niedziela, 4 listopada 2012

10. Translate it to me…


11 Lipiec 2012

Witajcie, moje kochane Elfiątka. ;3 Przeprowadzka na blogspota nadal trwa. Troszkę przeliczyłam się ze swoimi siłami, dlatego na kompletne przenosiny trzeba będzie poczekać. Co w rozdziale… porobiło się. Miało być inaczej, a wyszło… no nie jak zawsze. xD Po prostu pisało się. Gdybym tworzyła notkę w innym dniu, pewnie stworzyłabym coś innego, a tak… macie pocałunki. ;P Nie mogłam się powstrzymać, będąc w połowie, ale i nie mam siły na więcej. Takie… lekkie problemy w domu. Babcia jest bardzo chora i przez to znów Was zaniedbuję. 


Odpowiedzi:Kinmakur – Napisałam Ci krótki komentarz pod notką. xD Tak, byłeś pierwszy z notką. O kurcze… masz wtedy urodziny, kiedy ja? *___* Jakie to fajne uczucie, gdy wiesz, że dzielisz z kimś taką datę. co nie? xD 3.07 – przecież to magiczne liczby xD Heh, ja mam 21 wiosen… dinozaur O_O XD


Star1012 – Adam nie spotkał jeszcze brata Darka… ale wszystko przed nim. A kogo chcę skłócić – Darka z Radkiem… chodzić będzie o to, co zwykle – o napisy, które ten drugi ma w coraz gorszej jakości. Ahahahaha XDD Zeszłaś z drogi, by nosić nazwisko „Kubiak”. xD Czasami dobrze jest głębiej się nad tym zastanowić. Mój kolega wystąpił w jasełkach jako ksiądz… było mu do twarzy w koloratce i chłopak odczuł powołanie. xP


Willowy – Radek sam sobie wszystko urządzał. xP Może nie stworzył tam orientalnego wyrazu Japonii, ale przynajmniej uporządkował sobie wszystko tak, jak chciał. xD Łee, to szkoda… tak miałabyś chociaż trochę spokoju z egzaminami. Ja mam zawsze takiego lenia, że uczę się dzień przed. xD Dzięki za życzenia ;3


VetChan – ;3 A mru, jesteś ;3 A wiesz, że to opowiadanie jest najmniej przemyślane? XDD O ile paringi mam pewne, o tyle losy postaci to wielka niewiadoma. No, jakieś tam sytuacje mam opanowane, coś mi się w głowie klaruje i mam też sceny, które już chciałabym umieścić, ale między nimi… siadam przed Wordem i leci. xD Damiana z Mikołajem, nie Michałem xD Aaaa, coś ostatnio było na rzeczy… Ale nie. xP Co o postaci Damiana i Moniki… ona tak, będzie mi potrzebna. Damian… służy… pomaganiu w ogarnięciu. Jak nie wiem, co napisać, to go używam, ale i muszę go mieć, by trzymał żelazną rękę nad tłumaczami. Uuu, sama nie wiem, ile będzie rozdziałów. Miało być 10… a dziś jest 10 i nie końcowy. xD WordPress i Blogger to dobre wybory. ;P Obydwa ładnie wyglądają. Bliżej zaznajomiłam się z blogspotem, który ma sporo funkcji, ale po opanowaniu – szybkim – doszłam do wniosku, że to jest to. Szablony można zmieniać, nie niszcząc ogólnego wystroju i łatwo się zmieniają. Huh… praca… nie idzie jeszcze.  Mam magisterkę brata, to znaczy – jego pracę, więc będę zerkać na ogólną budowę, żeby to miało ręce i nogi. Muszę przeprowadzić wywiady z bibliotekarzami… Jedna z profesorek stwierdziła, że temat o elfach byłby lepszy, bo nietypowy… też tak sądzę, choć badania, ankiety itp. to też frajda. xD Jak tylko coś ruszy, to podeślę. ;P U mnie też ze zdrowiem kiepsko – ryłam jak dzik, zwolniono mnie z egzaminów, na 17 przedmiotów miałam jedną 4+, a reszta to 5, a jak grypa złapała 21 czerwca, tak do teraz mam kaszel… aż się boję, że kiedyś we śnie płuca mi nawieją. Do tego babcia jest w szpitalu… no masakra. Ty też pozdrów Aleksa ;3 Obydwie będziemy walczyć – ja o licencjat, a Ty o doktora. xD


Zielona StrefaJeżeli za tydzień nie pojawi się rozdział, oznacza to poważne sprawy rodzinne.
Zapraszam do czytania i przepraszam za błędy.

-------------------------------------------------------------------------------------------------



Wizyta w Galerii musiała poczekać niemal dwa tygodnie na jej urzeczywistnienie. Dopiero dwudziestego ósmego listopada, w niedzielę, udało się zorganizować dzień, by chłopcy mogli bez przeszkód, czyli nagle wypadających planów poświęcić połowę dnia na szalone zakupy.
Do tego czasu zdrowie Radka zaczęło domagać się większej uwagi. We czwartek jeszcze wszystko było w miarę w porządku. Mika jak co dzień pomagał Monice w uzupełnianiu jej brakujących linijek tekstu. Nawet zaczął się do tego przyzwyczajać i w miarę rozgraniczał czas na jej i swoje napisy. Kolejny dzień nie był już tak udany. Od rana wszyscy nagle stali się podenerwowani, jakby z czymś się spieszyli. Do świąt pozostało jeszcze trochę czasu, a mimo to kilka osób już zdecydowało się na jednodniowe urlopy, tłumacząc się późniejszym nawałem pracy przed wigilią. Z tego też powodu Damian wyglądał jak chodząca bomba zegarowa. Irytowała go najmniejsza błahostka, którą zazwyczaj skomentowałby nieco perwersyjnym komentarzem w kierunku popełniającej błąd osoby. Ludzi do tłumaczeń było mało, a plików to przetłumaczenia istny ogrom, zwłaszcza, iż niektóre stacje robiły wcześniej tygodniowe przerwy, aby teraz zrewanżować się podwojonym czasem danego odcinka.
Kołodziej szalał po pokojach jak wściekły lew, popędzając wszystkich. Kiedy więc w polu jego widzenia napatoczył się Radek spokojnie pijący herbatę, nieomal zaryczał ze złości. Dochodziła za piętnaście trzecia, a Mika o dziwo zdołał już wszystkim się zająć – włącznie ze swoimi i Moniki tekstami. Dlatego też Damian skorzystał z okazji. Nim i on wziął się za pracę, chcąc się przede wszystkim wyrobić w czasie, polecił blondynowi przetłumaczenie dwóch odcinków nowego serialu, obiecując mu za to zapłatę. W końcu Siwy był jego szefem, więc miał prawo wymagać od niego, czego tylko zapragnął.
W sobotę sytuacja powtórzyła się. Na dodatek co chwilę ktoś przychodził do widocznie zmęczonego już Radka, zadając znienawidzone przez niego zdanie: Wytłumacz mi to…
Co mógł jeden Lancet, skoro reszta pracowników najwyraźniej myślami była już przy wigilijnym stole? Do jego obowiązków należało zajmowanie się tekstami do mang i anime. Od seriali i większych epizodów była przecież całkiem spora grupa! Jak mogli nie dawać sobie rady?
Gdy wybiła trzecia, a w drzwiach pokoju ukazał się Darek, od razu zauważył, że coś jest nie tak. Zazwyczaj o tej porze Mika siedział ciut rozluźniony – lub sprawiał takie wrażenie – dokańczając projekty, a w sobotę zażarcie uderzał palcami o klawiaturę, jakby ktoś go poganiał. Kubiak dowiedziawszy się od niego, co robi, wypadł z pokoju szybciej niż wszedł. Nie minęła minuta, a po piętrze rozniósł się potężny wrzask kłótni rozpoczętej przed Darka. Nie pozwolił szefowi dojść do głosu, przeklinając mężczyznę na czym świat stoi. Wykrzyczawszy się i zagroziwszy, że w końcu powyrywa mu wszystkie siwe włosy z głowy, w nie mniej bojowym nastroju powrócił do pokoju numer dwa. Tam porządnie wymiętosił psychikę Miki, nakazując mu natychmiastowy powrót do domu i poproszenie o dzień wolny w Xcomie. Tego akurat blondyn nie miał zamiaru robić, tak samo, jak przyznawać się do tego przed zjeżonym Kubiakem.
Wieczorem do Radka zadzwonił Mikołaj. Umówili się wspólnie, że „niedziela będzie dla nich”, a rozpoczną ją od godziny 10, kiedy to wspólnie udadzą się do Galerii. Za miejsce spotkania obrali dworzec PKP, do którego obydwoje mieli najbliżej, a i droga stamtąd do sklepu była o wiele krótsza.

 Niedziela
Ciepło nagrzanej kołdry rozleniwiało Radka. Tuż po dwudziestej pierwszej, kiedy poradził sobie sprawnie z usterką jednego z klientów, zdecydował się na drzemkę. Zmęczone ciężką pracą ciało dawało mu wiele sygnałów, których nie mógł pozostawić samym sobie.
Podczas tłumaczenia napisów coraz częściej pocierał załzawione mocno oczy, drugą ręką masując obolały kark. Gdy zaczął pracę wraz z Adamem i Darkiem, nie odczuwał jakichkolwiek dolegliwości. Dopiero wraz z nakładanymi na niego obowiązkami, których Monika nie omieszkała mu powiększać, zauważył, że coraz częściej bolą go mięśnie, jakby atakowała go grypa. Chciał się wyspać, aby choć trochę zlikwidować ciemniejące pod oczami cienie. 
Było mu tak dobrze… Z największą przyjemnością obrócił się na drugi bok, przyciągając jeden róg kołdry, by położyć na nim głowę. W tym samym momencie usłyszał donośne pukanie do drzwi.
Zdziwił się, bo przecież nie spodziewał się gości, a tym bardziej Risy, dlatego zastawił rękami uszy. Jeżeli to jakiś domokrążca, który chce sprzedać patelnię, niech przyjdzie innym razem.
Niestety, natrętny jegomość ani myślał odchodzić. Do uderzania ręką o drzwi dołożył jeszcze nawoływania… te z kolei układały się w imię Radka. W takiej sytuacji Mika musiał zareagować.
- Już… moment… – odplątawszy się z prześcieradła rozsunął w rolety. Od razu poraził go blask słońca wiszącego niepokojąco wysoko. Czyżby zaspał? Ogarnąwszy pokój rozbieganym spojrzeniem zauważył leżące nieopodal spodnie, które zakładał w pośpiechu, podchodząc do drzwi. Zapiął ostatni guzik, nie kłopocząc się z nagim torsem i przekręcił klucz w zamku, łapiąc za klamkę. Przed nim stał nie kto inny, jak Mikołaj.
- Spałeś? – uniósł brwi w zdziwieniu. – Dochodzi południe, wiesz o tym? – uderzyły w niego dwie myśli. Jedna dotyczyła niecodziennego zachowania blondyna, który zawsze był punktualny, a druga jego obecnego wyglądu. – Mamy iść do Galerii, więc nie musisz pokazywać mi, jak ładnie się przebierasz. – zaczął się śmiać, patrząc na spłoszonego mężczyznę biegającego po mieszkaniach. – Ubieraj się i przyjdź do kuchni. – z westchnięciem zdjął buty, wieszając płaszcz na haczyku. Był tu drugi raz, a już czuł się jak w domu. 
O ile pamiętał, kuchnia znajdowała się po lewej, a więc wchodząc tam, rozejrzał się niepewnie. Dobrze trafił. Pokoik był mały, gdyż w większości miejsce zajmowały sprzęty domowe. Po prawej jakimś cudem mieściła się lodówka, szeroka szafka z chlebem i wielką gamą przypraw, jak przekonał się Kubiak i zlewozmywak. Nad nim wisiała podwójna szafeczka ze sztućcami i szklankami. Naprzeciw drzwi ustawiony był stół, a prawa strona obładowana była trzema ustawionymi pod ścianą krzesłami.
Trzymana przez Mikołaja zrywka zaszeleściła, przypominając jej właścicielowi, że przybył tu w konkretnym celu. Przyniesione przez niego rogale ustawił na blacie szafki, doszukując się w jej wnętrzu masła. Znalazłszy je, bezbłędnie zlokalizował nóż i truskawkowy dżem, jednocześnie nastawiając wodę w czajniku. Jej świszczący odgłos zagłuszył wchodzącego do kuchni Radka. Mężczyzna umyślnie zakradł się od tyłu, aby móc położyć policzek na barku studenta, przestraszając go nieco.
- Mmm, skąd wiedziałeś, że do dżemu używam także masła? – oblizał się, podkradając chłopcu połówkę pieczywa, za co dostał po ręce.
- Ja też tak jem, więc pewnie zrobiłem to automatycznie. – dokańczając śniadanie dla Radka, obrócił ku niemu twarz. Nie spodziewał się, że blondyn od jakiegoś czasu patrzy na niego, nie zmieniając wcześniejszej pozycji. Zaciekawione, piwne tęczówki znajdowały się w odległości kilkunastu centymetrów. Mikołaj czuł ciepło wpływające na jego policzki. Nigdy nie był tak blisko drugiego mężczyzny, dlatego powstrzymywane i uśpione rządze przypomniały o sobie, pobudzając serce do głośnego i szybkiego bicia.
Radek także wydawał się być mocno zszokowany reakcjami swojego ciała. Dawno z kimś nie był, a teraz wszystko w nim szalało. Z dozą ostrożności przysunął się do Kubiaka, stykając z nim czołem. Długo wpatrywał się w jasne oczy chłopaka, obserwując najdrobniejsze nawet drgnięcie, aż powoli, z dystansem dotknął jego warg swoimi ustami, niewinnie nimi poruszając. Co jakiś czas odrywał się od nich, dając mu soczyste cmoknięcia. Prócz pierwszego razu, zawsze witali się buziakami w policzek i nigdy nie mieli tego dosyć, ale teraz było inaczej…
Mikołaj wkrótce oprzytomniał, orientując się w sytuacji i wykrzykując coś o zjedzeniu wszystkiego wybiegł do łazienki.
- Miki! Miki, poczekaj! – trzydziestolatek nie zdołał wygrać walki z czasem. Student zamknął drzwi na zasuwkę, zanim on pociągnął klamkę. – Przepraszam, Miki… Otwórz. Słyszysz? – pukał zawzięcie, mentalnie uderzając się w czoło. – Mikuś…
- Nie! – łamiący się głos chłopca nie wróżył niczego dobrego.
- Cholera… – Radek usiadł z boku na podłodze, ukrywając twarz w ramionach. Co go podkusiło? Przecież jak Darek się dowie… – Mikołaj… Bardzo cię przepraszam. Poniosło mnie. Po prostu… Sam nie wiem. Wydawało mi się, że to właściwe. – zmierzwił pasma włosów, wstając na nogi. – Idę do kuchni. Nie wyjdę, gdy będziesz chciał stąd iść, nie zatrzymam cię. – zagryzł wargi, gdy ze strony Kubiaka nie nadszedł żaden odzew. Czuł się fatalnie. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie odczuwał winy spowodowanej pocałunkiem z brunetem, lecz tym, iż w ten sposób zdradził Darka. Ziutek z pewnością źle to odbierze, bo niech ciał tego przed nim ukrywać, ale liczyło się też i to… że Radek chyba zaczynał go lubić. Bardziej niż powinien. Podobała mu się w nim ta zadziorność, ten czarny charakter… Najwyraźniej był masochistą. 
Z ciężkim westchnięciem usiadł na jednym z krzeseł, nie kłopocząc się z przystawianiem go do stołu.
Nawalił na całej linii. Przecież jutro nie będzie potrafił spojrzeć Darkowi w twarz! Nie był typem osoby, która dzielnie trzymałaby wszystko w sekrecie.
- Jestem głupi… Kompletnie głupi. I co z tego, że nie kierowało mną pożądanie, a chęć pocałunku z innym mężczyzną? Idiota ze mnie. – mruczał pod nosem, spuszczając nisko głowę. Jakże teraz żałował, że nie nastawił sobie budzika na wcześniejszą godzinę… Ba! Że zgodził się na zakupy. Idźmy dalej – dlaczego nie pracował w niedzielę? Na samo wspomnienie o dwóch ostatnich dniach poczuł skurcz w żołądku. Co prawda spał kilkanaście godzin, ale organizm osłabiony pracą, a potem nagle długim snem kiedyś w końcu musiał się zbuntować. Ogarniające go słabości zaczęły się nasilać. Z trudem wstał, kierując się do swojego pokoju. Pomogły mu w tym ściany, których z determinacją się trzymał.
Siedzący w łazience Mikołaj zaniepokoił się dziwnymi odgłosami dobiegającymi z zewnątrz. Otarł skapujące z brody krople wody, którą oblał się, aby ochłonąć i otworzył drzwi, wyglądając na korytarz. Miał stamtąd dobry widok na kuchnię i zdziwił go fakt, iż nie było w niej Radka. Z większą pewnością pchnął metalową klamkę i ruszył naprzód.
Kuchnia faktycznie była pusta, tak samo jak salon w zielonych barwach. Pozostał więc pokój Miki. Ze zgrozą odkrył, że od jakiegoś czasu w mieszkaniu panuje absolutna cisza. Ostrożnie podszedł do futryny, a chwilę później, z sercem w gardle zamarł w progu, nie wiedząc, co zrobić.
- Radek! Nie skacz, proszę cię! Ja ci wybaczam! A… a nawet nie mam czego, wiesz? –trzęsącymi się dłońmi złapał za telefon, który tkwił mu w spodniach, nie spuszczając wzroku z blondyna.
Mężczyzna niemal klęczał na łóżku, połowicznie wisząc za oknem.
Chłodne powietrze wypełniało już cały pokój, wzmagając dreszcze studenta, który powoli, krok po kroku zbliżał się do Radka, w każdym momencie gotów go złapać.
- Chuste… czkę… – ciepły obłok tlenu szybko zniknął w przestrzeni. – Proszę…
Mikołaj czym prędzej wybiegł na korytarz, grzebiąc po kieszeniach płaszcza. Skoro Mika chciał chusteczek, nie może mu się sprzeciwić, prawda? Zresztą, aby je podać, musi wręczyć mu je do rąk i wtedy wciągnie go do środka… O ile Radek specjalnie nie odwrócił uwagi Kubiaka.
Znalazłszy potrzebny przedmiot błyskawicznie pobiegł z powrotem. Na szczęście czarny scenariusz nie spełnił się. Z nowymi siłami podszedł do blondyna od prawej strony, odganiając przeszkadzające mu fałdy kołdry. Gdy tylko w ręce mężczyzny znalazły się chusteczki, Mikołaj złapał go w pół, ciągnąc na łóżko. Wyrywający się blondyn nie miał szans z mocno ściskającym go od tyłu studentem, dlatego poddał się, sprawnie rozszarpując opakowanie trzymane w lewej dłoni.
- Krew mi kapie z nosa… puść mnie. – jęknął, gdy czerwona kropka spadła na białe dotychczas prześcieradło.
- A obiecujesz, że nie będziesz chciał wyskakiwać przez okno?
- Nie jestem samobójcą… proszę, puść.
Ciasny uścisk poluzował się, ale nieufny Kubiak od razu skoczył do klamki, przekręcając ją tak, by zamknąć okno. Gdy wrócił na dawne miejsce, Radek od razu oparł się o jego plecy, dmuchając w trzecią chusteczkę.
- Możesz… przynieść mi coś słodkiego? – słaby głos Miki coraz bardziej intrygował. 
Do tej pory Mikołaj sądził, że blondyn aż tak przeżywa pocałunek, że chce sobie coś zrobić, ale teraz patrzył na to inaczej.
Bez sprzeciwu i zbędnych pytań przyniósł mu kostkę cukru, obserwując, jak Lancet wkłada ją sobie pod język. Z wyjaśnieniami musiał niestety poczekać, gdyż twarz blondyna bardzo powoli nabierała kolorów. Coś było nie tak… Gdyby Radek miał aż tak słabe zdrowie, ktoś już wcześniej zauważyłby jakieś objawy. Choćby jego brat. To musiało mieć źródło… i brunet chyba wiedział już, jakie.
- Jeżeli jeszcze raz zobaczę u ciebie Monikę albo okaże się, że twoje napisy mają coraz gorszy poziom, powiem o wszystkim Darkowi. – spokój i chłód, z jakim to mówił, nadał mu bardzo poważnego wyrazu. Na moment jakby zapomniał o wydarzeniu sprzed kilku minut. – Nie żartuję. A teraz mów, co się stało. – chwycił za stojący nieopodal kosz, podsuwając go do Miki, który trzymał w palcach garść zaczerwienionych chusteczek.
- Dzieje się tak, gdy się zdenerwuję. Mam za mało cukru we krwi… Gdy robi mi się słabo, muszę od razu dostać porządną dawkę powietrza… Samo przechodzi. – spróbował się uśmiechnąć, ale nie wyszło mu najlepiej.
- O, z pewnością. Zwisanie z ostatniego piętra to naprawdę bardzo ciekawa forma rehabilitacji. – ewidentnie ironizował, decydując się na wpuszczenie do środka chłodnego powietrza, uchylając okno. – Ostrzegam cię przed konsekwencjami. – górując nad siedzącym Radkiem czuł się o wiele bezpieczniej, dlatego z tej wysokości podjął się wytłumaczenia swojej ucieczki. – Wiem, że podoba ci się mój brat. No nie patrz na mnie  takim przerażeniem, przecież cię nie wydam. Sam się z tym męcz. – kiedy chciał, potrafić wbić człowieka w ziemię. Nie robił tego ze złośliwości, ale zdawał sobie sprawę, że niektórym należy się mocne potrząśnięcie. – Kiedy mnie pocałowałeś… dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to jak zdrada. Na pewno nie chciałbyś w przyszłości czegoś żałować, tak samo jak ja. Może tego nie widzisz, ale Darek na swój sposób też się tobą interesuje, tylko nie wie, jak cię podejść. Jesteś zagadką nie tylko dla niego, ale i dla mnie. Wiem jednak, że na pewno nigdy nie odbiłbym mu osoby, na której mu zależy. Zbyt bardzo go kocham i wiele zawdzięczam. On… – zatrzymał się, by dobrać odpowiednie słowa. – Podpuszcza ludzi. Na wiele sposobów chce ich złamać, sprawdzić i przeszkolić, czy wytrzymają z nim… z jego najgorszymi cechami. Ci, którzy wytrzymają, będą po jego stronie. Ja należę do tego grona… Ty jesteś teraz obserwowany. Nie zniszcz tego.
Radek słuchał uważnie, z każdą chwilą dochodząc do wniosku, że Mikołaj ma rację. Przypomniał sobie pierwsze spotkanie z chłopakiem, który na wstępie potraktował go chłodno i z dystansem. W ogóle podszedł do niego jak pies do jeża, od razu go nie lubiąc… A Adamowi pozwalał na wiele.
Po raz pierwszy w tym dniu zdołał się szczerze uśmiechnąć.
- Dziękuję. – szepnął, przekrzywiając głowę w bok. – I przepraszam za pocałunek… Nie mogłem się powstrzymać. To nie tak, że w ramach rozpaczy spowodowanej brakiem przyjaźni z Darkiem rzucam się na każdego… przeszłość wystarczająco uprzykrzyła mi życie. – nieświadomie zawijał końcówki włosów na palec, patrząc przed siebie. – Ty jesteś… budzisz we mnie jakieś instynkty do przytulania, tulenia i bycia blisko. Nigdy tak nie miałem. – przyznał, chichocząc nosem.
Wysłuchujący tego Mikołaj usiadł na skraju łóżka, łapiąc nadgarstek Miki.
- Ja mam tak samo z tobą. Nie… nie kocham cię, ani nie podobasz mi się w ten sposób, abym chciał, żebyśmy byli razem, ale czasami chciałbym się z tobą zwyczajnie powygłupiać i całować. Tak… przyjacielsko.
- Przyjacielsko. – obydwaj zaśmiali się głośno, wypowiadając równocześnie ten sam wyraz. – Nie zagłębiam się w szczegóły, ale jesteś chłopakiem…
- Którego nazwałeś per Mikuś. – młody Kubiak nie mógł mu tego zapomnieć. – Wiem, do czego zmierzasz i tak, masz rację. Zdradzam ci to, bo wiem, że nikomu nie powiesz. Nawet rodzice jeszcze nie wiedzą… ale będę miał przeprawę… – skrzywił się, drapiąc za uchem. – Gdyby chcieli mnie wyrzucić, przeprowadzam się do ciebie. Coś mi się należy za dzisiejszą pomoc medyczną.
- Hej! Podałeś mi tyko chusteczki i cukier. – udawane oburzenie rozbawiło go samego. – Zachowałeś się jak dżokej w stosunku do swojej klaczy.
- Chyba ogiera. – brwi chłopaka unosiły się kilkukrotnie, a głos sugestywnie nawiązywał do niewątpliwej urody Radka, wywołując u niego silny nawrót rumieńców. – Od razu widać, że dochodzisz do siebie. – wyszczerzył się dumnie. – Skoro już ci lepiej, to zbieraj się, bo dochodzi pierwsza, a my nawet nie jesteśmy na miejscu. – miał ochotę parsknąć śmiechem, gdy mina Miki wyrażała najwyższy stopień smutku. Mężczyzna wyglądał tak, jakby musiał zrobić coś za karę. Gdyby tylko się postarał, jego oczy z pewnością szkliły by się od nagromadzonych łez. Trzeba było go w jakiś sposób udobruchać. – To na zachętę. – złożony szybko całus na perłowych i słodkich od cukru ustach nie wywołał żadnych sensacji ani u blondyna, ani u Kubiaka, potwierdzając ich wcześniejsze słowa.
Wobec takiej nagrody Radek nie mógł pozostać obojętnym.
Akemi (23:12)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz