środa, 31 października 2012

59. Przestrzeń między magnesami.

22 stycznia 2012

Witam moje kochane Elfiątka! Na wstępie pragnę się kajać za to, że rozdziału nie dodałam wczoraj. Szczerze powiedziawszy... nie wiem, czy to zależy od pogody, czy dnia, ale pisało mi się tak, jakby ktoś mnie ciągnął do tyłu ==' Nie jestem zadowolona. Mam nadzieję, że następny rozdział będzie lepszy. Możecie bić i biczować, bo zdaję sobie sprawę z jakości - a raczej jej braku.

Odpowiedzi:

Star1012 - Wiesz, Orion podał się do Michaela XD Obydwoje stawiają dobro innych nad swoje, ale o co konkretnie mi chodzi - dowiesz się za tydzień (wreszcie, z pełną świadomością, że obietnica się spełni xD) Lucek nie ma się czego bać xD Skoro ma tę wodę od jakiegoś czasu (przyzwyczaił się do jej obecności), a nikt mu nie zrobił krzywdy, to może spokojnie spać XD

 

Yaoistka^^ - O tym rozdziale nie powiesz, że jest boski. Orion chciałby powiedzieć o tej kopule, ale jak wspominałem - ilekroć przypomni mu się ta kwestia, czy ta o skrzydłach Miśka, on nagle o wszystkim zapomina. Bo ja zła kobieta jestem xD Zwłaszcza dziś na końcu... tylko nie bij za bardzo.

 

Hansel - Kamio i Baal będą na pewno, ale jeszcze nie wiem, kiedy. Hmm... raczej po obecnych wydarzeniach. Ori musi odnaleźć w sobie źródło mocy, a potem... a potem zobaczy noworodka ;3 Skrzydła Miśka są już niemal całe czarne. Tak to jest, jak się dba o syna, a nie o siebie. xD Lucek za tydzień na moment znowu trochę zawini, ale szybko zadośćuczyni. Potem będzie smutno (jeżeli nie zaliczę jakiegoś kolokwium to uczucia przelane na papier będą bardziej realistyczne xD). Co do wody - zawsze to inny smak niż zwykła... chyba... nie próbowałam XDD

 

Akasha - Ori ma we krwi dbanie o ludność XD Będzie doskonałym zastępcą Lucka xP Narodziny córeczki Kio i Baala będą opisane, no ba! Muszą! Koniecznie, bo to ważne. Mefiego i Rafaela już nie będzie (raczej). Że tak powiem - ich rola w "filmie" się zakończyła xD Przeszli do innego serialu xD

 

Kohaku - Taka szczera rozmowa była potrzebna Luckowi i Miśkowi ;P Dobrze na nich wpłynęła. Brak internetu przez 3 tygodnie? @.@ Biedna Ty! Kto Ci to zrobił?! Dokładnie - szkoda, że Wish ma tylko 4 tomy, ale wizualnie wyglądają świetnie ;3 Szkoda, że nigdzie nie ma ich w internecie, ani nikt się nie pokusił o krótki, ale jakże fajny serial. To super, że widać różnice w pisaniu ;3

 

Aniołek - vel Sonietta ;3 Moja kochana ;3 Ja tu się martwię o Ciebie, wiesz?! Akemi odpuszcza Ci grzechy, przychodź w duchu yaoi xD Mam nadzieję, że teraz będziesz mieć czas, moja droga duszyczko xD 


Zielona Strefa

Dzisiaj obrazowo... Wiele osób jest ambitnych i dąży do dobrych ocen, ale w przypadku jednego z moich przedmiotów proszę wyłącznie o to: OBRAZ

Serdecznie witam Rosmaneczkę ;3

Zapraszam do czytania komentowania. Przepraszam za słabą jakość odcinka.

--------------------------------------------------------------------------------------------------




Dzień Daniela zaczął się od wczesnej pobudki i stawienia się przed bramą wejściową do pałacu. Minimalnie zaspał, więc z większym zapałem wykonywał poranne czynności. Kiedy był żołnierzem, nie zdarzały mu się takie sytuacje, jednak Lucyfer nalegał, aby dobrze wypoczął. Pewnie dodał mu coś do posiłku.
Nie spodziewał się tłumów – bynajmniej nie na początku. Może znajdzie się kilku śmiałków, którzy później rozpowszechnią jego zawód, ale na to trzeba będzie popracować. W końcu rodzice wolą trzymać swoje dzieci przy sobie, a nie oddawać je w ręce zupełnie obcego osobnika. 
Dlatego przechodząc przez wolną przestrzeń między drzwiami musiał zamrugać kilkukrotnie, upewniając się, że to nie żadne omamy.
- Zostaniesz z nimi dłużej, to zrozumiesz. – wyjaśniła mu mijająca go kobieta, która z lekkością prowadziła rozwrzeszczanego i szamocącego się kilkulatka.
W ślad za nią podążyło co najmniej piętnaście innych pań i niewielu ponad dziesięciu mężczyzn.
Całe szczęście, że Książę określił wiek przyjmowanych dzieci - od pierwszego do dziewiątego roku ludzkiego, bo inaczej Daniel miałby poważne kłopoty z utrzymaniem w ryzach koszmarnej gromadki.
Reflektując się, wyprzedził pochód, wskazując najbliższy drzwiom wejściowym pokój oświetlony przez niewielką lampę. Za oknami widniał jeszcze półmrok, dlatego należało skorzystać z ziemskich wynalazków.
Oswojenie się z nowymi istotami zajęło mu sporo czasu. Cały proceder trwałby pewnie krócej, gdyby nie to, że dzieci zachowywały się jak istna szarańcza. Miał szczęście, że wcześniej zetknął się z żołnierzami, bo to dzięki nim i niekiedy bardzo lekkomyślnym postępowaniom mógł zorientować się, co należy zrobić, aby uspokoić szalejący kataklizm.
Późnym popołudniem oddał się odpoczynkowi, znad kubka herbaty przyglądając się rysującym swoich rodziców malcom. Wśród nich niewiele było dziewczynek. Nikt nie wie, dlaczego brzemienne małżeństwo zawsze mogło liczyć na syna, córkę otrzymując tylko na okres dwóch lat, kiedy trafiała do nich z Ziemi. Czasami zdarzało się tak, że dzieci przybywające do Piekła i odbywające tam krótki staż przygotowujący je na stanie się aniołkami wolały pozostać w Ognistym Królestwie, czując się tam wyśmienicie, a nikomu nie wolno było ingerować w ich decyzje.
 Daniel doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że istotki, które miał teraz pod swoimi skrzydłami, są niezwykle wrażliwe i potrzebujące opieki, a jednak niektóre z nich zdołały się już zadomowić. Dla kilkorga pomysł rysunku być może wydawał się jeszcze drażliwym tematem, gdyż ich śmierć oddzielała ich od rodzicieli na Ziemi, ale szybko aklimatyzowały się w nowym otoczeniu, pochłaniając się bez reszty wielokolorowym kredkom. 
Jedną z zagubionych pociech był Teppei, lecz choć zawsze wydawał się być rozsadzany przez energię, dziś wyjątkowo siedział samotnie, od czasu do czasu spoglądając w okrążających go łukiem rówieśników.
Blondyn musiał reagować na wszystko – to leżało w jego obowiązkach, a poza tym od jakiegoś czasu zajmował się chłopcem, dbając o niego na czas nieobecności Gabriela i Astrota. Minął już tydzień, a ich ciągle nie było. To musiało się jakoś odbijać na niedawno adoptowanym dziecku.
Z chęcią wstał, odkładając puste naczynie, jednocześnie zastanawiając się, gdzie jest przyjaciel Teppeia. Czyżby to było przyczyną złego stanu chłopca?
- Hej! – krzyknął na jedno ze starszych dzieci, które z premedytacją popchnęło bruneta od tyłu, rozlewając na jego kartce wodę przygotowaną do czyszczenia pędzelka z farb. – Tak nie wolno.
- Nic nie szkodzi. I tak jeszcze nic nie narysowałem. – uśmiechnął się promiennie, choć Daniel wiedział, że do szczerego wyrażenia tego gestu jeszcze daleka droga. – Wezmę drugą kartkę. – wyciągnął rękę do stojącej nieopodal kupki papieru, jednak ten sam dziewięciolatek doskoczył do arkuszy, zabierając je.
- To nie twoje!
Blondyn zmrużył gniewnie oczy. Przecież tłumaczył zasady tego miejsca. Już miał zwrócić uwagę krnąbrnemu kilkulatkowi, kiedy powstrzymała go niewielka rączka. Spojrzał więc w dół, napotykając na ciemne, duże oczy.
- On coś robi, a mnie się odechciało. Zostaw.
Gołym okiem widać było, że Teppei nie zachowuje się normalnie. Przygaszony, smutny... Nie pasowało to do niego. Daniel niejednokrotnie widział dzieci, które bawiły się z nim, a kilkoro z nich przebywało w tym pokoju, teraz odwracając spojrzenia.
- Teppeiowi nic nie będzie dzisiaj potrzebne. Po co ma marnować kredki i zmyślać twarze rodziców, skoro ich nie ma.
Pewny siebie, białowłosy maluch stał na czele reszty popierających go kolegów. Nie trzeba wyjaśniać, że spokojny Daniel z trudem panował nad przełożeniem go na kolano i nauczeniem grzeczności.
- Właśnie! – wykrzyczała rudowłosa dziewczynka. – Jest taki beznadziejny, że nawet Ismael go zostawił. Ciocia mi mówiła, że mama Teppeia uprawia najstarszy zawód świata. Nie wiem, co to znaczy, ale podobno to bardzo brzydkie zajęcie. Z kolei tata został zgładzony za wprowadzanie elfów do Piekła. – skrzywiła się, podpierając pod boki. – Wyrzutek.
- Do kąta! – złotooki dłużej nie mógł tego słuchać. Nie tylko przeraziło go to, co dorośli mówią swoim pociechom, ale w jaki sposób przekazują takie informacje. Zamiast uczyć je tolerancji i miłości, wyrabiają w nich złe nawyki oraz skłonności do przyszłych agresji. Mimo wszystko nie ośmielił się dać klapsa któremukolwiek z nich, choć jak najbardziej na to zasłużyło. Miał nadzieję, że dzięki odgrodzeniu ich od zapracowanych rodziców, którzy oddali mu pociechy, licząc na kilkugodzinny spokój, w niewielkim stopniu wpoi im podstawowe zasady dobrego postępowania.
Dwójkę wszczynającą awanturę posadził do kąta. Podał im kredę i kwadratowe tablice, na jakich miały zapisać, iż każde dziecko jest równie mocno kochane.
Kto wie, czy przyczyną agresji nie był fakt, iż one same czuły się gorzej? Ojcowie-żołnierze, matki-gospodynie... Raczej nie mieli czasu na zajmowanie się latoroślami, które z biegiem czasu zaczęły donośniej pokazywać, że przecież są, istnieją, a nikt nie chce poświęcić im uwagi?
Gdy odwracał się w stronę skulonego do niedawna Teppeia, zauważył kucającą przy nim kobietę. Kojarzył ją, niemniej nie mógł pozwolić, aby ktoś obcy kręcił się w pobliżu dzieci, za jakie odpowiadał. Czyżby to była jego matka?
Do uszu doleciało mu wyrwane z kontekstu zdanie.
- I naprawdę nie masz się czym przejmować. Przepraszam cię za moje zachowanie... Nie wiedziałam, że jesteś w takiej sytuacji... Myślałam... Myślałam, że jesteś złym dzieckiem, które odwróciło się od swoich rodziców, a tymczasem... Zabroniłam ci spotykać się z Ismaelem... On o wszystkim wiedział, prawda?
Powstrzymujący łzy malec skinął głową, gryząc drżące wargi.
Kobieta westchnęła, przyglądając się twarzy Teppeia. Wyglądało to tak, jakby zastanawiała się, jak mogła źle go osądzić, skoro wypływało z niego ciepło i niewinność. Pospiesznie obróciła się do zaciekawionych sytuacją kilkulatków.
- Jak możecie robić coś takiego własnemu koledze? Przypomnijcie sobie, jak wy się tutaj znaleźliście. Większa część z was urodziła się tutaj, a więc jakim prawem szykanujecie kogoś, kto przeżył tyle cierpienia? Pomyślcie sobie, czy uśmiechalibyście się tak jak Teppei, gdybyście nie mieli oparcia w dorosłym. Co by było, gdyby Gabriel i Astrot nie przygarnąłby was? – nie zająknęła się, ani nie przestała przerzucać spojrzenia z jednego diablątka na drugie, po czym utkwiła je w Danielu. – Przyjdę tutaj, kiedy skończy się twoja praca. Zabiorę małego do domu... Niech bawi się z Ismaelem. Ma na niego dobry wpływ, bo odkąd się znają, synowi bardzo zależy, aby szybko sprzątnąć pokój i móc biec na spotkanie z przyjacielem. We dwójkę zrobią to szybciej. – po raz pierwszy uśmiechnęła się, pokazując to także chłopcu.
- Gdyby był tu Orion, pewnie nie byłbym sam...
Daniel drgnął, słysząc tak bardzo działające na niego imię.
- On musi się strasznie czuć... – kontynuował Teppei, ciesząc się, że wreszcie może spotykać się ze swoim Ismaelem. – Każde dziecko lubi się bawić, a on nie miał nawet szans, aby spróbować. Gdybym był na jego miejscu, chyba zwariowałbym od natłoku tak różnych pomysłów.
- Co masz na myśli? – złotooki nie spodziewał się rewelacji, ale pamiętał też, iż dawny pupil był kiedyś na miejscu kilkulatka. Podświadomie przypuszczał, że może dowie się czegoś od osoby, która jest teraz w okresie jednej z przemian Oriona, aczkolwiek brzmiało to dosyć nieprawdopodobnie.
- No bo... On jest dorosłym i dzieckiem. Nie miał możliwości, aby to, co od urodzenia traktował za zabawę, mniejszą odpowiedzialność i beztroskę mogło się krystalizować na przestrzeni dorastania. Wątpię, by z tego powodu, iż teraz ma siedemnaście lat nagle postrzegał to tak, jak na jego równolatka przystało. Nie znam się na tym, ale może ma przebłyski, co wolno, a co nie, lecz do pokazania dobrej drogi potrzebny jest mu przewodnik, a on miał ich kilku, którzy uczyli go czegoś różnego. Poza tym... – zawstydził się, mniej odważnie zerkając na Daniela. – Zawiodłeś go, zostawiając wtedy, gdy najbardziej cię potrzebował... Gdy nikt nie rozumiał, co się w nim dzieje. Każdy oczekiwał, jednak nikt nie zwrócił uwagi, jak on to przeżywa. Czemu wszyscy odrzucili z góry założenie, że on wyrósł z kolorowanek? Jest takim przypadkiem osoby, która straciła pamięć, wiesz? – chciał, aby mężczyzna zrozumiał, ale okazało się, że bez wyjaśnień się nie obędzie. – Dokładamy mu wspomnień, zamiast pokazać te wcześniejsze.
Złote tęczówki demona zajaśniały, jakby ich właściciel nagle doznał objawienia. Tyle główkował nad wybrykami Oriona, tyle nocy nie przespał, a odpowiedź podało mu kilkuletnie dziecko. Miał rację, opierając się na jego tezach...
Trzy przemiany, a przecież już podczas pierwszej Orion był całkowicie przerażony otoczeniem. Postawiono go przed faktem dokonanym – masz dwóch ojców, z czego jeden to archanioł. I tyle. Nie ma uzasadnienia, wytłumaczenia kim są aniołowie, dlaczego ma różki... i kim jest. Aż pokręcił głową, przystawiając do ust zwiniętą w rulon pięść, hamując łzy gniewu na siebie. Tyle razy powtarzał sobie, że nie potępi nikogo, wcześniej nie wysłuchując jego wersji, a złamał przyrzeczenie w stosunku do niewinnego dziecka. Fakt, że Orion był ponadprzeciętne zdolny i w pewnym stopniu zdawał sobie sprawę, że robienie tak nieprzyzwoitych rzeczy jest niedozwolone, ale u kogoś musiał to podpatrzeć.
Spłoszony i lekko zamglony wzrok utkwił w Teppeiu, jeszcze chwilę przetwarzając wszystko.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? – zmierzwił mu włosy, po raz pierwszy od kilku dni nie martwiąc się o nic. Napięte do granic nerwy nie pozwalały mu spać, a teraz czuł opadający z barek ciężar trosk. Chciał już, zaraz biec do Oriona i porozmawiać z nim, ale wiedział, że zostawienie gromadki malców nie byłoby zbyt rozsądnym pomysłem, przez co już pierwszego dnia pracy wyleciałby w niej z hukiem.
- Zajmę się nimi, a ty idź.
 Przypatrująca mu się kobieta nie miała wątpliwości, co Danielowi chodzi po głowie. Ich relacje, a raczej kłopoty między nimi były na językach każdego w Piekle. Nawet osoby z kresów przynajmniej w jakimś stopniu orientowały się w bieżących wydarzeniach, które od jakiegoś czasu nie ulegały zmianie.
- Naprawdę. Poradzę sobie. – zapewniła, mrożąc wzrokiem małego diabełka, który za cel obrał sobie wyrywanie oka jednemu z misiów, równocześnie gładząc miękkie włoski Teppeia.
Były żołnierz zaśmiał się, skłaniając głowę w podzięce.
- Bardziej martwię się o nie. – mrugnął przekornie, po chwili wybiegając z komnaty. Za kilka minut powinni pojawiać się pierwsi rodzice, a więc matka Ismaela nie powinna znaleźć się w zbyt wielkich tarapatach.
Szybko jednak zapomniał o tym wydarzeniu, kierując swe myśli do Oriona. Chyba zbyt długo był dorosłym, zapominając okres dzieciństwa. Do niedawna przecież bał się o cokolwiek zapytać, żałując wstąpienia do armii, a teraz jakby obrósł w piórka. Może stało się tak za sprawą opieki nad Michaelem? Choć nagłe pojawienie się utraconego przed laty brata także wzbudzało w nim ogromne chęci kierowania jego losami – jak przystało na starsze rodzeństwo.
- Ehh... zachowuję się jak despota. Byłem kimś innym na Ziemi... Czyżbym zapominał o minionym życiu? – przyspieszył kroku, denerwując się na siebie coraz bardziej. O ile rozumiał bojaźń o Orifiela, bo w końcu chciał dla niego jak najlepiej, tak jak i dla Michaela, którego traktował jak dobrego przyjaciela, to w żaden sposób nie umiał połączyć tego z Orionem. Owszem, dla niego także przychyliłby Niebo, ale w głębi serca doskonale wiedział, że to nie wszystko, że jest jeszcze jeden powód.
- Zazdrość. – zatrzymał się gwałtownie, wstrzymując oddech. Uporczywy głos sumienia podzielił się z nim wnioskami, trafiając w sedno. – Nie... Na pewno nie. – ruszył ponownie, choć z mniejszą pewnością. – Lubię go, to prawda, ale to nie zazdrość. To złość, że nie szanuje własnego ciała. Tak... – przekonywał siebie, mimo że nie wierzył w to do końca.
- Danielu... pomóż... mi...
Przez strumień telepatyczny przebiegła cicha prośba osłabionej istoty.
- Orion...nieprzytomny...
- Gdzie jesteście? – choć pytał dwukrotnie, nie uzyskał odpowiedzi. Miał szczęście, że kiedyś był świadkiem rozmowy, podczas której dowiedział się o planie Lucyfera i uwiężeniu jego syna w pomieszczeniu znajdującym się nieopodal biblioteki. Popędził tam, jednocześnie próbując skontaktować się z Księciem, ale napotkał na zablokowanie sygnału myśli. – Szlag! – krzyknął, przypominając sobie, że nie ma nikogo, kto mógłby mu pomóc. Na sztywnych z szaleńczego biegu nogach stanął wreszcie przed wejściem do właściwej komnaty. Ujrzawszy leżącego na podłodze Oriona i otoczonego niemal w pełni czarnymi skrzydłami Michaela poczuł podchodzące mu do gardła serce.
Akemi (14:34)

1 komentarz:

  1. Hej,
    biedny Teppei, taki smutny, a to zachowanie innych dzieci, no i jaki mądry, tak pokazał co robią źle, to że Orion wciąż jest dzieckiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń