niedziela, 4 listopada 2012

11. Translate it to me…


24 Lipiec 2012

Witam, moje kochane Elfiątka!  Nareszcie jestem. I – uff – dodaję rozdział o czasie i nie o 23 w nocy. xD To spory postęp.Pragnę przeprosić za jakość tego rozdziału. Jest zupełnie rozmemłany, ale tak go wypociłam… Trzy dni z nim walczyłam, ale wreszcie doszłam do jakiegoś punktu, który wiem, jak opisać. I nareszcie za tydzień ruszymy z akcją, a nie będziemy błądzić we mgle.


Odpowiedzi:Kinmakur – Haha, nie, że chcę połączyć z Mikołajem… po prostu Damian to taki troszkę zboczony szef, który lubi dokazywać z ludźmi, których zaakceptował. ;P Hahha, no wiesz… to może Tobie pasowałaby fryzura… z grzywką na bok? I ciut dłuższe włosy? Mmm ;3 Od razu mam jakieś wizje. Zła siostra, zła… bo skoro tamten chłopak ma mniej umięśnioną sylwetkę, to wraz z Tobą mógłby ją dopracować… oj ja zła i zboczona! XDD Hahah, to ja Ty i Twój trener jesteśmy mistrzami nad mistrzami, a jak! xD


Star1012 – Hahah, no tak, z rozdziału wynikałoby, że Radek poświęci się „złemu” Kubiakowi. Ale niee, oni po prostu bardzo się lubią i takie gesty w żaden sposób nie niszczą ich przyjaźni. No… pocałunki skończą się, gdy Darek powie ‘dosyć’. xD Ooł, Darek nie byłby zadowolony z rozgryzienia go przez brata… A Mikołaj, owszem, powie rodzicom o swojej orientacji. Obmyślam teraz, kiedy to nastąpi. xD


Basia - Pojawiasz się i znikasz, ale jak jesteś, to zawsze coś napiszesz i to się liczy ;3 Elektronika Cię nie lubi? Hmm… albo po prostu masz jakieś spięcia w gniazdku? Może to nie Twoja wina, czy komputera, a źle założonego wtyku? Są przecież spadki energii, a przy źle złożonym włączniku może dojść do iskry. Sprawdź sobie instalacje  Z krwią? Ale jest już dobrze? Uff. Moje problemy z krwią to takie, że mam krwawienie, gdy dentystka się nade mną znęca. xD Ach, to wiem. Na nowym blogu jest opcja dla Anonimowych, ale lepiej „wkliknąć” adres URL, bo wtedy możesz wpisać nick bez konieczności dodania adresu bloga, czy poczty. ;P A adres, na który się przenoszę, jest taki sam, jak tutaj, tylko końcówka jest „blogspot.com”.


Willowy – Ba, bo wtedy najwięcej się zapamięta. xD Działa adrenalina i więcej wchodzi do głowy. xD 
Zielona StrefaChciałabym wszystkim Wam podziękować za wsparcie. Naprawdę lepiej jest wiedzieć, że ma się na kogo liczyć w takich chwilach   
Serdecznie witam CarmellVincent

-------------------------------------------------------------------------------------------------



Nietypowo rozpoczęty dzień… a raczej popołudnie nie zniechęciło Radka do zaplanowanych zakupów. Co prawda musiały do tego doprowadzić mocne argumenty Kubiaka, gdyż nie obyło się bez niewielkich oporów.
Mika próbował naciągnąć Mikołaja na kino, kolację w domu – co odpowiadało mu najbardziej – proponując nawet wycieczkę nad pobliskie jezioro… Ta propozycja spotkała się o dziwo z wielkim entuzjazmem młodszego chłopaka. Od razu zgodził się, jakby wypad do Galerii nagle przestał go interesować. Zaczął nakręcać się i cieszyć, że wreszcie ktoś nauczy go pływać. Radek nie ukrywał rosnącej w nim radości. W końcu umknięcie dwóm wiszącym nad nim wizjom błąkania się po sklepach wypchanych po brzegi z równie wielkimi ilościami zer przy cenie musiało cieszyć.
Mikołaj z wielkim uśmiechem przyjął wesołe wręcz i skrupulatne pakowanie się Miki. Nie rzucił ku niemu żadnego komentarza, gdy w podręcznej torbie prócz kąpielówek  i przyborów, których było całkiem sporo, pojawiły się też grube swetry i ciepłe spodnie.
Radek działał w transie, nie zastanawiając się, co bierze. Był zaaferowany jak najszybszym wyjazdem, aby uniemożliwić Kubiakowi rozmyślenie się.
Do ułożonych pospiesznie ubrań dołożył jeszcze kurtkę i szybko przeliczywszy, czy niczego nie zapomniał, przełożył ramię torby przez plecy, odwracając się do Mikołaja.
Z niepewną miną ogarnął sylwetkę opierającego się o futrynę chłopaka. Coś mu nie pasowało w jego postawie. Była zbyt… wyluzowana i pewna siebie za razem. Szybko przekonał się, z czym ona się wiązała. Gdy z ust studenta padło pytanie, czy na wycieczkę zabiorą także termos z gorącą herbatą i wykwalifikowanego nurka, który podjąłby się próby wyławiania dwóch prostokątnych brył lodu, uświadomił sobie, jaką mają porę roku… I zaczął żałować, że tak często przy tym chłopaku ośmiesza sam siebie. Przecież niedawno zwisał z okna swojego pokoju, niewątpliwe czując szczypiące policzki zimno, a kilka minut później zapomniał o nim, myśląc, że jest połowa lipca.
Trzydziestka na karku, a on wciąż nie pozbył się dziecinnej naiwności… Dobrze, że nie pracował jako host, bo z pewnością ktoś zapragnąłby to wykorzystać.
Z ociąganiem i poczuciem porażki odłożył torbę na łóżko, nie kwapiąc się z jej rozpakowaniem. I tak stracili już sporo czasu. Zabrał jedynie kurtkę oraz schowane w szafie pod ubraniami pieniądze, co spotkało się z delikatną naganą ze strony Mikołaja, po której, nie mając już wyjścia, pozwolił ciągnąć się brunetowi w stronę Galerii.
Dwadzieścia minut marszu upewniło ich tylko o rychle przybywającej zimie, która wyciągniętymi na odległość rękoma rozsuwała poły ich okryć, wdzierając się pod ciepłe skrawki ciała. To ona była początkowym tematem rozmowy, który zajął chłopców na połowę drogi.
- Kocham zimę, Radziu, wiesz? – Kubiak naśladujący głos Moniki bawił się przednio, obserwując coraz częstsze grymasy pojawiające się na twarzy mężczyzny. Po części chciał go też nieco zdenerwować, aby wysłuchując natrętnego zmiękczania imienia podjął próbę odseparowania dziewczyny od siebie. – Radeczku… – przeciągając sylaby objął rękoma lewe ramię blondyna, przedrzeźniając gesty, które niejednokrotnie widział. Liczył na to, że może wreszcie Mika na tyle da się podpuścić, że sam powie, co sądzi o Quasquai. Nie mógł tego wyciągnąć podczas poważniejszych rozmów, więc spróbował podejścia z innej strony.
Każdy w końcu chociaż zwróciłby uwagę osobie, która publicznie wydawałaby tak wiele dziwnie wysokich dźwięków, zwracając uwagę mijających przechodniów. Radek nie był wyjątkiem.
- Miki, przestań. Monikę mam w tygodniu, a ty prześladujesz mnie… – zamarł w pół zdania, uświadamiając sobie, że powiedział to na głos. – Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale ludzie patrzą, a ty nie powinieneś… No wiesz. – wolną ręką wykonał w powietrzu nieokreślony  gest, nie umiejąc sformułować swoich myśli. Przelotnie zerknął na roześmianego Mikołaja, wzdychając. Owszem, coraz częściej irytowała go obecność Moniki, ale im dłużej przebiegały ich rozmowy, tym bardziej dochodził do wniosku, że dziewczyna nie jest taka zła, jak wskazywałoby pierwsze wrażenie. Zdecydowanie wolał zmienić drażliwy temat na nieco przyjemniejszy. – Ja kocham lato, choć jestem typowo grudniowy. – uzmysłowił sobie, że jego towarzysz także, gdyż niedługo nadejdą jego imieniny.
- A ja lipcowy. – pozwolił na przejście na inny grunt, zaciekawiając się stojącym niedaleko znakiem drogowym. Nie lubił dostawać prezentów, dlatego nigdy nie podawał dokładnej daty urodzin. Ten jeden dzień w roku kojarzył mu się wyjątkowo paskudnie. W końcu nie każdy w ciągu chwili dowiaduje się, że jego rodzice mają go gdzieś i bez żadnego zająknięcia porzucają go na rzecz rozwijania się w sferze biznesu, prawda? – Początek lipca, a ty? – dodał, widząc pytające spojrzenie. Tyle póki co musi wystarczyć Radkowi. Owszem, otworzył się na niego bardziej niż na kolegów ze szkół, ale nie chciał od razu wszystkiego zdradzać.
A Mika to rozumiał.
- Dwudziesty drugi grudnia. Tuż przed świętami… – zamilkł na moment. – Kiedy spędzałem je w domu, dostawałem dwa prezenty, bo rodzice uparli się, aby nie krzywdzić mnie tylko dlatego, że urodziny wypadają praktycznie w święta. Choć w Japonii tradycja nakazuje, aby celebrować je już w połowie listopada, moja rodzina przejęła tradycję europejską. Odkąd sięgam pamięcią tata zawsze brał urlop w dzień mojego małego święta. Następnego dnia czciliśmy urodziny cesarza, a Wigilię spędzaliśmy na upajaniu się zapachem upatrzonej wcześniej choinki. – zaśmiał się do swoich wspomnień, kierując wzrok ku brunetowi. – Na bazar chodziliśmy razem z bratem i rok w rok kłóciliśmy się o to, czy drzewko nie jest wystarczająco niskie i zielone. – stłumił chichot, markotniejąc. Nie chciał teraz zaprzątać sobie głowy długą rozłąką z rodzeństwem. Gdyby pozwolił na słabości, najpewniej rozkleiłby się na środku chodnika, a właśnie dochodzili do Galerii.
Smutne echo przeszłości z miejsca wypełniło się przerażeniem nad tym, co będzie się działo za kilka chwil. Nie wiedział, dlaczego, ale odnosił dziwne wrażenie, że na jednej przymierzalni się nie skończy.
Mina Kubiaka tylko potwierdziła jego obawy. Usta chłopaka rozszerzyły się, jakby planował najcięższe przestępstwo.
Gdyby Mika nie wiedział, że brunet chce dokonać w pełni legalnego zakupu, posądziłby go o złośliwy zamiar podpalenia Galerii, aby zepsuć wszystkim święta i upewnić, że, owszem, Mikołaj istnieje, ale daleko mu do świętego. Tymczasem on chciał tylko wymęczyć przyjaciela, by w ostateczności coś kupił dla świętego spokoju. Blondyn domyślał się tego i już nawet nadał mu przydomek „Mój prywatny, mały Grinch”.
Nieco już rozweselony wszedł pewniej w przegrodę rozsuwanych drzwi.
***
Zakupy na pierwszym piętrze nie należały do udanych. Żaden sklep nie został pominięty, ale tylko w Almie pozostawili pieniądze. Mikołaj obiecał sobie, że na pewno jeszcze tam wróci, bo, choć wcześniej wydawało mu się to niemożliwe, bagietki z masłem czosnkowym wygrały z codziennymi, ulubionymi paluchami drożdżowymi.
Na drugim i ostatnim piętrze Radek dał jasno do zrozumienia, że nogi zostały mu na schodach, a jemu coraz ciężej zmusić je do przemieszczenia się w inne miejsce. Nawet kondycja zdobyta dzięki rowerowym przejażdżkom okazała się niewiele warta, a Kubiak nie wyglądał na zmęczonego. Mimo wszystko nie chciał męczyć towarzysza, zważywszy na poranny stan. Dlatego też obiecał, że Canda będzie ostatnim portem, do którego zawiną.
Szerokie, jasne pomieszczenie z wieloma promocjami, a wciąż dobrym towarem zachęcało do zajrzenia na wszystkie półki i przymierzenie przynajmniej połowy ich zawartości. Z tego powodu w jednej z kabin dało się słyszeć cokolwiek mocno podniesione głosy. Zaintrygowana tym jedna z dwóch ekspedientek podeszła do odpowiednich drzwi i nie bawiąc się w pukanie otworzyła je, mierząc Mikę i Mikołaja mocno nieprzychylnym spojrzeniem.
- Przykro mi, ale jeden z was musi opuścić przebieralnię. – wyciągnęła rękę, wskazując na wiszący nieopodal regulamin.
Chłopcy nie dość, że nie przestrzegli punktu o liczebności osób w kabinie, ale też nie zastosowali się do tego, mówiącego o ilości przymierzanych ubrań, których powinno być maksymalnie trzy, a nie dwadzieścia, jak na oko wyliczyła dziewczyna. Nie przejmowała się rumieńcami zawstydzenia połowie roznegliżowanego Radka, tupiąc wyczekująco nogą.
Kubiak musiał dać za wygraną, lecz w ramach zadośćuczynienia zażądał, aby Alicja, jak wynikało ze srebrnej naszywki na białej bluzce, towarzyszyła im podczas zakupów i doradziła, bo on już zaczyna tracić cierpliwość.
Dziewczyna rozejrzała się po sklepie. Cóż, w niedzielę nie było tutaj zbyt wielu klientów, choć pewnie za kilka dni się to zmieni. Postanowiła pomóc, biorąc połowę bluz i spodenek, jakie trzymał brunet, siadając wraz z nim na ławce mieszczącej się naprzeciwko przebieralni.
Z pierwszą częścią garderoby nie było tak źle. Grubsze, ale wielokolorowe swetry zostały przewertowane wzdłuż i w szerz, ostatecznie lądując w koszyku w ilości dwóch: białego i czerwonego. Nieco więcej pracy i tłumaczeń wymagało skłonienie Miki do zakupu podwójnej bluzki, która składała się z czarnej bokserki i szarej, szerokiej koszulki. Radek długo nie mógł zdecydować się na zakup, aż w końcu przeglądając się w lustrze doszedł do wniosku, że nie wygląda źle.
- Pewnie dziwnie będę się czuł… W końcu zawsze nosiłem koszulę i krawat… – mruczał pod nosem, ku uciesze Mikołaja zsuwając materiał z ramion. – Jestem ciekaw, czy pasowałyby do tego moje spodnie od garnituru… Co sądzisz, Mi… – zamarł w połowie, gdy od szyby lustra odbiła mu się para dżinsowych spodenek. – To my już podziękujemy. – odwrócił się, patrząc ostro na Kubiaka. Nikt nie zmusi go do zmiany całego wizerunku od tak, z minuty na minutę. – Wychodzimy.
- Pani wybaczy. – brunet widząc, co się święci, przeprosił na moment ekspedientkę i zanim trzydziestolatek zdołał zamknąć przed nim drzwi, by zdjąć bluzkę, wszedł do środka, krzyżując ramiona przed sobą. – Co ty robisz? – zapytał cicho, zastawiając sobą Mikę, by nikt nie usłyszał ich rozmowy. – Dlaczego tak wzbraniasz się przed głupim przymierzeniem ciuchów? Zabrałem cię tutaj, żebyś się dobrze bawił i zaszalał. Przecież nie musisz od razu wszystkiego kupować… – oczy wyrażały smutek. Jak do tej pory nie udało mu się nawet raz wywołać uśmiechu na pobladłej twarzy przyjaciela. Przecież się starał…
Blondyn westchnął, przeczesując włosy ręką.
- Wstydzę się… – przyznał chyba nieco buńczucznie, pochylając głowę, ale wciąż patrząc na Kubiaka. – Swoich nóg…
Każdy na miejscu Mikołaja parsknąłby śmiechem.
- A masz je krzywe? Zresztą, nieważne. Pokaż, w czym problem. – sięgnął za siebie, by zamknąć drzwi. Skoro Radek nie chciał mieć publiczności, on mu ją zapewni.
- Nie, nie… – powstrzymał chłopaka. – Niech będzie, wyjdź. Ubiorę to – skrzywił się, patrząc na długość, a raczej krótkość nogawek. – coś, więc idź mi stąd, bo się rozmyślę.
Pięć minut później zarówno Alicja, jak i Kubiak zaczynali się lekko denerwować. Ileż można zakładać jedne spodenki? Czyżby blondyn jednak stracił odwagę? Wtedy, jak na zamówienie drzwi otworzyły się, a w nich stanął mocno zarumieniony, patrzący w bok mężczyzna. Przez jakiś czas nie miał zamiaru nawet spojrzeć na nich, aż w końcu jedna źrenica skierowała się na dwójkę obserwatorów.
Mikołaj wyglądał tak, jakby ktoś postawił przed nim znanego piosenkarza albo wybudował prywatny pałac.
- O… cholera… Ja cię chyba nigdy nie poznam do końca. – zaczarowane spojrzenie błądziło po jasnych, odkrytych ramionach, na których spoczywała jedynie bokserka, wciętej talii, której wcześniej nie było widać przez masochistyczne zamiłowanie Miki do galowych koszul, a następnie przeniosło się niżej i tam pozostało na dłużej. Piekielnie długie, zgrabne i pozbawione włosków nogi włożone w płaskie trampki zakupione po drodze odebrały mu mowę. Nie mógł się napatrzeć, choć mocno go to krępowało.
- Może być? – po minach Kubiaka i Alicji doszedł do wniosku, że raczej tak. Było mu głupio, ale schlebiał mu wzrok, z jakim na niego patrzyli. Teraz chciał się zabawić strojem. Gdy wchodził do sklepu, zainteresowała go jedna rzecz, po którą obecnie ruszył, z większą pewnością przechadzając się po pomieszczeniu, gdy przypadkowi gapie zatrzymywali się co chwilę, aby go obejrzeć.
Już z daleka dostrzegł jasnobłękitny materiał.
Gdy wrócił do przymierzalni, z uśmiechem zauważył, że jego dwoje „pomocników”  nie zmieniło swoich pozycji. Jedynie policzki Alicji nabrały intensywniejszej barwy.
Kiedy więc Radek wyszedł do nich po raz kolejny, omal nie zbierali szczęki z podłogi. Przed nimi stał… lub stała, bo ktoś najwyraźniej podmienił im osoby, młoda, uśmiechnięta blondyneczka. Szyję oplatała przeplatana koralikami szelka podtrzymująca marszczony na przedzie dekolt turkusowej sukienki. Materiał zbierał się na środku tworząc jakby trójkąt, a luźniejsza jego części zwisała zwiewnie. Była na tyle dobrze uszyta, iż niewątpliwy brak piersi Radka nie przeszkadzał w pomyleniu go z nastolatką.
Po takiej prezentacji Mika nie wierzył, aby Mikołaj nie pozwolił działać swojej wyobraźni.

***
30 listopada, wtorek
Radek

Uch, zakupy były obfite. Mikołaj nie potrafił odmówić sobie wydania trzydziestu złotych na tę nieszczęsną sukienkę, która teraz wisiała w mojej szafie, upchnięta między nowymi ubraniami. Oczywiście w drodze powrotnej wytknął mi, że, cytuję, „mumifikowanie takich nóg powinno podlegać karze chłosty”. Miałem głupi zwyczaj golenia nóg… starych zwyczajów nie sposób się pozbyć. Miesięczna praca, jako host, mocno i raczej na stal wryła mi się w pamięć.
Szczerze powiedziawszy cieszę się, że wyciągnął mnie do sklepu. Sam planowałem większy wypad w celu przewietrzenia półek z nieco zużytych ubrań, ale nigdy nie miałem na to czasu… Albo zwyczajnie mi się nie chciało i odkładałem to na kolejny raz.
Niedzielny dzień był dosyć ciepły, ale od nowego tygodnia sypnęło śniegiem, więc bez żalu założyłem nowy sweter, kompletując go z parą – uwaga – niebieskich dżinsów. Chyba zbyt długo byłem więźniem czarnego koloru, nie mając żadnego racjonalnego powodu, aby nim się stać.
Z okna pokoju dostrzegłem oblodzony kawałek drogi mojej ulicy i już wiedziałem, że trasę do pracy będę musiał pokonać pieszo… Cóż, po kilkugodzinnym chodzeniu po Galerii chyba nabrałem wprawy.
Już nie mogę doczekać się świąt. Nareszcie odpocznę, bo dzień przed Wigilią robimy sobie trzydniowy urlop. Zresztą stacje japońskie zawsze wtedy odwołują emitowanie kolejnego odcinka, więc nie będzie problemu z czekającymi na odcinek fanami.
To dziwne, ale rozpiera mnie niesamowita energia. Mikołaj wiedział, co robi, wyciągając mnie z domu. Dobrze jest mieć przyjaciela, który wie, kiedy przestać pytać, gdy mówię, że nie chciałbym o czymś mówić… Liczy się ze mną i to jest ważne. Nie traktuje mnie jak trzydziestolatka, a równego sobie i to pozwala mi myśleć, że na studiach nie ma nikogo bliskiego. Biorąc pod uwagę jego orientację oraz niedoświadczenie chociażby w pocałunku, zaczynam dochodzić do wniosku, że boi się ujawnienia, jak także tego, co o nim powiedzą inni. Zostały mu trzy lata nauki i na pewno nie chciałby, aby upłynęły pod znakiem wyzwisk, krzywych spojrzeń, czy gorszego traktowania… Dlatego odseparował się od ludzi, nie przynależąc do żadnej konkretnej grupy. Ostatnio nawet powiedział mi, że w czasie przerwy zaszywa się w korytarzu przy czytelni, bo tam jest najciszej i słucha muzyki.
Na pewno nie jest wyjątkiem na całym wydziale, ale nie będzie przecież pytał każdego napotkanego chłopaka, czy ten jest gejem, gdyż chciałby dzielić z nim wspólne tematy.
Ja miałem to „szczęście”, że w poprzednich pracach trafiałem na wyjątkowo zboczonych pracodawców, którym najwyraźniej szybko przestał przeszkadzać mój wiek, ale nie dziecięca uroda. Dlatego tak bardzo zszokowała mnie wiadomość o tym, że dwóch braci Kubiaków, osoby naprawdę dobre i miłe preferują mężczyzn.
Szóstym zmysłem wyczułem jednak, że Darek dzisiaj nie będzie miał dobrego humoru. Wczoraj strasznie nawaliłem. Napisy od Moniki sprawiły mi sporo kłopotu. Jakiś nowy serial nastawiony był na podchwytliwe gry słowne i zanim wdrożyłem się w klimat, wybiła druga. Potem na łeb, na szyję tworzyłem swoją część mangi i anime, wstawiając je dosłownie w ostatnich minutach mojej zmiany. Nie było mowy o dokładnej korekcie… a dziś, tknięty złymi przeczuciami sprawdziłem napisy w domu i załamałem ręce. Pasek ocen bez wyjątku pokrywał czerwony kolor…
Wchodząc po schodach do Konsulatu miałem duszę na ramieniu. Chwilę temu kipiałem radością, a teraz…
Kuso! Bałem się. Jeżeli stracę pracę… Niee, Adam by do tego nie dopuścił. Najpierw chciałby dociec, co się dzieje, ale… Co, jeśli się tak nie stanie lub, co gorsza zacznie wypytywać dokładnie? Nie umiem kłamać, a nie powiem mu, że nawalam przez Monikę. Lubię jej pomagać, to nic złego, a że ma tak trudne napisy? To nie jej wina.
Mikołaj poprosił mnie kiedyś, abym wysłał mu na pocztę jedną z wersji zrobionego przez Quasquai tekstu. On sam nie miał odpowiedniego programu do wyciągania napisów i póki go nie zdobędzie, chciał zobaczyć, jak to jest. Następnego dnia powiedział mi, że to żmudna praca – zwłaszcza dla jego mamy, która musiała zdzielić go gazetą, aby oderwał się od tłumaczeń i zszedł na obiad.
Dochodziłem właśnie do pokoju numer dwa, gdy zza lekko uchylonych drzwi usłyszałem głosy… To dziwne, bo o tej porze nikt nie powinien tam być.
Kiedyś bałem się, że zanim dotrę do pomieszczenia dopadnie mnie Monika, a teraz zwalniałem, nie chcąc tam wejść.
Pełen złych przeczuć pchnąłem klamkę, omiatając wzrokiem pokój.
Naprzeciwko mnie obrotowe krzesło zajmował Darek. Obok niego stał Adam, sprzeczając się o coś. Zanim mnie niedostrzegł, do uszu doleciało mi tylko „… nie krzycz, bo go przestraszysz”. Obserwujący to wszystko Damian wyglądał na lekko podenerwowanego, i kiedy tylko zauważył, że stoję w progu, odetchnął z ulgą, lecz jego mina nie była tak beztroska, jak zawsze.
Darek wystrzelił z fotela i krzyżując ramiona na piersi zaśmiał się nieprzyjemnie, pierwszy rzucając kamieniem.
- Nie fatyguj się z rozbieraniem. Wylatujesz z roboty!
Akemi (22:09)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz