środa, 31 października 2012

Kurisumasu Omedetou ! - cz.2 , one shot dla Akemi.

26 grudnia 2011


***

Obudziłem się dopiero po godzinie jedenastej z suchym, zaciśniętym gardłem, napuchniętymi powiekami oraz przyklapniętymi włosami. Patrząc się tępo w ścianę, po kilku minutach zdobyłem się na zwleczenie z łóżka. Stanąłem przed lustrem oglądając jak żałośnie teraz wyglądam.
I co Kazu, tak ci się spieszyło do miłości, idealnych świąt? To teraz masz, żryj realne życie.
Całe szczęście moi rodzice nie należeli do takich, co budzili swoje dziecko z rana czy to w święta, czy to ogólnie. Dla nich… Po prostu byłem i kiedy chciałem z nimi porozmawiać, mogłem to zrobić, zawsze są do mojej dyspozycji. Nasze relacje są w sumie dziwne… Bo niby jest w porządku, ale sam się od nich oddzieliłem, no cóż, taki mój charakter.
Heh. Aż zaśmiałem się pod nosem, nie odrywając wzroku od szklanego zwierciadła. Już chyba zupełnie oszalałem, żeby w takiej chwili myśleć o takich nieistotnych pierdołach. Nie chcę schodzić na dół, nie mam ochoty nikogo oglądać… Proszę, oby gdzieś pojechali, pragnę być sam. Potarłem kostkami oczy, po czym nacisnąłem na klamkę. Dopiero gdy postawiłem kilka kroków poczułem jak słaby jestem. Pociągnąłem nosem, powstrzymując łzy. Nie. Nie rozumiem dlaczego to zrobił. Tak bardzo go obrzydzam? Ale… To już nie ma znaczenia, zostałem sam. Przyzwyczaj się.
Ziewnąłem i dotarłem do zlewu, oblewając wodą całą twarz. Bez zastanowienia wlazłem pod prysznic i odkręciłem gorącą wodę, domykając powieki. Złapałem za żel i anemicznym ruchem wtarłem go w siebie patrząc, jak strumienie cieczy spłukują pianę z mojej delikatnej skóry. Dotknąłem swojego brzucha, który też zapragnąłem mieć idealny dla niego, gdyby kiedyś… Zażyczył go sobie wziąć… Po chwili wytworzyłem pianę na kosmykach i zmyłem ją równie wolno… Jak wtedy, gdy senpai…

- Szlag! – uderzyłem pięścią o kafelki, zaciskając z goryczy zęby.


Czy wszystko musi mi go przypominać?! Osunąłem się na dół i pociągnąłem nosem, doprowadzając twarz do porządku. Prędko wybiegłem wręcz z kabiny i zacząłem się wycierać. Najbardziej wyżyłem się na włosach, które po tak brutalnym traktowaniu od razu zrobiły się całe suchutkie. Westchnąłem, kolejny raz opierając ręce na zlewie. Co ja do cholery robię? Wyżywam się sam na sobie? Żałosne. Tak samo żałosne, jak zaufałem komuś, kogo tak doskonale znałem, ale żyłem
  w swojej porytej bajeczce, pogratulować.

Nie chcę już walczyć. Nie chcę się miotać. Nie chcę niczego. Pragnę się uspokoić. Mówią, że każde złamane serce da się uleczyć. Gówno prawda. Nigdy nie naprawi się w stu procentach idealnie tego, co się zniszczyło. Nie wierzę w to. Mówią, że przechodzi. Czy mi minie? Jak może… Jak mogę być szczęśliwy po czymś, czemu się ofiarowałem? Nie mam celu, pomysłu, własnego życia, naprawdę. Niczego. W rzeczywistości nie posiadam niczego osobistego, bo wszystko co starałem się robić, było z myślą o nim. Tak naprawdę to nawet nie lubię grać w kosza. Bez sensu to bieganie po boisku, popychanie się łokciami rzucanie tą twardą piłką. Nie rozumiem i nie chcę starać się tego zrozumieć. Skoro już nie muszę tego robić, mogę się zamknąć. Szkoła…


Przeszły mnie zimne dreszcze, natomiast serce ucierpiało pod naciskiem żalu. Czy zobaczę go… tam…? Z kimś innym? Matko nie chcę… Proszę, wszystko, tylko nie to… Mając już na sobie spodnie oraz koszulkę, złapałem się za żołądek. Gdybym miał widzieć tego człowieka na korytarzu lub jeszcze coś by do mnie mówił… Nie ma mowy. Muszę przepisać się do innej szkoły, wszystko, tylko nie on! Inna szkoła, tak, to będzie ucieczka. Muszę odciąć się od przeszłości. Nawet nie żałuję, w końcu i tak nie zależy mi na szkole, zapisałem się do niej też ze względu na niego. Shun mi tego odradzał, bo sam chodzi gdzie indziej, ale oczywiście Kazu musiał sobie wykopać głęboki grób.


Senpai… Czy twoje dłonie dotykają teraz kogoś innego? Czy całujesz tak delikatnie jak mnie? Czy zastępstwo jest lepsze ode mnie? A może to ja byłem zastępstwem? Nie wybrałeś blondyna, zbrzydziłem ci ich? Kiedy pomyślę, że teraz możesz… W święta z kimś… innym… Ja…


Wewnątrz brzucha coś mi się przewróciło parę razy tak, że pobiegłem do ubikacji. Za dużo. Na tle psychicznym to wszystko przekroczyło mój limit. Nachyliłem się nad muszlą i zwymiotowałem. Nie wiem ile siedziałem z głową w kiblu. Miałem wrażenie, jakby to trwało godzinami. Kiedy się uspokoiłem, znowu mi się chciało i tak w kółko… Znowu, znowu, znowu… Jakbym dostawał karę za swoją naiwność. Jakby los wyżywał się na mnie w święta. Zajebiście, co nie? Przeryczeć całą noc, a potem cały dzień rzygać. Tak, to są moje wymarzone święta.

W rezultacie po dokładnym wypłukaniu żołądka, w którym i tak niczego pewnie nie było, cały rozdygotany zacząłem schodzić na dół, modląc się w duchu, aby rodzina pojechała sobie na wycieczkę, jak to robili co roku. Łapiąc się balustrady westchnąłem. Odwróciłem głowę w kierunku lustra i przestraszyłem się samego siebie. Miałem blade usta i podkrążone oczy, co pięknie uwieczniała moja zgarbiona postura.

Dotarłem do kuchni, gdzie zrobiłem sobie owocowej herbaty. Ogarnąłem wzrokiem stół, na którym leżały ciasta, a następnie otworzyłem lodówkę, kręcąc nosem. Czułem się jak jakieś wygłodniałe, chore psychicznie zwierzę, które ciesząc się, iż jest same zebrało odwagę, aby poszukać czegoś do skonsumowania. Złapałem za talerz z rybą i wsadziłem go do mikrofalówki, prawie nie jedząc wszystkiego z ziemi, bo tak mi drżały ręce. Wpatrywałem się w okręcającą się płytkę, ale w końcu wyciągnąłem jedzenie i położyłem na blacie, robiąc sobie trochę miejsca wśród foremek. Patrząc w otworzone okno, w czasie przełykania czegoś ciepłego, z oczu poleciały słone łzy.


Ile mam to znosić? To dopiero początek, a ja mam ochotę iść na tory i rzucić się pod pociąg. Naprawdę. Nie posiadam własnego życia, nie mam nic, to dlaczego mam się męczyć? Jestem chory. Psychicznie chory, bo oszalałem na jego punkcie, nikt tego nie zrozumie. Wszyscy mają jakieś romansiki lub jak już jest prawdziwa miłość, uciekają do tego, co lubią robić. A co ja lubię? Chyba wbijać sobie nóż w serce. Do tego ten jebany śnieg! Nienawidzę go! No i co?! Będę musiał na ciebie patrzeć co roku? No daj spokój, prędzej się zrzygam. Załkałem sobie głośniej, zakrywając dłońmi całą twarz.


Dlaczego? Senpai dlaczego, nie rozumiem! Przecież przez dwa lata rozmawialiśmy, chodziliśmy albo na piwo z kumplami, albo do klubu. Kochałeś grę, dlatego ja również się jej oddałem. Byłem w twoim domu, ty w moim. Znaliśmy się bardzo dobrze. Był okres, kiedy zapomniałem o własnym przyjacielu, ponieważ tak bardzo mnie zauroczyłeś. Pomagałeś mi, dla innych byłeś chamski. Zdarzało ci się mieć gorsze dni, ale utrzymaliśmy kontakt chyba tylko dlatego, że potem to ja przepraszałem za to, że nie potrafiłem cię zrozumieć. I tak ciągle, byliśmy wyjątkowi. Wszyscy nam zazdrościli. Zrobiłem nawet dla ciebie kolczyki! I co? Dlaczego mnie zostawiasz. Dlaczego jesteś tak okrutny dla mnie, czy nie mogłeś być taki od początku? Gdy moje uczucia sięgnęły zenitu, dałeś mi nadzieję, całowałeś mnie, wychodziłeś ze mną. Śmiałeś się, to było jak wiecznie fruwająca bańka mydlana, zrobiona wręcz z niepękającej stali. Wydawało mi się, że traktowałeś to poważnie. Więc dlaczego? Po co w ogóle się ze mną zadawałeś? Rozumiem, gdybyś chciał lekcje albo coś… Ale ja po prostu… Byłem. Wygłupialiśmy się często przy stole, pamiętam jak kiedyś w szkole robiliśmy ciasta i nam odbiło. Nie rozumiem ciebie, wydawało mi się, że wiem o tobie wszystko. A tymczasem dobiłeś mnie w dniu świąt, które tak bardzo ceniłem, chciałem, by były idealne.

Senpai… Czy ty wiesz co się teraz ze mną dzieje? Myśl, że mnie dotykałeś…Wargami muskałeś moje usta, szyję, a nawet brzuch… Czy zdajesz sobie sprawę, że to mnie teraz zabija? Nie potrafię już normalnie funkcjonować.

Wytarłem rękawem łzy, po czym upiłem gorącej herbaty. Zacisnąłem powieki, uspokajając oddech.


Właśnie. Skoro ty potrafisz być nieczuły i obojętnie przejść obok człowieka, to… Nie pozostaje mi nic innego. Stanę się obojętny jak ty. Tak będzie łatwiej, prawda? Nie zwracając na nic uwagi, mając wszystko gdzieś, jest lżej… Mniej boli. Okej. Przyjmuję to.


Uśmiechnąłem się smutno, wznawiając jedzenie. Cisza mojego domu pięknie spotęgowała zdołowanie. Gdy wdrapywałem się na górę, rodzice wraz z rodziną śmiejąc się weszli do mieszkania i zajęli się sobą. Wiedzieli, że jeśli będę chciał, to zejdę, jeśli nie, to nie, taka była moja rodzina. Wszyscy o tym wiedzieli i nikt się nie czepiał. O tyle lepiej, nie musiałem walczyć.


***


Od godziny wpatrywałem się w szerokie płatki śniegu, padające na uliczki mojego osiedla. Mając głowę opartą na nadgarstku, a łokcie na biurku, w ciepłym, przydługim swetrze i zrobionymi idealnie włosami, uwiązanymi na lakier nie myślałem o niczym. Jakbym znalazł jakąś odmóżdżającą grę, która wciągnęła mnie na tyle, aby niczego nie słyszeć.


Bum! Przede mną, coś dużego walnęło o szybę, a po chwili rozprysło się na kawałeczki, spadając na dół.


Podziwiając pasmo światła rozświetlającego czarne niebo, odetchnąłem głośniej. Jest tak spokojnie cicho… Kochałem swój pokój dlatego, że jako jedyny miał okno z boku całego budynku, a do tego właśnie tam mieliśmy ogród, więc nawet gdybym się tutaj darł, nikt by nie usłyszał.


Bum! Ponownie śnieg przykleił się do mojego okna. Po kilku sekundach znowu i znowu… No ej! Zainteresowany podniosłem się i podszedłem kawałeczek, otwierając szybę.


- No wolniej się nie dało! – mruknął zirytowany chłopak, zadzierając wysoko głowę, aby móc mnie zobaczyć – Otwórz balkon, idę.

- Shun, nie chcę nikogo widzieć no… - mruknąłem, opierając dłonie o framugę okna.
- Zamknij się i otwieraj ten pieprzony balkon! – krzyknął, idąc w jego stronę.

Wzdrygnąłem się, słysząc jego ton. Oho, czyżby dziewczyna z nim zerwała? No proszę, w takim razie jest nas dwóch? Przecież on nigdy aż tak się nie wścieka…Nie, nie mam na to siły. Proszę cię, zostaw mnie w spokoju, nie mam ochoty nikogo widzieć..


Chcąc nie chcąc, podreptałem do wielkiego okna i uchyliłem je. Cofnąłem się do pokoju i matowym spojrzeniem zaszczyciłem barierkę, obsypaną śniegiem. Po krótkich kilku sekundach, mój przyjaciel zwinnie wdrapał się na górę i przeskoczył przez metal. Zawsze wolał wchodzić tędy, niż okrążać cały dom i zawracać dzwonkiem głowy moich rodziców. W sumie też lubiłem, kiedy przychodził bezpośrednio do mnie. Często siedząc i odrabiając lekcje, widziałem jak pukał w moją szybę i z uśmiechem na twarzy czekał z siatką w ręku, aż mu otworzę. Czy dopiero teraz przekonałem się, jak wiele lat ze mną wytrzymał? Jako jedyny…Inni się poddali, mam za trudny charakter. Wciąż narzekam jak baba, marudzę, potrafię być niemiły, ale teraz to się zmieni, nic mi się nie chce. Brązowowłosy nastolatek ku mojemu zdziwieniu natychmiast wleciał do pokoju i trzasnął drzwiami od balkonu, przekręcając klamkę, a po chwili przytulił się do mnie, ukrywając twarz w swetrowym ramieniu.


- Booże, już myślałem, że sobie coś zrobisz. Jezu, jak mi ulżyło! – poczułem, jak wyraźnie się rozluźnia.

- Dlaczego miałbym sobie coś zrobić? – zapytałem, nie podnosząc nawet rąk, aby odwzajemnić jego uścisk. Jakoś nie czuję potrzeby.
- No jak to? – odsunął się ode mnie i zerknął w moje oczy – Zawsze byłeś panikarzem i wpadałeś na dziwne pomysły, więc kiedy dowiedziałem się… Że…Natsuo cię porzucił…
- Aa, to. Nieważne, każdy ma swoje zawody miłosne. – wzruszyłem ramionami.
- Co? – prawie bezgłośnie wymówił ten wyraz – Czy ty jesteś chory?
- Nie, czemu?
- Czy ja rozmawiam z Kazuhiro, który jak debil był zapatrzony w tego gnoja? – wzruszyłem ramionami.
- To ja. Zrozumiałem głupotę. Proszę cię, wyjdź, naprawdę nie mam ochoty nikogo widzieć… - mruknąłem, gdy poczułem, że nie uda mi się być obojętnym.
- Na pewno nie. Widzę jakie masz oczy! Przerażasz mnie!
- To mnie zostaw i po sprawie.
- Pojebało cię! Nie jesteś zły, nic…? Kazu no, weź coś powiedz! Bądź sobą no…!
- Ale co ja mam ci powiedzieć? Moje życie już nie ma sensu.
- Przestań tak mówić. Jesteś w szoku, rozumiem, ale masz się ogarnąć, bo twoja obojętność mnie dobija no!
- Jezu, zostaw mnie. Widzisz? Sam się denerwujesz, ja czuję się spokojny. – uśmiechnąłem się.
- Wyglądasz jak jakiś ćpun! Weź… No.. Wykrzycz to co ci zrobił, narzekaj, jak zawsze, powiedz coś Kazu…
- Co ja… mam ci… - poczułem jak z moich oczu lecą łzy, a mój głos zaczyna drżeć – powiedzieć…?
- Kazu, nie płacz no… Nie lubię tego…
- Ale to twoja wina! – krzyknąłem, zaciskając powieki. Czy on wie jak to bardzo boli?! Dobijać mnie tym, że chciałem zapomnieć?!!
- Musisz… Musisz zapomnieć o tym ćwoku, już dawno mówiłem, że to pedał bez szacunku.
- Nie obrażaj go!
- Ty jeszcze go bronisz! Pojebało cię do reszty. On ci złamał serce i poszedł se z kimś innym, a ty jeszcze go bronisz?!
- No i będę!
- Kazu ogarnij się, czy ty wiesz co wygadujesz?!
- Wiem. – burknąłem, pociągając nosem – Co cię w ogóle ugryzło, że chcesz mi teraz matkować.
- Bo oszalałeś przez niego! Nie widzisz świata poza nim. On jest egoistą, normalnie męską dziwką, a co najlepsze to ty to wszystko wiesz! A i tak idziesz w to gówno, nie wierzę w ciebie, normalnie nie wierzę!
- No i dobra, moja sprawa, nie podoba ci się, to se idź! Przyszedłeś i mnie opierdalasz! – krzyknąłem, nie mogąc znieść myśli, że nawet przyjaciel mi dowala.
- Nie opierdalam, chcę tylko, żebyś…
- No co?! Ja się staram zapomnieć, przeżyć jakoś wszystko, a ty se przychodzisz i na dzień dobry opierdalasz. Mówisz, że jestem śmieciem, bo w to wierzę. No i dobra, jestem, wiem to! Ale kocham go i tego nie zmienię, więc idź sobie! I mnie zostaw, ja sobie poradzę!
- Nie poradzisz Kazu… Zrozum, ja chcę ci tylko pomóc…
- Przez ciebie czuję się tylko gorzej. – powiedziałem niskim głosem, patrząc na niego złym wzrokiem. Zauważyłem, jak od tego zdania posmutniał. To jego wina, nie moja.
- Musisz żyć Kazu, zapomnieć o tym dupku…
- Nie obrażaj go!
- Weź się uspokój, będę mówił, co będę chciał, bo taka jest prawda! Nie dociera to do ciebie? – widziałem, jak z sekundy na sekundę coraz bardziej się denerwuje, to nie podobne do niego… To nie jest mój Shun, ja chcę spokojnego Shuna.
- Idź sobie, bo się zaraz porzygam. – westchnąłem – Kocham senpaia.
- Nie mów tak…
- I bez niego nie mam nic. Wszystko. Przepisałem się do szkoły, poszedłem do tego pieprzonego klubu, a nawet nie lubię kosza! Zrobiłem kolczyki, zmieniłem fryzurę, zachowanie, przyzwyczajenia… Wszystko dla niego. Nie pamiętam już nawet kim jestem. I nie chcę. – patrzył na mnie ze współczuciem w oczach – Więc nie pouczaj mnie co mam robić, bo gówno wiesz!
- Słucham?
- Chodzisz z tymi panienkami, a tak naprawdę żadnej nie kochasz, jesteś jeszcze gorszy niż ja!
- Co ty mi człowieku teraz wyrzucasz?! Chcesz się na mnie wyżyć?!
- Sam mnie pouczasz, a gówno wiesz o życiu! Zawsze taki spokojny, a teraz co?! Wyżywasz się na mnie, bo pewnie z kimś zerwałeś.
- Odczep się ode mnie! Ja chcę ci pomóc, to ty jak jakiś psychiczny widzisz dziwne rzeczy i nie dajesz sobie pomóc!
- To mnie dobij i będzie spokój. – pociągnąłem nosem – I tak już nic nie ma sensu, nie chcę żyć.

Po tych słowach poczułem tylko silnie uderzenie w policzek i upadłem na ziemię. Nawet na zębach czułem twardy metal, którym mnie uderzył. Po chwili na skórze pojawił się ogromny pręg, odciśnięty od pierścionka, który miał na palcu. Aż otworzyłem buzię, jakby sprawdzając, czy mam wszystkie zęby. A on stał nade mną cały rozgoryczony, mrużąc gniewnie oczy. Po trzech sekundach poczułem jak bardzo to mnie boli. Zewnętrznie, wewnętrznie i jak małe dziecko zawyłem donośnie, łapiąc się za policzek. Shun od razu jak oparzony przykucnął przy mnie i objął, głaszcząc uspokajająco po głowie.


- Boże Kazu, nie chciałem, przepraszam! Nie płacz, no spokojnie… Przepraszam, błagam cię, nie płacz tak! Nigdy więcej tak nie zrobię, nie chciałem, poniosło mnie… No sorry no… Kazu… - przerażony moim stanem mocno zacisnął mnie w swoich objęciach i wciąż gładził kojąco.

- Dlaczego mi to robisz? – z lamentem wypowiedziałem te słowa. To wszystko boli. Wszyscy mnie nienawidzą, wszyscy! – Ja chcę… Starego Shuna… On nigdy by mnie… Nie nienawidził…
- Kazu nie mów tak, poniosło mnie, chciałem dobrze no, przepraszam… Jestem tu, już, nie będę krzyczał. No…
- Czemu wszyscy wciąż mnie ranią? Zostaw mnie, idź sobie! – krzyknąłem i odepchnąłem go od siebie. Zostawcie mnie wszyscy, nie chcę już więcej płakać.
- Chcę tylko pomóc, daj sobie pomóc, zrobię wszystko…! – siedząc na kolanach, starał się jakoś przekonać moją kruchą osobę.
- Wyjdź...! Dobiłeś mnie, zadowolony?! – cały czas trzymałem palcami obolały policzek.

Szatyn olewając moje groźby, podczołgał się do mnie i z bolesną miną delikatnie załapał za moje palce, odsuwając je od zadrapania i czerwonego półkola. Przejechał po parzącej skórze kciukiem, na co ja aż zaniemówiłem, a łzy przestały lecieć. No i powiedzcie, jak ja mam go zrozumieć? Wiem, że nie chciał, ja to wszystko naprawdę wiem, ale mimo tego… Czuję się okropnie.


- Przepraszam, nigdy więcej tego nie zrobię. Nie uderzę cię, ani nie zranię. – rzekł poważnie, na co uchyliłem ze zdziwienia usta zapominając, że prawie w ogóle nie czuję twarzy. Zatopiłem się w nim, jak w obrazku. Od kiedy jego twarz stała się inna, taka dorosła? Chyba przegapiłem wiele zmian… - Nie płacz już… - wytarł moje łzy i objął mnie w pasie, przyciągając lekko na swoje kolana – Zapomnij o nim, zaczniesz nowe życie, znajdziesz coś dla siebie… Pamiętam twoje pasje, twoją radość, wiem co lubisz, postaram się… Abyś wszystko sobie przypomniał, nie zostawię cię. – jego spokojna barwa głosu czarowała mój umysł, nie byłem wstanie się kłócić, jedynie słuchałem. Mógłbym odnaleźć siebie? Za wiele lat minęło, to jest niemożliwe.. Dlaczego on taki jest? Tak delikatny, że aż zaraz mi serce pęknie, jestem okropny, a on i tak….

- Dlaczego…? – zapytałem, gdy usiadłem okrakiem na jego kolanach, wyczuwając od razu rozgrzane ciało… Miło czuć ciepło… drugiej osoby…
- Bo cię kocham. Od zawsze. – uśmiechnął się czule, na co otworzyłem szeroko oczy.

Wszystko mi się zmieszało. Życie, kiedy ciągle był na drugim miejscu, odkąd poznałem senpaia, przeleciało mi w wyobraźni. Przecież ja byłem taki okropny, a od dzieciństwa tak bardzo byliśmy do siebie przywiązani. Wspólne wypady, wszystko. Potem senpai, senpai, senpai, uważałem, że wszystko co przeciwko niemu, to zło. A Shun wiedział najlepiej jaki on jest… Nie wierzę w to. Nie jestem w stanie uwierzyć, że on mógłby kochać kogoś takiego, jak ja, zasługuje na o wiele lepszą osobę. Jestem straszny, mnie czeka tylko cierpienie, które sam sobie zgotowałem.

Miękkie opuszki ujęły moje policzki, a chłopak pociągnął głowę w swoją stronę.Czy jestem w stanie to zrobić? Pocałować swojego najlepszego przyjaciela jedynie dla tego, że czuję się samotny? Jestem niepewny w uczuciach, nie wiem co się ze mną dzieje.  Czuję rozdarcie, pustkę, rezygnację, to uczciwe zmuszać Shuna do tego, aby mnie pocieszał? Tym bardziej jestem obrzydliwy, ale… Nie mogę się oprzeć, tak bardzo nie chcę być teraz sam, że może zrobić ze mną wszystko, co tylko chce… Już mi wszystko jedno… Nagle pojawił się przebłysk trzeźwości.

- Zaraz, Ayame! – odsunąłem go od siebie.

- Zerwałem z nią. Tak jak myślałem, nie byłem w stanie z nią być. Jak wszystkie związki. Wciąż myślałem o tobie, to było bez sensu.
- Ale…
- Proszę, pozwól mi…
- Ale Shun…
- Zapomnij o tym co cię spotkało. Zaufaj chwili, ja nie zrobię niczego złego…
- Nie mogę tak…

Ciemnooki wziął mnie na ręce i podszedł do łóżka, kładąc na nim moje zmęczone ciało. Zerknąłem na niego, będąc całkowicie bezwiednym, nie mam ochoty się opierać, niech się dzieje co chce. Już i tak moja wola umarła. Chyba potrafię żyć jedynie dla kogoś, nie mam silnej woli, którą ma senpai i Shun. Jestem żałosny.


- Zamknij oczy i zapomnij… Pokochaj mnie…


Po chwili zsunął ze mnie sweter, a ja jak rozkazał, domknąłem powieki i odchyliłem głowę, gdy poczułem jak subtelnie muska wargami mój nagi tors. Miękkie… Senpai miał spierzchłe. Potem słyszałem zsunięcie spodni, sunięcie jego dłoni po moim wysportowanym ciele… Dotarł do mnie nawet dotyk wplątywania we włosy. Z moich ust wydobyło się niegłośne jęknięcie, kiedy zassał się na mojej szyi. Położyłem ręce na jego gładkich barkach i uchyliłem powieki, wpatrując się mętnie w ścianę.


Jak ja mam go pokochać? Jestem do tego w ogóle zdolny? Przecież jedyne, o czym mogę teraz myśleć to… O tym, że…


Kocham cię, senpai.

YaoixGrelka 
 
Akemi (19:10)

1 komentarz:

  1. Hej,
    ojć biedny Kazu, ale kuedy pojawił się Shin u był taku wściekły właśnie wtedy pomyślałam, że jest w nim zakochany...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń