piątek, 2 listopada 2012

6. Translate it to me...

15 maja 2012

Witam moje Elfiątka! ;3 Nareszcie... po zmaganiach z Onetem. Szału można dostać, kiedy człowiek chce wejść na bloga, a nie może. Później, po zwycięskiej walce widzi całą stronę, ale logowanie jakoś nie  może się powieść. Jak się wnerwię, zostawię w cholerę sentymenty i przeniosę się na inny serwer.

Odpowiedzi:

Kinmakur - Hahah, w komentarzu też byłeś pierwszy. xD Mikołaj musi sobie czasem pomarudzić - jak ja. xD Ma w sobie coś ze mnie. Chciałam go całkowicie umodelować według siebie, ale wyszło inaczej. Ma po mnie tylko trochę. xD Oddaję rozdział, już oddaję. xD Ale w okienku między zajęciami, kiedy zajrzałam na bloga, aż zaczęłam się śmiać. xD Mieliśmy krzyż, a gdzie jest sześć xD


Basia - Czeeeść ;3 *wiesza się na szyi i tuli* Kochana, a jak Twoje zdrowie, co Ci tam dolega? Życzę i szybkiego powrotu do jak najlepszego stanu zdrowia, wielu sił i spokoju w osiągnięciu tego! ;*


Star1012 - Onet szwankuje cały czas ;/ Mikołaj nie wie, że tam pracuje jego brat. xD To się wyda przy przynoszeniu przez niego gazety z opublikowanym wywiadem z Radkiem. ;P Czyli stosunkowo niedługo... opowiadanie też swoja droga długie nie będzie. Planuję ogólnie 15 rozdziałów, a więc mamy 9 przed sobą... myślę, że więcej nie będzie, ale mniej... kto wie. ;P

 

Willowy - Antena do wymiany? Hmm, może to przez pogody? Wiesz, jak jest zima, to moja antena musi się rozgrzać, aby przestać tak... trochę śnieżyc. xD Teraz było raz ciepło, raz zimno i może od tego?

Na wszelkie odpowiedzi do komentarzy osób, które maja blogi i do tych, u których nie zostawiam wiadomości przy nowej notce - przepraszam! Postaram się to naprawić jak najszybciej!

Zielona Strefa

Uh, ach, jeszcze tylko dwa dni i wooolne ;3 Kocham juwenalia, kocham. xD Nadrobię u Was zaległości ;3

Przepraszam za błędy i zapraszam do czytania ;3

---------------------------------------------------------------------------
Upłynęło osiem dni od wizyty Mikołaja w ambasadzie czeskiej. Chłopak nie miał czasu na rozmyślania o artykule, a i nie był on na tyle ważny, by zrobić go nazbyt szybko. Ten czas pomógł mu jednak rozważyć formę całej pracy, toteż teraz już wiedział, że zacznie od swojego, reportażowego wstępu, na koniec dodając przeprowadzony wywiad, a nawet kilka, aby czytelnik miał pewność, co do prawdziwości... Ktoś mógłby się doczepić do faktu, iż pyta osoby spoza Częstochowy – Czesi raczej nie powinni interesować się takimi niuansami.
Specjalnie wstał wcześniej, i tak nie mając niczego lepszego do zrobienia w domu. Jeżeli się pospieszy, zdąży na autobus o dziewiątej dwadzieścia sześć. Potem pójdzie już z górki. Zajęcia rozpoczyna o w pół do dwunastej, a więc spokojnie będzie mógł poświęcić całą godzinę na rozmowę z miłym Azjatą.

***
Okna z pokoju numer dwa idealnie wychodziły na centrum miasta. Radek oparty o drzwi balkonowe obserwował pierwsze drobne płatki śniegu, alarmujące kierowców o zbliżającej się wymianie opon.
Dziesiąty listopada nie był zbyt przyjemnym dniem. Szare, ciężkie chmury zapowiadały większe opady, a on wciąż jeździł do pracy rowerem. Oblodzone ulice nie sprzyjają prowadzeniu pojazdów czterokołowych, a blondyn nie był przyzwyczajony do podróżowania po zdradliwym chodniku.
- Będę musiał przerzucić się na swoje nogi – westchnął, unosząc kubek z pracującą czekoladą. Choć urodził się w grudniu, nigdy nie przepadał za zimnem. Jedyne, co podobało mu się w tej porze roku, to możliwość zaszycia się pod kocem przy jednym z grzejników i oddanie się niekoniecznie pasjonującej, ale przyjemnej i lekkiej lekturze. Przez jego ciało przechodziły dreszcze, kiedy pomyślał o przeszywającym kości mrozie, jaki zastanie. Akurat dzisiaj musiał zaspać i pozapominać kilku rzeczy, w tym właśnie szalika i czapki. – Może do szesnastej przestanie sypaaa... – wolną dłonią przysłonił szeroko rozwarte usta. Leżanka, którą niedawno przywieziono, ulokowana po jego lewej stronie kusiła, aby zapaść się w jej miękkie, materacowe ramiona. Może by tak tylko na chwilkę...?
- Prognozy są raczej koszmarne. – głośne tupanie od progu obwieściło wszem i wobec, że ktoś przyszedł z dworu.
- Ożesz... Mikołaju, skradasz się jak duch! – naganne spojrzenie piwnych oczu skarciło nieruchomiejącego w przejściu chłopca.
Dwudziestolatek otrzepujący wełnianą, ciemnofioletową czapkę wycofał się z pokoju, zamykając otwarte dotąd drzwi. Kiedy Radek miał zamiar powiedzieć mu, aby ten przestał się wygłupiać, usłyszał bardzo wyraźne, acz nie przesadzone pukanie. Kilka sekund zajęło mu zebranie myśli, aby w jednym momencie parsknąć śmiechem, z trudem artykułując krótkie „proszę”. Spodziewał się raczej słów „no to mam wyjść, czy co?” albo „masz zły dzień?”, ale ten długowłosy chłopak najwyraźniej nie dość, iż się nie zraził, to jeszcze naprawdę przejął się tą uwagą. Gdy wszedł po raz drugi, widoczne plamy czerwieni zdobiły jego jasne jak dotąd policzki.
- Przepraszam... i dzień dobry. Jakoś tak nigdy nie mam wyczucia, kiedy tutaj przyjść. – za namową wesołego spojrzenia starszego kolegi zdjął z siebie zimowy płaszcz, odwieszając go na niewielkich rozmiarów haczyk. – O, i jest leżanka. Mogę? – wskazał palcem czarno-czerwony mebel z puchowymi podłokietnikami. Tak bardzo przypominała mu jego własną. Usiadł na niej od razu zagłębiając się w nią delikatnie. Nie ma to jak drobna przyjemność po kilkuminutowym marszu przez nieco ośnieżone chodniki. Bez własnej woli rozparł się wygodnie, wciskając bardziej w szczelinę między podłokietnikiem a oparciem, czując ogarniające go ciepło. Gdy do tego wszystkiego dołączyła gorąca herbata, musiał powstrzymywać się przed mruczeniem. Gburowaty kierowca autobusu ani myślał włączyć ogrzewania, dlatego cała trasa kojarzyła się zapewne każdemu pasażerowi ze szczękaniem zębów i wtulaniu w sąsiada z siedzenia.
Radek obserwował go z uśmiechem. Sam chętnie zamieniłby się miejscami, ale dzień dopiero się zaczął, a on nie skończył jeszcze napisów. Z zaciekawieniem spojrzał na znajomy mu już notes. Mikołaj podchwycił jego spojrzenie.
- Zapisałem kilka pytań, aby sprawniej przeprowadzić wywiad i nie zajmować panu zbyt wiele czasu.
- Mów mi po imieniu. I tak nikt nie wierzy, gdy oznajmiam, ile mam lat. – jeszcze nie tak dawno to on potężnie ziewał, każdą komórka ciała czując ogarniające go rozleniwienie, at eraz miał przed sobą studenta, któremu ewidentnie kleiły się oczy.
- N...no dobrze. – mało przekonany Mikołaj pokręcił się, szczypiąc prawe ramie, aby się pobudzić. Niepotrzebnie siedział do drugiej w nocy, ucząc się na kolokwium. Był na tyle uparty, że wkuwał, póki nie zapamiętał każdego słówka, a z racji tego, iż naprawdę zależało mu na opanowaniu angielskiego, katował się tak długo, aż z czystym sumieniem opanował bieżący materiał. Przez to teraz czuł się jak wyjęty spod walca.
Tutaj jest tak ciepło...
- Zacznijmy od dokładnego przedstawienia się i pierwszego pytania. – potarł piekące go oczy.
- Dobrze. – trzydziestolatek dosunął krzesło do leżanki, mając na uwadze zmęczonego chłopca. – Radosław Mika, jeden z tłumaczy pracujących dla ambasady czeskiej i... – zmarszczył brwi, wpatrując się w walkę powiek o utrzymanie ich w górze. – Nie zapisujesz? – specjalnie powiedział to o kilka tonów głośniej.
W tym samym czasie Mikołaj od razu zrobił notatki, potrząsając głową. Chciał wyjść, aby doprowadzić się do porządku, ale ogrzane już miejsce nie chciało go wypuścić.
- To... pytanie... Czy znasz obydwa „Matrasy” w Częstochowie? – dopił ciepłą herbatę i odstawił kubek na podłogę.
- Tak, znam i bywam tam dosyć często. Lubię obserwować kręcącą się tam młodzież. To dobry znak ku temu, że nie jest jeszcze tak źle. Poza tym, choć co prawda Polska ma przed sobą długą długą drogę w nadrabianiu stanu aktualnego wydrukowanych w Japonii mang, to jednak księgarnie dostarczają nie tylko te najpopularniejsze serie, ale i... – jego jasne usta nie potrafiły zachować obojętności wobec anielsko uśpionej twarzy Mikołaja. Dzięki temu jeszcze bardziej go lubił i czuł wobec niego jakieś... swego rodzaju instynkty rodzicielskie.
Ostrożnie, aby nie zbudzić chłopca, zdjął z parapetu koc należący do Adama i okrył nim równomiernie oddychające ciało. Materiału wystarczyło na nogi i klatkę piersiową, toteż spokojnie mógł zająć się zabranym wcześniej notesem. Rozłożył go na biurku i sugerując się włożonym między strony ołówkiem, zajrzał w sporządzone zapiski.
Nie mylił się. Fragment wywiadu kończyły słowa „To dobry znak”, a po nich następowały jedynie pytania z miejscem na odpowiedź. Radek wczytał się w nie, po czym przybliżył się do komputera, klikając myszką w ikonkę z Wordem. Zaczął impulsywnie tworzyć swoje zdania, aby kontekst słów nie wyglądał na zbyt przemyślany. Kiedy już niemal w pełni poświęcił się zadaniu, przyszło mu na myśl, że Mikołaj może jeszcze nie rozpoczął zajęć lub ma teraz okienko, toteż zerknął na zegar.
- Hmm... Chyba będzie dobrze, jeśli obudzę go po jedenastej. – podrapał się ołówkiem po nosie, bawiąc się nim w przerwie na dokonywanie korekty sformułowanych kwestii. Pytań miał około dziesięciu, a na dwa już udało mu się skonstruować coś mądrego. Pisał jak natchniony, wplatając w tekst zasłyszane wypowiedzi księgarzy „Matrasu”, czy też ich klientów. Sam dziwił się, nietypowym rozlokowaniem budynków, dlatego rozwiązanie zagadki zaskoczyło go tym, że wcześniej na to nie wpadł.
Częstochowa nie miała ulic sprowadzających je do centrum, jak było w przypadku Krakowa, czy Wrocławia. Układ architektury dróg był typowo krzyżowy i dzielił miasto alejami - Wolności i Najświętszej Maryi Panny. Północ, Raków, Jasna Góra i kościół Zygmunta wyznaczały końcowe lub początkowe stacje ramion. Jeżeli chodzi o centrum – ci, którzy decydowali się na spacer prawś stroną, a więc osoby wysiadające z PKS-u i PKP miały do dyspozycji „Matras” po tejże części miasta. Z kolei ludzie wyłaniający się z kina, czy pielgrzymujący od Jasnej Góry zaczepiali o drugą księgarnię, nie musząc przechodzić przez jezdnię. Tym samym obydwie filie mogły liczyć na szybki obrót towarem. Ot i cała filozofia.
Blondyn kończył trzecią już stronę wywiadu, zatrzymując się przy ostatnim pytaniu... „Czy zechce pan użyczyć mi swojego zdjęcia, które w końcowym efekcie naszej współpracy zostanie opublikowane na łamach gazety „Życia Częstochowy”? Wklejenie go i wydrukowanie nie będzie dobrym pomysłem, toteż zapisał swój adres mailowy, pod który jego uroczo posapujący gość miał zgłosić się, celem nabycia fotografii.
- Uf, skończyłem. – rozmasował obolały kark, przygotowując drukarkę do pracy. – Którą to my już mamy... – z lekkim przerażeniem odkrył, że jest już kwadrans po jedenastej. Czym prędzej złapał za świeżo zapisane kartki, podchodząc z nimi do bruneta. Żal mu go było budzić, ale nie chciał być powodem nieobecności chłopaka na uczelni. – Mikołaj... Mikołaj. – potrząsał ramieniem studenta, przezornie odsuwając lezący nieopodal kubek, który mógłby być przypadkową ofiarą „zamachu”.
- Hmmmm? – rozespany głos wydobywający się jakby ze studni i „śpiochy” na oczach nie ułatwiały brunetowi pełnego przedarcia się do świata hałasu.
- Masz jakieś zajęcia?
- Taak, a cooo. – szerokie ziewnięcia raz za razem przedłużały wypowiedź młodego Kubiaka.
- Bo jest jedenasta siedemnaście i byłoby...
- CO???
Tylko szybki refleks Radka uratował go przed staranowaniem. Mikołaj rzucił się do swoich ubrań jak sęp do padliny, w pośpiechu zakładając rękawiczki na lewą stronę.
- Jak to się stało, że zasnąłem, przecież – siłował się z rękawem kurtki. – robiłem notatki... – nagłe zmieszanie i przestrach zatrzymał go w miejscu. Kiedy podniósł  wzrok z zaplatanego pospiesznie szalika, natknął się na wyciągnięte w jego stronę kartki. Od razu zorientował się, jak wiele zawdzięcza przemiłemu Azjacie. Gdy zbierał się na podziękowania, ktoś otworzył drzwi znajdujące się za nim i nie zwracając uwagi na jego osobę, potrącił go, warcząc na bezmyślne stanie na środku pokoju. Mikołaj zmierzył istotę dziwnym spojrzeniem.
Przed nim znajdowała wysoka, szczupła blondynka z wsuniętą we włosy opaską. Kubiak od razu jej nie polubił (czyżby rodzeństwo miało to we krwi?). Uroczo trzepoczące rzęsy, modny do obrzydliwości dziubek i z daleka wyczuwalna aura lenistwa wręcz ociekały po dziewczynie.
- Radziuniu, Radziaczku, bo wiesz... Mam do ciebie taką maluśką prośbę, bo widzisz... – poprawiła opadające na ramiona szelki dwuczęściowej, czarnej tuniki, nie zwracając uwagi na znaczące spojrzenia Miki. – Dzisiaj wychodzi Supernatural, a ja jestem dopiero w połowie jego tłumaczenia... To znaczy reszta jest tak sobie, wesz, Radziuś, ale muszę jeszcze zrobić napisy do Supernowej, a obydwa odcinki mają po czterdzieści minut i... Pomożesz, prawda? Na ciebie zawsze można liczyć, Radziuniu. – nalegała, niemal łasząc się do Miki. – Dzisiaj wyjątkowo muszę wyjść wcześniej do domu, bo siostra podrzuciła mi swoją córeczkę. To co, Radziaczku, pomożesz?
Gdyby nie to, że Mikołaj zainteresował się znanymi mu dobrze tytułami, prawdopodobnie pędziłby do lekarza po badanie ilości cukry w wydychanym powietrzu. Z konsternacją wymalowaną na twarzy przyglądał się nieudolnym próbom blondyna, który najwyraźniej próbował dać dziewczynie do zrozumienia, że nie są sami. Odsłuchawszy kolejnej fali uroczych słów podjął decyzję o uratowaniu siebie, odchrząkując na tyle głośno, by dziwaczna kobieta raczyła na niego spojrzeć. Sukces osiągnął, aczkolwiek początkowo wzdrygnął się pod naporem sztyletującego spojrzenia, które naraz jakby złagodniało, przestraszyło się i wreszcie nabrało w miarę ludzkiego odcienia.
- Och... chyba coś chlapnęłam... to ja może przyjdę później. – odczekawszy kilka chwil przeraźliwej ciszy ulotniła się niezwykle cicho.
Mikołaj nie potrafił zapanować nad westchnięciem ulgi, zbliżając się do jakby pobladłego kolegi. Domyślał się, o co może tutaj chodzić, toteż od razu zaczął przekonywać Mikę o tym, że przykrywka ambasady nie zostanie ujawniona.
- Tłumaczycie też anime? Chciałbym wiedzieć, jak to wygląda od środka! Tyle razy ściągam napisy i włączam film, ale jakoś nie pomyślałem, ile wysiłku potrzeba... no i czasu, aby cos takiego stworzyć. No dzisiaj na przykład przyjdę do domu i czeka na mnie świeżutki odcinek New Prince of Tennis. – nakręcał się, aby tylko przekonać mężczyznę o czystych intencjach. – Tak się cieszę... jestem taki podekscytowany, że spotkałem osobę, która cos tłumaczy!
Radek jakby otrząsnął się z szoku. Studenta poznał niedawno i ich znajomość rozwijała się cokolwiek w dobrym tempie, ale przez Monikę wszystko mogło się zawalić. Raz wypowiedziane słowo idzie  w eter, jednak jak widać chłopak interesował się tym, czym i on. Kamień spadł mu z serca, gdy upewnił się w tym, że zdemaskowanie prawdziwych intencji pokoju numer dwa nie pociągnie większych strat. Dodatkowo, kiedy usłyszał wymieniony tytuł, poczuł palące się w sercu ciepło.
- Ja tłumaczę to anime. – przyznał cicho, delikatnie unosząc kąciki warg.
Mikołaj uchylił usta, zaraz przysiadując na biurko.
- Naprawdę?! To ty jesteś Lancet? Nie mogę uwierzyć! Poznałem Lanceta! – ekscytował się, słysząc szum krwi przetaczający się przez żyły. – Ty i Grucha jesteście najlepszymi w swoim fachu! To, co on robi z napisami do „Naruto” to istne mistrzostwo! Ziutek tez jest niesamowity. Na zmianę z Neath Note robią napisy do „Bleacha”, ale moim skromnym zdaniem chłopak ma do tego serce. Ah, gdybym mógł poznać tych dwóch chłopaków...
Powiedzieć, czy nie powiedzieć – takie i podobne pytania kołatały się w głowie blondyna. Nagle przypomniał sobie o pomyśle na wymyślenie nazwy ich zespołu... Może Mikołaj pomógłby w tej kwestii? W końcu rozgraniczenia się Nickami, a późniejsze informowanie, kto dokonywał korekty zaczynało ich męczyć.
- Oni... To znaczy Ziutek i Grucha pracują ze mną. – wstrzymał oddech, kiedy student rzucił się na niego, obejmując ciasno w pasie. Nie wiedział, co zrobić w takiej chwili, ale uścisk na biodrach rozluźnił się, a dwa jabłuszka na policzkach bruneta zajarzyły na jasnej skórze niczym neony.  – Jesteś nieobliczalny. – pozbawione sarkazmu słowa tylko bardziej zawstydziły chłopca. – I właśnie dlatego, w ramach wywiadu przygotujesz mi listę chwytliwych nazw na nasz trzyosobowy zespół.
Kubiak zmarszczył śmiesznie nos, po chwili wznosząc oczy do sufitu. On już miał działać, inaczej chyba nie potrafiłby zapanować nad rozsadzającym go szczęściem. Ale zaraz... jeżeli się nie pospieszy, po powrocie do domu nie zobaczy zbyt szybko napisów do ulubionego anime. Tak być nie mogło.
- Kto jest liderem? – zapytał pospiesznie, zerkając na zegarek w telefonie. Jeszcze siedem minut do zajęć.
- Raczej Grucha.
Twarz Mikołaja rozjaśniła się w momencie. Czasami na zajęciach nie potrafił wymyślić dobrej odpowiedzi na zadane pytanie. Wymyślał sobie wtedy zupełnie abstrakcyjne i na pozór banalne zadania, jak na przykład „gdyby ktoś zapytał mnie o terroryzm na świecie, opowiedziałbym mu o mafii tong, jakuzie, triadzie… o ich liderach” albo „który rok pojawia się w pieśni Dezyderata”. Jednym z nich było także zapytanie o nazwę grupy jego ulubionych tłumaczy i teraz wreszcie mógł wykorzystać to, co kiedyś wymyślił.
- A może po prostu Grucha Group? – wyszczerzył się, kiedy w oczach Radka zobaczył istne fajerwerki z radości.

***
Gdy dwie minuty później zbiegał ze schodów, mijał się w drzwiach z przystojnym brunetem o jasnych oczach. Nie zwrócił na niego większej uwagi, aczkolwiek twarz wydała mu się dziwnie znajoma.
***
Ciało Adama wrosło w podłogę, kiedy obok niego przeszedł chłopak, wokół którego unosił się dobrze znany mu zapach. Pospiesznie otworzył zamknięte już drzwi, ale woń rozniosła się w powietrzu. Z ciężkim serce wszedł na piętro, udając się prosto do pokoju numer dwa. Zastając w nim Radka wytłumaczył swą obecność remontem skrzydła dziecięcego, którym się zajmował i z przygnębieniem ciągnącym go w dół padł na leżankę. Nie minęło kilka sekund, a złapał w rękę koc, na którym siedział, podtykając go pod nos. Nadzieja znów dodała mu skrzydeł.
- Radku, był tu ktoś z zewnątrz? – badawczo lustrował zachowanie blondyna, który pod uważnym spojrzeniem wyraźnie się spiął. Otrzymawszy potwierdzenie, zadał jeszcze jedno pytanie. – Przyjdzie tu jeszcze?
- To ten chłopak, o którym ci opowiadałem... Przeprowadzał ze mną wywiad o księgarniach. Obiecał, że gdy jego artykuł zostanie opublikowany, przyniesie mi gazetę. – nie chciał wdawać się w szczegóły dotyczące wiedzy studenta o ich zawodzie. Adama znał krótko, ale wiedział, że ten nie spocząłby, póki nie dowiedziałby się całego przebiegu zdarzenia, a wtedy wyszłoby na jaw, że tajemnica wydała się przez Monikę. Nie miał zamiaru podkopywać po nią dołków.
Nieco podenerwowany, nie spuszczał wzroku z Fibaka. Odetchnął dopiero wtedy, gdy Czech na poważnie zajął się wtulaniem w koc. To przyniosło ze sobą wspomnienie ostatniej chwili, a konkretnie słowa Mikołaja.
- Wiesz, Radek... nie ufałbym tej dziewczynie. Ona cię wykorzystuje, przez co ty masz mniej czasu na swoje napisy. Już ostatnio wyłapałem dwie literówki... proszę cię, dbaj o siebie.
Może chłopak miał rację... ale jak odmówić pomocy innej osobie?
Akemi (00:30)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz