niedziela, 4 listopada 2012

17. Translate it to me…


13 Wrzesień 2012

Cześć, moje Elfiątka kochane! Mam nadzieję, że wreszcie doda mi się rozdział, bo już czwarty raz rozdzielam wyrazy, kombinuję z białym tłem, które pojawia się za tekstem i jak jeszcze raz usunie mi post, to chyba zostanę morderczynią Onetu ==’


Odpowiedzi:Kinmakur – Taaak, byłeś pierwszy. xD Mm, masz brata? Czyli ja też mam? xD Huh, mój kochany, dzisiaj będziesz miał tyle Damiana, że raczej nie będziesz smutny. ;3 Scena z braćmi jest na prośbę Luany, bo chciała coś takiego, a ja się zgodziłam. xD Co do Adama i Mikołaja, to ciągle myślę, jak to zorganizować, żeby później końcówka była dobra. ;P


Star1012 - Mikołaj, póki co, poinformował tylko brata o swojej orientacji, ale będzie rozdział, gdy dowiedzą się też rodzice… Sylwester blisko (Darek pojawi się w domu xD) Oo, tak, Mikołaj dał do myślenia Damianowi i dzięki temu mamy ten rozdział. xD Radzio wróci do pracy – ha, mówiłam, że szybko! xD Damian zwyciężył… W sumie wina leżała też po stronie Lucasa. Chciał się rozwijać, wiadomo, ale czy pomyślał o rozstaniu z Damianem? Skoro wybrał wiedzę, mógł dać Kołodziejowi wolną rękę, a on go trzymał w związku na odległość, a przy spotkaniu tylko nakrzyczał. Hahah, Darek ma sklerozę czasami, ale w efekcie i tak da prezent. Dobrze, że ma Radka przy sobie. xD Pewnie i tak by się zorientował, gdyby do kina zaczęli przychodzić ludzie, ale dzięki Mice ma niedzielę na myślenie o prezencie. xD Komentarz super długi ;3


Basia – Dzisiaj też będzie (mam nadzieję) gorący rozdział. ;3 Darek pomoże bratu przy rozmowie z rodzicami.  W końcu zdecyduje się na przyjazd do domu… xD Oo tak, Darek zdziwi się na bratowego, ale wierz mi, że szybko zacznie się śmiać z własnej głupoty – że też nie poskładał obydwu historii, które zna – zarówno Adama jak i Mikołaja. xD


Zielona Strefa
Hmm, co by tu… W konkursach na Facebooku (ktoś pytał, czy mam… Mam xD Długa odpowiedź, nie ma co… Mam od 22 sierpnia.  A więc w konkursach wygrałam kubek z Liptona, koszulkę… a nie wiem, jaką i zestaw do badmintona. xD Uwielbiam takie akcje xDRozdział dedykowany Rosmaneczce. 


Zapraszam do czytania i przepraszam za błędy. Powiadomię jutro – w piątek.
-------------------------------------------------------------------------------------------------



Oczekiwanie… To najgorsza z możliwości, zwłaszcza, gdy się wahamy. Przykładów jest wiele – jedne bardziej prozaiczne, inne bardziej dramatyczne.
Ot, proste – wejść do sklepu po nową szczoteczkę do zębów, a może ta obecna wytrzyma do przyszłego miesiąca? 
Do wykonania decydującego kroku może skłonić pozostały do autobusu czas, którego nagle brakuje lub wielki bilbord produktu, o jakim myśleliśmy, co od razu traktujemy jako znak – włosie szczoteczki rozpadnie się przy najbliższym użyciu.
Podobny dylemat w kwestii wybrania dwóch dróg posiadał Damian. Od piętnastu minut stał pod drzwiami jednopiętrowego budynku, nie mogąc się zdecydować, co zrobić. Powoli zamarzał, zrzucając z ramion nowe warstewki śniegu. 
Dochodziło późne popołudnie, a ciemnogranatowy kolor otoczenia wpełzający w zakamarki zniekształcał wyraźne dotąd kształty. Jeżeli Kołodziej pozostanie tam dłużej, zleje cię z ciemnością, tak samo jak odwaga. 
- Co to za nowy zwyczaj, żeby starszy musiał przepraszać? Głupota – furczał wściekle, drepcząc w miejscu. I choć złościł się na siebie, nie potrafił odwrócić się i odejść. Nawet zabrał ze sobą swoją kotkę, aby mieć powód do tego, by zostać. Skoro nikt na niego nie czekał w domu, spokojnie mógł gdzieś się zaszyć. Gdzieś, czyli u Lucasa. 
Przejeżdżający niedaleko samochód błysnął światłami, rozjaśniając mu plecy. Automatycznie odwrócił się, odchodząc na bok, by kierowca mógł wjechać, ale zielonkawy polonez wycofał, zapewne chcąc zmienić kierunek, lecz ostatecznie ustawił się tak, by lampy przeciwmgielne przebiły się przez gęstniejącą powłokę. Po chwili wysiadł z niego młody chłopak z białą czapką, na której czernił się znaczek logo pizzerii. Otworzył tylne drzwi, wyjmując ze środka dwa, jeszcze parujące pudełka, po czym odwrócił się, wykonując szybki krok w tył. Każdy na jego miejscu wystraszyłby się, gdyby znienacka przed oczyma pojawił się jakiś osobnik w białym płaszczu. Zimno, ciemno, do domu daleko, a na dodatek czyjś duch zapragnął wyrwać się z zaświatów i postraszyć ludzi.
- Pan do mnie? – Na szczęście Damian miał na tyle przyzwoitości, by nie dręczyć chłopaka. Co prawda dzięki niemu mógł wtargnąć do domu kochanka pod konkretnym pretekstem, a że był on naciągany…? Czy w dzisiejszych czasach nie wolno robić sobie spaceru… jakieś piętnaście kilometrów od własnego mieszkania? Można, dlaczego by nie? – Ile płacę? – Ostrożnie sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, nie chcąc ruszać kotki mruczącej mu na piersi. Palce sprawnie wyczuły śliską powierzchnię portfela, po czym wysunęły go z kieszeni.
Onieśmielony chwilowo chłopak wzruszył delikatnie ramionami, podchodząc do Damiana z większą pewnością. Zdradzały to jego swobodne ruchy i wypracowany, firmowy uśmiech pracownika zadowolonego, ale pragnącego wrócić do klimatyzowanego samochodu.
- Bry wieczór, Pizzeria Toskania. Zamawiał pan małego Złotego Smoka z napojem gratis i dużą Romę…  Z przyjazdem będzie razem trzydzieści osiem złotych. – Poczekał aż Damian wyjął banknot pięćdziesięciozłotowy, po czym upewniwszy się, że reszta to napiwek, oddał zamówienie z ogromnym uśmiechem na twarzy. Najwyraźniej w taki ziąb mało kto miał ochotę na hojność względem młodego pracownika. – Polecamy swe usługi na przyszłość.
Wargi Kołodzieja uniosły się ku górze, a mężczyzna zaśmiał się cicho, odprowadzając wzrokiem oddalającego się chłopca.
- Czasami żałuję, że latka mi lecą… Tyle młodych kręci się po świecie. – westchnął, odpędzając melancholię. Przecież czekało go nie lada wyzwanie stanięcia twarzą w twarz z Lucasem, a ten, kiedy miał zły humor, potrafił mu trzasnąć drzwiami przed nosem. – Furia, pamiętasz nasz plan? W razie czego skaczesz mu na twarz, a ja wykorzystuję jego zaskoczenie, popycham go i wchodzę do domu. Pamiętasz? – Pogłaskał niewielkie wybrzuszenie na piersi, na co odpowiedziało mu dwukrotne miauknięcie. Zmotywowany w ten sposób podszedł do drzwi, rozglądając się za dzwonkiem. Zamiast niego nad wizjerem zamontowana była kołatka w kształcie paszczy ryczącego lwa. – Zawsze musiał straszyć sąsiadów… Ale teraz będą wiedzieli, dlaczego jest tu akurat to zwierze. – To byłby co prawda jego pobożne życzenia, lecz chciałby, aby dzisiejszy wieczór skończył się miłym akcentem. 
Metalowa głowa zastękała głośno, roznosząc echo. Stanie na takim mrozie pośród mleka mgły nie było zbyt przyjemne. Pomimo grubego płaszcza miało się wrażenie, jakby woda zewsząd otaczała każdy kawałek ciała.
- Otwarte! Pudełka proszę zostawić na stole. Pieniądze już tam są. – Głos bez dwóch zdań należał do Lucasa. Mężczyzna być może zajęty był kąpielą, a może tylko wyobraźnia Damiana pracowała obecnie tylko jednym torem. 
Nie było jednak czego zbyt długo rozpamiętywać, skoro Winiarski tak ochoczo wpuszczał do domu każdego obcego. 
- Jeszcze się kiedyś na tym przejedziesz. – Choć cieszył się, że zaplanowana akcja nie będzie musiała się spełnić, gdyż wejście do mieszkania poszło jak z płatka, nie mógł zrozumieć, dlaczego w tej nieco zapuszczonej dzielnicy jego były kochanek nie wzmaga środków zabezpieczeń przed złodziejami. Nie to, żeby… No dobrze, martwił się o niego, toteż przy najbliższej sposobności spróbuje go nakłonić do bardziej radykalnych środków ostrożności.
Klamka skrzypnęła krótko, otwierając się do końca. To, co kryło się za jej podwojami, ukazywało widok, jaki rozczulił Kołodzieja. Wnętrze było mu bardzo dobrze znane. Kiedy wraz z Lucasem dzielili wspólny, niewielki apartament, urządzili go niemal identycznie, wkładając w to serce, czas i pieniądze, których tak bardzo później potrzebowali na utrzymanie uwitego gniazdka. W efekcie musieli je sprzedać. 
Gdyby nie podany przez Mikołaja adres, nigdy sam by tu nie trafił. Jednak za tym szło także inne stwierdzenie – gdyby Lucas nie chciał, Kołodziej tym bardziej nie miałby pojęcia, gdzie go szukać, a tak mógł znów patrzeć na kominek ustawiony naprzeciwko wejścia. Trzaskające w nim drzewo wzniecało zastawiony siatką ogień, ogrzewając pomieszczenie niepotrzebujące grzejników. Światła także nie trzeba było zapalać. Blask kominka wystarczał w zupełności, nadając przedmiotom miększego i już świątecznego wyrazu. Damian nie wiedział, dlaczego półmrok i ciepło dawały mu mocne wyobrażenie Wigilii. Wiedział jednak, że tutaj mógłby przeczekać całą zimę.
Rozgrzana pod płaszczem kotka domagała się wypuszczenia.
- Wybacz, kochana. Wiesz, że jesteś jedyną kobietą, którą kocham. – Pogłaskał wystawiające łebek zwierzątko i zaraz postawił je na panelach, zdejmując niepotrzebne okrycie, które odwiesił na haczyku znajdującym się w korytarzu. Gdy wrócił, z lekkim niezrozumieniem obserwował najeżenie białej sierści kotki*, dopiero po chwili dostrzegając psa leżącego przy stole wykonanego z grubego drzewa dębowego. – Hidalgo? O rany, cześć stary! – Myślał, że mylą go oczy, ale gdy przyklęknął, wystawiając przed siebie dłonie, psiak wstał chwiejnie i z lekkim dystansem podszedł do Siwego, zatrzymując się na odległość kilku centymetrów. Powąchał palce prawej ręki mężczyzny, a potem już tylko merdał radośnie ogonem, obskakując dokazującego z nim Damiana. – Posunąłeś się w latach, chłopie, ale i tak świetnie wyglądasz. – Pojedyncze miauknięcie zwróciło uwagę zarówno jego jak i czworonoga.
 Obydwaj spojrzeli na liżącą łapkę kotkę, która nie omieszkała spoglądać na nich w przerwach mycia.
- Furia, głupku, chodź tutaj. Nie pamiętasz Hidalgo? Ostatnim razem potrafiliście się świetnie dogadać. – Stwierdził z przekąsem, wspominając ulubiony wazon matki, jaki zostawiła mu w spadku. – Przestań udawać sklerozę i…
- Zawsze bardziej wolałeś rozmawiać z naszymi zwierzętami niż ze mną. – O jedną z bocznych ścian łączących główny salon z kuchnią opierał się Lucas. Skrzyżowane na piersi ramiona świadczyły o postawie zamkniętej, co raczej powinno odstraszać albo chociaż chamować zapędy rozmówcy. – Ładnie to tak wykorzystywać przypadkową szansę w postaci chłopca rozwożącego pizzę? Mam kamerę zamontowaną nad gankiem. – Wyjaśnił, widząc spłoszone spojrzenie Damiana wstającego z klęczek. – Mikołaj zapewniał, że masz mi coś do powiedzenia, więc słucham?
- A gdzie standardowe „co podać?” – Tak, grał na czas, dodatkowo otrzepując spodnie, byleby unikać wzroku Winiarskiego. Mimo wszystko usiadł na fotelu przy oknie, kilka centymetrów od jedynego źródła ciepła. – Zrób mi herbatę.
- Przeginasz. – Nikt nie byłby zadowolony z takiego obrotu spraw. 
Z zachowania Damiana można było wywnioskować, że znów mocno sobie pogrywa, ale tak naprawdę chodziło mu o coś innego. Chciał się wczuć w miejsce, w którym był. Z trudem powracał na nowe-stare śmiecie. Nie sądził, że Lucas aż tak bardzo przywiąże się do szczegółów. Nawet półka nad kominkiem zapełniona była tymi samymi zdjęciami… wspólnymi zdjęciami. Ich znajomość była czymś więcej. Różniła się od dotychczasowych związków Damiana i on wiedział, że wchodząc do tego samego jeziora może w nim utonąć, ale jak desperat pragnął z całych sił zawalczyć, by ich znajomość przetrwała. Tak na ścisłość, oni przecież się nie rozstali. Postanowili od siebie odpocząć, owszem, ale nie zerwali… więc rzeka nadal była ta sama? Może tylko on tego jeszcze nie dostrzegał? 
Pod wpływem ciężkiego wzroku Lucasa ugiąłby się niejeden tradycjonalista.
- Wiesz, że nie jestem łatwy w obyciu i skory do jakichś tam wyznań. – Rozparł się w fotelu, rozstawiając szeroko nogi. Może to i dziwne, ale w poprzednim, wspólnym mieszkaniu nie czuł się tak swobodnie, jak tutaj. – Głupio zrobiłem, pozwalając ci wyjechać. Kiedy byłeś na miejscu, mogłem flirtować z innymi, bo ty zawsze czuwałeś, żebym nie posunął się za daleko. Poza tym podobała mi się twoja zazdrość. Kiedy cię tu zabrakło, nie znalazł się nikt, kto byłby odpowiedzialny za trzymanie mnie w ryzach, więc musiałem obejść się smakiem. Wiesz, ilu chętnych wypuściłem ze swych rąk? To jak samobiczowanie! – Tak strasznie nie chciał zabrzmieć jak zakochany po uszy desperat! Miał swoje poczucie humoru i zdolność do zagadkowych odpowiedzi, czym często wabił przychylnie uśmiechających się do niego chłopców, jak i dorosłych mężczyzn. Póki Lucas był w pobliżu, mógł pozwolić sobie na zaczepki, lecz ilekroć próbował to zrobić teraz, po wyjeździe Winiarskiego, łapał się na tym, że zwyczajnie go już to nie kręciło jak dawniej i najchętniej pozostałby wierny tylko jednemu… Zdarzały się dni, kiedy podejmował się związku z kimś, ale nigdy nie wychodziło. Najwyraźniej już miał odpowiednią osobę, tylko jej nie doceniał. – By cię szlag, Lucas! Nawet ręka mi nie wystarczała, a przez ciebie nie mogę się podniecić, bo nie ma cię obok. – Złączone brwi i zaciśnięte w złości zęby przedstawiały zupełnie inną mimikę niż kilka sekund wcześniej. Czyżby osobnik siedzący na podłokietniku sofy wywierał na niego aż taką presję? 
Lucas śmiał się pod nosem, mrucząc aprobująco na wyeksponowany przez Damiana rozporek spodni. Najwyraźniej to, że miał na sobie golf okrywający go szczelnie, nie przeszkadzało ciału Kołodzieja w okazywaniu radości. Jasne jeansy, pomimo twardego materiału, łatwo ulegały rosnącemu w nich penisowi czterdziestodwulatka. Mężczyzna nie mógł tego nie zauważyć, dlatego raz po raz wzdychał głośno, obwieszczając tym swoje głębokie niezadowolenie. 
- A co będzie, jeśli podejdę bliżej? – Nigdy nie mógł długo boczyć się na niego. Zawsze zdarzało się coś, co przekreślało błędy Damiana, a znał go na tyle, by wiedzieć, że gdy zaczyna mruży oczy, a jego twarz poważnieje, wyglądając na inteligentną, można być pewnym prawdomówności. Obydwaj wiedzieli, że czas upływający pod znakiem rozstania przyniósł im wiele korzyści, a już zwłaszcza Kołodziejowi. On wiecznie lubił odwlekać sprawy na potem, aby w efekcie zapomnieć o nich albo rozwiązywać po trochu przez całą wieczność. Niby dlaczego ksero w Konsulacie nigdy nie działało jak należy? Gdyby ktoś, czyli Siwy, zajął się nim raz a porządnie, najpewniej pracowałoby bez zarzutu. 
- Przekonaj się. – Z przyjemnością podjął zabawę, mimowolnie masując spore wybrzuszenie. Zawsze lubił w nim bezpośredniość, która odznaczała się pod każdym aspektem życia. 
Teraz też, zupełnie wybaczając Siwemu ostre słowa, nie wstydził się odpinać guzików spodni, kołysząc biodrami z każdym kolejnym krokiem, który zbliżał go do Damiana. Powoli wsunął kciuki za materiał, zsuwając go z bioder. Czarne bermudy nie miały kłopotu z odnalezieniem drogi na podłogę, a bielizna zwyczajnie nie pojawiła się na pokazie, zostając w szafie.
Lucas wcisnął lewe kolano obok uda Kołodzieja, to samo symetrycznie czyniąc z drugą nogą. Uśmiechnął się półgębkiem, kiedy niecierpliwie dłonie dotknęły jego skóry, przesuwając się na pośladki, po czym Damian przyciągnął go do siebie, aby przystąpić do przygotowań. Mina, jaką zrobił, gdy wyczuł pod palcami znaną mu wilgoć, była wystarczająco zaskoczona, by rozbawić. 
- Ktoś się tu chyba spodziewał takiego obrotu sprawy, hm? – Zazwyczaj takie słowa mogłyby nieco urazić drugiego człowieka, zrażając go, ale nie wtedy, gdy przez głupkowaty na co dzień wyraz twarzy przebijały się troska i czułość. 
Tak, Lucasowi także trudno było w to uwierzyć, gdy po raz pierwszy miał do czynienia z tymi emocjami wypływającymi od Kołodzieja. Teraz jedynie z ochotą wtulił policzek w gładzącą go dłoń, wspierając się na barku mężczyzny, kiedy unosił się na nim, by przyjąć go w sobie. 
- Może byś mnie tak rozpiął, a nie łasił jak Furia, kiedy chce jeść?
- No popatrz, jak wszyscy czegoś od ciebie wymagają. – Przesiąknięte kpiną i rozbawieniem prychnięcie towarzyszyło szybkiemu odgłosowi rozsuwanego zamka. Winiarski jakoś dał radę nieco obniżyć spodnie, aby ząbki suwaka nie poraniły go podczas stosunku lub co gorsza nie wyrywały mu włosków łonowych. Z bladoniebieskimi slipami poszło szybciej, gdyż członek sam zdołał się z nich wyswobodzić. – Mmm, dobrze go zapamiętałem. – Niecierpliwy język oblizał spierzchnięte wargi, ale ich rola musiała poczekać. Lucas, jak i jego kochanek stanowczo stęsknili się za sobą bardziej niż na początku myśleli, toteż nie w głowie były im gry wstępne. Bynajmniej tak sądził Winiarski. Podciągnął się wyżej, sięgając ramieniem za siebie, aby odnaleziony i objęty za główkę penis wsunąć w drżące już wejście. Bez problemu pochłonął go do połowy, nie umiejąc opanować spazmów rozkoszy w postaci dreszczy targających jego ciałem. O tak, jak niczego innego pragnął dotyku swojego mężczyzny.
- Nie spiesz się tak. – Z momentem wypowiedzenia tych słów zaśmiał się nosowo. Cóż, najwyraźniej zamienił się rolami z Lucasem, gdyż zazwyczaj to tamten nakazywał mu spokój i zaprzestanie ognistej szarży. – Chodź do mnie. – Chwilowa słabość do bruneta wpłynąć miała na jego przyszłość. Rzadko kiedy odzywał się do niego z tak wielkim pakietem uczuć w głosie, a teraz, pośród przyjemnego półmroku delikatnej poświaty doznał wrażenia rozlewającego się wewnątrz niego dobra, radości… umiłowania wręcz. Chyba wiedział już, jak Lucas czuł się za każdym razem, gdy prosił do dotyk, przytulenie, czy pocałunek. To nie było możliwe do opisania. Działo się teraz i zawładnęło każdą komórką ciała, dlatego cały Damian płonął gorącem, mając w ramionach najwspanialszą dla niego osobę. Pomagał Lucasowi poruszać się na swoim członku, jedną ręką unosząc mu pośladki, a drugą obejmował ciasno wokół talii. Korzystał z dostępu do szyi mężczyzny, pomimo otulającego ją golfa. Początkowo chciał go zdjąć, ale ostatecznie uznał, że obserwowanie Lucasa schodzącego mu z kolan będzie wystarczające do stworzenia nowego fetyszu. – Zabójczo pachniesz. – wymruczał mu do ucha, dysząc w nie cicho. Naprawdę dawno nie uprawiał seksu… Pod tym względem był całkowicie szczery, dlatego nie zdziwił się, gdy pierwsze krople nasienia nawilżyły jego członek, który wyśliznął się z Lucasa. – Uch…
Winiarski odsunął się od niego, ponownie nabijając na męskość. Ogarnęła go gorączka podniecenia, dlatego palce prawej ręki zakleszczyły się na barku Kołodzieja, podczas gdy wolna dłoń rozpoczęła wędrówkę po wygłodniałym ciele, dając Damianowi ucztę królewską. Większą część czasu Lucas poświęcił twardym sutkom, podciągając bluzkę do góry. Postanowienia Kołodzieja natychmiast wyparowały mu z głowy. Gwałtownie złapał rąbki golfu, zdejmując ją przez głowę Winiarskiego. Dłonie profesora nie wróciły już na swoje miejsca, wsuwając się w mokre pasma czarnych włosów. Zadaniem Damiana stało się asekurowanie pleców kochanka i podrażnianie punktów, które prowadziły ku spełnieniu. Dobrze je znał, ale kilkuletnia separacja mogła co nieco zmienić. 
- Witaj w domu… witaj… Ach! – Odrzucona w tył głowa rozproszyła skapujące z włosów kropelki potu, aby zaraz powrócić na poprzednie miejsce, a nawet znacznie się pochylić. Spragnione od początku wargi mogły nareszcie zakosztować ust Damiana, spijając z nich każdy pojedynczy chichot. Takiego przywitania raczej niewielu mogłoby się spodziewać, czy też na niego pozwolić.
Lucas uwielbiał dochodzić jako pierwszy. Kołodziej zawsze doskonale go rozumiał i chcąc dzielić z nim doznania, precyzyjnie trafiał mu w prostatę, wywołując kolejne krótkie spięcie w jego lędźwiach. Obydwoje długo to potem odczuwali, ale ilekroć udało im się to powtórzyć, śmiali się, że nie jest jeszcze z nimi tak źle, skoro wytrzymują tempo. Tym razem nie było inaczej.
- Nie wiem, jak ty, ale ja nie widzę przeszkód w kontynuowaniu. – Oddech Damiana uspokoił się na tyle, by mógł mówić, jeszcze nieco otumaniony pocałunkiem. – Fotel został przyjęty do naszej rodziny, a co dalej?
- Mmm, chyba kulturalnie byłoby powitać łóżko, nie sądzisz? – Mężczyzna odepchnął się od podłokietnika, patrząc na Siwego z góry. – Ale ty mnie tam raczej nie zaniesiesz?
- To retoryczne pytanie. – Diaboliczny uśmieszek wyrażał wszystkie myśli. Jaki człowiek odmówiłby sobie widoku roznegliżowanego, pięknego i dorodnego osobnika płci męskiej, kolejno schodzącego powoli z zajmowanych przez niego ud, odwracającego się, ukazując dwie, jasne półkule świadczące o opalaniu się latem w slipach, a do tego wszystkiego zdającego sobie sprawę, jak muszą one wyglądać, kusząc ładnie drgającymi mięśniami? 
Kiedy Lucas przekraczał próg pokoju, zerkając na Damiana nie odrywającego od niego spojrzenia, poczuł także powoli wypływające z niego nasienie. 
Na to Kołodziej już nie mógł nie zareagować. Przecież on niczego nie marnuje! Trzeba to tam najwyraźniej ponownie umieścić…
Kilka chwil po tym, jak wybiegł za Winiarskim, rozległ się odgłos uderzenia o coś drewnianego… Wystawiona nieopodal szafka na buty stęknęła cicho pod naporem ciężaru, jaki ją zaatakował.
Ciekawe, kiedy mężczyźni dotrą do łóżka?

Akemi (00:12)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz