22 stycznia 2012
Witam moje kochane Elfiątka! Na wstępie pragnę się kajać za to, że rozdziału nie dodałam wczoraj. Szczerze powiedziawszy... nie wiem, czy to zależy od pogody, czy dnia, ale pisało mi się tak, jakby ktoś mnie ciągnął do tyłu ==' Nie jestem zadowolona. Mam nadzieję, że następny rozdział będzie lepszy. Możecie bić i biczować, bo zdaję sobie sprawę z jakości - a raczej jej braku.
Odpowiedzi:
Star1012 - Wiesz, Orion podał się do Michaela XD Obydwoje stawiają dobro innych nad swoje, ale o co konkretnie mi chodzi - dowiesz się za tydzień (wreszcie, z pełną świadomością, że obietnica się spełni xD) Lucek nie ma się czego bać xD Skoro ma tę wodę od jakiegoś czasu (przyzwyczaił się do jej obecności), a nikt mu nie zrobił krzywdy, to może spokojnie spać XD
Yaoistka^^ - O tym rozdziale nie powiesz, że jest boski. Orion chciałby powiedzieć o tej kopule, ale jak wspominałem - ilekroć przypomni mu się ta kwestia, czy ta o skrzydłach Miśka, on nagle o wszystkim zapomina. Bo ja zła kobieta jestem xD Zwłaszcza dziś na końcu... tylko nie bij za bardzo.
Hansel - Kamio i Baal będą na pewno, ale jeszcze nie wiem, kiedy. Hmm... raczej po obecnych wydarzeniach. Ori musi odnaleźć w sobie źródło mocy, a potem... a potem zobaczy noworodka ;3 Skrzydła Miśka są już niemal całe czarne. Tak to jest, jak się dba o syna, a nie o siebie. xD Lucek za tydzień na moment znowu trochę zawini, ale szybko zadośćuczyni. Potem będzie smutno (jeżeli nie zaliczę jakiegoś kolokwium to uczucia przelane na papier będą bardziej realistyczne xD). Co do wody - zawsze to inny smak niż zwykła... chyba... nie próbowałam XDD
Akasha - Ori ma we krwi dbanie o ludność XD Będzie doskonałym zastępcą Lucka xP Narodziny córeczki Kio i Baala będą opisane, no ba! Muszą! Koniecznie, bo to ważne. Mefiego i Rafaela już nie będzie (raczej). Że tak powiem - ich rola w "filmie" się zakończyła xD Przeszli do innego serialu xD
Kohaku - Taka szczera rozmowa była potrzebna Luckowi i Miśkowi ;P Dobrze na nich wpłynęła. Brak internetu przez 3 tygodnie? @.@ Biedna Ty! Kto Ci to zrobił?! Dokładnie - szkoda, że Wish ma tylko 4 tomy, ale wizualnie wyglądają świetnie ;3 Szkoda, że nigdzie nie ma ich w internecie, ani nikt się nie pokusił o krótki, ale jakże fajny serial. To super, że widać różnice w pisaniu ;3
Aniołek - vel Sonietta ;3 Moja kochana ;3 Ja tu się martwię o Ciebie, wiesz?! Akemi odpuszcza Ci grzechy, przychodź w duchu yaoi xD Mam nadzieję, że teraz będziesz mieć czas, moja droga duszyczko xD
Zielona Strefa
Dzisiaj obrazowo... Wiele osób jest ambitnych i dąży do dobrych ocen, ale w przypadku jednego z moich przedmiotów proszę wyłącznie o to: OBRAZ
Serdecznie witam Rosmaneczkę ;3
Zapraszam do czytania komentowania. Przepraszam za słabą jakość odcinka.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień
Daniela zaczął się od wczesnej pobudki i stawienia się przed bramą
wejściową do pałacu. Minimalnie zaspał, więc z większym zapałem
wykonywał poranne czynności. Kiedy był żołnierzem, nie zdarzały mu się
takie sytuacje, jednak Lucyfer nalegał, aby dobrze wypoczął. Pewnie
dodał mu coś do posiłku.
Nie
spodziewał się tłumów – bynajmniej nie na początku. Może znajdzie się
kilku śmiałków, którzy później rozpowszechnią jego zawód, ale na to
trzeba będzie popracować. W końcu rodzice wolą trzymać swoje dzieci przy
sobie, a nie oddawać je w ręce zupełnie obcego osobnika.
Dlatego przechodząc przez wolną przestrzeń między drzwiami musiał zamrugać kilkukrotnie, upewniając się, że to nie żadne omamy.
-
Zostaniesz z nimi dłużej, to zrozumiesz. – wyjaśniła mu mijająca go
kobieta, która z lekkością prowadziła rozwrzeszczanego i szamocącego się
kilkulatka.
W ślad za nią podążyło co najmniej piętnaście innych pań i niewielu ponad dziesięciu mężczyzn.
Całe
szczęście, że Książę określił wiek przyjmowanych dzieci - od pierwszego
do dziewiątego roku ludzkiego, bo inaczej Daniel miałby poważne kłopoty
z utrzymaniem w ryzach koszmarnej gromadki.
Reflektując
się, wyprzedził pochód, wskazując najbliższy drzwiom wejściowym pokój
oświetlony przez niewielką lampę. Za oknami widniał jeszcze półmrok,
dlatego należało skorzystać z ziemskich wynalazków.
Oswojenie
się z nowymi istotami zajęło mu sporo czasu. Cały proceder trwałby
pewnie krócej, gdyby nie to, że dzieci zachowywały się jak istna
szarańcza. Miał szczęście, że wcześniej zetknął się z żołnierzami, bo to
dzięki nim i niekiedy bardzo lekkomyślnym postępowaniom mógł
zorientować się, co należy zrobić, aby uspokoić szalejący kataklizm.
Późnym
popołudniem oddał się odpoczynkowi, znad kubka herbaty przyglądając się
rysującym swoich rodziców malcom. Wśród nich niewiele było dziewczynek.
Nikt nie wie, dlaczego brzemienne małżeństwo zawsze mogło liczyć na
syna, córkę otrzymując tylko na okres dwóch lat, kiedy trafiała do nich z
Ziemi. Czasami zdarzało się tak, że dzieci przybywające do Piekła i
odbywające tam krótki staż przygotowujący je na stanie się aniołkami
wolały pozostać w Ognistym Królestwie, czując się tam wyśmienicie, a
nikomu nie wolno było ingerować w ich decyzje.
Daniel
doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że istotki, które miał teraz pod
swoimi skrzydłami, są niezwykle wrażliwe i potrzebujące opieki, a jednak
niektóre z nich zdołały się już zadomowić. Dla kilkorga pomysł rysunku
być może wydawał się jeszcze drażliwym tematem, gdyż ich śmierć
oddzielała ich od rodzicieli na Ziemi, ale szybko aklimatyzowały się w
nowym otoczeniu, pochłaniając się bez reszty wielokolorowym kredkom.
Jedną
z zagubionych pociech był Teppei, lecz choć zawsze wydawał się być
rozsadzany przez energię, dziś wyjątkowo siedział samotnie, od czasu do
czasu spoglądając w okrążających go łukiem rówieśników.
Blondyn
musiał reagować na wszystko – to leżało w jego obowiązkach, a poza tym
od jakiegoś czasu zajmował się chłopcem, dbając o niego na czas
nieobecności Gabriela i Astrota. Minął już tydzień, a ich ciągle nie
było. To musiało się jakoś odbijać na niedawno adoptowanym dziecku.
Z
chęcią wstał, odkładając puste naczynie, jednocześnie zastanawiając
się, gdzie jest przyjaciel Teppeia. Czyżby to było przyczyną złego stanu
chłopca?
-
Hej! – krzyknął na jedno ze starszych dzieci, które z premedytacją
popchnęło bruneta od tyłu, rozlewając na jego kartce wodę przygotowaną
do czyszczenia pędzelka z farb. – Tak nie wolno.
-
Nic nie szkodzi. I tak jeszcze nic nie narysowałem. – uśmiechnął się
promiennie, choć Daniel wiedział, że do szczerego wyrażenia tego gestu
jeszcze daleka droga. – Wezmę drugą kartkę. – wyciągnął rękę do stojącej
nieopodal kupki papieru, jednak ten sam dziewięciolatek doskoczył do
arkuszy, zabierając je.
- To nie twoje!
Blondyn
zmrużył gniewnie oczy. Przecież tłumaczył zasady tego miejsca. Już miał
zwrócić uwagę krnąbrnemu kilkulatkowi, kiedy powstrzymała go niewielka
rączka. Spojrzał więc w dół, napotykając na ciemne, duże oczy.
- On coś robi, a mnie się odechciało. Zostaw.
Gołym
okiem widać było, że Teppei nie zachowuje się normalnie. Przygaszony,
smutny... Nie pasowało to do niego. Daniel niejednokrotnie widział
dzieci, które bawiły się z nim, a kilkoro z nich przebywało w tym
pokoju, teraz odwracając spojrzenia.
- Teppeiowi nic nie będzie dzisiaj potrzebne. Po co ma marnować kredki i zmyślać twarze rodziców, skoro ich nie ma.
Pewny
siebie, białowłosy maluch stał na czele reszty popierających go
kolegów. Nie trzeba wyjaśniać, że spokojny Daniel z trudem panował nad
przełożeniem go na kolano i nauczeniem grzeczności.
-
Właśnie! – wykrzyczała rudowłosa dziewczynka. – Jest taki beznadziejny,
że nawet Ismael go zostawił. Ciocia mi mówiła, że mama Teppeia uprawia
najstarszy zawód świata. Nie wiem, co to znaczy, ale podobno to bardzo
brzydkie zajęcie. Z kolei tata został zgładzony za wprowadzanie elfów do
Piekła. – skrzywiła się, podpierając pod boki. – Wyrzutek.
-
Do kąta! – złotooki dłużej nie mógł tego słuchać. Nie tylko przeraziło
go to, co dorośli mówią swoim pociechom, ale w jaki sposób przekazują
takie informacje. Zamiast uczyć je tolerancji i miłości, wyrabiają w
nich złe nawyki oraz skłonności do przyszłych agresji. Mimo wszystko nie
ośmielił się dać klapsa któremukolwiek z nich, choć jak najbardziej na
to zasłużyło. Miał nadzieję, że dzięki odgrodzeniu ich od zapracowanych
rodziców, którzy oddali mu pociechy, licząc na kilkugodzinny spokój, w
niewielkim stopniu wpoi im podstawowe zasady dobrego postępowania.
Dwójkę
wszczynającą awanturę posadził do kąta. Podał im kredę i kwadratowe
tablice, na jakich miały zapisać, iż każde dziecko jest równie mocno
kochane.
Kto
wie, czy przyczyną agresji nie był fakt, iż one same czuły się gorzej?
Ojcowie-żołnierze, matki-gospodynie... Raczej nie mieli czasu na
zajmowanie się latoroślami, które z biegiem czasu zaczęły donośniej
pokazywać, że przecież są, istnieją, a nikt nie chce poświęcić im uwagi?
Gdy
odwracał się w stronę skulonego do niedawna Teppeia, zauważył kucającą
przy nim kobietę. Kojarzył ją, niemniej nie mógł pozwolić, aby ktoś obcy
kręcił się w pobliżu dzieci, za jakie odpowiadał. Czyżby to była jego
matka?
Do uszu doleciało mu wyrwane z kontekstu zdanie.
-
I naprawdę nie masz się czym przejmować. Przepraszam cię za moje
zachowanie... Nie wiedziałam, że jesteś w takiej sytuacji... Myślałam...
Myślałam, że jesteś złym dzieckiem, które odwróciło się od swoich
rodziców, a tymczasem... Zabroniłam ci spotykać się z Ismaelem... On
o wszystkim wiedział, prawda?
Powstrzymujący łzy malec skinął głową, gryząc drżące wargi.
Kobieta
westchnęła, przyglądając się twarzy Teppeia. Wyglądało to tak, jakby
zastanawiała się, jak mogła źle go osądzić, skoro wypływało z niego
ciepło i niewinność. Pospiesznie obróciła się do zaciekawionych sytuacją
kilkulatków.
-
Jak możecie robić coś takiego własnemu koledze? Przypomnijcie sobie,
jak wy się tutaj znaleźliście. Większa część z was urodziła się tutaj, a
więc jakim prawem szykanujecie kogoś, kto przeżył tyle cierpienia?
Pomyślcie sobie, czy uśmiechalibyście się tak jak Teppei, gdybyście nie
mieli oparcia w dorosłym. Co by było, gdyby Gabriel i Astrot nie
przygarnąłby was? – nie zająknęła się, ani nie przestała przerzucać
spojrzenia z jednego diablątka na drugie, po czym utkwiła je w Danielu. –
Przyjdę tutaj, kiedy skończy się twoja praca. Zabiorę małego do domu...
Niech bawi się z Ismaelem. Ma na niego dobry wpływ, bo odkąd się znają,
synowi bardzo zależy, aby szybko sprzątnąć pokój i móc biec na
spotkanie z przyjacielem. We dwójkę zrobią to szybciej. – po raz
pierwszy uśmiechnęła się, pokazując to także chłopcu.
- Gdyby był tu Orion, pewnie nie byłbym sam...
Daniel drgnął, słysząc tak bardzo działające na niego imię.
-
On musi się strasznie czuć... – kontynuował Teppei, ciesząc się, że
wreszcie może spotykać się ze swoim Ismaelem. – Każde dziecko lubi się
bawić, a on nie miał nawet szans, aby spróbować. Gdybym był na jego
miejscu, chyba zwariowałbym od natłoku tak różnych pomysłów.
-
Co masz na myśli? – złotooki nie spodziewał się rewelacji, ale pamiętał
też, iż dawny pupil był kiedyś na miejscu kilkulatka. Podświadomie
przypuszczał, że może dowie się czegoś od osoby, która jest teraz w
okresie jednej z przemian Oriona, aczkolwiek brzmiało to dosyć
nieprawdopodobnie.
-
No bo... On jest dorosłym i dzieckiem. Nie miał możliwości, aby to, co
od urodzenia traktował za zabawę, mniejszą odpowiedzialność i beztroskę
mogło się krystalizować na przestrzeni dorastania. Wątpię, by z tego
powodu, iż teraz ma siedemnaście lat nagle postrzegał to tak, jak na
jego równolatka przystało. Nie znam się na tym, ale może ma przebłyski,
co wolno, a co nie, lecz do pokazania dobrej drogi potrzebny jest mu
przewodnik, a on miał ich kilku, którzy uczyli go czegoś różnego. Poza
tym... – zawstydził się, mniej odważnie zerkając na Daniela. – Zawiodłeś
go, zostawiając wtedy, gdy najbardziej cię potrzebował... Gdy nikt nie
rozumiał, co się w nim dzieje. Każdy oczekiwał, jednak nikt nie zwrócił
uwagi, jak on to przeżywa. Czemu wszyscy odrzucili z góry założenie, że
on wyrósł z kolorowanek? Jest takim przypadkiem osoby, która straciła
pamięć, wiesz? – chciał, aby mężczyzna zrozumiał, ale okazało się, że
bez wyjaśnień się nie obędzie. – Dokładamy mu wspomnień, zamiast pokazać
te wcześniejsze.
Złote
tęczówki demona zajaśniały, jakby ich właściciel nagle doznał
objawienia. Tyle główkował nad wybrykami Oriona, tyle nocy nie przespał,
a odpowiedź podało mu kilkuletnie dziecko. Miał rację, opierając się na
jego tezach...
Trzy
przemiany, a przecież już podczas pierwszej Orion był całkowicie
przerażony otoczeniem. Postawiono go przed faktem dokonanym – masz dwóch
ojców, z czego jeden to archanioł. I tyle. Nie ma uzasadnienia,
wytłumaczenia kim są aniołowie, dlaczego ma różki... i kim jest. Aż
pokręcił głową, przystawiając do ust zwiniętą w rulon pięść, hamując łzy
gniewu na siebie. Tyle razy powtarzał sobie, że nie potępi nikogo,
wcześniej nie wysłuchując jego wersji, a złamał przyrzeczenie w stosunku
do niewinnego dziecka. Fakt, że Orion był ponadprzeciętne zdolny i w
pewnym stopniu zdawał sobie sprawę, że robienie tak nieprzyzwoitych
rzeczy jest niedozwolone, ale u kogoś musiał to podpatrzeć.
Spłoszony i lekko zamglony wzrok utkwił w Teppeiu, jeszcze chwilę przetwarzając wszystko.
-
Co ja bym bez ciebie zrobił? – zmierzwił mu włosy, po raz pierwszy od
kilku dni nie martwiąc się o nic. Napięte do granic nerwy nie pozwalały
mu spać, a teraz czuł opadający z barek ciężar trosk. Chciał już, zaraz
biec do Oriona i porozmawiać z nim, ale wiedział, że zostawienie
gromadki malców nie byłoby zbyt rozsądnym pomysłem, przez co już
pierwszego dnia pracy wyleciałby w niej z hukiem.
- Zajmę się nimi, a ty idź.
Przypatrująca
mu się kobieta nie miała wątpliwości, co Danielowi chodzi po głowie.
Ich relacje, a raczej kłopoty między nimi były na językach każdego w
Piekle. Nawet osoby z kresów przynajmniej w jakimś stopniu orientowały
się w bieżących wydarzeniach, które od jakiegoś czasu nie ulegały
zmianie.
-
Naprawdę. Poradzę sobie. – zapewniła, mrożąc wzrokiem małego diabełka,
który za cel obrał sobie wyrywanie oka jednemu z misiów, równocześnie
gładząc miękkie włoski Teppeia.
Były żołnierz zaśmiał się, skłaniając głowę w podzięce.
-
Bardziej martwię się o nie. – mrugnął przekornie, po chwili wybiegając z
komnaty. Za kilka minut powinni pojawiać się pierwsi rodzice, a więc
matka Ismaela nie powinna znaleźć się w zbyt wielkich tarapatach.
Szybko
jednak zapomniał o tym wydarzeniu, kierując swe myśli do Oriona. Chyba
zbyt długo był dorosłym, zapominając okres dzieciństwa. Do niedawna
przecież bał się o cokolwiek zapytać, żałując wstąpienia do armii, a
teraz jakby obrósł w piórka. Może stało się tak za sprawą opieki nad
Michaelem? Choć nagłe pojawienie się utraconego przed laty brata także
wzbudzało w nim ogromne chęci kierowania jego losami – jak przystało na
starsze rodzeństwo.
-
Ehh... zachowuję się jak despota. Byłem kimś innym na Ziemi... Czyżbym
zapominał o minionym życiu? – przyspieszył kroku, denerwując się na
siebie coraz bardziej. O ile rozumiał bojaźń o Orifiela, bo w końcu
chciał dla niego jak najlepiej, tak jak i dla Michaela, którego
traktował jak dobrego przyjaciela, to w żaden sposób nie umiał połączyć
tego z Orionem. Owszem, dla niego także przychyliłby Niebo, ale w głębi
serca doskonale wiedział, że to nie wszystko, że jest jeszcze jeden
powód.
- Zazdrość.
– zatrzymał się gwałtownie, wstrzymując oddech. Uporczywy głos sumienia
podzielił się z nim wnioskami, trafiając w sedno. – Nie... Na pewno
nie. – ruszył ponownie, choć z mniejszą pewnością. – Lubię go, to
prawda, ale to nie zazdrość. To złość, że nie szanuje własnego ciała.
Tak... – przekonywał siebie, mimo że nie wierzył w to do końca.
- Danielu... pomóż... mi...
Przez strumień telepatyczny przebiegła cicha prośba osłabionej istoty.
- Orion...nieprzytomny...
- Gdzie jesteście?
– choć pytał dwukrotnie, nie uzyskał odpowiedzi. Miał szczęście, że
kiedyś był świadkiem rozmowy, podczas której dowiedział się o planie
Lucyfera i uwiężeniu jego syna w pomieszczeniu znajdującym się nieopodal
biblioteki. Popędził tam, jednocześnie próbując skontaktować się z
Księciem, ale napotkał na zablokowanie sygnału myśli. – Szlag! –
krzyknął, przypominając sobie, że nie ma nikogo, kto mógłby mu pomóc. Na
sztywnych z szaleńczego biegu nogach stanął wreszcie przed wejściem do
właściwej komnaty. Ujrzawszy leżącego na podłodze Oriona i otoczonego
niemal w pełni czarnymi skrzydłami Michaela poczuł podchodzące mu do
gardła serce.
Hej,
OdpowiedzUsuńbiedny Teppei, taki smutny, a to zachowanie innych dzieci, no i jaki mądry, tak pokazał co robią źle, to że Orion wciąż jest dzieckiem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga