środa, 31 października 2012

60. Przestrzeń między magnesami.

29 stycznia 2012

Witam moje kochane Elfiątka ;3 Znów mamy rozdział nieco później, ale uwierzcie mu, kochani - przed sesją trudno jest skupić się na czymkolwiek ( a już na pewno na samym uczeniu się XD). Niemniej muszę się pochwalić, bo siedzenie po nocach przyniosło skutek - z pięciu egzaminów będę pisać tylko 3 xD Jak ja kocham przepisywanie ocen xP Będę jeszcze bardziej "skromna" i powiem, że jedynie piątki da się przepisać *szczerzy się* XD Yeah, jak zaliczę semestr, to się chyba upiję ze szczęścia, albo obejrzę długiego yaoica xD Rozdział jest urwany, jak mówiłam, ale, no... pisało mi się go fatalnie, choć jestem zadowolona XD Jest trochę więcej opisów, rozdział przekracza 2000 słów, więc jest dobrze. Miałam dopisać ciut więcej, ale wzywa mnie Haruki Murakami i jego zboczenia w książce, którą muszę przeczytać na jutro.

Odpowiedzi:

Akasha - To, co stanie się z Miśkiem, kiedy jego skrzydła staną się całkowicie czarne, dowiesz się dziś. Jakoś tak smutno się zrobiło pod koniec. Masz pełne prawo pobicia mnie i poddania torturom w oglądaniu yuri. Zniosę to za spóźnienie się z rozdziałem xD

 

VetChan - Szczerze powiedziawszy, kiedy pierwszy raz przeczytałam komentarz, zrobiło mi się wstyd, że Cię nie pamiętam. Potem patrzę na nick... myślę... myślę i w końcu mnie olśniło (jednak musisz mi wybacz, gdyż tępy umysł nie pozwala mi na przypomnienie sobie, kim jest Alex ^^' Dzwoni w kościele, ale nie wiem, w którym) Hahah, no tak, wiem XD Na jednego osobnika wymyślam stado różnych określeń - niestety, mam tendencję do wymyślania multum bohaterów, a później w czasie jakiejś sceny okazuje się, że są do siebie podobne, dlatego trzeba je jakoś rozróżnić. Nie zawsze wychodzi ^^' Kochana, nie tylko Czytelnik musi skupić się na tekście, który piszę XDDD Ja sama muszę panować nad wszystkim - cud, że nie zrobiłam jeszcze jakiejś rozpiski xD Jeszcze dziś przypomniała mi się ważna kwestia, która tymczasowo została jakby pominięta. Późniejsze jej dodanie może trochę namieszać, ale na szczęście pisałam o tym, więc wplotę dawny tekst w rozdział, do którego będzie pasowało. ;P Sama lubię zagadki, dlatego staram się, aby te moje były na w miarę dobrym poziomie i by zaskakiwały Czytelnika, jego pamięć. Tak, spłycenia bywają - teraz piszę na bieżąco, kiedyś miałam kilkanaście rozdziałów w zapasie. Czasami rozdział pisze się na hurra, dlatego końcówka lub środek mogą być spłacane, akcja spieszy, aby już był koniec, choć podczas poprawiania już tutaj, w miejscu postu staram się to jednak ubogacić opisami. Hahah XD To w takim razie możesz mnie dzisiaj bić, bo znowu przerwałam. Ale w następnym już będzie lepiej. Każdego Czytelnika traktuję tak samo, bo każdy przyczynia się do mojej chęci pisania i wymyślania. Kocham Was wszystkich jak wielką rodzinę. Co do betowania - jak wspominałam, rozdziały dodawane są czasami na "już". Nie mam w zwyczaju siadać i pisać np. we wtorek, aby mieć wszystko gotowe na sobotę. Po prostu brakuje mi na to czasu. Późno przychodzę z zajęć, siadając do bloga, aby przeczytać rozdziały, następnie zakuwam do pierwszej w nocy - jedynie piątek i sobota pozostają mi na pisanie, a zmuszanie bety do konkretnych dni byłoby uciążliwe. Na przykład dziś - skończyłam pisać dopiero 10 minut temu XD Czytelnicy już mają jeden dzień w plecy, a tracenie kolejnego na poprawki byłoby dla mnie czymś nie do zaakceptowania. I tak mi wstyd, że zamiast trzymać się terminów, przekraczam je - często nie z własnej winy. Dziękuję jednak za propozycję. Z tego, co pamiętam - nie miałaś bloga. Zmieniło się to? ;> Przepraszam za rozpisanie się ^^' 

 

Star1012 - Lucek był na inspekcji - znowu. Ma dużo obowiązków, na które za tydzień (cały czas Ci coś obiecuję, a tak rzadko dotrzymuję... ale teraz... no teraz musi tak być!) będzie przeklinał. Co się stało, jest dziś wyjaśnione XD A muszę się zapytać o pewną rzecz... bo czasami piszesz w rodzaju męskim i teraz normalnie nie wiem, jak pisać XDDD

 

Aniołek - ;3 O skrzydłach dowiesz się dziś... Czemu Ori leży na ziemi - też... Co by się stało, gdyby Daniel przyszedł szybciej... w sumie też. Zobaczyłby co nieco. No, to masz trzy pytania z twierdzącą odpowiedzią. xDD Matka Ismaela nie była taka miła, ale każdy się zmienia, a Teppei się jeszcze pojawi na moment. W ogóle jak tylko go wprowadziłam, to mała bestia zawsze gdzieś się przewija xD Nie, nie, Lucek nie śpi. Ma inspekcję. Jako przyszły władca musi czasami poświęcić rodzinę na rzecz spraw wagi państwowej (xD)


Rany... to już 60. rozdział xD Piosenka, którą dziś umieszczę, będzie jeszcze kiedyś powtórzona xP

Zielona Strefa

Odpisywanie do Was zawsze wychodzi mi szybciej i bardziej opisowo niż rozdziały XD Widzicie, jak ja Was kocham?! ;3

Yaoistka^^, Kohaku, Churi, Hansel - pilnie poszukiwane XD Będę za Wami posyłać listy gończe XDD

Solidaryzuję się  - NIE dla ACTA!

Zapraszam do czytania i strasznie, strasznie przepraszam za nawalenie w terminie i wszelkie błędy, które na pewno są w rozdziale.

--------------------------------------------------------------------------------------------------




Długo trwały rozmowy o ciąży Kamio. Wraz z kolejnymi nowinami uświadamiano sobie o wielkich niedopatrzeniach w tej sprawie. Nie domyślano się nawet, że kilka godzin później dusza Michaela zniknie z powierzchni Piekielnego Królestwa.
Zanim to nastąpiło, archanioł zdołał przekazać swoje rozważania na temat porodu kotołaka. Zachowywał się normalnie, jakby przyzwyczaił się do życia w Czerwonym Pałacu, a nikt nie spodziewał się wówczas, że to może być ich ostatnia sposobność do przebywania w tym gronie.
Blondyn, jak gdyby nigdy nic czytał sporządzone notatki, niekiedy wyjaśniając je lub dodając coś od siebie. Zauważył nawet, dlaczego Bóg zabrał elfa podczas dnia, który dla tego drugiego miał się wiązać z odebraniem mocy.
- W książce, którą znalazł Orion, było wyraźnie napisane, iż nieodpowiednie zaopiekowanie się istotą w rui grozi poważnymi ubytkami zdrowotnymi, a nawet śmiercią. Gdybyśmy pozbawili cię mocy – od dłuższej chwili nie spuszczał wzroku z Kamio. – podpisalibyśmy na ciebie wyrok. Z tego, co mi wiadomo, miałeś świetną opiekę w Niebie. Tylko dzięki temu siedzisz tutaj z nami. Sądząc po minie, raczej wiedziałeś, co się z tobą dzieje, ale wówczas byłeś zdruzgotany tym, że straciłeś Baala, więc nie pozostało nic innego jak wygnanie i samotne umieranie. – pomimo sympatii, jaką darzy kotołaka, nie mógł sobie odmówić przyjemności. Nie zawsze dumny elf zaczyna się jąkać, tłumacząc, że „to nie tak”, że „Michael wszystko wyolbrzymia”, jednocześnie rumieniąc się i nie dając dojść do słowa siedzącemu obok Baalowi.
Oh, a ten przecież wie jak uciszyć roztrzepanego bruneta.
W tamtej chwili nikt nie chciałby im przeszkadzać – zwłaszcza demonowi, który usłyszał kilka interesujących wiadomości na swój temat, dodatkowo upewniając się, że Kio kochał go już wcześniej. Dlatego też archanioł wolał się przezornie wycofać, zanim zaczepne dotyki przeniosą się na łóżko, które zajmował. Dwa razy sprawdził, czy dobrze zamknął za sobą drzwi i dopiero wtedy mógł odejść z czystym sumieniem. Jeżeli tutaj załatwił wszystkie sprawy, teraz mógł w pełni poświęcić się Orionowi. Czuł płynące z tego faktu szczęście i wprost nie był w stanie powstrzymać reakcji ciała, które nakazało mu bieg.
Coraz lepiej radził sobie z myślą posiadania syna i bardzo podobała mu się ta sytuacja. Teraz jednak, im bliżej był celu, tym jakieś niepokoje zdawały się nasilać. Zaśmiał się przez nos, marszcząc czoło, lecz poruszał się naprzód, niezrażony otaczającym go przeczuciem. Nie miał powodów do obaw, gdyż wszystko zmierzało ku lepszemu, a mimo to, choć w kółko powtarzał, że jest w porządku i jednocześnie wertował wydarzenia, nie znajdując w nich przyczyn do strachu, serce biło szybko, a irracjonalne zaniepokojenie paraliżowało umysł. Dlatego też przyspieszył, bezskutecznie nawiązując kontakt z Orionem. Kiedy udało mu się cało i bez przygód – gdyż pędzenie na złamanie karku po schodach mogło skończyć się nieciekawie – dotrzeć przed tymczasowy pokój syna, zobaczył go leżącego na łóżku. Odetchnął na ten widok i już ostrożniej przeszedł przez taflę blokującą nastolatka. Nieco bardziej niż zazwyczaj odczuł siłę ciągnących go do ziemi skrzydeł, gdy te wyłoniły się z jego pleców. Nie zwróciwszy na nie zbytniego zainteresowania podszedł do równo oddychającego chłopca, zgarniając z jego twarzy kosmyki czarnych włosów. Na początku zdziwił się tym, że Orion śpi w środku dnia, ale co innego miał robić, skoro komnata nie była wyposażona chociażby w książki. Archanioł usiadł więc obok, starając się nie zbudzić syna. Tym samym miał wgląd na niego, będąc gotowym ciepło powitać go po drzemce. Podparł się na prawej ręce, lewą kładąc tuż przy głowie nastolatka.
- Stanowczo za długo tu jesteś. Porozmawiam o tym z Lucyferem. – szepnął po jakimś czasie, w roztargnieniu gładząc odsłonięte dzięki niemu czoło. W tym samym momencie jego ciało silnie odczuło przeskakujący wzdłuż ramienia impuls. Jego rodzaje doskonale rozróżniali aniołowie, czego przykładem był Sefer całujący Michaela. – Nie ma w tobie ani krzty światła... Przecież codziennie przynosiłem ci nową porcję! – potrząsnął nim, bojąc się wraz z każdą prośbą o przebudzenie, która nie przynosiła efektów. – Orion... otwórz oczy. – nie zaprzestając próbom, automatycznie mówił do siebie, jakby to miało mu pomóc. – Minęło kilka godzin, odkąd tu przyszedłem. Jak mogłem niczego nie zauważyć?! Przecież takie ubytki mocy załamią jego gospodarkę energii... Gdzie on mógł je – morskookie spojrzenie padło na otworzone szeroko okno. Wystarczyło kilka chwil, aby domyślił się wszystkiego. – Oszalałeś... – wczesał palce w zmierzwione już włosy, rozglądając się na boki, jakby szukając skądkolwiek ratunku.
Do tej komnaty miał wstęp wyłącznie on. Tylko jego przepuściła blokada w drzwiach, choć jakby nie patrzeć – nikt inny nawet nie podjął się zbadania tej kwestii. Żołnierze mieli surowy zakaz, a pewnie i tak wejście do pokoju miało solidne zaklęcia powstrzymujące ich przed przekroczeniem progu. Lucyfer nie był taki nieroztropny, aby...
- Lucyfer! – przypomniał sobie jednak, że Książę miał dziś ważny przegląd wojsk, któremu towarzyszył jego ojciec, a więc mógł zablokować wszelkie rozmowy, jakie chciano mu w tym czasie przekazać. – Muszę spróbować. Lucyferze... Lu! – długo nie uzyskał odpowiedzi. – Chodzi o życie naszego syna, do cholery! – nie panował nad emocjami, kiedy w grę wchodziło życie jednej z najbliższych mu osób. Krążył po podłodze, nie umiejąc znaleźć miejsca.
Laboratorium było dziś nieczynne, jakby na przekór, kiedy wymagano od niego pomocy. Wszyscy medycy towarzyszyli rudzielcowi, bo akurat tego dnia inspekcja zbiegała się z ćwiczeniami w terenie.
- Wiesz, Misiek, że nie mogę rozmawiać.
Zupełnie nagle otrzymana odpowiedź odnowiła nadzieję archanioła.
- Nie mogę obudzić Oriona, bo...
- To pewnie zmiana klimatu. Szybko mu przejdzie.
- Ale to przez światło, którego on...
- Kiedy wrócę ,obiecuję, że go wypuszczę i zajmę się kopułą. Gabriel dał mi znać, że dziś wraca. – zamilkł na chwilę, a mocny dotychczas kontakt zaczął się zrywać. – Muszę kończyć. – powiedział jeszcze, zanim strumień telepatyczny całkowicie się rozmył.
- Ale...! Co ja mam zrobić?! – bezradne pytanie zawisło w powietrzu. Tylko logiczne i szybkie myślenie mogło mu przynieść rezultat. Teraz liczył się spokój, a nie roztrząsanie utraty jedynego wsparcia. Michael był w stanie zrobić wszystko, byleby uratować innych. Tak samo działo się w Niebie, gdy któryś w noworodków nie miał odpowiednio wykształconych skrzydeł, archanioł wyrywał swoje, oddając je maluszkowi, choć wiedział, że te jego mu nie odrosną. Poświęciłby nawet siebie... – Tak... zrobię to. Na pewno mam więcej energii od niego, więc nie ucierpię zbyt bardzo... – po kilkuminutowym, nerwowym marszu wokół łóżka chłopca, przyklęknął na jedno kolano, kładąc je na zmiętej pościeli. Musiał przenieść syna na twardsze podłoże, licząc się z trudnościami w utrzymaniu siedemnastoletniego, rosłego bruneta. Już samo podnoszenie wymagało samozaparcia, a co dopiero przeniesienie ciężaru bez naruszenia. Stękając i posapując poruszał się powoli, wspomagając się udami ustawionymi pod kątem, na których głównie opierał się środek ciała. Zdecydowanie łatwiej byłoby mu wtedy, gdyby chłopak objął go wokół szyi, ale nieprzytomna osoba nie jest skora do tego typu czynów.
W końcu udało mu się opuścić go na podłogę. Starając się opanować oddech, oparł dłonie na biodrach, zginając się w pół. Tym samym pochylał się nad Orionem, obserwując zza nieco przymkniętych powiek jego spokojne oblicze. Jeżeli do tej pory trzymały się go jeszcze jakieś wątpliwości, odrzucił je natychmiast i bez przedłużających wszystko formuł zaczął wtłaczać nastolatkowi swoje światło.
Pierwsza fala słabości uświadomiła mu, jak bardzo mylił się, co do niedoboru mocy bruneta. Niestety, kiedy raz zaczęło się tę wyczerpującą siły magię, nie wolno jej przerywać, póki stan zdrowia poszkodowanego nie poprawi się do połowy.
- Jest z tobą aż tak źle?
Trudno mu było uwierzyć, że nie zauważył wcześniej, aby Orion był osłabiony. Owszem, często spał, ale nic poza tym.
Teraz skupił się wyłącznie na wyrównywaniu mocy syna, zapominając, że sam ma jej niewiele. Ostatnimi czasy brakowało mu światła, lecz obiecywał, że ostatni raz odmawia go sobie na rzecz syna... Jednak takie sytuacje powtarzały się wielokrotnie.
Nawet nie wiedział, kiedy przekroczył własne limity, osuwając się obok wciąż nieprzytomnego chłopaka. Nie mógł też widzieć swych skrzydeł, które w chwili pozbawienia ich wszelkich powodów do schowania w plecach rozwinęły się, rozsypując sczerniałe pióra zarówno na przerzedzonym już atrybucie aniołów, jak i na podłodze, oddzielając się od niego, pojedynczo wypadając przez okno.
***
Niczego niespodziewający się Lucyfer wracał wreszcie z wyczerpującej inspekcji. Mimo to był zadowolony z postępów sporego garnizonu, tak samo jak i z medyków, którzy podczas ćwiczeń wykonali maksimum należytych obowiązków. Jego ojciec oddalił się jakiś czas temu, z zadowoleniem komentując postępy żołnierzy. W ramach wynagrodzenia obiecał im całonocną zabawę i możliwość zakłócenia ciszy nocnej. Ten jeden raz da im odpocząć pełną piersią.
Z ust nie schodził mu uśmiech – to też przyczyniło się do lepszego samopoczucia żołnierzy i ich perfekcyjnie zrealizowanych zadań. Powodem jego stanu była wiadomość od Gabriela.
Przepraszam za zwłokę. Mam nadzieję, że do czasu mojego powrotu dbałeś o Michaela. Pamiętaj, że szpiegów mam wszędzie. To, o co mnie prosiłeś zostało załatwione. Do tego celu potrzebna była zgoda wszystkich członków Rady, archaniołów i Stwórcy, a jak wiesz, nie zawsze można znaleźć ich w jednym miejscu. Wraz z Asem jesteśmy już blisko. Mniej więcej pod koniec dnia powinniśmy pojawić się w Piekle. Oczekuj nas przy bramie pałacu.”
Gdyby nie armia za jego plecami, pewnie teleportowałby się do wyznaczonej strefy, ale skoro czekał kilka dni na ten moment, może wstrzymać się jeszcze odrobinę. Jednak lekkie przyspieszenie przecież nikomu nie zaszkodzi.
Gdy z oddali zamajaczyły wieże zamku, Lucyfer wiedział, że coś się stało... coś niedobrego. Czarne proporce strzelistych blanek łopotały smętnie, jakby wcale nie chciały godzić się na nową sytuację. Odkąd Książę mieszkał w Piekle, tylko raz był świadkiem podobnego wydarzenia. Wtedy jego matka zdradziła Władcę Piekieł, zabierając ze sobą nie tylko rzeszę podobnych jej wiarołomców, ale i sumienie pełne zamordowanych diabłów.
Co się więc stało tym razem?
Wraz z postawionym pytaniem przed oczyma Lucyfera pojawiła się twarz Michaela. Nie zdobiły są szczęśliwe błyski w morskich tęczówkach. Daleko im było do powagi, czy irytacji... Obraz wyjęty był z jakiegoś wydarzenia, które miało miejsce niedawno, ale rudzielcowi umykało, o które może chodzić. Zaczął wiązać je z innymi osobami, aż oczywistością stał się Orion. Ten smutek i łzy zatrzymane na krótko, zastygłe na rzęsach... To wtedy blondyn zdecydował się na powrót do Lu, choć Łowcy nie byli tym faktem zadowoleni i wówczas stało się jasne, że urodzi się ich syn... Czyżby czarne flagi wiązały się właśnie z nimi?
- Nie...
Stojący nieopodal Baal podszedł pospiesznie do zatrzymującego się nagle Księcia. On jeszcze nie widział niczego niepokojącego, aczkolwiek teraz, zważywszy na poruszenie w szeregach, zaczął wyczuwać przygnębiająca aurę bijącą od społeczeństwa zgromadzonego wokół zamku. Szeroki półokrąg diabłów wziął początkowo za ornamenty na cześć przybywającego Gabriela.
- Panie? – jako dowódca armii musiał wziąć odpowiedzialność za doprowadzenie jej do koszar, zwłaszcza, iż do Lucyfera zdawało się już nic nie docierać. Wydawszy odpowiednie instrukcje nakazał im powrót, podczas gdy on sam objął talię Księcia, siłą ciągnąc go do zamku. Koncentrując się na drodze, szybciej zobaczył wychodzącego im naprzeciw byłego kompana broni. – Danielu, może ty wyjaśnisz mi, co się dzieje? Przecież... – w miarę, gdy jasnowłosy zbliżał się, wyraźniejsze stawały się zapuchnięte oczy i zaciskana nieustannie szczęka. Skoro już on pokazywał łzy, musiało stać się coś bardzo złego.
- Gab... – mężczyzna odchrząknął, chyba tylko siłą woli podnosząc wzrok na obydwu diabłów. – Gabriel przybył nieco wcześniej.
Nie było dalszej części, toteż przebudzony niespodziewanie Lucyfer złapał go za przód szaty, przyciągając do siebie. Blondyn szybko odwrócił głowę pod naporem natarczywych i przerażonych oczu. Kiedy dystans wynosił dwa metry, był w stanie rozmawiać, ale teraz przychodziło mu to z trudem.
- Co się stało z Michaelem. Mów! Wiem, że ukrywasz prawdę! – zaczął szarpać Daniela, jakby nie zauważył, że to nie pomaga, a jeszcze bardziej zamyka żołnierza. Dopiero interwencja Baala poskutkowała opanowaniem emocji dwójki demonów; smutku i paniki.
- Gabriel nie zdążył do... Ratowaliśmy go kilka godzin. – choć nie mówił składnie, domyślali się, o kim mowa. – Powiadamiał cię, ale nie mogłeś łamać przepisów... Orion nie posilał się światłem, a Michael oddawał mu swoje porcje... Osłabli i... Orion jest przytomny, a... Michael nie...
- Nie jest przytomny? – rudzielec stale miał nadzieję. Co innego podpowiadało mu serce, ale dlaczego nie powiadomiło go wcześniej?
- Nie żyje.
Wzgórze, na którym stali, zamarło wraz z biegającymi tam zwierzętami i delikatnie wiejącym wiatrem. Przyroda zamilkła, nieprzygotowana na taki cios ze strony losu. Archanioł niedzieli znany był  wszystkim i chociaż nie tak dawno twardo trzymał się jednej ze stron, każdy cenił go i lubił przez wzgląd na szacunek dla przyrody. Kto żyje z nią w zgodzie, ten nie zazna krzywdy.
Tylko jedna osoba wyróżniała się na tle jakby zatrzymanego czasu.
Lucyfer wyglądał bardzo źle. Pobladłe oblicze zaczęło niemal sinieć, a oczy na przemian zamykały się i szeroko otwierały. Kumulująca się krew cisnęła się do głowy, szumiąc jak fale obijające się owybrzeże. Ręce – nie tak dawno mocno ściskające materiał szaty Daniela  – zwisały ciężko, ciągnąc go do przodu. Zaczął się bać, tak nagle i jak grom z jasnego nieba będąc trafianym wiadomościami o tym, że Michael... że jego ukochany już nigdy na niego nie spojrzy, że on, Lucyfer nigdy nie powie... że kocha, że... gdy umiera ktoś z Nieba lub Piekła, całkowicie znika z powierzchni, nie odradzając się.
- Nie wierzę... Musi być sposób! On musi żyć! – krzyczał  w desperacji, nadal niedowierzając. Jedyną możliwością było zobaczenie tego na własne oczy. Dlatego też z chwilą pomyślenia o tym, przeniósł się do pałacu, nie czekając na dwóch towarzyszy. Pojawiając się na jednym z wielu korytarzy nie zwracał uwagi na nikogo konkretnego, kierując się grupkami diabłów patrzących na niego ze współczuciem.
Akemi (15:33)

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, co? nie, nie... tak to nie może być, Lucyfer taki spanikowany, jak Orion zareaguje na te wieści...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń