14 stycznia 2012
Witajcie, kochane Elfiątka! Znów nawaliłam z godziną (o ile nie dniem... Zobaczymy, czy uda mi się dodać rozdział przed dwunastą ;P) Usprawiedliwienie - nauka i zbliżająca się zmora - sesja.
Właśnie... Nie wiem, jak to będzie na czas sesji. Zaczyna mi się 2 lutego i być może raz nie pojawi się notka. Ubolewam, bo opowiadanie ma się ku końcowi i chciałabym jak najszybciej przedstawić je do końca, jednak w pierwszej kolejności zabieram się za naukę... niestety. Powściekali się w tym semestrze i nic nie poradzę.
Odpowiedzi:
Churi - Hehe, ostatni raz tutaj xD Od przyszłego komentarza będę do Ciebie pisać na Twoim blogu xD Ori... hm, sprawa z Orim? To znaczy - czy będzie z Danielem? Ogólnie o nim (tak konkretniej) będzie za... trzy tygodnie? Albo dwa. Zobaczy się. Tak, Dominique xD Opowiadanie z nim będzie za jakieś... 4 inne opowiadania XD O, ile pytań xD Następne opowiadanie to niespodzianka. Zdradzę tylko, że, choć opisuję prawdziwych chłopaków, to ich nie znam wcale xD Po prostu pozwolili mi użyczyć swoich pseudonimów. xD Jacy będą bohaterowie... jeden będzie ugodowy i miły, drugi nabuzowany, trzeci - jak to nastolatek, czwarty bardziej rozważny. I - nie, przyszłe opowiadanie nie będzie wiązać się z tym obecnym. To teraz proszę o rewanż xD Co będzie u Ciebie? xD
Hansel - Misiek za szybko wybacza... Za mało dawano mu miłości... chyba XD Poza tym on i tak nie robił TEGO z Luckiem w ostatnim rozdziale XD Wykorzystał go w rozmowie, a potem kazał iść spać xD Dokładnie - z braćmi źle, ae bez nich jeszcze gorzej xD
Star1012 - Dominique to bardzo fajny chłopak. Skrzywdzony przez los (nie bij, nie bij) i wampira, ale, choć będzie mu się wydawało, że trafił z deszczu pod rynnę, okaże się inaczej ;> Lucek dał Orionowi czas na rozmyślania, popatrzenie na świat z perspektywy obowiązków i zauważania innych, a nie tylko siebie... Wcześniej Ori myślał, że wzbudzanie zazdrości w sposób taki, jaki znasz, to dobry pomysł, a teraz zastanawia się, czy w ogóle zazdrość to dobra droga. ;P Mam w planie jeszcze kilka pomysłów xD
Akasha - Hahah, Lucek się cieszy, aczkolwiek ogień to jego przyjaciel xD Gdybyś stała z wiadrami wody... on panicznie boi się Śmigusu Dyngusu xD Gabi wróci z dobrymi wieściami, to mogę zdradzić, ale czy na czas? ;>
Zielona Strefa
Ten tydzień to istny poligon xD Jeszcze tak pokręconego, ciężkiego i wymagającego pracy tygodnia nie miałam O.O Ale patrząc na stertę notatek na biurku śmiem twierdzić, że jeszcze czeka mnie wiele złego xD
Yaoistka, Fusia i Kohaku (oraz zagubiona gdzieś Sonietta) mają ode mnie po łapkach! XD
Dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania! ;3
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Ranek
zastał Lucyfera pogrążonego we śnie. Choć powoli przez jego świadomość
przebijały się szumy dochodzące z podzamcza, a jaśniejący już widnokrąg
drażnił niechętne do uniesienia powieki, wolał obrócić się w drugą
stronę i nakryć uszy poduszką.
Dzięki
temu znów odczuł ogarniające go ciepło i odpływ myśli w niebyt snu,
który, mimo że pewnie będzie krótki, pozwolił mu wywnioskować, iż
bardziej łagodnie wprowadzi go w nowy dzień, nie dając odczuć zmęczenia.
Po
szczerej rozmowie z Michaelem, która wbrew woli rudzielca przedłużyła
się, odkładając odnowienie więzi cielesnych, rozwiała wiele wątpliwości
nurtujących obydwóch mężczyzn. Dochodzili do różnych wniosków, lecz
najbardziej zastanawiało ich dziwne postępowanie Oriona. Od chwili
uwięzienia chłopca w komnacie minęło kilkanaście godzin, a on nie
wyglądał na zachwyconego jakimkolwiek posiłkiem. Ponadto kucharze,
zapytani wcześniej o tę kwestię, wyrażali mocne zdziwienie, iż jak dotąd
nie zwrócili na to uwagi, ale w istocie brunet nie odżywiał się jak
należało.
Archanioł
przynosił mu zatem najlepsze specjały piekielne, a także mleko i miód, a
jednak – wprawdzie nalegał – zmuszony był odnosić nietknięte potrawy.
Wraz z Lu uznali to za formę buntu, który nie potrwa więcej niż tydzień,
góra półtora, a zakończy się okazaniem skruchy.
Wyciągnięte
ramię Księcia chciało pogładzić spoczywającą nieopodal głowę Michaela, a
zamiast miękkich, długich włosów natrafiło na chłodny materiał koca.
-
Hm? – wymruczał sennie, odstawiając poduszkę i otwierając jedno oko. –
Gdzie cię znowu wywiało? – rozczarowanie przebijało się przez pytanie
poprzedzone szerokim ziewnięciem. – A miałem nadzieję na poranną
rundkę... – podniósł się na rękach, otrzepując z lenistwa. Akurat w
obecnej sytuacji było mu ono najbardziej zbyteczne, a i tak, pomimo
wczesnej pory, powinien stawić się na placu treningowym, celem zbiórki i
inspekcji oddziałów. I w nosie miał ich nocne harce i hulanki z
alkoholem w tle. Poza tym musiał dowiedzieć się czegoś o niespodziewanym
gościu. – Jak on miał... Dominique... Chyba tak. – w pełni świadomy
rozmowy z sobą samym, machnął na to ręką, przenosząc wzrok w lewo.
Na
szafce przy łóżku leżała biała, podpisana pięknym pismem koperta
zaadresowana do rudzielca. Mężczyzna, zaintrygowany możliwą treścią,
usiadł, przykrywając nogi kocem, po czym sięgnął po stojącą tam szklankę
z wodą i list, uprzednio wyjmując go z niezaklejonej koperty. Rozwinął
złożoną kartkę, na wstępie rozszyfrowując adresata.
- Drogi
Lu. Nie chciałem cię budzić – miałeś iście anielską minę. Postanowiłem
więc, napisać do Ciebie. Znam Cię już na tyle dobrze, że wiedziałem,
gdzie zostawić list. Twoje przyzwyczajenia kiedyś obrócą się przeciwko
Tobie, zobaczysz! Wyręczyłem kogokolwiek, kto przynosi Ci tę wodę, nie
zapominając o dwóch kroplach cytryny i dziesięciu pomarańczy... Mam
nadzieję, że ode mnie smakuje Ci równie dobrze. – Lucyfer spojrzał na trzymaną w ręku szklankę, posyłając jej ciepły uśmiech. – Misiek... – uniósł lewy kącik ust. – Co
rano pierwszą Twoją czynnością jest zaspokojenie pragnienia, dlatego
list leżał tuż obok, abyś go zauważył. Poszedłem do Oriona. Mieliśmy
odnaleźć wszelkie pomoce dla Kamio. Wiesz, jego ciąża jest dla nas
wielką niewiadomą. Postaram się wrócić jak najszybciej. Odpuść swoim
żołnierzom, proszę. Nie męcz ich tyle, bo nie będą zdolni walczyć. Do
zobaczenia i... kocham Cię. – zakończył czytać, odkładając kartkę papieru.
Jeszcze
chwilę poświęcił na rozmyślania, w czasie których nieustannie okazywał
szczęście promieniujące z twarzy. Nigdy nie marzył nawet o tym, że los
podeśle mu tak wspaniałego anioła.
***
- Ori, kochanie, ty szukaj, a ja będę zapisywał informacje, dobrze?
Chłopak
skinął głową, pochylając się nad książką. Ze wstydem musiał przyznać,
że usłyszał wyłącznie ostatnie kilkanaście zdań wypowiedzi Michaela,
odpływając myślami. Blondyn drugi raz odwiedził go w zamkniętym
pomieszczeniu, a od ostatniego, czerń zwiększyła teren na końcówkach
piór. Pomimo tego, że nie zgadzał się z ojcem, co do własnej osoby i
przyczyny więżenia, o tyle, póki rudzielec był dobry dla archanioła,
uważał to za całkowicie dobry znak, który go cieszył, bowiem z
kilkuminutowych wyjaśnień (których niestety słuchał pobieżnie) wynikało,
iż gorszy stan skrzydeł morskookiego nie miał nic wspólnego ze złymi
stosunkami z Lucyferem. Co się więc działo?
Ilekroć
chciał o to zapytać, nagle słowa więzły mu w gardle lub zwyczajnie
zapominał, co chciał powiedzieć. Irytowało go to, a jakże, jednak nie
widział wyjścia z sytuacji. Może jeszcze nie nadszedł odpowiedni czas?
Skupił się na książce, zauważając w niej odpowiedni akapit.
-
Tu jest napisane, że rasa połączonych aniołów, kotołaków i elfów rodzi
podobnie do siebie, a więc nie ma między nimi znaczącej różnicy. Inaczej
ma się sprawa z posiadaczami smoków, ale o tym akurat nie ma zbyt
wiele. – przygryzł kciuk, wertując ciąg wyrazów. Spisana przez kogoś
lektura nie była zbyt nowa, a więc znalazły się na niej ślady częstego
użytkowania i nieco wyblakłego atramentu. – Ogólnie rzecz ujmując...
Dobra, pisz, tatuś. – usiadł na podłodze, opierając się plecami o łóżko.
– Poród istot magicznych często zależy od dobranej pary. Jeżeli
posiadają jeden lub kilka wspólnych czynników... jak nasze gołąbki –
wtrącił, zerkając na Michaela. Oczywiście mężczyzna wyjaśnił mu ze
szczegółami w jakim położeniu znajdują się Kamio i Baal, dzięki czemu
szukanie przebiegało w szybszym tempie, a zainteresowani dowiedzą się co
ich czeka, jeszcze przed wydarzeniami. – to... Kurcze zgubiłem się...
A, mam! To przyjście dziecka na świat musi odbywać się w obecności
obojga, gdyż połączy ich jedna z tych cech. Bez tego ciąża może trwać
nawet kilka lat. Tylko nie to! – otrząsnął się. – Nie wytrzymalibyśmy
zrzędliwego Kio!
- Ori! Licz się ze słowami. – mimo że Michael go pouczał, sam myślał podobnie.
-
Przepraszam... ale i tak mam rację.Dobrze... Dieta. W przypadku ciąży
mężczyzny... i tu przypis, że wtedy mamy do czynienia z przypadkiem
rzadszym i łączonym właśnie ze smokami, zaleca się podawanie
zwyczajowych posiłków, ponieważ męska jednostka nie ma hormonów
odpowiadających za napady eksperymentowania z jedzeniem. To znaczy, że
Kio nie będzie wołał o dżem i ogórki... Dobrze wiedzieć. – tym razem to
on zapisał coś w nieodłącznym notatniku. – Co dalej... Nosiciel dziecka
powinien odpoczywać. Nie mając narządów kobiecych występuje duże
prawdopodobieństwo utraty ciąży. – przerwał, obrzucając Michaela
znaczącym spojrzeniem. Wiedział, że to nie blondyn decydował o
warunkach, w jakich przebywał podczas donoszenia z nim, ale denerwowało
go to, że morskooki nigdy nie stanął we własnej obronie. – Okres do
urodzenia powinien wynosić nie więcej niż dwa tygodnie, gdyż
dostarczanie dziecku silnie skupionych, wielu mieszanek mocy mogłoby je
uszkodzić.
Na
chwilę zapanowała cisza, przerywana skrobaniem pióra o papier.
Archanioł dokańczał ostatnie zdanie, stawiając po nim spory wykrzyknik.
Rozprostował zgarbione od jakiegoś czasu plecy, prawą ręką masując kark.
-
W takim razie został nam niecały tydzień... Nie możemy się pomylić...
Ile to będzie? – zastanowił się, cofając we wspomnieniach. – Dwanaście
dni, a więc zostały dwa. Dobrze, że znaleźliśmy te informacje. –
podszedł do syna, siadając obok. Z czułością patrzył na niego, mimo
wszystko nie będąc pewnym, czy może sobie pozwolić na inne gesty. W
końcu Orion nie był już dzieckiem, choć jego wiek jak najbardziej na to
wskazywał. Co innego, gdy pod jego opieką znajdywały się dopiero co
narodzone aniołki, które wręcz należało tulić i okazywać miłość, ale czy
siedemnastoletni pół demon nie odepchnie go, rumieniąc się z
zażenowania? Sam nawet poczuł się nieco dziwnie. Nigdy nie myślał o tym,
że będzie miał potomka. Choć rozum nakazywał mu rozsądek i zachowywanie
się odpowiednio, co do relacji ojciec-syn, to on sam nie miał nawet
żadnych podstaw, aby wiedzieć, jak takowe mają wyglądać. Przecież tego
go nie uczono, nie zakładając próby związania się z diabłem. Wciąż
odnosił rozpraszające wrażenie pokrętności losu. Wzrok pokazywał, że
siedzący przy nim chłopiec nie różni się od niego wyglądem, a jednak
między nimi była kolosalna przepaść...
-
Czasami bardzo chcę cię przytulić, wiesz? – rozpoczął niespodziewanie,
zdobywając się na odwagę, czym zwrócił na siebie złote tęczówki. –
Ale... odzywa się we mnie głos, który mówi, że wyglądałoby to tak,
jakbym dobierał się do nieletniego. – zaśmiał się, nie patrząc na
chłopca. Układanie w głowie zdań a wygłaszanie ich na głos to coś
zupełnie innego. –Przepraszam. Nie mam prawa wyżalać się w tej sprawie. –
schował twarz wramionach, przymykając oczy. Dzień dopiero się zaczynał,
a on już pragnął odpoczynku i snu. Może jeszcze czułości, ale liczył,
że dostanie ją podczas najbliższego spotkania z Lucyferem. Dlatego
zdziwił się, gdy na czubku głowy wylądowała ręka Oriego, głaszcząc go
„pod włos”.
Brunet
wyglądał na niepewnego, ale skłonnego do podjęcia próby. Przeniósł się
bliżej blondyna, siadając prostopadle do niego, jednak na tyle
swobodnie, by móc przylgnąć ramieniem do klatki piersiowej archanioła i
objął go, krzyżując nadgarstki za jego szyją. Momentalnie dotyk został
odwzajemniony.
-
Ależ z ciebie chucherko. – tak samo jak wcześniej uważał takie gesty za
nieco zbyt odważne, tak teraz uderzyła w niego duma z posiadania
własnego syna, którego mógł pouczać na swój rodzicielski sposób, ale też
cieszyć się z jego obecności. – Dobrze, że chociaż jesz światło z
kopuły. Mam nadzieję, że zrezygnujesz z głodówki... Martwię się o
ciebie.
-
Niepotrzebnie. – chłopak uciął szybko, spinając się. Czym prędzej
chciał zmienić niewygodny temat. – Tatuś... Miałeś kiedyś tak, że za
wszelką cenę chciałeś udowodnić komuś, jak bardzo go lubisz, a nie
wiedziałeś w jaki sposób to okazać? To znaczy... Wzbudzałeś zazdrość, a
ten ktoś nie reagował?
Czoło Michaela zmarszczyło się delikatnie. Mężczyzna pogładził plecy Oriona, myśląc nad usłyszanymi słowami.
-
Jeżeli tak, to nieświadomie. Gdy pojawił się Kamio i opowiedział o
naszych dobrych stosunkach, Lucyfer wydawał się tym dosyć... poruszony.
Tak samo wtedy, gdy Sefer – nie umknął mu dreszcz przechodzący po ciele
nastolatka – wyznał, że mnie kocha.
-
Co?! – chłopak odsunął się, wpatrując w uśmiechniętą twarz archanioła.
Jego zdaniem, ten srogi, despotyczny członek Rady nie był zdolny do
podziękowania za cokolwiek, a co dopiero obdarować kogoś uczuciem. – Jak
to?
Blondyn pokręcił głową. Klękając przed nim, pocałował go w policzek, po czym wstał, otrzepując jasne spodnie.
-
Kiedyś ci opowiem. Czas mnie nagli, a muszę jeszcze przedstawić Baalowi
to, czego się dowiedzieliśmy. Później do ciebie przyjdę. – widząc
smutek gromadzący się w oczach syna, nie wyobrażał sobie, aby zostawił
go samego na tak długi czas. Zwłaszcza, że w te rejony mało kto się
zapuszczał.
Gdy
wyszedł, Orion jeszcze jakiś czas siedział na podłodze. Nie tylko
dlatego, iż wyczuwał obecność morskookiego, lecz też z powodu
konieczności przetworzenia nowych wiadomości.
Kilka
minut później westchnął głęboko i wstał, kierując się w stronę jedynej
szafki. Raz jeszcze upewniając się, że nie ma w pobliżu żadnego
ważniejszego diabła, wysunął jedną z dwóch szuflad, patrząc na jej
zawartość. Znajdujący się tam pojemniczek świecił jasno, jakby ktoś
uwięził w nim kawałek słońca. Nastolatek wyjął szklany przedmiot i
podszedł z nim do otwartego okna.
-
Jestem osłabiony, to fakt, ale nie wiem, dlaczego nikt nie zajmuje się
tą kopułą. Przecież światło potrzebne jest diabłom do życia, a ono
prawie już nie świeci! Jak... jak mógłbym je jeść, wiedząc, iż biegające
po domach dzieci wkrótce zmorzy bezsilność i brak sił? – mówiąc to,
otwierał wieczko, obserwując wyciekające przez palce promienie. – Im to
jest bardziej potrzebne... – bez krzty żalu podążał wzrokiem za
rozdzielającymi się pasmami światła, które wędrowały do nowych
właścicieli.
Nie było tego dużo, ale na jakiś czas starczy. Może do tego czasu ktoś wreszcie zauważy spadek jasności kopuły?
Kiedy ostatni promień zniknął z pola widzenia, nieco chwiejnym krokiem, podpierając się ścian, runął na łóżko, zapadając w sen.
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, wiele teraz sobie wyjaśnili, Lucyfer bardzo się rozczulił tym listem Michaela, a Orion i jego decyzja bardzo odpowiedzialna, Lu się tym zajmuje czeka na wieści od Gabriela...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga