07 stycznia 2012
Witam moje kochane Elfiątka! Ten rozdział mam dla Was już od poniedziałku. Liczyłam na nadrobienie kilku notek do przodu, ale nieco się przeliczyłam. xP Poza tym ja, jak to mają ślimoki, nie byłabym sobą, gdybym się nie uszkodziła. Ofiarą padł nadpęknięty w połowie paznokieć. xP Ciężko więc wciskać ctrl + l, czy inne znaki polskie, więc proszę o wybaczenie, gdyby pojawiały się literówki.
Odpowiedzi:
Fusia^^ - Moje kochanie! Jesteś wreszcie! *rzuca się na Fusię i tuli* Mrrr ;3 Orion jest seksi, prawda? ;3 Hah, jakby to powiedziała Dżoana Krupa - jego oczy są hypnotizing xD Pierwsze piętro, nie pierwsze, ale by bolało. Nie skacz, a spokojnie nadrabiaj ;3 Akurat trafiłaś (dziś) na rozdział o godzeniu się xD Dziękuję ;3 Tobie też życzę bardzo dużo szczęścia i powodzenia u tak przystojnych chłopaków jak Ori xD
Star1012 - Hah, jaka ja się czuję dzisiaj pewna siebie i odważna i dumna XDD Już nikt mnie nie będzie chciał podpalić za Lucyfera XD Wyjazd, a raczej nieobecność Gabiego jest dziś dokładnie wyjaśniona, a Misiek może czuć się spokojny xD Oj, pomysł na ten rozdział to ja miałam XD Normalnie... przyszedł nagle i ciągnęła się wena niemal do końca xD
Kohaku - Haha, zdaję sobie sprawę z tego, jak pisałam kiedyś xD Pierwsze opowiadanie powstało ponad 6 lat temu, a dodałam je 3 lata temu. Nie chciałam żadnego z nich poprawiać, aby właśnie pokazać, że doskonalę się na krytyce i pomocy czytelników ;3 Doskonalę, no, może to za dużo powiedziane, ale poprawiam się trochę. ;) Co do różanego drzewa, to troszkę zajęło mi szukanie rośliny, której kolor - bez malowania, oczywiście, miały właśnie połączenie rudego z czerwonym i okazało się, że właśnie drzewo różane ma rdzeń koloru krwi xD Katastrofę planuję... ale z happy endem na końcu (jakoś nie mogę się przekonać do złego i smutnego finiszu w jakimkolwiek opowiadaniu). Całość nie opiera się na Wishu, ale dzięki niemu powstała xD Zmiana postaci na małe istoty, utrata ukochanego - tym razem syna i nie na zawsze, a chwilę, jakaś umiejętność poruszania wodą... uwielbiam Wisha. Mogłabym czytać te cztery tomy codziennie, a na pewno nie znudziłyby mi się xD (W moim opowiadaniu Misiek robi za Kohaku, a Lucek za... Koryu xD)
Hansel - Dzisiaj Lucek chyba u Ciebie zapunktuje i wymażesz mu wszystkie winy xD Zdradzę Ci, że Michael będzie dzisiaj nieco bardziej... agresywny (pod koniec), aby później promienieć ze szczęścia, bo... Lucek w istocie się nawróci xD Oo, to ja też tak mam, że muszę "walczyć" o komputer z braćmi xD
Yaoistka^^ - ;3 Onet lubi wnerwiać ludzi, oj lubi --' Nie, Lu nie zamknął Miśka i Oriego w kuli, tylko w jednym z pokoi. Poza tym zamknął tylko tego drugiego - Michael może wychodzić, kiedy chce. Hahah, jesteś jedną z wielu, które nawet chcą się podpalić, aby trafić do piekła i wtłuc Luckowi... a dziś się to zmieni (mam nadzieję xD).
Churi^^ - ;3 Dni Lucka byłyby policzone... XD Jak to dobrze, że zdecydowałam się na "przyspieszenie" resocjalizacji rudzielca XD Oh, kochana, on uwielbia Miśka, tylko źle to okazuje xP Aduś (mogę?) nie bij Lucusia... on się potem zamknie w sobie, a Misiek będzie się z niego nabijał... to zbyt wielka kara xD
Akasha - Witam Cię serdecznie w mych skromnych progach ;3 Oj tak, wkładam sporo serca w to opowiadanie. Ono tworzy się w sumie na dniach xD Niemniej zanim zasnę, opracowuję chociaż kawałek, aby później przelać to na słowa. Wysiłek też jest, gdy wena nie dopisuje ^^'' Błędy ortograficzne i interpunkcyjne - wiesz... do tego potrzeba by bety, a to niestety kolejny obowiązek i spasowanie w czasie. Jestem sobie betą, o. xD Choć wydaje mi się, że jakoś ostatnio popełniam mniej błędów (podkreśla mi ortografię xD).
Zielona Strefa
W sumie nie wiem, co napisać... hmmm, może to, że moje wspaniałe miasto informuje pasażerów o zmianie w rozkładzie dopiero w dniu owych zmian i tak, normalny człowiek spoza miasta dojedzie do niego, ale nie wróci, bo okazuje się, że sobota zamienia się w niedzielę, czyli 2 autobusy powrotne - o 11.35 i 16.50 XD
Pragnę serdecznie powitać Akashę!
Serdecznie zapraszam do czytania i przepraszam za błędy ^^
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Mijał dzień za dniem, a poprawy stosunków między Lucyferem a Michaelem nie było widać.
Demony,
które były na miejscu, nie rozumiały nagłej zmiany. Owszem, ich Książę
wyróżniał się srogością i dystansem, ale nie do archanioła, za którym
jeszcze do niedawna wzdychał przez zwierciadło. Pokazywało ono miejsce
lub osobę, jaką tylko zażyczył sobie właściciel. Być może, gdyby w
pobliżu znajdował się nieodłączny przyjaciel, Gabriel, wszystko
potoczyłoby się inaczej, jednak rudzielec jakby na złość, a może ze
złośliwą premedytacją wysłał go dokądś, nie racząc poinformować o tym
morskookiego. Musiał upłynąć dzień, aby blondyn sam wyszedł z
inicjatywą, pytając o przyczynę braku anioła. Z krótkiej i zbywającej
wypowiedzi dowiedział się, że wraz z Astrotem udał się do Nieba,
załatwiając niecierpiące zwłoki sprawy odnośnie Królestwa Piekielnego.
Czemu
zatem Książę sam nie pofatygował się do tej pracy? Podobno jego ojciec
nałożył na niego o wiele więcej obowiązków, nakazując kategoryczne
pozostanie w krainie.
Zbliżała
się noc. Większość żołnierzy dawno już znajdowała się w swoich
komnatach, przygotowując do snu udręczone cięższym niż zwykle
treningiem. Dopiero w czterech ścianach mogli spokojnie narzekać na
coraz bardziej nieznośnego Lucyfera. Zwłaszcza dziś. Kilkugodzinne
manewry zamieniły się w połowo-dobowe tortury szermierki połączonej z
używaniem magii. Wycieńczenie przychodziło więc szybciej, a Książę jak
na złość nie ogłaszał przerwy, samemu szaleńczo katując drżące w
spazmach bólu mięśnie. Baal, jako jego przeciwnik poruszał się płynnie i
z lekkością, odkąd nabył nowe moce, dlatego nie czuł aż takiego
zmęczenia. Niemniej po minach wojowników widział, że jeszcze chwila, a
padną na ziemię, nie będąc w stanie złożyć broni i iść do pałacu. Starał
się okazać w jakiś sposób, że należałoby zakończyć ten absurd,
ostatecznie warcząc na głupotę mężczyzny i jego fanaberie. Zdenerwowany,
rzucił na niego zaklęcie wiążące, ze zdziwieniem stwierdzając, iż
walczący jak w transie Lucyfer próbuje się oswobodzić. Wyglądało to tak,
jakby rudzielec motał w szale mieczem z drugą, wymyśloną osobą.
Nie
zważając na nieskoordynowane ruchy, Baal podszedł do niego i kiedy
nadarzyła się sposobność, położył dłoń na jego ramieniu, przepuszczając
uspokajające prądy aury. Długo jeszcze nie mógł wyjść ze zadziwiania, co
było przyczyną stanu Lu.
Lucyfer
-
Szlag by jasny wszystkich trafił! – wrzasnąłem, kiedy jakiś żołnierz
wszedł mi w drogę. Co im się dzisiaj stało, do cholery? Mają okres
buntowniczy, czy owsiki w tyłkach?! Przez nierozgarniętych wojowników
musiałem spędzić dodatkowo dwie godziny na doprowadzaniu ich do
porządku. Oczywiście starsi koledzy nie raczyli poinformować świeżaków o
ciszy nocnej, więc nauczeni rozlazłości i podtykania pod nos, buszowali
po pałacu jak stado słoni. Żeby byli chociaż cicho, ale gdzież by tam!
Upili się, oblewając wstąpienie w szeregi armii. Czy ja wyraziłem na to
zgodę? Oczywiście, że nie! Wcześniej narzekali, że na treningu przeszli
chrzest bojowy i teraz nie mają sił palcem ruszyć? Faktycznie, butelkę
podnosi się całą ręką, więc w magiczny sposób mogli na to znaleźć ukryte
pokłady energii i wigoru.
Ehh...
po co ja się denerwuję, skoro doprowadziłem ich do porządku. Zaraz
dojdę do pokoju, rozbiorę się, wejdę pod ciepłą kołdrę i wreszcie
zasnę... albo i nie.
-
Kurwa mać! – niee, zabiję ich. To będzie najlepszy sposób i dla mnie
najszybszy. Bez wyszukanych tortur, skomplikowanych ataków... zwyczajnie
pourywam łby i zawieszę na palu przy zamku, jako przestroga dla reszty!
Czy ja dostałem przywództwo nad zalewającymi się w trupa chłopcami?
Nie? A może mam na czole napis „izba wytrzeźwień”?
Siedzący
na kamiennej podłodze dzieciak podskoczył, słysząc mój krzyk. W
błyskawicznym tempie podniósł się, ciasno przylegając do ściany i
posłusznie skłonił głowę.*
Hmm...
ktoś wstawiony nie mógłby wyprostować się tak szybko bez konsekwencji
zawrotów. Niemniej nieprzestrzeganie wyraźnie zaznaczonych pór
poruszania się po zamku nie powinno zostać bez echa. Podszedłem do
chłopaka, czując od niego dziwny zapach... nie miałem wątpliwości, iż
nie był stąd, dlatego ostrożnie, aby nie zauważył zmiany przepływu mocy,
przygotowałem się do ataku. W końcu czekał tuż przy mojej sypialni.
- Co tu robisz?
-
Nie wiem. – szepnął, wciskając się w ścianę za nim. Bał się jak
cholera, ale czego? – Proszę, nie rób mi krzywdy... Ja... nie bij
mnie... – odsłonięta twarz drżała od hamowanego szlochu... Swoją drogą
dobrze wyuczonego.
- Dlaczego miałbym to zrobić?
Dzieciak
niepewnie podniósł na mnie wzrok, nerwowo i z nieśmiałością zaglądając
mi w oczy. Jasna, ciepła zieleń nie wyrażała żadnych uczuć poza
strachem.
-
Jestem w Piekle, a tutaj sprawia się ból... panie mój. – objął się
jednym ramieniem, lekko garbiąc sylwetkę. Dopiero wtedy poświęciłem
uwagę jego wyglądowi. Teraz miałem pewność, że nie jest demonem. Moi
żołnierze wiedzieli, że jestem surowy, ale nie aż tak, by na młodych
osobnikach wywierać wręcz panikę... o ile on wie, kim jestem. I co miał
oznaczać jego zwrot?
Włosy
o dziwnym odcieniu brązu, jakby lekko wypłowiałego, choć lśniły, były
okropnie poszarpane i umazane koło czoła jakąś mazią. Przystojna,
pociągła i nieco jeszcze dziecinnie pulchna na policzkach twarz niemal
stapiała się kolorem z jasnymi i dużymi ustami. Nieco skośne oczy
otoczone blado czerwoną obwódką niezwykle przyciągały. Miały w sobie coś
z nierealności i mistycyzmu... jednak były smutne. Narzucone na ramiona
szaty nosiły ślady przetarć i chyba ucieczek, zważywszy na powbijane
gdzieniegdzie kolki sosen... Które rosły na Ziemi.
- Skąd pochodzisz?
-
To jakaś kraina... Chyba z dala od jakiegokolwiek świata. Jeden z
trzech kontynentów, których jeszcze nie odkryto. Nie znam nazwy, panie
mój, przepraszam. – skulił się.
Jeszcze
trochę, a zniknie z tej bladości. Musiałem mu chociaż przedstawić
warunki jakie tutaj panują, to może uda mi się wyciągnąć z niego, jak
się tu znalazł?
-
Jestem Lucyferem, Księciem tego miejsca, ale nie obawiaj się.
Ktokolwiek naopowiadał ci bzdur o okrucieństwie Piekła, ten najwyraźniej
nie wie, co mówi. Zapewniam, że nie spotkasz się z jakimikolwiek
przejawami agresji. – uśmiechnąłem się do niego. – Jak ci na imię?
Szatyn wahał się, maltretując złączone dłonie. Dłuższą chwilę zajęło mu podjęcie decyzji, nim zdołał się przemóc.
- Dominique, panie mój.
-
Nie jestem twoim panem. Mów mu po prostu Lu. Jeżeli nic ci nie jest,
radziłbym iść do moich żołnierzy. Oni pokażą jakąś wolną komnatę.
Przerażenie malujące się w zielonych tęczówkach zaczynało mnie intrygować.
-
Ja... jestem człowiekiem i... mój pan chciał mnie ukarać, posyłając
tutaj, abym dostał nauczkę... Ja... zmieniam zdanie! Błagam, ukaż mnie! –
niespodziewanie zacisnął ręce na mojej koszuli, niemal płacząc. –
Jeżeli tego nie zrobisz, panie mój, on zrobi to po stokroć mocniej!
Proszę... – był absolutnie zdesperowany, ale jak mogłem mu pomóc? W
ogóle... ta sytuacja jest niewiarygodna. Jak można tak traktować inną
istotę? – Proszę... – usilnie zaciskał pięści, powstrzymując napływ łez.
Miałem tylko jeden pomysł.
-
Na końcu tego korytarza znajduje się laboratorium. Zapytaj w nim o
Baala i powiedz, że to ja cię przysyłam. Przekażmu to, co mówiłeś mnie i
powiedz, aby zastosował Krzew Mojżesza. Już on będzie wiedział, o co
chodzii... – otworzyłem szeroko oczy, gdy dzieciak skłonił się przede
mną nisko.
-
Przepraszam, naprawdę przepraszam, ale nie mam ani chwili do stracenia.
Dziękuję i przepraszam. – powtarzał, chwilę później biegnąc we wskazane
przeze mnie miejsce.
Stałem
tam chwilę, wpatrując się w znikający powoli punkt. Doprawdy...
dzisiejszy świat jest trudny do zrozumienia. W myślach kołatało mi się
tylko jedno pytanie – co to miało być?
Potrząsając głową odwróciłem się, zmierzając do drzwi sypialni. Mam nadzieję, że nie czeka mnie już więcej niespodzianek.
Nacisnąłem
klamkę i wszedłem najciszej jak mogłem. Po chwili przekonałem się o
słuszności swych działań, dostrzegając śpiącego na łóżku Michaela.
Westchnąłem.
Ostatnio
miałem dla niego wyjątkowo mało czasu i jeszcze na dodatek wyżywałem
się na nim. Racja, że posiadałem swoje powody, ale on... nie zasługiwał
na takie traktowanie. Moją największą wadą jest brak umiejętności
przyznania się do winy i przeproszenie, które tak łatwo przychodziło
niedawno spotkanemu chłopcu. Hm, on z pewnością nie miał innego wyboru,
ale z drugiej strony kierował to do kogoś obcego, dyktatora. Mogłem
zaproponować mu zostanie w Piekle, ale skoro jego pan potrafił go tu
przysłać, to odesłanie nie sprawi wielkich problemów.
Rozebrałem
się, pozostając wyłącznie w bieliźnie. Dobrze, że wcześniej wziąłem
prysznic. Chyba faktycznie przesadziłem z treningiem, zwłaszcza, patrząc
na kilka nowych siniaków koło żeber i obojczyków. Baal coś na to
poradzi. Pewnie ma jakieś zielska przyspieszające gojenie ran.
Uwielbiałem
swoje łóżko. Ten, kto je zrobił, powinien dostać władzę nad jakąś
krainą, słowo daję. Z przyjemnością usiadłem na nim, chwilę później
dołączając resztę ciała. Nie chciałem budzić Michaela, więc jak co noc,
obróciłem się do niego tyłem, czując pieczenie w prostującym się
kręgosłupie. Brakowało mi wspólnych pieszczot, ale on ostatnio tyle
przeszedł... Najpierw niech wypocznie, a potem możemy odreagować te dni.
Zapanowała
cisza. Nareszcie, bo już myślałem, że znowu czeka mnie interwencja.
Mimo wszystko nie mogłem zasnąć, rozmyślając o archaniele i o tym, jak
potraktowałem go kilka dni temu, w incydencie pod biblioteką. Orion musi
nauczyć się pokory, więc w jego przypadku nie jestem zmartwiony, ale
Misiek... muszę mu to wynagrodzić i... Co to za dźwięk? Dziś już go
słyszałem...
-
Michael! – momentalnie odwróciłem się w jego kierunku, szarpiąc za
ramię. – Śpisz? Masz jakiś koszmar? – chciałem go przewrócić na plecy,
ale opierał się skutecznie.
-
Ty... ty jesteś moim koszmarem, Lu! – pomiędzy jednym a drugim łkaniem
następowały długie przerwy poświęcone gwałtownemu nabieraniu powietrza. –
Zostaw mnie! – wrzasnął, kiedy po raz kolejny spróbowałem skierować
jego twarz w moją stronę. Jednak kilka sekund później sam to zrobił.
Przekrwione i napuchnięte powieki zdradzały, że chłopak musiał płakać od dłuższego czasu.
- Co się stało? – przyklęknąłem obok niego, musząc pogodzić się ze zrzuceniem ręki z jego ramienia.
-
Pytasz, co się stało? – syczał przez zęby, odsuwając się jak najdalej. –
Tak?! To ja ci powiem! Miałem się poddać, zostawić wszystko i stąd
uciec, ale nie umiem! Nawet, jeżeli traktujesz mnie jak rzecz, jak
nikogo ważnego, to nie potrafię się uwolnić, a wiesz, czemu? Bo cię
kocham... w przeciwieństwie do ciebie! Nawet własnego syna wołałeś
zamknąć, odizolować, pozbywając się problemu. Powiedz mi, błagam,
powiedz, dlaczego już mnie nie chcesz?! I tak z tobą zostanę, naprawdę,
ale powiedz... – z biegiem czasu zaczął tracić w sobie wrogość do mnie,
zastępując ją własną bezsilnością. Z zapłakanymi, ale pełnymi prośby i
determinacji oczyma wpatrywał się w moje z nadzieją na odpowiedź.
Nie
chciałem wyznawać prawdy i obciążać go tym wszystkim... jeszcze nie
teraz, póki Gabriel nie przyniesie pomyślnych wiadomości, ale byłbym
idiotą, gdybym dalej się przy tym upierał. Kilka tajemnic zachowanych w
sekrecie nie uczyni czegoś złego, lecz w obecnej sytuacji mogłyby
doprowadzić do wielkiej i trudnej do zasklepienia przepaści między mną a
Michaelem, jaka niewątpliwie zaczęła się tworzyć. Zrezygnowany i
pokonany przez archanioła, odchyliłem się w tył, zaczesując włosy.
-
To nie tak. Nie przestałem czuć do ciebie ogromnej miłości, Misiu. Po
prostu nałożyło się kilka spraw, które mnie przerażają i nie umiem sobie
z tym poradzić. – zapowiadało się na dłuższą rozmowę. Usiadłem więc,
zginając kolana, aby móc przenieść na nie ciężar ramion. – Zaczęło się
od powrotu z Ziemi. Ojciec wezwał mnie do siebie, pamiętasz? – kiedy
skinął głową, kontynuowałem. – Nie chciałem ci powiedzieć, o czym
rozmawialiśmy... Chodziło o to ż... Bo widzisz... – zacinałem się, z
frustracji pocierając dłońmi po twarzy. – On chce odejść, zrzec się
przywództwa i oddać je mnie. Już teraz mam kilka ważnych rzeczy do
załatwiania, przekazywanie wcześniejszych zajęć komuś zaufanemu. Tego
jest tak dużo... Nie potrafię się w tym odnaleźć i często wpadam w szał,
wyładowując się na tobie, czy żołnierzach... Byłem szczęśliwy, kiedy
Orion poprosił o wstąpienie do armii. Pomyślałem od razu, że mógłbym
powierzyć mu papierkową robotę, którą się zajmowałem. To by mnie
odciążyło, a on...
- Czemu nie wyjaśniłeś mu sytuacji? Na pewno z chęcią by ci pomógł. – położył dłoń na mojej ręce, głaszcząc ją kciukiem.
Pod jego dotykiem poczułem falę dreszczy... tak dawno tego nie robiliśmy.
-
To był najmniejszy problem. Jak wiesz... Gabriel i Astrot są w Niebie.
Poprosiłem ich o to, bo... Wiesz, że jestem nosicielem światła. Kiedy
zostanę pełnoprawnym władcą, dostanę spory pakiet nowych mocy... na
rzecz reszty, która stanie się słabsza. Przez to, światło z kopuły,
którym już kiedyś się pożywiałeś, przygaśnie. Dlatego z niecierpliwością
czekam na odpowiedź od Boga, czy użyczy mi mocy archaniołów i członków
Rady, którą umieściłbym do coraz bledszego płomienia, zapewniając
mieszkańcom i... przede wszystkim tobie, Michaelu, jak najlepsze i
najczystsze promienie i chociaż namiastkę Nieba. Wiem, że możesz tam
wracać, ale przebywając tutaj potrzebujesz słońca, więc, oh! – jęknąłem
ze zdziwieniem, kiedy blondyn skoczył na mnie, przygważdżając do
chłodnej już pościeli.
-
Zwariowałeś? Wiesz ile mocy wymaga włożenie tak ogromnej, skumulowanej
energii? – wisiał nade mną, wyzywając, ale morskie tęczówki błyszczały
przebijającą się radością.
Z kolei moje policzki zaczęły lekko parzyć.
-
Powiedziałem, że zrobię dla ciebie wszystko. Dla Oriona też, ale należy
mu się mała kara. Być może do tej pory obiecywałby sobie, że „ten
żołnierz jest ostatnim”, ale sznurek tylko by się powiększał. Tymczasem
zamknąłem go w izolacji... to jak odwyk, nie uważasz? – uśmiechnąłem
się, mrugając do niego.
Michael
milczał, rozważając wszystko. Czułem się fatalnie z myślą o tym, że nie
powiedziałem mu tego wcześniej. Uniknęlibyśmy niepotrzebnych zgrzytów.
Jednak było jeszcze coś, co chciałem mu wyjawić.
-
Wiem, że źle znosisz przemianę charakteru spowodowaną ciążą, dlatego
chciałbym, aby Gabriel zjawił się możliwie najszybciej, a on tymczasem
opóźnia powrót już o dwa dni! To z tego powodu tak źle cię traktowałem
i... ja... przepraszam. – z trudnością przyznawałem się do słabości, tak
samo jak i ciężko, pewnie dlatego, że pierwszy raz, przyszło mi
ukazywać błąd, jaki popełniłem. – Nie proszę o wybaczenie, bo na nie,
nie zasługuję.
-
O, z pewnością. – powiedział hardo, sztyletując mnie spojrzeniem (i
przyprawiając o uwiężenie oddechu w płucach), aby zaraz łagodnie
wylądować na mojej klatce piersiowej. – Myślałem, że mnie już nie
chcesz...
-
Chcę i to bardzo. – wsunąłem dłonie pod jego koszulkę, masując dolne
kręgi. Tak dobrze znów móc trzymać go w objęciach. Poza tym, dzieląc z
nim swoje strachy, ówcześnie wyżalając się z nich, poczułem się o wiele
lepiej. – Jeżeli tylko zauważysz u siebie jakąś anomalię, powiedz mi o
tym, dobrze? – wolałem nie ryzykować. Spóźnienie Gabriela pewnie było
spowodowane czymś istotnym. To dlatego akurat jego wybrałem do tej roli,
gdyż zależało mu na Michaelu i dla jego dobra pewnie byłby w stanie
przeorać Niebo, aby tylko uzyskać potrzebne wiadomości, jednak każda
chwila mogła decydować o zdrowiu mojego Anioła. – To ważne. – dodałem z
naciskiem, kiedy pospiesznie pokiwał głową, jakby nie zdając sobie
sprawy z wagi sytuacji.
-
Tak, powiem. – rozciągnął moje usta, tworząc wielki uśmiech, po czym
pocałował te szerokie, iście Jokerowskie wargi. – A teraz, ty niedobry,
zły, zaniedbujący mnie, diable, postaraj się nadrobić wszystkie noce, w
których raczyłeś pokazać mi swoje tyły... – zamyślił się, uderzając
lekko palcem o policzek. – Chyba, że to był znak... Chciałeś bym był w
tobie? – rozmarzył się, mrucząc przy moim uchu. – Miałem wziąć cię siłą,
a ty udawałbyś słaby opór?
Moja
bliskość działała na niego zbawiennie, jakby gnieżdżące się we mnie
światło odbudowywało dawne „ja”. Niemniej teraz nie mogłem pozwolić
sobie na filozoficzne wywody, kumulując koncentrację na archaniele i
wyraźnym problemie, który wbijał mi się w pierś.
-
Nawet gdyby, mój drogi, to teraz zmieniłem zdanie. – szepnąłem, drugą
część zdania wciskając mu w rozwarte usta, kiedy dźwignąłem go z siebie,
lokując na udach, a następnie popychając na poduszki. Zapowiadała się
długa i waleczna noc, w której musiałem mu udowodnić, że darzę go nie
tylko pożądaniem, ale i głębokim uczuciem.
-------------------------------------
* Nasz
kochany, uroczy Dominique jeszcze się pojawi. Problem w tym, że o nim
zapomnicie, bo opowiadanie z nim stworzy się za... no... na kilka lat?
Nie wiem, ile będą trwały 3/4 następujące po Przestrzeni historie,
Niemniej dam Wam znać, abyście powrócili do tego rozdziału i
przypomnieli go sobie xD
Hej,
OdpowiedzUsuńDominique bardzo mnie ciekawi, a te słowa na koniec, że jeszcze go spotkamy... Lucyfer ma przejąć władzę, i w trosce Michaela wysłał Gabriela do nieba aby temu nie zabrakło światła, ale właśnie ciekawa wizja Lu na dole... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga