobie, że nie upuścił przedmiotu. Z fotografii uśmiechało się do niego sześcioro ludzi. Jednym z nich był komendant miejskiej straży pożarnej, który odpowiadał za nich podczas pierwszego etapu. Wśród kolejnych twarzy rozpoznał samego siebie oraz tego, który od dekady zaprzątał mu głowę. – Skąd to masz? – ciekawość przepleciona z lekkim przerażeniem pchnęła go na kanapę.
Tezuka niespiesznie podszedł bliżej.
- Od dawna wiedziałem, że to ty. Obserwowałem cię... Pierwsze spotkanie po latach było dla mnie szokiem i wyzwaniem, bo nie chciałem się zdradzić. Potem zacząłem przekonywać się, co do tego, jak bardzo się zmieniłeś. Jednak od niedawna poczułem, że ty tak naprawdę nie przestajesz grać wraz z zakończeniem nagrywania odcinka, czy całego filmu. Dalej brniesz w kłamstwie, tuszując prawdziwego siebie... dlatego dałem ci szansę... Nie, dałem sobie szansę na odnowienie tego, co czułem kiedyś. Wiesz... – podjął po chwili, kiedy głos Kintaro nadal odmawiał posłuszeństwa. – nadal rumienisz się tak samo.
Chłopak usiłował wyjść z szoku. Przez tyle lat miał u swego boku tego, którego pokochał i nic nie zauważył? Owszem, nachodziły go myśli tego, iż Tazuka przypomina mu przyjaciela sprzed lat, ale tamten wyglądał inaczej!
- Miał... miałeś jasne włosy, czarne oczy...
- I byłem z pewnością o wiele chudszy i mniejszy. Dzieci się zmieniają, Kin chan. – nie uszedł mu nagle zastygły wyraz twarzy blondyna. Doskonale to rozumiał... to były jego słowa z tamtego okresu. Klęknął przed Tayomą, łapiąc go za chłodne dłonie.
Chłopak przygryzł wargę, dając upust łzom. Już drugi raz tego dnia to robił. Na planie pewnie nikt nie zauważył tego, że na chwilę przestał grać. Przecież wykonał swoją misję. Niekiedy żałował tego, kim jest, ale patrząc na to teraz zaczynał zmieniać zdanie. Cicho jęknął, gdy gorący policzek rudowłosego zetknął się z jego.
- Wtedy nazywałem się jeszcze Tezuka Makadashi, a obecnie Mitsuni... Nie zapomnij o mnie, bo dzieci się zmieniają, Kin chan.
Blondyn załkał głośno i wyrywając ręce z uścisku mężczyzny owinął je wokół jego szyi. Już nigdy więcej nie pozwoli na to, aby ich drogi się rozeszły. Zbyt wiele cierpiał... zbyt wiele krzywd wyrządził. Być może jego rola serialu pozwoliła inaczej spojrzeć mu na świat?
Przełamał strach długich wyjazdów, stosował się do celibatu, szukał Tezuki cały czas, zrezygnował dla niego z innych związków i czyniłby to nadal, niczym grany przez piwnookiego Lucyfer, dlatego zrobi wszystko, aby jego życie przebiegało jeszcze lepiej niż w granych przez niego filmach.
- Teraz będziemy mieć własny początek, własną Przestrzeń między magnesami.


Akemi (02:45)

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniałe zakończenie... okazało się, że to serial no i to że kiedyś było dobrymi przyjaciółmi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń