piątek, 5 października 2012

8. Jak pies z kotem.

23 listopada 2009

Witam moje najdroższe Elfiątka! Dziś, bo kimże bym była, gdybym tego nie zrobiła, wątek zostanie urwany... w (he he) ciekawym momencie (chyba xD). Do tego jestem zUą osobą i...

Ogłoszenia parafialne.

W poniedziałek notki nie będzie. Mam wyjazd do Oświęcimia i planowany jest późny powrót, więc rozdział postaram się dodać... w piątek ^__^ Albo w czwartek... zależy, jak szybko napiszę maturę próbną (bo mam ich teraz trzy; polski, mata i angielski, poczynając od jutra).

Czy wie ktoś może, co zrobić, gdy spam usilnie wpycha mi w Księdze Gości, linki do "Japanese lolit, join to us" XD

Dziękuję za komentarze (i powroty xD). Zapraszam na notkę nieco informującą i, tak myślę, naświetlającą kilka spraw.

Keizo
Ktoś musiał mu to powiedzieć, a że padło akurat na mnie... Może to i nawet lepiej?
- Gdy wróciłem ze szpitala, nigdzie cię nie było, nie dawałeś znaku życia. Minęło pięć dni, odkąd ostatni raz cię widziałem i naprawdę zacząłem się martwić. Postanowiliśmy cię szukać, co zajęło nam tydzień, a i tak nie przyniosło jakichkolwiek rezultatów. Przełomem okazał się pewien wtorek, ale później to wyjaśnię. Gdy cię znaleźliśmy, byłeś tak niewiarygodnie słaby i... pijany, że opowiedziałeś nam wszystko, a potem zemdlałeś. Okazało się, że przez dwa dni chodziłeś bez celu po okolicach Tokio i coraz bardziej zapuszczałeś się w odludne tereny. Gdy pytaliśmy o ciebie, ludzie mówili, że w kółko powtarzałeś czyjeś imię. – zawstydziłem się. – Następnie wszedłeś do jakiegoś baru i z tekstem: „Nalej mi wszystkiego, co masz, bo chcę się utopić!”, rzuciłeś na stół osiem tysięcy jenów*.
- Co?! – Mai wrzasnął i natychmiast pożałował. Kac ma to do siebie, że po nim strasznie wręcz boli głowa, a zmysły słuchu są wyczulone, jak u wilka.
- Wracając. – zignorowałem go ze śmiechem. – Uchlałeś się i to porządnie. Potem... Potem... – ta łatwiejsza część poszła gładko. Widziałem, że patrzył na mnie wyczekująco, ale ja tak bardzo nie chciałem kontynuować. – No... nie byłeś zdolny do obrony. W tym samym miejscu był akurat handlarz i...
- Jaki handlarz? – najwyraźniej coś sobie przypomniał, bo momentalnie zbladł. Chyba, że zrobiło mu się niedobrze po zmieszaniu toniku, koniaku, whisky i martini.
- Taki, który sprzedaje... ludzi za... pieniądze. – wygłosiłem na bezdechu i spuściłem głowę. – Z tym, że on ciebie umieścił w domu publicznym.
- Nie... – jęknął, starając się zatamować gromadzące w oczach łzy.
- Spokojnie! – pogładziłem jego dłoń. – Zanim przystąpiłeś do... zawodu, my już wpadliśmy na twój ślad. Byłeś bardzo zmęczony i mizerny, bo dawali ci jakieś środki tłumiące umysł, ale uratowaliśmy cię! Nikt cię nie skrzywdził. – zapewniłem.
- Ale jak wam się to udało?
- No tak, po prostu. – zająknąłem się. Wizja dalszego opowiadania nie bardzo chciała mi przejść przez gardło.
- Coś ukrywasz. – spod długich rzęs dostrzegłem przymrużone, kocie oczy.
Westchnąłem głęboko i wbiłem palce w uda.
- No oczywiście, że ukrywa. Ja bynajmniej pamiętam więcej. Nie wiem, jak reszta. – w progu stali wszyscy domownicy.
***
Subaru
Gdy ujrzałem przerażenie w oczach Keizo,prawie, że udusiłem się śliną. Chłopak chciał to zachować w tajemnicy, a ja pragnąłem, by był szczęśliwy, więc...
- Oni wszyscy są raczej rozpoznawalni. – wskazałem na osoby stojące za mną. – A, że temu handlarzowi wcześniej zdarzyła się wpadka i jego najlepszy kąsek został odbity, bardzo uważał na klientów. Ty, Mai, byłeś do niego podobny, więc stałeś się numerem jeden. Musieliśmy użyć podstępu. Razem z Keizo poszliśmy tam, jako bogate paniczyki spragnione wrażeń. Facet nie bardzo nam ufał i przeszukał nas, czy nie mamy podsłuchu. – zacisnąłem pięści, wspominając to zdarzenie.
- Kuso! Teraz to ty nie mówisz wszystkiego. – Dakori warknął na mnie. – Ten mały głupol zamiast zostać bezpiecznie z Mizukim, polazł za mną. Wpadł w oko handlarzowi i, kiedy mnie ściągnięto tylko bluzkę, to on stał w stroju Adama. Kuźwa, Subaru, czy to aż tak nieistotne, gdy zaśliniony facet oferuje ci pracę?!
Cofnąłem się w bok. Tylko Keizo to wiedział, bo zabroniłem mu o tym mówić.
- Nie pierwszy raz to słyszałem, więc nie rób z tego wielkiego halo. – usłyszałem, jak trzynastolatek zgrzytnął zębami. Spuściłem głowę i wpatrywałem się w czubki swoich butów. – To nic. – szepnąłem.
***
Maiyu
Keizo mocno ścisnął moją rękę. Był wściekły.
- Przepraszam. – wyjąkałem, patrząc w smutne, czarne tęczówki Misakiego. On uśmiechnął się delikatnie na te słowa i kontynuował.
***
Subaru
- Naprawdę nic się nie stało. Po prostu... – zacząłem.
- Rozebrał cię i dotykał. – złość niemal wylewała się z Keizo, jak lawa z wulkanu. – Skoro nie przejmujesz się tym, to twój stary musiał być niesamowitym skurwielem. – aż zachłysnąłem się powietrzem.
- Dakori! – Mizuki i Mai wrzasnęli równocześnie, przywracając chłopaka do pionu.
- Taka prawda. – oburzył się. – Szkoda, że go nie poznałem.
- Przestań! – mimo, iż nienawidziłem ojca, to ostatnią rzeczą, jaką chciałem, to przypominanie sobie chwil spędzonych z nim. Nie miałem zamiaru ciągnąć tego dalej, więc z błyskiem w oku kontynuowałem wypowiedź. – Ale handlarz nadal nie wierzył. Zapytał, czy mamy kogoś konkretnego na myśli i wtedy ktoś wprowadził ciebie. Podszedłeś, słaniając się i wyszczerzyłeś pyszczek. Handlarz zaczął nas ponaglać. Powiedział, że dom publiczny jest dosyć znany, więc jego pracownicy także. Zaczęliśmy lekko panikować, no i...
- Sabaru, oszczędź. – szepnął brunet, zakrywając twarz rękoma.
- No i... – zachichotałem. – Ty, Mai, podpełzłeś do Dakoriego i objąwszy w pasie, pocałowałeś dość gwałtownie. Potem, zboczeńcu niewyżyty, wsunąłeś rękę pod jego spodnie i coś tam mu macałeś. – już nie opanowałem śmiechu i zgiąłem się w pół. – A... a Keizo nagle jęknął głośno i opadł na ciebie z zamglonym wzrokiem, oddychając bardzo głęboko. Twarzyczkę miał tak cudownie wykończoną, że zacząłem żałować, iż nie zabrałem aparatu. Handlarz uśmiechnął się głupkowato i stwierdził, że skoro z tym jego napaleńcem już się zapoznaliśmy, to możemy go sobie wziąć. Zapłaciliśmy z góry, a, że jesteśmy dziećmi, to facet nie bał się, że coś zbroimy, więc zostawił nas bez ochrony. Odczekaliśmy w pokoju dziesięć minut i otworzywszy okno, uciekliśmy przez nie. Tyle, z akcji ratunkowej. Muszę przyznać, że musiałeś wypić u niego sporo butelek, bo jechało od ciebie na kilometr.
***
Maiyu
Patrzyłem prosto na twarz mieniącą się barwami japońskiej flagi.
- Keizo. – uśmiechnąłem się ciepło i chwyciłem jego podbródek. – Przepraszam, jeżeli cię zawstydziłem. Ty przeze mnie musieliście tyle poświęcić, by mnie odratować za mą głupotę, a Subaru... – skrzywiłem się lekko. – Ja nie... – Dakori pochylił się nade mną i pocałował delikatnie.
- Cicho bądź. Ważne, że twój odwłok nie jest wytrzepany przez jakiś osłów. – mruknął, odsuwając się, a ja natomiast przytrzymałem jego ramiona.
- Ty nie należysz do tego typu zwierząt. – głos mi lekko drżał. Skubnąłem jego dolną wargę i opadłem na poduszkę. On chyba liczył na coś więcej, lecz ja nie mogłem się do końca przekonać. Byłem niemal pewien, że w przyszłości będę siedział w bujanym fotelu, a obok tulić mnie będzie piękna żona. Teraz ta wizja uległa korektom i na miejscu tej drugiej osoby pojawił się uroczy brunet. Przymknąłem oczy na moment, wyobrażając sobie ten obrazek.
- Odpoczywaj. – usłyszałem zatroskany głos tuż przy moim uchu, a drobne dłonie naciągnęły na mnie koc. – Śpij. Jesteś wykończony. Ja przy tobie chwilę posiedzę. – piwne ślepka błyszczały nieznacznie, gdy ośmieliłem się nieco uchylić swoje. Byłem lekko znużony, więc nie bardzo się kontrolowałem. Stan przyjemnego letargu objawił się powtórnym pocałunkiem uwieńczonym słowami: „Jesteś piękny."
***
Keizo
Zarumieniłem się, jak jakiś kretyn, a on, wtulając się w moją rękę, mruknął zadowolony. Nadawałby się na szczeniaka. Szkoda tylko, że momentami robił się tak poważny, że nie wiedziałem, czy faktycznie mówi serio, czy tylko się nabija.
Oczywiście wszyscy musieli zostawić mnie sam na sam z tym zbokiem, a jakże!
Po pół godzinie całe ramię mi zdrętwiało. Byłem wycieńczony tym wszystkim, a napięte mięśnie bardzo dokuczały. Postanowiłem wziąć prysznic. Nie ważne, czy gorący, czy też zimny, byleby spłukać warstwę strachu i zmartwienia z moich barek. Nie! Nie użalałem się nad sobą, jednak jak na trzynaście lat nie można powiedzieć, że mało przeżyłem. Nie mogę uchodzić za mięczaka! Nawet na torturach nie okażę swoich słabości!
Tak, by nie zbudzić Uedy, wyswobodziłem rękę i poszedłem do swojego pokoju. Wyciągnąłem biały, puchowy ręcznik, oliwkową podkoszulkę, jasne jeansy z różowym paskiem i z takim asortymentem ruszyłem w stroję łazienki. Bielizna? A po co? Przecież i tak śpię nago. Wszedłem do toalety i dopiero wtedy przypomniałem sobie, że uszczelka w prysznicu odmówiła współpracy i postanowiła pęknąć, jak do guma, w najmniej odpowiednim momencie.
- Kuźwa, pięknie. – warknąłem. – Do tego gadam do siebie.
Nie chciałem rezygnować z kąpieli. Za bardzo się na nią nastawiłem. Użytkowość innych łazienek w hotelu była raczej ograniczona.
- Ale przecież muszę coś wymyślić. – nagle zaświtał mi do głowy pewien pomysł. Mai leży obłożnie chory, więc nie pogniewa się, jeżeli skorzystam z jego prysznica. Ba! On nawet się o tym nie dowie! Chyba...
Podniosłem ciuchy, wyszedłem i obracając się w prawo, stanąłem przed drzwiami koloru bordowego. Pchnąłem je lekko, a do nozdrzy od razu wdarł się kojący zapach lawendy i agawy.
- Mniam. – oblizałem usta i wszedłem do środka. Wnętrze było utrzymane w barwach mocnej czerwieni, żółci i czerni. – Jaki elegancik. – prychnąłem.
Ubranie położyłem na podłodze i zacząłem się rozbierać. Gdy opasałem się ręcznikiem, by wcześniej móc swobodnie przenieść swoje żele i szampony, poczułem na sobie czyjś wzrok.
- Co robisz nagi i to w mojej łazience? – z moich bioder, z szelestem opadło jedyne okrycie zasłaniające intymne miejsce mego ciała.
* 8000 tysięcy jenów to około 251.06 zł
Akemi (15:07)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz