16 listopada 2009
Oi ^^ Moje kochane Elfiątka. Nie wiem, czy i Was czeka męczący tydzień, ale życzę Wam jego szybkiego końca, lecz z dobrym efektem. Sobie też tego życzę i... żeby rybki, które zakupiłam, nie doznały szoku po dzisiejszej jeździe autobusem xD
Ah! Za tydzień będzie ważne ogłoszenie parafialne.
Notkę dedykuję Aiko oraz Hoshi xD
Uściski dla Grelci xD
Dziękuję za liczne komentarze *całuje każdego z osobna* i zapraszam na rozdział ;)
Subaru
Na głównym krześle siedział Maiyu , a tuż przed nim, ze spuszczoną głową stał Keizo.
- Jak to wytłumaczysz? – starszy pokazał chłopcu zdjęcie, na którym się rzekomo całowali.
- J... Ja chciałem... żeby później móc się z tego pośmiać. – wyjawił.
-
Tak? – szarooki przeciągnął wyraz. – O, doprawdy! To było niezwykle
zabawne. Popatrz, jak mnie to rozbawiło. Aż mnie brzuch boli. –
ironizował, uśmiechając się kpiąco.
Czy on, do licha, nie widzi, jak rani Dakoriego?
- Bawiło by, gdyby... – zaczął brunet.
- Gdybyś się na mnie nie rzucił! – warknął na niego. – Gdybyś nie zaczął mnie całować, gdybyś...
- Mai! – wrzasnąłem, chcąc przerwać tą farsę.
-
Może mi powiedz, że się mylę? Nie chciał się zabawić? Zrobić
pośmiewiska i zostawić z nauczycielką bym w jego imieniu prosił, żeby go
nie wyrzucono? – krzyczał na mnie, lecz patrzył w bursztyn tęczówek. –
Zawsze dostajesz to, czego chcesz? Jesteś taki głupi, czy tylko udajesz?
Kup sobie dmuchaną...
-
Przestań! – dopiero teraz zauważyłem, że po policzkach Keizo płyną
wielkie, jak groch, łzy. – Jeżeli chciałeś nałożyć na mnie karę, to
udało ci się! – potrząsnął energicznie głową, przez co deszcz z jego
twarzy rozprysnął w powietrzu.
Ueda rozejrzał się dookoła, zauważając karcące spojrzenia domowników, utkwione w postaci trzynastolatka.
Przecież dzieciom się nie wierzy, prawda?
Szarooki
przygryzł wargę. Chyba trochę przesadził, ale należało się Dakoriemu.
On, pan rozbrykanego zwierzątka musiał poniżyć się przed nauczycielką.
Urażona duma boli.
- Ciesz się, że załatwiłem to wśród swoich.
Keizo zakrztusił się łzami.
- Jesteście niesprawiedliwi! – krzyknął.
-
Nie rozumiem, co chciałeś uzyskać, ale dzisiaj okażę swą łaskę i ci
wybaczę. – miałem jak najszczerszą ochotę uderzyć siedemnastolatka.
- Ty... Ty... – wyjąkał brunet i obróciwszy się, wybiegł z pomieszczenia.
Poszedłem za nim, jednak zatrzymałem się w drzwiach.
-
Wiesz, co? Trzeba być naprawdę ślepym, żeby nie zauważyć, po co on to
zrobił. – miałem zamiar kontynuować, lecz zobaczyłem, jak Keizo potyka
się i upada. – Dakori! – podbiegłem do niego, wciąż krzycząc. Nagle ktoś
mnie odepchnął. Jak się okazało, był to Mai. Pochylił się nad nim i
odciągnął rękę, którą tamten trzymał bok. Dźwignął rąbek bluzy i
ujrzeliśmy ślad wielkości pięści, który krwawił.
-
Kurcze, Keizo! Wtedy w bibliotece... Przecież te stoły są stare i pełno
w nich drzazg, a teraz poprawiłeś sobie, uderzając się o szafkę. –
zauważył Ueda. – Bierzemy cię do...
- Nie. Odsuń się. Jesteś nic nie warty, wiesz? – zauważyłem z jakim obrzydzeniem mój przyjaciel patrzył w jego oczy.
-
Na chwilę zapomnij o obrazie na mnie i chodź do szpitala. – niby nic
nie robił sobie z wcześniejszych słów chłopaka, chociaż wydawało mi się,
że jego oczy posmutniały.
- Ani mi się... – lekki pocałunek zamknął niewyparzoną gębę.
- A teraz zamknij się wreszcie. – Mai wziął go na ramiona.
- Nienawidzę cię. – szarooki zastygł w bezruchu. Po chwili, otwierając drzwi poszedł do limuzyny i odjechał do kliniki.
***
Okazało
się, że Keizo ma złamane żebro i posiedzi około dwóch tygodni w
szpitalu i na pewno nie będzie za szybko ćwiczył na wfie.
Chłopcy często go odwiedzali i przepisywali lekcje, by nie miał zbyt wielu zaległości.
Tylko Mai przychodził rzadziej. Bolały go słowa Keizo, chociaż nie chciał się do tego przyznać.
Kilka
dni przed powrotem trzynastolatka, Ueda znalazł przy sprzątaniu swojego
pokoju duży, zwinięty rulon. Zaciekawiony, rozłożył go. W miarę, jak
czytał, oczy robiły mu się coraz to większe. Usłyszał nagle trzask i
odwrócił się w kierunku, z którego dobiegał. Na półce leżał aparat
cyfrowy, który był włączony. Chłopak podszedł do niego i spojrzał na
ekran. Na nim widniał krajobraz typowy dla tej pory roku, jesieni.
Liście płynęły w powietrzu, a zachodzące słońce rzucało piękną barwę na
urodziwą twarz. Oczy osoby ze zdjęcia promieniały radością, a białe zęby
wyróżniały się wyraźnie spośród palety kolorów. Czerwono-pomarańczowy
szal drgał na wietrze, tak samo, jak włosy. Obraz był tak jakby lekko
zamazany, co tylko dodawało uroku.
- Keizo. – szepnął czule.
Kolejne zdjęcie przedstawiało scenkę sprzed tygodnia. Chłopak skrzywił się lekko, patrząc na nie.
On siedzący z zamkniętymi oczami i trzynastolatek... Uśmiechający się delikatnie z ogromnym rumieńcem okalającym jego policzki.
- Wcześniej tego nie zauważyłem. – stwierdził ze zdziwieniem. – Muszę z nim porozmawiać! Koniecznie!
Uchwyciwszy rulon i aparat, wybiegł z hotelu.
^^^
Subaru
Gdy
wbiegł do sali, jak opętaniec, myślałem, że ma zamiar zrobić coś
Dakoriemu. W dodatku, gdy poprosił abyśmy wyszli, tym bardziej się
zaniepokoiłem.
- Zróbcie to. – nadal osłabiony K., uniósł się na łokciach.
Z wielkimi oporami wykonaliśmy jego prośbę.
^^^
Keizo
- Po co przyszedłeś? – chłód, z jakim wypowiedziałem to pytanie, najwyraźniej go nie wzruszył.
- Co to jest? – wyciągnął jakiś papier i rozkładając go, ukazał dobrze znaną mi treść. Treść mojego „niby” referatu.
Obiecałem sobie, że będę w stosunku do niego obojętny, lecz to zbiło mnie z tropu i wywołało niechciane rumieńce.
- Przeszłość. – starałem się, aby go to zabolało, a zerkając na jego twarz poczułem dziką radość.
- Rozumiem. - zamilkł. - Że też nie mogłeś tego inaczej okazać! - wybuchnął po chwili -
Chcesz komuś zaimponować? Te kartki z napisem: "Kocham Cię Mai san ♥” powtarzane
niczym mantra, były jakoś nie w porę.
- Miałem ci paradę urządzić? – wykrzyknąłem, mocno wściekły. Ten chłopak doprowadzał mnie do szału!
- Nie mogłeś zwyczajnie podejść i powiedzieć?
-
Ta, jasne, no pewnie! A ty akurat byś mi uwierzył. Teraz z trudem to
łapiesz! – gdybym mógł, roztrzaskałbym mu coś na głowie. – Ja już cię
nie chcę, słyszysz? Znudziłeś mi się. – poczułem ukłucie w sercu, lecz
je zignorowałem.
-
Jak stara zabawka. – dodał z żalem. – Nie będę cię już nachodził. – gdy
się odwracał, ujrzałem dwie łzy spływające mu po twarzy. – Sayonara.
Nim
zdążyłem zaprotestować, jego już nie było, a ja, wcisnąwszy twarz w
poduszkę, rozpłakałem się z bezsilności i z powodu cichego głosu, który
uporczywie mówił mi, że to było definitywne pożegnanie.
***
Upłynęło
pięć dni od tamtego wydarzenia w szpitalu. Od dwóch, Keizo był wdomu i
od tej pory nie widział Uedy. Miał złe przeczucia i nawet nie wiedział,
jak bliski był prawdy.
***
Kilka dni później.
Maiyu
Otworzyłem
powoli oczy, lecz ostre, jasne światło oślepiło mnie. Mocny ból głowy
wcale nie ułatwiał sprawy. Przed oczyma zamajaczyła mi niewyraźna
sylwetka, więc skupiłem na niej wzrok.
- Keizo. – mój nienaturalny głos wystraszył mnie zupełnie – Co się stało?
Chłopak uśmiechnął się lekko.
-
Najpierw wypij to. – podsunął mi pod nos jakiś jasnozielony, niezbyt
miło pachnący twór jego poczynań. Chyba miałem niepewną minę, bo upił
łyk, żeby mnie przekonać. – Widzisz? Nic mi nie jest, więc pij.
Wyciągnąłem
rękę po kubek, jednak okazało się, że mój uchwyt palców nagle zasłabł.
Na szczęście on był chyba na to przygotowany, bo usiadł obok mnie i
zaczął podawać mi substancję, jak małemu dziecku.
- O łeee. – skrzywiłem się. – Woda z kiszonej kapusty. Fakt, dobra na kaca, ale ja przecież... A właściwie to nic nie pamiętam.
Niestety
mój umysł był dziwnie przyćmiony i raz nad sobą panowałem, a innym
razem... raczej nie. Widząc kropelki wywaru na jego ustach, dźwignąłem
się z jękiem i pomijając jego zdziwione spojrzenie, przylgnąłem do lekko
kwaśnych warg. Język sam jakoś wsunął się do środka i zaczął penetrować
wnętrze. Niestety, wszystko, co dobre, musi się kiedyś skończyć.
Zostałem brutalnie odepchnięty.
- Co ty robisz?! – krzyk zabrzmiał, jak odgłos startującego odrzutowca, więc nakryłem uszy rękoma.
- Ciszej, proszę. – jęknąłem.
Chłopak coś powiedział, ale nie dosłyszałem go, więc pełen wątpliwości, czy to się nie powtórzy, odsunąłem dłonie.
- Dobrze ci tak. – powiedział o niebo ciszej, a ja odetchnąłem z uśmiechem na ustach.
-
Dużo przyjemniej jest spijać to paskudztwo z twoich usteczek. –
zamruczałem dostrzegając bordowe plamki na jego policzkach. – Opowiesz
mi wreszcie, co się stało? Ja tak jakoś... mam zanik pamięci.
Obserwowałem, jak jego twarz zmienia się, a jej właściciel markotnieje i przeraźliwie się zasmuca.
- Dobrze. – szepnął. – Opowiem ci, ale to nie będzie przyjemne.
Poczułem mrowienie na całym ciele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz