piątek, 2 listopada 2012

3. Translate it to me...

23 kwietnia 2012

Witam, witam wreszcie. xD Uh, myślałam, że się nie wyrobię. Rozdział był gotowy dwie godziny temu, no ale na braci nie ma siły. xD Nie przedłużam, odpowiadam i zapraszam na rozdział. xD

Odpowiedzi:

Akasha - Dzisiaj przedstawię... w sumie trójkę bohaterów. Coś o każdym, hehe xD Nie wyjaśniam wszystkiego od razu. Poza tym nie mogę się doczekać momentu, kiedy wreszcie pojawi się Mikołaj. xD Hahahah, taaak, wykorzystaj pielgrzymkę! W sumie... możesz nakłonić klasę do modlitwy za maturzystów. ;P Pisanie to wielka frajda, dlatego ja z niecierpliwością czekam na Twoje prace... już chciałabym je przeczytać! *__* Co do obrazków, odpisałam Ci, ale powtórzę - wpisz w Google "Feimo" lub "Heise" x

 

Neko - Aaa, o Radku będzie dopiero za tydzień... chyba... pewnie wplącze mi się w połowie rozdziału. xD O tak, Wena czasami daje nieźle popalić ;/ Dzisiaj na przykład pojawiła się pod koniec, menda jedna! Teksty... są póki co mojego autorstwa - nie kopiuję ich. xD Czasami użyję czegoś, co zasłyszałam lub widziałam. xD O tak, chciałabym, aby obecni Czytelnicy zechcieli ze mną zostać ;3 Hahaha, ostatnio czytam podobne komentarze - większość moich bohaterów ma takie imiona jak bracia, sympatie, czy sami czytelnicy xD Wielka rodzina xD

 

Kinmakur - Dziękuję za życzenia ;3 Damian... imiennik xD Haha, niee, to dobra postać, choć jak się wnerwi, to człowieku uciekaj xD Już myślałam, że ktoś znowu podbiera mi bloga. xD Nie, to moje, choć myślałam, że go usunęłam... dziwne to trochę. Nawet nie pamiętam hasła, aby się zalogować. Niemniej dziękuję za zgłoszenie ;3

 

Kkohaku - Dopiero teraz zauważyłam, że masz nick przez dwa "k" xD O tak, musiałam zapoznać się z mechanizmem tłumaczenia... ze ściągnięciem odpowiedniego programu do wyciągania napisów, który skraca układanie czasówki. Jeżeli oglądałaś Prince of Tennis, to teraz wychodzi New POT, którego dwa odcinki zostały przetłumaczone przeze mnie. xD Zawód tłumacza... chyba nie jest zorganizowany. xD To jakby nie było - nielegalne. xD Mniej niż ściąganie filmów, ale tłumacz skądś musi go mieć, aby zrobić napisy xD Opis miasta został nieco stonowany na rzecz relacji między bohaterami, ale jeszcze nie raz napomknę o tym, czy innym rejonie. xD Hahaha, Radek ma plus za rower xD Azjata... nie Chińczyk, ale jakiś tam sentyment do rowerów pozostał. xD A tak serio.. nie wyobrażam go sobie w innym środku transportu. W siodełku wygląda (bynajmniej w mojej wyobraźni) bardzo fajnie. ;3 Tak, tak, każdy bohater zostanie ukazany pobieżnie, aby pokazać, jak znalazł się w ambasadzie, pracując jako tłumacz. Potem rozwinę ich nieco bardziej. Masz piękne obrazy. ;3 Szkice. Poza tym zaczęłam czytać jedno z opowiadań... mmm, klip był bardzo... smakowity. xD Recenzja na temat wystawy grupy z Animacji Kultury. Zdziwiłam się oceną (dziś dostałam), bo na studiach nie ma takiej skali, a otrzymałam celujący O_o Dziękuję za życzenia! ;3

 

Koshiyo - Dzisiaj jeszcze tutaj. xD Co koledzy zrobili na Twoje urodziny? xD O szablonach pisałam Ci na Twoim blogu, który obecnie zadomowił się w linkach. x

 

Vampirka_15 - Hahahaha xD Leń jest tym dominującym w związku? xD Jak widzisz - u mnie też, choć w Twoim wypadku to bardzo zrozumiałe. Rozdział był... tragiczny, a więc podświadomie wyczuwałaś, że trzeba się do niego psychicznie przygotować. Póki co jeszcze nie będzie TAKICH scen xD Chłopaki będą się rozkręcać (pewnie szybko, bo mam wreszcie nadzieję, że opowiadanie nie dobije więcej niż 18 rozdziałów. xD Postacie da się ogarnąć - nie jest ich tak dużo, a to ogólny szok, bo przeważnie atakuję ich mnogością. xD

 

Dream - Witam serdecznie ;3 Bardzo zależało mi na tym, aby najpierw dać zarys postaci. Co prawda operuję głównie imionami i nazwiskami, ale mam nadzieję, że dzięki temu każdy będzie miał przed oczyma obraz konkretnej postaci, i gdy napiszę "blondyn", od razu wszyscy domyślą się, że chodzi o Radka. ;P Polskość jeszcze się ukaże. xD Czasami przed "albo" można stawiać przecinek. xD Tylko nie wiem, kiedy, więc dają zawsze xD Oczywiście tuż po dodaniu rozdziału zabieram Twojego bloga do linków ;3

 

Yaoistka^^ - Wiesz, że jeżeli pisałaś komentarz pod poprzednim rozdziałem, to on się nie dodał? Aaa, trzymam kciuki! Będę trzymać, oczywiście, że tak!!!

 

Obrazek dla Riri powinien pojawić się przy okazji następnego rozdziału. Jesteś kochana - wiesz za co ;3

 

Koshiyo - z okazji wczorajszych urodzin (się wymieściłam! xD) składam Ci najserdeczniejsze życzenia! Zdrowia, wielu pomysłów na opowiadania, uśmiechu na twarzy, słońca, Weny, sukcesów na wielu polach, pięknej miłości i spełnienia wszystkich marzeń! ;3 Dedykuję Ci ten rozdział ;3

Serdecznie witam Dream!

Zielona Strefa

Trzymamy kciuki za gimnazjalistów i maturzystów! Połamcie pióra i złamcie wszystkie klucze odpowiedzi! ;3

Zapraszam do czytania!

-------------------------------------------------------------------------------------------------





Czy tłumaczenie napisów do nielegalnie ściągniętych filmów to zbrodnia? Nie, raczej dzielenie się z innymi tym, do czego nie mieliby dostępu. Ułatwienie rozwoju i oderwanie się od rzeczywistości w świat sytuacji reżysera. Przeciętnemu Kowalskiemu trudno byłoby wyjechać do Japonii, czy Ameryki, a co dopiero z błahego powodu, jakim byłoby oryginalne obejrzenie emitowanego w telewizji odcinka. Wliczając w to pierwszy kraj, nasz bohater miałby jeszcze jedną trudność – przeforsowanie języka i o ile wyjazd dałoby się załatwić, o tyle nauka „krzaczków” ogromnie oddala spełnienie marzenia. Może gdyby Kowalski mieszkał w Niemczech lub Francji, miałby szybszą sposobność nabycia płyt wydanych przez producentów, ale Polska? Tutaj wszystko się komplikuje.
Damian Kołodziej doskonale zdawał sobie z tego sprawę. O ile stolica emanowała większymi zbiorami z dziedziny anime, czy zwykłych, zachodnich seriali, o tyle Częstochowa jawiła się w tej kwestii jako obraz nędzy i rozpaczy. Jak można inaczej nazwać miasto, które, posiadając dwa Empiki i taką samą liczbę księgarń z mangami, mogło pochwalić się około ośmioma dokupowanymi seriami i pojedynczymi egzemplarzami? Żeby je można było chociaż nabyć tuż po wystawieniu na półkę, ale gdzież tam! Damian aż złapał się za głowę po rozmowie z kasjerką, która tłumaczyła z zażenowaniem, iż zakupiono tylko cztery sztuki, a hurtownia nie ma już więcej. Rozumiałby to, gdyby książki leżały, nie wzbudzając czyjejś ciekawości, ale przecież one znikały w dniu dostarczenia ich do Matrasu! Właśnie dlatego wpadł na pomysł założenia zespołu z tłumaczeniami mang. Ludzie młodzi i, co bezsprzecznie motywujące, starsi zgłaszali, czego w tej chwili potrzebują, a grupa translacyjna zabierała się do pracy, przy okazji poznając nowe autorki.
Zanim jednak wspólna praca sztabu ludzi ujrzała światło dzienne, Kołodziej długo zastanawiał się nad tym, gdzie umiejscowić siedzibę potajemnych spotkań – w końcu filmy najpierw musiały zostać ściągnięte z Internetu, a potem przepuszczone przez odpowiedni program, który dosłownie „wyciągał” napisy w języku angielskim. Długie poszukiwania nie męczyły go, lecz nieco zaczęły osłabiać zapał. Pytał wszędzie, gdzie wiedział, że władza nie sięga – lepiej nie wyłamywać się spośród wszystkich. Kiedy już bliski był porzucenia pomysłu, wydarzyło się coś tak zwykłego, tak... normalnego, iż wspominając owy dzień, nie potrafi zaśmiać się pod nosem.
Częstochowa na dzień obecny wydaje dwie bezpłatne gazety – Metro i Poniedziałek. Damian zawsze irytował się namolnymi spojrzeniami roznosicieli, ale to dzięki jednemu z nich mógł rozpocząć to, co kochał. Tknęło go, aby zamiast wyrzucić papier do pierwszego z brzegu kosza (nie palącego się od zaprószonego ogniem papierosa), spojrzeć w ogłoszenia. Kto spodziewałby się, że w tak niskonakładowej prasie można znaleźć całkiem rozsądny anons – na przykład zatrudnienie do tłumaczeń w ambasadzie czeskiej? Chyba nikt.
Mężczyzna długo nie wierzył, że wreszcie uśmiechnęło się do niego szczęście. Z gazetą w dłoni wsiadł w nadjeżdżający tramwaj i ruszył pod adres mijanego często budynku. Jeszcze tego samego dnia została przeprowadzona rozmowa dotycząca rodzaju zatrudnienia, wysokości płacy i... tak, tajności. Z pozoru niewinna notka nie zawierała wszystkich informacji. Damian nawet nie był pewien, czy uda mu się dostać wymarzone stanowisko, gdyż pierwszy kwadrans spokojnie mógłby zostać nazwanym prześwietlaniem jego osoby. Wypytywano o wszystko, łącznie z poglądami, religią i kontaktami rodzinnymi, na wariografie skończywszy. Dla każdego takie zachowanie stanowiłoby co najmniej podejrzliwość, jednak Kołodziej miał na uwadze rangę ambasady i to, że Czesi zawsze odznaczali się precyzją i dokładnością. Nie mogli przyjąć kogokolwiek, a nasz bohater na pewno taki nie był... dlatego pomyślnie przeszedł testy.
Obopólne przekonywanie się do siebie trwało blisko pół roku. Po tym czasie rzecznik ambasady wezwał Damiana na rozmowę w cztery oczy. Nie krył lekkiego zdziwienia lojalnością mężczyzny, żartobliwie komentując niemałe kłopoty Czech. Kołodziej, spełniając swą powinność, siłą rzeczy był przy wszystkich potknięciach, nierzadko odpowiednio je formując... by wyglądały lepiej niż w rzeczywistości. Oznaką zmartwień stały się jego włosy – siwiejące w wieku czterdziestu dwóch lat. Stąd wziął się pseudonim „Siwy”, który, pomimo próśb, wyciekł poza cztery ściany gabinetu.
Kolejne miesiące mijały na docieraniu przyjaźni, aż pewnego dnia rzecznik postanowił okazać swą ogromną wdzięczność, oferując wszelką pomoc w realizacji pragnień Damiana, a ten akurat miał jedno, które tak długo zaprzątało mu głowę. Propozycja czeskiego wysłannika była idealnie wymierzona w czasie, gdyż tłumacz nosił się z zamiarem prośby o przysługę, a tak mógł mieć ją „za darmo”. Kiedy wyjawił, co by go interesowało, spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem tejże kwestii. Okazało się, iż południowi sąsiedzi przebywający w Częstochowie już ponad dwa lata, nauczyli się naszego języka, jednak skazani byli na wieczną nudę po przyjściu do wynajmowanych domów. Wielogodzinne wpatrywanie się w pisma i późniejsze przysypianie na telenowelach zaczynało przekładać się na ich ponury, jakże polski stan. Dlatego też Konsulat bez żadnych problemów zaofiarował oddanie całego poziomu budynku, aby tylko Damian tłumaczył im te filmy, które wskażą pracownicy. Z czasem zaczęło przybywać chętnych do zaangażowania się w projekt. Na początku były to tylko osoby z ambasady, ale wkrótce zaczęto sprowadzać ludzi ogarniętych pasją podobną Kołodziejowi. Wśród nich znajdował się Adam Fibak, choć tak naprawdę łączył on obydwa światy – wizjonerski, myślący głównie o translacji fantasy oraz wpływowy – będąc synem jednego z ważniejszych członków Konsulatu.
Może to banalne, ale pierwsze spotkanie mężczyzn nie wyglądało źle, zważywszy na krótki staż znajomości. Dogadywali się nawet dobrze, a gdy w skrajnych przypadkach pojawiały się spory, jedna strona zawsze potrafiła dostrzec, kiedy argumenty drugiego są bardziej rozsądne. Damian nie zauważył, kiedy szybko wskoczył na fotel prezesa. Oczywiście jego działalność umownie dotyczyła wyłącznie przepisywania, dokonywania kopii ważnych dokumentów i ich tłumaczenia, podczas gdy odtwórcza praca wrzała pod zupełnie inną formą. Rozrost był ogromny – filmy science fiction, horrory, seriale, westerny, komedie, dramaty, fantasy, kryminały, dreszczowce... ogrom różnorodnych rodzajów mógł przerażać, ale i rąk, a raczej palców do pomocy wciąż przybywało.
Kołodziej, studiując filmoznawstwo, po krótkiej rozmowie orientował się, jaki gatunek przypasować do konkretnej osoby, dlatego od razu, pomimo protestów Adama, wiedział, że fantasy, owszem, to coś, co kręci mężczyznę, ale nie na tyle, by został w tym na dłużej. Nie trzeba było długich poszukiwań, aby trafić w złoty środek.  Manga i anime pochłonęły Fibaka w całości. Od razu widać było po nim zmianę, kiedy przychodził do pracy. Wręcz wyrywał się z nowymi pomysłami, wkrótce otrzymując mały, specjalnie wydzielony pokoik na trzy komputery.
Z czasem zaczynało okazywać się, że Adam nie podoła aż tak wielkiemu rynkowi japońskich nowości podbijających nie tylko Azję. Nie owijając – najlepiej byłoby, gdyby znalazła się chociaż jeszcze jedna osoba.
Dwudziestotrzyletni student medycyny zobowiązał się do przyprowadzenia swojego najlepszego przyjaciela. Obydwoje, choć ich kierunki dalekie były od polonistyki, uważali, że na tyle wymęczono ich w liceum, iż gramatyka nie stanowi większej przeszkody, a języków obcych można uczyć się przez całe życie.
Tym sposobem skromne grono pokoju numer dwa przyjęło do swych ścian kolejnego lokatora, Darka Kubiaka. Brzmi znajomo, prawda? Tak, brat Mikołaja nie mieszkał już wtedy z rodzicami – z wiadomych i nieprzyjemnych mu przyczyn, dlatego każda forma pracy i zarobku była mu w istocie potrzebna, aby mógł opłacić comiesięczny czynsz. Przysyłane od matki pieniądze odsyłał, nie chcąc dawać ojcu powodów do sprzeczek. Zasada braku tajemnic zostałaby złamana przez kobietę, której zawsze przychyliłby nieba, ale nie potrafiąc wyrzucić z pamięci sceny, podczas której przyznał się do swej orientacji, wolał nie kusić losu. Być może matka początkowo poczuła się urażona (choć szczerze w to wątpił), lecz przynajmniej on miał czyste sumienie.
Studiowanie, jeżeli nie wspierają rodzice, to w rzeczy samej ciężki kawałek chleba. Jakikolwiek zastrzyk gotówki to jak oaza na pustyni, a jeżeli ostrożnie i z głową korzysta się z jej zasobów, można wyjść na prostą. Kiedy zaś prócz kilkugodzinnych zajęć nie ma się niczego na głowie, bezczynność zaczyna przygnębiać. Darek poświęcił życie temu, co zaczął kochać, dzieląc dzień na uczelnię i zawód. Przeważnie jego organizacja planu akademickiego kończyła się w porze kolacji, czyli około godziny dwudziestej, jednak – jak dobrze poradził mu Adam, zamiast programu dziennego wybrał zaoczny, tym samym ucząc się w weekendy. Dlatego praca nie kolidowała z przygotowywaniem referatów, czy tkwieniem z nosem w książkach biologicznych. Dzięki temu w dni robocze mógł podzielić obowiązki nie tylko na translacje, ale i przesiadywanie przy kasie w kinie, które zaczynał od dziewiątej. Po pięciu godzinach często nie potrafił odkleić firmowego uśmiechu przykładnego pracownika. Pocieszająca była dosyć wysoka, jak na Częstochowę, stawka płacy, jaka wynagradzała wszelkie wątpliwości, czy czasem nie rzucić tego w cholerę.
Adam, podobnie jak Darek, uczęszczał do tego samego budynku Akademii imienia Jana Długosza. Fizyka medyczna odstraszała nazwą, ale takich profesorów, jakich miała jego grupa, życzyłby wszystkich studentom. Oni nie bali się, że nieroztropna młodzież popsuje specjalistyczne (i horrendalnie drogie) sprzęty. Praktyka była dla nich najważniejsza, bo bez niej nie zamierzali pozwolić na to, aby ich wychowanek pokpił się na stażu tylko dlatego, że „oni wykładają wiedzę, a pracodawcy przekształcają ją w doświadczenie”.
Fibak doskonale uzupełniał się z przyjacielem. On sam był raczej otwartym na znajomości chłopakiem, czego nie można powiedzieć o Darku. Ileż musiał się nagimnastykować, aby przekonać go do siebie! Znał go co prawda jeszcze przed przykrą sytuacją w domu, ale nie przypominał sobie, by Kubiak zmienił zachowanie. Zawsze należał do stojących z boku, twardo trzymających się myśli – jeżeli ktoś przechodzi obok, ma ważniejsze sprawy, a jeżeli zaczepia, to najwyraźniej się nudzi, albo chce dostać w zęby. Podczas pierwszej rozmowy Adam co prawda nie został poszatkowany, ale spotkał się z tak negatywną stroną Darka, iż każdy na jego miejscu dałby spokój... Czesi mają w sobie tę ikrę do drążenia tematu, póki nie zostanie rozpracowany wzdłuż i w szerz, nie narzekając na napotkane trudności. Chyba to zaimponowało Kubiakowi. Kiedy powoli zaczął przyzwyczajać się do wszechobecnego rzepa w postaci Fibaka, po mieście potoczyła się wieść o jego orientacji. Kto go nakrył? Ba, nakrył. Kto miał czelność pchać się w Internet z jego nickiem w pasku Googli? Czyżby nie dość dyskretnie zamykał forum – jego jedyne źródło wiedzy? Uczelnia nie wrzała – ona uciążliwie bzyczała jak natrętna mucha. Chłopak musiał podjąć szybką decyzję – wolał, aby rodzice dowiedzieli się od niego, a nie uczynnych córek sąsiadek. Niestety nie spodziewał się aż tak negatywnej reakcji ze strony ojca... Przez głupią ciekawość ludzi zostały mu odebrane dom, rodzina i chęć do zaufania. Sam nie wiedział, dlaczego najbardziej bolał go fakt utraty przyjaciela... Lubił wysłuchiwać nowinek medycznych... Lubił Adama, choć do tego nigdy by się nie przyznał, nie wtedy. Jednak gdy Fibakowi ani w głowie było odczepienie się od przyjaznego „ogona”, Darek wybuchnął.
- Nie czuj się w obowiązku trzymania się u mojego boku. Już i tak wystarczająco wytrzymałeś. Narazisz się na...
- Martwisz się o mnie? – piękny, lekki uśmiech mówił wszystko. – Ja umiem patrzeć... Oh, Ziuta.
Wpatrujący się w niego Darek dłuższą chwilę analizował te słowa. Nie był filozofem, aby prowadzić głębokie przemyślenia, toteż wkrótce wpadł na to, co było sednem wypowiedzi. Oni naprawdę doskonale się rozumieli... ulepiono ich z tej samej gliny.
Jedynym komentarzem ze strony Kubiaka było nosowe prychnięcie, cień uśmiechu przemykający po wiecznie poziomych ustach i tylko jedno zdanie.
- Mówiłem ci, żebyś tak do mnie nie mówił.
Ziuta przekształciła się w Ziutka – pomysł był dobry, bo pseudonim utrwalił się w tłumaczeniach chłopaka. Poza tym osoba z piosenki, którą autor opisuje słowami:„Urodę świnki Piggy masz, wagą przewyższasz nawet ją” ni w ząb pasowała do szczupłego i dosyć przystojnego chłopaka. Niemniej Adam nie potrafił powstrzymywać się przed rozruszaniem gburowatego przyjaciela, wytykając mu czerwoną gwiazdę na policzku. Jak ją tłumaczył? Super Świnka umiała latać, a Darek błądzi w przestworzach astronomii.
Jeżeli mowa o tłumaczeniach, dwuosobowa ekipa potrzebowała nazwy. Oczywiście można by ją stworzyć, mając tylko Darka i Adama, ale nawet ten pierwszy, choć nie lubił zmian, zgadzał się, co do konieczności przyjęcia trzeciego członka drużyny. Dzięki temu dział anime zyskałby większą rzeszę fanów, jednocześnie będąc „ojcem” lawiny kolejnych grup, które zaangażowałyby się w pomoc. Oni mogli robić wiele ,ale animacji przybywało. Pewnie w Polsce istniały kluby parające się tą pracą, lecz na pierwszy rzut oka nie podejrzewany o to Darek, doskonale orientował się w nowinkach wydawniczych i wiedział, że przekładów z naszego kraju jest delikatnie mówiąc – niewiele. Gdy Adam opowiadał mu przez telefon, w jak łatwy sposób ich szeregi zasiedli nowy i przede wszystkim kompetentny członek, poczuł ulgę. Fibak był niekiedy bardzo upierdliwy, jeżeli chodziło o wybór kandydata, dlatego, skoro zdecydował się na kogoś w tempie ekspresowym, osoba ta musiała mu czymś zaimponować. Kubiak szanował decyzje przyjaciela. Jeszcze nigdy się na nich nie zawiódł, a mężczyźnie, mimo iż nie przyznawał tego otwarcie, ufał bezgranicznie.
Zatem czemu jego pierwsza reakcja po zobaczeniu „Nowego” była aż tak nasączona niechęcią?
Akemi (23:59)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz