piątek, 2 listopada 2012

2. Translate it to me...

16 kwietnia 2012

Witam moje kochane Elfiątka! Onet nam chyba nie robi już psikusów, więc mam nadzieję, że przeczytacie rozdział i skomentujecie bez problemów.

Dzisiaj krótko, zwięźle i na temat - rozdział kiepski... aż tak słabego nie było. Nie mogłam się skupić... męczę go dwa dni --' Działa tak na mnie zbliżająca się przerwa majowa i myśl "niech już to nadejdzie!". xD

Odpowiedzi:

Willowy - Cieszę się, że akcja w Polsce przypadła do gustu. xD Ja osobiście dowiem się trochę o mieście, ale większe informacje będę zamieszcza teraz... potem skupię się raczej na wsi, budynku, w którym przebywać będą chłopcy i... drodze do domu Mikołaja. ;P


Fusia ^^ - Mruu ;3 Haha - S&M tylko z Tobą xD Oooj, z Orionka będziesz dumna. W końcu ładny się z niego seme zrobił. xD Darka pokochasz... w dalszych odcinkach. Na razie nie umiem wyjść z takiej... częstochowskiej marności nad marnościami. xD Skupiam się na otoczeniu, a nie na postaciach, ale przez to muszę przebrnąć. Mikołaj bał się, że znowu straci rodzinę... a na to nie mógł sobie pozwolić. Komentarz jest długi, co Ty gadasz. xD Weny, weny pragnę jak wody! xD

 

Yaoistka^^ - ;3 Problematyka miasta to brak przejezdnych ulic. xD Dyngus był w miarę suchy, ale baaardzo perfumowaty... aż dostałam alergii, pochorowałam się i jednocześnie leczyłam katar i uczulenie. xD

 

Vampirka_15 - Nie, nie, teraz historia będzie przedstawiana z perspektywy narratora. Jedynym opowiadającym w pierwszej osobie będzie Mikołaj, ale on pojawi się znów na końcu historii (jako opowiadacz, bo w historii oczywiście wystąpi niedługo xD). Mikołaj ma 30 lat, ale opisuje wydarzenia sprzed lat dziesięciu, więc wtedy miał 20. ;P Rozdziały są jak zawsze - w niedziele.

Star1012 - Dzisiaj lekko nakreśliłam trójkę bohaterów... i "naszkicowałam" czwartą. ;P Jeżeli chodzi o tytuł... "Przetłumacz" to nie do końca to, o co mi chodzi. Hmm... Przetłumacz - w sensie napisów, ale wytłumacz mi to - jako zwrot, "wytłumacz, jak mogło do tego dojść, że cię kocham". No xD

 

Akasha - Hahaha, niestety, styl musiałam zmienić. xD Też mi się podobał - w sumie wszystko by mi się podobało, gdybym porównywała go z obecnym ;/ Ba, ja niecierpliwie czekam na link do twojego bloga! xD

 

Neko - O tak, bardzo mi pomogłaś z tym pomysłem. Gdyby nie to, nie miałabym zakończenia tamtej historii. xD Wena mnie ewidentnie opuściła. Taa, chyba poszła chlać, bo niedługo Juwenalia --' 


Kinmakur - Nie wiem, czy odczytałeś moją wiadomość pod twoim komentarzem. xD W takim razie ponawiam ją: Odświeżaj strony. Teraz Onet chyba nie szaleje, ale zaręczam, że blog Kirhan nie został usunięty. Portal miał problemy techniczne ;)

 

Kohaku - O niee, miasto będzie odgrywało sporą rolę. Nie w tym rozdziale, bo jestem jak dętka bez powietrza, ale postaram się zabrać za lepsze opisy. ;P No wieeessz? Jak Twój blog miałby mi nie przypaść do gustu?! Jest o sztuce, no! Wskoczę do niego najszybciej jak się da i jak tylko dodam rozdział, zaraz zapiszę sobie adres w linkach! 


Koshiyo - Chyba już naprawiono szkody, bo na 15 okienek, żadne nie pokazało "nie ma takiego bloga" xD Co do obrazków - w google wpisuje "Feimo", albo "Heise" xD Cezary Głogowski. xD Hahaha, czasami idzie wpasować się w kogoś, albo w nazwę miasta xD Czekam na Czekon - miał się odbyć w tym roku... przydałoby się, bo od 2004 Częstochowa nie miała konwentu ;/ Prezent... hmmm. postaram się o ładny rozdział ;3

Danio - vel Silver... i chyba Earthquake xD  nie, PMM kończy się happy endem z Michaelem i Luckiem na końcu... e... brakuje mi ich @.@ Nowe opowiadanie umieszczone jest w Polsce, ma tylu bohaterów, ilu widać na obrazkach... i jest o tłumaczeniu napisów do anime xD


Zielona Strefa

We wtorek proszę trzymać za mnie kciuki - mam 2 kolokwia z angielskiego ;/


Przepraszam za błędy... nie mam sił na poprawianie. Wspomóżcie duchowo - piszę recenzję z wystawy... na jutrzejsze zajęcia. xD

Rozdział dodał się już po północy, więc mamy 16.04... i moje imieniny xD

Rozdział dedykuję rodzicom z okazji ich 35. rocznicy ślubu, chrzestnemu - z okazji urodzin i Wam - bo jesteście ;3

--------------------------------------------------------------------------------------------------




Praca dziennikarza nie jest zawodem wysoko opłacalnym. Jeszcze dwadzieścia lat temu zarobki znacznie przewyższały średnią krajową, teraz będąc poniżej jej. Ponadto przyjmowanie ludzi nie polegało na desperacji zapełnienia luki po tych, którzy odeszli, lecz wybieraniu spośród wielu, aby ostatecznie zostali najlepsi.
Częstochowa nie jest miastem odosobnionym w tej kwestii, jednak to z niej wybili się znani publicyści, redaktorzy, m.in. Marek Przybylik, Jan Nepomucen Janowski, czy komentator sportowy Marek Magiera.
Spośród podanych dziedzin niestety nie została wymieniona ta, którą zajmują się bohaterowie opowiadania.
Tłumacz napisów filmowych.
Zawód pochłaniający czas, pogarszający wzrok i nie zapewniający utrzymania. Dodatkowo osoby pobierające suby nie zawsze okazują swoją wdzięczność, częściej bardzo dokładnie śledząc tekst, aby wytknąć chociażby jedną kropkę, o której jakimś cudem zdołało się zapomnieć.
Kto chciałby działać pod presją szefa, innych działów konkurujących z daną grupą i wiecznym zmęczeniem? Chyba tylko masochista... a takich wielu – na przykład trio naszych chłopców.
Jeden z nich swój dzień rozpoczynał o ósmej. Dużą część czasu poświęcał długim, jasnym pasmom włosów, splatając je w warkocz. Choć robił tak codziennie, jego fryzura nigdy nie przetrwała dłużej niż pięć minut, jakby mężczyzna nie pamiętał swych napadów złości, kiedy wychodząc z domu zatrzymywał się gwałtownie z powodu przytrzaśniętych kosmyków zwisających pod drugiej stronie drzwi. Ostatecznie zawsze decydował się na ich rozpuszczenie.
To nie był jednak jego jedyny problem.
Będąc pełnokrwistym Japończykiem nie raz naraził się na nietaktowne przytyki, czy wręcz niesmaczne komentarze. Gdyby miał chociaż czarne włosy... Natura nawaliła na całej linii, przyciemniając brwi, a rozjaśniając proste jak struna pasma kończące się przed pośladkami. W Polsce mieszkał od pięciu lat, a jego znajomość języka zaskakiwała „przyjacielskich” przechodniów sądzących zapewne, że ich ofiara nie rozumie kierowanych ku niemu epitetów. Zawsze wtedy prostował nazywanie go „Żółtkiem”, tłumacząc, iż w żadnym wypadku nie jest chory na żółtaczkę.
Trzecim, lecz chyba ostatnim powodem, dla którego czym prędzej powinien opuścić miasto Jasnej Góry było oskarżenie go o celowe wabienie mężczyzn. Czym? Swoją urodą, oczywiście.
Trzeba przyznać, że Azjaci nierzadko są do siebie podobni, a Radek odcinał się od nich całkowicie. Chyba bardziej się nie dało.
Drogę do pracy pokonywał na rowerze, unikając tym samym korków i długich objazdów. W końcu zbliżała się zima, święta, a robotnicy nie mogli wówczas liczyć na nawał zleceń, toteż przeciągali naprawy lub wykonywali je niedokładnie. Dlaczego? By niedługo wrócić, tłumacząc się złymi materiałami, albo zwalając winę na nieostrożnych kierowców. Jakoś trzeba sobie radzić.
Radek nie narzekał. Dzięki trasie rowerowej miał niezwykłe rozeznanie w terenie. W nazwach ulic orientował się lepiej niż niejeden częstochowianin.
Cieszył się, kiedy po przyjeździe do miasta od razu znalazł mieszkanie. Nie było zbyt drogie, ani oddalone od centrum, choć małe. Mimo tego bez problemu mieściła się w nim samotna osoba.
Ciemna kamienica przy Nowowiejskiego wyróżniała się wielkością, wystając ponad innymi. Gdy się z niej wychodziło, przyjemną ciszę zastępował jazgot klaksonów, uliczny gwar i spieszące się na lekcje dzieci. Zgraje nastolatków uczęszczających do znajdującego się nieopodal liceum imienia Mikołaja Kopernika szturmem okupowały ławki, schody, albo po prostu szwendały się bez celu podczas przerwy.
Przejeżdżający tamtędy Radek zauważył niedawno drobną zmianę w zachowaniu uczniów, którzy od początku roku szkolnego nagle zniknęli z widoku. Ciekawił go powód dziwacznej odmiany, ale nigdy nie miał śmiałości, by to sprawdzić. Uznał, że pora roku nie sprzyjała schadzkom i sprawę porzucił. Jeszcze ktoś mógłby posądzić go o nieczyste intencje.
Pozostało mu cieszenie się z bardziej przejezdnej trasy i braku głośnych przekleństw.
W ciągu kwadransa znalazł się w Alejach, konsekwentnie omijając duże skupiska ludzi.
- Jeszcze tylko skrzyżowanie. – westchnął, odgarniając włosy z twarzy. – Mam złe przeczucia... Haha, brzmi znajomo. – parsknął śmiechem, otwierając drzwi piaskowej kamienicy.
Umieszczona na rogu Kościuszki była bardzo widoczna dla przyjezdnych. Mieściła w sobie nie tylko ambasadę czeską, ale i piętro przeznaczone na halę komputerową dla tłumaczy. Do tej drugiej wstęp miały tylko osoby upoważnione lub rodzina...
I pomyśleć, że gdyby nie przypadek, zrządzenie losu, mężczyzna nie miałby pojęcia o obecności grupy translatorskiej. Zresztą, co on sobie myślał, beztrosko spacerując ulicami miasta tuż przed północą?
Dobrze, może i sobota była jego dniem wolnym, ale kibice jednej z częstochowskich drużyn piłkarskich także chcieli uczcić środek weekendu. Tak się złożyło, że byli niezwykle pobudzeni przegraną, a osobą, która odebrała zespołowi trzy punkty był azjatycki zawodnik wypożyczony na ten mecz.
Co więc pomyślała grupa dwudziestu kibiców, widząc przed sobą pobratymca wroga? „Bierzemy go!”
Częstochowa nie jest miastem, w którym często widuje się Japończyków. Możliwość spotkania Hiszpana, czy Egipcjanina jest o wiele bardziej prawdopodobna.
Kiedy Radek zaczął uciekać, przypomniało mu się kolarskie powiedzenie – peleton zawsze jedzie szybciej niż jednostka. Szkoda, że w jego przypadku to także zaczynało się spełniać.
Pomimo, iż rzecz działa się w centrum, nikt nie kwapił się z niesieniem pomocy. Szyby księgarń, czy innych schronień zionęły czernią. Blondyn nie wiedział, dlaczego jest ścigany, ale nie zamierzał pytać. Jedyną deska ratunku była wspomniana powyżej ambasada. Wątpliwe, aby zwykli obywatele chcieli mieć na pieńku z czeskimi rzecznikami – zwłaszcza, iż po drodze zdewastowali jeden z przystanków tramwajowych, więc musieliby zaniechać szaleńczego pościgu... O ile w budynku ktoś jeszcze urzędował.
Niewiele myśląc, blondyn szarpnął za klamkę, z drugiej strony wyczuwając podobną reakcję i chwilę potem został dosyć brutalnie wciągnięty do środka. Przez moment zastanawiał się nawet, czy nie trafił z deszczu pod rynnę. Co miałby wtedy zrobić?
Otrzeźwienie przyszło szybko. Do Polski przyjechał legalnie. Nie groziła mu deportacja, a więc wniosek w istocie sprowadzał się do jednego – pracownik musiał wyglądać przez okno i przypadkiem zauważył całą akcję. Kierując się dobrym sercem dobiegł do drzwi, zabierając niewinnego chłopaka z łap nabuzowanych kibiców.
Radek czym prędzej przeanalizował w głowie zestaw słów potrzebnych do podziękowań. Czeskiego nie umiał, ale angielski opanował do perfekcji. Kiedy usłyszał jak oszalały tłum  przenosi się w inny rejon, odetchnął z ulgą, odwracając się do wybawcy. Z racji jasno palącego się wokół światła mógł uważnie go obejrzeć. Z ręką na sercu przyznał w duchu, że takiego osobnika jeszcze nie widział. Czarne, jakby krucze włosy kończyły się w połowie pleców. Niezwykle jasne tęczówki spoczęły łagodnie na blondynie. W ich głębi widać było uśmiech i rozbawienie.
- To w Polsce są tacy przystojni mężczyźni? – wyznanie z brytyjskim akcentem zdziwiło rozmówcę Radka, który dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. Odchrząknął nerwowo i wyciągnął rękę, kontynuując anglojęzyczną rozmowę. – Nazywam się Radosław Mika i jestem niezmiernie wdzięczy za uratowanie! Nie wiem, jak mógłbym się panu odwdzięczyć!? Czy jest coś...
- Poczekaj, poczekaj. – brunet podniósł ręce w obronnym geście, śmiejąc się przez nos. Akcent chłopaka początkowo go zmylił, dlatego wolał upewnić się w przypuszczeniach. – Umiesz mówić po polsku? – rozpromienił się na szybkie potaknięcie, ściskając dłoń Radka. – Dobrze się składa, bo możesz mi pomóc...
Tak rozpoczęła się przygoda blondyna. Osobą, która go uratowała, był Adam Fibak – lider grupy translacyjnej. Na tamtą chwilę potrzebował trzeciego tłumacza, a po krótkim zapoznaniu z Miką doszedł do wniosku, że ten nadaje się na to miejsce jak nikt inny. Poza tym tematyka tłumaczeń wręcz idealnie pasowała do mężczyzny. W końcu skupienie się na dwóch seriach anime i lekkie czaptery mang to coś, czym parał się niemalże każdy Japończyk, a bynajmniej miał o tym większe pojęcie niż przeciętny obywatel. Takim sposobem Radek znalazł pracę, jednak na wstępie poradzono mu, aby nie osiadał na laurach. Translacja może i jest czymś, co fascynuje, satysfakcjonuje, gdy po opublikowaniu napisów pojawiają się pochlebne komentarze, ale na pewno nie zapewnia materialnego bytu. Krótko po tym mężczyzna zatrudnił się w serwisie internetowym. Najlepsze w tym wszystkim było to, że do jego obowiązków należało przyjmowanie mailowych zgłoszeń od wszelkiej maści klientów i doradzenie im, co w danej sytuacji byłoby najlepszym rozwiązaniem.
Przyznajcie, że blondyn trafił na dwie dziedziny, którymi jego kraj mógł się niewątpliwe poszczycić. Świat japońskich animacji oraz elektronika – to coś, co Radek umiał najlepiej!
Teraz, wspominając przeszłość cieszył się, że jego życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Co prawda czasami żył w stresie, ale całokształt niezmiernie go zadawalał.
Największym problemem był szef.
Radek zawsze, zanim wszedł na swoje piętro, odliczał do dziesięciu, zbierając w sobie odwagę na pokonanie kilku metrów dzielących go od pokoju, w którym pracował. Cały poziom podzielono na dwie części. Jedną, dosyć sporą, przeznaczono dla osób zajmujących się tłumaczeniami filmów, seriali. Tych, jak wiadomo jest wiele, dlatego prócz autora napisów potrzebny jest też korektor. Liczba osób w sferze ulubieńców szefa zwiększa się, ale i opłaca. Z kolei drugą część – ot, niewielki pokój z trzema komputerami zajmuje zespół Adama, który odcina się od liczniejszej grupy, ale podlega temu samemu człowiekowi – Damianowi Kołodziejowi. Mężczyzna niejednokrotnie usiłował skłonić łatwo ustępującego Radka do zdradzenia tajników jego pracy, ale jak na złość zawsze przeszkadzał im Fibak. Mimo iż brunet pracował w szpitalu, zawsze znalazł czas, by wspomóc nowego pracownika, prawdopodobnie szóstym zmysłem wyczuwając intencje szefa. Na początku sam ogromnie dziwił się postępami Miki – przecież robienie napisów do półgodzinnego epizodu, wraz z poprawkami zajmować powinno nie mniej niż cztery godziny, a on wyrabiał się w niecałe trzy. Żeby to się odbijało na poprawności, ale nie! Interpunkcja, ortografia i stylistyka były dla Radka tak oczywiste, jak wsypywanie kucharka do zupy.
To, co normalne w oczach blondyna, nie mieściło się w głowie Damiana. Od początku nie był do niego przekonany, odwlekał przyjęcie go na stanowisko, aż wreszcie uległ Adamowi. Z czasem zaczął dostrzegać ogromne korzyści z akceptacji decyzji – Mika nigdy nie protestował, gdy ktoś z działu seriali poprosił o zinterpretowanie zawiłego idiomu.
Jednakże takie wsparcie różniło się od czystego wyzysku.
Kiedy Radek wszedł niepostrzeżenie do głównej hali, mało kto zwrócił na niego uwagę – raz, że większość rozpoczynała translacje od południa, a dwa... prawdopodobnie jeszcze nie znalazło się zdanie, które wymagałoby interwencji z jego strony.
Rozejrzał się ostrożnie, ale jak na razie nie dane mu było dostrzec niczego niepokojącego. Z duszą na ramieniu prześlizgnął się do drugiego pokoju. Cichaczem sięgnął po klucz i już wkładał go do zamka, już przekręcał go w lewo, gdy nieopodal mignęła mu jasna czupryna. Od tej chwili nie miał już szans na ucieczkę, a nie umiał asertywnie odmawiać.
W istocie, przeczucie znów go nie zawiodło.
Akemi (00:00)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz