piątek, 5 października 2012

5. Jak pies z kotem.

02 listopada 2009

Oi moje kochane Elfiątka.

Odpowiedzi:

Kirhan - Jak zacząć, to z rozmachem, nie? ;P To nie ostatnia para.

Veg - kłaniam się i przepraszam za luki w czytaniu.

Łapcia - Poetką? :P Wolę nie, bo po ostatnim wierszy na polski, nauczycielka powiedziała, że raperka byłaby ze mnie lepsza xD

Pani Ciemności Yuuki - Ja mam tak samo. Z maty... bez komentarza, ale polski idzie mi lepiej. A jeszcze jutro próbna matura z maty...

Sylwia - Doceniam, że w ogóle zachodzisz do jaskini Skrzata xP

Grelcia - Ja na wszystko odpiszę, ale muszę się nastawić psychicznie na jutrzejszy dzień... Wybaczysz Kseniaczkowi? ;P

Luni - Oj taak, Subaru ma talenty. Różniste xD

Chieko - Jeszcze niejedno się wydarzy, a coś między bohaterami... dzisiaj małe odkrycie kart ;P

Jasper ;3 Wesołego Halloween XD

Hoshi ;P - No, moja droga, liczę na szybkie dodanie notki, bo... Naślę na Ciebie Malfoya xD

Oluś - Ja tu się ładnie dostosowuję do termonów, a Ty kurcze, co wyrabiasz? XD

Fukatoi - Wiersz to jego jednorazowy wyczyn ;P Później będą inne ;P

Aiko - Ciała pokapowały się, o co chodzi... a nawet właściciel jednego z nich, też się zorientował ;P

Kimiś i Erwik - Dziękuję za powiadomienia ;)

Kiko - Jeżeli to czytasz, to cudownie. Napisz temu... temu... ciołkowi jednemu, że jak nie chce mieć kogoś na sumieniu, albo chce jeszcze kiedykolwiek na tyłku usiąść, to radziłabym mu odnowić blogi. Co mu się kurcze stało? Dlaczego???

 

Na ścianie wisiał kalendarz pozakreślany wszelkimi możliwy kolorami. Na malutką, czerwoną kropkę zaznaczoną przy dniu „trzeci październik”, który właśnie był, nikt nie zwrócił specjalnej uwagi. Nikt, oprócz jednej.
- Czy ktoś widział Subaru? – zza drzwi prowadzących do salonu wyłonił się Eiri.
- Dzisiaj wyjątkowo nie. – cesarz oderwawszy się od maltretowania szyi Faya, pokręcił przecząco głową.
Chłopcy zaczęli się martwić. Robiło się coraz ciemniej, a z nieba, o dziwo, padał drobny śnieg.
- Poszukajmy go. – w głosie Mizukiego można było wyczuć namacalne wręcz zdenerwowanie i obawę.
^^^
Już od dwóch godzin przeszukiwali sklepy, kościoły, szkoły i różne duże oraz małe miejsca, gdzie Misaki mógłby z niewiadomych nikomu przyczyn, schować się. Pytali ludzi, lecz nie znalazła się osoba, która kojarzyłaby dziecko o takim rysopisie, jaki podawał Hoshi.
- Zadzwońmy na policję. – Aki już sięgał po telefon, gdy powstrzymał go Eiri.
- Jest jeszcze jedno miejsce.
^^^
Stali jakieś półtora metra od chłopca. Subaru, ubrany w grubą kurtkę, czapkę, rękawiczki, ciepłe spodnie i glany, leżał, przykryty lekką warstwą białego puchu, na jednym z pomników. Na nim widniał napis: „Kochanej mamie na zawsze pogrążony w bólu jej syn. Ześlij na mnie Ducha Świętego. Satsuki Misaki. Ur. 15.04.1970r. Zm. 3.10.2007r."
Hoshi pochylił się nad dzieckiem.
- Subaru obudź się. Słyszysz?
Brunet otworzył leniwie oczy.
- Znaleźliście mnie. – kichnął głośno.
Isamu wziął go na ręce.
- Na razie śpij. Pogadamy w domu.
^^^
Gdy udało im się bezpiecznie wrócić do hotelu, a później salonu, blondyn zdjął z niego ciepłe okrycie i nałożył na jego ramiona koc.
- A teraz, młody panie, powiedz mi, co to niby miało znaczyć? – z miny Mizu nie wynikało nic dobrego.
- No...bo... dzisiaj jest rok, jak moja mama zmarła. Miałem wam powiedzieć, ale chciałem pobyć z nią sam.
- Wystarczyło, że byś o tym wspomniał. Uszanowalibyśmy twoją decyzję.
- Przepraszam. – wychrypiał jedenastolatek.
- Będziesz chory. – fioletowooki widząc przygarbioną postać Subaru i wyczerpanie na jego twarzy, spuścił z tonu.
- Czy... czy naprawdę martwiliście się o mnie? – to pytanie Misaki zadał patrząc w bok.
Chłopcy spojrzeli po sobie.
- Pewnie! – wykrzyknęli równocześnie w taki sposób, jakby to była rzecz najnormalniejsza w świecie.
- Serio? – drżąca broda i szeroko otwarte oczy wręcz prosiły się o szczerość. – Bo tatę nie obchodziło, gdzie jestem – wychlapał.
- Twój tata wielkim głupkiem był. – Hoshi przytulił go do siebie i ucałował w czoło. – Musisz iść spać i się wygrzać, żebyś się nam nie pochorował bekso. – potargał mu włosy.
- Same ze mną kłopoty. – Misaki siąknął nosem.
- Jakiś ty pociągający. – Keizo spojrzał na niego rozmarzonym wzrokiem.
- Ugryź się. – jedenastolatek obrócił się na pięcie i ruszył schodami w kierunku swojego pokoju.
Następnego dnia chłopiec oczywiście był chory, a że akurat rozpoczął się nowy tydzień, nie mogło być mowy o szkole. Nikt nie chciał zostawić go samego, więc ciągnięto losy, które wygrał Mizuki. Reszta, z głośnym pomrukiem niezadowolenia, rozproszyła się do pracy, czy szkoły.
Tuż przed wyjściem Keizo podszedł do łóżka chorego.
- Dzisiaj to zrobię. – wyszczerzył się i wyszedł nim brunet zdążył wyrazić swój pogląd.
Jedenastolatek uśmiechnął się smutno.
- Obyś tego nie żałował. – szepnął.
Zobaczył nagle czyjś cień, więc odwrócił się. Momentalnie zbladł i wbił się w oparcie legowiska. Za nim stał Mizuki ubrany w hełm żołnierza piechoty niemieckiej. W ręku trzymał kubki z niezbyt przyjemnie pachnącymi wywarami. Do tego na biodrach spoczywał...
- Ahaha! – Subaru nie powstrzymał wybuchu śmiechu. - Ależ masz seksowny fartuszek. – trzymał się kurczowo za brzuch.
Blondyn spojrzał na niego groźnie, co raczej nie pomogło. Różowy ciuszek rażąco drażnił oczy.
- Hm... – Misaki momentalnie spoważniał. Taki szatański wyraz twarzy widział tylko raz, kiedy Eiri, niczym sarna po polu, biegał w samych bokserkach. – Zaraz zobaczysz, co to znaczy ze mnie drwić.
Po niecałej minucie brunet, ze łzami w oczach, przepraszał gorąco.
- Ja cię błagam. Już nigdy więcej nie powiem nic złego na twój temat, tylko nie dawaj mi już tych... leków. – skomlał. W miarę, jak przybywało zapewnień, blondyn rozpogadzał się i tryumfował, lecz ostatnie zdanie zaważyło na wszystkim. – Jeżeli to twoje specyfiki, to oszczędź mnie, bo jak matematykę kocham, umrę szybciej, niż jakbym w ogóle się nie leczył. Kucharka z Ciebie żadna.
Na czole fioletowookiego powstało mnóstwo żyłek i kropelek potu.
- To się teraz doigrałeś. – warknął i wepchnął w jego usta łyżkę z tranem.
***
Tymczasem w szkołach rozpoczęły się lekcje.
Keizo podbiegł do jakiegoś chłopca i wręczył mu dwie kartki.
- Tu masz te zadania, a teraz wiesz, co masz robić?
Tamten skinął głową. Włożył notatki do plecaka i odwróciwszy się, podbiegł do szafek, w których uczniowie trzymali książki i nabrawszy rozpędu, uderzył w jedną z nich. Następnie rozejrzał się dookoła i dostrzegłszy rosłego kolegę, zawołał go.
- No, pospiesz się. – mruknął.
Chłopak skrzywił się lekko i wymierzył mu cios w oko, lecz nie na tyle mocno, by pozostał wielki ślad. Chodziło o małe zasinienie. Później podpierając się, przewrócił szafkę.
- Tyle? – zapytał po wykonaniu zadania.
- Ta, dzięki. – zbył go i ruszył w kierunku dużych drzwi, za którymi znajdowała się inna szkoła o pedagogicznym kierunku. Na szczęście, podczas całego zdarzenia nie było nikogo na korytarzu, więc misja była, jak dotąd pomyślnie przeprowadzona.
Nastolatek wpadł do jednej z klas, wcześniej rozrywając sobie rękaw bluzy.
- Proszę pani! Niech mi pani pomoże! – wrzasnął rozdzierająco.
- Co się stało? – miła, starsza już kobieta podeszła do niego szybko.
- On zgłupiał! Uderzył mnie, a potem przewrócił szafkę! Postradał rozum! Chciałem tylko żeby pokazał mi, jak robi sobie tak fajny efekt pofarbowanych włosów. – cały drżał na ciele.
- Spokojnie. Powoli. Kto ci to zrobił?
Chłopiec spojrzał na nią nieśmiało, uciekając wzrokiem.
- Nie bój się. Nie powiem mu, że to ty na niego doniosłeś. Zawsze mógł być jakiś świadek tego zajścia. – poklepała go pocieszająco po ramieniu.
- Keizo Dakori. – szepnął.
Krzesełko gruchnęło na podłogę, a chwilę później, tuż przy nauczycielce stanął Maiyu.
- Gdzie? – warknął.
Kobieta posłała mu niepewny uśmiech. Wiedziała, że siedemnastolatek opiekował się bursztynookim i czuje się za niego odpowiedzialny.
- Pod pierwszą „e”. Niedaleko klasy. – wyjąkał młodszy.
Nauczycielka ujrzała otwierające się szybko drzwi, a zaraz potem wybiegła za oddalającym się Uedą.
Gdy dotarli na wskazane przez tamtego chłopca miejsce, ujrzeli przewróconą szarą szafkę, jednak po trzynastolatku nie było śladu.
Kobieta zajrzała przez szybkę w drzwiach do jakiejś klasy, by następnie wejść do środka.
- Przepraszam. Czy można prosić Keizo?
Po chwili burza czarnych włosów wychynęła na korytarz.
- Ty smarkaczu! Coś ty sobie myślał?! - Maiyu chwycił kołnierz szkolnego mundurka kolegi i szarpnął nim, urywając guziki.
- Spokojnie. – nauczycielka starała się załagodzić sprawę. – Na początek proszę, abyście ustawili ten sprzęt w pozycji, w jakiej dotychczas się znajdował.
Kipiący z wściekłości Ueda prychnął i puścił go.
- Rusz tyłek i podnieś to. Potrafiłeś nabałaganić, więc teraz to sprzątnij. – mruknął, jednak pomógł mu. – kobieta westchnęła na takie zachowanie.
- Czemu to zrobiłeś?
- Bo tak mi się spodobało. – Keizo patrzył w bok.
Uedę szlag trafił.
- Trochę szacunku, trepie! – uderzył go w bark.
Jedyna przedstawicielka płci pięknej odchrząknęła znacząco.
- Klinem klina nie wybijesz. – skwitowała. – Nie pozostaje mi nic innego, jak nałożyć na ciebie karę. - jej wzrok spoczął na Dakorim. - Musisz napisać referat o historii Japonii od roku tysiąc osiemset pięćdziesiątego, do tysiąc osiemset sześćdziesiątego.
- Ojej, jak dużo. – zadrwił.
Światło odbiło się od szkieł okularów nauczycielki, wywołując dreszcz nawet u siedemnastolatka.
- Ma on zawierać minimum siedem kartek brystolu. – dokończyła.
Obaj chłopcy otworzyli szeroko usta, jednak po chwili Mai uśmiechnął się wyniośle.
- Dobrze ci tak. – zaśmiał się.
- A ty, Ueda. – starszy uczeń drgnął nerwowo. – Masz go pilnować dopóki nie skończy. Zostaniecie po lekcjach. Zajrzę do was później.
Gdy oddaliła się, siedemnastolatek zmierzył kolegę nienawistnym spojrzeniem.
- Wielkie dzięki. Jutro mam test z angielskiego. W dodatku będę się nudził. – syknął wymijając go i biegnąc na zajęcia.
- Jeszcze zobaczymy. – Keizo zachichotał, wpatrując się uporczywie w znikającego za zakrętem, chłopca.
Akemi (15:09)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz