niedziela, 4 listopada 2012

19. Translate it to me…


25 Wrzesień 2012

Witam moje kochane Elfiątka! Oł yeah, wymieszczę się we wtorku! XD A to radocha! 
Ogłoszenie parafialneZa tydzień rozdział także powinien ukazać się jeszcze we wtorek. Co będzie później, dowiemy się z czasem. Nie mam pojęcia, jak wyglądać będzie mój plan zajęć, do którego zmuszona się będę przyzwyczaić, dlatego jeżeli rozdział będzie musiał ukazać się z opóźnieniem, przepraszam… Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.


Odpowiedzi:Yukine – Hej ^^ Nie wiem, czy czytałaś mój komentarz (tuż pod Twoim), ale troszkę go to wkleję ;) Super, że jesteś!  Hm, wiesz, być może łatwiej jest sobie wyobrażać miejsca z opowiadania, bo ja je widzę prawie na co dzień (bynajmniej w czasie zajęć)?


Kinmakur – Wiesz, jak mi dziwnie, gdy tak mało i rzadko piszesz? Jakoś mi nieswojo, no… a znowu nie ma Damiana i Lucasa ;( Nie bij! ;*


Star1012 – Haha, Darek chyba zarówno bał się o brata jak i o to, czy w przypływie gorączki nie dobierze mu się do faceta. xD Haa, a widzisz, dzisiaj dowiesz się o tym, czy będzie spotkanie rodziców z Darkiem i czy pojawi się Adam… och, no dobra, – odpowiedzi twierdzące na obydwie kwestie.


Basia - Haha, dzisiaj też co nieco się wydarzy. I nawet pojawią się te szczęsne/nieszczęsne słuchawki! XD Ależ się rozpisałam przy końcówce… ale przekazałam wszystko, co miało być, więc jest gites. ;3 Oby tak dalej, to dobrniemy do portu. xD
Serdecznie witam Yukine ^^


Zielona Strefa

Dlaczego wrzesień nie może trwa dwa miesiące? ==’

DZIŚ NIE POWIADAMIAM I BŁĘDÓW NIE WYŁAPUJĘ. POPRAWIĘ JUTRO… MAM NADZIEJĘ.

-------------------------------------------------------------------------------------------------



Wspomnienia to najsilniejsza broń każdego. Wielokrotnie przytaczane historyjki z dzieciństwa potrafią zażenować tego, o którym opowiadamy, jednocześnie bawiąc się przy tym do łez.
Niebywałe, jak wiele czasu upłynęło od ostatniego razu, gdy Darek przemierzał drogę wytyczoną chodnikiem prowadzącym pod drzwi jego domu. Pomimo lodu, jaki go skuwał, mężczyzna uśmiechnął się do zapamiętanego niegdyś obrazu tego miejsca, upewniając się tylko, że wcale się on nie zmienił. Wjazd wciąż był nieco wąski, zasadzone kilka lat temu drzewka nie urosły zbyt wiele, klomb w kształcie rombu jak co zimę okrywały gałązki świerku, a puszki po groszku zastawiały wlot metalowych słupków przytrzymujących przęsła drewnianego wciąż płotu.  
Nie można było tego zakwalifikować do infantylnych refleksów przeszłości, ale Darek z uśmiechem i nutą rozrzewnienia przyjął brak zmian w tych rzeczach, które zapamiętał z dzieciństwa. Prawdopodobnie nigdy nie podejrzewałby się o to, że w wieku dwudziestu kilku lat zwróci uwagę na coś takiego jak nadkruszony marmolit przy okienku do piwnicy, który sam znacząco wyszczerbił podczas wrzucania węgla. 
Kroczący obok niego brat tylko udawał w tej chwili najwyższy stopień rozespania, przy okazji obejmując ramionami kark Radka, jednocześnie chowając w jego szyi swój uśmiech. Widział przecież, jak mocno Darek reaguje na każdą drobnostkę. 
Nieco niepewna mina pojawiła się na jego twarzy dopiero wówczas, gdy zdał sobie z czegoś sprawę. Nie chciał, aby brat później wypominał mu, że specjalnie zmusił go do przyjazdu tutaj. Pojęcia nie miał, jak zareagują rodzice, choć niejednokrotnie usłyszał od nich, jak bardzo brakuje im syna. W końcu jest ich pierworodnym i z biologicznego punktu widzenia – jedynym dzieckiem, a on poniekąd zajął jego miejsce. Nie czuł się z tym najlepiej, ale z drugiej strony to nie on naskoczył na Darka z wyrzutami o zatajanie tajemnic. Jakich znowu tajemnic? To czysta głupota sądzić, iż o takich rzeczach można mówić o każdej porze dnia i nocy. Najpewniej ojciec, jak go znał, znów nie potrafił zapanować nad nerwami. Od czasu zawału sprzed trzech lat postanowił rzucić palenie, a więc jedyny środek, który niegdyś go uspokajał. Teraz najzwyczajniej w świecie ogłaszał na głos swoje racje, nakręcając spiralę wrzasków i oszczerstw. Reakcja na zobaczenie syna może być różna, a już zwłaszcza, jeśli szatyn pokaże się ze swoim chłopakiem… 
Na zawracanie było niestety za późno. Darek nacisnął na dzwonek, a szuranie zza drzwi mogło świadczyć tylko o jednym – ktoś idzie im je otworzyć. Serca trójki chłopców biły nieco szybciej niż zazwyczaj. Radek nie wiedział, czy wolałby, aby w progu pojawiła się matka braci. Nie znał jej przecież, a i sytuacja nie do końca została mu wyjaśniona. Kiedy jednak ujrzał kobietę, miał już pewność, że dobrze się stało.
Niedowierzanie wymalowane na jasnej, naznaczonej nielicznymi zmarszczkami twarzy szybko przeistoczyło się w ogromną, nieopisaną radość. W szarych, spłowiałych oczach pojawiły się pierwsze łzy. Choć mróz nie zachęcał do długiego przebywania na zewnątrz, kobieta nie zawahała się ani na moment, obejmując ciasno dawno niewidzianego syna.
- Darek… Darek… – powtarzała jak mantrę, nie czując zimna. Pewnie nawet gdyby przyszła śnieżyca, nie zauważyłaby jej lub chociaż zignorowała. – Tak się o ciebie bałam i ojciec też, naprawdę. – Mimo, że jej głos tłumiła kurtka mężczyzny, on doskonale ją słyszał, prychając na ostatnią wzmiankę. Dopiero wówczas matka odsunęła się. Z bliskiej obecności syna zrezygnowała jedynie na kilka sekund potrzebnych jej do tego, bo złapać za czerwoną od mrozu dłoń, ciągnąc go do środka. Przez moment zatrzymała rozbiegany wzrok na stojącym nieopodal Radku, po czym skinięciem głowy zaprosiła do domu. 
Darek nie chciał się jej opierać. Na początku obiecywał sobie, że odstawi brata i nie zamieniwszy słowa z rodzicami zwyczajnie pójdzie do samochodu i odjedzie. Najwyraźniej nie było mu to dane, a siła jego woli musiała bardzo osłabnąć. Zwłaszcza później, gdy z pokoju gościnnego wychynęła głowa, a następnie całe ciało ojca. Jakże żałował, że pozwolił się tu zaprosić. Kątem oka zauważył równie co on spiętego Mikołaja, który jednak został po jego stronie, jakby werbalnie pokazywał, czyich racji broni. 
- Cześć, tato. – Przywitał się, czując zaciśnięcie uścisku matczynej dłoni. Ona także go chciała wesprzeć? Chyba nieco zbyt późno. – Przywiozłem Mikołaja, bo źle się czuł. – Całkowicie inaczej wyobrażał sobie pogodzenie z rodzicami… Ale czy do niego miało teraz dojść? Nie, przecież on nie ma za co przepraszać! Jest tutaj, aby spełnić braterski obowiązek i co najwyżej zagrać na nerwach ojcu i pokazać mu, że i bez niego jest sobie w stanie poradzić. Uświadomić o jego omylności, bo przecież żyje i ma się dobrze. Hmm… A czy do tego nie wystarczą dwie, może trzy minuty? Pewnie tak, więc dlaczego po ostatnim słowie nie ruszył się z miejsca, a nadal stoi w tym samym, nie czując upływających sekund? Być może podświadomie łaknął tego, by ojciec przyznał się do błędu, powiedział… A nawet nie musi! Wystarczyłoby zwykłe, głupie „cieszę się, że jesteś tu z nami”, ale go nie było. Wiele emocji przetoczyło się przez głowę Darka. Od skrajnej paniki po zrezygnowanie, które ostatecznie zwyciężyło. Niemal namacalnie wyryły w jego oczach zawód i smutek. Odwracając się do drzwi rzucił jedne „wychodzimy”, oswobadzając rękę.
Co miał zrobić wyjątkowo mocno speszony Radek? Z jednej strony chciał zatrzymać Kubiaka i powiedzieć coś za niego, ale z drugiej… Dawno zauważył, że Mikołaj jest typem rodzinnym, ufnie kochającym każdego z jej członków, ale skoro teraz od początku zajął stanowisko obok brata, problem musiał być poważny. Nie zawsze warto pierwszemu wyciągać rękę, aby w przyszłości doczekać się podobnej sytuacji. Jeżeli decyzją ojca chłopców było trzymanie w sobie żalu i strojenie fochów, to on jak najbardziej przychyla się do Darka. 
Mimo wszystko żaden nie zdążył wykonać kolejnego kroku, co najwyżej zbierając się do niego, gdy zaległą w korytarzu ciszę przerwało ciche, błagalne „zrób coś”.
Co w takiej sytuacji mógł jeden, sześćdziesięcioletni mężczyzna? Na pewno miał mało czasu na rozmyślenia, bo z każdą upływającą sekundą robiło się za późno.
- C-Co u ciebie, Darek? – Zachrypły z emocji, męski głos zabrzmiał nad wyraz wilgotnie. – Chyba jakoś sobie radzisz, prawda?
Szatyn ani myślał znów obracać się twarzą do rodziców. Zbyt wiele kosztowało go wysłuchanie wszystkich tych pytań, choć przecież nie były one w jakiś sposób wścibskie, namolne, czy prozaiczne ze względu na rodzaj sytuacji. Na końcu języka miał gotową odpowiedź: „Trzeba było mnie nie wyrzucać, to byś wiedział”, ale nie odważył się wypowiedzieć jej na głos.
- Jak widać. Nadal studiuję – dodał po chwili, jednorazowo chichocząc pod nosem. No tak, to było akurat bardzo ważne. Jakby nie patrzeć, wsparcie w tym domu odnośnie nauki zawsze było wielkie. – Pracuję, wynajmuję mieszkanie i mam chłopaka. – Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, czy w jednym zdaniu da się streścić ostatnie trzy lata swojego życia, ta teraz ma doraźny dowód. Co prawda Darek nie był pewien, czy Mika później nie wytknie mu przypisania do niego tego tytułu, ale na razie miał inne zmartwienia. – A teraz wybacz, ale się spieszę. – Nie chciał już ciągnąć tej rozmowy, nie teraz, nie dziś. Kiedyś, być może tak, ale póki co pragnął odpocząć i pozwolić nerwom na uspokojenie. 
- Darek! – Ojciec wykrzyczał, jakby czepiał się ostatniej deski ratunku. – Może przyszedłbyś… Gdybyś miał czas… Na Sylwestra. Oczywiście z partnerem. – Sam zdziwił się tym, z jaką lekkością przyszło mu wymówienie tego słowa. Czyżby już zdołał się z tym oswoić? A co, jeśli zawsze to akceptował, tylko kłócił się dla zasady?
Wyraźnie poruszenie się Darka mogło świadczyć o wysokiej skali zaskoczenia. Jego własny ojciec… takie coś? Ewidentnie chciał się pogodzić. Szatyn zastanawiał się, czy wodzić go dalej za nos, tym samym zdradzając dziecinne jeszcze zagrywki, czy złapać za dłoń, którą do niego wyciągnięto?
Długo bił się z myślami. Dla wielu ludzi byłaby to prosta sprawa – nareszcie koniec bawienia się w „mruczka”, umorzenie win i zachowywanie się tak, jakby przykra sytuacja nie miała miejsca. Tego właśnie nie chciał Darek. Bo przecież został zraniony, zapomniany niemal. Pewnie gdyby nie obecne okoliczności i to, że brat, nie rodzice, ale brat postanowili go szukać, nie byłoby go tutaj, a kto wie, z czym wiązałby się powrót na stare śmieci.
Jakby nie było, musiał dać odpowiedź.
- Może. – Po burzliwych przemyśleniach doszedł do wniosku, że najlepiej będzie zostawić furtkę przymkniętą niż całkowicie ją zamknąć. – Zastanowię się – dodał, jakby chciał wszystkich w tym upewnić, po czym wyszedł, zostawiając Radka.
Jakie opcje ma człowiek osamotniony w nowym otoczeniu? Ucieczka albo aklimatyzacja. Ta druga w przypadku Miki spisana była od razu na straty. Raz, że prócz Mikołaja nikogo tu nie zna, dwa – kto by go odwiózł do domu i trzy… Jakby nie patrzeć, to nie było na miejscu. W takim razie zostaje alternatywna – poczekanie, co zrobią inni i w razie braku reakcji możliwe jest grzeczne pożegnanie się i obraz pierwszy, czyli ucieczka.
Przez otwarte nadal drzwi zaczęły wpadać pojedyncze płatki śniegu. Wcześniej niebo było raczej bezchmurne, więc poniekąd dziwną zmianę można było uznać za znak – Radek, pora się zbierać.
- Bardzo miło było mi państwa poznać, ale będę już uciekał. – Z przyzwyczajenia skłonił się lekko, szybko zdając sobie sprawę, że ten zwyczaj nie jest przecież stosowany w polskiej tradycji. Momentalnie spłonął niekontrolowanym rumieńcem, popadając w kolejną skrajność, gdy z wielkim zaangażowaniem porwał do góry dłoń kobiety, całując wierzch jasnej skóry.
Stojący za nim Mikołaj uśmiechnął się szeroko, chichocząc w głos. Jeszcze nie widział, aby ktokolwiek uczynił ten gest w stosunku do jego mamy prócz pana Kubiaka, toteż ciekawiło go, jak ten postąpi, gdy Mika będzie chciał pożegnać się  z nim.
Radek także musiał o tym myśleć, wypuszczając rękę gospodyni. Na poczekaniu wymyślił, że skinie mu głową, jak najszybciej opuszczając dom, w którym nieco się zbłaźnił, a jednak nie było mu to dane. Z westchnieniem zdziwienia otworzył szeroko miodowe oczy, dopiero po chwili odpowiadając na niespodziewany uścisk ze strony kobiety, aby dosłownie kilka sekund później na miękkich już nogach odwzajemniać mocny uchwyt dłoni pana Kubiaka. Na dokładkę dostał jeszcze dwa klepnięcia w ramię.
- Liczę na twoją obecność w Sylwestra. 
Zaskoczony Azjata przytaknął, wpatrując się z czasem w źrenice mężczyzny, ale nie wyczytał z nich kpiny, czy innej, złej emocji. Zerknął jedynie na Mikołaja, który dyskretnie, acz widocznie pokazywał mu uniesiony do góry kciuk.
Czyżby teściowie go zaakceptowali?

***
W samochodzie
Darek nie wyglądał na urażonego zwłoką Miki. Zwyczajnie powitał go pocałunkiem w kącik ust, po czym odpalił silnik.
- Adaś dzwonił – poinformował, wyjeżdżając na drogę. Nie był ciekawy, co działo się w domu, podczas gdy on wyszedł, ale skoro Radek nie wyglądał na poszarpanego, smutnego, czy przygnębionego, nie mogło stać się nic złego.
Dojechali do Dźbowa, mijając piękny, kremowy kościół z umieszczoną na wieży dzwonnicą. Odkąd w parafii zmienił się proboszcz, drzwi do świątyni zawsze – nawet w zimie – stały otworem, zachęcając wiernych do odwiedzin.
- Twoja mama mnie przytuliła, a tata uścisnął dłoń i powiedział, że chciałby, abym przyjechał tam na Sylwestra… – Zaległa od piętnastu kilometrów cisza została przerwana przez Japończyka. Nie to, aby milczenie mu ciążyło, bo tym razem dobrze się w nim czuł, mogąc przemyśleć całą sytuację. Oczywiście, że nie spodziewał się aż tak miłego przyjęcia… W ogóle teraz, z perspektywy czasu uważał, że niepotrzebnie zgodził się na wejście do domu. Ile był z Darkiem? No… na dobrą sprawę jeden dzień z dłuższym stażem zwykłej znajomości, a już został przedstawiony rodzicom mężczyzny. Kiedy jednak myślał nad tym dłużej, wcale źle na tym nie wyszedł, a i nie wyobrażał sobie życia bez Darka.
Kubiak spojrzał na niego jak na mieszkańca innej planety, widząc wielkie starania Miki, aby ten się nie roześmiał.
- A najlepsze z tego wszystkiego jest to, że zanim wyszedłem, usłyszałem, jak twój tata mówił do Mikołaja, że całkiem przyjemny ze mnie chłopak, a ty wyrwałeś rówieśnika brata. – Nie wytrzymał, śmiejąc się w głos. – Chyba… chyba muszę nosić plakietkę z dowodem… hna… na szyi. – Z trudem dokończył zdanie, ocierając załzawione oczy.
Choć droga była oblodzona, Darek nie mógł powstrzymać się od odrywania wzroku od jezdni, aby zerkać na roześmianego Radka. Tak rzadko miał do tej pory okazję widzieć go takim… szczęśliwym. Dobrze wiedział, jak brak rodziców w pobliżu odbija się na samopoczuciu, a w przypadku Miki musiało to być dodatkowo bolesne, bo nawet, jeżeli by wrócił do Japonii, czekała go nieciekawa przyszłość. Musi coś z tym zrobić! Koniecznie! A póki co… 
- Załatw sobie trochę czasu na trzydziestego pierwszego – mruknął między salwami chichotu blondyna. Starał się wyglądać poważnie, jakby pojawienie się w domu rodzinnym było dla niego przymuszoną koniecznością, ale kogo on chciał oszukać? Radka? Przecież kto, jak kto, ale on potrafił przejrzeć Darka. Dlatego też mężczyzna nie zdziwił się zbytnio, gdy na jego dłoni przytrzymującej drążek zmiany biegów wylądowała ciepła już ręka Miki, a policzek z przyjemnością przyjął obecność pachnących pomarańczą ust.

***
Wtorek, 14 grudnia
Choroba Mikołaja musiała być leczona cały boży tydzień. Na szczęście od tego jest Internet, aby w takich sytuacjach pomagać. Zresztą studia to nie szkoła średnia, by martwić się opuszczeniem zajęć. Zdarzały się przypadki prac domowych, owszem, ale nie były one zatrważająco wielkie, aby nie poradzić sobie z nimi w jeden wieczór. Tym sposobem zaległości znikały, a pozostała jedynie kwestia odrobienia tych przedmiotów, co nie należało do karkołomnych przeżyć, czy ogromnych wyrzeczeń.
Zbliżała się czwarta po południu, gdy chłopak zajął jedno z wolnych miejsc w autobusie. O tej porze mało kto wracał – chyba, że ludzie z pracy, toteż ulubiona miejscówka przy oknie od strony pasażera znów miała stałego bywalca. 
Mikołaj standardowo wyjął empetrójkę z bocznej kieszeni torby, z przyzwyczajenia szukając starych słuchawek. Dopiero po chwili przypomniało mu się, że przecież ma nowe… Z uśmiechem na twarzy, wspominając dzień, w którym je dostał, otworzył przedni zamek, aby ich poszukać. Jego wzrok przykuła biała kartka złożona w klasyczny romb. Zapomniał o jej istnieniu. Trzymane w dłoni przedmioty odstawił na miejsce obok, upewniając się, że nikt nie zamierza się do niego przysiąść. Zresztą przecież już ruszyli i stali na światłach.
Ostrożnie rozwinął papier, obracając go, gdy ujrzał pierwsze cyfry. No tak! Kilka lat temu wymarzył sobie sytuację wyjętą niemal z bajki. On, wcześniej przezornie zapisujący swój numer telefonu, jedzie autobusem, tak jak teraz, do domu. Ze smutkiem wpatruje się w mijany krajobraz…
Z rozrzewnieniem zaczął wykonywać swą wizję, w istocie odwracając twarz do okna. Z pobłażliwym uśmiechem zatrzymał wzrok na samochodach próbujących przejechać przez skrzyżowanie. Ileż to razy wyobrażał sobie, że na następnym przystanku niespodziewanie dostrzega miłość swego życia i z zaskoczeniem odkrywa, iż nie tak dawno, na wszelki wypadek, spisał cyfry swojego numeru i teraz pokazuje go temu jedynemu, a potem następuje chwila niepewności i… jasny ekran wyświetlacza telefonu wskazuje, że ktoś próbuje się do niego dodzwonić. 
- Trzeba być nienormalnym. – Zgrabnym ruchem wrzucił rozwiniętą kartkę do torby, nie zasuwając jej jednak. Nieco wystraszył go dźwięk klaksonu. No tak, znowu jakiś niedzielny kierowca uważa, że to jemu należy się pierwszeństwo.
Autobus wjechał na niewielką zatoczkę, otwierając drzwi przed kilkoma nowymi pasażerami. Mikołaj musiał zabrać słuchawki, bo jakaś starsza pani z dwoma torbami zapytała go o wolne miejsce. Uśmiechnął się do niej, przysuwając bliżej okna, mimowolnie spoglądając przez nie i wtedy adrenalina uderzyła mu do głowy. Czyżby bajki mogły się czasami spełniać? Z rosnącym przekonaniem o słuszności swej tezy popukał w szybę, zwracając na siebie uwagę siedzących na przystanku pasażerów oraz – na szczęście – tej właściwej osoby. 
Adam wracał ze stażu. Dziś przydzielili go do prowadzenia wykładu dla szkół podstawowych, z których wracał dopiero teraz. Miał jeszcze godzinę do rozpoczęcia pracy w Konsulacie, ale postanowił, że na miejscu będzie szybciej ze względu na pogodę. Właśnie zmierzał na tramwaj, kiedy usłyszał wyraźne pukanie. Rozejrzał się niepewnie dookoła, choć nie miał pewności, czy ta forma zwrócenia uwagi kierowana jest do niego. Kiedy jednak jego wzrok spoczął na niebiesko-białym Solbusie*, stanął gwałtownie w miejscu, nie słysząc mamrotania jakiegoś nastolatka, który nie był zadowolony z tego, że musi nadrabiać drogę, omijając Fibaka.
Nie miał wątpliwości, kto na niego patrzy. Nieco zdziwił się, gdy chłopak odwrócił wzrok, jakby szukając czegoś. Z niezrozumieniem obserwował nerwowe poczynania. Dopiero gdy autobus zaczął ruszać, dotarło do niego, że jego długowłosa piękność z dzieciństwa chce mu coś pokazać. Kiedy ich spojrzenia znów się skrzyżowały, na powrót musiały rozdzielić. Przyczyną był rząd cyfr zapisanych czarnym markerem. Adam szybko domyślił się ich znaczenia, jednak czasu na ich zapamiętanie było bardzo niewiele. Na tyle, na ile pozwalały mu rękawiczki, zapisał tyle cyfr, ile dał radę, po czym po raz ostatni spojrzał na chłopaka. Ach, dlaczego nie wsiadł do tego autobusu! Mógł później przepraszać kierowcę za niezdecydowanie, ale… Teraz to już nic nie zmieni. Samochód zniknął za zakrętem, pozostawiając po sobie szybko ulatniającą się smugę dymu z rury wydechowej.
Na nowo rozpalone uczuciem spojrzenie przeniosło się na ekran telefonu. Wystarczyło kilka sekund, by Czech przeklął siarczyście, doliczając się siedmiu tylko cyfr. W nagłym przypływie werwy postanowił natychmiast spotkać się z Darkiem, aby wszystko mu opowiedzieć. Może to głupie, ale miał nadzieję, że razem coś wymyślą.
Pięć minut drogi tramwajem jeszcze nigdy mu się tak nie dłużyły, a potrącający go ludzie denerwowali podwójnie. I wreszcie, Aleja Najświętszej Maryi Panny. Stąd już tylko dwa przejścia dla pieszych i schody do Konsulatu. Swoją drogą one także ciągnęły się w nieskończoność, zakręcając ponad normę. 
- Zawsze tyle ich było? – Nie krył irytacji, potykając się na ostatnim ze stopni. Nieco zamyślił się, przez co mógł to przypłacić wybitymi zębami, ale przynajmniej podjął pewną decyzję. Z rozmachem otworzył drzwi do pokoju numer dwa, błyskawicznie lokalizując Darka. – Spotkałem tego chłopaka, o którym tyle razy ci mówiłem. Nie uwierzysz, ale to jakby zesłanie losu, bo miał na kartce swój numer telefonu i pokazał mi go, wystawiając do szyby autobusu. To niesamowite, o co cię teraz poproszę, ale zobacz, czy znasz ten numer, dobrze? Teraz zaczyna mi się wydawać, że widziałem go tutaj kilka razy. – Tylko dwa razy zaczerpnął powietrza, nie dając Kubiakowi dojść do głosu. Jakąś częścią obawiał się, że przyjaciel go wyśmieje, toteż jak najszybciej streścił całe wydarzenie, wpatrując się wyczekująco w przetrawiającego wszystko mężczyznę.
- Z jakiej racji miałbym go mieć? Przecież nie znam wszystkich ludzi na świecie. – Mimo wszystko wyjął telefon z kieszeni. To było dla niego niedorzeczne, ale nie będzie się spierał z zakochanym, prawda?
- Ale… on był z tobą w szpitalu… chyba.
Mina Darka rozjechała się w krzywym grymasie. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek ktoś mu towarzyszył w takim miejscu. Radka odwiedzał sam… prócz jednego razu. Nagle go olśniło. Ale to nie mogła być prawda… a raczej aż taki zbieg okoliczności. Nie chciał prorokować, ale roześmiał się cicho, wspominając swoje słowa „mogę cię umówić z moim bratem”. Wziął telefon z ręki Adama, wyszukując kontaktu, którego nie znalazł. Dopiero po interwencji Czecha odnalazł wybrakowany numer w jego notatkach. No tak, nie było mowy o pomyłce. 
- Masz, teraz jest cały. – Przepisał wszystkie cyfry, dodając dwie ostatnie. – A tak się wzbraniałeś przez swataniem cię z Mikołajem.
Fibak posłał mu cokolwiek zdziwione spojrzenie. Ponaglany ręką Darka, który nakazywał mu sprawdzenie numeru, wpisał kilka pierwszych liczb. 
Jakiż był jego szok, gdy nazwa kontaktu układała się w ciąg dwóch wyrazów, z jakimi już nie raz się spotkał.
- Żarty sobie ze mnie stroisz.
Ale Darek ani myślał żartować, mając wyjątkowo dobry humor. Przecież Adam chciał, aby podać mu pełen numer, czyż nie? A za tym przecież idzie także nazwanie tej osoby z imienia i nazwiska. Nie jego wina, że akurat ten kontakt nazywał się „Mikołaj Kubiak”.
No to się porobiło…

Akemi (23:12)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz