wtorek, 30 października 2012

Powiadomienie i zmiany + 49. Przestrzeń między magnesami.

09 listopada 2011

Witam Was serdecznie ;)
Jak widzicie, dziś rozdziału nie ma. Pojawi się w czwartek lub piątek. Z powodów zdrowotnych (alergia+grypa) ciężko mi się myśli. Z tego też powodu, abyście nie byli zbyt pokrzywdzeni, zmieniam wygląd bloga. Miało to nastąpić za tydzień, albo i dwa, jednak teraz, póki mam czas, wstawiam go. Mam nadzieję, że przypadnie do gustu.

Przy okazji powiadamiam o sondzie - większością głosów wygrał Kio, toteż on będzie matką xD Nie ukrywam, iż kusiła mnie opcja z Baalem i zapewne nie tylko mnie, jednak po to dałam wybór, aby w ostatecznym jego wyniku zastosować się do głosów.
xD

Na wszelkie komentarze odpowiem z czasie bieżącej notki.

Tak przy okazji serdecznie witam Silver ;3

Teraz biegnę grzecznie do łóżka, aby wypędzić chorobę ;)

PS: Proszę spojrzeć pod nagłówek (zmiana dodawania rozdziałów) i pod mój nick - poniżej statystyki (informacja o kontakcie).

Pozdrawiam serdecznie i do szybkiego... przeczytania xD

Wasza Akemi
Akemi (23:14)
--------------------------------------------------------------------------------------------------

12 listopada 2011

Witam Was, moje kochane Elfiaczki. ;3 Mam nadzieję, że jeszcze zmieszczę się w czasie. Rozdział jest lekko maltretowany, bo mój umysł ciężko pracuje... Może być perwersyjnie, nudno albo i jeszcze inaczej - zależy, bo wczoraj miałam tylko stan podgorączkowy, a dziś już 38 stopni xD Tak, że... jakoś zipię, ale rozdział wstawiam. Poza tym chyba jednak przerzucam się na pisanie w piątki... Albo soboty... Hehe xD Niemniej w tygodniu na pewno rozdział będzie, tylko nie wiem kiedy. Różne są koleje losu xD

Cieszę się, że tak pozytywnie przyjęliście wygląd bloga ;3 Miałam go wstawić za kilka rozdziałów, ale nie mogłam się doczekać, a i nie wiem, czy miałabym tyle czasu później. Szczerze, to mnie też się podoba - jest jaśniejszy. Jak zauważyliście, w nagłówku jest Orion xD A obok niego... chyba też wiecie xD

O sondzie także - Kio został mamuśką. Może być... rozwiązanie na poród przyszło nagle xD

Odpowiedzi:

Yaoistka^^ - U Oriona na razie wszystko gra. O tym, co tam wyprawia, dowiesz się z czasem xD Nie zdradzę wszystkiego od razu xD Tak, to Orion xD Ręka ocalała! A ja kocham Ciebie, o! xD Sprawia mi ogromną radość odpisywanie do Ciebie. Kuruję się, o tak... w życiu tylu leków nie jadłam, ale o dziwo pomaga xD Tylko katar mnie wnerwia --'

 

Star1012 - Eryk to pan tego domu, więc mógł ich po prostu wyrzucić, ale  to takie dobre stworzenie, że wybrał nie mieszanie się w podsłuchiwanie xD Co do zmniejszania postaci Miśka... dziś wyjaśnię. A z kolei co do przenosin do nieba... to w kolejnym rozdziale xD

 

Silver - Witam ;3 Kołysanka przed snem? Dziękuję za komplement ;3 Łaa, albo jak narkotyk? Uzależniam? XDD Są lepsi, naprawdę. Chociaż powiem... y... napiszę Ci, że odkąd zaczęłam 2 rok studiów i mam zajęcia odnośnie pisania, zaczęłam zwracać uwagę na różne kwestie i przywiązuję większą, niż dotychczas uwagę do czytelnika... a raczej bardziej wkładam pracę w to, aby zrozumiał tyle, ile ja chcę przekazać i trochę się domyślał xD 

 

Nippoki - Witam ;3 Też chciałabym, aby padło na Baala, bo on bardziej pasuje na mamuśkę (w końcu mały Orion uspokajał się przy nim), ale mam rozwiązanie na poród Kio, więc nie będzie źle xD Super, że podoba Ci się nowy wystrój ;3

 

Dewon - Witam ;3 Dzięki - zdrowie ma się lepiej xD Zależy od pory dnia, ale ogólnie nie jest tragicznie. Wygląd bloga jest jaśniejszy - zawsze stawiałam na czernie i granaty, więc to nowość też dla mnie xD Skądś kojarzę Twój nick... ale nie mogę sobie przypomnieć xD

 

Diablica - Witam ;3 Po przeczytaniu całego komentarza jestem w tak wielkim szoku, że nie wiem, co napisać! xD "Zaufać przyszłości" kojarzę bardzo miło. Heh, pamiętam, jak wszyscy szaleli za Saichim xD To było jedno z nielicznych opowiadań, które pisało mi się z lekkością i ciężko było mi się żegnać z postaciami. Tak samo miałam z Mizukim ;P "Gdyby ogień był wodą" miał w istocie zawierać niewiele ponad 20 rozdziałów i kończyć się na tym, że Akira spotkałby się z Isamu (przy pomocy ojca Akiego) przy zachodzie słońca wpadającego przez pomarańczowe zasłony xD Jak dziś mam ten obraz przed oczami xD Potem jednak pociągnęło się to z "Jak pies z kotem", a teraz trwa dzięki "Przestrzeni", choć z poprzednimi ma niewiele wspólnego, to jednak się łączy. ;P Taka trylogia... Nie chcę z tego zrobić Mody na sukces, ale z drugiej strony niedopowiedzenie czegoś może zepsuć urok. Zawsze miałam regułę, że piszę do 1600 wyrazów i ucinam rozdział... teraz piszę, dopóki nie dojdę do konkretnej sytuacji xD Strasznie miło mi czytać słowa: " "Przestrzeń między magnesami" jest moim zdaniem jednym z najlepszych opowiadań w sieci, a uwierz pomimo młodego wieku przeczytałam ich pewnie z kilkaset ;-D" To bardzo motywuje, naprawdę i pokazuje autorowi, że to, co robi, jest super ;3 Szkoła potrafi wykończyć, ale ja jestem chora przez braci xD Przywlekli zarazki xD Tak samo jak poprzedniczka, Dewon, też głosowałaś na Baala xD Szczerze, to skrycie marzyłam o takim rozwiązaniu, ale mam plan dla Kio xD

Zielona Strefa

Chyba zaczyna się okres chorób... albo są jakieś mutacje xD Zaprawdę, powiadam Wam - leczcie do końca grypę, bo potem wróci się jak burza i przywali wzmocnionym składem.

Bardzo dziękuję za komentarze!

Serdecznie witam Nippoki, Dewon, Diablicę i (raz jeszcze) Silver ;3

Zapraszam do czytania i przepraszam za błędy.

--------------------------------------------------------------------------------------------------


Przedmiotowe traktowanie nie podoba się nikomu. Choćby ktoś robił to dla naszego dobra, to jednak szacunek wymaga odpowiedniego zachowania i w tej sytuacji – poproszenia, czy zasugerowania swej opcji.

Zszokowany i mocno zagubiony Michael nie miał takiej możliwości, stając przed faktem dokonanym. O ile faktycznie Stwórca użył w jego przypadku zwrotu grzecznościowego, o tyle ostatnie zdanie i tak nie miało należeć do blondyna.
W tym niejako szaleństwie musiała istnieć metoda, której póki co nikt spośród obecnych nie potrafił lub też nie mógł ujawnić.
Do tych drugich zaliczał się Orifiel. Dostał odgórny rozkaz manewrowania słowem, aby w żaden sposób nie ujawnić zbyt wiele. Wiązało się to głównie z tym, iż nadmierne pomaganie mogło przynieść skutek odwrotny, do zamierzonego, uproszczając czyjeś życie i pozbawiając je myślenia. To tak, jakby odstraszyć zająca, na którego poluje wygłodniały lis. Z pewnością wielu by tak postąpiło, skazując na wymarcie drugi gatunek, który w przeciwieństwie do szaraków nie odbudowałby się zbyt szybko.
- Dlaczego ja...? – ciche zapytanie skierowane właściwie do siebie w pewien sposób pchnęło rozmowę do przodu. Morskooki usiadł ciężko na kolanach Mefistofelesa, przecierając bezwiednie czoło. Był w kropce. Z jednej strony pozbawiono go roli anioła, a więc nie musiał spełniać boskiej woli, a z drugiej wciąż czuł się Skrzydlatym. Chyba nawet wieloletnie przybywanie w Piekle nie zmieniłoby jego mentalności. Poza tym okazało się, że te drobne, zdawać by się mogło, iż nieprzydatne rączki były w stanie kogoś uratować, w nich spoczywało czyjeś życie, a tego nie dało się tak po prostu zignorować.
Orifiel doskonale wiedział, co kłębi się w głowie jego pobratymca. Sam z początku myślał, że to wszystko jest mało udanym żartem. Bez przekonania ruszył w kierunku zaciskającego pięści blondyna. Co miał mu powiedzieć? Jak pocieszyć?
- Przed konferencją kłóciłeś się z Lucyferem?
Chyba nie to było jego celem. Widząc potępiającą minę diabła tylko upewnił się co do tego. Zawsze w stresie, wbrew własnej woli wypływają z ust najmniej trafne sformułowania, których nie wypada wygłaszać. Zwłaszcza, gdy tego zmartwionego wprowadza się w jeszcze gorszy stan.
Michael nie krył zdziwienia. Co prawda na moment zapomniał o bieżącym problemie, ale zaraz popadł w drugi i to ani o ćwierć łagodniejszy.
- Byłem pewien, że zdołaliśmy zatuszować odgłosy sprzeczki.
- Więc jednak miałem rację...
Morskie tęczówki wpatrzyły się w archanioła z przestrachem. Do tej pory sądził, iż w porę udało mu się usłyszeć nadchodzącego wtedy intruza, jednak przeliczył się, co do jego zdolności. Nie chciał o tym mówić, ale tłumienie smutku w sobie także nie było zbyt dobrym rozwiązaniem. Pokonując walkę przeciwności, zdecydował wreszcie na wyrzucenie z siebie wszystkiego, zaznaczając także, iż nie odczuwa żadnego żalu, lecz przykrość.
- Chodzi o Oriona... Każdy z nas ma inne podejście do wychowywania. Ja chciałbym skupić się na jego manierach, a Lucyferem kierują marzenia o synu-żołnierzu, z którego byłby dumny. Dla mnie jedno nie wyklucza drugiego, o ile tym sposobom poświęca się jednakową ilość czasu. I tutaj tkwi problem. – mężczyzna wyraźnie się zmieszał, dziwnie czując się z tym, iż opowiada komuś o prywatnym życiu. – Skoro mamy mieszkać w Piekle, to powinienem zastosować się  do reguł... Inaczej mówiąc, mam mniej do decydowania. O to właśnie posprzeczaliśmy się. Kiedy tylko usłyszałem, że ktoś się zbliża, zaimprowizowaliśmy wojnę na poduszki, aby nie wzbudzić podejrzeń...
Zarówno Mefi jak i Orifiel nie mogli pojąć tej dziwacznej sytuacji. Przecież mały diabełek był ich synem, a nie dekoracją Królestwa Ognia, którą zmieniać może wyłącznie Książę. Znali Lucyfera na tyle, iż nie wątpili w jego zdolność do równie ekscentrycznych słów. Tylko czy on sam nie doszukiwał się w nich nuty wariactwa? Rola ojca musiała wywrzeć na nim niemałe wrażenie, które teraz ujawnia się w formie nadgorliwości rodzicielskiej.
- To nie wszystko. – uruchomiony mechanizm zwierzania się napędził blondyna, pomagając mu przełamać nieśmiałość. Gdy wymagała tego sytuacja, potrafił tupnąć nogą, wrzasnąć, a nawet potraktować wyładowaniem elektrycznym, ale w dobie utraty mocy i naturalnego rozmiaru czuł się jak bezbronne dziecko. – Ja... Od pewnego czasu nie piłem mleka. Teraz nie jest mi tak bardzo potrzebne, ale będąc osobą podobną do formy ludzkiej, czuję, jak wielkie uczyniło to szkody. Tylko nie mówcie tego Lucyferowi! – splótł palce, patrząc błagalnie na obydwu przyjaciół. Donoszenie na rudzielca było dla niego czymś okrutnym, toteż tylko wymuszenie przysięgi o poufności mogło go usprawiedliwić. – Błagam was!
Oczy Mefiego zdradzały najwyższą formę złości, ale cenił uroczego anioła i nie chciał go zdradzać. Choć z trudem przyjął pogodzenie się z tym stanem rzeczy, to nie zamierzał patrzeć na osłabionego przecież Michaela. Gdyby przyszło mu znaleźć mleko na końcu świata, zrobiłby to. Następnego dnia
Okazało się, że nie trzeba było zbyt daleko szukać. Właściciel Depo korzystał nie tylko z najlepszych zasobów dobrze prosperujących firm, ale i naturalnych produktów z pierwszej ręki. Tym samym Michael otrzymał mleko prosto od krowy... dosłownie. Wspaniała, rycząca w zagrodzie łaciata wydawała plon ogromny, dzieląc się hojnie z potrzebującymi.
Nim do tego doszło, blondyn wyjawił w końcu przyczynę wizyty Orifiela. Wcześniej zwlekał z tym, jak tylko mógł, obawiając się reakcji Lucyfera. W efekcie nie przespał nawet minuty, a poranna pobudka przed szóstą zaowocowała tym, co przewidywał. Rudzielec nie był zbyt zadowolony z takiego obrotu spraw. Inaczej mówiąc – wściekł się. Najpierw o to, że ten zamierza przystać na wezwanie Boga, a potem na samego Stwórcę, zarzucając mu brak zdecydowania i pogrywanie sobie z nimi.
Z racji tego, iż Kamio wciąż wypoczywał, a podniesione głosy mogłyby go obudzić, wszyscy przenieśli się na zewnątrz, posyłając Eryka i Baala po mleko.
Rozgościli się na wyniesionych z chaty krzesłach, omawiając burzliwie zaistniałą sytuację. Każda strona broniła swego stanowiska, choć decyzji podjętej przez Michaela i tak zmienić nie mogli. Długo wymyślali coraz to dziwniejsze pomysły na to, jak można by złamać pozycję blondyna, aż w po jakimś czasie zabrakło im pomysłów. Siedzieli w ciszy, przetwarzając sklejany wspólnie obraz, który nijak nie miał się do całości. Już nawet uspokoili się na tyle, iż dali za wygraną, chcąc wracać do środka, ale olśnienia lubią przypominać o sobie dopiero na koniec.
- Tak się zastanawiam... – Lucyfer poszedł innym tropem, przywołując w myślach nakaz Stwórcy. – Czy przypadkiem nie jest tak, że zabroniono ci wstępu do Nieba? – zwrócił się bezpośrednio do byłego archanioła, zaskakując go bardzo.
Mężczyzna dopiero teraz to sobie uzmysłowił. Gdyby nie spostrzegawczość rudzielca, być może aż do chwili rozpięcia portalu nie pamiętałby o tym. Był tak pochłonięty próbą przekonania Księcia do słuszności podjętej decyzji, że ten fakt mu umknął.
- Ale Bóg chce, abym wrócił, więc może chwilowo zawiesi...
- Nie może i nie zrobi tego. – Orifiel odetchnął. Od dłuższego czasu czekał na słowa Michaela, o których informowano go w Niebie. Jego zadaniem było wtrącenie się, wyjaśnienie niektórych kwestii i umilknięcie. – Teraz moja kolej. Zesłano mnie tutaj nie tylko po to, aby przekazać nowiny z Królestwa Niebieskiego. Głównym celem jest rozjaśnienie kilku spraw. Zacznę od odebrania mocy. Mefisto powiedział, iż stało się tak dlatego, bo Misiek nie mógł pogodzić się z tym, że jego dwaj przyjaciele zostaną w Niebie, nie pożegnawszy się z nim. Gdyby Bóg nie pozbawił go magii, dusza blondyna rozpadłaby się na kawałki przez smutek wywołany tęsknotą... To prawda, ale przecież Mefistofeles i Rafael są tutaj z nami, więc nie doszłoby do tragedii. Wasza obecność – spojrzał na zielonowłosego – wiąże się z pierwszą częścią nakazu. Póki oczy, uszy i serca nie zostaną zaspokojone złymi i przykrymi emocjami, mają przebywać w jednym miejscu, szukając wyjścia z tej sytuacji. Pogodziliście się z myślą rozstania, czyż nie?
Michael otworzył lekko usta. Wcześniej na to nie wpadł. Powoli, krok po kroku zaczął domyślać się wszystkiego. Nie na darmo nosił miano archanioła. Po prostu ostatnimi czasy lekko się zagubił, ale nareszcie zszargana porodem psychika na powrót stawała się jego własną, a nie rozdwojoną.
- Kontynuując... – z kolei Orifiel doskonale wyczuł poważną zmianę u blondyna. – Zabranie mocy zostało dobrze rozpoznane. To naprawdę wiąże się z tęsknotą... Ale innej osoby do Michaela. To przez nią i wysoki poziom w hierarchii mogłoby nastąpić poważne uszkodzenie ciała blondyna, prawdopodobnie doprowadzając go nawet do śmierci... Stwórca wiedział, co robi, spodziewał się... – nie potrafił wybrnąć, toteż pospiesznie zmienił temat. – Niejaki Kamio et Mar, który tutaj przebywa, według moich ustaleń powinien od dziś zniknąć, jako dusza. Tak się jednak nie stało, choć jego życie było wątpliwe gdziekolwiek. – jakże on uwielbiał zagadki Stwórcy! Czasami oscylowały na granicy ryzyka, ale zawsze można było liczyć na dobre zakończenie. – Wzrost nie jest przeszkodą w dostaniu się do Nieba. Tylko pomyślcie, jak to zrobić. – wstał, wygładzając fałdy szaty. – Potrzebuję chwili oddechu, bo jeszcze moment, a zasypiecie mnie gradem pytań, na które nie mogę odpowiedzieć, a przez słodkie oczy Michaela jeszcze bym się wygadał. – pospiesznie ruszył w kierunku zalesionego terenu, wzdychając co jakiś czas.
Tymczasem Lucyfer intensywnie myślał, masując obolałe skronie.
Jak tu wyjść z tego obronną ręką? Przecież wyraźnie powiedziano, że morskooki nie może stanąć za progiem Królestwa Niebieskiego, więc jak...
- Nie wierzę... To jakaś próba? Albo i nie... – urywane skrawki wypowiedzi były zrozumiałe wyłącznie dla niego. Przysłuchujący się mężczyźni nic z tego nie pojmowali. – Misiek musi być niemagiczny, co wiąże się z pomniejszeniem ciała. Zarazem dzięki temu, będąc w moich ramionach może bez przeszkód wejść do Nieba, jednocześnie przestrzegając zasady, aby jego stopa nie dotknęła Królestwa. To takie logiczne i... Ehh, Misiek, jakie ty masz względy u Boga... – sam nie potrafił uwierzyć w to wszystko. Jego ojciec nigdy nie stworzyłby tak misternego planu, aby powiązać losy kilku osób, najpierw je mącąc, a potem zgrabnie kształtując w drogę do szczęścia. Z przyjemnością wpatrywał się w uśmiech promieniejący na ustach blondyna, roztrzepując mu włosy. – Jesteś Jego ulubieńcem i...
Donośny huk skupił uwagę wszystkich na drzwiach chaty. Byli na tyle blisko niej, aby widzieć jakiegoś złodzieja, więc jedynym, który byłby w stanie narobić hałasu był Kamio. Nie czekając ani chwili pobiegli sprawdzić, co się stało.
Niemożliwym było, aby brunet poruszał się o własnych siłach. Baal jasno dał im do zrozumienia, iż mężczyzna ma trudności z wprawianiem w ruch mięśni, będąc sparaliżowany bólem narastającego podniecenia w czasie rui, toteż zdziwili się, nie zastając nikogo w sypialni. Zajęli się poszukiwaniami, przetrząsając nawet szafy. Dopiero oddzielony od grupy Gabriel zdołał ustalić miejsce pobytu „uciekiniera”. Jego nieco niepewny i jakby przestraszony głos zwabił grupę do kuchni.
Kotołak siedział na podłodze pośród roztrzaskanych talerzy i szklanek. Jakikolwiek ruch mógłby zakończyć się dla niego pokaleczeniem się, a i tak na obnażonych kolanach widać było drobne przecięcia. Ciche miauknięcia wymieszane z ludzką mową dały się nareszcie rozszyfrować. Okazało się, iż spragniony mężczyzna prosił o wodę, jednak najwidoczniej nikogo nie było w domu, więc postanowił się obsłużyć. Początkowo jego nogi nie nadążały za silną wolą, jednak centymetr po centymetrze, wspomagając się ścianą, dotarł wreszcie do kuchni. Tam zakończyła się droga szczęścia. Osłabione mięśnie kategorycznie odmówiły posłuszeństwa, popychając jego ciało wprost na szklane naczynia.
- Co tu się dzie... dzieje?
W progu pojawił się Baal. Trzymana w dłoni bańka z mlekiem zadrżała, jakby właściciel miał ją zaraz opuścić, albo rzucić w kąt. Jej zawartość była jednak zbyt ważna i cenna, dlatego scenariusz ten się nie sprawdził. Zamiast tego diabeł wolał odstawić stalowy przedmiot, umieszczając go na stole i nie zrażony chrzęszczącym odgłosem rozdeptywanego szkła podszedł do kotołaka, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Lubisz kłopoty. – stwierdził trafnie, unosząc podbródek bruneta. Jego kształt pozwolił mu na dokładne orzeczenie tego, iż mężczyzna nieco schudł przez tak krótki czas. Pod prawe ramię podłożył mu swoją rękę, aby dzięki temu go podnieść. Raczej liczył się z tym, że nie niemożliwym będzie przeniesienie Kio, dlatego jakkolwiek wydawało mu się to niewłaściwe i uwłaczające, wsunął lewe przedramię pod kolana bruneta, unosząc go w górze.
- Czyś ty zwariował? – Kio ni to powiedział, ni wysyczał w kociej mowie. – Nie jestem dziewczyną!
- Tyłek ci schudł, więc korzystaj z usług.
Wszelkie szarpnięcia i zażalenia spływały po nim jak po kaczce. Kusy szlafrok efla, a zarazem jego jedyne odzienie odsłaniało właśnie skrawek wymienionej przez Baala części ciała i za każdym razem, gdy brunet wykonywał serię ciosów wymierzonych w tors, czy brzuch wojownika, kończyło się to dla niego wysokim „c” oraz umyślnym podrażnieniem dolnych partii ciała. Przenoszony w ten sposób mężczyzna kilka razy zahaczył nogą o meble, czy próg drzwi, ostatecznie lądując na łóżku niczym worek ziemniaków.
- Teraz grzecznie leż, nie sprawiaj problemów, a ja przyniosę ci trochę mleka.
Ile czasu go nie było? Pięć, może dziesięć minut, podczas których szukał nienaruszonej szklanki, decydując się jednak na kubek. Ogromne musiało być jego zdziwienie, gdy zamiast fukającego wściekle kocura, zastał puste pomieszczenie i szeroko otwarte okno.
- Co za upierdliwa gadzina!

Kamio et Mar
Więcej szkodziłem, niż przynosiłem pożytku. Niewątpliwe Baal znajdzie mnie wkrótce, lecz do tego czasu zdołam sobie co nieco poukładać. Najważniejsze, że powoli odzyskiwałem formę i choć niemrawo, to w miarę szybko przemieszczałem się magiczną teleportacją, uważając na możliwych obserwatorów w postaci człowieka. Coś pchało mnie na oddalone od chaty wzgórze. Jakaś siła wyższa podpowiadała, że to jest dobre miejsce na zachwyt i kontemplację.
Dopiero kiedy znalazłem się na szczycie, zrozumiałem, jak to dobrze czasami powierzyć wszystko intuicji. Przede mną roztaczał się widok na panoramę miasta, od którego dzieliła mnie sporych rozmiarów polana. Rozkwitające pąki kwiatów wyglądały nieziemsko w połączeniu z błyszczącymi grudkami śniegu przy ich łodygach. Marzec... miesiąc odradzania się ziemi i walki kotów o samice. Aż zaśmiałem się na myśl o mojej „kotce”. W tym stwierdzeniu kryło się ziarno prawdy – walczyłem o niego, prawie wcześniej przegrywając i tracąc, a jednak udało mi się wyjść z tego zwycięsko.
Coś mokrego połaskotało mnie w łydkę, więc spojrzałem na nią, dostrzegając pełznącą gąsienicę. Tym samym zauważyłem, w jakim stroju wybrałem się na wycieczką w to niezbyt ciepłe przedpołudnie. Jak na zawołanie kichnąłem, otrzepując się, niczym zamoczony przypadkiem kot.
- Na zdrowie.
Chyba mam kłopoty...
- Dzięki? – odwróciłem się, dostając na przywitanie pięścią w twarz. – Popieprzyło cię?! – nie musiałem sprawdzać, aby wiedzieć, że z ust zaczyna kapać mi krew. Nie miałem nawet czasu na oddanie ciosu, musząc sparować kolejne. Tym samym, cofając się po umiarkowanie stromej polanie byłem narażony na wszystko, czyli na przykład wywrócenie się, a w najlepszy razie potknięcie. Niestety spotkało mnie to pierwsze. Impulsywnie złapałem się szaty Baala, ciągnąc go za sobą i już po chwili staczaliśmy się po nierównym spadzie, jednocześnie nie przerywając szamotaniny. Za wszelką cenę chciałem utrzymać pozycję górującą, która dawałaby mi większe szanse na zwycięstwo, jednak żadna z czterolistnych koniczyn na zielonym dywanie jak na złość nie chciała mi pomóc! Po chwili to ja byłym tym przyszpilonym do ziemi. Jego łokieć obezwładnił obydwie moje ręce, z kolei zaciśnięta w górze pięść przygotowała się na kolejne razy.
- Dlaczego uciekłeś?
Chyba dawał mi jakąś szansę na wytłumaczenie... jakże to miłe z jego strony! W przyszłości postawię mu za to pomnik!
- A ja postawię ci coś innego, a teraz streszczaj się.
No tak... zapomniałem, że ten gad potrafi czytać w myślach.
- Nie uciekłem. Sam powiedziałeś, że sprawiam problemy, więc kulturalnie wyszedłem, aby to sobie poukładać i zastanowić się nad zmianą.
Z jego miny mogłem wywnioskować, że nie jest zadowolony z odpowiedzi.
- Nie wkładaj mi do ust słów, które nigdy nie przeszły przez gardło. Nakazałem ci, abyś na mnie czekał i nie forsował się chodzeniem, bo znów mógłbyś się pokaleczyć. Poza tym to twoje „kulturalne wychodzenie” jest szczytem nowoczesności... Wiesz, że wymyślono drzwi?
Martwił się... Fakt tego, co zrobił dla mnie poprzedniego dnia wiele znaczy, ale chyba... jeszcze ciężko mi się do tego przyzwyczaić. Poza tym nie zrobiłem niczego złego!
- Niczego, prócz wprowadzenia Michaela w stan przerażenia. Gdyby nie miał jasnych włosów, z pewnością przez ciebie już dawno by osiwiał.
Trzeba przyznać, że o tym nie pomyślałem...
- To ty myślisz?
Powraca mu humor. Już nawet zaczyna się lekko uśmiechać i opuszcza rękę... jakoś tak nisko… za nisko...
- Baal... – jęknąłem, łącząc nogi. Podwinięty materiał szlafroka odsłaniał mnie aż po żebra, więc zaczynało mi być zimno, a jemu zachciało się zabaw. – Musimy wracać... przeprosić... – przy tak sprawnych dłoniach nie sposób było logicznie formułować zdania. Zwłaszcza, gdy chłodny wiatr muska nagie ciało. Nie wiem kiedy i w jaki sposób, ale Baal błyskawicznie rozwiązał pasek, którym byłem owinięty, jednocześnie poprawiając krótki materiał niejakiej piżamy. – Jeżeli jakiś robak ukąsi mnie w tyłek, to każę ci wysysać jad!
- Zrobimy to szybko... – ugryzł mnie w szyję, po chwili całując to miejsce. – A o resztę nie musisz się martwić.
Podniecała mnie myśl nakrycia. Wiem, wiem, to zawsze naciągany fakt, ale wszyscy mnie znają i z całą pewnością potwierdziliby mój dziwny fetysz i upodobania. Miejscówka jak z bajki, dziki seks dwóch mężczyzn darzących się niedozwoloną miłością... Samo myślenie o tym pobudza produkcję gotowych do wytrysku plemników.
Jednak sekundę później omal nie odtrąciłem Baala, ograniczając się do lekceważącego prychnięcia.
- Palce masz do trzymania, a nie wkładania w dziwne otwory, więc daruj sobie.
Jak ja lubię patrzeć w te płonące żądzą oczy! Jesteśmy do siebie bardzo podobni i niekiedy zdarza się nam mieć ochotę na to samo, jak na przykład w tym momencie.
Na raz poczułem trzy rzeczy – ugniatanie moich ud i podnoszenie ich na wysokość bioder Baala, bezpretensjonalne wtargnięcie we mnie oraz głębokie nachylenie się diabła, przez co mógł zająć się wyeksponowaną szyją. Tak dawno nie miałem go w sobie, że prawie zapomniałem, jakie to uczucie. Teraz nie przeszkadzała mi nawet wilgotna trawa, na której spoczywała moja głowa. Było mi cudownie.
Choć Baal nie bawił się w subtelności, to starał się zapewnić mi multum przyjemności, dzięki którym wydawałem kilka cichych, ale przede wszystkich długich jęków. Te z kolei wpływały korzystnie na diabła.
Utracony chwilowo oddech udało mi się znów przywrócić, tak samo jak i wzrok. Pierwszym, co ujrzałem, były jasnoczerwone źrenice, które najwyraźniej przekazywały mi, co ich właściciel zamierza. Posłusznie oplotłem go nogami, tym samym spłycając pchnięcia, ale i za każdym razem krzycząc z przyjemności, gdy trafiał mnie celnie w prostatę. Do tego uwolnione od trzymania ud ręce Baala znalazły właśnie nowe zajęcie. Jedna z nich zaopiekowała się moim rosnącym ciągle problemem. Swoją drogą bezzwłocznie zastosował się do mojego polecenia odnośnie palców. Z kolei prawe ramię wsunął pod mój kark, przyciągając nas do pocałunku. Ten… był naszym pierwszym. Oczywiście miały miejsce wcześniejsze, ale wiązały się z wyzwaniami, czyli nie byłby brane pod uwagę.
Ten gest... wpatrzone we mnie oczy, ciężko łapiące powietrze usta, które jak wariaci złączaliśmy ze sobą, nie dbając o oddech i nie schodzące z warg uśmiechy doprowadziły nas do prawie równoczesnego, ale cholernie silnego orgazmu. Myślałem, że wybuchnę! Tak wielka rozkosz rozlała się we mnie, podczas gdy fala spełnienia upuszczała spięte ciało. Targały mną dreszcze, ale nie zimna, a gorąca. Zmuszony byłem ochłonąć. Euforia, podczas której chciałem wyznać Baalowi swoje uczucia nie powinna decydować o czymś tak ważnym, ale nawet po kilku minutach łaszenia się o sobie, dotykania spoconej skóry, składania pocałunków do wtóru z chichotem, nie zapowiadało się na to, aby miała mnie opuścić.
- Baal...
- Nie musisz tego mówić.
Podrapałem go po plecach, zostawiając pręgi. To jest mój tekst! Mój!
- I znowu ktoś mi cię sprzątnie? Tak przynajmniej będzie cię gryzło sumienie... o ile je masz. Ała, potworze! – jak on śmiał mnie szczypać?! – Obraziłem się! Nie masz co liczyć na... na… mrr... – uwielbiam pieszczoty, a już zwłaszcza te, które skupiają się na kochanych, ślicznych, kocich uszach. Nie mogłem powstrzymać mruczenia. – Kocham cię...
- Ja ciebie też.
Kto by pomyślał, że uda mi się... uda nam się usidlić siebie nawzajem.
Akemi (00:00)

1 komentarz:

  1. Hej,
    świetne, tak usiedlili siebie nawzajem, a jeszcze to na łące bosko....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń