12 lutego 2012
Witam Was, moje kochane, cudowne i wspaniałe Elfiątka! ;3 Co ja bym bez Was zrobiła? Pewnie nie zaliczyła sesji, a tak trzymaliście za mnie mocno kciuki, że wszystko poszło wspaniale :* Choć ostatnie dwa egzaminy doszczętnie mnie rozbiły, odespałam je... 13 godzin snu, hmm XD Taki stres, rany... ale było się uczyć wcześniej? Było, było, ale się leniło xD
A właśnie... Poczta na Gmailu ma to do siebie, że powiadamia, gdy ktoś się na nią włamie i wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy wchodząc dwa dni temu na swoją dostałam komunikat na czerwonym tle o treści mniej więcej takiej, iż ostatnie logowanie miało miejsce ze Stanów Zjednoczonych (nawet podany był IP xD). Łaa, ACTA mnie dopadło xD
Odpowiedzi:
Zybusiowa - Witam Cię serdecznie ;3 Władca Piekieł to mimo wszystko równiacha xD Na pewno nie chciał źle, a tylko pokazał Luckowi juniorowi, że daleka przed nim droga do objęcia władzy xD Lu nie stracił Oriona, o niee XD Nia płacz *głaszcze* Chociaż wiesz... ja zazwyczaj jakoś krytycznie podchodzę do swoich rozdziałów, a dziś na końcówce musiałam powstrzymywać łzy. Jakoś mnie poruszyło, no xD
Akasha - Lucek zaniedbał Miśka przez nałożone na niego obowiązki. Lu senior spodziewał się tego, ale chciał upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. On doskonale rozkminia charaktery innych i wie, jak kto zareaguje na daną sytuację ;> Ori nie odnajdzie się w ramionach Daniela, ale w jego otoczeniu... przecież blondyn nie opuściłby swojego ulubieńca - nawet, jeżeli jest z niego niezłe ziółko. xD Nieeeee, tylko nie yuri *uczepia się ramienia Akashy i prosi* Błagam! **
Star1012 - Gabi wkurzy się na Lu seniora XD Nie wiem, czy to pokażę okazale, czy w ogóle to przedstawię... może tylko wspomnę, ale ogólnie Gabi się wnerwi. xD Hah, od dzisiejszego rozdziału Lucek będzie zasypywał Miśka słowami "kocham" xD I dzisiaj sama wstrzymywałam się przez łzami... na końcówce.
Kohaku - Wszyscy byli zbyt zajęci... ani Miśkiem nikt się nie zajął (choć gdyby nie poświęcił mocy na rzecz Oriona, to dotrwałby do powrotu Gabiego, dostałby ochrzan za ukrywanie czerniejących skrzydeł i tyle), ani Orionem. A potem marudzę, hehe xD Miśka nie obudzi całus księcia... niestety, ale w sumie obecność Lucka... chyba tak. ;3 Sesja? Jesteś na pierwszym roku? ;> Heh, ja miałam 5 egzaminów xP Pisałam tylko 3, bo z 2 byłam zwolniona, ale i tak myślałam, że padnę na twarz (zwłaszcza, gdy profesorka uświadomiła nas, że musi iść na radę wydziału. Przyszła po 2 godzinach, po czym wyszła na spotkanie i wróciła o 14.30... miała być o 10 ==').
VetChan - *pęcznieje z dumy* Taaak, złośliwa kobieta, to mua xD Widzisz, widzisz, widzisz *ależ ja podekscytowana xD* Dzisiaj będzie zarówno pokazanie, w jaki sposób narodzi się córeczka Kio i Baala jak i obudzenie Miśka. To drugie - nic specjalnego chyba... raczej tak. xD Haaa, poszło lepiej niż myślałam i niech Ci Mistrz Yaoi w opowiadaniach wynagrodzi xD Studiuję filologię polską xD Specjalność - medialno-redaktorska. Ooo, to mamy wspólną cechę - śpiewanie i granie to nie mój konik. Niby było się w chórze, ale to stare dzieje xD Pomysły biorą mi się... tak po prostu xD Czytaj to, co napisałaś i traktuj, jakby zrobił to ktoś inny. Wtedy spojrzysz na to tak - eee. ja to bym napisała tu coś innego- i poprawiasz. Zawsze możesz napisać opowiadanie o prawnikach - poważne, dystyngowane ;3 Kiedyś próbowałam napisać opowiadanie z Naruto, ale jak przeczytałam kawałek stwierdziłam, że w życiu tego nie pociągnę - zbyt bardzo charaktery odbiegały od tych prawdziwych i zdecydowałam się na wymyślanie własnych ;P
Zielona Strefa
Haaa, mam tydzień wolnego! To jest.... absolutnie fajne, choć potrafię obudzić się o 6 rano i stuknąć w czoło z myślą *Głupia, głupia, przecież już nie musisz rano się uczyć* xD
Tak na przyszły tydzień: Tym, którzy nie obchodzą i tym ciszącym się Walentynkami - KOCHAM WAS! xD
Serdecznie witam Zybusiową ;3 Mam nadzieję, że zostaniesz stałym Elfiątkiem ;3
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Tuż
po wstrząsającym zdarzeniu, po którym ciężko się podnieść, czasami
przychodzi druga fala zmiatająca z niestabilnego i kruchego gruntu, jaki
udało się nam powoli uformować.
Podobnie
rzecz miała się z Kamio et Marem. Jeszcze rano zadręczał się śmiercią
najlepszego przyjaciela, któremu byłby w stanie poświęcić wszystko,
byleby tylko widział uśmiech na jego twarzy, a teraz wzdrygał się co
jakiś czas, przeczuwając nadchodzące kłopoty.
Z
chwilą ujrzenia czyjegoś cienia przemykającego obok sali Michaela nie
mógł przestać myśleć o tym, że to musiał być ewidentny zwiastun
przyszłej katastrofy.
Baal
kilkukrotnie zwracał mu uwagę, marszcząc gniewnie brwi za każdym razem,
gdy elf zbywał go uspokajającymi słowami, podczas gdy uszy stały na
baczność, nasłuchując najdrobniejszych szmerów.
-
Nigdy nie zachowywałeś się w ten sposób. – diabeł spojrzał mu w oczy.
Jak dotąd udawało mu się w ten sposób wyciągać z niego informacje.
-
Mam wrażenie, jakbym już kiedyś był w podobnej sytuacji, bo niby skąd
mam wiedzę o tym, że zaraz stanie się coś, co pomoże urodzić mi nasze
dziecko? Sam już nie wiem... – westchnął, spuszczając głowę. Próbował
przypomnieć sobie, gdzie miał do czynienia z podobnym przypadkiem, ale
umykał mu ten fragment. Gwałtownie podniósł wzrok, gdy daleko
rozlegające się kroki najwyraźniej zaczęły zmierzać w stronę
laboratorium. – Ciekawe, kto to? – ciągnęło go do tego, aby to
sprawdzić. Z mniejszą ochotą poluźnił uścisk splątanych z Baalem palców,
podchodząc do drzwi. Kiedy już miał zamiar przekroczyć próg, przed
oczyma przebiegła mu jasnowłosa postać. – Daniel?
Mężczyzna
zwolnił i obrócił się, ale nie wyglądało na to, aby chciał zatrzymać
się na dłużej. Rozwichrzone włosy wpadały mu do ust, zakrywając część
twarzy.
-
Czuję diametralne zmiany w aurze Oriona. On chyba zamierza... –
spojrzał przez ramię na korytarz za nim i nie bawiąc się w tłumaczenie
wznowił bieg. Nie był to szczyt uprzejmości, ale skoro on reagował tak
emocjonalnie, nie przestrzegając zasad szacunku dla wyższych od siebie
rangą istot musiał mieć ku temu bardzo ważne powody.
Kotołak
nie widział sensu, by sprawdzić te przypuszczenia. Gdyby działo się coś
złego, zespół medyczny na pewno już byłby na miejscu, a tymczasem
dookoła panował spokój.
Zadrżał,
karcąc się za bezmyślne słowa. Akurat teraz wolałby, aby każdy krzyczał
z całych sił niż pogrążał się w smutku po utracie archanioła. Żal było
patrzeć na zapadającego się w sobie Lucyfera, do którego nie docierały
żadne formy wyciągnięcia go z dołka, czy chociaż odciągnięcie od
całodobowego myślenia o nim.
I
w pewnej chwili, jakby prośby Kio ktoś postanowił spełnić, rozległ się
donośny krzyk protestu. Baal poderwał się na równe nogi. To było jego
laboratorium, a więc obowiązek nakazywał mu niesienie pomocy. Nie
upłynęło kilka sekund, a sam jej potrzebował, podobnie jak Kio łapiąc
się za piekące żywym ogniem ramię.
- Co... się dzieje. – jęknął, polegając na coraz bardziej miękkich kolanach.
Kotołak
nie miał tyle sił, aby ustać, mimo że starał się walczyć z osłabieniem.
Błysk światła pozbawił ich wzroku, jakby prąd elektryczny wyłączył ich,
a następnie włączył wraz z wymienieniem „żarówki” na tą z mocniejszym
natężeniem. Kiedy promienie obejmujące tereny Piekła cofnęły się do
pierwotnego źródła, mężczyźni poczuli się jak nowonarodzeni. Niedługo
jednak trwała ich euforia, gdyż ponownie musieli zmierzyć się z
pulsującym bólem rozchodzącym się wzdłuż ramienia i klatki piersiowej.
Jakie
więc było zdziwienie Kamio, gdy w osobie stawiającej go do pionu nie
rozpoznał swojego partnera, a Lucyfera z wyraźnymi oznakami niepokoju.
-
Cholera... Potrzebna mi pomoc! – rudzielec krzyknął w stronę drzwi,
podtrzymując zgiętego w pół elfa. Dziwne światło wstrząsnęło nim tym
bardziej, iż wyczuwał w nim wyraźną magię Oriona, która dosłownie rzecz
ujmując dała mu mentalnego kopa w tyłek. Z perspektywy czasu
przeanalizował swoje zachowanie i doszedł do wniosku, że przeoczył to,
co jego syn kilkakrotnie mu uświadamiał. Codziennie w porze obiadowej
ktoś posyłał mu wiązki jego własnego pokarmu z kopuły. Teraz wyszło na
jaw, że był to Orion, ale jakim cudem Książę nie spostrzegł w porę, że
światło jest aż tak niestabilne i słabe? Sprawdzał jego poziom, ale za
każdym razem statystyki pokazywały korzystne bilanse. Gdyby było inaczej
poświęciłby własne racje! Przez własną głupotę utracił Michaela, ale
nie tracił nadziei. Wciąż coś nakazywało mu wierzyć, że już niedługo
nastąpi przełom, lecz obecnie koniecznie musi zająć się elfem, aby dać
wsparcie brzemiennemu kotołakowi. Z wyraźnych objawów mógł jasno
wywnioskować, że właśnie rozpoczyna się poród, a więc nie obędzie się
bez kłopotów, jeżeli zaraz nie pojawi się ktoś z personelu. – Jesteście
głusi?! Szybko! – poczuł niemiłe gryzienie w gardle, kiedy nie
zapanowawszy nad częstotliwością głosu wrzasnął ile sił w płucach.
Plusem była natychmiastowa reakcja i zjawienie się dwójki medyków.
Ubrani
w biało-błękitne płaszcze błyskawicznie ocenili stan rzeczy. Gdy jeden z
nich nadludzkimi siłami przyciągnął niemal bezwładnego Baala do jego
drugiej połówki, sadzając go przodem do elfa, drugi kreślił dziwne wzory
przypominające chmury namalowane ręką kilkulatka. Uważał, aby nie
pominąć żadnego fragmentu, jednocześnie pilnując jednolitości symboli,
które musiały się łączyć. Sprawdzanie ich na szybko mogłoby skończyć się
katastrofą, a jednak im dłużej to trwało, tym bardziej narażało
przyszłych ojców.
Dłoń Baala sunęła powoli po podłodze, najpierw nieśmiało gładząc opuszki palców elfa, a po chwili obejmując gorące przeguby.
-
Ten wybuch musiał mieć wiele wspólnego z reakcją porodową, Książę. –
jeden z medyków, ówcześnie poleciwszy koledze ustawienie się za
kotołakiem postanowił choć nakreślić schemat nowej sytuacji. – Szczerze
powiedziawszy martwiliśmy się, że jeżeli nie nastąpi jakiś cud, będziemy
mieć poważne kłopoty. – zajął przeciwne stanowisko, wpatrując się w
plecy dowódcy żołnierzy. – Dzięki notatkom Bello Michaelo wiemy jak
postępować z tego typu porodami. Teraz za pomocą magii ustawimy ich do
pionu. Dzięki temu smoki gnieżdżące się w ich ciałach będą mogły
nawzajem się zobaczyć i połączyć. Nie jestem pewien kolejnych kroków i
mogę się tylko domyślać, ale dawno nieużywane moce Smoczych Książąt
zniwelują się na rzecz stworzenia z nich dziecka. – młody medyk otarł
zroszone potem czoło, dając znak koledze, aby zaczynali. – To ważne...
abyś... złapał maleństwo w momencie, gdy uwolnimy swoje moce.
Lucyferowi
nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Bez namysłu chwycił za koc
leżący na drugim, wolnym łóżku, formując z niego ciepłe lokum na
noworodka. Co chwilę łapał się na tym, że całą uwagę poświęca
odgrywającemu się przed nim wydarzeniu, zapominając o Michaelu i już nie
wiedział, czy to dobre, czy jednak nie. Archanioł z pewnością cieszyłby
się, gdyby wiedział o zaangażowaniu Lu, a mimo to rudowłosy wolałby
dzielić z nim pozytywne emocje... Tak bardzo mu go brakowało.
- Książę!
Szorstki
głos reprymendy sprowadził go na ziemię. Istotną zmianą, jaka dokonała
się podczas jego rozkojarzenia, była błyszcząca poświata bijąca z
finezyjnych wzorów – dziedzictwa pozostawionego po spadkobiercach
smoków. Biała łuna przybierała kształt starożytnej bestii z ostrym
szpikulcem na końcu ogona. Miała zamknięte oczy, tak samo jak jej
bliźniaczy, a jednocześnie zupełnie przeciwstawny odpowiednik o niemalże
smolistym odcieniu. Na moment zastygły bez ruchu, jakby obwąchując się i
rozpoznając przyswojone niegdyś zapachy. Ostrożnie przybliżały się do
siebie. Nie spieszyły się, utrzymując właścicieli w niepewności, a
Lucyfera w podenerwowaniu.
Sądząc
po szybkim spojrzeniu medyka podtrzymującego Baala, legendarne
stworzenia miały zaraz wykonać istotny ruch. I rzeczywiście – wraz z
zetknięciem niewielkich pyszczków długie ciałka owinęły się wokół
siebie, tworząc równoważną spiralę. Jedno niwelowało i uzupełniało
drugie – śnieżne raziło w oczy, a czarne tonowało, pozwalając na
patrzenie. Dzięki temu Lucyfer mógł w porę zareagować, gdyż smoki
wydające z siebie krótki, aczkolwiek przeszywający odgłos zlały się w
jedno, zwijając w rogalik.
Rudzielec
podstawił koc pod jarzące się stworzenie, które powstało z dwóch
innych. W tym samym momencie medycy zwolnili czar, cofając się w tył z
przemęczenia. Nie mieli na tyle sił, aby złapać osuwających się, ale
wciąż trzymających za ręce mężczyzn.
Do
uszu obecnych doleciał początkowo cichy, a z każdą chwilą nasilający
się odgłos płaczu. Książę spojrzał na trzymane w ramionach zawiniątko i
od razu wiedział, że zakochał się w tej istotce.
Śliczne,
malutkie jeszcze kocie uszka wyściełane czarnymi włoskami o białych
zakończeniach drżały, będąc narażonymi na intensywność wielu dźwięków.
Otwarta szeroko buzia ukazywała kompletny brak uzębienia, ale Lucyferowi
nie umknęły dwa niewielkie kiełki, które zdążyły się już przebić przez
wrażliwe dziąsła. Malec poruszał się niespokojnie, nieustannie płacząc.
Wyglądało to co najmniej tak, jakby pokazywał Księciu, że zrobił coś
niewłaściwego.
Mężczyzna
pospiesznie odkrył koc, obawiając się jakichś siniaków spowodowanych
być może nieco zbyt mocnym uściskiem, ale to, co zobaczył, przerosło
jego oczekiwania. Poza ruchliwym, puszystym ogonkiem, którego brakowało
Kio ukazała się też niezwykle istotna informacja, na widok której
Lucyfer zaśmiał się, zażenowany, przykrywając dziecko. Z zawadiackim
uśmiechem spojrzał na nowych rodziców, ostatecznie kucając przy nich.
Nadal wyglądali na śmiertelnie zmęczonych, więc nie chciał ich zmuszać
do wysiłku. Bez zastanowienia złożył maluszka na ręce obydwu mężczyzn,
głaszcząc pieszczotliwie po głowach.
-
Gratuluję córeczki. – parsknął śmiechem, obserwując wesołe, zdziwione i
przerażone miny odpowiednio zmieniające się na ich twarzach. –
Najwyraźniej upór płci odziedziczyła po smoku Kio, a włosy po twoim,
Baalu.
Elf
nie wiedział, na kogo wpierw spojrzeć. Jeśli to, co mówi Lucyfer miało w
istocie być prawdą, to znaczy, że jego malutka potomkini została
zrodzona z Feyth i Mitritha, a to z kolei dowodzi...
-
Że jej charakter nie będzie zbyt przyjemny. – dopiero co zaczętą myśl
dokończył starszy tatuś, z dumą w oczach całując czółko uspokajającej
się dziewczynki.
-
Jak ty lubisz grzebać mi w głowie! – naburmuszony kotołak musiał
zaprzestać dalszych wywodów, obracając się ku roześmianemu Lucyferowi.
Po
raz pierwszy od wydarzenia z Michaelem, Książę pozwolił sobie na takie
odprężenie. Trudno było rozszyfrować, z czym to się wiąże. Ktoś będący
na jego miejscu zapewne reagowałby inaczej, cierpiąc z powodu utraty
najważniejszej w życiu osoby i tak oczywiście było do czasu pojawienia
się leczniczego światła. Kamio bardziej martwił się tym, czy przypadkiem
rudzielec nie schował głęboko w sobie ogromnego żalu. Jeżeli tak w
istocie było, to prędzej czy później nastąpi wybuch. On sam miał teraz
zajęcie – córeczka z pewnością zagłuszy rozpacz po utracie przyjaciela,
ale co zrobi Lucyfer? Ma na głowie Królestwo, wychowywanie syna,
troszczenie się o poddanych i wiele innych spraw, a w tym jedna
najgorsza – samotne noce. Za dnia pochłonie go praca, ale później
przyjdzie czas, który powinno poświęcać się drugiej osobie... Nie
wierzył, aby Książę chciał szukać zastępstwa za Michaela. Nie po tym,
jak widział jego łzy i przepełnione boleścią słowa „kocham”.
- Już zaczynasz mruczeć? – rudzielec pochylił się nad małą istotką, drapiąc ją za uszkiem.
-
Te umiejętności pojawiają się dopiero z czasem. – pogrążony w myślach
Kamio automatycznie odpowiedział na podstawowe pytania pojawiające się
wtedy, gdy obca, nieświadoma zasad rasa napotyka na dopiero narodzone
kociątko. Z roztargnieniem spojrzał na Lu, który czule głaskał włoski
dziewczynki, gaworząc do niej. Zdziwienie nadeszło nagle, gdy i on
usłyszał mruczenie. Niemniej nie dobiegało ono z krtani jego, czy też
córeczki. Zanim zdołał odkryć skąd ono pochodzi, zaskoczyło go ciche,
ale jak cieszące serce zdanie osoby zdolnej do pomruków po głębokim
śnie.
- Na naszego syna nigdy tak nie patrzyłeś.
Źrenice
Lucyfera zwęziły się jak od nadmiernego wysiłku. Pozostające w zgodzie
ciało zareagowało podobnie. Podczas gdy reszta mężczyzn już dawno
wpatrywała się z punkt za nim, on dopiero powoli, jakby na długo chciał
zapamiętać ten moment, obracał się, błagając, by wyobraźnia nie spłatała
mu figla. Kiedy więc znalazł odpowiednią pozycję, klęcząc przodem do
łóżka, na którym leżał jego ukochany archanioł, wypuścił głośno
powietrze, wpatrując się w roześmiane, lśniące energią i życiem morskie
tęczówki. Więcej nie mógł zobaczyć, bo z jego własnych popłynęły oceany.
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, co z Orionem? No pięknie Kio zaczął już rodzić, Michael się pojawił, ale w jaki sposób?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga