niedziela, 4 listopada 2012

14. Translate it to me…

21 Sierpień 2012

Witam moje kochane Elfiątka! Ja się normalnie wykończę, bo te wtorki robią się ostatnio feralne. Wczoraj zadzwoniła do mnie babeczka od praktyk, informując, że spotkania nie będzie 31 sierpnia, lecz dziś… Rozdział miałam w połowie. — A co się okazało z praktykami? Już mi się zaczęły, bo we wrześniu redakcja nie bardzo ma czas na studentów.  Co za masakra. xD


Odpowiedzi:
Star2012 - Ha, pierwsza byłaś ;3 Radkowi wymyśliłam cięższą chorobę, ale z niej wyjdzie… tylko musi mieć kogoś, kto będzie mu przypominał o zażywaniu lekarstw… a tak mi się wydaje, że ta osoba nie będzie miała nic przeciw. xD Dzisiaj znów kolejna dawka uświadamiania sobie, że Radek lubi Darka i… vice versa. xD Hhaha, no tak, Mikołaj mógłby posłać Damiana na deski. xDD


Kinmakur – Braciaku. xD Pospałeś dłużej, a srebro tez jest dobre ;3 No, ja myślę, że nie kleisz się do kogo popadnie, jak Kołodziej. Ale spokojnie, niedługo się ustabilizuje. xD jak to brzmi, raju. xD Na wykładach skupiam się ja… 10 minut wystarczy. xD Monika sama będzie chciała odejść.


Willowy – Haa, zawsze można komuś ładnie dociąć, hie, hie. Nie żebym namawiała, ale niektórym przydaje się trzymanie krótko. xD Damian to Lep, ale będzie takim wielgaśnym, jak mu dam faceta. xD Wtedy będzie mógł się tulić do woli. Monika nie jest taka zła. W sumie żałuje… nie zdawała sobie sprawy z tego, co robiła. Myślała, że faceci są od pomagania. To może zamiast tabletek idź na jakieś badania?


Basia - Przestrzeń jest długa. Historia jest taka, że miało być tylko „Gdyby ogień był wodą”, ale wyszło tak, że są 3 części. xD Obecne opowiadanie osadzone jest w moim mieście. Chciałam coś takiego zrobić, aby kiedyś wspominać sobie, jak to było… mijając konsulat czeski mam zawsze wielgaśny uśmiech na twarzy. xD Adam pozna Mikołaja jakoś po świętach (oczywiście w opowiadaniu, a nie w rzeczywistości. xD) Do tego czasu jeszcze trochę się wydarzy. Radek wyzdrowieje. xD To znaczy…  z tą choroba musi żyć, ale na pewno nie będzie przerzutów. Łoł, aż tyle Cię nie będzie… mam nadzieję, że wyjazd będzie udany i bezpieczny.  A – piszesz o Radku – „Robert”. ;D

Zielona Strefa
Komar – to zorganizowana grupa. Moim zdaniem ich nazwa to skrót od: Komandos Owadzich Marines Atakujący Rozrywkowo. xD

Dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania ;3 Przepraszam za błędy.

-------------------------------------------------------------------------------------------------


Im dalej w las tym więcej drzew – prawdziwość tego przysłowia świetnie oddawała to, co działo się w jednym z częstochowskich szpitali. 
Krewni osób chorych przechodzący nieopodal rozglądali się ciekawie lub z niechęcią komentowali tragiczne zachowanie mężczyzny nie stosującego się do regulaminu budynku.
Przedzierający się przez korytarz Mikołaj mijał zirytowanych ludzi, kierując się do źródła podniesionych krzyków. Jeśli dobrze wnioskował, znajdowała się tam też rejestracja.
Z początku cisza miejsca zaczynała być pochłaniana przez szumy, narastające rozmowy i wrzaski, a więc w istocie – im bliżej celu, tym głośniej. Już z daleka dało się rozróżnić poszczególne słowa, a te nie należały do najprzyjemniejszych. Nie nadawały się dla uszu płci pięknej, dlatego Kubiak niepewnie zerkał na kroczącą obok niego dziewczynę.
Choć było dopiero po trzeciej, zdążył już wiele zrobić. Środy na uczelni wiązały się z zebraniami wyborczymi, a te dziś musiały się przeciągnąć. Zapewne nie pierwszy i ostatni raz.
Wychodząc z budynku uczelni od razu pomyślał o Radku. Ciężko było mu skupić się na czymś innym, dlatego szybsze wyjście traktował jak błogosławieństwo losu. Oczywiście mógłby spokojnie wrócić do domu i odespać nerwowo rozpoczęty dzień, ale w mieście trzymały go dwie rzeczy – przyjaciel, o którego zdrowie musiał zapytać i jego kot. Pamiętał, jak blondyn kiedyś wspominał o zwierzątku… Bodajże podczas pierwszego zaproszenia do mieszkania. Wtedy też Mika podarował mu swoje zapasowe klucze. Gdy usłyszał, ile czasami Mikołaj musi oczekiwać na autobus, nakazał studentowi, aby zamiast marznięcia na dworcu, ogrzał się w ciepłym pokoju. Ten ze sposobności skorzystał już kilkukrotnie i teraz miał być następny. 
Co prawda odnalazł odpowiednią kamienicę, wszedł do windy i wjechał nią na właściwe piętro, a nawet włożył klucz do pasującego zamka, jednak problem pojawił się właśnie przy ostatniej czynności. Kilkukrotne próby otwarcia drzwi skłoniły chłopaka do myślenia. Pod uwagę brał włamanie lub zagapienie się Radka podczas porannego zamykania mieszkania.
Z duszą na ramieniu i ciężką torbą w ręce wszedł do środka, rozglądając się dokoła. Nie był tchórzem, ale każdy na jego miejscu obawiałby się o swoją skórę. Na szczęście intruz okazał się łagodną Azjatką o ciemnych włosach. Po krótkiej, niezręcznej ciszy zaczęły się wyjaśnienia i przedstawianie swojej osoby, dzięki czemu biegnący korytarzem Mikołaj mógł wreszcie dowiedzieć się czegoś o stanie zdrowia Miki. Jemu na pewno nic by nie powiedzieli, gdyż nie był członkiem rodziny, ale dotrzymująca szybkiego kroku Risa, jako kuzynka miała większe prawo.
- Kuso, byłam tu niedawno, a on już wpadł w kłopoty – mamrotała pod nosem, przyspieszając. Niskie obcasy stukały w wyłożoną płytkami podłogę, wybijając równy rytm.
Mikołaj powrócił myślami do teraźniejszości, znów obdarzając ją niepewnym spojrzeniem. Gdy dowiedziała się o stanie zdrowia Radka, niemal nie stratowała go w przejściu, aby tylko już być obok kuzyna. 
Obawiał się o los najbliższych lekarzy, którzy wpadną w oczy Risie, gdyż najprawdopodobniej nie wyjdą cało z tej rozmowy.
I rzeczywiście student nie mógł nic zrobić, gdy dziewczyna wyszła naprzeciw siwiejącemu już mężczyźnie zmierzającemu w ich stronę. W żadnym wypadku nie zdołałby złapać jej w porę i uspokoić. Risa zresztą nie czekała na pozwolenie. Pędziła na złamanie karku, zwalniając dopiero kilka metrów przed lekarzem. Zdziwił ją widok niedawno poznanego Darka, który z nachalnością równą jej własnej nie odstępował medyka, niemalże go obskakując. Wkrótce, gdy tylko odpędziła niepotrzebne myśli i ona dołączyła się do nagabywania doktora.
- Itoko, koko de watashi no itoko? Byōki to wa nanidesu ka? Hanasu! Shinjitsu o hanashi, shite kudasai*. – z nerwów automatycznie przeszła na język japoński. Drżące dłonie zacisnęła na białym kitlu, zadzierając głowę, aby ciemne oczy zatopiły się w głębi jasnych, szarych i mocno zmęczonych.
Starszy z Kubiaków szybko podchwycił obecność dziewczyny. Natychmiast domyślił się, że to jego brat ją tutaj przyprowadził, choć niekoniecznie wiedział, jakim sposobem. Zdołał nawet poczuć ukłucie zazdrości, gdy pomyślał, iż być może Radek dał chłopcu kontakt do swojej rodziny. Gdyby to było prawdą, musiałby poważnie porozmawiać z Mikołajem i uświadomić mu, w co się pakuje. W końcu Mika był gejem, a jego braciszek czasami nie grzeszył inteligencją i często wykazywał skłonności do naiwności. Wielokrotnie bronił go z kłopotliwych sytuacji, dając łomot każdemu, kto ośmielił się podnieść rękę na Mikołaja. Nie wiedział jednak, że ten mały chłopiec zdołał dorosnąć i własnymi sposobami dojść do tego, co, a raczej kto kręci Azjatę.
- O, widzi pan doktor!? To kuzynka Radka, więc proszę powiedzieć, co mu dolega.
- To coś poważnego, prawda? Imaimashī baka!** – krzyczała na zmianę z Darkiem, doprowadzając lekarza do bezsilności.
Patrzący na to Mikołaj niemal złapał się za głowę. Nie był znawcą, ale jak na studenta medycyny, jego brat zachowywał się jak wyjęty z buszu głupek. Nie dość, że wrzeszczał na całe piętro, to jeszcze bezczelnie wysługiwał się Risą jak tarczą. Cierpliwość skończyła mu się nad wyraz szybko, doprowadzając na kres wytrzymałości. I on ma pouczać starszego od siebie? Pięknie! Ale czy miał inny wybór? 
Co prawda medyk jako tako dawał radę z odpędzaniem dwójki natrętów, lecz liczebność „wrogów” coraz bardziej zaczęła mu doskwierać. Chyba nawet przyzwyczajał się do jazgotu, już mniej licząc na pomoc ochrony, toteż kilkusekundowa cisza na początku została przez niego pominięta, aby szybko zacząć go ciekawić. Tuż przed nim stał trzeci osobnik. Jego długie, czarne włosy sięgały kolan. Przez chwilę miał wrażenie, że to brat pacjenta, o którego tak wykłócała się milcząca wreszcie para. Gdyby nie europejskie rysy twarzy, z pewnością to jemu udostępniłby informacje o stanie zdrowia.
Tymczasem Mikołaj zaciskał ręce na ramionach obydwojga w ten sposób, jakby chciał odepchnąć ich, aby dostać się do medyka. Tak naprawdę zależało mu na rozdzieleniu krzykaczy. Jeśli jednemu z nich zabraknie wsparcia, automatycznie włącza się mechanizm blokujący podjęcie samodzielnej walki.
- Panie doktorze, bardzo za nich przepraszam. – Skarcił wzrokiem brata podejmującego chęć ponownego wszczęcia wrzasków. – Ta dziewczyna to Risa Kotani, kuzynka Radosława Miki. Czy byłby pan w stanie pomóc jej i mnie w ustaleniu powodu omdlenia naszego przyjaciela? – na koniec uśmiechnął się zachęcająco, licząc na zrozumienie starszego lekarza. On też miał dosyć głośnych pokrzykiwań, dlatego osobiście podjął się mówienia, wyręczając starszego brata i Azjatkę.
Mężczyzna wyraźnie odetchnął , poprawiając kitel porwany przez namolnych wizytatorów szpitala.
- Podejrzewamy u niego Ziarniaka Wagnera. To poważna choroba, ujawniająca się między innymi krwotokami, sennością, brakiem apetytu i ogólnym osłabieniem, ale proszę się nie martwić – dodał szybko, widząc bladość wstępującą na twarz dziewczyny. – Pan Radosław trafił do nas w odpowiednim momencie i jestem niemal w stu procentach pewien, iż jego remisja to czysta formalność. Zmuszony będzie do zażywania odpowiednich leków, bez których wyleczenie nie mogłoby się obejść. Ma silny organizm, więc prawdopodobnym jest uniknięcie przerzutów, ale na obecną chwilę nie mogę niczego zagwarantować. Proszę wstrzymać się z odwiedzinami do jutra. Próbowałem to państwu powiedzieć wcześniej, ale… – nie dokończył, spoglądając sugestywnie na Risę i Darka.
Mikołaj wciąż przezornie trzymał tę dwójkę, samemu czując spadający z serca kamień.
- Bardzo dziękuję, a o której można rozpocząć wizyty? – zapytał jeszcze, przypominając sobie plan zajęć.
- Od dziesiątej.
Po tych słowach lekarz oddalił się z nieukrywaną ulgą. Milczeniem pominął fakt gróźb, jakie wystosował na nim starszy Kubiak, a które dotyczyły wstawienia się u rektora uczelni, w jakiej studiował chłopak. Zdecydowanie wolał nie mieć z nim już nic wspólnego, a jutro na pewno weźmie inną zmianę.
Zdezorientowana Risa otwierała usta, nie wiedząc, co począć. Niby dowiedziała się kilku rzeczy, ale czy gdyby sama podeszła do medyka, nie załatwiłaby więcej?
Dwudziestojednolatek nie pozwolił jej na dłuższe rozmyślania.
- No, moi drodzy, w tył zwrot. Wstyd się z wami gdziekolwiek pokazać.  – Zatupał ostrzegawczo. – Dziś już nic nie załatwimy, ale możemy odpocząć i w pełni sił powitać Radka… Przydałoby się załatwić wszystkie papiery, więc skoro nie jest tak późno, Risa powinna o to zadbać. Wiem, że się na mnie boczysz, rozumiem to, lecz trzymaj nerwy na wodzy. O ile mi wiadomo, w Japonii panuje rygor względem zachowań społeczności w kryzysowych sytuacjach… Nawet, jeżeli chodzi o ulubionych członków rodziny. – Delikatnie pogładził jej plecy, masując je uspokajająco. Jeszcze tego by mu brakowało, aby z powodu wtrącenia się do Radka oberwał za samowolkę. Zachował się wzorcowo, czego o starszych od siebie towarzyszy nie można było powiedzieć. – A ty, braciszku, wracaj do pracy albo opracuj plan przeproszenia Radka za swoje słowa – warknął diametralnie zmieniając głos, który w rozmowie z Kotani był wręcz uspokajająco przyjemny. – Nadal nie mogę ci tego wybaczyć i nie licz na pomoc z mojej strony. Dobrze wiesz, jak on cię lubi.
Starszy Kubiak wyrwał ramię z uścisku brata. Przecież nie był Duchem Świętym, aby domyślić się tego, co Mika do niego czuje. O ile coś czuł. 
Mikołaj równie dobrze mógł pomieszać fakty… ale jakby na to nie spojrzeć, Azjata najczęściej spotykał się właśnie z nim, więc być może zwierzył się z czegoś?
Nie, to niemożliwe! Gdyby istniała jakakolwiek nić głębszej przyjaźni między Ziutkiem a Radkiem, prędzej czy później czerwone tęczówki zdołałyby to zauważyć. Jak do tej pory Mika raczej się go bał, a kiedy… Kiedy przypadkiem spotkali się w kinie, blondyn z minuty na minutę rozluźniał się i to w jego towarzystwie!
Brązowe włosy Darka ugięły się pod naporem ugniatających je palców. Jakie to wszystko było dziwne!
Wtedy Lancet śmiał się, żartował, a raz nawet dotknął jego dłoni! Czemu o tym zapomniał? Chyba wciąż sądził, że to za mało do potwierdzenia, a raczej doszukania się w tych gestach czegoś głębszego.
Tak naprawdę, gdy Mika trafił do zespołu tłumaczy i doszło do konfrontacji ze starszym Kubiakiem, ten dosłownie wrósł w podłogę. Obrazowo rzecz ujmując – trafił w niego piorun.
Łatwo domyślić się przyczyny tak silnych przeżyć. Już kiedyś doświadczył czegoś podobnego i nie skończyło się ono szczęśliwie, dlatego tym razem od razu spisał je na straty, zniechęcając do siebie Lanceta.
Początkowo wmawiał sobie, że wspólne spotkania i tak ograniczą się do trzydziestu minut między jego rozpoczęciem a radkowym zakończeniem pracy. Kiedy jednak dowiedział się o homoseksualizmie blondyna, który delikatnie wysyłał mu sygnały swojej sympatii, wpadł w panikę. Z jednej strony odpychał go tak samo jak niegdyś Adama, a z drugiej miał nadzieję, że skończy się w ten sposób, jak w przypadku Gruchy właśnie. Najpewniej nie sądził, że Mika jest sporo wrażliwszy i długo nie wytrzyma takiego traktowania. Ponadto Adaś raczej nie darzył Kubiaka silniejszym niż przyjaźń uczuciem – odwrotnie do Radka. I gdyby to tak cholernie nie podobało się Darkowi… Czech często mu wybaczał, przywracając wielokrotnie do pionu. Azjata był inny. Owszem, długo walczył, wykłócał się nawet lub milczał, ale zawsze w swojej obronie, a nie po to, by zmienić. Dla niego najmniejsza wada miała coś z dobrego, tylko czasem należało się wycofać, tak jak to uczynił tym razem.
I wtedy olśniło Ziutka.
Gdyby Mika zaraz na początku przyznał, co się dzieje w pracy, wszyscy od razu zlinczowaliby Monikę… a zwłaszcza łatwo ulegający nerwom Darek.
Blondyn na pewno nie spodziewał się tego, że obojętny na jego uśmiech Kubiak w rzeczywistości strasznie go lubi… Na tyle, by zająć się jego napisami i tym samym nakryć Quasquai. Był lojalny do szpiku kości, co znacznie naruszyło słabe zdrowie.
- Co za głupek… – podsumował Radka, ku zdumieniu brata uśmiechając się ciepło. Poprzedni partner martwił się tylko o to, by nie mieć złej opinii na uczelni. Owszem, był jego profesorem i choć nie posiadał pięknej żony, ani tym bardziej zdolnych, inteligentnych dzieci, za żadne skarby nie marzył o ujawnieniu się szerszemu gronu. Na początku jakoś nie wstydził się zabierać studenta do swojego domu, po pewnym czasie zaciągając do łóżka. I chyba po tym incydencie, jak Darek określił niekomfortowy stosunek z dyszącym mu do ucha mężczyzną śliniącym mu ramię, profesorek doszedł do wniosku, że granica student-nauczyciel została zbyt bardzo przekroczona… A wcześniej jakoś na to nie wpadł. Ziutek pogodził się z myślą, że został wykorzystany, aby później na egzaminie z jegomościem podchodzić do zaliczenia kilkukrotnie, z czego wraz z każdą poprawką mężczyzna oferował mu szybszy pomysł na zdanie. Odpuścił po trzeciej odmowie. Radek z kolei nie robił niczego więcej, jak podchody. Chciał zwyczajnie wybadać Darka, nie posuwając się za daleko. – Że też musiało dojść do takiej sytuacji… – Nieco zbyt późno naszły go wyrzuty sumienia. 
Gdy usłyszał rozmowę mijających go pielęgniarek, wstrząsnęła nim fala tego rodzaju emocji, którą podpiąć można zarówno do niebezpiecznych jak i schlebiających.
- Widziałaś tego nowego Azjatę? Ma taką uroczą buzię, a podczas podawania leków zauważyłam na karcie, że ma trzydzieści lat! Już ja bym się nim zaopiekowała. – niska szatynka w ładnych, pasujących do niej okularach o prostokątnym kształcie zaśmiała się cicho, zastawiając ręką zarumienioną twarz.
Gotujący się w sobie Ziutek dobył niezwykłych sił, aby znów nie wszczynać kłótni.
- A panie nie mają niczego lepszego do roboty? – I w diabły poszła jego silna wola.
Mikołaj pokręcił głową z bezsilności, zastanawiając się, czy niektórzy ludzie muszą dostać mocniej w głowę, aby  przestali komplikować tak proste rzeczy, jak zakochanie się w innych. Do tego przecież nie potrzeba statystów, afrodyzjaków, kamer, scenariuszy i tego typu podobnych. Wystarczą dwie osoby i brak uporu w nazwaniu uczuć po imieniu.


*Kuzyn! Gdzie mój kuzyn? Na co jest chory? Mów! Mów prawdę, proszę.
**cholerny głupek!
Akemi (22:12)

1 komentarz:

  1. "Itoko, koko de watashi no itoko? Byōki to wa nanidesu ka? Hanasu! Shinjitsu o hanashi, shite kudasai" napewno nie znaczy "Kuzyn! Gdzie mój kuzyn? Na co jest chory? Mów! Mów prawdę, proszę." z trudem można się domyśleć o co Ci chodzi. proszę, uważaj na formy: żadna japonka nie połączy w jednym zdaniu formy desu/masu i formy prostej i napewno nie powie "shinjitsu o hanashi shite kudasai", tylko "jitsu wo oshiete kudasai". hanashi to opowieść, zresztą hanasu - rozmawiać/mówić przybiera formę "te".
    mieszkam w Japonii od roku, studiowałam japonistykę i takie błędy naprawdę strasznie rażą w oczy kogoś, kto profesjonalnie zajmuje się tłumaczeniem (wcześniej rzuciło mi się też w oczy "kuro" - czarny. czarny to dokładnie "kuroi", "kuro" to czerń). spróbuj znaleźć kogoś, kto dobrze zna japoński, żeby mógł Ci sprawdzić tych kilka zdań. myślę, że to nie będzie jakiś wielki problem dla takiej osoby (kilka zdań to raptem 1o minut), a Ty będziesz mieć pewność, że wszystko jest poprawnie :) w razie pytań, pisz na shiranaiassassin@yopmail.com
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń