środa, 31 października 2012

55. Przestrzeń między magnesami.

24 grudnia 2011

Witam moje Elfiątka po raz drugi w tym tygodniu xD Rozdział miał być wcześniej, ale ubranie dwóch choinek okazało się pracochłonne ^^'

BARDZO PRZEPRASZAM tych, którzy jeszcze nie otrzymali komentarza z:

-powiadomieniem,

-komentarzem do nowego rozdziału.

Postaram się to nadrobić jak najszybciej. Pierwszy punkt być może załatwię już dziś ;)

UWAGA! ONE SHOT GRELKI JEST JUŻ DODANY! ZAPRASZAM DO SZEROKIEJ LISTY NA DOLE ^^

Odpowiedzi:

Churi - ;3 Adrianna ;3 Ładne imię. Zawsze bardziej podobał mi się żeński odpowiednik (Adrian to nie to samo xD). Moje imię jest pochodzenia greckiego (podobno Atena miała taki przydomek) i znaczy tyle, co "obcy, przybysz, gość, posłaniec". Taaa, posłaniec xD Maraton w połowie zawdzięczamy wszyscy Grelci ;3 Baal staje się rodzinny xD Ależ proszę bardzo - nie przeszkadza mi używanie mojego imienia xD Peszek... Pani Peszek xD Cieszę się, że jednak założysz bloga ;3

 

Yaoistka^^ - Biologia to zło - zawsze jechałam na trójach (nauczycielka była z moich okolic. Powiedział jej o tym na koniec 3 liceum, a ona stwierdziła, że szkoda, iż nie wiedziała o tym wcześniej, to by mi obniżyła ocenę, aby nikt nie uznał, że mnie faworyzowała... taa, miałabym 2 na koniec xD) Średnio dobrze trzymałam kciuki. ;/ Na początku planowałam zupełnie inny one shot, ale ten z Kio i Baalem wydał mi się na poły zabawny xD Pisanie shotów swojego opowiadania xD

 

Star1012 - Baal wszedł i wyszedł z pokoju, bo pomyślał, że wszedł do niewłaściwego xD Spodziewał się huraganu, a nie ładu i porządku xD Lu będzie biegał za Orionem, bo chłopak mu tego ułatwiał nie będzie xD W ostatecznym rozrachunku Misiek stanie się... pewniejszy siebie i to Lu zostanie zmuszony do biegania za nim i okazywania miłości. xD Rozmowa ojciec-syn (runda pierwsza) będzie już dziś. Kolejna za tydzień xD Bardzo dziękuję. Ja Tobie życzę spokojnych Świąt w gronie najbliższych, sensownych programów w telewizji i wspólnego kolędowania ^^ 

 

Hansel - hahah Queer as folk jest mi polecany od miesiąca. xD (dodam, że przez kolegę, geja) Obejrzałam jeden odcinek w wersji simów, zrobiony przez chłopaka o takim samym nicku jak tytuł serialu (z "6" na końcu, o ile się nie mylę xD). Kamio czuje macierzyństwo... ojcostwo... wiadomo, no i dziś będzie okazywał je Oriemu xD Diler Kocimiętki xD Kio by Cię porwał xD Ja Ci życzę spokojnych i udanych świąt ;3

Moi drodzy! Z racji, że w tym roku Święta wypadają w czasie "rozdziałowym", mogę Wam bezpośrednio złożyć najserdeczniejsze życzenia!

Aby Święta były wyjątkowymi dniami w roku,
by choinka w każdych oczach zalśniła blaskiem,
By kolacja wigilijna wniosła w serca spokój
a radość pojawiała się z każdym nowym brzaskiem.
By prezenty ucieszyły każde smutne oczy,
by spokojna przerwa ukoiła złość
By Sylwester zapewnił szampańską zabawę,
a kolędowych śpiewów nie było dość!

Niech telewizja emituje programy możliwe do obejrzenia, a śnieg sypie za oknami, kiedy Wy siedzicie przy grzejniku xDWesołych Świąt! ;*

Rozdział dedykuję Kirhan - Kochana moja! To dla Ciebie z okazji Twoich urodzin! Niech spełnią się Twoje najskrytsze marzenia i plany. Oby język, którego obecnie się uczysz, od nowego roku przemówił do Ciebie ludzkim, zrozumiałym głosem xD

--------------------------------------------------------------------------------------------------
 
 
 

Rozmowy z rodzicami dzielą się na kilka rodzajów. Ta, która będzie miała miejsce między Orionem a Lucyferem zakończy się dobrze, albo tragicznie.

- Tato! – młody diabeł wpadł do sypialni rudzielca, znajdując w niej swojego drugiego ojca. – O, cześć, tatuś. – przywitał się, całując zdziwionego blondyna w policzek. – Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Porozmawiamy o tym później, a teraz... wiesz, gdzie jest tata? – uśmiechnął się, stojąc cierpliwie. Dopiero teraz zauważył, że bliskość archanioła działa na niego w głównej mierze relaksacyjne.
- Pewnie w zbrojowni. – Michael, zaskoczony zachowaniem syna, jeszcze przez jakiś czas potrząsał głową, jakby nie wierzył w to, co się dzieje. Z chwilą wypowiedzianych słów westchnął głęboko, a kształt ust ułożył się w nieudolnie ukrywany grymas.
- Dzięki. – brunet wycofał się do drzwi, stając w nich jednak. – Nie przejmuj się. Najważniejsze, że ja cię kocham. – mając nadzieję na jakąkolwiek rekcję ze strony mężczyzny doczekał się prognozowanego wyrazu.
W oczach archanioła pojawiły się krople w morzu rozszerzonych w zdumieniu tęczówek.
Orion nie miał jednak czasu na głębsze roztrząsanie swojego nagłego nawrócenia. Kierowały nim konkretne pobudki, toteż wypadł z komnaty jak strzała, udając się do wskazanego mu miejsca. Po raz pierwszy nie zwracał uwagi na mijanych go i wyraźnie zachęcających spojrzeniem demonów.
Nie w głowie mu były romanse, kiedy przyszłość wisiała na włosku. Kluczył, błądził, ale nie poddawał się. Jeszcze nie znał dokładnie rozmieszczenia co poniektórych pokoi, ale determinacja pchała go przed siebie, tak samo jak niezawodna intuicja. Słysząc z oddali szczęk odkładanych broni przyspieszył kroku, wkrótce stając przed mosiężnymi drzwiami. Niedomknięte, wpuszczały nie tylko jasne światło, ale i odgłosy rozmów – w tym jego ojca, który wyrażał się pochlebnie o stanie używalności toporów dwuręcznych.
- Tu jesteś.
Lucyfer odwrócił się powoli. Dostrzeżony przez niego gość wywołał niezwykłe poruszenie, a u samego rudzielca – radość.
- Cześć, Ori, co się stało? – podszedł do niego, podając dłoń. Zdziwiła go obecność chłopaka. Przecież nie byli umówieni, a dzień chylił się ku końcowi. – Wiesz, że nie mogę dać ci żadnych rad dotyczących przejścia kolejnego etapu treningu.
- Nie o to chodzi... możemy porozmawiać na osobności? – wizja uzewnętrzniania się przy wlepiających w niego wzrok diabłach była nadzwyczaj krępująca. Z ulgą przyjął propozycję wyjścia na korytarz. W tej części zamku przebywało niewielu, bo i nieliczni mieli wstęp do prywatnych zbiorów broni piekielnej. Kiedy drzwi zatrzasnęły się za nimi, zaatakował pytaniem. – Dlaczego mi nie powiedziałeś, że Daniel nie jest już żołnierzem?
Rudzielec nie krępował się z wyrażeniem gestami bezbrzeżnej irytacji.
- To ma jakieś znaczenie?
- Owszem, ma. – złote tęczówki pojaśniały w złości. Jak Lucyfer mógł sądzić inaczej? – Gdybym o tym wiedział, nie wstąpiłbym do wojska!
Tym razem to Książę przyćmił aurę bruneta swoją wściekłością. Zmrużył oczy, zbliżając się do niego na odległość nie większą niż kilka centymetrów.
- Słuchaj, no, szczeniaku. Do armii wstępuje się z powołania, obowiązku obrony ludności, a nie dla jakichś idiotycznych chęci przebywania z kimś w czasie treningów. Wiem, co kombinujesz. – złapał chłopca za przód białej koszuli, nie przejmując się dźwiękiem rozrywanego żabotu. – Dokończysz wszystkie próby i będziesz pieprzonym żołnierzem, choćbyś tego nie chciał! Z uśmiechem na ustach zaczniesz opowiadać, jak bardzo podoba ci się ten zawód, gdyż możliwość oddania życia za wielu to dla ciebie honor!
Orion odepchnął go, nie bacząc na to, że nie powinien. Skoro Lucyfer nie traktuje go jak syna a obiekt, którym może się pochwalić i wystawić jak psa na wystawę, to on nie będzie obchodził się z nim jak z ojcem.
- Nie zamierzam pleść górnolotnych zapewnień! Nigdy nawet nie widziałem wojny, więc skąd pewność, że nie uciekłbym jako pierwszy? Poza tym, – syczał, gotując się w środku. Do tej pory myślał, że plotki o Lucyferze są przesadzone... tak bardzo się mylił. – gdybyś od początku powiedział mi, że Daniel odszedł z wojska, nigdy nie przystałbym się na twoją propozycję. Propozycję. – prychnął, zanosząc się śmiechem. – Nie miałem innego wyboru! Kazałeś mi! Skoro tatuś nie miał nic do gadania, to i z moim zdaniem byś się nie liczył! W ogóle, jak śmiesz traktować go bez należytego szacunku i... – cofnął się pod naporem silnego spoliczkowania. Momentalnie poczerwieniały fragment skóry zapiekł go żywym ogniem, dlatego od razu schłodził je zimnymi dłońmi. Zawsze takie miał, gdy zaczynał się denerwować.
- Wynoś się stąd! – ryk Lucyfera słychać było w najgłębszych zakamarkach zamku.
- Z przyjemnością! – odkrzyknął chłopak, chcąc pospiesznie opuścić skażone według niego miejsce. Do uszu doleciał mu jeszcze nakaz pojawienia się na jutrzejszym treningu, na co zareagował popukaniem się w czoło. – Jeszcze zobaczymy.
Następnego dnia
Orion
Postradał rozum! Nawet po spokojnie przespanej nocy nie jestem w stanie stłumić tego, jak bardzo wkurzony jestem! Przez niego straciłem tydzień, który mogłem poświęcić na wymyślanie i realizowanie pomysłów, jakie pomogłyby mi w odzyskaniu Daniela. Raz popełniony błąd przesądzał o wielu przyszłych miesiącach, latach, może nawet tysiącleciach, a ja nie chciałem tyle czekać. Przyznaję, że w gruncie rzeczy to ja zawiniłem. Jeżeli już zdecydowałem się na drastyczne kroki (obnażenie i doprowadzenie do rozkoszy pewnego anioła), aby wyrzucono mnie z Piekła, mogłem już tego nie kontynuować, ale jak to ja, pomyślałem, że im więcej takich wypadków, tym większa szansa. Wystarczyła jedna... nie zauważyłem zapędzenia się w absurd. Daniel wiele razy starał się mnie powstrzymać, ale gdzie tam – przecież jestem mądrzejszy.
Powinienem był słuchać osób, które są dla mnie życzliwe... szkoda, że własny ojciec taki nie jest. Tak rzadko, o ile w ogóle nie nazwał mnie synem. Nie wspomnę o stosunkach z Michaelem. Dlatego muszę wszystko nadrobić, zaczynając od tatusia.

Znowu mijam portret Lilith. Albo jest ich tu ponad dwadzieścia, albo wpadłem na rondo. Jeszcze jedna rundka i zwariuję!
- Hej! Ori!
Odwróciłem się dostrzegając Kamio wychodzącego z jakiejś komnaty. Lekko zarysowana linia wypukłego brzucha zaczynała być już nieco widoczna, zwłaszcza dziś, kiedy kotołak założył nieco obcisłą, ale sądząc po kołnierzu – obitą ocieplaczem tunikę. On miał szczęście. Baal dogadzał mu, był obok i zapewniał, że kocha, a mój tatuś musiał zmagać się z zimnem i odtrąceniem.
- Dzień dobry. – zaczekałem, aż znalazł się obok mnie i po chwili milczenia objął i przytulił.
- Nie patrz się tak. – zaczął się śmiać, domykając moją opuszczoną nieco szczękę. – Nie wierzę czyimś osądom, póki sam nie przekonam się do drugiego człowieka.
Bardzo... poruszyły mnie jego słowa. Choć wiem, że nawaliłem na całej linii, nikt nie powiedział, że mimo wszystko jestem dobrym dzieckiem... prócz Michaela.
- Towarzyszyłbyś mi w drodze do laboratorium? – widząc minę, zapewne mało inteligentną, mrugnął, wciskając rękę pod moje ramię. – Baal uparł się, że koniecznie musi zbadać płód. Na nic zdają się moje wyjaśnienia, że wszystko jest w porządku. – nie przerywał słowotoku, nakręcając się z każdym zdaniem.
Słuchałem go z radością, bo dawno nie miałem przyjemności porozmawiać z kimś o czymś innym niż o moim karygodnym wychowaniu. Pozwalałem się ciągnąć, jednocześnie zapamiętując trasę. Jeżeli mam możliwość przebycia części pałacu z odpowiednim przewodnikiem, to czemu miałbym z tego nie skorzystać.
- Pewnie wczoraj mocno poszaleliście. – skwitowałem chyba dziesięciominutowe wyżalanie się o tym, jak Baal przez cały ranek próbował magicznie wybadać, czy dziecko nie jest zgniecione.  – Tatuś podobno też się rumienił, kiedy wywlekało się na wierzch jakieś intymne ekscesy. – momentalnie posmutniałem, przypominając sobie o tym, jak mało poświęcałem im, a raczej Michaelowi, czasu.
- Nie jesteś na treningu?
Byłem mu wdzięczny za zmianę tematu. Może niezbyt trafny, ale lepszy niż upewnianie się w tym, że jestem okropnym diabłem.
- Nie mam zamiaru na niego iść.
- Hoo, cóż za determinacja w głosie. – szturchnął mnie delikatnie. – Co musiało się stać, aby do tego doszło?
- Kłamstwo wyszło na jaw. Poza tym na chwilę obecną nie chce przebywać z kimś, kto ma mnie głęboko w poważaniu. Kocham obydwu ojców, ale codzienne wysłuchiwanie, jaki  Michael jest posłuszny i uległy może znudzić i zdegustować. – to prawda. Od jakiegoś czasu ojciec nie robił niczego, prócz oznajmiania wszystkim, że owszem, archanioł to jego partner, ale nie ma prawa wtrącać się wychowywanie mnie. Książę, Księciem, jednak trochę pokory i współpracy dobrze by mu zrobiło. Chyba tak jak ja jest zaślepiony udowadnianiem wszystkim, że jest dobrym następcą. Głupcem jest ten, który zarzuciłby mu złe rządy, ale nie trzeba być mędrcem, by widzieć błędy popełniane na polu prywatnym. – Tylko nie mów mu o tym... – poprosiłem, zatrzymując się na chwilę i spoglądając w jasnoniebieskie oczy. W momencie zapomniałem, co miałem teraz powiedzieć. – Masz... dziwny kolor tęczówek.
Elf nie wydawał się tym faktem szczególnie zaaferowany, a znużony. Chyba wiele razy usłyszał podobne wyznania i powoli zaczynało go to denerwować.
- Jakie tym razem? Albo lepiej nie mów. Baal z chęcią napomknie o tej kwestii. – uniósł jedną brew, uśmiechając się kpiąco. – Obiecał, że po mnie wyjdzie, ale najwyraźniej coś go zatrzymało... oby nie ktoś, bo mu nogi z tyłka powyrywam.
Nie wytrzymałem parsknięcia, tłumiąc bardziej trywialne odgłosy dzięki bolesnemu wgryzaniu się w wargę.
- Dziś jego płomień... ten wewnętrzny jest niewiarygodnie jasny i zmierza tu w zawrotnym tempie, więc nie masz się o co martwić. – poinformowałem go, ze spokojem przyjmując pytające spojrzenie. – Od niedawna wyczuwam inne osoby, choćby znajdowały się piętro wyżej. – tak potocznie nazywaliśmy Ziemię. Nagle do głowy wpadła mi zupełnie odbiegająca od tematu rozmowa napotkanych niegdyś demonów, którzy zażarcie dyskutowali o moim obecnym towarzyszu. – Nie byłeś tu zbyt mile widzianym gościem, prawda?
- O ironio, tym, który jako pierwszy wyraził sprzeciw był właśnie Baal. Jednak to inne diabły wytykały mnie palcami i z góry osądzały. – na jego twarzy pojawiła się konsternacja. Lekko spuścił głowę, marszcząc czoło, a następnie zlustrował mnie i zajrzał w głąb złotych tęczówek. – Ty też wydajesz mi się inny niż z legendarnych opowiastek.
- A ja ciebie nigdy nie nazwałbym Odmieńcem, gdyż moc jaką posiadasz przewyższa tych kretynów, którzy potrafią jedynie plotkować.
Gwałtownie obrócił mnie przodem do siebie, zakleszczając w mocnym uścisku. Kochankowie zazwyczaj wychodzili po tym, co kazałem im zrobić, więc nigdy od czasu drugiej przemiany nie otrzymałem tylu przyjaznych i bezinteresownych gestów przyjaźni jak dziś. Nie przejmowałem się tym, że Baal zdołał już dotrzeć do nas, od jakiejś chwili obserwując. Jedynie mocniej przywarłem do kotołaka, chowając się w ciepłych ramionach.
- Także jestem zdania, że Kamio to idealna poduszka.
Nie wysuwając się z oplatających mnie rąk, skierowałem głowę na Baala. Mężczyzna opierał się o stojący nieopodal filar, obserwując, czy też podglądając, co wyprawiamy.
- Wiesz, że Lucyfer cię szuka? Mówił coś o konsekwencjach opuszczenia treningu i... ty płaczesz?
Musiałem odsunąć się od elfa, sprawdzając prawdomówność słów żołnierza. Gdy dotknąłem policzka, okazało się ono mokre i ciepłe.
- Ja... – wilgotny głos nakrapiany licznymi załamaniami wywołał kolejne potoki łez, nad którymi nie umiałem zapanować. Coś było nie tak? Dlaczego oczy mnie piekły, a w gardle rosła przedziwnej wielkości gula? – Ale... – bezradnie oczekiwałem pomocy i wyjaśnienia od profesjonalnego medyka. Czyżby system odporności zainfekował wirus?
Baal – chwilowo zdekoncentrowany, zaraz westchnął z uśmiechem na ustach. Pospiesznie przywołał mnie do siebie, próbując dostać się do myśli, które skrzętnie blokowałem grubym murem. Byłem świetnie wyćwiczony i nikt w tej akurat kwestii nie ma ze mną szans.
- Świetna bariera. – pochwalił, głaszcząc moją głowę z czułością. Sytuacja wydawała się nader dziwna i łudząco przypominająca relacje dobry pan-kotek. – Nic ci nie jest, mój drogi, a w kruszeniu czyichś blokad jestem najlepszy. – dał mi do zrozumienia, że pękający mur zaraz runie. – Potrzebujesz wsparcia, opieki i miłości, a tą zapewnić ci może, póki co, tylko Michael.
- Wiem. – wydałem z siebie dziwny dźwięk, jakby powietrze z płuc chciało się wydostać i wybuchało co jakiś czas. – Co ja robię?
- Łkasz, Ori. – wyjaśnił cierpliwie, ścierając łzy z mojej twarzy.
Tak mało wiedziałem o świecie... Ojciec mógł mi zapewnić poznanie źródeł wojska, broni, bitwy i zwycięstwa, ale nie potrafiłby wytłumaczyć uczuć, prostych działań ciała, emocji i innych kategorii. To powinienem nadrobić z czasem, ale i podpatrzyć u tatusia... Tak, to byłby dobry pomysł.
Z nową werwą i nadzieją zacząłem dziękować przyszłym rodzicom, życząc im udanej przyszłości, kiedy korytarze pałacu wypełnił mroczny, złowieszczy okrzyk przyszłego Władcy Podziemi.

- Orionie! Gotuj się na najcięższą karę.
Akemi (23:50)

1 komentarz:

  1. Hej,
    och Michael był bardzo zaskoczony zmianą Oriona, tak w końcu jakieś uczucia, a ta rozmowa z Lucyferem brr...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń