środa, 31 października 2012

Kurisumasu Omedetou ! - cz.1 , one shot dla Akemi.

24 grudnia 2011

Oi ! Znowu ‘widzimy’ się na blogu Akemi. Pisanie One Shotów chyba stało się moim rytuałem, dla Akemi pisanie sprawia frajdę. Naprawdę... Miło jest mieć kogoś, dla kogo można pisać.
Dzisiaj dodam jedną część opowiadania, jutro wkleję drugą, tak więc nastrojowo i świątecznie będzie w te dni. Mam nadzieję, że zrozumiecie końcówkę opowiadania, jestem strasznie ciekawa punktu widzenia każdego z was.
Dziękuję za czytanie moich one shotów, to naprawdę dowartościowuje człowieka,bardzo dziękuję. <3.
Wypadałoby życzyć wesołych świąt… czy jakoś tak. Nie cierpię świąt, dlatego jeśli ktoś ma podobnie, życzę mu powodzenia w przetrwaniu. W końcu na szczęście jest to tylko raz do roku, tak więc, przetrwamy. 



***



Kurisumasu Omedetou ! cz.1


Od zawsze mu się przyglądam, śledzę jego najmniejszy ruch cichutko czekając na okazję, w której się ujawnię. Bożyszcz nastolatek, wspaniały kapitan drużyny koszykarskiej, dobry uczeń, jednak poza tym wszystkim ogromny egoista, mój senpai… Mój najdroższy, ukochany senpai, który właśnie narcyzmem zagarnął moje serce. Palce, jego czarne kosmyki falujące podczas rządzenia na boisku, zacięta mina w czasie walki, utworzona z wąskich, miękkich linii. Krucha talia, lecz rozbudowane barki, przepiękne rysy, bóstwo, od którego nie mogę oderwać wzroku… Kiedy się w nim zakochałem? Tak, chyba tamtego dnia, kiedy poklepał mnie po ramieniu i z uśmiechem powiedział: ‘Chciałbym mieć w drużynie takiego gracza jak ty.’ W jego oczach zaświeciło coś niesamowicie intrygującego, zamykając mnie w ciemnej klatce bez szansy na wyjście. Właśnie wtedy zapisałem się do jego drużyny, grając bez przerwy, aby osiągnąć jak najlepsze wyniki, dzięki którym zwrócił na mnie uwagę i zaczęliśmy być bliżej siebie. Przynajmniej ja tak sądziłem. Czy on też czuł coś podobnego?

Pamiętam dzień, w którym dowiedziałem się, że jest gejem. Chciałem skakać z radości, ponieważ sądziłem, że mogę zrobić wszystko, aby z nim być. Skąd to wiedziałem? Jak każdego dnia odprowadzałem go wzrokiem do klubu ligi, na dodatkowe treningi i zobaczyłem jak przed budynkiem obejmuje jakiegoś chłopaka, całując go w usta. Czułem ból? O dziwo nie, wiedziałem, że i tak z nim zerwie.

Minęły dwa lata, a ja wciąż zakochuję się w nim coraz bardziej, oszalałem na jego punkcie. On? Miał już wielu chłopaków, aktualnie nie jest w żadnym związku, a niedługo są święta. To mój czas, muszę wykonać ruch, tyle lat przygotowań nie pójdzie na marne, wiem o nim prawie wszystko. To muszą być najlepsze święta!

- Kazu, trzymasz to odwrotnie. – brązowowłosy licealista złapał za opakowanie farby do włosów, przewracając je w poprawną stronę.
- Cicho. – burknąłem, otwierając drzwi od łazienki – Jeej, musi wyjść! Musi, musi, musi!
- Tak w ogóle po co się farbujesz? – przyjaciel z westchnięciem opadł na łóżko i podpierając nadgarstkiem brodę, spojrzał na mnie wzrokiem pełnym politowania.
- Kiedy szedłem korytarzem na chemię, usłyszałem, jak senpai mówił, że strasznie pociągają go blondyni. – oparłem się o futrynę – Zresztą przyda mi się jakaś zmiana, mam dość tej czerni.
- Czyli robisz to dla niego? Jak wtedy, gdy zauważyłeś, że wszystkie jego miłości mają czarne kolczyki, wyglądające jak tunele. – prychnął.
- No i co z tego. Podobają mi się te kolczyki, a do tego fajnie wyglądają z pocieniowanymi włosami, Natsuo mnie nie pozna! – rozradowany wyszczerzyłem się od ucha do ucha, w palcach zaciskając kartonik.
- Jesteś głupi. Biegasz za tym cholernym egoistą jak jakaś ciota. – wywrócił oczami.
- Tak, tak. – zamknąłem drzwi, po czym stanąłem przed lustrem, przyglądając się swemu odbiciu – Wiem to… Ale i tak nie potrafię oderwać od niego wzroku… A mnie traktuje inaczej… - odrzekłem sam sobie, spoglądając na krawędź zlewu.
- Dobra, idę se coś zrobić do jedzenia. – krzyknął, zwlekając się z łóżka, na co odpowiedziało mu moje nieme burknięcie.

Myślałem, że już nie wyjdę z tej chorej łazienki, serio! Najpierw rozjaśnianie włosów, przez co dużo mi ich wypadło no i poparzyłem sobie skórę, plus do tego nakładanie jednej farby, a potem drugiej, żeby utrwalić kolor. Oj tak, moje kochane, zdrowe włoski, których nawet nigdy nie suszyłem, zostały dzisiaj brutalnie potraktowane, ale jak tak spojrzeć… Wyglądają okej, nie są jakieś suche, nie sterczą, grzecznie wiszą pocieniowane wzdłuż mojej głowy , a większość grzywki jest skierowana na lewą stronę, natomiast pazurki zakrywają trochę policzków, łącząc się z jasnymi pasmami specjalnie wystylizowanymi nieco na bok głowy, aby nie sprawiały wrażenia ulizanych, tylko dużej objętości.
Nacisnąłem na klamkę, biorąc większy wdech, jestem zmęczony.

- W końcu, myślałem, że korzenie zapuściłeś… - osiemnastolatek zatrzymał się i stojąc z kawałkiem kanapki w ręku wybałuszył swoje drobne gałki, przerywając przeżuwanie – Oł my…
- Co? Jest aż tak źle? – przeszły mnie ciarki, przez co ze spanikowania zacząłem niezdarnie ciągnąć kosmyki – W łazience nie wyglądało źle! No weź coś powiedz, a nie się lampisz i zaraz chleb spadnie ci na ziemię, uchlewisz mi dywan!
- Nie no… Jest super, naprawdę, tego się nie spodziewałem, wyszło idealnie, bo masz prawie białe, ale jednak blond… No i no… Z czarnego na jasny… Łoo…
- Taaak! – zacząłem skakać po pokoju i zerknąłem w kalendarz – Dzisiaj mijają dwa tygodnie od tego, jak się o tym dowiedziałem, więc nie będzie miał przypuszczeń, że mogłem to gdzieś usłyszeć. Jutro… Jestem ciekawy czy mu się spodobam. W końcu zawsze patrzy na mnie inaczej.
- Inaczej? – kochany przyjaciel odchrząknął znacząco, odstawiając talerz na szafkę.
- Yhym. – wpatrując się w komórkę, moje usta wygięły się w subtelną linię – Gdyby tak nie było, już dawno patrzyłbym na niego z daleka. A tak to spędzam z nim prawie każdą przerwę. Ostatnio nawet trzymał mnie za rękę!
- No właśnie. A dla przyjaciela już nie masz czasu. – westchnął, poprawiając swoją koszulę – Idę, za dwadzieścia minut mam randkę.
- Huh? Z kim? – zdumiony zamrugałem kilkakrotnie, czekając na odpowiedź.
- Z Ayame, już jesteśmy ze sobą dwa tygodnie.
- Co?! I mówisz mi to dopiero teraz? – oburzony skrzyżowałem ręce, krzywiąc się z niezadowolenia.
- Ziemia do Kazuhiro. Mówiłem ci o tym parę razy, ale tak jesteś zapatrzony w tego swojego senpaia, że nikogo nie słuchasz. Nawet przyjaciela.
- Nie obrażaj go, on jest cudowny!
- Przecież go nie obrażam.
- Nie ważne, jak się wam układa?
- Nie, ja idę. – machnął dłonią, zrezygnowany wychodząc z pokoju – Jak będziesz kiedyś słuchał, to ci opowiem.
- Haaai, powodzenia. – trzasnąłem drzwiami i rzuciłem się na pościel, zatapiając twarz w zapachu świeżego proszku do prania.
***

Śnieg, śnieg, śnieg… Kocham go! Zawsze przypomina mi się dzień, w którym poznałem senpaia, było to właśnie w zimę, kiedy po raz pierwszy zaczęło prószyć, a ja odważyłem się zagadać. Ten charakterystyczny śmiech… Nigdy nie wydrze się z mojej pamięci, mogę się nim delektować, oł yea.
Założyłem buty, ciepłą, skórzaną kurtkę, przerzuciłem przez szyję srebrny szalik, po czym zgarniając energicznie torbę wyszedłem z domu. Uniosłem głowę oraz wziąłem olbrzymi wdech, czując jak do nozdrzy dostaje się mroźny, orzeźwiający zapach zimy. Jeszcze kilka dni i święta, a w Wigilię najważniejszy mecz… Wygramy go!
Po trzydziestu minutach dotarłem do szkoły i uśmiechnąłem się pod nosem, widząc tak bliską mi osobę. Śmiejąc się do siebie zacząłem biec, mijając szare szafki.

-Senpaaaai! – na mój widok brunet okręcił się na pięcie i klepnął moje ramię.
- Kazu, co ci się stało? – czułem na sobie jego spojrzenie, którym lustrował całe moje ciało. Zawsze zastanawiało mnie, czy zdaje sobie sprawę, że wiem o jego orientacji – Śnieg cię zasypał? – zaśmiał się cicho i strzepnął z moich kosmyków resztki bieli.
- Iie, znudził mnie kolor włosów. Nie pasuje mi? – powiedziałem to swobodnie, choć w środku żołądek wywracał się z napięcia, a do tego ta dłoń… Parzy swoim dotykiem. Czy on zdaje sobie sprawę, jak bardzo go kocham? To dla niego… Te wszystkie zmiany, to wszystko, żeby zwrócił na mnie uwagę… - Hmm?
- Przeciwnie, ale… Nie spodziewałem się tego. Zaskoczyłeś mnie. Wyglądasz…Super. Ściągniesz na siebie większą uwagę większości dziewczyn, jesteś tego świadomy?
- Taak. – westchnąłem, drapiąc się w tył czaszki – Może nie będzie tak źle?
- Wiesz… - ruszyliśmy w kierunku sali gimnastycznej – Dziewczyny to bestie czyhające na ciebie za każdym zakrętem. – wyszczerzył się i odgarnął zamaszyście grzywkę, aż mi się gorąco zrobiło – Do tego nie wyglądasz na siedemnaście lat, tylko tyle, co ja.
- Serio? – podniosłem brwi, otwierając zaskoczony drzwi – A właśnie senpai, co robimy po meczu w dniu Wigilii?
- Drużyna pewnie będzie chciała to opić… - westchnął – Ale połowa na pewno pojedzie do domu, żeby zdążyć na czas. – położyliśmy swoje torby na ławkach, a chłopak przeciągnął się, rozpinając bluzę.
- Czyli mam się nastawić na wcześniejszy pociąg, rozumiem. – spytaj się go, no spytaj! – Um… Senpai… - mruknąłem pod nosem, mozolnie rozwiązując czarne sznurowadła śnieżnych butów.
- Kazu, wiesz, że umawiam się z chłopakami, prawda? – zaskoczony od razu spojrzałem w jego przewiercające wnętrzności tęczówki.
- Ja… Ten… Tak, przypadkowo… Się…dowiedziałem… - zerknąłem gdzieś na bok czując, że wypieki na policzkach chcą dać o sobie znać. Mój wyśmienity słuch zarejestrował, jak większe ciało, choć niewiele wyższe od mojego, podniosło się z posadzki i przesunęło się po ławce w moją stronę.
- Wiedziałem… - przejechał opuszkami po mojej żuchwie, a mnie przeszły ogromne fale palących dreszczy – Zaskoczyłeś mnie taką zmianą… Podobasz mi się… -wyszeptał wprost w moje ucho, aż wstrzymałem oddech, nie mogąc uwierzyć, że ja,na swojej szyi, czuję, senpaia….
- I…? – głos mi zadrżał, a w myślach nawrzucałem sobie za takie pytanie. ‘I…?’?! Co to kurwa miało być?! Świetnie, po prostu świetnie. Czekałem tyle na to, żebym sam zaczął ten temat, a kiedy senpai tak mnie zaskoczył, jestem w stanie wybełkotać tylko tyle?
- I… W Wigilię chciałbym cię zatrzymać… - przygryzł płatek delikatnej małżowiny,a ja zatkałem sobie dłonią usta, aby nie pisnąć. Moja twarz cała poczerwieniała.
- Jak to… zatrzymać? – zerknąłem na bok, słysząc bicie swojego serca.
- Potem ci powiem. – odsunął się ode mnie i ściągnął koszulkę, a do szatni weszli pozostali członkowie drużyny, od razu wrzeszcząc i rżąc ze śmiechu.

Pospiesznie nachyliłem się do butów, ukrywając we włosach swój wstyd, jednak drżące palce nie pomagały mi się uspokoić. Senpai chce mnie zatrzymać… Na Wigilię… Po meczu, sam na sam z senpaiem za trzy dni! Nie wierzę, nie, nie, nie!
Wszyscy wyszliśmy na boisko, a ja nasłuchałem się jak dobrze wyglądam w blondzie. Uśmiechnąłem się pod nosem i z większą niż dotychczas motywacją rozpocząłem mecz.

***


Minęły dwa dni, w czasie których cały czas przebywałem z senpaiem… Wpatrywał się we mnie inaczej niż dotychczas, a na dachu szkoły… Pocałował mnie i powiedział, że należę tylko do niego, dla dziewczyn  mam być oschły, nie zadawać się z żadną, a po meczu… Pójdziemy na kawę, porozmawiamy i potem, potem…!
Łapiąc za poduszkę, wcisnąłem w nią twarz, czując, że się rumienię. Tyle lat czekałem na to, aby zauważył moją zmianę. Cały czas byłem przy nim, starałem się, chciałem go poznać, być tylko jego, to wszystko… Te rzeczy, zmiany, to tylko z miłości, z cholernie wielkiego uczucia jakim go darzę. Czasami bywał dla mnie oziębły czy obojętny, ale to w nim kochałem, ponieważ potem z powrotem mogłem usiąść przy jego boku.
Senpai… Kocham cię tak, że oszaleję, jutrzejszego dnia nie wytrzymam. Kocham cię…

Inni mówią, że jesteś egoistą, jesteś niemiłym chamem, jednak i tak dziewczyny razem ze mną podziwiamy cię, jesteś inny… Jesteś taki ciepły, dobry…

Zamknąłem powieki i z radością wymalowaną na twarzy, a dłońmi przybitymi do serca oddałem się w objęcia snu, który ukoił mnie dogłębnie. Śnieg zaczął sypać, przysłaniając rozpalone latarnie.

Wszystko zgasło.

***


Kolejny raz tego dnia pada śnieg, wszystko dookoła pokrywa się białą czapą, a ja drepczę przed halą, czekając aż senpai wyjdzie i pójdziemy razem na kawę.Wygraliśmy! Także mamy co świętować, tylko on i ja, a potem Wigilia w domu i następne dni razem z nim…
Westchnąłem, wsuwając dłonie do kieszeni spodni i zerknąłem na szklane drzwi, które rozsuwając się ukazały dwie postaci, wpatrzone w siebie jak w obrazek.Wyprostowałem się i uśmiechnąłem jak głupi do sera, czekając, aż senpai do mnie podejdzie. Nie przeszkadzało mi nawet zimno kujące moje policzki oraz zmarznięte stopy, ponieważ założyłem cieńsze skarpetki. Kapitan mruknął coś do drugiego chłopaka i ruszył w moim kierunku z kamienną twarzą.

- Siem Kazu, dobry mecz, naprawdę, spisałeś się na medal, choć ja byłem lepszy.– zaśmialiśmy się razem.
- Ym, jak zwykle. To…
- Miłej Wigilii. – rzucił na odchodnym i odwrócił się do mnie plecami, a moja mina od razu zrzedła.
- Natsu-senpai? – na moją pytającą barwę głosu okręcił tylko głowę – Nie idziemy na kawę?
- Sorka Kazu, poszukaj sobie kogoś dla siebie, znudziłeś mi się. – machnął ręką i ze swoim uśmiechem oddalił się w tył, wsiadając do samochodu tamtego szatyna.

Warkot odjeżdżającego samochodu przeszył mój mózg na wskroś, a z moich kącików poleciały łzy, spływające po martwej twarzy. Czułem się tak, jakby ktoś sypnął mi piaskiem w oczy. Mój senpai… Zostawił mnie, bo się znudziłem? Przecież, przecież…! Mówił, że dla niego… To wszystko było kłamstwem? Ale dlaczego, co takiego zrobiłem źle? Byłem idealny, wymarzony! Tak długo ze mną rozmawiał,dopiero pod koniec uczynił swoim chłopakiem, i od tak, odjechał? Zostawił jak nic nieznaczącego śmiecia, który został zastąpiony nowszym, lepszym, dojrzalszym modelem? Byłem takim naiwnym debilem, wierząc we wszystkie jego kłamstwa, a mówili mi ludzie… Ale ja… Ja go tylko kocham. Czy to tak wiele? Senpai, dlaczego? Czy wiesz jak teraz boli mnie serce? Czy wiesz, że nie miałem głosu, aby cię zatrzymać?

Zostałem sam.

A śnieg wciąż pada i pada, przypominającym mi o pierwszym spotkaniu, które teraz będzie raniło moją duszę. Ludzie wyminęli mnie, nie zwracając najmniejszej uwagi na mój stan. Bo i po co? Powietrze piecze moje gardło, para wydobywa się z rozżalonych ust. Kostki zamarzły na lód.

Wszedłem do domu i pociągając nosem rzuciłem torbę na ziemię, po czym osunąłem się po drzwiach i złapałem za głowę, zaczynając łkać. Skuliłem się, mocno podkurczając nogi i schowałem się we własnym kokonie agonii.

Straciłem motywację. Do czegokolwiek.

***


Nastał tak długo wyczekiwany przez wszystkich wieczór. Dzieci szczęśliwe pewnie zasiadły już do kolacji. Chciałem… Zawsze marzyło mi się siedzenie z senpaiem przy jednym stole lub na kanapie przed telewizorem, nic wielkiego… Ale jak widać jestem dzieciakiem, który nic dla niego nie znaczy. Wszystkie zmiany, wszystko…. wszystko! Było żałosną iluzją, że jest w porządku.’ Jesteś głupi.‘  Tak Shun, jestem debilem. A ty masz wspaniałą dziewczynę, jesteś inteligentny.
Powoli schodziłem na dół, słysząc już śmiechy rodziny oraz bębnienie TV. Westchnąłem, łapiąc się za brzuch i przełknąłem ślinę, przechodząc przez próg salonu. Nie chcę siedzieć z nimi wszystkimi, nie chcę patrzeć jacy są szczęśliwi… Chcę uciec, schować się, nie oglądać tego świata, tej Wigilii…Świętować czegoś, co mnie nie bawi. Rodzice usiedli przy ławie, a ciotka położyła na serwetkę ostatnie danie.

Moi krewni zaczęli nakładać sobie potrawy, śmiać się, rozmawiać, nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi. Może to i lepiej? I tak byłem gdzie indziej. Czy mogę nadal żyć tak samo wiedząc, że to, do czego dążyłem, czemu się ofiarowałem skopało mnie jak jakąś szmatę?
Odsunąłem ręce od talerza i opuściłem głowę, mętnym wzrokiem oglądając parujące jedzenie. Dlaczego?

- No kochani, Wesołych Świąt!

‘ Wesołych Świąt! ‘. Łzy poleciały po moim policzku, a ja wstałem i uciekłem do swojego pokoju, zamykając się w nim, a potem wskoczyłem na łóżko, wyjąc do pościeli. To my mieliśmy to świętować!

Nienawidzę Wigilii.

A za oknem wciąż prószy, i prószy…


Akemi (01:36)

1 komentarz:

  1. Hej,
    bardzo żal mi Kazu zakochał się ale czemu Natsu tak go potraktowal... najpierw chciał spędzić czas a potem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń