niedziela, 4 listopada 2012

18. Translate it to me…

19 Wrzesień 2012

Witam moje Elfiaczki! Z góry przepraszam za poślizg – troszkę przesadziłam z oglądaniem yaoiców i straciłam rachubę czasu. xD


Odpowiedzi:Kinmakur – Ha, tutaj jesteś pierwszy. ;D Dzisiaj o Damianie nie będzie (notki jak pogoda za oknem – raz coś gorącego, a raz chłodnego xD) Haha, a kolega może też zechce sobie poczytać, hm? Może (jeśli jest jakiś fajny) będzie  z niego taki Lucas, hy hy xD Ja też zawsze daję tej emotki dużo…”xD” No po prostu ją uwielbiam i tyle, a jestem z Ciebie dumna, bo reszta się koksowała i tyle. xD


Basia – Haha, a pewnie, że na łóżko chłopaki mają jeszcze czas. xD Hah, tak, pizza miała być dla Damiana pretekstem do wejścia. Lucas dobrze  zna Damiana i wie, jaki jest jego charakter, dlatego postanowił mu trochę pomóc. Skoro ma kamerkę i widział, że to nie żaden dostawca a Kołodziej wchodzi do domu, pozwolił mu wejść. Inaczej oczywiście wyszedłby do pizzera. ;P 


Star1012 – Oj, meble trochę poskrzypiały, ale przynajmniej miały porządną parapetówkę! XD Kotek nie mój, ale taki był mi potrzebny do opowiadania. xD

Serdecznie witam Lannę. xD Przeczytałam 4 rozdziały. xD


Zielona StrefaPrzypominam się – jeżeli ktoś ma Facebook i chciałby mieć w znajomych tego pokręconego skrzata, czyli mnie, wpisujcie „Ksenia” i szukajcie dziwnego stworzenia na pomarańczowym tle. Nazwisko zaczyna się na „H” xDAleż miałam dzisiaj dziwny sen… Byłam w anime jakiejś… Końcówka była taka: Dwóch nacierających na siebie chłopaków, którzy bili się o Lucy (Fairy Tail) wyciągnęło broń… białą. Ona chciała ich rozdzielić, ja ją popchnęłam… i miałam między żebrami dwa miecze. O_o Po raz pierwszy taki… nie, w ogóle po raz pierwszy bishounen o mnie płakał. xDPrzepraszam za błędy i zapraszam do czytania.

-------------------------------------------------------------------------------------------------


Zimowy poranek witał wszystkich jednakowo mroźnie. 
Prezent, jakby stworzony specjalnie dziś dla każdego dziecka, połyskiwał bielą na całej powierzchni miasta. 
Mikołajki – przedsmak Wigilii.
Dobiegała zaledwie ósma, a ludzie już robili obchód sklepów, zaglądając przez ich szybki. Nieliczne były już otwarte, lecz większość zaczynała dopiero dziesiąta… Czego się nie robi dla swoich pociech, prawda?
Młodszy z braci Kubiaków mógł zadać sobie to pytanie pod nieco inaczej rozpatrywanym kątem – czego się nie robi dla rodziny? Wieczorem zadzwonił do niego Darek, prosząc, aby zjawił się w Konsulacie z samego rana. Nie pozwolił mu zapytać, z jakiej to okazji, ani tym bardziej nie dane mu było się wysłowić. Został poinformowany, a połączenie przerwane.
Gdyby nie brat, mógłby się wyspać jeszcze co najmniej godzinę, a tak, przez późne pójście do łóżka z powodu długo dokańczanego referatu, ledwo trzymał się na nogach. Jeśli tego było mało, to na dokładkę dostał objawy grypy. Przez czterdzieści pięć minut drogi do miasta zastanawiał się, gdzie mógłby się przeziębić, jednocześnie wyjmując z torby kilka opakowań witamin, z którymi nigdy się nie rozstawał – nie zdążyły stracić na ważności, bo jego organizm często ulegał najmniejszym załamaniom pogodowym. Wreszcie przypomniała mu się niedziela, podczas której wybiegł do Darka bez żadnego zimowego okrycia. A taką miał nadzieję, że kilka minut na dworze nie skończy się dla niego przeziębieniem… W takich chwilach czuł się jak mało odporne dziecko. 
Jednak jak należałoby zakwalifikować jego zachowanie, kiedy w końcu przybył do Konsulatu czeskiego? Owszem, zapukał uprzednio – jak nie on – nie mając sił na wysilanie umysłu, dlaczego Radek pracuje już od ósmej, a nie pół godziny później i jakim cudem znów tu jest, skoro niedawno się zwolnił. W zamian za to zrzucił z siebie płaszcz, nie poprawiając go, gdy ten spadł z wieszaka na podłogę. To samo stało się z jego torbą i czapką.
- Brat chyba zdołał cię przekonać, byś wrócił – wymruczane dziwnym głosem zdanie brzmiało tak, jakby Mikołaj znajdował się pod wodą. 
Z lekkim zdziwieniem zostało to odebrane przez jasnowłosego Azjatę, który chwilę później był już raczej przestraszony. Kubiak złapał za jedną z poduszek leżących na sofie, kładąc ja na nogach Miki. Następnie podsunął sobie krzesło obok niego i przesuwając je nieco, gdy odległość wydała mu się nieodpowiednia, położył się na nim. Głowę ułożył na poduszce, rękoma oplatając talię Japończyka, jednocześnie wtulając nos w jego brzuch.
Radek patrzył w dół, odgarniając plączące się po twarzy Mikołaja włosy. Nie musiał o nic pytać, widząc lśniące gorączką oczy chłopaka. Ostrożnie, aby go nie uderzyć, z wnęki biurka wyjął klawiaturę, którą postawił na blacie, by móc dalej pracować, a jednocześnie nie musząc obawiać się o przeszkadzanie Kubiakowi w odpoczynku. A ten już zdążył wtulić się w niego jak potrzebująca opieki mała panda, siąkając delikatnie nosem. 
- Nie jest ci zimno? – Mimo wszystko czuł się za niego odpowiedzialny… Zwłaszcza teraz, gdy z bratem Mikołaja zaczęło łączyć go coś więcej.
Czoło studenta otarło się o jego brzuch w geście zaprzeczenia.
- Zostaw, tak mi dobrze.
I to najzwyklej w świecie oznaczało tyle: Bolą mnie kości, zaczyna drapać gardło, więc nie ruszaj się, póki nie zezwolę, bo będę wrzeszczeć.
Być może nie było to dosłownie tak rozbudowane, ale sens został zachowany. Dlatego też Mice zostało nie więcej, jak zająć się swoją pracą i pozwolić chłopakowi na to, co mu się podoba. Sam wiedział, ile nieprzyjemności łączy się z chorobami – sam musiał zażywać odpowiedni dla niego lek, aby mieć większe szanse na remisję. Jeżeli jego organizm zareagował omdleniami i krwotokami, jawnie mówiąc mu, że nie podleczy go ziołowa terapia, to tulenie się Mikołaja może uznać za jeden z przejawów leczenia zawirusowanego ciała. Warto niekiedy posłuchać swojej intuicji. Szkoda mu było tylko tego, że czajnik elektryczny był tak daleko, bo z chęcią zrobiłby chłopcu herbatę, aby się ogrzał. 
Szybko zdał sobie sprawę, że ostatnie pięć minut spędził na wielokrotnym czytaniu tego samego zdania, które normalnie przetłumaczyłby już dawno, a teraz sprawiało mu kłopot. Na dodatek cały czas gładził głowę Mikołaja niczym swojego kota trzymanego w mieszkaniu. Prócz nierówno oddychającego chłopaka w pokoju tłumaczy panowała cisza, która została przerwana po kilkuminutach, poprzez naciśnięcie złotej klamki. 
Radek ze zdziwieniem spojrzał w kierunku drzwi, nie spodziewając się żadnego gościa. Już obecność Kubiaka była dla niego wystarczającym powodem do rozbudzenia się z rana. 
- A to co za rodzinne zloty, hm? – Kiedy w progu pojawił się Darek, Azjata nie mógł powstrzymać się przez zadaniem tego pytania. Skoro w jednym miejscu pojawiają się dwaj brata i to o takiej porze, to znak… że coś się dzieje.
Niestety, mężczyzna nie był na początku zbyt chętny do odpowiedzi, patrząc, w jakiej pozycji znajduje się jego przyszły, a może już obecny chłopak oraz Mikołaj. Musiały upłynąć dwa kichnięcia i jedno kaszlnięcie, aby wszystkiego się domyślił. Odkąd pamiętał, brat zawsze lubił czuć ciepło drugiej osoby, kiedy atakował go wirus grypy. Przychodził do jego łóżka, przecierając zaspane, ale czerwone oczy, aby po chwili posapywać spokojnym snem.
- Tak się złożyło… Młody, mogłeś powiedzieć, że jesteś chory. – Podszedł do bruneta, patrząc jak ten niechętnie siada, opierając się mocno o stojące za nim biurko.
- Faktycznie dałeś mi dojść do słowa. – Rzucone kąśliwie słowa przepełnione już były różnymi decybelami z powodu podrażnionego z pewnością gardła. – Kazałeś przyjechać, więc jestem. O co ci jeszcze chodzi i dlaczego…
- No, już, już, moja wina. – Darek wzniósł wysoko ręce, rozstawiając je po bokach w geście poddania. – Razem z Radkiem wpadliśmy na pewien pomysł i… – Otworzył plecak, który do tej pory trzymał w prawej dłoni, wyciągając z niego ładnie opakowane pudełko. – Masz dzisiaj imieniny, więc wszystkiego najlepszego. – Uśmiechnął się do Azjaty, kiedy jego brat z większą werwą rzucił się na pakunek. Z przyjemnością obserwował nieco nieudolne próby nie rozerwania papieru, które i tak zakończyły się fiaskiem. Ale dopiero wtedy, gdy ozdobny papier znalazł się na podłodze, miał jeszcze większe prawo do bycia szczęśliwym.
Mikołaj patrzył na pudełko i nie wierzył własnym oczom. Wiedział, że Darek jest nieco kiepski w zapamiętywaniu dat, ale jeśli w akcję zaplątany był blondyn, to najprawdopodobniej on przypomniał o tym święcie. Równie dobrze znał przyzwyczajenia brata i także to, że długo nie utrzyma tajemnicy między zębami, dlatego śmiało mógł sądzić, że prezent został zakupiony w niedzielę lub dzisiaj. I tym bardziej nie mógł wyjść z podziwu nad tym, co dostał.
- Oszalałeś? Ty wiesz, ile takie słuchawki kosztują? – Kiedy on sam zdał sobie sprawę, jaka to kwota, szeroko otworzył oczy. – O rany… Straciłeś majątek! Obydwaj! – Z przerażeniem odkrył ponownie, że Radek także dorzucił się do gadżetu. Z niemal namacalną czcią pogładził obudowę przedmiotu, bojąc się wyciągać prezent, aby niczego nie zepsuć. – Nie wyjdę z nimi na miasto, bo mi ktoś ukradnie!
- Zawsze możesz powiedzieć, że kupiłeś je w sklepie po cztery złote. – Czasami czarny humor Darka potrafił rozbawić. Mężczyzna zreflektował się jednak, dostrzegając nieco zaniepokojony wzrok brata. – Byliśmy w Galerii, więc nie rób takich przestraszonych oczek. A teraz zbieraj się i wypad do domu, bo wszystkich pozarażasz, pasożycie. – Chwilę później żałował, że wdał się z chłopcem w rozmowę. Zauważył już, że im więcej z nim konwersuje, tym częściej musi go od siebie odklejać. Teraz też. Jak brat uwiesił mu się na szyi, tak odkleić nie mógł do czasu, aż nie przypomniał mu się wspólnik Darka. 
Na Azjacie także nie omieszkał zawisnąć, dziękując za prezent. Dopiero minutę później zaczął odpowiadać na słowa brata.
- Nie mogę. Muszę tu zostać, bo przez większą część nocy ślęczałem nad referatem, którego nikt nie może za mnie wygłosić. Gdybyś mnie nie budził, pewnie pojechałbym tylko na te zajęcia, a tak…
- Na którą masz ten wykład? – Poczuł się winny stanu Mikołaja. Przecież mógł jechać do domu i tam dać mu słuchawki*. Może nie trafiłby na rodziców?
- Ćwiczenia. Na piętnastą.
Darek musiał się chwilę zastanowić, jak rozwiązać tę kwestię. Przecież nie zabierze go do kina, ani tym bardziej nie wyśle autobusem do domu, bo jeszcze bardziej by przemarzł.
- Wiesz, co? Kończę pracę o czternastej. Prześpij się tutaj, a ja przyjadę po ciebie. Referatu i tak nie będziesz mógł wygłosić z taką chrypą, więc pewnie docenią chociaż to, że się pofatygowałeś. Coś tam im nakłamiesz o złym stanie zdrowia, że przyszedłeś specjalnie na te zajęcia i się stamtąd zmyjesz. Potem odwiozę cię do domu. – Ostatniego nie był tak pewien. Nie, inaczej. Na pewno to zrobi, jednak niekoniecznie z przyjemnością.
Widać było, że Mikołaj jest przychylny tej decyzji. Miał tylko jeden warunek.
- Dobra, ale Radek jedzie z nami.
I w tym przypadku obydwaj bracia zgadzali się wręcz stuprocentowo. Młodszy chciał się przytulać do przyjaciela, a starszy potrzebował wsparcia.
- Niech będzie. – Darek zerknął za zegarek. Dochodziła dziewiąta, a więc godzina rozpoczęcia pracy w kinie. Kiedy podniósł wzrok na brata, ten patrzył na niego spod przymrużonych, przymykających się oczu. I co miał z nim zrobić? Wziął poduszkę z kolan Radka, przy okazji całując mu policzek, po czym rzucił nią w kąt kanapy. Już po jego minie było widać, że coś planuje, ale Mikołaj najwyraźniej już odpływał, nagrzany przyjemnym powietrzem. Jedynie cichym protestem ogłosił fakt prób przeniesienia go na leżankę, po czym zaczął się śmiać, gdy Darek z ledwością dał radę to zrobić, uginając nogi w kolanach. – Chudy, to ty nie jesteś – stwierdził z irytacją, obserwując bruneta kładącego się twarzą do ściany. Jednak nie zakończył na tym dobroci dla brata, bo gdy dotknął jego ramion, te wręcz parzyły, a Mikołaj szarpnął się, mówiąc, że mu zimno. Darek musiał więc dźwignąć wraz z chłopakiem górną część kanapy, aby wyjąć z jej wnętrza koc. Rozłożył go, przy okazji dziwiąc się wzorom różnokolorowych wagonów pociągu z jakiejś bajki, po czym owinął brata w kokon tak, aby nie uciekało od niego ciepło. – Mam nadzieję, że nie chcesz iść do kibla, bo ja cię później tak nie okryję. – Stanął nad przysypiającym bratem, krzyżując ramiona na piersi. Ze też mama puściła go do szkoły w takim stanie… Choć pewnie on się uparł, że musi się zjawić. Tak było zawsze. Mikołaj wyrywał się do nauki, a on wolał czasami symulować różnorakie choroby… Często z marnym skutkiem. Uśmiechnął się, gdy przypomniał sobie dzień, w którym poszedł na imprezę, tym samym wagarując. Chciał zrobić rodzicom na złość, ale gdy wracał, dopadł go strach przed ich złością. Nawet przez moment nie pomyślał o tym, że Mikołaj mógłby go chronić, dlatego z opuszczoną głową wkroczył do domu, szykując się na potężną awanturę. Kiedy jednak zamiast wrzasków poczuł obejmujące go ramiona i usłyszał śmiech ojca, nie wiedział, co się dzieje. „Twój braciszek długo nie chciał nam powiedzieć, gdzie jesteś, ale w końcu przyznał, że spodobała ci się jakaś koleżanka, dla której uciekłeś z kilku lekcji, by móc ją odprowadzić do domu… Dorastasz, mój drogi, tylko nie rezygnuj ze szkoły” Nie rezygnuj… Utrwaliło mu się to w głowie i zawsze, gdy na studiach był obiektem wyzwisk, starał się nimi nie przejmować, ani tym bardziej nie uciekać. Tamtego dnia poczuł, że pomiędzy nim a Mikołajem zaczyna rodzić się silniejsza niż dotąd więź. To nic, że musiał przez niego przyprowadzić jakąś dziewczynę, z którą później zerwał. Najważniejsze było to, że mógł być pewien, iż może bratu ufać. I tym bardziej bolało go, że zepsuł mu osiemnastkę, mówiąc o swojej orientacji, a potem nawet nie pozwolił mu na rozmowę, wychodząc. Po raz pierwszy uciekł… I chyba sądził, że z tych wszystkich przypadków, gdy Mikołaj okazywał mu swoje braterskie oddanie, ten raz będzie nie do wybaczenia, nie do przejścia. Czasami głupio jest myśleć za innych. Teraz wiedział, jak wielki błąd popełnił i musi to nadrobić, zwłaszcza dlatego, że chłopak po raz kolejny mu pomógł… Tym razem z Radkiem. Schylił się więc, czując wzrok Azjaty na swych plecach, po czym wplótł grzywkę Mikołaja między ściśnięte w pięść palce, całując mu czoło. Pucołowate policzki były rumiane od gorąca, ale ich także nie pominął. Dopiero wówczas, gdy jego wzrok padł na usta, które niedawno przecież całował, wyprostował się, wypuszczając smoliste kosmyki.  Zapiął zamek plecaka, wsuwając go na ramię, po czym skierował się ku drzwiom. Rodzice… ciekawe, czy dobrze go przyjmą? W ogóle, czy zajdzie taka potrzeba, by się im pokazać? I to z Miką! Szybko zatrzymał się w progu i równie gwałtownie zawrócił, zmierzając do zaskoczonego Radka. Nie bacząc na brata, ani na to, że pewnie będzie to jakoś komentował, ujął policzki Azjaty, przylegając lekko uchylonymi ustami do równie rozwartych warg. Korzystając z zaproszenia, a może przyzwolenia, wysunął język, drażniąc gładkie podniebienie. Już wczoraj miał okazję przekonać się o pomarańczowym smaku ust blondyna, który podczas jego kilkugodzinnej wizyty zdołał pochłonąć około dwudziestu cukierków Mieszanki Krakowskiej. Poznał też wiecznie chowającego się kota, który co prawda podrapał go po ręce, ale szybko nawykł do nowej osoby w otoczeniu swego pana, bo już kilka minut później mruczał głośno, nadstawiając pyszczek do głaskania. To dzięki niemu, a dokładnie białej sierści i nawykom wchodzenia na oparcie mebli, by ułożyć się na głowie Radka, wpadł na pomysł kupna słuchawek swojemu bratu. Choć było późno, zdążył je nabyć jeszcze przed zamknięciem Galerii, a teraz poniekąd dziękował Mice za to, że wybaczył mu wcześniejsze zachowanie i pojechał z nim do sklepu. Ciężko było oderwać się od ust Radka, a to akurat wiedział już od wczoraj, choć blondyn za każdym razem nie pozwalał mu na dłuższe pocałunki, jakby jeszcze go testował. Teraz też delikatnie położył dłonie na jego klatce piersiowej, napierając na nie nieco nieśmiało. Darkowi pozostało jeszcze jedno, mianowicie skradzenie krótkiego, ale mocnego całusa i zajrzenie w głąb miodowych źrenic. – Do zobaczenia za sześć godzin. – Uśmiechnięta półgębkiem twarz wyrażała najwyższy stopień zadowolenia, gdy Kubiak zauważył blade rumieńce kwitnące na policzkach Miki, choć przecież od jakiejś chwili już ich nie trzymał, gdyż to blondyn przysuwał się do niego. Spojrzał jeszcze na brata, ale ten był w takiej samej pozycji, w jakiej go położył. Mina nieco mu zrzedła. Raz, że chciał poniekąd zrobić mu na złość, w odwecie za te chwile, gdy Mikołaj łasił się do Radka, a dwa, iż nie miał żadnych leków, by zwalczyć chorobę chłopaka. Coś mu się wydawało, że godziny w pracy będą się dłużyć jak nigdy przedtem, ale nie miał innego wyboru. Urlop na ten rok już dawno sobie odebrał.
Kilka godzin później westchnął jednak z ulgą. Choć wykonał wiele telefonów do Miki, z których dowiedział się, że brat oddycha już lepiej i źrenice mają zdrowszy blask, dopiero zobaczenie tego na własne oczy dało mu odetchnąć. Odwiózł Mikołaja na uczelnię, zabierając ze sobą także Radka, z którym spędził dwadzieścia minut na cichej rozmowie o swojej przeszłości – tyle bowiem potrzebował młodszy Kubiak, aby oddać referat i dostać za niego ocenę najwyższą. Pani profesor miała być może lepszy dzień, a że na tym polu brunetowi udało się perfekcyjnie, chciał dostać pełnię szczęścia w postaci Miki towarzyszącego mu na tylnym siedzeniu. Czy ktoś oparłby się uśmiechniętej od ucha do ucha pyzatej buzi z różowym od mrozu nosem? Obydwaj mężczyźni nie dali rady, toteż kilometry oblodzonej trasy spędzili kolejno na: przytulaniu znów drzemiącego Mikołaja i obserwacji tych poczynań w lusterku, aby w razie czego zatrzymać samochód i dać brunetowi po głowie, gdyby wpadł na jakiś głupi pomysł.
W gruncie rzeczy podróż upłynęła spokojnie. Dopiero wtedy, gdy znajoma Kubiakom okolica pojawiła się przed maską samochodu, Darek zaczął zwalniać, a raczej wręcz toczyć auto, które w gruncie rzeczy samo spokojnie zjechałoby z górki. Wjechał na mostek posesji rodzinnego domu, po czym upewniając się, że nikt nie jedzie, wykręcił, aby móc później wyruszyć w drogę powrotną. Jak do tej pory wszystko szło dobrze. Tylko, co dalej? Czy znajdzie odwagę, by wyjść z ciepłego samochodu pachnącego kawą i otworzyć furtkę, wchodząc na plac?
Czyjaś ręka zacisnęła się na ramieniu Darka, a pomiędzy przednimi fotelami pojawiła się głowa Radka.
- Pójdę z tobą. – Oczy wpatrzone w niebieskie teraz tęczówki wyrażały pewność, co do tego, że Mika nie zostawi swojego chłopaka. Powoli oswajał się z ich partnerstwem.
Na ten gest obrócony do niego Darek uścisnął mu dłoń, uśmiechając się. 
Po raz drugi Radek miał okazję z bliska zobaczyć, jak przystojny jest mężczyzna, którego pokochał.

Akemi (00:02)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz