środa, 31 października 2012

62. Przestrzeń między magnesami.

12 lutego 2012

Witam Was, moje kochane, cudowne i wspaniałe Elfiątka! ;3 Co ja bym bez Was zrobiła? Pewnie nie zaliczyła sesji, a tak trzymaliście za mnie mocno kciuki, że wszystko poszło wspaniale :* Choć ostatnie dwa egzaminy doszczętnie mnie rozbiły, odespałam je... 13 godzin snu, hmm XD Taki stres, rany... ale było się uczyć wcześniej? Było, było, ale się leniło xD

A właśnie... Poczta na Gmailu ma to do siebie, że powiadamia, gdy ktoś się na nią włamie i wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy wchodząc dwa dni temu na swoją dostałam komunikat na czerwonym tle o treści mniej więcej takiej, iż ostatnie logowanie miało miejsce ze Stanów Zjednoczonych (nawet podany był IP xD). Łaa, ACTA mnie dopadło xD

Odpowiedzi:

Zybusiowa - Witam Cię serdecznie ;3 Władca Piekieł to mimo wszystko równiacha xD Na pewno nie chciał źle, a tylko pokazał Luckowi juniorowi, że daleka przed nim droga do objęcia władzy xD Lu nie stracił Oriona, o niee XD Nia płacz *głaszcze* Chociaż wiesz... ja zazwyczaj jakoś krytycznie podchodzę do swoich rozdziałów, a dziś na końcówce musiałam powstrzymywać łzy. Jakoś mnie poruszyło, no xD

 

Akasha - Lucek zaniedbał Miśka przez nałożone na niego obowiązki. Lu senior spodziewał się tego, ale chciał upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. On doskonale rozkminia charaktery innych i wie, jak kto zareaguje na daną sytuację ;> Ori nie odnajdzie się w ramionach Daniela, ale w jego otoczeniu... przecież blondyn nie opuściłby swojego ulubieńca - nawet, jeżeli jest z niego niezłe ziółko. xD Nieeeee, tylko nie yuri *uczepia się ramienia Akashy i prosi* Błagam! **

 

Star1012 - Gabi wkurzy się na Lu seniora XD Nie wiem, czy to pokażę okazale, czy w ogóle to przedstawię... może tylko wspomnę, ale ogólnie Gabi się wnerwi. xD Hah, od dzisiejszego rozdziału Lucek będzie zasypywał Miśka słowami "kocham" xD I dzisiaj sama wstrzymywałam się przez łzami... na końcówce.

 

Kohaku - Wszyscy byli zbyt zajęci... ani Miśkiem nikt się nie zajął (choć gdyby nie poświęcił mocy na rzecz Oriona, to dotrwałby do powrotu Gabiego, dostałby ochrzan za ukrywanie czerniejących skrzydeł i tyle), ani Orionem. A potem marudzę, hehe xD Miśka nie obudzi całus księcia... niestety, ale w sumie obecność Lucka... chyba tak. ;3 Sesja? Jesteś na pierwszym roku? ;> Heh, ja miałam 5 egzaminów xP Pisałam tylko 3, bo z 2 byłam zwolniona, ale i tak myślałam, że padnę na twarz (zwłaszcza, gdy profesorka uświadomiła nas, że musi iść na radę wydziału. Przyszła po 2 godzinach, po czym wyszła na spotkanie i wróciła o 14.30... miała być o 10 ==').

 

VetChan - *pęcznieje z dumy* Taaak, złośliwa kobieta, to mua xD Widzisz, widzisz, widzisz *ależ ja podekscytowana xD* Dzisiaj będzie zarówno pokazanie, w jaki sposób narodzi się córeczka Kio i Baala jak i obudzenie Miśka. To drugie - nic specjalnego chyba... raczej tak. xD Haaa, poszło lepiej niż myślałam i niech Ci Mistrz Yaoi w opowiadaniach wynagrodzi xD Studiuję filologię polską xD Specjalność - medialno-redaktorska. Ooo, to mamy wspólną cechę - śpiewanie i granie to nie mój konik. Niby było się w chórze, ale to stare dzieje xD Pomysły biorą mi się... tak po prostu xD Czytaj to, co napisałaś i traktuj, jakby zrobił to ktoś inny. Wtedy spojrzysz na to tak - eee. ja to bym napisała tu coś innego- i poprawiasz. Zawsze możesz napisać opowiadanie o prawnikach - poważne, dystyngowane ;3 Kiedyś próbowałam napisać opowiadanie z Naruto, ale jak przeczytałam kawałek stwierdziłam, że w życiu tego nie pociągnę - zbyt bardzo charaktery odbiegały od tych prawdziwych i zdecydowałam się na wymyślanie własnych ;P 


Zielona Strefa

Haaa, mam tydzień  wolnego! To jest.... absolutnie fajne, choć potrafię obudzić się o 6 rano i stuknąć w czoło z myślą *Głupia, głupia, przecież już nie musisz rano się uczyć* xD

Tak na przyszły tydzień: Tym, którzy nie obchodzą i tym ciszącym się Walentynkami - KOCHAM WAS! xD

  


Serdecznie witam Zybusiową ;3 Mam nadzieję, że zostaniesz stałym Elfiątkiem ;3

--------------------------------------------------------------------------------------------------




Tuż po wstrząsającym zdarzeniu, po którym ciężko się podnieść, czasami przychodzi druga fala zmiatająca z niestabilnego i kruchego gruntu, jaki udało się nam powoli uformować.
Podobnie rzecz miała się z Kamio et Marem. Jeszcze rano zadręczał się śmiercią najlepszego przyjaciela, któremu byłby w stanie poświęcić wszystko, byleby tylko widział uśmiech na jego twarzy, a teraz wzdrygał się co jakiś czas, przeczuwając nadchodzące kłopoty.
Z chwilą ujrzenia czyjegoś cienia przemykającego obok sali Michaela nie mógł przestać myśleć o tym, że to musiał być ewidentny zwiastun przyszłej katastrofy.
Baal kilkukrotnie zwracał mu uwagę, marszcząc gniewnie brwi za każdym razem, gdy elf zbywał go uspokajającymi słowami, podczas gdy uszy stały na baczność, nasłuchując najdrobniejszych szmerów.
- Nigdy nie zachowywałeś się w ten sposób. – diabeł spojrzał mu w oczy. Jak dotąd udawało mu się w ten sposób wyciągać z niego informacje.
- Mam wrażenie, jakbym już kiedyś był w podobnej sytuacji, bo niby skąd mam wiedzę o tym, że zaraz stanie się coś, co pomoże urodzić mi nasze dziecko? Sam już nie wiem... – westchnął, spuszczając głowę. Próbował przypomnieć sobie, gdzie miał do czynienia z podobnym przypadkiem, ale umykał mu ten fragment. Gwałtownie podniósł wzrok, gdy daleko rozlegające się kroki najwyraźniej zaczęły zmierzać w stronę laboratorium. – Ciekawe, kto to? – ciągnęło go do tego, aby to sprawdzić. Z mniejszą ochotą poluźnił uścisk splątanych z Baalem palców, podchodząc do drzwi. Kiedy już miał zamiar przekroczyć próg, przed oczyma przebiegła mu jasnowłosa postać. – Daniel?
Mężczyzna zwolnił i obrócił się, ale nie wyglądało na to, aby chciał zatrzymać się na dłużej. Rozwichrzone włosy wpadały mu do ust, zakrywając część twarzy.
- Czuję diametralne zmiany w aurze Oriona. On chyba zamierza... – spojrzał przez ramię na korytarz za nim i nie bawiąc się w tłumaczenie wznowił bieg. Nie był to szczyt uprzejmości, ale skoro on reagował tak emocjonalnie, nie przestrzegając zasad szacunku dla wyższych od siebie rangą istot musiał mieć ku temu bardzo ważne powody.
Kotołak nie widział sensu, by sprawdzić te przypuszczenia. Gdyby działo się coś złego, zespół medyczny na pewno już byłby na miejscu, a tymczasem dookoła panował spokój.
Zadrżał, karcąc się za bezmyślne słowa. Akurat teraz wolałby, aby każdy krzyczał z całych sił niż pogrążał się w smutku po utracie archanioła. Żal było patrzeć na zapadającego się w sobie Lucyfera, do którego nie docierały żadne formy wyciągnięcia go z dołka, czy chociaż odciągnięcie od całodobowego myślenia o nim.
I w pewnej chwili, jakby prośby Kio ktoś postanowił spełnić, rozległ się donośny krzyk protestu. Baal poderwał się na równe nogi. To było jego laboratorium, a więc obowiązek nakazywał mu niesienie pomocy. Nie upłynęło kilka sekund, a sam jej potrzebował, podobnie jak Kio łapiąc się za piekące żywym ogniem ramię.
- Co... się dzieje. – jęknął, polegając na coraz bardziej miękkich kolanach.
Kotołak nie miał tyle sił, aby ustać, mimo że starał się walczyć z osłabieniem. Błysk światła pozbawił ich wzroku, jakby prąd elektryczny wyłączył ich, a następnie włączył wraz z wymienieniem „żarówki” na tą z mocniejszym natężeniem. Kiedy promienie obejmujące tereny Piekła cofnęły się do pierwotnego źródła, mężczyźni poczuli się jak nowonarodzeni. Niedługo jednak trwała ich euforia, gdyż ponownie musieli zmierzyć się z pulsującym bólem rozchodzącym się wzdłuż ramienia i klatki piersiowej.
Jakie więc było zdziwienie Kamio, gdy w osobie stawiającej go do pionu nie rozpoznał swojego partnera, a Lucyfera z wyraźnymi oznakami niepokoju.
- Cholera... Potrzebna mi pomoc! – rudzielec krzyknął w stronę drzwi, podtrzymując zgiętego w pół elfa. Dziwne światło wstrząsnęło nim tym bardziej, iż wyczuwał w nim wyraźną magię Oriona, która dosłownie rzecz ujmując dała mu mentalnego kopa w tyłek. Z perspektywy czasu przeanalizował swoje zachowanie i doszedł do wniosku, że przeoczył to, co jego syn kilkakrotnie mu uświadamiał. Codziennie w porze obiadowej ktoś posyłał mu wiązki jego własnego pokarmu z kopuły. Teraz wyszło na jaw, że był to Orion, ale jakim cudem Książę nie spostrzegł w porę, że światło jest aż tak niestabilne i słabe? Sprawdzał jego poziom, ale za każdym razem statystyki pokazywały korzystne bilanse. Gdyby było inaczej poświęciłby własne racje! Przez własną głupotę utracił Michaela, ale nie tracił nadziei. Wciąż coś nakazywało mu wierzyć, że już niedługo nastąpi przełom, lecz obecnie koniecznie musi zająć się elfem, aby dać wsparcie brzemiennemu kotołakowi. Z wyraźnych objawów mógł jasno wywnioskować, że właśnie rozpoczyna się poród, a więc nie obędzie się bez kłopotów, jeżeli zaraz nie pojawi się ktoś z personelu. – Jesteście głusi?! Szybko! – poczuł niemiłe gryzienie w gardle, kiedy nie zapanowawszy nad częstotliwością głosu wrzasnął ile sił w płucach. Plusem była natychmiastowa reakcja i zjawienie się dwójki medyków.
Ubrani w biało-błękitne płaszcze błyskawicznie ocenili stan rzeczy. Gdy jeden z nich nadludzkimi siłami przyciągnął niemal bezwładnego Baala do jego drugiej połówki, sadzając go przodem do elfa, drugi kreślił dziwne wzory przypominające chmury namalowane ręką kilkulatka. Uważał, aby nie pominąć żadnego fragmentu, jednocześnie pilnując jednolitości symboli, które musiały się łączyć. Sprawdzanie ich na szybko mogłoby skończyć się katastrofą, a jednak im dłużej to trwało, tym bardziej narażało przyszłych ojców.
Dłoń Baala sunęła powoli po podłodze, najpierw nieśmiało gładząc opuszki palców elfa, a po chwili obejmując gorące przeguby.
- Ten wybuch musiał mieć wiele wspólnego z reakcją porodową, Książę. – jeden z medyków, ówcześnie poleciwszy koledze ustawienie się za kotołakiem postanowił choć nakreślić schemat nowej sytuacji. – Szczerze powiedziawszy martwiliśmy się, że jeżeli nie nastąpi jakiś cud, będziemy mieć poważne kłopoty. – zajął przeciwne stanowisko, wpatrując się w plecy dowódcy żołnierzy. – Dzięki notatkom Bello Michaelo wiemy jak postępować z tego typu porodami. Teraz za pomocą magii ustawimy ich do pionu. Dzięki temu smoki gnieżdżące się w ich ciałach będą mogły nawzajem się zobaczyć i połączyć. Nie jestem pewien kolejnych kroków i mogę się tylko domyślać, ale dawno nieużywane moce Smoczych Książąt zniwelują się na rzecz stworzenia z nich dziecka. – młody medyk otarł zroszone potem czoło, dając znak koledze, aby zaczynali. – To ważne... abyś... złapał maleństwo w momencie, gdy uwolnimy swoje moce.
Lucyferowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Bez namysłu chwycił za koc leżący na drugim, wolnym łóżku, formując z niego ciepłe lokum na noworodka. Co chwilę łapał się na tym, że całą uwagę poświęca odgrywającemu się przed nim wydarzeniu, zapominając o Michaelu i już nie wiedział, czy to dobre, czy jednak nie. Archanioł z pewnością cieszyłby się, gdyby wiedział o zaangażowaniu Lu, a mimo to rudowłosy wolałby dzielić z nim pozytywne emocje... Tak bardzo mu go brakowało.
- Książę!
Szorstki głos reprymendy sprowadził go na ziemię. Istotną zmianą, jaka dokonała się podczas jego rozkojarzenia, była błyszcząca poświata bijąca z finezyjnych wzorów – dziedzictwa pozostawionego po spadkobiercach smoków. Biała łuna przybierała kształt starożytnej bestii z ostrym szpikulcem na końcu ogona. Miała zamknięte oczy, tak samo jak jej bliźniaczy, a jednocześnie zupełnie przeciwstawny odpowiednik o niemalże smolistym odcieniu. Na moment zastygły bez ruchu, jakby obwąchując się i rozpoznając przyswojone niegdyś zapachy. Ostrożnie przybliżały się do siebie. Nie spieszyły się, utrzymując właścicieli w niepewności, a Lucyfera w podenerwowaniu. 
Sądząc po szybkim spojrzeniu medyka podtrzymującego Baala, legendarne stworzenia miały zaraz wykonać istotny ruch. I rzeczywiście – wraz z zetknięciem niewielkich pyszczków długie ciałka owinęły się wokół siebie, tworząc równoważną spiralę. Jedno niwelowało i uzupełniało drugie – śnieżne raziło w oczy, a czarne tonowało, pozwalając na patrzenie. Dzięki temu Lucyfer mógł w porę zareagować, gdyż smoki wydające z siebie krótki, aczkolwiek przeszywający odgłos zlały się w jedno, zwijając w rogalik.
Rudzielec podstawił koc pod jarzące się stworzenie, które powstało z dwóch innych. W tym samym momencie medycy zwolnili czar, cofając się w tył z przemęczenia. Nie mieli na tyle sił, aby złapać osuwających się, ale wciąż trzymających za ręce mężczyzn.
Do uszu obecnych doleciał początkowo cichy, a z każdą chwilą nasilający się odgłos płaczu. Książę spojrzał na trzymane w ramionach zawiniątko i od razu wiedział, że zakochał się w tej istotce.
Śliczne, malutkie jeszcze kocie uszka wyściełane czarnymi włoskami o białych zakończeniach drżały, będąc narażonymi na intensywność wielu dźwięków. Otwarta szeroko buzia ukazywała kompletny brak uzębienia, ale Lucyferowi nie umknęły dwa niewielkie kiełki, które zdążyły się już przebić przez wrażliwe dziąsła. Malec poruszał się niespokojnie, nieustannie płacząc. Wyglądało to co najmniej tak, jakby pokazywał Księciu, że zrobił coś niewłaściwego.
Mężczyzna pospiesznie odkrył koc, obawiając się jakichś siniaków spowodowanych być może nieco zbyt mocnym uściskiem, ale to, co zobaczył, przerosło jego oczekiwania. Poza ruchliwym, puszystym ogonkiem, którego brakowało Kio ukazała się też niezwykle istotna informacja, na widok której Lucyfer zaśmiał się, zażenowany, przykrywając dziecko. Z zawadiackim uśmiechem spojrzał na nowych rodziców, ostatecznie kucając przy nich. Nadal wyglądali na śmiertelnie zmęczonych, więc nie chciał ich zmuszać do wysiłku. Bez zastanowienia złożył maluszka na ręce obydwu mężczyzn, głaszcząc pieszczotliwie po głowach.
- Gratuluję córeczki. – parsknął śmiechem, obserwując wesołe, zdziwione i przerażone miny odpowiednio zmieniające się na ich twarzach. – Najwyraźniej upór płci odziedziczyła po smoku Kio, a włosy po twoim, Baalu.
Elf nie wiedział, na kogo wpierw spojrzeć. Jeśli to, co mówi Lucyfer miało w istocie być prawdą, to znaczy, że jego malutka potomkini została zrodzona z Feyth i Mitritha, a to z kolei dowodzi...
- Że jej charakter nie będzie zbyt przyjemny. – dopiero co zaczętą myśl dokończył starszy tatuś, z dumą w oczach całując czółko uspokajającej się dziewczynki.
- Jak ty lubisz grzebać mi w głowie! – naburmuszony kotołak musiał zaprzestać dalszych wywodów, obracając się ku roześmianemu Lucyferowi.
Po raz pierwszy od wydarzenia z Michaelem, Książę pozwolił sobie na takie odprężenie. Trudno było rozszyfrować, z czym to się wiąże. Ktoś będący na jego miejscu zapewne reagowałby inaczej, cierpiąc z powodu utraty najważniejszej w życiu osoby i tak oczywiście było do czasu pojawienia się leczniczego światła. Kamio bardziej martwił się tym, czy przypadkiem rudzielec nie schował głęboko w sobie ogromnego żalu. Jeżeli tak w istocie było, to prędzej czy później nastąpi wybuch. On sam miał teraz zajęcie – córeczka z pewnością zagłuszy rozpacz po utracie przyjaciela, ale co zrobi Lucyfer? Ma na głowie Królestwo, wychowywanie syna, troszczenie się o poddanych i wiele innych spraw, a w tym jedna najgorsza – samotne noce. Za dnia pochłonie go praca, ale później przyjdzie czas, który powinno poświęcać się drugiej osobie... Nie wierzył, aby Książę chciał szukać zastępstwa za Michaela. Nie po tym, jak widział jego łzy i przepełnione boleścią słowa „kocham”.
- Już zaczynasz mruczeć? – rudzielec pochylił się nad małą istotką, drapiąc ją za uszkiem.
- Te umiejętności pojawiają się dopiero z czasem. – pogrążony w myślach Kamio automatycznie odpowiedział na podstawowe pytania pojawiające się wtedy, gdy obca, nieświadoma zasad rasa napotyka na dopiero narodzone kociątko. Z roztargnieniem spojrzał na Lu, który czule głaskał włoski dziewczynki, gaworząc do niej. Zdziwienie nadeszło nagle, gdy i on usłyszał mruczenie. Niemniej nie dobiegało ono z krtani jego, czy też córeczki. Zanim zdołał odkryć skąd ono pochodzi, zaskoczyło go ciche, ale jak cieszące serce zdanie osoby zdolnej do pomruków po głębokim śnie.
- Na naszego syna nigdy tak nie patrzyłeś.
Źrenice Lucyfera zwęziły się jak od nadmiernego wysiłku. Pozostające w zgodzie ciało zareagowało podobnie. Podczas gdy reszta mężczyzn już dawno wpatrywała się z punkt za nim, on dopiero powoli, jakby na długo chciał zapamiętać ten moment, obracał się, błagając, by wyobraźnia nie spłatała mu figla. Kiedy więc znalazł odpowiednią pozycję, klęcząc przodem do łóżka, na którym leżał jego ukochany archanioł, wypuścił głośno powietrze, wpatrując się w roześmiane, lśniące energią i życiem morskie tęczówki. Więcej nie mógł zobaczyć, bo z jego własnych popłynęły oceany.
Akemi (00:09)

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, co z Orionem? No pięknie Kio zaczął już rodzić, Michael się pojawił, ale w jaki sposób?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń