niedziela, 4 listopada 2012

16. Translate it to me…


6 Wrzesień 2012

Witam, witam, moje najsłodsze Elfiątka. Jak mi tu dobrze… ;3 Nareszcie, no! Po 3 dniach (O_o) pisania rozdziału, jest Wam on. xD Hehe… Nie dało się szybciej – naprawdę. Starałam się, mam świadków, bo nawet mama mnie wsparła słowami: Znowu się spóźniasz.Taa, nie ma to jak liczyć na kogoś. xD


Odpowiedzi:
Star1012 – Damian będzie się starał w najbliższym rozdziale. ;P Zdecydowałam, że jego historię odwlekę o jedną notkę. xD Tak, Darek nie zauważył Adama. Mógł się wychylić albo zainteresować, co zaciekawiło brata, ale gdzie tam! On myślał tylko o sobie. xD


Kinmakur - Mój genialny brat. ;3 Taa, kombos jakich mało… xD Niet, nie pisałeś o obozie… albo pisałeś, ale jakiś czas temu i myślałam, że obóz już się odbył… xP Hahah, starałam się, aby Lucas nie wyglądał zbyt staro. Nie ma sprawy, no ba! Notka z dedykacją dla Ciebie. 


Basia - Rozdział miał być 4tego, ale się nie powiodło… Darek jest panikarzem, oj tak, ale w tym wypadku na dobre mu to wyjdzie. Czasami nad-interpretuje fakty… ale to dobre, oj dobre. xD O Damianie jeszcze będzie. Miałam napisać dziś, ale przeciągnął mi się rozdział. xD


Willowy - Taak ;3 Mikołaj spotkał Adasia i teraz przypomina sobie, jak go poznał. ;P Lucas to trochę karierowicz. Wyjechał za granicę, żeby się rozwijać, ale coś mu tam nie wyszło i wrócił. A może wychodziło, ale tęsknił? Kto go tam wie. xD Hahah, no tak, uczulenie czasami się przydaje. xD Ja mam teraz złamanego kciuka, więc też mnie wiele mija, hy hy . ;D


Zielona Strefa

Naprawdę bardzo, bardzo Was przepraszam za to, że we wtorek nie było rozdziału… ani w środę.
Rozdział dedykowany zagorzałemu yaoicoholikowi, Kinmakurowi. xD


Zapraszam do czytania i przepraszam za błędy.
Powiadomię w piątek Rozdział jutro (12.09.) ;/  Dwa dni próbuję się tu dostać i udało mi się dopiero przed chwilą. Jeśli a razie czego jutro po 20.00 także nie byłoby rozdziału, szukajcie go TUTAJ .Co prawda jeszcze wszystkiego nie przeniosłam, ale awaryjnie wolę podać adres na wypadek odpału Onetu.

-------------------------------------------------------------------------------------------------



Bojaźń przed samym strachem to bardzo mądra postawa. Nie da się go przecież dotknąć, czy z niego wyleczyć, a on ciągle istnieje. Pokonanie i zwyciężenie w walce najsilniejszego wroga niszczącego psychikę będzie więc sukcesem samym w sobie, który umocni pewność siebie.
Chyba nie ma osoby, która podobnych słów nie usłyszałaby z ust kultowego aktora występującego w trzeciej części Harrego Pottera.
Mikołaj stojący przed Konsulatem przypomniał sobie futrzaka o nietypowym problemie, upewniając się w tym, że nie podziela morałów płynących akurat z tych słów. Po pierwsze – jego strach był bytem namacalnym, który mógłby dać mu w dziób. Po drugie – psychikę to on już ma zniszczoną, a teraz co najwyżej dorobi się złamanego nosa. I po trzecie wreszcie – pewność siebie jakoś nie chciała mu przyjść nawet przed podjęciem rozmowy z tym, którego się obawiał, a co dopiero po niej.
- Tutaj chyba nawet tona czekolady by nie pomogła… Przydałby się rozwścieczony wilkołak albo chociaż Syriusz w postaci psa broniącego. – Głębokie westchnięcie jeszcze bardziej osłabiło hart ducha. Nogi smętnie włóczyły się po schodach, gdy naprężone z nerwów ciało starało się opanować drgawki.
Chłopaka gryzło sumienie. Po wczorajszym incydencie nie potrafił zapomnieć tego, w jaki sposób Damian patrzył na niego, kiedy Lucas oznajmił, że zabiera Kubiaka do domu. Może i był kiepski w rozszyfrowywaniu emocji, ale wydawało mu się, iż Kołodziej nigdy nie przestał darzyć uczuciem swego byłego kochanka. Zresztą… Byłego? Przecież żaden z nich nie wspomniał o słowach rozstania. Dobrze, zgoda, Kołodziej być może przyprawiał Lucasowi rogi i nie miał obiekcji przed jego rozwijaniem się, ale wyraźnie dało się odczuć, iż obydwaj zrobili sobie krótką przerwę do siebie, a czas pokazał, że uczucie nie wygasło. Nie padło „Zrywam z tobą. Tak będzie lepiej”.
Gdy wczoraj analizował to, w jaki sposób opowie Siwemu, że po wyjściu nie doszło do niczego między nim a profesorem, był o wiele bardziej optymistyczny. Szkoda, że cząstka tego uczucia nie została mu do teraz. Tym bardziej nie pomagały mu zdziwione spojrzenia pracowników Ambasady, które po prześledzeniu celu trasy Kubiaka zamieniały się w niedowierzające i współczujące. Najwyraźniej Damian okazywał wszystkim jak dobry ma humor…
Pchnięcie drzwi jeszcze nigdy nie wydało mu się tak trudne. Nawet miał wrażenie, że skrzypią złowieszczo, a gdy tylko przejdzie przez próg, zamkną się za nim z dźwiękiem przekręcanego klucza.
Jakże mocno pożałował tego, że zamiast poczekać do wieczora, przyszedł tutaj zaraz po szkole.
W gabinecie Kołodzieja była jeszcze jedna osoba… Osoba, na której mu zależało, a chyba jeszcze mocniej na jego opinii. Stwierdzenie, że jej obecność zbiła z tropu chłopaka to lekkie niedopowiedzenie.
Skrzywiona w niezadowoleniu twarz z czerwoną gwiazdą przy oku wyrażała wszystko, czego Mikołaj mógłby się jeszcze nie domyślić. Niczym drogowskaz, informowała, że życzliwy Damian zdołał już opowiedzieć o zdarzeniu poprzedniego dnia. 
Ale! Tym razem student nie miał zamiaru uciekać. Już raz znalazł się w sytuacji, która odcisnęła na nim piętno. Och, nie spodziewał się, by brat drwił z jego orientacji, skoro sam także był gejem. Przykra sytuacja z podstawówki cały czas siedziała mu gdzieś z tyłu w głowie, dlatego zamiast znów opuścić gardę i pozwolić na grad zarzutów pod jego adresem, postanowił rozpocząć rozmowę, nim ta go przerośnie.
- Widzę, że obydwaj macie ochotę mnie pobić… Tak, o tobie mówię, Lepie. – Uśmiechnął się, przenosząc wzrok z Siwgo na Darka. – I przełożyć przez kolano, ale to Mahomet przyszedł do góry, więc mam pierwszeństwo. Zacznę od tego, że Luc… to znaczy, pan profesor odwiózł mnie do domu. Chciał komuś – zaakcentował, sztyletując Kołodzieja mroźnym spojrzeniem. Wystarczająco wiele się o nim dowiedział, by móc pozwolić sobie na takie zachowanie – zrobić na złość, a z jego opowieści wynika, że było za co. Przysłał mnie tutaj, abym powiedział ci, cokolwiek to znaczny, że ciasto francuskie najlepiej smakuje w Częstochowie. – Wzniósł delikatnie oczy ku górze, przypominając sobie, czy czegoś nie przekręcił. Najwyraźniej Lucas miał jakiś tajny szyfr, który tylko Damian był w stanie rozgryźć. – Uprzedzając pytanie, nic mnie z nim nie łączy, poza niewinnymi, co podkreślam, pieszczotami. I teraz coś dla ciebie, braciszku. Tak, jestem gejem. Dotarło to do mnie stosunkowo niedawno, więc byłbym wdzięczny, gdybyś nie pytał, w jakich okolicznościach, bo to cokolwiek niezręczne – zakończył, biorąc głębszy wdech. Lubił mówić, ale kiedy sytuacja nie należała do spokojnych, czuł się tak, jakby ktoś osuszał mu język.
Oszołomiony sytuacją Kołodziej kilkukrotnie potrząsał głowa, aż wreszcie dotarło do niego, co właśnie powiedział Mikołaj… Od razu skojarzył fragment z ciastem francuskim, lecz potrzebował chwili na przemyślenia. Jak mógłby zapomnieć wakacji w Paryżu? Przecież tylko dzięki Winiarskiemu wyrwał się z domu dalej niż do pracy. Na początku nie był zbyt zachwycony, ale równie szybko zmienił zdanie. Chcąc się odwdzięczyć, po powrocie zrobił specjał kulinarny Francji… To, że mu się nie bardzo udało, należy wybaczyć. Starał się, włożył w to serce, a teraz Lucas twierdził, że jednak było dobre… Nie zamierza wyjeżdżać do Stanów, bo w Polsce jest mu najlepiej i… być może to zbyt wielka interpretacja ze strony Kołodzieja, ale kto wie? Niewykluczone, że na tę decyzję wpłynęło ponowne spotkanie?
Damian nie miał zamiaru zastanawiać się nad tym samotnie. Dostał odpowiedź i wierzył Mikołajowi.
Tymczasem starszy z braci podszedł do studenta, z drobną iskrą złości na dnie źrenicy. Nie chciał się wtrącać ani wszczynać nowych kłótni, ale ciekawiło go, jak na to zareagowali rodzice.
- Nie powiedziałem im. – Chłopak uśmiechnął się, dostrzegając jak ciało Darka przeszywa dreszcz. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co gnębi Ziutka. Kochał go i wiele razy stawał po jego stronie, ale wieloletnie spędzanie czasu razem nauczyło go, jak reagować na niektóre wydarzenia. Zwłaszcza, gdy dotyczą czegoś, co Darkowi kiedyś było zabronione, a za sprawą zmieniającego się świata udostępniane Mikołajowi. Mimo to wiedział, że brat go kocha i jest równie spostrzegawczy, bo ilekroć „usłyszał” jego myśli i wypowiedział je na głos, Ziutek nie powstrzymywał krwi nabiegłej do uszu, a te teraz były koloru jaskrawych tęczówek. – Bałem się, że mnie wyrzucą.
Spuszczona głowa Darka podniosła się gwałtownie. Już on znał ten delikatnie drżący głos.
Nie wahając się ani na moment postąpił tak, jak brat powinien. Najpierw przyjacielsko uderzył go w ramię, aby zaraz szybko, lecz mocno przytulić go do siebie. Długo nie mógł zrozumieć, jak biologiczni rodzice bruneta mogli go zostawić… Nawet nie z dnia na dzień, bo przecież wszystko rozstrzygnęło się w dobę. Myślał jednak, że to już jest poza chłopakiem. Najwyraźniej przykrość i zawód jaki go spotkał, miały już na zawsze tkwić w nim niczym cierń.
- Wiesz, że oni są inni. Nie zostawiliby cię z takiego powodu… w ogóle by cię nie zostawili – dodał z zaskoczeniem dla siebie. Dopiero teraz dotarło do niego, że i jemu nikt nie zamykał drzwi do rodzinnego domu. – Jeżeli zdecydujesz się na rozmowę z nimi, możesz na mnie liczyć. Pojadę z tobą i będę bronił, a w razie czego zagrożę, że zamieszkasz ze mną. To powinno ich przestraszyć. – Odetchnął z ulgą, gdy na twarzy Mikołaja odmalowała się ulga. Sam wyraźnie się uspokoił, wiedząc, że chłopak nie popełnił głupstwa, wiążąc się z własnym nauczycielem. Kto wie, czy za takie spoufalanie nie zostałby wyrzucony – on lub wykładowca. W kwestii pieszczot sam rozumiał doskonale, jak to jest. Wiele razy już dziękował Adamowi za cierpliwość. Najwyraźniej z Mikołajem łączyły go prawdziwe więzy krwi.
- Taa, na pewno bym z tobą wytrzymał. – Dwudziestojednolatek prychnął, gryząc policzki od środka. Nie wiedział, ile jeszcze razy musi się przekonać co do tego, że rodzina Kubiaków jest inna od tej, do której niegdyś należał. Dobrze mu było ze świadomością posiadania kogoś bliskiego, ale nie miałby nic przeciw temu, aby jego ukochany blondwłosy przyjaciel zagrabił sobie Darka. Na to miał swój sposób i tego, czego było mu potrzeba do realizacji planu, to dociekliwości brata.
***
Niedziela, 5 grudnia
Telefon Mikołaja brzęczał już od siódmej rano, a chłopak namiętnie wręcz odrzucał połączenie. Chyba wyraził się jasno, mówiąc bratu, że mu nie pomoże w sprawie Radka? 
Najpierw otrzymał wiadomość zawierającą cztery słowa: „Podaj mi jego adres”. 
Potem zaczęły się wielokrotne próby dobudzenia młodszego Kubiaka. Po dwudziestym z kolei sygnale musiał zmienić dzwonek, bo ten wystarczająco uprzykrzył mu życie.
- Jezuuu. Czego chcesz? – Każdy miałby dosyć po pewnym czasie.
W słuchawce zapanowała cisza przerywana miarowym oddychaniem.
- Chyba pomyłka… – Rozbawiony Darek pozwolił sobie na śmiech. – Jak możesz się tak zwracać do Chrystusa, nawet, jeśli to nie od odebrał?
- Mamy dobry humorek z rana, co? – Ciemne tęczówki zostały przetarte, aby ich właściciel mógł się do końca wybudzić. Jakoś jemu nie było tak wesoło. – Nie podam ci jego adresu i tyle. Trzeba było inaczej załatwiać sprawy. Jesteś dorosły, ale naturę masz dziecinną i – ziewnął, nie mieszkając ogłosić tego bratu, rycząc mu do telefonu – sorry, i pakujesz się w kłopoty. – Był twardym przeciwnikiem, dlatego nie miał zamiaru zbyt szybko wyjawiać bratu tego, czego potrzebował. Niech na to zasłuży.
- Młody, nie przesadzaj. – Zaczął się denerwować, chodząc po pokoju. Wczoraj cały dzień obmyślał plan dotarcia do Radka. Próbował wyszukać czegoś w książce telefonicznej, a nawet prosił o pomoc w szpitalu, w jakim przebywał Mika. Wszystko na nic. Damian też był jakiś dziwny i błądził myślami wszędzie, tylko nie tam, gdzie znajdowało się jego ciało. – Myślałem, że taki nie jesteś, ale czego chcesz w zamian?
Jakże bestialski uśmiech ozdobił promieniejącą szczęściem twarz Mikołaja, tego Darek raczej nie chciałby widzieć. Student był pewien, że brat nie zechce wyświadczyć mu przysługi, o którą poprosi, ale czy on jest biurem informacji, aby bez zgody rozdawać czyjeś dane?
- Niedawno dowiedziałeś się, że jestem gejem. – Oparł się wygodnie o poduszki, zginając lewą nogę w kolanie. Starał się wyobrazić reakcję brata na to, co mu zaraz powie. – Nie mam faceta, ale niedawno spotkałem osobę, którą poznałem kilka lat temu i nie mogę go sobie teraz wybić z głowy. – Zmarszczył brwi, gdy do uszu doleciało mu mruknięcie o jakimś Adamie. Już kiedyś o nim słyszał. – Póki go znów nie spotkam, chciałbym się w czymś podszkolić, aby zrobić na nim wrażenie. – O mało nie zwijał się ze śmiechu, szybko zdając sobie sprawę, o czym może myśleć teraz Darek. – Niemal widzę, jak odsuwasz telefon od ucha i patrzysz na niego, jakby zamienił się w pilot. No, braciszku, jeżeli tu przyjedziesz i dasz mi lekcję całowania, gwarantuję, że dam ci nie tylko adres, ale i numer telefonu, rozmiar ubrań oraz kilka jego fotek. Co ty na to?
Cisza… a potem sygnał przerwania połączenia. Oj, czyżby chłopak jednak przesadził? Nie mógł zaprzeczyć, że zmartwiła go taka reakcja brata. Przecież mogliby się targować, bo samo denerwowanie Darka byłoby dla bruneta wielkim wynagrodzeniem.
Szybko wybrał ostatni numer, z którym się kontaktował, ale odezwała się poczta głosowa.
Niepokój powiększył się jeszcze bardziej… Chyba nie powiedział zbyt wiele… aby wiązały się z tym jakieś konsekwencje?
^^^
Zegarek wskazywał siódmą trzydzieści, a on już był ubrany. Połowę z porannych rzeczy wykonywał automatycznie, rozmyślając. Pewnie panikuje, ale nie chciałby, aby brat miał go za jakieś dziwne cudo natury. Już raz go stracił.
Burczenie w brzuchu nakazywało mu zejść na dół do kuchni. Osiemnaście schodków wydawało mu się co najwyżej pięcioma – reszty nie pamiętał. Ocknięcie się wydawało się przez jakiś czas nieosiągalne, a jednak, gdy głośne trąbienie samochodu przedarło się przez szczelnie zamknięte okna, Mikołaj drgnął, obracając się na pięcie. W momencie przemierzył korytarz, wbiegając do jednego z zamykanych na noc pokoi. Obraz za szybą wyraźnie wskazywał mu to, co podpowiadała intuicja.
Od razu poczuł lekkość na sercu i nie kwapiąc się z ubiorem płaszcza otworzył drzwi wejściowe, wybiegając na mróz. Trochę ślizgał się na oblodzonym chodniku, ale jak mogłoby być inaczej? Domowe kapcie nie chroniły przed lodem.
- Masz samochód? – Gdyby któryś z sąsiadów wyściubił nos spod kołdry, mógłby nareszcie zobaczyć dawno nie zaglądającego w te strony Darka. – Fajny… – Pogładził dach Audi*, kopiąc przednie koło.
- Też się cieszę, że cię widzę, a teraz właź do środka. – Otwarte na moment okno po stronie kierowcy zostało szybko zamknięte. Obserwował jak Mikołaj ze zdziwieniem obchodzi auto, posłusznie spełniając jego polecenie. Po zakończeniu rozmowy telefonicznej miał ochotę rzucić się pod najbliższe, nieużywane tory tramwajowe, ale mu przeszło. W końcu rodzinie trzeba pomagać… Nawet jeśli ich prośby są cokolwiek przerażające. Grunt, że on także coś zyska. – Rodzice w domu?
- Śpią… chyba. – Czujnie śledził ruchy brata, nie dowierzając zaistniałej sytuacji. Czyżby szatyn był aż tak zdesperowany? W życiu by go o to nie posądził. Fakt, że udało mu się go sprowadzić pod dom, traktował jako wielki krok do przodu, bo być może drobnymi posunięciami zdoła go kiedyś wreszcie do niego wepchnąć – choćby i na siłę. Trochę krępowała go bliskość z Darkiem. Niby nic, ale dało się wyczuć coś wiszącego w powietrzu. Czyżby znów miał wykonać pierwszy ruch? Zaczynało mu być zimno. – To co…
- Dobra…
Jedno słowo, a po nim ciąg gestów, na które młodszy Kubiak nie potrafił odnaleźć żadnej riposty. Zupełnie zamarł, gdy ręce brata objęły jego twarz. W nie mniejszym szoku patrzył na zbliżające się usta, aby z niedowierzaniem uświadomić sobie, że właśnie zetknęły się z jego ustami. Soczyście błękitne, naturalne tęczówki Darka koiły niczym spokojny ocean. Wszystko było w porządku. Pocałunek nie ma żadnych głębszych podtekstów – zdawały się mówić jego oczy, a wargi powoli inicjowały odważniejszą zabawę, ucząc Mikołaja, który sam nie wiedział, kiedy zaczął lustrzanie odbijać każdy gest. To było dla niego nieco dziwne, nietypowe i zdecydowanie zbyt nagłe, ale nie czuł się skrępowany. To graniczyło z czystym koleżeństwem. Nie było żadnych rewelacji z brzuchu – no, może lekka ekscytacja, gdy do mózgu docierały wielokrotnie powracające myśli, że właśnie całuje się z bratem. Zmarznięte wargi ocierały się o sobie, wytwarzając drobinę ciepła, przez co trudno je było oderwać od przyjemnej czynności. Darek starał się przekazać bratu to, czego sam musiał się nauczyć, aby być docenianym. Pierwszy i zarazem jeden z dwóch partnerów wyśmiał go pod tym względem. Dopiero kolejny dał poczucie tego, że Darek podszkolony, to Darek perfekcyjny… Szkoda, że dostrzegał go tylko pod tym względem.
Delikatne liźnięcie dolnej wargi Mikołaja i głośny, mokry całus na koniec uwieńczył pięciominutową pieszczotę, a kolejne sekundy nie zostały przełamane barierą mowy. Obydwóm zabrakło głosu. Było ich stać tylko na wpatrywanie się w siebie z powagą. Szczęście, że o tej porze nikomu nie chciało się iść do sklepu mieszczącego się może sto metrów za nimi.
- Masz mi wcześniej przedstawić bratowego, rozumiemy się?
Mikołaj najprawdopodobniej jeszcze nigdy nie słyszał, aby Darek był aż tak poważny. Może i jego słowa nie brzmiały jakoś wzniośle, nie miały na celu moralizatorstwa, ale były tak cholernie szczere!
- A ty mi przedstawisz Radka, okej? – Mrugnął mu, sięgając do schowka. – Każdy facet trzyma tutaj długopis i kartkę? – Podniósł do góry wspomniane przedmioty i z brwiami uniesionymi wysoko do góry zaczął zapisywać adres Miki. Po takim szkoleniu zrobiłby dla brata wszystko, łącznie ze sprowadzeniem Azjaty do swojego domu. – Nie zgubisz się, tylko jedź już.
- Nie mów mi, co mam robić… – Łypnięcie niebieskich oczu nie wskazywało wiele dobrego. – Najpierw muszę iść na uczelnię. Przecież mam zajęcia.
Mikołajowi wydawało się… Nie, był pewien, że w grobowym mruknięciu było wiele chęci do zrobienia sobie wolnego. Po oddaniu mu kartki został uprzejmie wyproszony na zimno. Zdołał jeszcze tylko zapytać, czy może Darek znajdzie chwilkę na wstąpienie do domu, ale odpowiedź nie była konieczna, gdy samochód ruszył w drogę powrotną do miasta.
- Oj, chłopie… Żeby komuś tak na mnie zależało…
***
Zbliżał się wieczór, kiedy w mieszkaniu numer dwadzieścia sześć rozległo się donośne pukanie. Krzątający się po salonie Radek zdziwił się nieco, bo nie przypominał sobie, aby ktoś oferował mu swoje towarzystwo. Akurat kończył segregowanie ubrań na zimę, więc trzymany w ręku sweter odłożył na półkę, podchodząc do drzwi.
Szybko pożałował tego, że zamiast spojrzeć w wizjer, przekręcił klucz i otworzył niespodziewanemu gościowi. Zareagował trochę za późno, chcąc odgrodzić się od Darka, gdyż chłopak sprawnie zablokował tę możliwość, siłując się chwilę z upartym blondynem. W końcu opłaciła mu się ta mini walka.
- Czego tu chcesz? Nie wystarczyły ci wizyty w szpitalu? Ej! Słuchasz mnie?! – Gdyby komiksy z jego rodowitego kraju miały swe odzwierciedlenie w rzeczywistości, teraz jego włosy stałyby na baczność, a w oczach pojawiłyby się znaczki piorunów. Radek kompletnie nie wiedział, jak rozgryźć zachowanie Kubiaka, który po brutalnym wtargnięciu w jakimś celu, obecnie stał na środku pokoju, rozglądając się wokoło z beznamiętnym wyrazem twarzy.
- Wyjeżdżasz gdzieś? – Nie tak chciał to przeprowadzić. Miał tutaj wejść i porozmawiać, ale gdy zobaczył górę ubrań porozkładanych na fotelach, jego taktyka uległa diametralnej zmianie. On… nie mógł pozwolić na to, aby Radek go opuścił. Wariował, kiedy nie widział go te głupie pół godziny, które nie tak dawno wspólnie spędzali, a teraz miałby go stracić?
Mika wahał się przez niezauważalną dla Darka chwilę, po czym podchwycił temat, mając w sercu cichą nadzieję, ale o wiele głośniejszą wściekłość na mężczyznę.
- Musiałem spędzić tu pięć lat, aby się przekonać, że naprawdę Polacy mnie tu nie chcą. Pozdrów Mikołaja. Pewnie to on dał ci adres, ale to i dobrze. Przynajmniej wiesz jako pierwszy i nie będziesz mnie już nachodził, a teraz żegnam. No żegnam! – Przeforsowanie stojącego jak słup Kubiaka było dla o wiele drobniejszego Azjaty czynem cokolwiek niemożliwym, a jednak udawało się. Na jego korzyść działało prawdopodobnie zamyślenie Ziutka.
Darek czuł jak mocno pulsują mu skronie. Myślał intensywnie, w wyniku czego dotarło do niego to, co brat kilkukrotnie mu już powtarzał, gdy rozmawiali przez telefon. A on, głupi, nie chciał go słuchać.
Porwał w ramiona zaskoczonego Mikę i korzystając z przerwania monologu wypełnionego nieprzyjemnymi, japońskimi epitetami, spojrzał mu głęboko w oczy. Ze zdziwieniem dla samego siebie odkrył, że one nie były tak do końca piwne. Zmieniały się, barwiąc obwódkę źrenicy na zielono, a im dalej od niej, tym kolor brązowiał, stając się czarnym.
- Nie odjeżdżaj. Zostań. Potrzebuję… Kocham cię. – Przepływające przez niego uczucia zalewały mu wzrok. Nie płakał. Po prostu czuł, że teraz wszystko zależy od Radka, że jego los leży w rękach blondyna… Że jego serce oczekuje impulsu do wznowienia bicia.
W jaki sposób odpowiedzieć na takie słowa? Radek także nie wiedział. Jeszcze nigdy nie był tak blisko Kubiaka… nie był tak dotykany i nikt nie wyznał mu niczego. Bał się, że jeżeli komuś tak bezgranicznie zaufa, prędzej czy później mocno się sparzy. Intuicja nigdy go nie zawodziła, a teraz, gdy jej potrzebował, jak na złość nie protestowała… Na złość?
- Na razie mogę ci dać tylko tyle. – Wysunięta, jasna dłoń przyciągnęła Darka, aby Mika mógł złożyć na jego policzku jeden, skromny pocałunek. – Na więcej musisz popracować.
Ulga i rozluźnienie mięśni – w tym dudnienie w piersi – świadczyło o powracających do Kubiaka czynnościach życiowych. Być może reagował zbyt ekspresyjnie, ale nie mógł powstrzymać się przed objęciem Radka, tuląc się do jego szyi w ten sposób, jak małe dzieci postępują ze swoimi ulubionymi, pluszowymi misiami.
- I nie wyjedziesz? – zapytał buńczucznie, po raz pierwszy z bliska wdychając delikatną woń, jaka nęciła do w Konsulacie.
- A czy ja miałem taki zamiar? – Roześmiał się pod nosem, czując poruszenie w swoich ramionach. – Segreguję ubrania, żeby te letnie nie zajmowały miejsca.
- Słucham? Wrabiałeś mnie? – Specjalnie modelował głosem, aby nadać mu nuty grozy, ale mina wyrażała najwyższy stopień rozbawienia. Nie dał rady udawać złego, kiedy chwilę wcześniej doznał aż tak ogromnej dawki szczęścia. – Chyba musimy coś z tym zrobić.
- No… Masz rację. – Spojrzenie Miki spoczęło na największej kupce bluz z długim rękawem. Kuzynka przed wyjazdem do Japonii nie omieszkała go uzbroić w nowe kolekcje. – Ty zbierzesz się za to. – Wskazał na piętrową wieżyczkę i więcej już nie było mu dane. Z okrzykiem protestu wylądował na ubraniach, które automatycznie zburzyły swą konstrukcję, częściowo lądując na nim i wiszącym nad nim Darkiem. Chwilę później gniótł wyprasowane bluzy, aby uciec byle dalej od jeszcze chłodnych, wkradających się pod jego szarą, odsłaniającą ramiona koszulkę, którą tak polubił Mikołaj i jego brat najwyraźniej także, bo nie omieszkał skubać ustami odsłoniętej części ciała. Kiedy Mika przypomniał sobie o przyjacielu, zastygł w bezruchu, spoglądając z przerażeniem na Darka. – Wiesz, jaki jest jutro dzień?
- Poniedziałek. Ała! – pomasował bark, w który uderzył go Mika.
- Szósty grudnia… Mikołajki!
Po raz kolejny tego dnia Ziutek doświadczył bliźniaczej reakcji. Różnica polegała na tym, że to on był naśladowcą, powtarzając mimikę twarzy Japończyka… Uświadomił sobie właśnie, że kompletnie zapomniał o imieninach brata.
——————————————–

Akemi (23:12)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz