wtorek, 30 października 2012

47. Przestrzeń między magnesami.

27 października 2011

Witam Was, kochane Elfiaczki ;P Od razu przepraszam za jednodniowe opóźnienie, ale rozdział nieco mi się wydłużył, a nie chciałam go znów przerywać (czyli dodać o czasie,a tak to jest opóźnienie, ale notka ma 3355 słów xD) Mam nadzieję, że nie zawiodę Waszych oczekiwań. *chowa się gdzieś za fotelem*. Poza tym Kio i Baal jeszcze się pojawią ;3

Ah, znamy już wyniki sondy (choćbym trzymała ją jeszcze tydzień, to wynik i tak pozostanie bez zmian, a więc...) Na dzień dzisiejszy i ostateczny, co do sondy, przyjmuje się takie oto wyniki, które nie podlegają już zmianie, a kolejne głosowania nie będą miały już ważności:

Czy Kio ma być przemienny?

- Tak, niech spłodzi Baalowi córkę  - 48 głosów (71,64%)

- Nie. On się nie nadaje na ojca      -   7 głosów (10,45%)

- Niech pojawi się jakieś dziecko,

ale nienależące do Baala i Kio          - 12 głosów (17,91%)


Wszystkich głosów 67. Bardzo dziękuję za głosowanie!

Takim sposobem chłopaki dorobią się córki XD Lud zadecydował xD


Odpowiedzi:

Yaoistka^^ - Hejo ;3 Kiciuś przeżyć musi! xD Przecież sonda była o nim, więc raczej trudno byłoby mu urodzić, gdyby był martwy xD

 

XandraT - Oj, kochana, Baal tak go wyleczy, że boroczek będzie myślał wyłącznie i spaniu XD Aleksandra, aha xD Wybacz, że tak zaproponowałam z Ksandrą, ale sama mam nietypowe imię, bo Ksenia, więc chciałam się upewnić xD

 

Star1012 - Kotołaki mają chyba jedno życie XD Wieesz... Lu to dobry diabełek, a Misiek to zły aniołek xD Hahaha, oj tak, moher power pewnie by padł, widząc diabły... a to w sumie takie ich ziomki są, jakby nie patrzeć XD

 

Churi - Poprzedni rozdział pisany być niemal na kolanie z ręką trzymającą bolący brzuch xD Co do czystości notek... staram się przykładać. No ba, każdy ma swój gust xD Grunt, że poczytała... może sama zacznie pisać coś z tej tematyki? ;>


Zielona strefa

Emocje opadają, na zajęciach się normuje. xD Źle nie jest, rektorskie - odhaczone. Tylko mimo wszystko czasami jest brak czasu na pisanie. Dlatego informuję, iż rozdziały będą pojawiać się czasami z opóźnieniami, za które przepraszam już teraz.

 EDIT: Mam dla Was kolejną sondę. Kilka osób wpadło na pomysł, aby to Baal był ciężarny. Co Wy na to? Zagłosujcie!


Zapraszam do czytania i życzę przyjemnej lektury ;3 (i przepraszam za błędy!)

--------------------------------------------------------------------------------------------------




Nie raz trudno jest nam uwierzyć w decyzję innych ludzi, choćby wydawała się najbardziej trafna ze wszystkich, które w danej chwili krążą po głowie. Jednak najgorsze przychodzi wtedy, gdy osoby te zdają się być całkowicie pogodzone z losem i nawet nie chcą próbować drogi ucieczki ze ślepego zaułka.
Kamio nie tylko zaliczał się do tych ostatnich, ale też nie miał zamiaru martwić przyjaciół, zakazując Baalowi wyjawiania swego stanu. Lepsza od prawdy jest niewiedza, a oni, według niego, nie powinni zaprzątać sobie głowy obskakiwaniem go, póki jeszcze oddycha. Niech myślą, że choroba powoli zanika.
- Zwariowałeś?! – diabeł nie miał podobnego zdania w tej kwestii. Od kilku minut miotał się po pokoju niczym wściekły lew uwięziony w klatce. Starał się zrozumieć motywy bruneta, ale za każdym możliwym razem wychodziło na to, iż, albo kotołak faktycznie ma nie po kolei w tym elfim łbie, albo futrzana natura zarozumiałego sierściucha dominuje w nim nawet w tak krytycznym momencie. – Napewno jest jakiś lek!
- Siadaj. No siadaj, mówię! – wrzosowe tęczówki jakby na moment odzyskały swą waleczną stronę ostrości. – Kręcisz się jak piłeczka do tenisa stołowego. Gdyby nie to, że jesteś medykiem, powiedziałbym, iż opanowało cię stado owsików. – nadążanie za biegającym w kółko demonem było cokolwiek trudne, a wyciśnięcie z siebie sił na to, samo w sobie zasługiwało na nagrodę. Nieznoszące sprzeciwu spojrzenie ponaglało Baala, który z ociąganiem zajął opuszczone niedawno krzesło, przysuwając je bliżej brzegu łóżka. – Chciałbym pozamykać wszystkie sprawy.
Dowódca armii momentalnie skrzywił się boleśnie, odchylając tułów, aby tylko nie musieć patrzeć na takiego Kamio.
- Wiesz, że aż żal mi tracić na ciebie czas? Gdzie ten szalony kocur z wiecznie ciętym językiem? – wciąż miał nadzieję na wielki powrót osoby, z którą często się ścierał, ale nie miał przeciwko temu żadnych obiekcji. Na samym początku zamierzał całkowicie zignorować elfa lub obchodzić się z nim dosyć chłodno, jednak w świetle obecnych faktów zdecydowanie spuścił z tonu.
Zwinięty w kłębek mężczyzna zaśmiał się cicho.
- Spiłowano mu pazurki, obcięto skrzydła, wstawiono sznurki i kazano odgrywać ostatni spektakl. – przerwał na moment, aby dzięki zamkniętym oczom móc skupić się na tym, co już dawno chciał powiedzieć. – Zależało mi na tym, żebyś przyszedł, kiedy moja moc miała zostać odebrana. Szczerze powiedziawszy chciałem ci wtedy powiedzieć, abyś mi wybaczył. Źle postąpiłem i dopiero wtedy zrozumiałem, jak ważny dla mnie jesteś. Ogień, który widać od razu, a opuszczone powieki nie pokażą jego magii. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?Uciekałem przed tobą, mając zamknięte oczy, bo szukałem źródeł specyficznej aury mogącej pomóc mi zmylić łowców. Wtedy wpadłem na ciebie. Nie... nie wyczułem cię wcale. A teraz... – przez dłuższą chwilę siłował się z własną słabością i skurczami ściskającymi jego ciało wzdłuż żeber.
Kilkuminutowa cisza przedłużała się, a nagle zastygły w bezruchu kotołak zaniepokoił Baala.
- Kio? Kio! Weź się w garść, Odmieńcu! – zaczął podnosić się z krzesła, chcąc wezwać pomoc, gdy dużo słabszy głos ściągnął go z powrotem i skłonił do ujęcia ściśniętej mocno pięści.
- Dawno tak na mnie nie mówiłeś.
- Cholerny kretyn. – szybko bijące serce jak na złość nie chciało się uspokoić. Nie mógł zaprzeczyć, że krótkie wyznanie wcale nie wzbudziło w nim satysfakcji. Sam przecież dostrzegł coś podobnego w swoim wykonaniu i to o mało nie wygadał się przed Rafaelem, chociaż on akurat należał do tych, którzy umieją dodać jedno do drugiego. Wywlekanie na wierzch własnych, zgromadzonych na dnie, uczuć budziło w nim odrazę i panikę, a jednak domyślał się, że zdradzały go oczy. Te zawsze szczere, choć stosujące się do jego nastrojów, które w obecnej chwili wyrażały najwyższy stopień powagi. – Zanim odejdę... czy jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić?
Elf zastanawiał się przez jakiś czas, jak określić swą prośbę. Miał tylko jedną szansę, a mogła się ona okazać wybawieniem, ratunkiem. On wiedział, co jest lekiem na schorzenie trawiące jego ciało. Już nawet zbierał się na odwagę, w ostateczności uśmiechając się z goryczą.
- Pocałuj mnie.
Wybrał inaczej... Tylko czy nie będzie żałował? A może nie spodziewa się podstępu?
Jasnoczerwone tęczówki mimowolnie przeniosły się na usta kotołaka. Te dotąd były obiektem niedostępnym i kojarzącym się Baalowi z czymś wiążącym. Tląca się głęboko myśl wybijała się przed innymi, jakby koniecznie chciała coś przekazać, póki dowódca armii jeszcze wstrzymuje się od wykonania prośby.
I w istocie, nim ciepłe, duże wargi zdążyły zetknąć się z ich bledszymi odpowiednikami, coś w spojrzeniu mężczyzny zmieniło się, przypominając niedawną sytuację jeszcze z czasów zgody między nimi. Wypowiedziane chaotycznie słowa w mowie demonów zakończyły się tuż przed pocałunkiem, jakby Kamio spijał ich sens i zagłuszał. Jego także nawiedziło wrażenie deja vu.
Sunące spokojnie usta ocierały się o siebie jeszcze raz i jeszcze, jakby wciąż było im mało, jakby stale chciały odczuwać swą bliskość. Spierzchnięte fragmenty zatrzymywały się na nieco wilgotniejszych kawałkach warg drugiej osoby, zachęcając tym do ponowienia ruchów. Jednak chęć zadania pytań z przykrością dla nich samych prowadziła do tego, iż subtelne skubanie dobiegało końca i nim elf zdołał zebrać myśli, usłyszał coś, czego nie oczekiwał, aczkolwiek doskonale wiedział, jak przebiegły może być Baal.
- Wiem, że znasz sposób na odzyskanie sił. Zdradź mi go, a ja wyjawię ci mój największy sekret. Przyjmujesz wyzwanie?
- A... Jak możesz! To nieuczciwe! – próba podźwignięcia się na łokciach spełza na niczym, jedynie lekko zmieniając pozycję kotołaka na wygodniejszą. Oczywiście mógł się wycofać, ale stale towarzysząca mu duma zabraniała tego, fałszywie podpowiadając coś o urażeniu diabła. Poza tym, co miał do stracenia? Demon nie zgodzi się na jedyne rozwiązanie, a on dowie się o nim czegoś nowego, więc wychodziło na to, iż byłby na plusie. Przemyślawszy to raz jeszcze postanowił spróbować. – Dobrze, ale nie mów mi potem... o ile jakieś „potem” będzie, że nie ostrzegałem. – westchnął, spiesząc się przez nagle pojawiający się promień nadziei i równocześnie zwlekając z powodu licznych obaw. – Skoro pożądanie zepchnęło mnie na skraj wytrzymałości, to tylko jego rozładowanie zdoła mnie uratować.
Póki co Baal nie widział problemu. Może i troszkę odczuwał opory oraz niechęć spowodowaną – nie dosłownie – nazwaniem go męską dziwką. Z drugiej strony jak winić kogoś, kto nie ma władzy nad naturalnym porządkiem godów? Ponadto marzec na Ziemi zdecydowanie nie służył brunetowi, tylko przyspieszając to, co nieuchronne.
Demon wyczuwał lekki niepokój, jakby nie wszystko zostało mu wyjaśnione. Spojrzał więc na elfa, unosząc prawą brew w geście zapytania, czy to jedyny warunek, jaki miałby – warto pokreślić – ewentualnie spełnić.
- Nie patrz tak na mnie, bo zaczynam czuć się winny wszelkiemu złu na świecie. – kotołak w dalszym ciągu starał się ze wszystkich sił, aby choć trochę odwlec moment, który według niego kończyłby ich znajomość. Nie widząc dalszych możliwości, a także mając przed sobą diabła nie należącego do tych cierpliwych, obrócił się na plecy. Mówienie tego prosto w oczy nie tyle, co go krępowało, o ile (z ciężkim sercem przyznając się do tego w duszy) widok wychodzącego z pokoju Baala przysporzyłby jedynie jakichś niepotrzebnych niuansów.
- Na górze fiołki, na dole róże, a ty masz dzisiaj tańczyć na rurze?
Mina dowódcy armii przeistaczała się przez zdziwioną i próbującą odgadnąć dziwny kod elfa, po wyrażającą stan bliski załamaniu nerwowemu. Nawet poświęcił kilka minut, żeby w miarę możliwości dopasować coś do nich samych, ale wyłącznym elementem, który cokolwiek by mu podpowiadał, były specyficznie dobrane kwiaty – najprawdopodobniej kolory ich oczu. Tylko, co one miały wspólnego z rurą, czy poziomami, w jakich się znajdowały...?
- Z tego, co się orientuję, to róże były nagórze, a...
Szczęśliwe drgnięcie rozbawionych warg zatrzymało Baala w środku zdania.
- Jesteś tak ciężko rozumujący, iż do głowy mi strzeliło, że to podpada pod znamiona urokliwości. Cymbale chodzący. ­– i  skończyło się słodzenie. Kamio w tym momencie chciałby się co najmniej upić lub pociągnąć za spust. – Wierzę w ciebie i mam nadzieję, że kolory pomogły. Fiołek, czyli ja, na górze, a róża, czyli ty, na dole. – na ułamek sekundy zerknął w jego stronę, chcąc zobaczyć reakcję. – Skoro wszystko kojarzy mi się z seksem...
- To widać. – lekka bladość wstąpiła na oblicze diabła. Miał być pasywem... stroną uległą, czego jak dotąd nie udało się osiągnąć nikomu. Trudno było mu przyjąć do wiadomości coś tak dla niego niemal niemożliwego i nowego. Obstawał przy tym, iż to on, zawsze na dość wysokim stanowisku, będzie tym dominującym, dającym przyjemność, a teraz miałby okazać pokorę – nawet  w tak ekstremalnej sytuacji?
Zdecydowanie musiał to przemyśleć.
Spojrzawszy na lekko uśmiechniętego Kio dostrzegł w tym geście nutę ironii i szyderstwa, ale tego w rodzaju kpiny z jego zawahania.
- Zastanawiasz się? Po co? Nie lepiej wracać? Czyżbyś nie bał się o swoich niesfornych żołnierzy? Przecież...
- Teraz ty jesteś moim zmartwieniem.
Obydwoje wyglądali na zaskoczonych tym stwierdzeniem, choć dla jednego z nich okazało się to prawdą, która rozjaśniała przyszłe poczynania i pomogła je naświetlić.
Baal podniósł się z miejsca, opierając niespiesznie lewe kolano na posłaniu leżącego w napięciu kotołaka. Odbijał każde pytania mężczyzny, nie chcąc go chwilowo wysłuchiwać. Nie było mu to potrzebne do szczęścia, bo i o czym innym Kamio miałby mówić, jak nie o czynnościach dowódcy armii robiącego rzeczy, które jedynie tliły się w marzeniach Smoczego Księcia?
- Podła cholero, nie ignoruj mnie! – udało mu się pokonać zaciekle walczącego diabła. Dodatkowym utrudnieniem był fakt skrupulatnej nauki potrzebnej do opanowania mocy i zdolności elfiej, jaką to czarnowłosy doskonalił od czasu ich odkrycia. Dzięki temu bez problemów radził sobie ze sztuczkami kotołaka.
- Nie zamierzam. – z zadziornością złapał nadgarstki mężczyzny, umieszczając je przy wezgłowiu łóżka. – Od razu pragnę zaznaczyć, że to ja wyznaczam zasady i przewodzę, rozumiemy się?
Kio pojął w lot tor słów demona. Tylko w ten sposób, w jakimś stopniu zachowałby swój honor i dostojeństwo. Oczywiście przy obecnym stanie bezwładu w przypadku kotołaka nie mogło być mowy o innej opcji, jednak Baal najwyraźniej pragnął podkreślić pozycję w nieco naiwnym, acz satysfakcjonującym go wykonaniu. Nadal budził postrach wśród kadetów, a i stali wojacy woleli nie wchodzić mu w drogę, więc z jakiej racji kapitulacja miałaby mieć miejsce akurat teraz i to przez chorowitego kota? Poza tym jego być, albo nie być zależało od diabła, co jeszcze bardziej wzmacniało jego morale.
Zadane pytanie ugrzęzło gdzieś w powietrzu, toteż zniecierpliwiony mężczyzna, chcąc w końcu przystąpić do dzieła łaskawie wypuścił ręce elfa. Pomysłów może i wielu nie miał, gdyż zależało mu przede wszystkim na dobrym przygotowaniu siebie. To on następnego dnia być może cierpiał będzie z powodu bólu pleców, toteż im lepiej zadba o szczegóły – bez udziwnień – tym lepiej na tym wyjdzie.
Zsuwające się z nadgarstków dłonie znów mogły dotknąć tej mlecznobiałej skóry, wyczuć lekko wystające żyły i natrafić na ślady palców, odbijające się czerwieniejącymi pręgami. Zdziwienie diabła osiągnęło tego dnia punkt bliski kulminacyjnemu, gdy uświadomił sobie, iż ich miejsce pokrywa się z jego uchwytem.
- Co to ma być?!
Jednak elf nie był w stanie udzielić konstruktywnej wypowiedzi, wypychając klatkę piersiową do przodu. Ciche westchnięcie zaliczyć można włącznie do tych odpowiadających jękom przyjemności, a więc Baal uspokoił się nieco, odczekując chwilę, by leżący pod nim mężczyzna – chociaż skrótowo  – poinstruował go, o co chodzi.
- Moje ciało... jest jak organ... Pali go nawet niewinne muśnięcie i... ahhh... potęguje podniecenie. – wysapał, podczas gdy demon już dobierał się do suwaka jego czarnej bluzy.
Sprawnymi i zręcznymi ruchami pozbywał się kolejno zdejmowanych warstw, pozostawiając wyłącznie bieliznę.
Aniołowie nie kwapili się wymyślaniem mniej czy bardziej kunsztownych szat, toteż zanim zesłali elfa na Ziemię, podarowali mu w prezencie białą koszulkę z nadrukiem klęczącego anioła usiłującego przyszyć sobie skrzydła – o ironio, miało to oznaczać Upadłego – wymienioną już bluzę oraz szerokie, pidżamowe raczej spodnie o wątpliwym dla znawcy, kroju, toteż nie trudno było się tego pozbyć.
Kwestia Baala oznaczała zmierzwienie lekko kręconych włosów dzięki ściąganej przez głowę bordowej szacie adekwatnej do wykonywanej procesji i... tyle. Co się miał chłopak przegrzewać?
Teraz pozostawała jedynie sprawa dotycząca głównego gwoździa całego programu, składająca się z kilku podpunktów, mianowicie – rozpalenia Kio, przygotowania czerwonowłosego, penetracji, a potemto chyba już z górki.
Podstępny diabeł wiedział, gdzie uderzyć, aby najbardziej wrażliwy skrawek poddał się jego woli i prosił o jeszcze więcej.

Baal
Do niedawna, gdyby ktoś powiedział mi, że za jakiś iks czas będę zabiegał o to, aby mój partner czuł się lepiej, niż ja i by miał większą wygodę, kazałbym mu odnowić etykę diabelską i wykonać dwadzieścia okrążeń wokół zamku. Jak widać los bywa przewrotny i nie lubi ludzi pewnych siebie.
Dmuchanie na pokrytą gęsią skórką klatkę piersiową i bezczelne uśmiechnie się przy tym zajmowały mi teraz większość czasu. Miałem z tego nie lada zabawę, gdy wijący się pode mną chłopak, bo oczywiście musiałem już unieruchomić kipiącego z niecierpliwości kocura, posyłał mi niemal błagalne spojrzenia, spod przymrużonych szarlatańsko powiek starałem się mu uświadomić, iż bardzo podobają mi się zagrywki, jakie stosuję i nie zamierzam tak szybko z nich rezygnować. Koniuszkiem języka nawilżałem zadziwiająco twarde sutki, niekiedy pozwalając sobie na ciekawszą rozgrywkę z nimi w roli głównej.
Nie spodziewałem się po prostu aż tak wielkiej przyjemności, jaka mogła płynąć z dawania komuś odrobiny rozkoszy, czy subtelnego uniesienia. Wiem, że Kio teraz reagował tak silnie z powodu hormonów, niemniej znając tego wiecznie spragnionego uciech i pieszczot kota, mogłem się założyć, iż jego normalny stan niewiele różniłby się od obecnego. A właśnie...
- Pamiętasz jak marudziłeś, że, cytuję „stale tylko zajeżdżasz mnie od tyłu”? Teraz... się to zmieniło. – moje usta ocierały się o czerwone i gorące ucho maga, owiewając je ciepłym powietrzem.
O taak, nastroszone na karku włoski były niejednym dowodem na to, jak moje słowa wpływały na jego ciało. Zwłaszcza na dolne partie, toteż cofając się niczym drapieżnik zawisnąłem nad próbującym uciec spod bielizny organem, wypychającym skąpy materiał. Wystająca główka wydała mi się nad wyraz ciekawa, dlatego nie mogłem się oprzeć przed trąceniem jej nosem.Wiadomo, że na tym się nie skończyło, bo sączące się z niej płyny utrudniałyby mi oddychanie, więc musiałem się ich w jakiś sposób pozbyć, a na to istniało tylko jedno rozwiązanie.
-Baal... Ohh… Ty zboczony zwierzu... zdejmij mi wreszcie te prowizoryczne gacie i przystępuj do konkretów, bo jeszcze uznam, że... – głos uwiązł mu w gardle, gdy do sprawnie radzącego sobie języka dołączyła lewa dłoń masująca spore jądra. To chyba skutecznie utwierdziło go w przekonaniu, że panuję nad sytuacją.
Z drugiej strony miał rację... Nie, żeby spieszyło mi się do seksu... No dobrze, spieszy mi się, ale co ja mam poradzić, skoro od kilku dni, choćbym wiele razy próbował, nie mogłem przebrnąć przez gry wstępne z innymi pobratymcami, mając przed oczami ten czarny łeb poruszającysię w takt mych pchnięć?
Dziwiło mnie też to, że choć mało się poruszałem, to i tak pot oblepił mnie całego. Być może była to wina Kamio – choć przyznaję to z trudem. Drżące jęki nie tyle, co pobudzały wyobraźnię, o ile dopełniały obrazu całości. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie... Może dlatego, że zawsze miałem go odwróconego do mnie tyłem? Tyle przegapić... zmarnować... Niedopuszczalne!
Posługując się magią zniszczyłem jasną bieliznę, przenosząc ją gdzieś w kąt, jednocześnie podziwiając z nieukrywaną zazdrością sporą męskość pokrytą u podstawy kręconymi, czarnymi włoskami.
Pewnie trudno w to uwierzyć, ale nabrałem ochoty na ostry, dziki seks z fajerwerkami i to z moim udziałem pasywnym... Istne szaleństwo. Roześmiałem się na myśl o zachwyconym Kio i jego burzy pomysłów.
- Zamiast się chichrać... mógłbyś... już... Nie maltretuj... proszę! Nie zatrzymuj się…nie!
Wiecie jak smakuje zepsute, strasznie kwaśne mleko? Ja też nie, ale zapewniam, że to należące do elfa zdecydowanie należało do produktów pierwszej jakości i świeżości.
Oh, nie byłbym sobą, gdybym nie powstrzymał go przed wytryskiem, co oczywiście uczyniłem, mając na sumieniu prychającego na mnie kocura. Niecierpliwa istota, eh.
- Uspokój się. – upomniałem go ostro. – Nie wiadomo, czy pierwsza ejakulacja ma nastąpić wewnątrz mnie, więc bądź dobrym sierściuchem i nie rzucaj się, bo uprawianie seksu ze zwłokami nie jest moim marzeniem.
- Jesteś delikatny jak papier ścierny.
Może i tak, ale od razu przestał się złościć.
Przyszedł moment, do którego zmierzaliśmy od początku. Odetchnąwszy głośniej usiadłem mu na biodrach, unosząc nieco swoje. Nie musiałem sprawdzać, by mieć świadomość drgającego wejścia, jakby żyło ono własnym życiem i podskakiwało niczym podekscytowane nową zabawką dziecko... Jakby na to nie spojrzeć, faktycznie ową „zabawkę” dostać miało.
Przez ułamek sekundy udało mi się zarejestrować – pomimo oszałamiającego zamglenia oczu – mocne przerażenie malujące się na jego twarzy.
- Lubię ból. Przypomina mi o chwilach, gdy ubiegałem się o stanowisko dowódcy armii, poza tym na końcu zawsze jest przyjemność. – mówiąc to, delikatnie opuściłem się na wibrującego penisa. Początek był nawet znośny. Problemy pojawiły się dwa centymetry później. Mówiąc, iż nikt nigdy mnie tam nie dotykał, miałem dokładnie to samo na myśli.
Ryzykując kolejne sińce na ciele kotołaka oparłem się całymi dłońmi na jego barkach, niespiesznie unosząc się i opadając, a zarazem sukcesywnie pochłaniając kolejne milimetry. Nie powiem, iż ta czynność trwała ledwie minutę, bo byłoby to wierutnym kłamstwem. Chwile wlokły się, lecz owoc naszej wspólnej pracy – jego cierpliwości i bezruchu, choć rozgrzana męskość zapewne mu tego nie ułatwiała i mojej zapalczywości  osiągnęliśmy sukces. Jeszcze kilka razy ból wyrwał ze mnie kompromitujące stęknięcia, jednak tragedii nie było.
Przyjemność za to pojawiła się nagle, rozdzierając każdą komórkę i tkankę na dwie części. Parująca skóra wydzielała o dziwo eteryczne zapachy, pobudzając we mnie wydzielanie wszelkich substancji, toteż nawet bez lubrykantów świetnie poruszałem się na Kio. Wkrótce i on, nie dostrzegając w mej mimice niczego, poza skrajną ekstazą zdecydował się na zgięcie nóg w kolanach, dzięki którym oparłem o nie pośladki, kiedy żołądź celnie trafiała w prostatę. Było mi wręcz błogo. Nieczułe na co dzień fragmenty ciała teraz drgały i dodatkowo pobudzały to, co powinny. Krew odpływała ku jednemu organowi, a nieco pospieszne już teraz ruchy łudząco przypominały sadystyczne nieco wykonanie samodzielnych, ręcznych poczynań.
- Dlaczego... to robisz?
­- Tak długo nie gadałeś, że zacząłem się o ciebie martwić. – położyłem ręce obok jego głowy, schylając się po pocałunek. Równocześnie poczułem jak Kio wypina lędźwie, napierając na moje wejście z dziką żądzą pragnienia o wwiercenie się głębiej. – Na to masz siłę... Ummm... – byłem blisko… bardzo. Oblizujący się elf wcale nie ułatwiał mi przeciągnięcia zabawy, a tym bardziej jego wysokie, ale bardzo seksowne piski. – Musiałbym ci zdradzić moją tajemnicę, ale skoro obiecałem... – zrównałem się z jego oczami, cofając nieco, aby, gdy będę mówił, widział mnie poruszającego się na nim z prawdziwą ochotą i szczerością. – Długo by o tym... mówić, ale zważywszy... – zawyłem donośnie, czując uderzające we mnie wyładowanie elektryczne mające swe źródło głęboko wewnątrz mnie. – Kocham cię...
W tym momencie, jeśli rozum pozwoliłby mi na chwilę oddechu, zastanowiłbym się, czy to wyznanie nie mogło poczekać, ale nieskoordynowany i z pewnością niespodziewany dla samego właściciela długiego ramienia ruch skutecznie pozbawił mnie wzroku, zastępując go bielą. Gdy zgrabne palce zacisnęły się na przecież tak mało potrzebującej teraz, a zaniedbanej i przeze mnie męskości, ich właściwy cel zaowocował potężnym orgazmem. Nie wiem, na ile mogę wysnuwać podobne wnioski, lecz długość wytrysku była zdumiewająca. Ciepłe strugi znaczyły spięty brzuch elfa, tak dla mnie seksowny, iż nie mogłem odmówić sobie zakosztowania go po raz kolejny.
Jednocześnie wilgotniejące wejście przepuszczało przez siebie soki Kamio, toteż mając bardzo podzielną uwagę zaciskałem mięśnie, aby wycisnąć z bruneta wszystko, co posiada. Nie odstręczało mnie to zupełnie, a dawało irracjonalne poczucie chęci na więcej.
Uspokajając się i pozwalając mięknącemu organowi na wysunięcie się ze mnie, dotarło do mnie, co zrobiłem i powiedziałem. To pierwsze byłem w stanie przeżyć, jak już wspominałem, lecz to drugie... Jakby w opozycji do tej kwestii miałem nieustannie wyciekające ze mnie nasienie maga. Jak on musiał cierpieć, czując tak wielką potrzebę!
Pewnie jeszcze długo leżałbym tak, pozwalając na gładzenie mokrej głowy, gdyby nie świadomość zmęczenia kotołaka. Nie powiem, że nie doceniałem tego, iż Kio póki co najwyraźniej nie miał zamiaru poruszać kwestii mojej tajemnicy, choć tak, wiem, że kiedyś musi dość do konfrontacji. Póki co, jednak byłem mu wdzięczny.
- Porozmawiamy jutro. Teraz oczyszczę nas, przynajmniej z co większa. – nie należałem do tych, którzy po takim wyczynie unikają spojrzeń. O nie!
Ubierając się, wpatrywałem się – na ile pozwalał mi materiał – we wrzosowe tęczówki, przy okazji operując kilkoma zaklęciami. Lekki ból kości ogonowej upewnił mnie o przyszłych konsekwencjach braku zabezpieczenia, ale trzeba przyznać, iż było warto. Z takim przeświadczeniem – uprzednio ogarniając odzieżowy bałagan i podrasowując ubranie maga na wygodniejsze – podszedłem do niego, okrywając kołdrą.
- Sen może przynieść ci odzyskanie mowy, więc zdrzemnij się. – pociągnięty z werwą do przodu pocałowałem go, z pasją oddając każde, radosne muśnięcie.
Może i wiele nas czeka, nie raz pobijemy się, zranimy, nie powiemy „kocham”, gdy ten drugi, choć się nie przyzna, będzie tego potrzebował, ale na chwilę obecną byliśmy najszczęśliwszymi mieszańcami ras we wszystkich trzech wymiarach.
Akemi (23:55)

1 komentarz:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, och Ball pasywem, tak o tak, ciekawe co to za sekret
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń