środa, 31 października 2012

56. Przestrzeń między magnesami.

31 grudnia 2011 
 
 
Witam, moje Kochane Elfiątka! Dziś, jak planowałam, dodaję kolejny rozdział - i to o w miarę wczesnej porze xD

Odpowiedzi:

Hansel - Dzisiaj będziesz miała ochotę popełnić na Lucku mord xD Jego zachowanie jest niewytłumaczalne nawet dla mnie. On mi umyka z ram opowiadania. Pisze się i już. Hahah, Daniel będzie w roli uke XD Co prawda Ori jeszcze nie jest taki pewny siebie, ale powoli, widząc, jak traktuje się jego tatusia Michaela stanie się rozsądnie myślącym chłopcem. Ja Ci polecam obejrzenie simów Luany xD Fajna historia ;3

 

Kohaku - Serdecznie witam ;3 Dzisiaj początek jest troszkę bardziej rozbudowany. Końcówka średnio mi wyszła, ale dotrwałam do niej xD

 

Star1012 - Piekło sobie poradzi. Lucyfer może podupaść na silne.. Michael na zdrowiu, ale Piekło pozostanie xD Kto by ich chciał wziąć po dach? XD Haha, Ori będzie miał teraz dużo czasu na rozmowy z drugim rodzicem. ;P

 

Yaoistka^^ - Kochana moja, nie wiem, czy przeczytałaś wiadomość: Następną część opowiadania, czy one shota Grelki? To drugie na pewno do czwartku będzie (powinien pojawić się dzisiaj), a co do rozdziału, to nie dam rady :(" Baal będzie miał tylko córeczkę, a jeżeli chodzi o resztę bohaterów... trochę się u nich komplikuje. Ale z czasem będzie lepiej ;3

Zielona Strefa

Dziś się chwalę, a co! Rysowałam prace do dwóch gier mojego najstarszego brata i zajęłam tam odpowiednio trzecie i pierwsze miejsce (he he, brat zgarnął trochę przedmiotów, za które musiałby płacić sms'em, więc się cieszy xD).

Serdecznie witam Kohaku!

Radosnego i szczęśliwego Nowego Roku z marzeniami o które warto walczyć, z radościami którymi warto się dzielić, z przyjaciółmi z którymi warto być i z nadzieją bez której nie da się żyć! Niech yaoi będzie z nami przez kolejny rok, a chłopaki shounen - ai nie odstępują nas na krok xD

Udanego Sylwestra i dobrego wskoku do 2012 Roku! ;3

życzy na zawsze Wasza,

Akemi.

--------------------------------------------------------------------------------------------------
 
 
 

Strategiczny odwrót, jakiego dokonał Orion, miał wyraźne ślady ucieczki. To pierwsze wiąże się z przemyślaną decyzją, którą podejmuje świadomy przegranej król, nie chcąc narażać poddanych, a jedynie odwlekając walkę w zwarciu, starając się w krótkim czasie obdarzyć ich jak największą ilością wskazówek. W końcu to na polu bitwy można zobaczyć błędy przeciwnika.

Siedemnastoletni diabeł wybrał jednak drogę tchórzostwa, bo bądź, co bądź bał się reakcji ojca. Mógł zaprzeć się, patrząc komuś prosto w oczy, ale póki nie miał świadków, pozwolił sobie na ukazanie słabości.
Kłopot ujawnił się stosunkowo szybko, bo po kilku minutach. Bezcelowe krążenie po identycznie wyglądających ścianach przysparzało mu nie lada problemów. Na nic zdał się także spacer z Kamio, bo i po cóż byłaby mu wiedza o tym, gdzie mieszka elf, skoro nie było go teraz w swojej komnacie, a więc raczej nie pomógłby w potrzebie. Zamiast wybrać się na błądzenie po zamku, mógł pędzić co sił za oddalającymi się i niedawno spotkanymi demonami, zwłaszcza, iż Baal prawdopodobnie stanąłby w jego obronie.
- Nie chowaj się!
Nie był na tyle głupi, aby odpowiadać. W ten sposób tylko podkopałby pod sobą dołek. Z jeszcze intensywniej i żarliwiej gotującą się w nim adrenaliną przyspieszył kroku, co jakiś czas obracając się do tyłu. Kierowało nim dziwne odczucie bycia obserwowanym, a jednak nikogo nie zauważył, wbiegając za róg długiego korytarza. Niezmiernie chłodne mury wydawały się Oriemu czymś bardzo strasznym, jakby kurczyły się i rozszerzały na zawołanie, chcąc go odstraszyć od obranej drogi. Tak samo chłopak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że między szczelinami błyszczą złowrogie oczy. Nigdy jeszcze nie czuł takich emocji.
- Uspokój się... kurcze... przypomnij sobie, co opowiadano ci o mocach ojca... Nie trzęś portkami! – wrzeszczał na siebie w myślach, bluzgając ile wlezie.
Potrząsał głową, prąc do przodu. Domyślał się, że swój stan zawdzięcza pośrednio Lucyferowi.

Mężczyzna miał wiele unikatowych umiejętności, które nie tylko rozwijał, ale w krytycznych sytuacjach potrafił nieoczekiwanie skonstruować w coś nowego. Nawet nie chodziło o łączenie już stworzonych technik, ale właśnie wydobywanie z siebie potencjału i emocji, jakie w danej chwili nim targały. Gdyby Orion próbował rozgryźć, co teraz może się stać, prawdopodobnie nie wymyśliłby tego w ciągu najbliższych tysiącleci. Owszem, rozpoznawanie jego obecności na odległość, czy wzbudzanie jakiejś paniki były czymś najzwyklejszym w światku żołnierskim. Cechy te niemal automatycznie „włączały” się w wojowniku zaraz na początku akcji, wzmagając czujność i koncentrację. Nic tak bardzo nie decydowało o tym, na której szali ustawi się któraś ze stron armii, jak właśnie zdolność logicznego określania sytuacji i odnajdywania się w każdych warunkach.
Chłopak zaśmiał się, kiedy uzmysłowił sobie, że dopiero teraz postępuje dokładnie tak, jak go dotąd szkolono, wyciszając moce. Jeszcze nie był w tym tak perfekcyjny jak inni, ale bez grama skromności przyznawał, że sam widzi w sobie potencjał.
- Gdybym jeszcze odnalazł źródło, serce mojej potęgi mógłbym chociaż mierzyć się z ojcem jak równy z...
Znajdujące się po jego prawej stronie drzwi otworzyły się na oścież. Stojąca przed nim postać skąpana była w jasnym świetle sączącym się przez niezasłonięte firanami okno, uniemożliwiając rozpoznanie, jednak siedemnastolatek mimo wszystko miał pewność, że to nie Lucyfer. Choć szybko wciągnięto go do komnaty, równie nagle zamykając drzwi, bez śladu strachu wtulił się w chwilowego wybawcę, wdychając przyjemny, bardzo mocny archanielski zapach. Nie wiedział, czy kiedyś lubił pieszczoty na karku, ale teraz nie odsunął się, jeszcze bardziej wciskając twarz w miękkie włosy Michaela.
Lucyfer był jego przeciwieństwem, mimo że bardzo rzadko pozwalał sobie na przejawy czułości. Być może zdarzyły się dwa wyjątki, aby diabeł w pełni uległ tymczasowym słabościom, obejmując syna i klepiąc go po plecach, będąc zadowolonym z wyników chłopaka. Orion zapamiętał te chwile jako największe wyróżnienie, dlatego mógł porównać jasne kosmyki z rudymi i strzępiącymi się niczym języki ognia. Ciało Księcia wyróżniało się jędrnością i napięciem, z kolei blondyn stanowił całkiem przyjemną, umięśnioną, lecz miękką poduszkę.
- Prędzej, czy później wyjdzie na jaw, gdzie jesteś, ale do tego czasu chciałbym spędzić z tobą trochę czasu. Nie mam pojęcia, co wymyśli Lu, ale tak wściekły jeszcze nie był. – archanioł podszedł wraz z wczepionym mu w ramię Orionem do stołu. Usiadł na jednym z krzeseł, wskazując ręką drugie, wolne i przyjrzał się widocznym w świetle zmianom na ciele chłopca.
W lekkim mroku, kiedy blondyn zobaczył go po raz pierzy po przemianie, trudno było to dojrzeć, ale tęczówki siedemnastolatka naprawdę świeciły się jak dwie sztaby złota. Ciężko było się od nich oderwać. Niezbyt długie, lecz smoliście czarne rzęsy wydłużały mu oko, nadając kształt intensywnie polującej pantery, która precyzyjnie wyszukuje swoje ofiary. Michael dostrzegał w nich także cień smutku, nie dając się zwieść umyślnie zarzuconej na powieki grzywce. Dla niego uczucia i nastoje nie miały możliwości szans ukrycia się.
- Powiesz mi, czym się martwisz? – zapytał ostrożnie. Głupstwem okazałoby się zapytanie wprost, dlaczego brunet postępuje tak źle z Danielem. Nie zaprzeczyłby, mówiąc, iż ceni sobie tego mężczyznę, ale to nie on był jego synem. Każdy kij ma dwa końce.
Orion wyraźnie się zmartwił. Jeszcze nie ufał Michaelowi na tyle, aby wszystko mu opowiedzieć, nawet, gdyby zależało od tego odzyskanie choć części utraconej, dobrej opinii.
- Na razie... nie. – uśmiechnął się przepraszająco. – Wiem, że to głupie, ale boję się komukolwiek coś powiedzieć, aby nie obróciło się to przeciwko mnie. Zbyt wiele doświadczyłem tego typu sytuacji w Niebie, chcąc wyrazić swoje uwagi odnośnie punktów kodeksu. – nie potrafił powstrzymać napływających do głowy wspomnień z surowej nauki u Sefera. Mężczyzna traktował go tak, jakby chciał jednocześnie zdeptać i przyuczyć do objęcia jakiegoś stanowiska... Jak w Piekle. Czasami zastanawiał się, kiedy wreszcie sam podejmie jakąkolwiek decyzję i w istocie szybko przyszedł ten dzień. – Wiem na pewno, że nie wrócę do armii, choćby miało mnie czekać wiele nieprzyjemności.
Archanioł doskonale to rozumiał.
- Kilka miesięcy temu wykrzyczałem Lucyferowi niemal identyczne zdanie. – nie sposób zapomnieć o informacji na temat jego ciąży i obietnicy urodzenia, choćby za cenę umierania z głodu. – Chyba jesteśmy do siebie podobni.
Przez dłuższą chwilę wyłącznie wpatrywali się w siebie, jakby chcieli nadrobić czas rozłąki. To prawda, że mają na to wiele lat, ale dla Michaela każdy dzień bez Lucyfera, czy Oriona był czymś trudnym do zaakceptowania. Szybko wybaczał, jednak wciąż nie umiał przypomnieć sobie, jaki był kiedyś. Jak przez mgłę pamiętał wizytę na Ziemi, gdy pilnował, aby Książę nie wpakował w kłopoty chłopców, których losy uważnie obserwował i niekiedy nawet kontrolował. Przecież dłuższa śpiączka niż ta, o której przerwanie poprosił Michael, mogłaby wywołać trwałe uszczerbki na zdrowiu niejakiego Subaru. Później, dzięki blondynowi uniknęli nakrycia.
Wtedy morskooki był o wiele silniejszy psychicznie, a na gruntownej zmianie zaważyła historia z baru, upicie się i kilkudniowe uwięzienie w Piekle z powodu zablokowania Portalu. Odkąd Orion się urodził, archanioł zaczynał powracać do siebie, ale nadal łapał się na uleganiu wszystkim i to wielu sprawach.
W jaki sposób miałby odzyskać dawne „ja”? Tego niestety nie wiedział.
- Tatuś... gdzie my właściwie jesteśmy?
Zaciekawiony głos rozglądającego się dookoła demona sprowadził blondyna na ziemię. Machinalnie potoczył wzrokiem po otaczających go meblach, z przyjemnością mrużąc oczy, kiedy ciepła i wciąż ukochana barwa rdzy ujawniła się w pełnej krasie, naznaczona mocniejszymi promieniami zza okna.
- To biblioteka. – wstał pewnie, zachęcając bruneta do tego samego. – Od jakiegoś czasu poszukuję informacji o ciążach kotołaków. Znalazłem kilka pozycji, ale ograniczają się one do suchych faktów. Poza tym, jak wiesz, Kamio jest nosicielem wielu ras, i o ile połączenie kota z elfem udało mi się upatrzyć w zakurzonym tomisku, o tyle Smoczego Księcia i anioła już nie zauważyłem. – z namaszczeniem przesunął ręką po półkach z drzewa różanego, którego rdzeń wyglądał jak splamiony krwistą żywicą. Odkąd dowiedział się, gdzie leży to miejsce, starał się zaglądać tutaj jak najczęściej. Lucyfer coraz rzadziej poświęcał mu swój czas, a kiedy raczył wrócić z nocnych obchodów, odwracał się do niego plecami, zapadając w głęboki sen. Może teraz zła passa odwróci się od niego, a obecność syna zaspokoi pragnące towarzystwa i miłości serce? Z uśmiechem na ustach odwrócił się w kierunku stojącego nieopodal nastolatka, dostrzegając w jego rękach cienką, niemal rozsypującą się książkę.
- Uważaj na nią! – nieco podniósł głos, chcąc ją zabrać. Tego by jeszcze brakowało, aby posądzono ich o niszczenie mienia Piekła.
- Chyba coś znalazłem... – Orion odsunął się. Sposób poruszania się Michaela był na tyle podobny do tego, którym posługiwał się też Sefer, gdy chciał go zbluzgać, iż nie umiał zachować spokoju. Zerkając jednak w morskie tęczówki mężczyzny, dostrzegł w nich zgoła coś innego niż w tych czerwonych i strasznych. Nie wątpił w mądrość blondyna, lecz świadomość tego, iż jego zachowanie zostało niemal natychmiast rozszyfrowane, przyprawiła go o ulgę i jednocześnie złość, że on sam jest jeszcze tak słaby.
Archanioł zatrzymał się przed nim i czekał, aż to brunet wykona następny ruch. Nawet na chwilę nie przestał utrzymywać kontaktu wzrokowego.
- Jak z dzikim zwierzęciem. – pomyślał, ostrożnie podsuwając się i przenosząc spojrzenie na wskazany przez Oriona fragment. Zaczytał się, mamrocząc coś pod nosem. – Istnieje wiele przypadków, których łączenie może okazać się dziwnym zjawiskiem... Sposoby... Opieka nad kotołakami i ich odżywianie... Rodzajów wiele w jednym ciele. Jest! – podniósł głowę, czując wpełzające na policzki wypieki. – Taka niepozorna, chuda lektura... Ori, jesteś niesamowity! – nie dbając o zgniecenie stron, przygarnął go do siebie, całując w policzek. – Męczę się z tym od pięciu dni, a ty znalazłeś wszystko w pięć minut i to bez pomocy magii! Jestem z ciebie dumny! – rozpierała go ogromna radość, jakiej jeszcze nie doświadczył. Nie dość, że kamień spadł mu z serca z powodu odzyskania syna, to jeszcze teraz będą mogli wspólnie pomóc Kamio.
- A ja nie.
Michael był tak pochłonięty euforią, a siedemnastolatek uczuciem bycia kimś ważnym, iż nie wyczuli obecności osoby trzeciej. W tym wypadku obojgu zrzedły miny, a blondyn wystąpił naprzód, częściowo osłaniając chłopca.
- Lu, jak możesz tak mówić!
Rudowłosy odepchnął się od futryny, cofając na korytarz. Nie miał zamiaru odpowiadać, ani tym bardziej wciągać się w idiotyczne rozmowy z archaniołem. Uczono go, aby był słowny – nawet, jeżeli sprawa dotyczyła jego rodziny. Postanowił, co zrobi. Za jego plecami błyszczała otwarta przestrzeń do kolejnej komnaty. Między progiem na częścią nadprożową widać było falującą na niebiesko taflę.
- Zapytam ostatni raz. Wracasz do armii?
Świadomość niewiadomej kary przerażała chłopca, ale nie na tyle, by całkowicie go złamać. Wyprostował się dumnie, wychodząc przed archanioła.
- Nie.
Książę nie miał zamiaru ponawiać próśb. Po co ma tracić czas na tchórzliwego syna, skoro liczy na niego cała kompania chętnych do treningów żołnierzy.
Sprawnym, płynnym ruchem uwięził nagle uniesionego w powietrze chłopaka i nie zważając na protesty Michaela, przerzucił go do wnętrza przygotowanego pokoju. W chwili, gdy Orion dotknął błękitnej powierzchni, dało się słyszeć dziwne skwierczenie. Na szyi siedemnastolatka pojawił się cienki łańcuszek z kłódką.
- Od teraz będziesz tutaj uwięziony. Nie masz prawa wychodzić poza próg. Wszelkie próby ucieczki są absolutnie niemożliwe. – uśmiechnął się tryumfalnie, gdy po wyciągniętej w kierunku drzwi dłoni bruneta przeskoczyło wyładowanie. – Może zmądrzejesz i...
Obok niego przebiegł Michael. Nie miał sił na dyskutowanie z Lucyferem. Kiedyś na pewno zmusiłby go od odwołania wszystkiego, ale teraz... najzwyczajniej stracił serce do walki. W ostatnich chwilach silnej woli, nie dbając o konsekwencje, rzucił się w prowizoryczny portal, wchodząc do wnętrza pokoju. Wykazał się niezwykle dobrym refleksem, unikając zderzenia ze stojącym nieopodal chłopcem, odbijając się stopą w tył. Chwilę później zmarszczył brwi, doszukując się w tym ruchu jakiejś pomocy, którą natychmiast zrozumiał. Obrócił głowę, patrząc na swoje plecy przez ramię.
- O cholera... – zaklął, pospiesznie chowając skrzydła. – To przejście...
- Brawo, Michaelu. Będzie cię rozpoznawać i za każdym razem pokazywać rasę, do której należysz. Cóż za szczęście, że nie będę musiał fatygować się z dokarmianiem Oriona.
Morskooki nie wierzył, że w przeciągu kilku dni można się aż tak zmienić. Nie liczył na odzyskanie względów u niego, ale odwrócenie się od syna w jego oczach wyglądało jak zwykłe tchórzostwo i głupota. Cierpiał... ogromnie cierpiał. Przecież nie zrobił mu nic złego! Dlaczego więc Lucyfer przestawał go kochać?
Z trudem obserwował znikającego za rogiem Księcia, skrzętnie składając białe skrzydła.
Prychnął z goryczą, ciągnąc jedno z piór. Nawet one przypominały mu o Lucyferze.
Z kolei siedemnastolatek zaciskał pięści, patrząc na hamującego łzy archanioła. Wiele nauczył się w Niebie – także o skutkach zadawania przykrości i właśnie miał przed sobą jeden z najcięższych. Co najgorsze, sam Michael chyba jeszcze nie wiedział o nim, albo był w tak złym stanie, że go jeszcze nie czuł.
Znikające w plecach pióra pokryte były dziesięciocentymetrową czernią.
Akemi (17:35)

1 komentarz:

  1. Hej,
    mam wielką ochotę skopać tyłek Lycyferowi, czemu tak traktuje Michaela, a może za tym stoi tamten anioł, który ma prawo do Michaela, chce po prostu ich skłócic...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń