07 maja 2012
Witajcie, Urwisy kochane! xD Znowu jestem spóźniona. Ale do tego to się już chyba przyzwyczailiście. Mój Wen ma chyba ustawiony tryb nocny... xD Dzisiaj, jak zapowiadałam - poznanie Mikołaja z Radkiem, a wcześniej opis miasta (zarys drogi pokonywanej z uczelni).
Odpowiedzi:
Yaoistka^^ - Chemia i fizyka... Chemię może bym zdała, ale fizyka O_O Łożeesz... Leżę i kwiczę. Z tym angielskim to jak dla mnie porażka - żeby w gimnazjum tak cisnąć? O_o Ja na swojej maturze strzelałam z angielskiego. xD Były 2 rzędy po 6 ławek i jeden po siedem ławek... siedziałam w tej siódmej i mało słyszałam. ;/ Ale dało radę postrzelać. xD Trzymam kciuki za wyniki!
Kinmakur - Byłeś 7 z 12 szkół? I Ty mówisz "nieźle". Genialnie! No wiesz, co?! xD Gratuluję! Krótkodystansowiec ;3 Ja- zanim się zbiorę na starcie, to już ludzie machają mi z mety. xD A propos - oddzielnie. ;) Damian będzie, będzie, ale jeszcze nie teraz. xD Radzio z simów? xD W sumie... haha, i za to jaka z niego ładna mordka! xD
Willowy - Dwa tygodnie bez neta? o_o Aż mi się przypomniało, jak w ubiegłym roku (przez burzę) spalił mi się komputer. Twój odmówił posłuszeństwa, czy tez było jakieś wyładowanie? Dobrze, że już jesteś. ;3
Star1012 - Darek przekona się do Radka (stopniowo). xD Bardzo zawiedzie się na swoich osądach względem niego... potępi go, a niesłusznie, chociaż on jest taki - nawrzuca, nawrzuca, a to jego sposób na okazanie sympatii. Bo chce ochronić, a nie umie po ludzku powiedzieć. xD
Neko - Po Twoim komentarzu musiałam okładać się zimnymi rękami, bo taka byłam zawstydzona komplementami, które mi napisałaś! Fakt, czasami trudno ogarnąć, co kto mówi (zwłaszcza, jak nie podaję, czy mówi blondyn, tylko piszę, że mężczyzna, czy iluś tam latek) xD Szablon zawsze inny musi być! Musi nawiązywać do opowiadania (tapeta w nagłówku jest wzięta z mojego komputera. Ustawiałam ją tam. ;P) Jest wielu, wielu lepszych ode mnie, naprawdę. ;) Ja po prostu się rozwijam dzięki czytelnikom. Spełniam niektóre prośby, przez co patrzę na daną sytuację ich, no Waszymi oczyma. O nie, mam w zanadrzu 4 opowiadania. xD Dziękuję Ci za tak motywujący komentarz (aż kipiałam dzisiaj weną, kiedy pisałam rozdział!), choć wiem, że są lepsi. Ale... tak mi kurcze miło, że tak o mnie sądzisz ;3
Zielona Strefa
I po wolnym... (brzmi jak - po hymnie xD) Nadal trzymamy kciuki za maturzystów! Sprawujcie się nam dobrze, dajcie czadu na matematyce, językach i przedmiotach dodatkowych. Oby polski, który pisaliście w piątek, był popisem Waszych doskonałych umiejętności!
Rozdział dedykuję Neko (za bardzo motywujący komentarz ;3) i Grelci. 6.5.2009 roku (czyli ciut ponad 3 lata temu) weszła tutaj po raz pierwszy. ;3 Moja Ty siostro kochana. ;3
UWAGA! ROZDZIAŁ JUTRO! NIE MAM SIŁ WALCZYĆ Z ONETEM...
