18 grudnia 2011
Witam moje Elfiątka! Dziś mam dłuższy rozdział. Cieszę się, że poprzedni rozdział "Zabawa;)" nie pozostał bez echa. Liczę też, że zyska jeszcze większą sympatię wśród Was, a co! XD
W przyszłym tygodniu zalecałabym zaglądać na bloga częściej... w czwartek i w sobotę xP Mam nadzieję, że się wyrobię - może Grelcia mi pomoże xD
Odpowiedzi:
Hansel - Umysłowo jeszcze dziecko, a fizycznie, fakt, niemal mężczyzna xD Dla niego jeszcze wszystko jest proste xD Super, że to zauważyłaś! Normalnie... aż mi się miło zrobiło! Widzisz, nie tak dawno przypominałam sobie całą historię i zauważyłam fragment, gdzie zapisałam, że Misiek jadł mleko, miód i światło słoneczne. Zdziwiłam się, zajrzałam do Worda i tam też było to napisane. xD Hehe, z biegiem rozdziałów zapomniałam o miodzie, toteż teraz go dodałam xD Ori nie jest głupi, też umie kalkulować i wie, kto był dla niego dobry. Miśkowi nie da zrobić krzywdy. Photoshop był łaskawy, ale Onet nie - przekierowywało mnie na jakieś strony do logowania.. cuda wianki, po prostu, ale po napisaniu do Onetu, naprawiło się xD Kołnierz Oriego jest wykonany z materiału xD Tylko po bokach jest metal xD
Lilly - Bardzo dziękuję. Jeszcze nie komentujesz, ale wiem już, że czytasz ;3
Star1012 - Prroszę ;3 Ori opamięta się już dziś. To cwaniak, naprawdę, poza tym ma dobrych informatorów, zaufanych, toteż wiadomości są pewne i może z czystym sumieniem pobić tego, który jest w nich oczerniany. Oj tak, tak, Orion ma młodzieńczy bunt. I jeszcze dziecięce podejście do świata, ale tyle się wokół niego dzieje, że dojrzewanie przebiegnie w przyspieszonym tempie... jak wszystko u niego xD Ciekawe czyją uwagę chce zwrócić Ori, no właśnie.... xD
Yaoistka^^ - Hejo ;3 Dasz radę. Na mojej kartkówce były zwroty, które pojawiły się w podręczniku, a nie dotyczyły mody (główny temat kartkówki). Wnerwiłam się, bo gdyby dała jeszcze jedno wyrażenie, ocena poszłaby w dół. Na pewno babeczka będzie chciała dać Ci zaliczyć - nie chorowałaś z własnej winy, a poza tym jest przed świętami - będzie miała inne sprawdziany na głowie xD Daniel kocha Oriego, oj kocha, tylko jeżeli miałby z nim być, chciałby uczciwości i braku bojaźni, że chłopak go zdradzi, dlatego teraz nieco się sparzył i nie chce dwa razy wchodzić do tej samej rzeki... ale przecież ten pierwszy raz nie wszedł całkowicie, bo nie wypadało molestować młodszego (i to syna Księcia), jednak póki co inaczej to odbiera.
Churi^^ - Hejo ;3 Najważniejsze, że piszesz xD No wiesz?! Nie marudzisz ;3 Ori jest rozdarty... nie wie, kto jest po jego stronie. Dopiero co przybył do piekła, dlatego już w dzisiejszym rozdziale trochę sobie poukładał. Lucek chce syna pod własne dyktando i zapomina, jak to fajnie było patrzeć na Michaela karmiącego chłopca. Łee, szkoda, że nie yaoi... ale czytać mogę, a co! xD
Zielona Strefa
Hell, yeah, jeszcze tydzień i będę skakać z radości, że poniedziałek nie będzie kojarzył mi się z czytaniem setek stron na wiedzę o teatrze *___*
Serdecznie witam Lilly, która póki co czyta xD
Ostatnio zapomniałam - Violet ogłosiła się chrzestną dziecka Kio i Baala xD
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Przez
kolejny tydzień Daniel dzielnie kroczył u boku Michaela, ucząc się i
słuchając wielu ciekawych wiadomości ze świata Skrzydlatych. Na przykład
nigdy nie słyszał o tym, że najlepszym czyścicielem białych piór jest
sok cytrynowy. Choć, jak doskonale wiadomo, aniołowie nie mogą korzystać
z przedmiotów, które wcześniej żyły, tak te rośliny uprawiali sami.
Ponadto owoce wyglądem przypominały niezupełnie rozwinięte pączki róży. Z
obrzeży wypływał jasnożółty sok przydatny do szybszego gojenia się ran,
poprawienia kondycji cery, czy wybielania skrzydeł.
Przebywając
z blondynem tylko upewnił się w tym, że mężczyzna naprawdę nie był tak
zły, czy nadgorliwy, jak większość aniołów, które poznał. W jego oczach
dorósł do rangi dobrego przyjaciela, któremu może zwierzyć się z
problemów. Tych akurat mu nie brakowało, a ewidentnie prześladujący go
pech wciąż kładł mu kłody pod nogi, posyłając tam, gdzie akurat
przebywał Orion. Na dodatek chłopak już od kilku dni mógł nazywać siebie
szeregowym na stażu. Lucyfer nie omieszkał wyprawić z tej okazji
hucznej fety, skracając okres próbny do jednego tylko tygodnia, w
trakcie którego brunet miałby pokazać, na co go stać. Codziennie stawał
przed nowymi zadaniami, a ich zaliczenie – jak i kilku diabłów – szło mu
jak burza, więc w ciągu pięciu dni miał za sobą walkę wręcz, atak z
zaskoczenia, tworzenie kul magicznych, perfekcyjnie opanowane skradanie
się oraz napaść umysłu, czyli wdarcie się do czyichś myśli. W głównej
mierze należy przyznać, iż chłopak, jak na swój młody wiek, radził sobie
wyśmienicie. To, co jemu przyszło w te kilkanaście dób, inni musieliby
trenować wiele wieków. Orion z niechęcią przyznawał te zasługi ostremu
rygorowi, jaki przeszedł w Niebie – i to w jeden dzień!
Jednak,
co dla niego było na pewno chwałą, Daniel odczytywał zupełnie inaczej. W
głębi serca pewnie cieszył się ze zdolności chłopca, ale z drugiej
strony nie potrafił zapomnieć mu i wybaczyć jego zachowania... ani tego,
jak Ori zadeklarował, iż białowłosy nie ma prawa się wtrącać i
decydować za niego. Gdy brunet był młodszy, Daniel oczywiście miał
pozwolenie na wszystko, ale teraz buntownicza natura wzięła górę. Po
wielu ostrych słowach niesforny demon wyglądał na przestraszonego i
skruszonego zarazem, jednak nie cofnął niczego. Nawet nie zawahał się
wykrzyczeć, że od doradzania są jego rodzice, a nie jakiś słabszy
diabeł.
Jeśliby
spojrzeć na to pod innym kątem, każdy dostrzegłby coś bardziej
istotnego. Coś, co zauważył Michael, który od jakiegoś czasu tłumaczył
byłemu żołnierzowi swoje przypuszczenia.
-
Od małego nikt nie zajmował się nim na dłużej. W końcu stracił rachubę,
kto może pozwolić sobie na więcej. Skoro w Niebie nauczył się życia
według jednego schematu, a tutaj widział niejednokrotnie całującego się
Gabriela i Astrota, połączył to we własny styl. Stara się uwolnić od
narzucania mu zdania, jednocześnie obserwując i sprawdzając miłość
dwojga mężczyzn. Nie mówię, – zastrzegł, zatrzymując demona przed
oburzonym odzewem. – że trzeba mu z wszystkim ustępować, ale kolejnymi
nakazami i zakazami niczego nie wskóramy. Może to zabrzmi perfidnie, ale
ciągłe dostawanie tego, co się chce też w końcu nudzi. – mrugnął,
uśmiechając się. W jego luźnej wypowiedzi więcej było dobrej miny do
złej gry. Niepotrzebne zamartwianie Daniela niczego by mu nie dało. –
Nie zapominaj, że płynie w nim i moja krew.
Złotooki
zamyślił się na jakiś czas. Nie sposób było nie przyznać racji
archaniołowi. Sam przecież spędzał z Orionem wiele czasu, a podczas
pobytu w Niebie skazani byli na wspólną komnatę. Nie, żeby coś między
nimi zaszło, ale już fakt narzuconej bliskości mógł w jakiś sposób
wywołać w brunecie mylne przeświadczenie o zwyczajności tej sytuacji. W
pałacu Lucyfera każdy miał oddzielne sypialnie – prócz par, oczywiście,
co na wstępie przekreślało szansę bezprawnego prześladowania i
rozmnażania i tak licznej populacji. W Królestwie Niebieskim zaufanie to
podstawa... może dlatego, że raczej nie widuje się aniołów-kobiet, za
czym idzie ogólna rozpusta rozochoconych Skrzydlatych, uprawiających
nierząd między sobą, sprawnie się kryjąc i na pewno dokonując tego w
bardziej wysublimowany sposób niż diabły, choć częściej.
Chciało
mu się śmiać na wspomnienie ostatnio bardzo rozpalonego Gabriela. Gdyby
Teppei miał odziedziczyć po nim jakieś geny, włosy byłego anioła
momentalnie zmieniłyby kolor na siwy.
- I tego się boję. – dzielnie przyjął kuksańca od Michaela.
Tymczasem w pokoju przeznaczonym do krótkiego odpoczynku rozległo się ciche kichnięcie.
Orion
- Aaaaapsik!
Potarłem nos, czując drażniące łaskotanie. Kto śmie mnie obgadywać?! I to bez mojej zgody i wiedzy!
Nieważne...
Kurcze, przecież nikomu się nie narażałem... prócz blisko setce
żołnierzy, którzy wiedzieli przecież, że nasze zbliżenia kończą się wraz
z poklepaniem ich po głowach, tym samym informując, że się spisali. A
właśnie!
Kolejna
ofiara... a raczej posłuszny pomocnik spóźnia się kolejnych pięć minut!
Czy ja wyglądam na poczekalnię? Chyba zacznę rozdawać im zegarki, aby
przychodzili na czas!
Odwróciłem
się, gdy po lewej stronie zauważyłem delikatne poruszenie cienkich,
czerwonych zasłon. Uwielbiałem to miejsce ze względu na klimat. Niby
wszędzie krwiście z domieszką czerni, a tak dosadnie pokazuje żar, jaki
panuje we mnie, gdy zbliża się godzina igraszek z wiernymi poddanymi.
Na widok tajemniczo uśmiechającego się mężczyzny nie sposób było zachować kamienną twarz, zapominając o rewanżu.
- Mój ulubiony host. – zamruczałbym, gdybym był kotem, dlatego ograniczyłem się do leniwego zamrugania długimi rzęsami.
- To dla mnie zaszczyt, Ori. Doprawdy, chyba nikomu nie udało się spędzić z tobą więcej niż jeden wieczór.
Prawda to, oj prawda! Jednak do niego akurat miałem jakiś sentyment.
-
Ciekawe czemu? – zapytałem, owijając na palec jego długie, białe
kosmyki. Odniosłem wrażenie, że ton, jaki wypowiedziałem swoje słowa był
cokolwiek wystarczający, aby demon domyślił się, o co michodzi.
- Skoro zależy ci na Danielu, to dlaczego nie zaprosisz go tutaj?
Wiedziałem, że mogę liczyć na jego inteligencję. Moja mądra bestyjka.
- Po pierwsze, on mnie nie chce. Po drugie, jeżeli mu się odmieni, lepiej byłoby, gdybym wiedział, jak się nim zająć.
Prychnął na to, kręcąc głową.
Nie
rób z siebie aniołka, mój drogi. Inaczej postępujesz, kiedy z
perwersyjnie błyszczącymi oczami nie pozwalasz mi na odwrócenie wzroku,
hipnotyzując swoim. Krok po kroku wskazujesz mi ścieżkę ust zbliżających
się do odpiętych przez ciebie spodni i...
- Rób swoje, bo już mnie wzięło. – jęknąłem, nieco zjeżdżając z puchowego, szerokiego fotela.
Odpowiedziało
mi ponowne prychnięcie, tym razem pełne rozbawienia i lekkiego
upominania zbyt niecierpliwego dziecka, który byłem.
-
Tak jest, panie i władco. – przechodząc obok dotknął materiału mej
bluzki, na którą składały się wielce popularne, bufiaste rękawy oraz
adekwatny kolorystycznie, śnieżnobiały żabot pod szyją. – Jaką mamy
epokę?
-
Jestem księciem, więc po pracy muszę wyglądać jak on. Chyba nie chcesz
uwalniać mnie z metalowej zbroi? – przyjąłem ofiarowaną mi dłoń,
umożliwiając tym ściągnięcie ze mnie grafitowych, czy kto tam wie,
jakich spodni. Nie szyłem ich, więc się nie znam. Najważniejsze, że mają
tylko jeden guzik i nieskomplikowany zamek. Z ulgą przyjąłem pozbycie
się ich ze mnie. Dłużej nie byłbym w stanie wytrzymać uwięzionej i wciąż
rosnącej męskości. – To, co zwykle, czy będziesz twórczy?
Uwielbiam wjeżdżać na ambicję! Niech się pieklą. Przynajmniej później starają się być lepszymi od poprzedników.
- Wiesz, że to na mnie nie działa?
- Co? – nie no... – Nie żartuj.
- Przykro mi. I bez tej gadki poczęstowałbym cię czymś nowym, ale od razu zaznaczam, że to nasz ostatni raz.
Miałbym stracić takiego... TAKIEGO poddanego?
-
Uprzedzając pytanie i widząc twoje szczenięce oczęta śmiem się
wytłumaczyć. – w międzyczasie zgiął w kolanie moje nogi, niemal kładąc
mnie na fotelu.
-
A mógłbyś mnie oświecić tuż po przyjemnościach? Jeszcze zrezygnuję w
połowie. – być zboczonym, być zboczonym, marzę cięgle będąc dzieckiem.
Hie... hie.
- Twoja bezczelność nie zna granic.
Gadaj zdrów, a i tak z przyjemnością rozchylasz mi nogi. I niby ja jestem bezczelny?
Dobra...
patrzenie na własnego stojącego członka może podchodzi pod paragraf,
ale on zawsze tak nieśmiało wychyla główkę zza kurtyny ubrań! Mój
towarzysz, o jakże grzesznym imieniu, Jekon, czyli podżegacz – wiadomo,
do czego, nie odstępował od mojej frywolności, szczerząc nierząd i
rozpustę.
Stojący
nieopodal stolik zachybotał się chwiejnie, kiedy zacząłem pisać w
spoczywającym na nim zeszycie, opisując każdy dotyk, muśnięcie i emocje z
nimi związane – na ile pozwalała mi dana chwila.
Pozwoliłem
na zwiększenie dostępności do swoich erogennych partii ciała, tym samym
wystawiając się na doskonały widok. Pozycja niemal leżąca może nie była
zbyt wygodna, ale to, co miało zaraz nastąpić, z pewnością wynagrodzi
mi te kilka minut braku komfortu.
Przyzwyczajony
do zaczepek wzrokowych, spojrzałem w kierunku mężczyzny, chcąc patrzeć,
jak pochłania mnie i zachęca do improwizacji, lecz tym razem ujrzałem
jedynie czubek jego głowy. Już miałem pytać, co się dzieje, kiedy
chwycił mnie mocno w pasie i uniósł jeszcze wyżej, rozchylając obydwa
pośladki. Nim wyraziłem głęboki protest, nabierając odpowiednio dużo
powietrza, musiałem je gwałtownie wypuścić.
- Pamiętaj... tylko... usta... – stęknąłem, czując wilgoć w miejscu, gdzie swą piękną nazwę kończą plecy. – To niehigieniczne...
- A lizanie komuś penisa nazywasz sanitarną pieszczotą?
W sumie... Niech robi, co chce. Jego język.
-
Sam chciałeś czegoś nowego. – nie powiem, że wyprostowanie wygiętego
kręgosłupa było błahostką. – A teraz przydaj się na coś. – przysunął się
do mnie, owiewając zapachem mango, granatu i ulubionegoprzeze mnie
figowca.
Klęcząc
między moimi nogami, jedną ręką pozbywał się spodni, a drugą gładził
moje wargi. Najpierw kciukiem, a następnie palcem środkowym i
wskazującym, drażniąc wrażliwą skórę. Z chęcią pozwoliłem mu na
wsunięcie ich do ust. Nasza gra polegała na jak najlepszym
zaprezentowaniu swoich atutów. To tak, jakby konkurowały ze sobą dwa
niezwykle rzadkie gatunki. Teraz ja miałem swoje pięć
minut, pochwyciwszy go w sidła hipnozy, gdy używany do nadmiernego
gadania narząd zajmował się obfitym zwilżaniem każdego fragmentu.
Niespiesznie pochłaniałem długie palce, zasysając, to szybko poruszając
na nich głową. I właśnie przy tym ostatnim Jekon nie wytrzymał,
odsuwając się i oddając mi zwycięstwo.
- Zazdroszczę temu, kto będzie cię miał. Z trudem hamuję chęć wzięcia cię na tym fotelu. – wyznał.
I
pewnie bym mu pozwolił, gdyby nie znał mnie tak dobrze. Z połowiczną
zgodą w krtani wykrzyczałem także głębokie ubolewanie nad bezlitosnym
włożeniem w ciasną obręcz na raz obydwu palców, które dotąd służyły do innych celów.
- Przepraszam. – szepnął, całując napięte podbrzusze.
Aby
odwrócić moją uwagę, musnął nosem do połowy wzwiedzionego członka,
który natychmiast poprawnie zareagował na pieszczotę. To trzeba
zapisać...
- Po co... – zaczynała się faza błogości.
- Chwila...
Miałem
mu powiedzieć, że raczej mi to nie pomogło, jednak stać mnie było
wyłącznie na rozczochranie włosów o oparcie fotela. Trafił w coś
wewnątrz mnie... To „coś” przeszyło mnie jak prąd.
- Jeszcze...
- Popatrz na mnie. – wszedł mi w słowo.
Z trudem wykonywałem jego polecenia, które zaczęły nabierać dziwnej i silnej mocy.
Z
jednej strony porywały mną dreszcze wywoływane naciskaniem czułego
punktu, a z drugiej nie potrafiłem oderwać wzroku od oblizujących się
warg demona, które to w żółwim tempie – jakże odmiennie od jego palców –
zacieśniały się na przygotowanym do wytrysku członku. Już nic nie
bolało. Istniała wyłącznie bezbrzeżna przyjemność, którą czerpałem
garściami zaciśniętych w mojej pięści białych włosów. Jeszcze chwilę
pozwoliłem na katowanie mnie różnorakim rytmem pchnięć, aby zaraz
przyspieszyć ruchy głowy mężczyzny, dokładając do tego wychodzące jej
naprzeciw biodra. W tym momencie zdawałem sobie sprawę z tego, że
podniecenie wzięło górę i być może zostanę zbesztany za samowolkę, ale
jakże ona była fantastyczna! Zabawiałem się ustami diabła starszego ode
mnie o tysiąclecia! Pewnie działam pod silnym efektem odurzenia, toteż
wszelkie przekleństwa zostaną mi darowane... a chcę nazwać rzeczy po
imieniu. Boże, wybacz mi...
-
Taak... Chcę je pieprzyć... chcę dojść w twoim gardle. Ssij... Dobry
sługa... O tak... – rozkoszowałem się własnymi słowami. Perwersja,
lubieżność i ja, w pełni świadomy własnej nieświadomości i zaćmienia
umysłu. – Czujesz, jak rośnie? Rozpycha cię od środka... Nie odsuwaj
się! – w ramach kary przycisnąłem go mocno do podbrzusza, jednak nie
pomyślałem, że wywołam tym odruch automatycznego przełykania. Łaskoczące
członek migdałki dopełniły reszty i choćbym zachował resztki
rozsądku,odsuwając Jekona od siebie, nie pozwolił mi na to rozsadzający
mnie orgazm. Czegoś takiego jeszcze nie miałem. Pod przymkniętymi
powiekami zobaczyłem biały obraz, a nadal poruszające się biodra drżały w
spazmach silnej eksplozji nasienia. Migoczące gwiazdy zalewał pot
lejący mi się z czoła, a upływające sekundy stały się dla mnie wielką
niewiadomą. Chyba nawet opadłem z sił, bo pojedyncze szarpnięcia
docierały do mnie w zwolnionym tempie.
- Hej, Ori. Wszystko w porządku?
- Powtórzymy to? – zapytałem z głupim uśmieszkiem.
-
Idiota. – białowłosy ułożył mnie wygodniej, naciągając na nas spodnie.
Zużyte przez niego chusteczki w ilości chyba ośmiu zwiniętych kulek
leżały pod jedną ze ścian. – Dochodzisz do siebie. – parsknął śmiechem.
Dopiero
po chwili zauważyłem białą plamę w kąciku jego warg. Rozważając, co to
może być, przypomniałem sobie szybko. Słowo daję, nie ma mi się do
dziwić. W końcu tak potężny wytrysk zamroczyłby niejednego.
- To jest smaczne?
Jekon
spojrzał na mnie, zmarszczywszy brwi. Dotykając miejsca, w które tak
intensywnie się wpatrywałem, starł krople mojego nasienia.
- Spróbuj kiedyś. – wykrzywił wargi w ironicznym geście. – Zanim znowu się na mnie rzucisz, rozpocznę wątek, który przerwaliśmy.
- Jesteś bez serca. – naburmuszony, wskazałem mu znów napęczniały rozporek.
-
Masz kiedyś dosyć? – zapytał, jakby nie wiedział. – Nieważne. – machnął
ręką. – Zbierasz notatki w trakcie stosunków. To bardzo uwłacza
każdemu, kto miał z tobą do czynienia. Być może widzisz w tym głębszy
sens, ale my nie. Nawet teraz, gdy niemal dochodziłeś, nie przeszkadzało
ci to w zapisywaniu doświadczeń. Jeżeli chcesz napisać książkę, zrób to
po założeniu spodni na tyłek. Poza tym nie ważne jak wszyscy cię cenimy
i lubimy... Daniel nie zasługuje na takie traktowanie. I bynajmniej nie
matkuję ci, krzywousty. – sięgnął wargami do mojego policzka, kiedy
zauważył, jak bardzo nie podoba mi się to, co mówi. – Traktujesz mnie
jak nieco wybrakowany lecz posłuszny zamiennik. Nie wyobrażaj sobie, że
zacząłem żywić do ciebie głębsze uczucia, co nie znaczy, że mi się nie
podobasz. – nie wiem, czy pogładzenie oklapniętej nagle erekcji miało
jaką formę pocieszenia, ale roli nie spełniło. – Lucyfer jest świetnym
facetem, bo w końcu dotarło do niego, że powinien się tobą zająć, ale
znając pupila łowców, to on starał się być z tobą najbardziej szczery.
Wiesz o tym, że Daniel nie jest już żołnierzem?
-
Jak to, nie jest? Kur... super! Odechciało mi się seksu! – momentalnie
wyzwoliłem się z jego objęć i wstałem, zrównując się oczami z jego
szyją. Zaraz naprawiłem błąd, kładąc dłonie na obnażonych jeszcze
barkach, nakazując mu pochylenie się. – Przecież nikt nie będzie patrzył
na mnie z góry. – zaśmiałem się, całując go w brodę i łaskawie
pozwalając na wyprostowanie się.
Tymczasem on rozczesał palcami włosy, nie wyglądając na zadowolonego.
-
Prędzej, czy później i tak byś się dowiedział. – mruknął. – Poprosił o
to zaraz po powrocie do Piekła. Nie wiem zbyt wiele, ale doszły mnie
słuchy, że pewien młody diabeł dał mu się we znaki. – mógł sobie darować
to znaczące spojrzenie. I bez niego wiedziałem, że chodzi o mnie. – W
przyszłości zajmie się opieką nad dzieckiem Kamio i Baala...
-
Zostawić ich na chwilę, a już urządzają jakieś orgie. – nie byłem
zdziwiony zaopatrzeniem się w potomka, tylko szybkością pogodzenia tych
dwojga.
-
...a także innych maleństw. – dokończył. – Nie rób takiej miny. Dzięki
tobie uświadomił sobie, że bardziej od sprawnej armii społeczeństwo
potrzebuje osoby, której mogłoby powierzyć swoje pociechy,
które odseparowano by na miesiąc po porodzie. Małe diabły są narażone na
bodźce ze środowiska zewnętrznego, dlatego nic nie może im
przeszkadzać, prócz wyważonego tonu głosu czytającego im i zwracającego
się z czułością. W domach, jak wiadomo często panuje napięta sytuacja, a
kłótnie nie sprzyjają rozwojowi.
- Nie pocieszaj mnie. – fuknąłem, mrużąc oczy. Świetnie! Zamienił mnie na inne dzieci!
- Teraz jego zadaniem jest dokarmianie Michaela.
Momentalnie zapomniałem o dotychczasowej złości.
- Jak to? – zaniepokoiłem się. Przecież tatuś miał wszystko, o czym zapragnął!
-
No wiesz... – wzgardliwie parsknął. – Lucyfer w pełni poświęca się
tobie, zapominając o tym, że archanioł potrzebuje światła i mleka. Nie
zabronił mu poruszania się po Piekle, jednak przepustki na Ziemię nie
załatwił po dzień dzisiejszy i tylko Daniel wpadł na pomysł, aby
przemieszczać się tam i zaopatrywać we wszystko.
Nie
wiedziałem, że tata jest taki... Kochają się, a mimo wszystko ojciec
zachowuje się tak podle... Przed oczyma przebiegło mi wspomnienie
Michaela, który jako jedyny po mojej drugiej przemianie wyciągnął do
mnie ręce, ciesząc się, że nic mi nie jest. Nawet tata bał się mojego
odpychającego spojrzenia, a archanioł nie...
- Porozmawiam z nim o tym! – zadecydowałem, zmierzając ku drzwiom.
- Nie radziłbym. – Jekon złapał moje ramię, ciągnąc do siebie. – Poczekaj, aż zdasz cały trening.
-
Nie mam zamiaru. – potrafiłem przestraszać, a więc i tym razem z
łatwością wyrwałem się demonowi. – Oszukał mnie, więc nie pozostanę mu
dłużnym. Poza tym... Michaelowi wiele zawdzięczam i nie mam zamiaru
patrzeć, jak ojciec go traktuje. – chciałem się odwrócić, ale ten uparty
osioł użył swojej mocy obezwładniania ciała. – Kiedyś wyczerpiesz
energię i tak, czy inaczej nie powstrzymasz mnie.
Długo
wpatrywał się w moje oczy, analizując chyba sytuację. Wiedział, że mam
rację. Może nie odkryłem jeszcze atutu i źródła własnej potęgi, ale do
perfekcji wyćwiczyłem przetrzymywanie innych.
-
Nie odwiodę cię od planu, hm? – zwolnił mnie spod władania magii,
mierzwiąc mi spływającą po twarzy grzywkę. – Uparty idiota. Idź, idź, w
paszczę lwa, ale nie daj sobie spiłować pazurków.
-
Jeżeli marzyło ci się zdzieranie ubrań przy ich pomocy, trzeba było
powiedzieć. – uśmiechnąłem się prowokacyjnie i nim jego ręka dosięgła
mojego ramienia, zniknąłem pospiesznie, teleportując się na korytarz.
Drogę, którą będą musiał pokonać, wykorzystam na pobieżny zarys rozmowy,
jaką przeprowadzę z ojcem. Łatwo nie będzie, ale czy ja się
kiedykolwiek poddaję?
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Orion jest bardzo zainteresowany Danielem, ale nie właściwie to okazuje, ocho Michael jest pupilkiem łowców, jestem bardzo ciekawa tej rozmowy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga