piątek, 5 października 2012

7. Jak pies z kotem.

16 listopada 2009

Oi ^^ Moje kochane Elfiątka. Nie wiem, czy i Was czeka męczący tydzień, ale życzę Wam jego szybkiego końca, lecz z dobrym efektem. Sobie też tego życzę i... żeby rybki, które zakupiłam, nie doznały szoku po dzisiejszej jeździe autobusem xD

Ah! Za tydzień będzie ważne ogłoszenie parafialne.

Notkę dedykuję Aiko oraz Hoshi xD

Uściski dla Grelci xD

Dziękuję za liczne komentarze *całuje każdego z osobna* i zapraszam na rozdział ;)

Subaru
Na głównym krześle siedział Maiyu , a tuż przed nim, ze spuszczoną głową stał Keizo.
- Jak to wytłumaczysz? – starszy pokazał chłopcu zdjęcie, na którym się rzekomo całowali.
- J... Ja chciałem... żeby później móc się z tego pośmiać. – wyjawił.
- Tak? – szarooki przeciągnął wyraz. – O, doprawdy! To było niezwykle zabawne. Popatrz, jak mnie to rozbawiło. Aż mnie brzuch boli. – ironizował, uśmiechając się kpiąco.
Czy on, do licha, nie widzi, jak rani Dakoriego?
- Bawiło by, gdyby... – zaczął brunet.
- Gdybyś się na mnie nie rzucił! – warknął na niego. – Gdybyś nie zaczął mnie całować, gdybyś...
- Mai! – wrzasnąłem, chcąc przerwać tą farsę.
- Może mi powiedz, że się mylę? Nie chciał się zabawić? Zrobić pośmiewiska i zostawić z nauczycielką bym w jego imieniu prosił, żeby go nie wyrzucono? – krzyczał na mnie, lecz patrzył w bursztyn tęczówek. – Zawsze dostajesz to, czego chcesz? Jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? Kup sobie dmuchaną...
- Przestań! – dopiero teraz zauważyłem, że po policzkach Keizo płyną wielkie, jak groch, łzy. – Jeżeli chciałeś nałożyć na mnie karę, to udało ci się! – potrząsnął energicznie głową, przez co deszcz z jego twarzy rozprysnął w powietrzu.
Ueda rozejrzał się dookoła, zauważając karcące spojrzenia domowników, utkwione w postaci trzynastolatka.
Przecież dzieciom się nie wierzy, prawda?
Szarooki przygryzł wargę. Chyba trochę przesadził, ale należało się Dakoriemu. On, pan rozbrykanego zwierzątka musiał poniżyć się przed nauczycielką. Urażona duma boli.
- Ciesz się, że załatwiłem to wśród swoich.
Keizo zakrztusił się łzami.
- Jesteście niesprawiedliwi! – krzyknął.
- Nie rozumiem, co chciałeś uzyskać, ale dzisiaj okażę swą łaskę i ci wybaczę. – miałem jak najszczerszą ochotę uderzyć siedemnastolatka.
- Ty... Ty... – wyjąkał brunet i obróciwszy się, wybiegł z pomieszczenia.
Poszedłem za nim, jednak zatrzymałem się w drzwiach.
- Wiesz, co? Trzeba być naprawdę ślepym, żeby nie zauważyć, po co on to zrobił. – miałem zamiar kontynuować, lecz zobaczyłem, jak Keizo potyka się i upada. – Dakori! – podbiegłem do niego, wciąż krzycząc. Nagle ktoś mnie odepchnął. Jak się okazało, był to Mai. Pochylił się nad nim i odciągnął rękę, którą tamten trzymał bok. Dźwignął rąbek bluzy i ujrzeliśmy ślad wielkości pięści, który krwawił.
- Kurcze, Keizo! Wtedy w bibliotece... Przecież te stoły są stare i pełno w nich drzazg, a teraz poprawiłeś sobie, uderzając się o szafkę. – zauważył Ueda. – Bierzemy cię do...
- Nie. Odsuń się. Jesteś nic nie warty, wiesz? – zauważyłem z jakim obrzydzeniem mój przyjaciel patrzył w jego oczy.
- Na chwilę zapomnij o obrazie na mnie i chodź do szpitala. – niby nic nie robił sobie z wcześniejszych słów chłopaka, chociaż wydawało mi się, że jego oczy posmutniały.
- Ani mi się... – lekki pocałunek zamknął niewyparzoną gębę.
- A teraz zamknij się wreszcie. – Mai wziął go na ramiona.
- Nienawidzę cię. – szarooki zastygł w bezruchu. Po chwili, otwierając drzwi poszedł do limuzyny i odjechał do kliniki.
***
Okazało się, że Keizo ma złamane żebro i posiedzi około dwóch tygodni w szpitalu i na pewno nie będzie za szybko ćwiczył na wfie.
Chłopcy często go odwiedzali i przepisywali lekcje, by nie miał zbyt wielu zaległości.
Tylko Mai przychodził rzadziej. Bolały go słowa Keizo, chociaż nie chciał się do tego przyznać.
Kilka dni przed powrotem trzynastolatka, Ueda znalazł przy sprzątaniu swojego pokoju duży, zwinięty rulon. Zaciekawiony, rozłożył go. W miarę, jak czytał, oczy robiły mu się coraz to większe. Usłyszał nagle trzask i odwrócił się w kierunku, z którego dobiegał. Na półce leżał aparat cyfrowy, który był włączony. Chłopak podszedł do niego i spojrzał na ekran. Na nim widniał krajobraz typowy dla tej pory roku, jesieni. Liście płynęły w powietrzu, a zachodzące słońce rzucało piękną barwę na urodziwą twarz. Oczy osoby ze zdjęcia promieniały radością, a białe zęby wyróżniały się wyraźnie spośród palety kolorów. Czerwono-pomarańczowy szal drgał na wietrze, tak samo, jak włosy. Obraz był tak jakby lekko zamazany, co tylko dodawało uroku.
- Keizo. – szepnął czule.
Kolejne zdjęcie przedstawiało scenkę sprzed tygodnia. Chłopak skrzywił się lekko, patrząc na nie.
On siedzący z zamkniętymi oczami i trzynastolatek... Uśmiechający się delikatnie z ogromnym rumieńcem okalającym jego policzki.
- Wcześniej tego nie zauważyłem. – stwierdził ze zdziwieniem. – Muszę z nim porozmawiać! Koniecznie!
Uchwyciwszy rulon i aparat, wybiegł z hotelu.
^^^
Subaru
Gdy wbiegł do sali, jak opętaniec, myślałem, że ma zamiar zrobić coś Dakoriemu. W dodatku, gdy poprosił abyśmy wyszli, tym bardziej się zaniepokoiłem.
- Zróbcie to. – nadal osłabiony K., uniósł się na łokciach.
Z wielkimi oporami wykonaliśmy jego prośbę.
^^^
Keizo
- Po co przyszedłeś? – chłód, z jakim wypowiedziałem to pytanie, najwyraźniej go nie wzruszył.
- Co to jest? – wyciągnął jakiś papier i rozkładając go, ukazał dobrze znaną mi treść. Treść mojego „niby” referatu.
Obiecałem sobie, że będę w stosunku do niego obojętny, lecz to zbiło mnie z tropu i wywołało niechciane rumieńce.
- Przeszłość. – starałem się, aby go to zabolało, a zerkając na jego twarz poczułem dziką radość.
- Rozumiem. - zamilkł. - Że też nie mogłeś tego inaczej okazać! - wybuchnął po chwili -
 Chcesz komuś zaimponować? Te kartki z napisem: "Kocham Cię Mai san ” powtarzane 
niczym mantra, były jakoś nie w porę.
- Miałem ci paradę urządzić? – wykrzyknąłem, mocno wściekły. Ten chłopak doprowadzał mnie do szału!
- Nie mogłeś zwyczajnie podejść i powiedzieć?
- Ta, jasne, no pewnie! A ty akurat byś mi uwierzył. Teraz z trudem to łapiesz! – gdybym mógł, roztrzaskałbym mu coś na głowie. – Ja już cię nie chcę, słyszysz? Znudziłeś mi się. – poczułem ukłucie w sercu, lecz je zignorowałem.
- Jak stara zabawka. – dodał z żalem. – Nie będę cię już nachodził. – gdy się odwracał, ujrzałem dwie łzy spływające mu po twarzy. – Sayonara.
Nim zdążyłem zaprotestować, jego już nie było, a ja, wcisnąwszy twarz w poduszkę, rozpłakałem się z bezsilności i z powodu cichego głosu, który uporczywie mówił mi, że to było definitywne pożegnanie.
***
Upłynęło pięć dni od tamtego wydarzenia w szpitalu. Od dwóch, Keizo był wdomu i od tej pory nie widział Uedy. Miał złe przeczucia i nawet nie wiedział, jak bliski był prawdy.
***
Kilka dni później.
Maiyu
Otworzyłem powoli oczy, lecz ostre, jasne światło oślepiło mnie. Mocny ból głowy wcale nie ułatwiał sprawy. Przed oczyma zamajaczyła mi niewyraźna sylwetka, więc skupiłem na niej wzrok.
- Keizo. – mój nienaturalny głos wystraszył mnie zupełnie – Co się stało?
Chłopak uśmiechnął się lekko.
- Najpierw wypij to. – podsunął mi pod nos jakiś jasnozielony, niezbyt miło pachnący twór jego poczynań. Chyba miałem niepewną minę, bo upił łyk, żeby mnie przekonać. – Widzisz? Nic mi nie jest, więc pij.
Wyciągnąłem rękę po kubek, jednak okazało się, że mój uchwyt palców nagle zasłabł. Na szczęście on był chyba na to przygotowany, bo usiadł obok mnie i zaczął podawać mi substancję, jak małemu dziecku.
- O łeee. – skrzywiłem się. – Woda z kiszonej kapusty. Fakt, dobra na kaca, ale ja przecież... A właściwie to nic nie pamiętam.
Niestety mój umysł był dziwnie przyćmiony i raz nad sobą panowałem, a innym razem... raczej nie. Widząc kropelki wywaru na jego ustach, dźwignąłem się z jękiem i pomijając jego zdziwione spojrzenie, przylgnąłem do lekko kwaśnych warg. Język sam jakoś wsunął się do środka i zaczął penetrować wnętrze. Niestety, wszystko, co dobre, musi się kiedyś skończyć. Zostałem brutalnie odepchnięty.
- Co ty robisz?! – krzyk zabrzmiał, jak odgłos startującego odrzutowca, więc nakryłem uszy rękoma.
- Ciszej, proszę. – jęknąłem.
Chłopak coś powiedział, ale nie dosłyszałem go, więc pełen wątpliwości, czy to się nie powtórzy, odsunąłem dłonie.
- Dobrze ci tak. – powiedział o niebo ciszej, a ja odetchnąłem z uśmiechem na ustach.
- Dużo przyjemniej jest spijać to paskudztwo z twoich usteczek. – zamruczałem dostrzegając bordowe plamki na jego policzkach. – Opowiesz mi wreszcie, co się stało? Ja tak jakoś... mam zanik pamięci.
Obserwowałem, jak jego twarz zmienia się, a jej właściciel markotnieje i przeraźliwie się zasmuca.
- Dobrze. – szepnął. – Opowiem ci, ale to nie będzie przyjemne.
Poczułem mrowienie na całym ciele.

Akemi (14:52)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz