22 grudnia 2011
Witajcie, moje kochane Elfiątka!
Dziś mam dla Was ni to one shot, ni to dalszą część opowiadania. Rozdział nie był w planie, ale po wielu głosach z Waszej strony, postanowiłam sprawić Wam niespodziankę xD
Ogłoszenie Parafialne
W sobotę ukaże się kolejny rozdział, tak jak powinien się pojawił. Z kolei niedziela i poniedziałek należeć będą do Grelki. Będziecie mieli maraton xD Serdecznie zapraszam na one shota Grelki - zresztą wiecie, jak świetnie ona pisze. Gdyby ktoś zapomniał - będę powiadamiać w miarę możliwości.
Odpowiedzi:
Hansel - Haha, brat nie pies, nie zawsze słucha - mam dwóch, więc w pełni się zgadzam xD Pisz, kochana, pisz to opowiadanie o nich (Baalu i Kio). Może kiedyś (szybko, szybko), gdy założysz bloga, opublikujesz je? Byłabym w siódmym niebie. A co do prośby o Kio i Baala... przejdź do rozdziału poniżej xP Czy Ori ojczulka naprostuje, to się okaże. Niemniej Lu nie będzie skory do uległości.
Yaoistka^^ - Ori wdraża się w nowy system. Wie, że zostanie w nim na dłużej, dlatego pozwala sobie na powolny proces przyzwyczajania i badania sytuacji - kto, jaki jest. Trzymałam kciuki w poniedziałek - tylko jak mocno? (wiadomo, że mocno, ale jaki był tego wynik?)
Star1012 - Piekło przeżyje wszystko... tylko czy Lu przeżyje krnąbrność syna xD Ori kiepski jest w takich rozmowach. Woli czynami pokazywać to, co czuje, a obecnie jest przybity zachowaniem Daniela, więc stara się zwrócić swoją uwagę. Jak dziecko, które prędzej strzaska zastawę mamy i dostanie manto, aby zwrócić jej uwagę na siebie, odrywając od młodszego rodzeństwa, niż powie - mamusiu, przytul. xD
Churi - ;3 Tak jest! Lucek powinien się Miśkiem zająć, pokazać piekło, aby nikt nie musiał blondyna za rękę prowadzić, a tak, to co? Daniel ma się tym zajmować? Lucek jest ślepy i jeszcze przez chwilę taki będzie. Hie, hie, rozdział piszę od 19 i idzie mi jak krew z nosa. Proszę bardzo - ja zawsze wysłucham xD Prawie nieznajoma... Ksenia jestem! XDDD Kochana, przeczytaj Wigilijny czar. Dla mnie urok, czar, bo to pierwsza historia, choć mało w niej dobrego stylu. Z czasem zaczynałabyś się wyrabiać. Trzeba tylko zacząć. Oo tak, jak będzie wątek gejowski, to fanki mieć będziesz. Poza tym ja z chęcią bym czytała ;3
Zielona Strefa
Dzisiejsze odpisywanie będzie chyba dłuższe od rozdziału... xD
Serdecznie witam Earthquake - kolejnego mężczyznę na pokładzie ;3
Dlaczego dziś notka?
Nieliczni będą się domyślać xD Dziś mijają... 3 lata bloga xD Nie wiem, jak należy przeliczać takowy na rok ludzki (jeżeli tak samo, to mamy uroczego berbecia), czy Skrzatowy (dajmy na to, że dziś byłby to młodzieniec), ale w pełni zgodzę się z tym, że te trzy lata, to Wasze lata. Poświęciliście je mnie, nie uciekając. Z rozrzewnieniem wspominam jego początki, wygląd. Bez Was (może co roku się powtarzam, ale to prawda), nie byłoby tego, co tu widzicie. Wielokrotnie natchnęliście mnie do czegoś, do zmiany historii. Rzucając błyskotliwą puentą , nawet nieświadomie poddawaliście mi masę pomysłów. Rady, konstruktywna krytyka, pomoc, wsparcie - tylko ślepy nie zauważyłby, że drugim autorem tego bloga jesteście Wy.
Moja święta 'dwójca' - Kirhan i YaoixGrelka - doskonale zdajecie sobie sprawę, co by było bez Was. Życzliwości i odczucie stale trzymanej przez Was ręki na moim ramieniu nie ma końca.
Rozdział dedykuję każdemu z Was, bo to Wy stanowicie "być, albo nie być" tego bloga ;*
Dziękuję za te 3 lata!!!
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Baal
Po
męczącym dniu spędzonym na pilnowaniu niemalże śliniących się do Oriona
żołnierzy miałem serdecznie dość czegokolwiek, co wiązałoby się z
pierwszą wymienioną jednostką, czy też drugą.
W
ubiegłym tygodniu biegałem więcej, niż oni. Teren treningów jest dosyć
obszerny, dlatego zanim zdołałem nakryć gżącą się po kątach parę, ta już
zdołała kończyć swoje rytualne stosunki. Najbardziej denerwowało mnie
to, że kilku „pomocnych” wojowników wielokrotnie wprowadzało mnie w
błąd, podając fałszywe miejsca pobytu Oriego. Pewnie byli jego kolejnymi
ofiarami i woleli się nie narażać, broniąc pysznego kąska.
Doskonale
wiem, co chłopcu chodzi po głowie, i dlatego nieco się o niego martwię.
Gdybym był młodszy, być może w ten sposób chciałbym odpłacić się Kio za
jego numery, ale z wiekiem kształtują się nieco inne spojrzenia na
świat.
O wilku mowa...
- Cześć, Młody. – uścisnąłem wyciągniętą do mnie rękę. – Gdzie tak pędzisz?
- Do taty. Muszę porozmawiać o kłamstwach, jakie mi sprzedał.
Nie
zdążyłem dowiedzieć się niczego więcej. Chłopak tylko przyspieszył
kroku, machając mi na odchodnym. Poza tym zacięta mina, gromy w oczach i
wściekłość wypisana na twarzy mogły być wywołane wyłącznie sprawami
dotyczącymi Daniela. Niejednokrotnie słyszałem wciskany brunetowi żart o
treści: Trenuj, aby mu zaimponować!
To wystarczyło, aby choć na chwilę uspokoić Oriego.
Najwyraźniej ktoś był o wiele życzliwszy, mówiąc prawdę.
Nie
będę mieszał się w czyjeś życie, bo mam własne. Dzielenie go na armię,
laboratorium medyczne i Kio było o dziwo możliwe. Śmiało mogę
stwierdzić, że kocur zagrabił większość mojego czasu. To do niego teraz
szedłem. Odkąd wyszło na jaw, że jest w ciąży, – jakkolwiek absurdalnie
to brzmi – zdecydowaliśmy się na wspólne mieszkanie. Dziś miała czekać
na mnie niespodzianka w postaci przemeblowanej komnaty, odremontowanej i
odmalowanej, a także posiadającej kąt dla dziecka. Z każdym krokiem
obawiam się coraz bardziej tego, co mógłbym zastać. Z Kio nigdy nie
wiadomo, szczególnie w tym wrażliwym okresie. Obym nie musiał
zeskrobywać ze ścian jakichś kawałków lamp, które nie pasowałyby mu do
nowego wyglądu.
Z
rosnącym niepokojem przeszedłem ostatni zakręt prowadzący w tym
skrzydle do mojego pokoju i stanąłem twarzą w twarz z hebanowym
odcieniem lśniących drzwi.
Hmm...
prace poszły w takim razie pełną parą. Nie wiem, czy jestem bardziej
ciekawy, czy raczej wystraszony, ale z pewnością wejdę do środka. I
wszedłem... i równie szybko wyszedłem.
Jeszcze raz...
Popchnąłem
niedomkniętą przeszkodę, zaglądając w głąb komnaty, która na pewno nie
przypominała jej dawnej świetności... Była o wiele lepsza. Ulubiona
czerwień wdzierała się w każdy zakamarek ścian i wnęk, z czego jedna
była nowa – znajdowała się tuż nad łóżkiem wraz z lustrem. Po prawej
stał fortepian, na którym często grałem, ozdobiony wazonem z kocimiętką.
Prychnąłem ze śmiechu, zamykając za sobą drzwi. Tuż przy nim spoczywało
krzesło z obiciem kwiatowym. To już podpada pod dziwny rodzaj fetyszu.
Koty mogą lubić zielska, ale do przesady. Dalej, pod jednym z dwóch
okien zauważyłem wysunięty na metr parapet, mający służyć za stolik, jak
mniemam, gdyż Kio rozłożył tam szklaną butelkę wina – a jakże,
czerwonego oraz świecę. Przy łóżku stała wspominana już przeze mnie
lampa – jedyny, prócz fortepianu i obrazów mebel, który pozostał ze
starej wersji. Po lewej zauważyłem nowe drzwi. Pewnie do pokoju
dziecięcego. Zapewne zajrzałbym tam od razu, gdyby nie rozczulający
widok przede mną.
Kielich
trzymany przez elfa połowicznie stykał się z podłogą wyłożoną ciemnymi
panelami. Skapująca na nią, krwista ciecz tworzyła niewielką kałużę,
choć sądząc po wielkości można by wywnioskować, iż popijająca ją istota
opróżniła połowę zawartości. Osobą tą był właśnie Kamio. Rozłożony na
brzegu łoża najwyraźniej usnął, zmęczony gruntownym remontem. Podszedłem
bliżej, aby móc dokładniej go obejrzeć.
Zawsze
bardziej lubić spać na prawej ręce, podkładając ją pod głowę, jakby
poduszka była zbyt miękka. Lekko uchylone, kuszące do pocałunków usta, jeszcze wilgotne od wina lśniły w blasku światła lamp rozmieszczonych na ścianach.
-
Co za dzieciak. – mruknąłem, przezornie zabierając kielich z lekko
zaciśniętych na nóżce palców, odkładając go na szafkę nocną.
Pozostawione wolne miejsce obok Kio postanowiłem zająć, odgarniając
przydługawe już kosmyki z jego warg... A one znowu zaczęły mnie nęcić.
Czy całowanie śpiącego to niewinna pieszczota, czy już molestowanie?
- Nie śpię. – doszedł mnie nieprzytomny nieco głos, a do niego dołączyły rozmyte, zielone tęczówki. – Podoba ci się pokój?
Przytaknąłem, cofając się do wezgłowia. Odkąd brunet był w ciąży, kolor jego oczu często się zmieniał.
Długo nie cieszyłem się samotnością. Nadal lekki ciężar spoczął na moich kolanach, wtulając się.
Ostatnio
odkryłem, że razem z Kio jesteśmy wzajemnie idealnie kompatybilni!
Nasze ciała pasują do siebie jak dwie połówki symbolu Jing Jang.
Z
często nawiedzającą mnie przyjemnością docisnąłem go do siebie, gładząc
plecy. W takiej pozycji znalazłem kiedyś Oriona wraz z młodszym od
niego żołnierzem. Nie robili tego, czego po takiej pozycji można by
przypuszczać, a jednak wizja żywo stanęła mi przed oczyma.
-
Jesteś spięty i nie myślisz o mnie. – fuknął kocur, odsuwając się ode
mnie. Intensywnie trawiaste ślepia zdawały się mieć jakieś wyrzuty.
-
Wybacz. Zmęczyło mnie prześladowanie niesfornego syna Lu. – skrzywiłem
się, spychając go z kolan. – Teraz marzę tylko o śnie, lampce wina i
ewentualnie... śnie. – zaznaczyłem to dobitniej. Zdjąłem zabrudzone
obuwie, kładąc się jak długi na posłaniu. Od razu poczułem ból w
kręgosłupie, jakby zaczął mi się prostować po dniu pełnym uciech gonitw.
Nie chciałem przynosić pracy do „domu”, ale niekiedy nie miałem o czym
mówić, a to akurat Kamio lubił... Uważał, że w ten sposób daje mu do
zrozumienia, że jest dla mnie ważny.
- Mam na to radę. – odezwał się po chwili z konspiracyjnymi nutami w głosie.
Przekrzywiłem więc lekko głowę w bok, patrząc, jak mężczyzna ściąga z siebie spodnie wraz z bielizną.
-
Chyba nie mam dziś na to sił. – westchnąłem ze smutkiem. Nic bardziej
nie postawiłoby mnie na nogi od przyjemnego masażu, aczkolwiek śmiałem
wątpić w chęci bruneta, co do pozbywania się napięcia drogą czysto
relaksacyjną.
- Wiem, dlatego to ja przejmuję pałeczkę. Zobaczysz, – zapewniał. – że zaraz pozbędziesz się stresu.
Akurat!
-
Przy tobie nie da się być rozluźnionym. – wskazałem na odznaczające się
w spodniach wybrzuszenie, przezornie opierając plecy o poduszkę.
Kocie oczy spotkały się z moimi. Rozbawione refleksy wewnątrz nich odbijały się też na rozciągniętych w łuku ustach.
-
Uznam to za komplement. – nagle obrócił się tyłem, przysłaniając
pośladki przydługą koszulą. Oglądając się przez ramię wylądował na moim
brzuchu, dobierając się do zamka spodni.
-
Hej! – objąłem go, łapiąc za ręce. – Nie szalej. – siłowałem się z nim,
próbując zrzucić na bok. Zwariował? W jego stanie nie powinno się chyba
wykonywać zbyt gwałtownych ruchów.
-
O co ci chodzi? – znam ten ton... Będzie wojna. – Co, jestem w ciąży i
już ci się nie podobam? – warczący kot to nie wybryk, zaręczam. To Kio.
- Boję się o dziecko, głupcze.
Z
nim lepiej nie zaczynać i od razu wyjawić powody czynów, które jemu się
nie podobają. W innym wypadku może skończyć się to trwałym uszczerbkiem
na zdrowiu. Z miejsca przestał prychać, zmieniając mimikę twarzy na
łagodnego mruczka.
-
Baaluś... – mówił, tulił się i zdrabniał jak typowa kobieta z
nastrojami. – Kiedy mama się cieszy, to i dziecko jest zadowolone. – bez
skrępowania i z pieczołowitą, znaną mi dobrze delikatnością wyjął
mojego, podskakującego mu w dłoniach członka, doprowadzając go do
zadowalającego stanu. – Baczność! – rozkazał, chichocząc pod nosem.
Zachciało mu się żartów. Jednak skoro już zaczął...
Rozparłem
się wygodnie, mrużąc oczy. Wprawa, jaką nabył Kamio, była istotnie
wyśmienita. Niczego nie mógłbym mu zarzucić. Delikatna i nienaznaczona
bliznami dłoń powoli sunęła po rosnącym organie. Choć nie mogłem tego
widzieć, wiedziałem, jak nabiegła krew rozpycha się w żyłach, a skóra
trzonu poddaje się każdemu uściskowi, jakby elf lepił męskość według
własnego uznania. Już było mi błogo.
Chwilę
później brunet uniósł się na wolnej dłoni, nie przestając mnie pieścić.
Chciał dać mi przedstawienie, na które z chęcią popatrzę, ale i szybko
zainterweniuję. Wypchnął lędźwie do przodu, starając się nakierować
penisa na swoje wejście. Tyle razy to robił, że nie było mowy o
pomyłkach i trzymaniu w napięciu, toteż ledwie wypowiedziałem w myślach
to zdanie, a już mierzyłem się z obezwładniającą ciasnotą. Miałem wielu,
ale tylko Kio potrafił rozpalić mnie na wstępie w stopniu najwyższym,
robiąc co tylko mu się zamarzyło.
To
dlatego musiało upłynąć kilkanaście sekund, zanim powstrzymałem
szaleńcze tempo, które sobie narzucił. Przylgnąłem do wilgotnych pleców –
wino pewnie też swoje robiło – i rozsunąłem swoje nogi, aby on leżał
między nimi. Lewą ręką zabawiałem sterczące i rumiane sutki. Zawsze
nabrzmiewały i wydłużały się jak i główny punkt mojego zainteresowania.
Druga dłoń powędrowała właśnie tam – do jego członka. To ja nadawałem
rytm pchnięć, ześlizgując prawą rękę na jego uda, podciągając je do
góry. Opadaniem zajął się elf.
Dawno
nie delektowaliśmy się sobą w ten sposób. Zazwyczaj wpadałem w
przerwach treningu, poświęcając mojemu mężczyźnie jedynie kilka minut.
Powoli,
niespiesznie zagłębiałem się w nim, a nasze podniecenie, jakby w
kontraście, wzmagało się bardziej niż podczas tych szybkich stosunków.
Dyszałem mu w zagłębienie szyi, całując ją co jakiś czas, albo kąsając.
-
Kio... – migocząca nieopodal świeca wypadała się swoim tempem, a my
nadal mieliśmy ochotę przeciągać doznania. W opiekuńczym odruchu
pogładziłem płaski jeszcze brzuch elfa, szepcząc mu, jak bardzo go
kocham. Pomyśleć, że jedna, głupia sytuacja zadecydowałaby o naszym
losie. Tak niewiele trzeba, aby skłócić się i przerwać więzi, a
pogodzenie wymaga poświęceń, wybaczenia, kompromisu. – Kamio... – czułem
nadchodzące spełnienie. Przy brunecie naprawdę niewiele brakowało, aby
wpaść w stan euforii i podniecenia. Miał w sobie coś magnetycznego i
żadna siła nie mogłaby mu się oprzeć. Na szczęście Mefistofelesowi to
się udało. – Spocznij... – wyszeptałem do jego ucha, trącając je
koniuszkiem języka. Jak na zawołanie, z głuchym stęknięciem wylał się na
moją dłoń, opierając głowę na ramieniu. Poruszane nieświadomie usta
wypuszczały niemożliwie parzące powietrze, które podrywało do góry
przylepione do jego twarzy włosy. Musiałem dotrzymać mu kroku.
Wykonując
kilka pchnięć, nieco mocniejszych, sięgających prostaty, ale płytszych,
doszedłem, dziękując sobie za wcześniejsze oparcie ciała o poduszki.
Uspokojenie rozszalałego oddechu wydawało się być abstrakcją, a
ujarzmienie go, gdy elf zapragnie przypieczętować wszystko namiętnym
pocałunkiem, to oczywista niemożliwość.
Bynajmniej
nie zamierzałem oponować. Wspólnymi siłami wyjęliśmy mojego, miękkiego
już członka, nie dbając o wypływającą z wejścia elfa spermę. Kio niemal
natychmiast obrócił się przodem do mnie, pozbawiając reszty krępujących
ubrań. Nie zostając mu dłużny, odpiąłem ostatnie dwa guziki jego koszuli
– reszta urwała się w czasie naszych igraszek, ale brunet nie wydawał
się z tego powodu przejęty. Już po chwili leżał na mnie, muskając
wargami klatkę piersiową.
-
Dobrze mi z tobą. – mruczał sennie, spinając pośladki, jakby nie
chciał, żeby w pewnym sensie część mnie jeszcze w nim pozostała.
- Vice versa, elfie. – lubiłem się z nim droczyć, ale niekoniecznie dostawać za to po żebrach. – Też cię kocham.
-
Ja myślę. – burknął, wpatrując się we mnie. Myślałem, że zaraz zaśnie,
ale on jakby wahał się, rozważał coś. – Nie martw się o Oriona. –
tęczówki znów tymczasowo odzyskały dawny kolor, mieniąc się wrzosem. –
Poradzi sobie.
-
Powinienem uwierzyć ci na słowo? – zapytałem, poprawiając opadającą mu
na oczy grzywkę. – Intuicja to twoja działka, więc, niech będzie. –
odwzajemniłem uśmiech, jaki pojawił się u niego z chwilą wypowiedzianych
przeze mnie słów. Zaraz po nich głowa Kamio opadła powolina mój tors, a
mężczyzna rozluźnił się jak niemowlę czujące się bezpiecznie w
objęciach rodzica.
Mam go za co kochać.
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak pokój pięknie wygląda, Baal zakochany w Kamio i te ich igraszki...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga