wtorek, 30 października 2012

48. Przestrzeń między magnesami

02 listopada 2011

Witam kochane Elfiątka ;3 Dziś rozdział chyba ciut krótszy, bo informacyjny xD Dłuższe wolne się kończy, a mnie (pewnie nie tylko) tak strasznie nie chce się wracać do zajęć szkolnych -.-

Odpowiedzi:
Yaoistka^^ - Jeżeli jeszcze nie głosowałaś w sondzie, to bardzo proszę xD Głosy są podzielone, co mnie cieszy i zarazem przeraża, bo nieco nie wiem, co zrobić... Mnie tam bardziej Baal pasowałby na mamuśkę xDD Ale znów - to nie ja zadecyduję xD


Star1012 - Hahah, ja też nie wyobrażam ich sobie w roli ojców, dlatego Daniel nieco im pomoże. Poza tym... Baal chyba bardziej pasuje mi na mamuśkę xD Kio to jeszcze trochę dzieciak. Misiek to ciut diabełek, bo jakże grzeszne ma myśli xD O tak xD (na marginesie, padłam śmiechem z tego stwierdzenia) Mohery w piekle równa się rzeź diabłów xD 


Churi - To, kto będzie mamuśką - okaże się po zagłosowaniu w sondzie xD Choć kusi mnie wersja z Baalem - mamką xD Wszystko tu ma jakiś cel, kochana. Akurat o wielkości Miska co nieco dowiesz się już dziś - to znaczy, dlaczego jest taki malutki. Wish to moja ulubiona manga i co mogę, użyję, ale w granicach rozsądku ;P

Zielona Strefa

Gdyby ktoś powiedział, że jutro mogę spać do 10, chyba bym mu dała gwiazdę z nieba xD Niestety... Święta minęły, zbliżają się kolejne, więc powiem dyplomatycznie - oby było ich więcej xD

Przypominam o SONDZIE!

Sonda trwać będzie do niedzieli... mniej więcej do godzin popołudniowych.

Bardzo dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania ;3

--------------------------------------------------------------------------------------------------




W czasie wzajemnej adoracji dwójki elfów,  jak się okazało – zdolnych do wygłaszania wzajemnych uczuć – wyproszeni wcześniej mężczyźni ulokowali się w salonie. Przez dłuższy czas zastanawiali się, czy aby na pewno słusznie postąpili, zostawiając wyraźnie złego Baala z odsłoniętym na ataki magiem.

Zważywszy na niedawną sytuację, a warto wspomnieć, iż nie bardzo komfortową dla kotołaka, narażenie się na powtórny gniew dowódcy armii mogło nieść nieoczekiwane w skutkach zdarzenia, wliczając także, kolokwialnie rzecz ujmując – sponiewieranie chorego.
Dlatego namiętnie przykleili się do drzwi, podsłuchując. Ukyo nawet posłużył się szklanką, przykładając ją tuż przy oczku od klucza. Pomimo nagannego spojrzenia Eryka wiercącego mu dziurę w placach nie miał zamiaru umoralniać się. Cena była zbyt wysoka.
Przedstawiciel rasy ludzkiej po wielokroć starał się w jakiś sposób zniechęcić resztę, nawet podnosząc na nich głos. Tego użył w ostateczności, odnosząc niewielki skutek.
Co prawda jedynym, który w końcu go posłuchał, był właśnie eks czarownik, ale umiejętnie pokierowana rozmowa oraz szczenięce i wyjątkowo ciepłe spojrzenie dwóch kryształów lodu mogłoby zdziałać na rudowłosym cuda. Na przykład, dziwnym trafem bez żadnego „ale” wyrzuciłby natrętnych podsłuchiwaczy, gdyby tylko Eryk kiwnął palcem, równocześnie posyłając mu jedno z obiecujących mrugnięć powieką. Zanim do tego dojdzie...
- Co ty wyprawiasz? – tym razem to Ukyo objął rolę tego, który upomina. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się jednak, aby to on nasilił częstotliwość natężenia głosu, nie mówiąc o wyraźnych, ostrych rysach twarzy. – Chyba wiesz, jak ta chwila jest ważna?!
Brunet czekał cierpliwie, aż wymachujący rękoma mężczyzna wyładuje złość i energię, pozwalając mu mówić. Tracący argumenty rudowłosy zdawał się nieco uspokajać, choć jeszcze dłuższą chwilę miotał się, uzasadniając tym samym, iż nie zgadza się z metodami Eryka.
- Skończyłeś? To teraz wysłuchaj, co ja mam ci do powiedzenia. Jeżeli po moich słowach nadal cię nie przekonam, droga wolna. Możesz iść podsłuchiwać, a ja stąd wyjdę, nie chcąc patrzeć jak naruszasz ich prywatność. – początkowo zamierzał nieco postraszyć Ukyo tym, iż od niego odejdzie, bo skoro nie potrafią dogadać się w tak błahych sprawach, to jak ma wyglądać przyszłość, lecz szybko z tego zrezygnował. Nie tego go uczono. W końcu odmienne spojrzenie na świat nie oznaczało od razu jego upadku. Poza tym musiał liczyć się z tym, że to nie on a były czarownik znał się na magicznych istotach. Z drugiej strony dopadały go wątpliwości, czy prawo do intymności u ludzi różniło się czymś od tego, które przynależało do stworzeń pokroju aniołów. – Wyobraź sobie pewne zdarzenie i odpowiedz mi na jedno, bardzo proste pytanie. Ty i ja pokłóciliśmy się. Kiedy w końcu dajesz za wygraną i przychodzisz mnie przeprosić, bo przeważnie ty lubisz coś przeskrobać, chcę cię pocałować, a nagle zauważam, iż ktoś wyciska twarz na szybie, dysząc w nią i patrząc, co też robimy. Mile zapowiadające się pogodzenie umiera w połowie, bo ty koniecznie musisz ukarać podglądacza. Czy to byłoby przyjemne?
Przeszywający ciało dreszcz przebiegł po kręgosłupie rudowłosego, wykrzywiając usta w niesmaku.
- Ale to nie jest takie samo!
- Doprawdy? – ciemne brwi powędrowały do góry. Eryk dosłownie tracił na niego siły. – Gdyby oni chcieli się pozabijać, to dom już dawno nie miałby co najmniej dwóch ścian. A co, jeżeli – policzki pokryły się młodzieńczym rumieńcem. – właśnie doszli do konsensusu, a chuchający w klamkę obserwatorzy, wydający dźwięki porównywalne do seks telefonu utrudniają im... no wiesz, co! – wykrzyknął, zastawiając oczy grzywką. Niejednokrotnie zastanawiał się, czy z czasem jego bezbrzeżne teraz zażenowanie zniknie, a w jego miejscu pojawi się pewność.
Przez gęstą zasłonę czarnych włosów nie mógł dostrzec zrozumienia wypływającego na twarz starszego mężczyzny. Wyglądało to tak, jakby złotooki dopiero co uświadomił sobie, że brał pod uwagę tylko jedno rozwiązanie, zapominając o tym, iż kij ma przecież dwa końce.
Czasami trudno mu było opanować swój porywisty charakterek, zwłaszcza z powodu stojącego przed nim chłopaka. Dziwnym sposobem wyzwalał w nim morze uczuć.
Teraz też, ostrożnie unosząc nieco spiczasty podbródek kierowały nim ocieplające serce emocje. Długo wpatrując się w szare, miejscami mroźnie lodowe tęczówki próbował roztopić je swymi jasno złotymi, chcąc zarazem przekazać Erykowi, jak bardzo mu na nim zależy.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? – miał ochotę roześmiać się w głos, lecz z piersi wyrwało się tylko lekkie prychnięcie, gdy onieśmielony brunet stał w miejscu, nie dowierzając. – Poprzedzając twą ciekawość... Tak, zgadzam się z tobą, bo masz sporą rację. Obiecuję, że częściej będę polegał na twoim zdaniu i co najważniejsze... dopuszczę cię do głosu. – po chwili zmrużył nasadę nosa. Coś mu nie pasowało. – Dlaczego aż tak bardzo cię to dziwi?
Chłopak ukrył się w silnych ramionach, mocno obejmując talię byłego czarownika. Nie posiadał się z radości, iż dorosły mężczyzna szanuje zdanie nastolatka. Delikatnie obrócił policzek, aby dotykać nim szyi Ukyo i jednocześnie móc mu coś powiedzieć.
- Jestem tylko człowiekiem, osobą niemagiczną, a ty żyjesz już tyle lat, iż z pewnością dużo lepiej znasz się na wszystkim, masz doświadczenie i... – zamilkł, czując odsuwające go dłonie. Musiał lekko zadrzeć głowę, by zrównać się z rudowłosym.
- Nie tak dawno sam mówiłeś, że każdy ma takie same prawa. W dodatku... zauroczyłeś mnie od pierwszego wejrzenia. Od tamtej pory nie potrafiłem o tobie zapomnieć, wciąż pojawiałeś się w moich snach. – wsunął ręce pod szczękę Eryka, masując kciukami gładkie policzki. – Nie wierzę, że nie masz w sobie choć drobiny magii, bo inaczej jak skradłbyś serce zgorzkniałego czarownika, który na co dzień przebywał z wieloma kobietami, a wybrał nieziemsko przystojnego mężczyznę? – uwielbiał zawstydzać bruneta, lecz teraz z pełną przekorą wygłaszał najprawdziwsze uczucia targające szybko bijącym sercem. Wiele razy okazywał chłopcu, co przeżywa, gdy ten jest obok, a obecnie brakowało mu tego czegoś, wieńczącego piękne słowa. Niedługo później wpadł mu do głowy pewien plan. Pochylił się nad lewą powieką młodzieńca. – Troszkę zaboli. – mruknął, kontynuując to, co rozpoczął.
Gdy ciepłe wargi zetknęły się kącikiem brwi, Eryk poczuł ukłucie, jakby ukąsił go komar. Ufał rudowłosemu, toteż nie dotykał szczypiącego miejsca, oczekując pozwolenia. Uzyskanie go towarzyszyło rozszerzeniu źrenic i nie dowierzającemu okrzykowi radości.
Stojące nieopodal lustro jedynie potwierdziło przypuszczenia bruneta, uzupełniająco dopełniając uroku drobnemu cudowi.
Kryształowy, niewielki kolczyk w kształcie róży błyszczał przez moment czystą bielą. Przemyślnie wykonane nakłucie wycisnęło z ranki jedną tylko kroplę krwi, przez co śnieżny brylant zabarwił się na soczystą czerwień.
- Dobry Boże... – zszokowany Eryk nie umiał inaczej wyrazić zachwytu. Świadomy grzesznych słów zakrył dłonią usta, odwracając się do złotookiego. – Do nieba raczej nie pójdę.
- Zatrudnię cię w Piekle.
Obydwoje spojrzeli w kierunku drzwi, dostrzegając w nich wszystkich podglądaczy.
Ukyo musiał przyznać, że podsłuchiwanie i jawne obserwowanie nie jest dobrym pomysłem. Poza tym czuł się nieco niezręcznie i źle z tym, iż ktoś poza nim oglądał tak pięknie uśmiechającego się Eryka. Już nawet szykował odpowiednią przemowę, gdy jego sokoli wzrok oraz zdolności pomogły mu wyczuć intencje Michaela. Niewielki aniołek siedzący na dłoni Mefistofelesa co i rusz zerkał na diabła, morskimi oczami pokazując, iż chce porozmawiać z nim na osobności.
Były czarownik szybko przewertował w myślach wszelkie drogi wyjścia z tej sytuacji. Zadanie miał utrudnione, gdyż pozbycie się dwóch, czy trzech osób mogło nie stanowić problemu, ale sześć?
Rozglądając się po pokoju w celu natchnienia, natrafił na zegar i to on go zainspirował.
- Potrzebuję kilku silnych mężczyzn. Od jakiegoś czasu zbieram się za rąbanie drew i jakoś ciężko mi to wychodzi... – mrugnął porozumiewawczo do domyślającego się Eryka, otrzymując w zamian krótkiego całusa. Co do tego także miał plan, który powoli wcielał w życie. – To na pożegnanie? Bo wiesz, kochanie, za piętnaście minut zaczyna się twoja zmiana i...
- O cholera! – panika z szarych tęczówkach była wystarczającym dowodem na to, iż brunet faktycznie zapomniał o codziennej pracy. – Czemu wcześniej nie powiedziałeś! – wyrzucał mu, biegając od szafy do lustra, jakby czegoś szukając. W pewnym momencie stanął, zupełnie przerażony i niczym doskonale zapowiadający się aktor pretendujący do roli w horrorze, odwrócił się powoli do zdziwionych towarzyszy. – W sypialni mam rzeczy na zmianę...
Nie zrażony niczym Ukyo podszedł w poprzednich miejsc wycieczki bruneta, wyciągając z jednego z wieszaków czarną podkoszulkę, obcisłe, beżowe spodnie z wielbłądzim paskiem oraz szary płaszcz.
- Mówiłeś, że nigdy tego nie założysz… teraz nie masz wyboru. – gdyby ktoś, w skali do dziesięciu, zapytał, jak bardzo diabolicznie uśmiecha się Ukyo, wszyscy z pewnością postawiliby na jedenaście.
Dwie minuty później wychodzący z domu Eryk kołysał delikatnie biodrami, chcąc zrobić byłemu czarownikowi na złość, co w istocie mu się udawało. Długie, rozpuszczone włosy zarzucił na plecy, pozostawiając jedynie dwa dłuższe pasemka. Ich intensywny kolor mógł zmylić każdego przechodnia, który uważałby, iż to nie kosmyki, a bardzo piękny, gruby szal.
Szary, sięgający kolan płaszcz z czarnymi guzikami i naszyciami wokół wywiniętego kołnierza odsłaniał smolisty podkoszulek kończący swój dekolt tuż przed wydatnymi mięśniami brzucha. Z kolei szyję zdobił łańcuszek podkreślający wcięcie cienkiej bluzki oraz piękny, marszczony szal, jakby idealnie pasujący do Eryka.
Wzrok Ukyo nie pozostawał złudzeń. Ktoś musi zastąpić go przy domowych czynnościach, gdyż on z pewnością nie zostawi bruneta bez obstawy. Wypadło na Gabriela, choć ten w pełni zdawał sobie sprawę, iż tak się stanie. Poza tym sam postąpiłby podobnie. Eryk – gdy tylko chciał – mógłby zawrócić w głowie każdemu, nawet samemu Władcy Piekieł.
Tylko, czy szarooki zgodzi się na ochronę? Przecież nie raz dobitnie podkreślał, gdzie ma wszelkie zasady bezpieczeństwa. Opierając się o futrynę posłał byłemu czarownikowi pociągłe spojrzenie.
- Ukyś... patrzysz na mnie tak jak pies, który chce wyjść... to chodź na spacer, psiaczku. – chyba to całe dowodzenie zaczęło mu się podobać...
^^^
Kwadrans później
Michael
Strasznie się cieszę. Ukyo musiał zauważyć moje spojrzenia do Mefiego i zorganizował to wszystko dla mnie! Teraz, gdy zostałem sam z głaszczącym mnie czule diabłem, mogłem wreszcie porozmawiać z nim o swoich problemach.
Poprosiłem go, aby usiadł wraz ze mną w fotelu i wysłuchał tego, co mam do powiedzenia, nie przerywając mi... przynajmniej jakiś czas.
- Chyba wiem, dlaczego wylądowaliście tu z Rafaelem. To moja wina... – szepnąłem, jednak nie spuściłem głowy. Mógłbym przegrać ponowne mocowanie się z własnym sumieniem. – Bardzo was lubię, mówiłem ci to już kiedyś i gdy postawiono mnie przed faktem dokonanym... – głos zdradzał, jak wielkie szarpią mną emocje. Zacząłem łkać, więc początkowo długa rozmowa musiała zamienić się w konkretną. – Miałem was już nigdy nie zobaczyć! Bez pożegnania, ja... nie potrafiłem, więc w jakiś sposób moja cierpiąca dusza pociągnęła was ze mną. – na więcej nie było mnie stać. Tak dobrze czułem się, będąc trzymanym w ciepłych rękach Mefiego, ale jednocześnie obawiałem się, co powie po dowiedzeniu się prawdy. Panująca cisza wcale nie polepszała samopoczucia, wręcz je rujnując.
- Głuptasie... Gdybym o tym nie wiedział, deportowałbym się do Nieba zaraz po przybyciu tutaj.
On zawsze był dla mnie taki wyrozumiały! Traktował mnie jak młodszego brata, choć to ja przewyższałem go wiekiem. Przytuliłbym się do niego, lecz on spojrzał na mnie, wycierając mokre mi policzki.
- Pamiętasz słowa Boga? „Póki oczy, uszy i serca nie zostaną zaspokojone złymi i przykrymi emocjami, mają przebywać w jednym miejscu, szukając wyjścia z tej sytuacji.” Wydaje mi się, że właśnie o tym mówił Bóg... Doskonale zdawał sobie sprawę z wrażliwego serca, jakie posiadasz. Nie wiem, jak jest w Niebie, ale na dole panuje pewna zasada... Jeżeli opuszczający Piekło diabeł pozostawia osobę, której w dużym stopniu zależy na tym osobniku, musi załatwić z nią wszelkie sprawy. W innym wypadku przenosiny nie dojdą do skutku, gdyż ich dusze zostaną niejako rozerwane. Akurat z nami Stwórca obszedł się dosyć łagodnie. – zamyślił się, mrucząc cicho pod nosem.
Co chwilę przygryzał dolną wargę, kręcąc głową, jakby coś miało go na kierować na odpowiedni tor.
Czasami zdarza się, że o czymś zapominam i dopiero utkwienie wzroku w przedmiocie lub osobie, którą widziałem po raz ostatni, gdy jeszcze pamiętałem o konkretnej rzeczy pozwala mi na olśnienie. To chyba właśnie robił Mefi.

Mówił mi, że starał się połączyć wszystko w całość, a ta rozmowa chyba wiele mu pomogła, gdyż dosłownie zapowietrzył się, patrząc na mnie błyszczącymi oczyma.
- Bóg naprawdę cię kocha. – zaczął się śmiać, a ja nie miałem pojęcia, co takiego zabawnego było w jego stwierdzeniu.
- Bóg kocha wszystkich. – upomniałem go, jednak on nie słuchał.
- Nie o to mi chodziło. Misiu, nie rozumiesz? Bardzo przeżywasz rozstanie ze mną i Rafaelem, czyli aż dwiema istotami. Wyobrażasz sobie, co stałoby się z tobą, gdybyś nadal pozostał w normalnej postaci? Teraz, gdy jesteś malutki, kontener, jakim jest ciało mieści w sobie dużo mniejszą tęsknotę. Dodatkowo – kontynuował, a ja czułem podnoszące się na karku włoski. – tymczasowo pozbawiono cię mocy, więc tym bardziej potrzeba pożegnania się z nami nie oddziałuje na ciebie magicznie! – przytulił mnie powtórnie, gdyż ja nie dawałem wiary w to, co słyszę.
Jeżeli to byłaby prawda...
- To jest prawda, Michaelu, jednak na twym wzroście zostanie przeprowadzona jeszcze jedna próba.
Machinalnie odwróciłem się do znanego mi od niedawna głosu, dopasowując go do stojącego w progu chłopaka. Od razu rzucił mi się w oczy jego przygnębiony wzrok i trzymany w dłoni kwiat – wiadomość.
- Z racji tego, iż nie umiesz czarować, jestem zmuszony otworzyć to przy tobie. – wyciągnął dłoń, rozszerzając palce, aby lśniąca kula, a w jaką zamieniła się roślina, mogła swobodnie przeobrazić się w tekst, który przeczytać mógł tylko anioł. Zanim jednak młody, ale jakże stanowczy Orifiel przekazał mi słowa Boga, raz jeszcze obdarzył mnie współczującym spojrzeniem, jakby przeczuwał, co się święci. – Michaelu, były aniele, stróżu Noworodków o najczystszym sercu i duszy. W twych rękach leży los jednego z moich znamienitych synów i tylko ty zdołasz go ocalić. To moja największa prośba, o którą dozgonnie proszę. – coraz bardziej bałem się kolejnych nowin. Już te wywoływały u mnie czysty przestrach, jednak okazać się miały kroplą w morzu tego, co przelać miało ostatnie, decydujące zdanie. – Orifiel będzie ci pomocnikiem w czasie powrotu do Nieba.
Akemi (19:24)

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, jak się okazuje, Bog jednak bardzo kocha i w ten sposób wystawienia na próbę Michaela, a Ukuś o tak...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń