niedziela, 4 listopada 2012

20. Translate it to me…


2 Październik 2012

Witam Was Elfiaczki! Szalejemy. xD Znów się wymieściłam, a nawet mam trochę rozdziału do przodu. No ale czas na…:


OGŁOSZENIA PARAFIALNENadszedł październik, a z nim studia i przykry obowiązek siedzenia na uczelni. Wiecie, nawet zostawiłabym dodawanie rozdziału na wtorki, gdyby nie to, że mam 3/4 godzinne okienka (czasami podwójne) i choć mam 3 zajęcia, to wychodzę późno. Dlatego, niestety zmuszona jestem zmuszona ustalić nowy dzień. Obecnie jest to ogólnie pojmowany weekend, czyli sobota lub niedziela – zależy, jak będę miała dostęp do komputera. W tym tygodniu (tak, tak, Elfiątka) rozdział zapowiadam na sobotę. ;P Będziecie mieli 2 rozdziały w jednym tygodniu. Nawet dobrze się złożyło, bo dziś mamy… jakby część pierwszą pewnego wydarzenia. Swoją drogą planowane zakończenie opowiadania na za 6 odcinków poszło się paść… chyba będzie więcej, ale zależy… Och, zobaczymy.


Odpowiedzi:Willowy – Dwa tygodnie bez komputera to masakra, masz rację. xD Hehe, pamiętam, jak spaliło mi komputer przed zakończeniem roku… Na szczęście wszystkie projekty miałam na laptopie brata, bo inaczej miałabym problem. Mikołaj już wkrótce zobaczy Adama, ale póki co wzięłam się za Damiana i Lucasa… Kurcze, dawno już nie zżyłam się ze wszystkimi bohaterami tak równo… równie mocno. xD Nawet taki drugoplanowy Damian musiał zagościć na dłużej!


Star1012 – Hie, hie, wiesz… ten numer z kartką był akurat nieco na faktach, bo sama tak zrobiłam. xDD Tylko niestety na marzeniach się skończyło, bo ten mój książę wyjechał do Poznania. Rodzice Darka jeszcze będą mieli okazję poznać Radka… i może go usłyszeć… haha xD Trochę odwlekłam (znów…) spotkanie Mikołaja i Adama, ale ten rozdział obecny był mi jakoś… potrzebny. Dużo myślałam o Pizzerze… pamiętasz? Ten chłopak z rozdziału, gdy Damian przyjechał do Lucasa po raz pierwszy. xD


Kinmakur - Wyjaśniłam Ci w komentarzu… a, napiszę i tutaj: „Ahahaha xD Po pierwsze – gratuluję. ;3 Po drugie – Adam wspominał o chłopaku z jego młodości, którego poznał w Warszawie – ten chłopak miał długie, czarne włosy… A Mikołaj wcześniej mieszkał z stolicy, i włosy też ma długie i tak właśnie się stało, że Adamowi chodziło o Mikołaja. xD” I jak te zawody? Bo kciuki trzymałam. ;3


Yukine – Uuu, postaram się zrobić to w miarę szybko. xD Mam mniej więcej zarys… jakiś. Za jakieś 2 notki (albo już w następnej) coś będzie. xD Radzio musi się rumienić, żeby zauroczyć mamę Darka. xD A wiadomo, że jeżeli przekupi się teściową… to ona już z mężem sobie poradzi. xD


Basia - Sylwester dla Darka i Mikołaja będzie… owocny xD A pomyśleć, że od początku planowałam, że ich połączę właśnie wtedy, a nie wcześniej… Hehe, gdy tak patrzę w swoje notatki, to mam ochotę złapać się za głowę, ile zostało zmienione od tego czasu. xD Adaś i Michał spotkają się na… (urodzinach u Radka). xD To znaczy… przyjdą razem, hehe. xD Nawet będą mieli wspólny prezent. ;> Kurcze… a jego zdjęcie (prezentu) mam już od 2 miesięcy… ja nie mogę. xD


Zielona StrefaA wrrr. Czy Wasz plan też jest tak niezdrowo kopnięty? W środę mam: Zajęcia, 4 godziny wolnego, zajęcia, 3 godziny wolnego, zajęcia… do 20:15 O_O Od 8 do 20:15…
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i za cierpliwość przy błędach oraz Onecie… Piątki mam wolne (wow), więc wykorzystam je na przenosiny. Powolutku dobrniemy (ile ja to już powtarzam… _-_)


Serdecznie polecam blog Katsumi, która przeniosła się z Onetu na portal podobny do forum: KATSUMIWiecie, co? Jestem ciekawa waszych imion xD

-------------------------------------------------------------------------------------------------



Czwartek dla Lucasa oznaczał nie tylko zajęcia od południa do ósmej wieczorem, ale i okienko między godzinami pracy, które zapełnił sobie konsultacjami dla studentów. Nie chciało mu się podwójnie kursować, dlatego już wolał wykończyć się psychicznie w ciągu całego dnia niż rozbijać to na dwa, czy trzy. Odkąd tutaj pracował, zdarzyło mu się już przyjmować wielu delikwentów, którzy wszelkie niezaliczone kartkówki, czy nieobecności decydowało się odrobić dopiero kilka tygodni przed zakończeniem sesji. To dopiero był pogrom, gdy pod drzwiami małego gabinetu koczowała kolejka ciągnąca się aż na schody. Całe szczęście nie był uległy a stanowczy, więc kończył konsultacje równo z wyznaczoną godziną. Owszem, lubił tych wariatów, ale nie mógł zaniedbywać obowiązków profesora. Zresztą… ile razy powtarzał, by pracować cały rok i wszystko załatwiać w terminie?
- Nigdy się nie nauczycie. Czy ja mam to wypisać na waszych czołach, abyście co rano, patrząc w lustro, przypominali sobie o tak prostych czynnościach? – Starał się zachowywać powagę, patrząc ca szczerzące się do niego twarze. Cholera, że też na początku pozwolił im na więcej luzu…Starsze roczniki dobrze go znały, przez co wchodząc do męskich toalet, czy też chodząc po korytarzu słyszał obecne roczniki, które wymieniały między sobą zasłyszane o nim informacje, które jakoś zawsze zamykały się w kole „luźny, bo młody, młody, więc nas rozumie, dlatego będzie luźny”. I teraz za to płacił. Na szczęście niedługo święta. Będzie mógł naładować baterię. Na samą myśl o wspólnych chwilach z Damianem uśmiechnął się, czym zaskoczył studentów wpatrujących się w niego w ciszy. Aby zamaskować rozanielone spojrzenie skupił je na zegarku. – No, kochani, wychodzimy. – Zerknął na nich spod grzywki, słysząc przeciągły i zbyt głośny jęk. – Może się wreszcie nauczycie przychodzić wcześniej. No już! – ponaglał ich, zbierając wiszącą na krześle marynarkę. – Mam jeszcze zajęcia, więc nie męczcie waszego ulubionego profesora, bo w innym wypadku polubi was za bardzo i z tej radości zostawi rok dłużej. – I tak by tego nie zrobił, ale postraszyć ich może… A to, że oni i tak odbiorą wszystko jako żart, to już inna sprawa. Zresztą było mu troszkę spieszno także z jeszcze jednego powodu. W końcu nie zawsze dostaje się wiadomość od Damiana o treści: „Odbiorę cię dzisiaj z pracy”. – No, dalej. – Wyciągnął klucze z lewej kieszeni spodni, chwytając za klamkę. Zdecydowanie musi przystopować z okazywaniem ekscytacji, bo Kołodziej jeszcze pomyśli, że to jego sprawka. Niewiele by się pomylił, ale jemu lepiej nie folgować zbyt często. Już raz się  tym przekonał.
- Panie profesorze…
Głos jednego z wysokich studentów przebił się przez gwar oddalającej się na schody grupki. Kto wpadł na tak genialny pomysł, aby gabinet Winiarskiego umieścić na drugim piętrze, kiedy on uczył przecież na czwartym? I czego jeszcze chce ten chłopak?
- Słucham? Masz jeszcze jakieś pytania odnośnie materiału? – Zamykając drzwi od zewnątrz nie mógł na niego spojrzeć, jednak gdy się odwrócił, ujrzał nad jego ramieniem dobrze znanego mu osobnika. Ale co Damian robił tu o tej porze? Przecież wiedział, o której ma przyjść.
- Tak… Właściwie to nie… jak jakby… To osobiste.
Wzrok Lucasa przeniósł się na wyjątkowo nieśmiałego studenta. Z drugiej strony, jeśli był taki wstydliwy, to jak znalazł odwagę, by osobiście do niego podejść. Ech, nigdy nie zrozumie się postępowań niektórych ludzi. Profesor go lubił, choć niejednokrotnie powtarzał, że wybiórcze uczęszczanie na zajęcia nikomu jeszcze niczego dobrego nie przyniosło. A chłopak miał jeszcze pecha od losu, bo zawsze, gdy Lucas posyłał listę, aby studenci zapisali swoją obecność, jego nie było… 
- Sebastian… Spokojnie. Wiesz, że cię wysłucham, tylko proszę, pospiesz się. – Uśmiechnął się do niego dobrotliwie, wpatrując w stalowe, ale ciepłe tęczówki chłopaka. Trochę przypominał mu Mikołaja, kiedy przeprowadzał z nim pierwszą rozmowę. Teraz było nieco inaczej. Stał się bardziej otwarty… zwłaszcza na liczne pieszczoty. 
 - Ładnie pan wygląda, kiedy się uśmiecha. 
Nagły komplement spłoszył i jednocześnie wprawił Winiarskiego w stan czujności. Jeżeli ktoś zwraca się z takimi słowami do swojego nauczyciela, musi to oznaczać tylko jedno i trzeba jak najszybciej wyperswadować tej osobie kolejne kroki. Lucas pierwszy raz spotykał się z tego typu sprawą, toteż nie za bardzo wiedział, jak do niej podejść. Nie chciał zrazić do siebie chłopaka, ale jakby nie patrzeć miał już swojego mężczyznę, którego nie zamieniłby na innego, nawet, jeśli stojący przed nim dwudziestojednolatek był o połowę młodszy i pewnie o wiele wierniejszy… Bynajmniej porównując te dwa okresy wieku u obydwu. Mimo tego Damian był bezkonkurencyjny. Na pewno dużo przyjemniej było tarmosić jego ciemne włosy naznaczone kilkoma kosmykami siwizny niż skręcane jak u baranka platynowe sprężynki.
Ta chwila zawahania wystarczyła blondynowi, aby zrobić to, o czym od tak dawna marzył. To, że Lucas na moment spuścił z niego wzrok, co tylko przyspieszyło nieuniknione.
Mina Damiana musiała być wyjątkowo wściekła, gdy przed jego oczami rozegrało się to, co sam nie raz fundował Lucasowi. I teraz nie był pewien, czy piekielnie wnerwia go fakt, jak się czuje, czy raczej to, że JEGO facet całuje jakiegoś szczyla. Nie, poprawka – to on przyssał się do Winiarskiego bez żadnej zgody. Od razu widać było, że Lucasowi się to w żadnym stopniu nie podoba, ale chłopak nie ustępował, przygważdżając go do drzwi za nimi. Co zatem mógł zrobić Damian? Tylko jedno.
Po mało uczęszczanym korytarzy rozniosło się ciche sapanie zastąpione najpierw przytłumionym, a potem głośniejszym hukiem. Kołodziej miał o tyle większą przewagą, bo Sebastian nie spodziewał się, że ktoś obserwuje, dlatego mężczyzna sprawnie wyszarpnął go z pola dotyku Lucasa. Następne ruchy ograniczyły się do jednego, ale za to silnego uderzenia prosto w szczękę, które zwaliło blondyna z nóg. Chłopak złapał się za bolące miejsce, zadzierając głowę do góry. Przestraszył go nagły atak, ale stojący nad nim mężczyzna, który na dodatek pochylił się w jego stronę z wysuniętym palcem, który wbił w jego klatkę piersiową, zdecydowanie w nią pukając.
- Rodzice cię nie nauczyli, że nie wpieprza się innym do związku? – Cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy z przestraszonym już nie na żarty chłopakiem. Miał gdzieś to, że Lucas mógł mieć przez to problemy. Niech się cieszy, że nie zrzucił idioty ze schodów. A propos idioty. Spojrzenie soczystej zieleni przeniosło się na wmurowanego w szoku Winiarskiego. O tak, jego też nie może pominąć. Powoli zaczął się do niego zbliżać, mając w głowie kompletną pustkę. Był tak cholernie wściekły! – Porozmawiamy w domu – wisząca w powietrzu groźba została wręcz wysyczana w kierunku Lucasa. Damian nie chciał żadnych wyjaśnień. Oczekiwał ich w domu, a teraz po prostu odwrócił się i odszedł, zostawiając kochanka i zadurzonego w nim studenta. Wątpił, aby ten drugi znów chciał spróbować szczęścia, zwłaszcza, że zanim znalazł się na ostatnim schodu chłopak przebiegł obok niego, niknąc w jakimś korytarzu.

***
Półtorej godziny później
Lucas

Jeszcze nigdy aż tak znacząco nie spóźniłem się na zajęcia, a potem całkowicie je spartaczyłem, nie potrafiąc się na nich skupić. Dobrze, że były ostatnimi.
Wciąż dręczyła mnie niedawna sytuacja z Sebastianem. Przeprosiłem go za zachowanie Damiana i poprosiłem o to, by został godzinę, ale on uciekł, nie dając mi odpowiedzi. Prawdę powiedziawszy nie mam pewności, czy Kołodziej nadal na mnie czeka. Może i tak, ale jak czasami coś sobie ubzdura… Nieważne. Zaraz będę się mógł o tym przekonać. 
Kiedy schodziłem w dół, odpowiadając na pozdrowienia ze strony mijających mnie woźnych, usłyszałem rozmowę dwójki mężczyzn. Jeden z głosów na pewno należał do mojego „ulubionego” kolegi z pracy, Szymona. Gość miał sześćdziesiątkę na karku, spore zakole ciągnące się od czoła i świńskie oczy. Dokładnie. Świńskie. Obleśne. Do tej pory nie wie, jak udało mu się uciec spod lepkich rąk tego człowieka. Hm, być może miało na wpływ wydarzenie sprzed trzech lat?
- Widziałem przecież, że cię całkowicie zbył i jeszcze nasłał tego swojego fagasa. – Tutaj nastąpiła chwila przerwy, którą wykorzystałem na ciche zakradnięcie się w stronę nieszczęsnego gabinetu. Z prawej kieszeni wyjąłem telefon i odnajdując w nim funkcję dyktafonu, włączyłem ją. – No chodź, nie wyrywaj się. Nie jestem taki stary, na jakiego wyglądam i na pewno dam ci o wiele więcej niż on.
- Nie… Ja już chyba pójdę. Ja… nie chcę!
- Przyszedłeś do mnie, więc zrobisz to, co mi się podoba!
W chwili, gdy dotarłem do rogu korytarza, zdołałem rozszyfrować drugi z głosów… Jasna cholera, w coś ty się wpakował kretynie! Niewiele myśląc wyszedłem im naprzeciw, patrząc na ręka staruszka zaciska się na ramieniu Sebastiana. Odchrząknąłem, tuszując dźwięk wyłączanego dyktafonu.
- Nie chcę przerywać przemiłej schadzki, ale ten chłopak jest ze mną umówiony. – Uśmiechnąłem się, widząc wyraz ulgi na twarzy studenta. – Panie Sebastianie, proszę zostawić nas na chwilę samych. – Nich obaj myślą, że jestem przypadkowym słuchaczem, który w ogóle nie wie, o co chodzi… Ta, dobre. Szymon już wie, co się święci i przekonałem go, co do tego, kiedy tylko usłyszałem kliknięcie zamykanych drzwi wyjściowych. Wtedy drastycznie zmieniłem nastawienie, machając trzymanym w ręce telefonem. – Już raz mówiłeś, że to nieporozumienie, którego nigdy nie powtórzysz. Uwierzyłem ci, bo Kryspin był wyuzdanym szczeniakiem. Jego można było osądzić o dobieranie się do każdego, ale tym razem nie ujdzie ci to na sucho. Wszystko nagrałem.
Zaskoczony profesor wystraszył się, jednak szybko to zatuszował.
- Oh tak? A Sebastian nie poleciał do ciebie, rzucając się jak wygłodniałe zwierzę? – Już nie był tym agresywnym mężczyzną, a pewną siebie hieną żerującą na młodych chłopcach. 
- Wybacz, ale to ja mam z nim zajęcia i wiem, jaki jest. Za to rektor z pewnością dowie się czegoś o tobie. – Miałem ochotę zdeptać mu ten jego niebieski kapelusik, z jakim nigdy się nie rozstawał. Na szczęście zrezygnowałem z tego, czym prędzej opuszczając mury Akademii. Jeszcze by mnie chciał zatrzymać i szantażować. O nie.
Rozejrzałem się dookoła i z ulgą ujrzałem siedzącego na ławce Sebastiana. 
- Chodź. Jedziemy do mnie. Tylko nie licz… sam wiesz, na co. – Rozmawianie na te tematy z osobą młodszą o trzynaście lat nie było szczytem moich wychowawczych marzeń. Poza tym, kiedy pomyślę, co mogłoby się stać, gdyby jednak nie przerwał Szymonowi, dosłownie zalewa mnie fala wściekłości. – No już! – Tym razem to ja złapałem go za przedramię. Chłopak w pierwszym odruchu chciał uciec, ale czy ze mną ktoś wygra, kiedy jestem zły? Razem skierowaliśmy się w stronę parkingu. Nie miałem zbyt wielkich nadziei na to, że Damian jednak został, ale wierzyłem w niego. Przypuszczam, że gdyby nawet wrócił do domu, szybko by to sobie przemyślał i po mnie przyjechał. 
Widziałem tylko trzy samochody, z czego jeden był nieco na uboczu i paliło się w nim światło. No tak, ruszyło go sumienie. Mimowolnie zaśmiałem się pod nosem, zmierzając ku czerwonej Hondzie*. Gdyby nie to, że siedział w niej Damian, a lampka rozświetlała mu twarz, nie wiedziałbym, czy Damian tu jest. W koło było już przecież ciemno.
Znalazłszy się przy tylnych drzwiach otworzyłem je, pakując do środka Sebastiana. 
- Co on to, kurwa, robi?
Teraz pozostała kwestia wyjaśnienia wszystkiego Kołodziejowi… Upewniłem się, że student nie będzie chciał uciec, po czym usiadłem na przednim siedzeniu. Zanim jednak było mi dane rozpocząć, uprzedził mnie chłopak, nawiązując do pytania Damiana.
- Też się nie prosiłem!
- Hej! – Musiałem to przerwać. – Jakoś nie potrafiłeś się obronić przed profesorem Szymonem, a teraz zgrywasz odważnego? – Znów byłem nabuzowany. Nie dość, że dzieciak pozwala sobie na całowanie mnie, to jeszcze pyskuje mojemu mężczyźnie. 
- Przepraszam – mruknął, chowając się w kąt między oknem a oparciem foteli. 
No ja myślę! Na szczęście ruszyliśmy, bo w innym wypadku chyba sam wyciągnąłbym Damiana za kołnierz, zajmując jego miejsce. On wiedział, a raczej znał historię starego profesora. Opowiedziałem mu ją przy okazji jedzenia pizzy, która przełamała nasze długie rozstanie. Musieliśmy sporo nadrobić, a jak się okazało, było tego wiele. Czułem się jak po najpełniejszej wersji spowiedzi. Nie tylko Kołodziej miał za uszami. Ja co prawda miałem w Stanach tylko jednego partnera, z którym spółkowałem coś koło pół roku, ale i tak każdego dnia wypominałem to sobie. Zdrada to zdrada, nawet, jeśli w odwecie za lata upokorzeń ze strony Damiana. Moi znajomi często wypominali mi, że to wina różnicy wieku między nami, ale ja inaczej na to patrzyłem. Nie zależało mi przecież na jego pieniądzach, bo kochałem go całym sercem… i nadal kocham jak wariat. Wiem, jak ciężko było mi przekonać jego siostrę do tego, że nie skrzywdzę jej cudownego braciszka. Ależ była zdziwiona, gdy pewnego pięknego dnia nakryła go z jakimś obcym facetem… Nie ze mną. Dopiero wówczas uwierzyła w moje prawdziwe uczucia… i najpewniej wrodzony masochizm. Masochizm… To przypomniało mi o Sebastianie.
- Czy ciebie już doszczętnie popieprzyło, kretynie? – Odwróciłem się na tyle, by widzieć jego twarz. – Gdyby nie ja, teraz wyłbyś z bólu, musząc znosić tego starego zboczeńca. I wiesz, co mam na myśli. – Sugestywne spojrzenie na jego krocze powinno mu uzmysłowić w co by się wpakował. – Nagrałem waszą rozmowę i to, jak się sprzeciwiasz i mam nadzieję – brzmiało to raczej jak oczywistość – że będziesz zeznawał, kiedy oskarżę go o nagabywanie. Nie ty jeden uległeś jego urokliwemu spojrzeniu dobrego dziadziusia. – Aż prychnąłem, poirytowany do granic możliwości. – Nawet nie chcę wiedzieć, jak doszło do tego, że znalazłeś się przed jego gabinetem. Kilka kroków i już by cię miał! Na dodat… A zresztą! – machnąłem ręką, widząc co dzieje się z chłopakiem. Wydawał się nieprzekonany tym, co mu wbijałem do głowy. Będę musiał zwerbować tego, który  trzy lata temu zdołał zrozumieć, co się do niego mówi. Szlag! To jakieś fatum? Mam ratować tyłki studentów zauroczonych podstarzałym profesorem? I to dosłownie… co jest przerażające. – Może on przemówi ci do rozumu – mruczałem pod nosem, na moment krzyżując spojrzenia z Damianem. 
- Zadzwoń do niego. I niech pamięta o podwójnym serze. 
Zdolność Damiana do prześwietlania moich myśli była coraz lepsza. W nagrodę za wyrozumiałość przejąłem na chwilę kontrolę nad jego ustami. Mogłem sobie na to pozwolić, jednak odrywanie go od drogi na dłuższą metę mogłoby skończyć się niekorzystnie. Z niechęcią pozwoliłem plecom na ponowne oparcie się w fotelu. Gdyby nie te pasy wbijające się w żebra może mógłby jeszcze kilka sekund kosztować miętowych warg. No tak, Damian na pewno palił, a z racji tego, że nienawidzę czuć tych mocnych fajek bez filtra,  musiał kupić gumę albo landryny. 
Nagle rozdzwoniła się moja komórka. Pospiesznie podwinąłem poły krótkiego, czarnego płaszcza, który odebrałem w szatni tuz przed nieszczęsnym zdarzeniem, wyjmując telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłem imię i nazwisko osoby, o której przed myślałem. Odczekałem moment, po czym nacisnąłem zieloną słuchawkę
- Cześć, złośliwcze. Przyznaj się, że mnie obgadujesz, bo piecze mnie ucho i mam czkaw… yyp… czkawkę.
Jak zawsze bezpośredni.
- Dziś przyznam ci rację – westchnąłem cicho. Pora przejść do meritum. – Słuchaj, jesteś jeszcze w pracy?
- No… za jakieś pół godziny kończę, a co?
- To się świetnie składa. Szef ma do ciebie zaufanie, więc jeżeli jutro oddasz mu pieniądze za złożone dziś zamówienie, nie będzie miał obiekcji. – Potwierdzające mruknięcie od razu poprawiło mu humor. – Przyjedź do nas. Będziesz musiał pomóc z jednym, niesfornym studentem.
W słuchawce rozbrzmiał głośny śmiech. I dlaczego mu tak wesoło?
- Szykujecie orgię, czy co? Damian zażyczył sobie młodzika z serkiem na ciele, czy co?
- Paskuda z ciebie. – Oho, już wyobrażam sobie limo Kołodzieja, gdyby były mu w głowie takie wizje z kimś innym niż ze mną w roli głównej. – Nie, Kryspin. Mamy powtórkę sprzed trzech lat ze słodkim i naiwnym dzieciakiem w tle. – Chłopak za mną poruszył się niespokojnie. Może zaczął powoli analizować całą sytuację? Rozumiem, że zawód miłosny trzeba jakoś przeżyć i powoli szukać kogoś, kogo pokochamy na zabój, ale żeby szukać tego u Szymona? Nie mogłem powstrzymać dreszczy obrzydzenia. – Przyjedziesz? – zapytałem po chwili milczenia.
- Już do was jadę.
To będzie krótka pogadanka. Jak znam Kryspina, postara mu się to bardzo łopatologiczne wytłumaczyć. Tylko on tak potrafi. Ja jestem zwykłym nauczycielem wykładającym teorię filozofii… i dlatego czasami ponosi mnie mój zawód.

Akemi (00:12)

1 komentarz:

  1. Cóż za gej maraton nam się tutaj zrobił xd Gdzie nie spojrzysz geje, no ale to tak jak u mnie ;p Nie czepiam się broń cię panie boże xd
    Kryspin, to pewnie takie ziółko co mi się spodoba, tu pewnie nawet nie będzie dyskusji. Profesor Szymon, no ktoś musi dostać rolę czarnego charakteru, sorry bro! A na serio, to mam nadzieję, że coś mu zrobią żeby już więcej nie męczył biednych studentów. Chociaż po trosze Sebastian (o ile dobrze pamiętam) sam jest sobie winien. Z tego co przeczytałam to chłop jaką dąb, a nie potrafi staremu profesorowi powiedzieć nie. Nie dziwię się Lucasowi, że wstrząsnęły nim dreszcze obrzydzenia. Na samą myśl, mi także robi się niedobrze xd Lecę czytać dalej xd adje :*

    OdpowiedzUsuń