Zapraszam do czytania i przepraszam za błędy. O rozdziale powiadomię jak najszybciej.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień
pokoju numer dwa, potocznie zwanego „Mongs”, rozpoczynał się od godziny
w pół do dziewiątej. Rozplanowany harmonogram idealnie pasował do
pozostałych zajęć chłopaków, którzy poza tłumaczeniami dorabiali także w
innych placówkach. Odkąd Radek zaaklimatyzował się i przystąpił do
pierwszych napisów, zdecydowanie polepszył mu się humor. Po prostu nie
wyobrażał sobie dnia bez wstawienia swojego tekstu na odpowiednią
stronę, czy też udostępnienia czapteru mangi. Każdy na jego miejscu
siedziałby sztywno na krześle, popijając kawę i zapisując kolejne
linijki. On uwielbiał poznawać anime od tej „kuchennej” strony, dopiero
później przeglądając cały odcinek, tym samym poprawiając usterki, które
mu umknęły.
W
międzyczasie zastanawiał się, jak zmienić ironicznie brzmiących
„Mieszańców”. To fakt, że w ich ekipie pracował Czech, Japończyk i
Polak, ale to nie obligowało nikogo do aż tak dosadnego wytykania im
inności. Nie pozostało mu nic innego, jak poświęcenie kilku minut na
skreślanie coraz to dziwniejszych pomysłów na określenie ich trójki.
Bywały sytuacje, kiedy jeden z nich dokańczał pracę drugiego, a wtedy
pojawiał się problem – kto w efekcie jest ojcem napisów? Stanowili na
tyle zgraną drużynę (bynajmniej w tej kwestii, bo prywatnie aura Darka
stawała się czarna w obecności Miki), aby łatwo rozwiązywać te problemy,
za autora uznając tego, kto zaczynał, a w komentarzu uzupełniając
informacje o pomocy.
-
Co by tu wymyślić... Przecież nie będziemy Muszkieterami, czy też
Fantastyczną Trójką... Kurczaki, no! Japońska cyfra mogłaby zostać źle
odebrana... San leży blisko Ukrainy, a wyśmiewano by nas na całego...
Przydało by mi się natchnienie – mruczał do siebie, jednocześnie
odpalając firmowego laptopa. Smutek na chwilę zamienił się w ciche
podniecenie, kiedy Radek, wpisując hasło, przypominał sobie, co wychodzi
we wtorki. – Zetman... Trochę dziwaczne. Super bohaterowie pojawiają
się dosyć często, ale tutaj początek był kapitalny... I do tego kochana
manga „Boku wa kimi no tori ni naritai”! Yaojec, bo yaojec, ale jaki
zboczony! – jeszcze nigdy nie doświadczył aż takiego podekscytowania,
graniczącego z rozmową do siebie samego. Może i nie zwróciłby na to
uwagi, dalej kontemplując losy Keia zakochanego w chłopaku swojej
siostry, gdyby nieciche chrząknięcie od strony drzwi.
***
Mikołaj
Uwielbiam tę uczelnię. Słowo daję... gdyby ktoś zechciał podłożyć pod nią bombę, pomógłbym go kryć i umożliwić ucieczkę.
Dobra,
okej, nie wypieram się. Mogłem wieczorem zajrzeć na mail, ale czy
znajdzie się chociaż jedna osoba, która z ręką na sercu przyzna, że
miałaby na to ochotę po dwugodzinnym tachaniu zniczy i staniu na mrozie
podczas mszy? Ano znajdzie się – to połowa mojej grupy, która nie
raczyła poinformować telefonicznie o godzinach rektorskich. A jakby ktoś
nie miał dostępu do Internetu, to co ma robić? Zwlec się z łóżka o
szóstej rano, tłuc się w autobusie przez kolejne trzy kwadranse (jak
dobrze pójdzie), przemierzyć niemal dwa kilometry, na ostatnich metrach
dostając lekkiej zadyszki i po wdrapaniu się na drugie piętro (tak
naprawdę są cztery, ale szkoły chyba nie stać na windę, albo dba o
zdrowie studentów) dowiedzieć się, że zajęcia... odwołano. Taaak,
hurra... mogłem pospać trzy godziny dłużej. Ale! Nie ma tak źle,
następny autobus o dziewiątej czterdzieści. Mogę spokojnie (cóż za
piękne słowo) zawrócić i opuścić przestrzeń miasta, którego powietrze
przetłuszcza włosy bardziej niż wylanie na nie oleju. Ależ wycinajmy
drzewa! One zjadają tlen... chyba z mózgów pomysłodawców projektu.
O!
Mogę załatwić pewną sprawę. Od jakiegoś już czasu gnębi mnie dziwny
zamysł rozplanowania zabudowań, dlatego obiecałem sobie, że wreszcie
przeprowadzę odpowiedni wywiad – choćby dla poćwiczenia przed zawodem.
Zanim
tam jednak dotrę, trzeba odizolować się od huku miasta. Do tego celu
potrzebna mi empetrójka i jej wyczucie względem mojego stanu
emocjonalnego. Odkąd zepsuł się przycisk odpowiadający za przechodzenie z
jednego folderu do drugiego, byłem skazany na losowanie piosenek i albo
się z nimi zgadzałem, albo pojedynczo przesuwałem dalej. Jak to miałem w
zwyczaju, najpierw nałożyłem słuchawki, a dopiero potem zacząłem bawić
się w rozplątywanie kabelków. To odwraca uwagę od mijających cię ludzi,
którzy komentują dosłownie wszystko. Ostatnio szedłem przed dosyć ładnie
wyglądającą szatynką w długiej, szarej tunice i czarnych legginsach. Za
mną nadchodziły dwie starsze kobiety. Już z daleka słychać był ich
komentarze odnoszące się do „obnażających pupy, getrów” i „kusych
bluzeczek obecnych panienek”. W duszy przyznałem im rację – dziewczyna
może nie prowokowała, ale wyróżniała się spośród rówieśniczek w spranych
dżinsach. Kiedy jednak kobiety zdołały mnie wyprzedzić, niemal
klęknąłem na kolana przed kioskiem Ruchu, błagając o zamknięcie mnie za
kratkami okienka. Ile mogły mieć lat? Zawsze wszystkich postarzam, więc
odliczając dekadę z tego, co mi wyszło, doszedłem do wniosku, iż
siedemdziesiątka stuknęła im kilka wiosen temu. Nie przeszkadzało im to
odziać czarnych skór, dopasowanych biodrówek i (ta, ciekawe ile
krokodyli musiało zginąć) błyszczących, mieniących się łuskami torebek.
Jak nie kochać naszego kraju? No jak? Tolerancja wylewa się z innych
poprzez podobne ubieranie się, ale słowa zawsze nasączone są jadem. A
potem dziwi się jedna z drugą, że w autobusie ktoś chciał im coś zwinąć.
Ja za to dziwię się temu, że taki śmiałek miał w sobie odwagę pchać
rękę do czegoś, co kiedyś mogło być gardłem gada.
Muzyko,
daj mi wiarę w ludzi... Albo i nie. Chociaż w sumie... Life Burns w
wykonaniu Rasmusa i Apocalyptyci mogłaby stać się hymnem Częstochowy.
Słowa: „wybraliśmy drogę potępienia, dajemy to życie naszym dzieciom i
uczymy je, by nienawidziły tego miejsca” mogłyby zostać zmienione na
„same uczą się nienawiści, patrząc na innych”. Ale i tak kocham tutaj
przyjeżdżać. Zawsze znajdzie się coś godnego większej uwagi. Czasami
nawet ogarniają mnie myśli, że miasto jest o wiele ładniejsze od...
Krakowa chociażby. Już widzę falę nagonki, która przetacza się przez
usta każdego mieszkańca, czy turysty. Może jestem dziwakiem, może jestem
masochistą, ale zwiedzając uliczki stolicy Małopolski, odnoszę
wrażenie, że pomiędzy nimi nie mógłby przechodzić żaden osobnik
cierpiący na klaustrofobię. Ciasno tam jak cholera, wszędzie zielone,
zabytkowe niemal dachy... Kraków to jedno wielkie muzeum, którego
unowocześnianie zepsułoby cały urok... a zatem miasto stoi w miejscu. Z
Częstochową jest jak z Japonią po trzęsieniu ziemi – prace są gruntowne,
z rozmachem i na wielką skalę. Różnicą jest czas wykonania (wiadomo, u
nas dłużej).
Przechodząc
przez zatłoczoną trasę na Jana Pawła II, zawsze uważam, aby nie zrobić
uciechy czającym się tam kierowcom. Ciężkie samochody wytłoczyły potężne
koleiny, w które nieuważne ofiary własnych telefonów, potykają się,
lądując boleśnie na asfalcie. Już nie raz podczas zimy rozjechały mi się
tam nogi.
Jeszcze
dziesięć minut i będę na miejscu... A po prawej zaczyna się nam
złomowisko żywych samochodów. Żywych, bo na chodzie, a złomowisko, gdyż
rutynowi kierowcy nie patrzą na znaki robót drogowych, zasilając połowę
Alei Wolności. Wyjazdu nie ma, bo niby jak. Zastanawia mnie tylko, jakim
sposobem oni później, nie tyle, co odbiorą pojazdy, o ile dojadą do
pracy? Zawsze widziałem tylko auta – bez kierowców... czyżbyśmy
posiadali trójkąt bermudzki? Albo potwierdziły się tezy stawiane w „Z
Archiwum X”? To też ciekawy temat na artykuł. Jeżeli tylko uda mi się
złapać żywego właściciela pojazdu, nie omieszkam wykorzystać okazji.
Idąc
wzdłuż cichego cmentarzyska musiałem skrzywić się szpetnie, kiedy
zupełnie impulsywnie zerknąłem na wielkie bilbordy powieszone do ścian
Cinema City. Byli rodzice pokarali mnie długimi włosami i zbyt
rozbieganym spojrzeniem. Co tam jest? Daruję opisów, aczkolwiek niemal
codzienne obserwowanie prawie trzymetrowych głów aktorów zmienia nasz
pogląd o ich lubieniu, czy też nie. W końcu zawsze zbyt nadmierne
obcowanie – z muzyką, ulubionym plakatem, czy aktorem właśnie – prowadzi
do „przejedzenia się nim”.
Takim
sposobem, z Rasmusem w uszach, dotarłem do celu podróży. Gmach
Konsulatu położony w bliskim sąsiedztwie z dwoma (najświętszymi)
przybytkami mangaków był niczym pomocna dłoń wyciągnięta w moją stronę.
Wybudowano go stosunkowo niedawno, jednak ludzie, którzy w nim
pracowali, musieli choć trochę ogarniać rozgardiasz miasta.
Ostatni raz przed wejściem spojrzałem na zegarek. Za piętnaście dziewiąta... Mam czas.
***
Radek
drgnął nerwowo, gdy zdał sobie sprawę, iż nie jest sam w pokoju.
Pierwszą jego myślą było: „to nie jeden z naszych, bo oni wchodzą bez
pytania”. W istocie osoba, która zakłóciła spokój rozmowy Miki z sobą
samym, nie pochodziła z „kręgu”. Mężczyzna zdziwił się jego obecnością.
Czyżby Adam zatrudnił nowego pracownika? Może coś mu się jednak nie
spodobało w blondynie?
-
Przepraszam, ale... odesłano mnie tutaj. Podobno nie ma nikogo z
konsulatu, a reszta... – nieznajomy uśmiechnął się znacząco. – nie
wydawała się być zbyt chętna do współpracy.
-
Jasne, wchodź. – Radek pospiesznie zamykał program do tworzenia
napisów, zastępując go skanami anglojęzycznej książki. Trzeba mieć się
na baczności. Nigdy nie wiadomo, w jaki sposób zadziała inspekcja, a on
nie chciał, by praca tłumacza filmów została wyciągnięta na światło
dzienne i popchnięta ku wyższym władzom. Trzymał się z daleka od
problemów. Gdy odwrócił się w stronę towarzysza, ten stał niepewnie na
środku pokoju. – Ah, no tak... jakaś leżanka ma przyjść dopiero jutro. –
Siadaj tutaj. – wskazał mu jedno z dwóch wolnych krzeseł obrotowych,
przyglądając się chłopakowi. – W czym mogę ci pomóc?
Dopiero po tym pytaniu młody nieznajomy zareagował tak, jak powinien na początku.
-
Przepraszam, mam na imię Mikołaj i jestem studentem drugiego roku
filologii polskiej. – sięgnął do torby, wyjmując z niej notes z ołówkiem
i legitymację, którą pokazał blondynowi. Po chwili zawahał, się,
dobierając słowa tak, by nie urazić rozmówcy. – Ile już tutaj mieszkasz?
Radek nie dziwił się chłopakowi, pytanie kwitując wesołym uśmiechem. Bawił go też fakt przejścia na „ty”.
- Pięć lat.
Z twarzy Mikołaja czytało się jak z otwartej księgi.
- Tyle... hm... Czy... Czy twoi rodzice wiedzą, że tutaj... jesteś?
Mężczyzna
roześmiał się, wcześniej tłumiąc napad chichotu. Nie miał serca męczyć i
tak zestresowanego chłopaka, dlatego pospieszył z wyjaśnieniami.
-
Na pewno wiedzą, ale nie muszą mnie pilnować. Mam trzydzieści lat,
Sosenko, a nazywam Radek. – wyciągnął dłoń, mocno ściskając
automatycznie podaną przez studenta rękę. – W Japonii twoje imię oznacza
korzeń sosny, aczkolwiek ja widziałbym cię w roli tego drzewa. Jesteś
silny, piękny jak ono i... ładnie pachniesz. – mrugnął mu, nalewając
soku do dwóch kubków.
-
Aha... – potrząsnął głowa, z wdzięcznością odbierając naczynie i
upijając długi łyk. – P-Przepraszam za moją ignorancję. Jeżeli uraziłem
pana w jakiś sposób... tak... mówiąc bez tytułów... Myślałem, że ma pan
piętnaście lat! – próbował się tłumaczyć, mnąc sfatygowany nieco notes.
Radek nie tamował jego słowotoku. Jedyną reakcją było położenie dłoni na kształtnym ramieniu.
Tym
samym dowiedział się, z jakiego powodu zawdzięcza wizytę
dwudziestojednolatka i co może zrobić, aby w jakiś sposób zaspokoić jego
ciekawość. Kiedy zbierał się do odpowiedzi na jedno z pierwszych pytań,
do pokoju wszedł (oczywiście bez pukania) jeden z pracowników działu
horrorów.
-
Radziu, bo ja mam problem... oj... nie wiedziałem, że masz gościa. –
niski, nieco wychudzony mężczyzna zamarł z jedną nogą za progiem,
przenosząc ciekawe spojrzenie na długowłosego młodzieńca. – To ja może
przyjdę później.
Mikołaj wstał pospiesznie, odstawiając nie wiadomo kiedy opróżniony kubek.
-
Nie, nie, proszę zostać. Naprawdę – dodał, widząc, że tamten się waha. –
Przyjdę innym razem. Teraz i tak spieszę się na autobus. – A panu... –
wbił wzrok w ciepłe, piwne tęczówki. – dziękuję za picie i byłbym
wdzięczny, gdyby przemyślał pan odpowiedź. Wiem, że konsulat mógłby mieć
więcej do powiedzenia na ten temat, ale pan bardziej wzbudza moją
sympatię. – potarł policzki, czując zbierające się w nich gorąco.
Przeklęta nieśmiałość. Do dziewczyn zawsze umiał zagadać!
- W takim razie przychodź, kiedy tylko zechcesz, byleby do godziny piętnastej. Potem mamy kolejną zmianę.
Mikołaj
potaknął, zapisując to na kartce i uścisnąwszy dłonie obydwu mężczyzn,
zebrał się do wyjścia. Zanim zniknął za drzwiami, raz jeszcze odwrócił
się do Radka, układając usta w zawadiacki kształt.
- Pan naprawdę jest radością... Dopasowane imię. – odprowadzał go perlisty śmiech nowego znajomego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz