niedziela, 4 listopada 2012

13. Translate it to me…


14 Sierpień 2012

Ave, nareszcie jestem, kochane Elfiątka! Witam Was serdecznie! ;3 Kurcze, rozdział miał być przed południem, a co się stało – no oczywiście, że Netia miała fochy i się na mnie wypięła. Ale żebym nie była sama, pokarała i sąsiadów. xD Cóż za sprawiedliwa organizacja, no patrzcie. Szkoda tylko, że od wczoraj nie zaradzili awarii i dopiero po 2 telefonach ode mnie ruszyli tyłek z krzeseł.


Odpowiedzi:Maripoz - Serdecznie witam ;3 Chciałabym zapytać, czy to Ty napisałaś, iż masz urodziny wtedy, kiedy Radek? xD Tajemnicza autorka komentarza nie dała mi po nicku poznać, kim jest, a wiem, że Onet często usuwa wiadomości, więc być może zrobił to także z tamtym, zostawiając ten o urodzinach. xD Trochę zagmatwałam. xD


Star1012 – Tym razem rozdział nie zakończył się w tak drastycznym miejscu, ale za to Mikołaj ładnie po bracie pojechał… I Damian odkrył w sobie powołanie do moralizatorstwa i ładnie braci rozdzielił. Ech… Damian najbardziej daje mi w kość. Ilekroć o nim piszę, tym bardziej on stara się dobrać do reszty bohaterów. xD Muszę mu załatwić kogoś i przez to będzie nowy bohater. xD


Willowy - Wcale się nie dziwię, że się wtedy poddałaś. Ja często zapisuję swoje komentarze i dodaję później, bo wiem, jaki Onet jest zgryźliwy. xD Co do Radka… no nie, to nie będzie przeziębienie, a faktycznie coś poważniejszego… Ale nie będzie źle, To uleczalne (według Wikipedii xDDD) Oo, to mój najstarszy brat od kwietnia bierze Alertec, żeby później aż tak bardzo nie odczuwał tych wszystkich pyłków. ;P


Kinmakur - Na problemy w domu nic nie poradzisz. To Siły Wyższe. xD Monika przyzna się… a zdradzę też, że dziś będzie duużo Damiana (rozbestwił mi się, przez co muszę dodać kolejną postać.. męską, ale to za jakiś czas. xD)


Basia – Oj, mam to samo – wakacje, a jednak nie ma się tyle czasu na komputer. W czasie szkoły.. nie ma się czasu na lekcje, tylko ciągnie do komputera. xD Wtedy zawsze jest jakoś więcej chwil. Takie mam wrażenie. xD


Serdecznie witam Maripoz ;3
Zielona StrefaNa początku narzekałam na jednodniowy brak internetu, ale w sumie przynajmniej coś ruszyłam z pracą licencjacką… Nie ma tego złego xDDD
Zapraszam do czytania i przepraszam za błędy ;3


Dziś nie powiadamiam. Przepraszam.

-------------------------------------------------------------------------------------------------



Gdy ktoś z naszych bliskich wymaga nagłej interwencji lekarza, robimy wszystko, by opieka medyczna dotarła jak najszybciej. Często nie mamy na to wpływu, jednak błyskawiczna reakcja zawsze daje więcej procent szans na krótszą rekonwalescencję. 
Minuty oczekiwania na medyka dłużą się i choć mija ich zaledwie kilka, 
nam wydaje się, że upłynęło ich o wiele więcej. 
Tak samo jest z przybywającą na miejsce kartką pogotowia. Zazwyczaj
kojarzy się źle i nikt nie chciałby być zmuszony do jej zawiadamiania, jednak nie można umknąć upływającemu czasowi, ani przewrotnemu przeznaczeniu. 
Kiedy przez otwarte drzwi Matrasu wleciał odgłos kogutów ambulansu, 
serce Mikołaja załopotało w piersi, a uciążliwe myśli ograniczyły się do jednej – nareszcie są. 
Ktoś krzyknął, że medycy przyjechali. Inny wyszedł na zewnątrz, wskazując im drogę i machając lekceważąco ręką na blokowanie ruchu przez karetkę nakazał pośpiech.
Większość z gapiów wsunęła się w głąb pomieszczenia, nie chcąc przeszkadzać. Ci, którzy byli przesadnie ciekawi, zostali zdecydowanie odepchnięci przez podenerwowanych sanitariuszy. Wąskie przejście nie ułatwiało im przeniesienia trzymanych w ręku przyrządów, które siłą rzeczy obijały się o książki, wywracając je na ziemię. Być może stan Radka nie był tak ciężki, jakby wskazywała na to panika otoczenia. 
- Co się stało? – młoda sanitariuszka spojrzała przelotnie po otaczających ją twarzach, jakby chciała wyłapać tą jedną, która zdołałaby udzielić jej odpowiedzi. Jednocześnie podpinała na palec Radka aparat do mieszenia pulsu. – Cholera, słabe to tętno. Oddech też ma kiepski i poniżej normy. Seba, osłuchaj go. – ręce biegały pomiędzy odpowiednimi przyrządami. – No więc? – rzuciła w przestrzeń, krzywiąc się, gdy ciśnieniomierz pokazał obydwa wskaźniki poniżej setki.
Mikołaj wystąpił z szeregu, przyklękając tak, aby nie zawadzać.
- Kilka dni temu dostał krwotoku z nosa. Nie wyglądało to tragicznie, chociaż tamowanie trwało jakiś czas. Według jego zaleceń podałem mu cukier i…
- A pan to…? – ciemne oczy skupiły się na moment w jednym miejscu.
- Mikołaj Kubiak. – wyjaśnił pospiesznie. – To ja was wzywałem. Wielokrotnie nakłaniałem do tego Radka, ale mnie nie słuchał. Mówił, że omdlenia zdarzają mu się wtedy, gdy coś go zdenerwuje. Ostatnio w pracy miał niemałe problemy, więc do wszystkiego doszedł stres i wielkie przemęczenie. – zmroził go widok podetkniętego worka Ambu pod usta Miki i energicznych ruchów medyka, który wtłaczał tlen do płuc blondyna. – Co mu jest?
Głębokie sapnięcie ze strony obydwu pielęgniarzy uświadomiło mu, jak głupie było jego pytanie. Oczywiście, że po pięciu minutach nie mogli mieć gotowej diagnozy.
- Występowały jeszcze jakieś inne objawy? Jak pacjent się odżywiał, czy gorączkował?
Tego student nie mógł wiedzieć na pewno. Widział przecież, jak Mika zajadał się rogalami, ale z drugiej strony zawsze się nimi dzielił. Nawet wtedy, gdy przypadkowo spotkali się nieopodal kamienicy blondyna, ten nie miał zbyt wiele pieczywa. Ilekroć odwiedzał go w pracy, nie widział, aby mężczyzna jadł obiad.
- Z tym jedzeniem było różnie. Radek ma dwie prace, z czego tę drugą realizuje w domu. To taki pracoholik… Typowy Azjata. Woli zrobić więcej niż odpocząć. Z kolei gorączkę miewał ostatnio dosyć często, lecz zawsze mówił, że po zmierzeniu wychodziło mu niewiele ponad trzydzieści siedem…
- A teraz ma prawie czterdzieści. – kobieta spojrzała na blade oblicze leżącego płasko Japończyka. – Kiedy przyjechał do Polski?
- Pięć lat temu. – Mikołaj miał ochotę obgryzać paznokcie z nerwów. – Podłożyłem mu swój płaszcz pod nogi, bo nie wiedziałem, jak inaczej go ustawić.
- Dobrze pan zrobił. – tym razem odezwał się mężczyzna, wbijając igłę w ramię Radka. Od jakiegoś czasu notował informacje o stanie Miki, posiłkując się podanym przez Kubiaka dowodem. – Ciężko oddycha. Musimy go przewieźć do szpitala. – wybiegł z pomieszczenia, po chwili niosąc nosze. Wraz z kilkoma gapiami przeniósł na nie nieprzytomnego blondyna, po czym wraz z kobietą niosącą sprzęt i garstką pomocników zaczęli wychodzić. – Jest blady jak ściana… to może być ziarniak Wagnera.
- Może…
Stojący nieopodal Mikołaj nie miał pojęcia, co to za rodzaj choroby. Nigdy o niej nie słyszał, ale pytanie o nią mogłoby zostać nieprzychylnie odebrane przez pielęgniarzy. Być może przewóz Radka musiał odbyć się natychmiastowo i chwila zwłoki kosztowałaby zbyt wiele… Zamiast tego wykrzyczał jeszcze:
- Gdzie go zabieracie? – nie czuł zimna, pomimo cienkiej koszuli na sobie.
- Na Parkitkę.
Patrzył, jak blondyn znika w samochodzie wraz z kobietą, a po chwili z medykiem za kierownicą odjeżdża na sygnale. Nie mógł zaprzeczyć, iż konkretna nazwa choroby nie zrobiła na nim wrażenia. Zawsze, gdy wiemy, co dolega bliskim, czujemy się pewniejsi i łatwiej znaleźć odpowiednie lekarstwo, jednak dla jeszcze raczkującego w życiu, niedoświadczonego studenta dziennikarstwa, takie nagłe zmiany biegów losu przysparzały gęsiej skórki i bezradności. 
Na pewno czuł się poniekąd odpowiedzialny za Radka. Skoro się znali, a nie mieli żadnych danych kontaktowych do krewnych, bo poinformować o jakimkolwiek wypadku, musieli liczyć wyłącznie na własne reakcje i zachowania. I właśnie z tego powodu Kubiak przypomniał sobie o sumienności Miki i jego dzisiejszym, nietypowym spóźnieniu. 
- Pewnie ten zboczony siwek ciekawi się, dlaczego nie ma Radka… – wrócił po płaszcz, zerkając na zegarek. Wskazówki układały się w godzinę za osiem jedenasta. – W sumie mogę tam wpaść na chwilę. Mam po drodze. – mruczał do siebie. Gdy emocje chwilowo opadły, zdał sobie sprawę, że nie pamięta połowy zajścia, a ręce nadal mu się trzęsą.
Pośród naturalnego szumu miasta przedarły się koguty przejeżdżającej nieopodal karetki pogotowia. 
Mikołaj już wiedział, że ten dźwięk będzie od teraz podnosił jego serce do gardła.

***

Pięć minut później młody Kubiak stał pod drzwiami gabinetu Kołodzieja, pukając w nie donoście. Stał tam już jakąś chwilę, tupiąc nogą. Ileż można czekać?
- Zaraz się wkurzę! Jak jest niepotrzebny, to oczywiście zawsze doczepi ręce do mojego tyłka – psioczył, mrożąc wzrokiem przechodzącego obok pracownika. – Gdzie jest ten Lep? – warknął.
Początkowo mężczyzna przystanął, patrząc na Mikołaja bez zrozumienia, po czym wybuchnął śmiechem, kiwając głową ze zrozumieniem.
- Szefu biesiaduje teraz w dwójce. – zachichotał otwarcie, gdy usta chłopaka wygięły się w bardzo złośliwym łuku. – A ty w jakiej sprawie? Kojarzę cię trochę. – podrapał się po dwudniowym, rudym zaroście, przypominając sobie, że widział bruneta rozmawiającego z Ziutkiem. – Chyba znasz Darka? Ma taką czerwoną gwiazdkę koło oka. Od dwóch dni przychodzi na zmiany jednego z tłumaczy, którego zwolniono i to dlatego szef zamiast siedzieć w gabinecie, użera się z nim. Swoją drogą… Ziutek ostatnio jest strasznie nie do życia i…
Mikołaj jednak nie słuchał go już dokładniej, zaczynając składać fakty. Skoro o tej porze jego brat siedzi tutaj zamiast w kinie, osobą, która została zwolniona, musiał być Mika.
- Dzięki. – Najeżył się w sobie, zaciskając mocno pięści. Nie zrażony pytającym spojrzeniem informatora, a raczej nie zauważając mimiki jego twarzy ruszył niemal biegiem do pokoju, który od miesiąca uważał za odpowiednik własnego. 
To on się stara doprowadzić zdrowie Radka do porządku, straszy Monikę, aby przestała obciążać blondyna, a oni go po prostu zwalniają? 
Chłopak miał w sobie zaszczepione cechy pomagania wszystkim w miarę własnych możliwości i pod względem sprawiedliwości nie można mu było niczego zarzucić. Niestety, zbyt mało wiedział o rządzącymi się w biznesie prawami. Nikt nie zostawi pracownika, który nie przynosi zysków – nawet, jeżeli to syn samego króla. Koniec końców i znajomości przestają się liczyć, gdy w grę wchodzą pieniądze. Z drugiej strony atmosfera w Konsulacie była bliska rodzinnej…
Mikołaj wbiegający do kwatery Gruchy Group zszokował przebywających tam dwóch mężczyzn. Najbardziej Damiana, który bliski był wlepienia się w plecy Darka, obejmując go wokół talii. Z nie mniejszym przerażeniem dostrzegł powiększającą się złość w gestach studenta. Odsunął się szybko, jednak właśnie to go zgubiło. Chwilę później leżał na podłodze, kompletnie znokautowany silnym ciosem wyprowadzonym z prawego żebra. Trafienie osiągnęło cel, zderzając rękę młodego Kubiaka z podbrzuszem czterdziestodwulatka, wyrywając z jego gardła bolesny kaszel. Rozpędzony Mikołaj nie miał sobie równych, a kiedy do tego wszystkiego dochodził Kołodziej dobierający się jawnie do jego brata, skutek musiał być jeden.
- Nie dotykaj, bo to nie twoje. – Wycedzone przez zęby słowa ociekały jadem. Student nie zastanawiał się, kogo traktuje w tak brutalny sposób, myśląc wyłącznie o wynoszonym na noszach przyjacielu. Tylko wtedy poświęcił czas na skupieniu wzroku na czymś innym niż monitor komputera, od którego szybko odgonił swojego, krzyczącego wyzwiska, brata. Wyłączył się na nie kompletnie, włączając kolejno przeglądarkę, stronę z pocztą i jedną z wiadomości. Na każde z szarpnięć Darka reagował ostrym „zostaw!”, obserwując zielony pasek pobrań. Gdy ten przesunął się do końca, Mikołaj odsunął się, robiąc miejsce, aby mężczyźni mogli zobaczyć jego dowody na to, iż zwolnienie Miki było największym błędem. Już dosyć milczenia! Pora zdekonspirować powód pogorszenia zdrowia blondyna.
- Co to jest? – Wciąż podenerwowany, ale na pewno mniej niż wcześniej, Darek przenosił wzrok z ekranu na młodszego brata, nie bardzo wiedząc, jak interpretować koszmarnie źle stworzone napisy.
- To? To coś zrobiła Monika i dzień w dzień przynosiła Radkowi do poprawki. Przez nią on jest teraz chory! – wykrzyczał prosto w twarze mężczyzn, czując zbierające się pod powiekami łzy. Opanowanie podczas przyjazdu karetki i pomoc organizmu, który nie pozwolił na panikę zaczynały przynosić efekty w postaci opadających emocji. Zahibernowane przez zimno odtajały, tworząc ścieżki na wciąż gładkich policzkach. Mikołaj potarł zmęczone, ale przede wszystkim mokre oczy. Łzy zawsze kojarzyły mu się z dniem, gdy koledzy z podstawówki zapragnęli zrobić z niego pośmiewisko, dlatego tak nie lubił ich ronić.
Przysłuchujący mu się Darek zbladł nagle, słysząc głośne dudnienie serca w okolicach skroni. Jak to Mika był chory? Przecież poprzedniego dnia walczył o siebie jak lew i nie wyglądał na osłabionego. Czyżby aż tak przeżył zwolnienie? Może… może Darek nie powinien był aż tak na niego naskakiwać? A jeżeli to przez niego coś się stało? I o co chodziło z tą cholerną Moniką? Jej temat dręczył go od wczoraj. Musiał o to zapytać brata, lecz gdy otwierał usta, chłopak pierwszy zdołał zabrać głos.
- Co się dziwisz? Chyba słyszałeś dzisiaj karetkę pogotowia! Zabrała go! – dłonie nie nadążały z pozbywaniem się słonych kropel. – Zasłabł w księgarni, a oni… oni powiedzieli, że ma jakiegoś ziarniaka Wagnera… – powoli zaczął się uspokajać, jakby opadając z sił. Przez chwilę wydawało się, że nie powie nic więcej, lecz stało się inaczej, a chłopak znów podniósł głos. – To wasza wina! Wasza i tej Moniki! Przez nią nie wyrabiał się we własnych napisach, a potem odchorowywał w domu!
- Wiem, kurwa! – Ileż można pozwalać komuś młodszemu na takie zuchwałe zachowanie? Darek nie miał zamiaru czekać ani chwili dłużej. Nazwa choroby wystarczająco zrobiła na nim wrażenie, aby podnieść wysokie już ciśnienie. – Ale teraz mam to gdzieś! Gdzie go zawieźli?
- Wiedziałeś? – Niedowierzanie malujące się na twarzy Mikołaja wyrażało najwyższy stopień szoku i niedowierzania. – Wiedziałeś i pozwoliłeś mu odejść? Nic ci nie powiem! – Wściekły do granic możliwości miał ochotę rzucić się na brata i porządnie go stłuc. Już nawet przymierzał się do tego, jednak żadne z uderzeń nie doczekało się wszczęcia bójki.
Stojący dotychczas z boku Damian tracił cierpliwość. W innych okolicznościach pozwoliłby obydwojgu na wszystko – łącznie z wyrzuceniem się przez okno, ale wiedział, że wina także leży po jego stronie. To dlatego zainterweniował, rozdzielając Kubiaków.
- Dosyć. – Jeszcze nigdy nie był tak stanowczy w tym, co mówił, zachowując maksimum spokoju. Zdawał sobie sprawę z tego, że okiełznanie obydwu chłopców na raz nie wchodzi w grę, a rozpoczęcie od wyjaśniania wątku z Moniką spowodowałoby ignorancję ze strony Ziutka, a więc powrót do kłótni. – Dariusz, siadaj na miejscu i przez chwilę staraj się nie mówić. Kilka minut cię nie zbawi. – Gdy zielone tęczówki przygniatały pożar czerwonych, te drugie nie miały z nimi szans, natychmiast gasnąc. Dopiero wówczas wzrok Kołodzieja mógł bez obaw przenieść się na młodszego z braci. – A ty się wreszcie uspokój. To nie telewizja, ani sala sejmowa, tylko porządne miejsce pracy. – Przy takim podejściu każdy poczułby się winny. – Darek opowiedział mi, co się wczoraj wydarzyło. Monika nie wiedziała o odejściu Radka, dlatego już od wejścia krzyczała, czy znów mógłby jej pomóc. Zdziwiła się, gdy zamiast Miki zobaczyła kogoś innego, dlatego wykręcając się czymś, zdołała wyjść, zanim twój brat o cokolwiek ją zapytał. Natychmiast mnie o tym poinformował, więc zdołałem zaobserwować, jak przez pół godziny męczyła innych tłumaczy. Dopiero po tym czasie znów zjawiła się w pokoju numer dwa. Wersja tekstu, którą ty masz, to prawdopodobnie oryginał jej tworów sprzed poprawek kolegów z zespołu. Nie spodziewałem się, że aż tak sobie nie radzi, zwłaszcza, że co tydzień zostaje odznaczona najlepszymi wynikami. Teraz nikt nie będzie miał wątpliwości, dzięki komu to zawdzięcza. – Sam na początku nie rozumiał, jak można tak sknocić prostą operację tworzenia napisów. Wystarczyło użyć stosownego programu, a kilka sekund później miało się pięknie wyciągnięte, anglojęzyczne napisy, które wymagały wyłącznie przetłumaczenia. Monika nie dość, że tego nie zrobiła, to jeszcze utrudniła Radkowi poprawki. Wzięta na rozmowę przyznała się do wszystkiego, opowiadając, jak to otwierała odpowiedni odcinek, uruchamiała notatnik i ze słuchu próbowała dopasować zarówno czas pojawiania się tekstu jak i słowa. Analiza wykazała, iż to, co ona miała za ‘stopę’, okazywało się ‘jedzeniem’, bo przecież wymowa ‘foot’ i ‘food’ nie różni się niczym specjalnym. Ponadto każde napisy składają się z odpowiednio zapisanego czasu, który złożony jest z cyfr odpowiadających za godzinę, minutę, sekundę i ewentualnie ułamki setnych sekundy. Dla Moniki liczyły się tylko dwie środkowe wytyczne, przez co przykładowe zdanie „Nadciął palce i za pomocą krwi narysował kręgi transmutacyjne” zamiast zacząć się w siódmej minucie i dwudziestej ósmej sekundzie, pojawić się miało w siódmej godzinie, co już było niewykonalne z powodu długości odcinka mającego nie więcej jak trzy kwadranse. Mika i z tym by sobie poradził, gdyby miał przed oczyma dany odcinek, jednak każdy z nich opatrzony został hasłem, przez co nie było możliwe przenoszenie go z komputera na komputer. Dlaczego mężczyzna zmuszony był szukać odpowiedniego epizodu w internecie i wówczas jakoś tłumaczył.  – Wczoraj miałem ważne zebranie Konsulatu, więc nie miałem czasu na rozwiązanie tej sprawy, a i Monika ulotniła się w tempie ekspresowym… Podobno jak zwykle, ale zachowała się honorowo, przyznając do wszystkiego. Dlatego jakiś czas przed twoim przybyciem zdołałem wszystko załatwić i wyładować radość na Darku. – Mrugnął do wyraźnie spłoszonego Mikołaja, uśmiechając się po raz pierwszy. – Radek miał tu dzisiaj przyjść, abym dał mu wypowiedzenie, ale nie było potrzeby go drukować. Razi mnie jedynie to, co wcześniej twój brat do niego powiedział. Wątpię, by wytykanie komuś jego przeszłości i oskarżanie o jakiś bezpodstawny romans ze mną, czy kimś z Konsulatu był dobrym pomysłem. Mimo to zdolności szpiegowskie Ziutka doprowadziły do szczęśliwego końca, choć jak na moje oko, Mikołaju, powinieneś zrobić mu w domu porządną kawę, bo ta, którą pije, słabo pomaga mu skupić się na maniakalnie tłumaczonym tekście Miki. Biedaczek uparł się, że sprawdzi wszystko, aby dowiedzieć się, dlaczego mojemu pupilkowi idzie tak źle. – Bezpretensjonalnie zbył mroczne spojrzenia posyłane przez starszego Kubiaka. Miałby się go bać? 
- Nie mieszkamy razem. – Ciche chrząknięcie studenta miało na celu odgonić zbierającą się w gardle gulę. Wciąż ciężko mu było tłumaczyć innym, że Darek wyprowadził się kilka lat temu. Teraz poczuł się jeszcze bardziej zakłopotany, machinalnie powtarzając gest z dzieciństwa.
Gdy czerwone tęczówki zauważyły, jak ręka chłopaka zakleszcza się na nadgarstku i intensywnie go pociera, rozszerzyły się momentalnie. Ziutek nie zawahał się ani na sekundę i już po chwili tulił do siebie brata, od razu rozdzielając jego dłonie. Obiecał sobie, że już nigdy nie pozwoli na to, by znów ujrzeć ten dobrze znany mu gest… Gest wyrażający samopoczucie bruneta. Ten konkretny świadczył o strachu, odczuciu samotności i porzucenia. 
I znów go do tego doprowadził…
Damian nie chciał o nic pytać. Wolał zostawić ich samych, wychodząc niezauważonym.
- I tak się na ciebie gniewam. – nieco obrażony jeszcze i na pewno zły ton głosu Mikołaja upewnił starszego Kubiaka o tym, iż odzyskanie zaufania znów trochę potrwa. – Zawsze najpierw mówisz, potem myślisz. Miałem nadzieję, że po wyjechaniu z domu i nie wysłuchaniu, co ja o tym sądzę, zdołałeś zmądrzeć, ale znów się myliłem… – odsunął się stanowczo, patrząc w oczy Darka. – Jest na Parkitce. – odwracając się od brata stanął twarzą w twarz z Moniką. Dobrze, że Kołodziej powiedział o tym, iż się przyznała, bo nie bacząc na nic chyba by ją uderzył.
Dziewczyna spuściła wzrok, czując ogrom winy. Chciała pożegnać się z Darkiem, zanim opuści Konsulat. Znajomości w nim nie obligowały jej do lepszego traktowania, zresztą sama o tym zdecydowała. Jak wielkim leniuchem była, przekonała się, gdy Damian zmusił ją do zrobienia w całości jednych napisów. Nie spodziewała się, że w międzyczasie będzie jej dane dowiedzieć się, co dały jej wymówki od pracy, zrzucając ją na barki Radka.

***

Kilkanaście minut później z pokoju numer dwa zaczęły dobiegać liczne przekleństwa i mamrotania.
Przechodzący nieopodal Damian uśmiechnął się pod nosem, otwierając drzwi. Nie wszedł jednak, trzymając rękę na futrynie, a prawą na klamce. Skinięciem głowy zapytał Darka, o co chodzi.
- Nie mogę się skupić na tłumaczeniu.
- A czy ja ci kazałem pracować? – Wysoko uniesiona brew zmarszczyła czoło, maskując rozbawienie drżących warg.
Mina Kubiaka wyrażała największe oburzenie.
- Nie, ale kazałeś coś innego. Mianowicie siedzenie tutaj i nie wygłupianie się, kiedy chciałem jechać do szpitala! Może udałoby mi się czegoś dowiedzieć. W końcu jestem na medycynie, więc…
Kołodziej nie mógł tego słuchać po raz czwarty.
- To nie twój rejon, a nawet nie będziesz miał tam praktyk. Już prędzej Adam coś załatwi. Pomyśl też o bracie. On siedzi na uczelni i nie tylko nie ma możliwości pojechania do Miki, ale i musi skupić się na wykładach. – rozbrajało go, gdy niekiedy obserwował dziecinne zachowania Ziutka. Zwłaszcza teraz. W duszy jednak przyznawał mu rację, bo sam mocno się martwił. W końcu mina Darka, gdy usłyszał nazwę choroby, nie była obiecująca. – Ale minęło już trochę czasu, więc pewnie Radek został już zarejestrowany i łatwiej będzie go… – Musiał się odsunąć, gdy wybiegający z pomieszczenia mężczyzna omal go nie stratował. Odgłos pokonywanych co kilka stopni nóg mieszał się z dźwiękiem wyłączanego komputera. Damian nie miał pojęcia, kiedy Ziutkowi udało się tego dokonać, ale był pod wrażeniem. – Wariat… – podszedł do okna, parskając śmiechem. – No pewnie, już dzwoni do Adama. – Wyciągnął ramię, tym samym podciągając sięgającą nadgarstka koszulę. – Cholera, mogłem obstawiać. – Pokręcił głową, wydmuchując głośno powietrze przez nos. – Nie wytrzymał nawet trzech kwadransów.
Akemi (23:58)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz