wtorek, 30 października 2012

46. Przestrzeń między magnesami.

21 października 2011

Cześć, moje kochane Elfiaczki ;) Wiem, że późno - choć o czasie. Od razu informuję, że notka uległa przemianie. Kio i Baal są, ale dziś miało. Nie miałam sił - raz, że brat zaraził mnie jelitówką, która w sumie przeszła szybko, bo w jeden dzień, ale tylko dlatego, że miałam zatrucie. Nigdy więcej czekolady do picia... nigdy. Brzuch mnie jeszcze nawala, więc jeżeli w rozdziale będzie się coś nie zgadzać, po raz pierwszy zwalam to nie na siebie, a nieco wątpliwy stan mojego zdrowia. Poza tym zbliża się jesień... a w tym okresie różne wybryki zdrowotne lubią się u mnie pojawiać, jak na wiosnę. Ale rozdziały będą w każdym tygodniu. Przeważnie od środy do soboty powinnam coś wstawiać... notkę, nie coś (XD) dodawać będę, więc proszę się nie martwić. Ahh... i od dziś jestem Karusia - taaak, ta, która widzi duchy, a inni nie. Jeden z profesorów nazwał mnie w ten sposób, kiedy zbierając w całość jego wypowiedź doszłam do dziwnych wniosków i dostałam głupawki... - ja coś "widziałam", a inni nie xD

Odpowiedzi:

Churi - Moja Ty kochana ;3 Hah, mało pogmatwana - że tak powiem... uczę się teraz dyscypliny. Nie ma to jak specjalizacja medialna, więc styl pewnie się polepszy.. chociaż, kto mnie tam wie xD Czytaj, czytaj i pisz, czy notki się podobają... podobają się... najpierw czasownik, potem zaimek zwrotny... xD

 

Yaoistka^^ - Hah, moje kolejne kochanie xD Misiek i Lucek jeszcze pojawią się, ale raczej epizodycznie - ze względu na przejęcie roli przez innych bohaterów. Póki co powoli ich wycofuję. To nie tak, że znikną, oj nie! Są mi bardzo potrzebni, ale muszę też dać szansę innym ;P

 

Star1012 - Hahaha, następne kochanie (na miłość mi się zbiera XDDD) Tak, Misiek.. no może nie jest w skali 1;1000, ale... 1;100? Coś około. O co chodzi z przybyciem wszystkich, prócz Miska i Lu... to za dwie notki xD Rany, to się ciągnie jak telenowela xD Tiaa, tylko łóżko Eryka... a niby Ukyo śpi na podłodze? xD  Misiek zmienił się... ohh... dojdą do tego. To znaczy - zgromadzenie, które dziś musiało opuścić pokój Eryka xP Ha i pojawi się Orifiel - ale za dwie notki :P 

 

XandraT - Kolejne kochanie XD Ciut więcej Kio... no jest... troszkę. Chandra złapie mnie na początku listopada i potrwa pół miesiąca. Ale w tym czasie rozdziały oczywiście będą ;P Nastrój raczej wiązać będzie się z ubolewaniem, iż kilka lat temu zaprzepaściłam szansę poznania kogoś. Tak z ciekawości... masz na imię Aleksanda, czy naprawdę X(Ks)andra? ;P

 

Fusia^^ - I kolejne kochanie xDD Zaraz ktoś mnie oskarży o molestowanie słowne xD Ja Ci dam, że nie tęskniłam! Fusia mnie nie kocha! Tak jest! Fusiaczek stwierdził, że ze mną nie da się wytrzymać! *chlipie*. Oj tak, tak, Mediusa vel Fusae poznała się na Seferze xD Obiecywałam, że będzie? Ha! xD Hahah, Mediusa jest fajna. Dobrze mi się o niej pisało, bo to też po trosze moja część została na nią przelana xD Dużo wie i wie też, kiedy czego użyć xD Poza tym mądra z niej bestyjka (ale to nie o mnie, a Tobie). Przestrzeń to Ziemia. A było napisane *grozi palcem* xD Podrap ode mnie kiciusia ;3 Mnie się zawsze trafiają szaro-bure koty xD

Zielona Strefa

Jak ja uwielbiam piątki. Od 2 klasy liceum nie kończę później, niż o 11;15 XD Za to od podstawówki to wtorki i czwartki są najcięższymi i najdłuższymi dniami, które poświęcam szkole =='

Wyniki sondy wydają się być już przesądzone, ale zostawiam ją do przyszłego tygodnia ;)

Zapraszam do czytania ;3

--------------------------------------------------------------------------------------------------



Wyraźnie rozbawiony Lucyfer to nie żaden omam, a jedynie coraz częstszy widok, który co najwyżej można by zapisać w kalendarzu – tak... dla upamiętnienia.
Choć wiele razy dawał Michaelowi do zrozumienia, iż przygryzanie paznokci to bardzo zły nawyk, mężczyzna ani myślał go słuchać. Nawet uświadomienie mu, iż mógłby chociaż robić to ze swoimi palcami, a nie tymi należącymi do rudzielca, zdawało się nie przynosić konkretnego skutku.
Gdy rozpędzony tłum zaciekawionych istot zbliżał się ku wyglądającej jak górska, chatce, mocno spiłowane przez zęby obrzeże wyglądało niczym trawa rysowana przez dzieci, albo falbany firan.
Książę musiał liczyć się z tym, iż blondyn będzie chciał jak najszybciej znaleźć się przy kotołaku, – o ile to faktycznie był on – więc przyspieszył nieco, zrównując się z Erykiem. Chłopak ewidentnie unikał spojrzeń, choć pamięć Lucyfera nigdy nie zawodziła i przypominała o tym, jak brunet świetnie radził sobie jako barman, utrzymując kontakt z klientem. Być może szum podczas wieczornej zmiany zagłuszał obecnie największy jego kompleks?
Widoczne z daleka drzwi otwarte były na oścież. Temperatura oscylowała w granicach piętnastu stopni, ale roztargnienie i narażenie się na kradzież było całkowicie zbyteczne, a właściciele domu najwyraźniej o tym zapomnieli. Lucyfer nie zamierzał w to ingerować, choć język niebywale go świerzbił. Sam zawsze dbał, by bramy Królestwa zamykano o konkretnych godzinach, tuż przed prowizorycznym zachodem ognia, czyli „słońca”. Nim w końcu potępił chłopaków, po jego lewej stronie rozległo się siarczyste przekleństwo i donośniejszy tupot stóp.
- Eryś, wybacz mi. Zapomniałem zamknąć. – będąc kilka metrów przed resztą, Ukyo obejrzał się przez ramię. – Poczekajcie moment. Tylko coś sprawdzę.
Wszyscy zatrzymali się posłusznie. No... może nastolatek chciał w pierwszej kolejności zatłuc złotowłosego, a potem najwyraźniej machnął ręką, siadając na jednym z trzech schodów na ganku.
- Tam, gdzie pracuję, zna mnie wiele osób. Bar mieści się kilka kilometrów stąd, ale tak naprawdę jest to centrum miasta, w którym to miejsce – zatoczył łuk – odseparowano od gwaru ulic. Jakby na to nie patrzeć... to oaza dla chcących odpocząć i zarazem niewielka wioska... dla bogaczy. – dodał z przekąsem. – Moim szefem jest właściciel tej posiadłości. Zna mnie od takiego. – przez chwilę jego twarz rozluźniła się, a wyciągnięta dłoń zawisła w powietrzu, kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią. Odkąd pamiętał, mężczyzna troszczył się o niego. Choć wiązało się to z obietnicą wyproszoną przez jego ojca, to jednak obcy człowiek zgodził się przyjąć go pod własne skrzydła i opiekować. Wkrótce po tym brunet został sierotą. Wcześniej wypadek, a później choroba odebrała mu najbliższych rodziców, wpychając w dorosłe życie. Na szczęście jego szef okazał się całkiem porządnym gościem. W zamian za wypłatę odstąpił mu na własność jedną z chat, a zarobione napiwki darował w całości, przez co nastolatkowi starczało na żywność i inne potrzeby. Poza tym zarządca Depo nie mógł narzekać na liczebność klientów i to nie tylko przez świetną lokalizację, ale także doskonale prezentującego się chłopaka, do którego lgnęły nie tylko przedstawicielki kobiet. Pomimo wiedzy o przegranej, przychodziły, aby chociaż popatrzeć. W końcu, kiedy Ukyo zjawił się na Ziemi, nie omieszkał zaznaczyć, do kogo należy Eryk. – Biedna część kryje się w uliczkach, a więc kilka dni temu przywiało tu jakiegoś bezdomnego. Ukyo nie było ze mną, a ja nie miałem pojęcia, co robić. Ten człowiek mówił chyba po japońsku... Rzucił się do szaf, prawdopodobnie w poszukiwaniu gotówki, ale jej nie znalazł. W końcu nie zarabiałem. Krzyczał coś... czekajcie... jak to było. – wplątał palce we włosy, przypominając sobie, do czego porównał ten wyraz, aby go lepiej utrwalić. – Coś jak skaner... Ah! Wiem! Kane! – przytaknął na swe słowa. – Kane, czyli pieniądze. Mówiłem mu, że go nie rozumiem, ale on najwyraźniej był już na granicy desperacji, bo wywracał wszystko, trzaskał, a później zaczęliśmy się siłować, bo... – zażenował się, pocierając uda. – Ukyo zrobił mi kiedyś różę ze szkła. Piękną, czerwoną. Może to głupio zabrzmi, ale to chyba najcenniejsza rzecz, jaką mam i nie chciałem, aby się zepsuła. Poza tym on by pewnie nie dał mi spokoju, że nie dopilnowałem... Nieważne. Wiadomo, że ten wrzód na tyłku pojawia się zawsze w dziwnych momentach, ale akurat w tamtym dziękowałem Niebiosom za jego powrót. Facet uciekał z dymiącymi spodniami. Od tamtej pory Ukyo podobno tak zaczarował wejście, iż osoby z nieczystymi intencjami musiałyby umówić się na wizytę u fryzjera, wcześniej gasząc ogień na głowie. Ile w tym jest prawdy, nie wiem, bo póki co, odpukać, nie miałem tej wątpliwej przyjemności oglądania podobnego widoku.
Słuchający tego Lucyfer uśmiechał się pod nosem, posyłając stojącemu od minuty w progu byłemu czarownikowi znaczące spojrzenie. Znając go, domyślał się, iż motyw róży najbardziej go dotknął. Pewnie na co dzień spotykał się raczej z chłodnym obejściem, a teraz dowiedział się, jak wiele ten podarunek znaczył dla bruneta.
Nim ten jednak zdołał o to zapytać, Książę wyprzedził go, od dawna oczekując sytuacji, w której mógłby zrewanżować się za wszystkie sceny, w których wychodził na delikatnego, miłego, dobrego diabełka.
- A wiesz, Eryku, co takiego zrobił Ukyo, aby się tutaj znaleźć? I nie chodzi mi tylko o utratę pozycji. – nic nie robił sobie ze sztyletujących go złotych tęczówek. – Porwał Michaela, aby wymóc na mnie rozważenie propozycji. Ciekawe, dlaczego tak bardzo mu zależało... – jego dusza piała z radości. Tak, to było coś, czego potrzebował.
Nawet Michael – tym razem – nie próbował mu przeszkodzić, najwyraźniej uznając to za jakąś pomoc dla byłego czarownika i w istocie miał nosa do tych spraw.
Nastolatek wyczuwający spojrzenie na swych placach odwrócił się, po chwili wstając. Mrużąc niepewnie oczy, zbliżył się do złotowłosego, zaglądając mu w oczy, ale i bacznie obserwując całą jego twarz. Nie zamierzał pytać. Już dość się nagadał, jak na tak krótki czas. Teraz sondował reakcje mężczyzny, wyłapując jego zawstydzenie, ale i determinację w źrenicach. Upewnił się w tym, iż dostarczający mu tej wiadomości rudzielec mówił prawdę, a co za tym szło – Ukyo całkiem poważnie podchodził do ich związku. Z chwilą uświadomienia sobie tego oblał się młodzieńczym rumieńcem. Przez chwilę chciał nawet uciec, ale ostatecznie głębiej westchnął i ciągnąc wisior złotookiego pocałował go publicznie. Może i nie był to romantyczny i pełen fajerwerków wyczyn, ale trudzącemu się od dawna mężczyźnie dodał sił na dalsze konkury. Jeszcze nigdy tak bardzo nie zaabsorbował go jakikolwiek człowiek, czy demon, ani przy żadnym nie miał ochoty na starania. Mało tego – oddałby wszystkie kosztowności Piekła, aby tylko nikt nie zabrał mu Eryka.
Z kolei chłopak wyminął go, obdarowując nagannym spojrzeniem, jakby ostrzegał go, by zbyt wiele sobie nie myślał i wbrew temu złapał go za dłoń, kierując się do ich sypialni. Wiedział, że przed nimi długa droga przyzwyczajania się do siebie, ale odkąd skończył trzy lata, uwielbiał podejmować się różnych wyzwań.
W pewnym momencie, będąc już przy właściwych drzwiach, odwrócił się, przez ramię.
- Dobrze posługujecie się moim językiem. Wiecie chociaż, że jesteście w Polsce?
Mało istotny szczegół, który faktycznie im umknął, mimo wszystko nie wywołał wielkich reakcji, prócz zgodnego stwierdzenia, iż chłopcy z tego kraju są trudni do rozgryzienia i oporni w kwestiach zaufania.
Gdy klamka do pokoju została popchnięta, mężczyźni zmuszeni byli do wytężenia wzroku. Panujący wewnątrz mrok zlewał się zupełnie z resztą otoczenia, narzucając mu ciemnego wyglądu. Dopiero po chwili można było zauważyć niewielki promień światła przedostający się przez zastawione żaluzją okno. Jasny punkt nieco rozświetlał kontury pomieszczenia.
Mefisto od jakiegoś czasu szukał włącznika i kiedy palcom udało się na niego natrafić, nawet przez myśl mu nie przyszło, co wywoła, gdy zapali żarówki.
Pokój rozbłysnął niczym pochodnia, ukazując stosunkowy przepych, ale przyjemny dla okna. Równocześnie Eryk krzyknął do niego, aby zgasił źródło światła, a spod kopca kołdry wystrzeliła czarnowłosa głowa, zawodząc żałośnie.
Nie, to nie było zawodzenie... raczej bardzo donośne miauczenie.
Wystraszony demon natychmiast spełnił żądanie. Po omacku, potykając się i pamiętając, gdzie stał Lucyfer, złapał go za rękę, nakazując kierowanie się za nim. W ten sposób wszyscy bezpiecznie dotarli do łóżka, stając w okręgu.
Smuga słoneczna padała wprost na drżącego i skulonego Kamio. Jego twarz – ze zdrowej i rumianej zamieniła się na iście ziemistą. Gdyby nie obecna epoka, można by myśleć, iż mag pochodzi z romantyzmu. Spomiędzy bladych ust wymykały się ciche pomruki, jakby elf próbował coś powiedzieć, ale nie umiał.
Michael zeskoczył z dłoni Księcia, delikatnie dotykając policzków kotołaka. Intuicyjnie starał się domyślić, w czym tkwi problem, ale nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Przez dłuższą chwilę pytał go o stan zdrowia, ale za każdym razem odpowiadało mu miauczenie.
Po nitce do kłębka orientacyjnie każdy zaczął wysnuwać zbliżone do siebie teorie. Poza tym w uszach wciąż tkwiła im przepowiednia Boga.
„Oddaję także byłego anioła naszych szeregów, Kamio et Mara. Dla niego także nie ma tu miejsca. Jednak jego życie wątpliwe jest gdziekolwiek.”
No tak. Jeżeli język jest problemem komunikacji, nie dowiedzą się, dlaczego Kio od kilku minut zwija się, kołysząc na boki.
Zrozpaczony blondyn spojrzał prosząco i z nadzieją na Lucyfera, lecz nie znalazł u niego potwierdzenia o posiadaniu planu. Wtulił się więc w maga, gładząc wilgotne włosy.
- Biedny kiciuś... Nawet nie wiemy, jak cię wyleczyć, bo nie znamy choroby. To ty jesteś medykiem, a ja... – zamarł, uświadamiając sobie umykający mu fakt. Gdy rozkojarzony wzrok zatrzymał się na różowych tęczówkach, niedawny archanioł był już pewny, że właśnie to elf mruczał mu do ucha. – Jacy my jesteśmy ślepi! Lu, nie miałeś racji... Stwórca naprawdę wszystko sobie przemyślał.
Kiedy mężczyźni zachodzili w głowę, co Michael sobie ubzdurał i czy tak wiele wydarzeń nie namieszało mu w mózgu, morskooki śmiał się w najlepsze.
Musiało minąć kolejne kilka minut, nim rudzielec przetworzywszy sobie wszystko, doszedł do konkretnych i trafnych wniosków. Pocałowawszy ukochanego w usta, prychnął, pocierając twarz.
- Ten Bóg naprawdę Cię kocha... Ciebie i wszystkie anioły. Nie rozumiemy Kio, ponieważ miauczy w naszym języku. Mimo wszystko nie znamy się na mowie zwierząt, ale jest ktoś, kto może temu podołać. – uśmiechnął się konspiracyjnie do maga. Nie chciał więcej wyjaśniać, szybko układając formułkę przywołania. – Baal!
Czerwonowłosy zjawił się natychmiast, z dłonią przyciśniętą do serca.
- Wzywałeś? – nie usłyszawszy odpowiedzi uniósł głowę, napotykając wzrok kotołaka. Momentalnie krzywił się, myśląc nawet o powrocie do Piekła, tym samym przyjmując wszelka karę za sprzeciwienie się woli wyższego mu rangą demona.
- Wiem, co chcesz zrobić, ale poczekaj. – rudzielec położył mu rękę na ramieniu, ściskając je lekko. – Kiedy ostatni raz widziałeś Kamio, posłaniec Boga nałożył na niego złotą kłódkę z łańcuszkiem.
- Ale ja...
- Nie zaprzeczaj. Ukrywałeś się po kątach, ale słabo stłumiłeś aurę. – nie uszło mu szerokie rozwarcie oczu maga. – Ta kłódka miała pozbawić go mowy, której w istocie nie ma. Słyszymy wyłącznie miauczenie i nie jesteśmy tak wrażliwi na wyłapywanie jego słów. Być może, gdyby spróbował przekazać nam coś po elficku, dałbyś radę rozszyfrować, co mu dolega. Proszę, zgódź się.
Wojownik długo rozmyślał, wpatrując się w zmagającego się ze skurczami bólu bruneta. Trudno było mu podjąć jakąkolwiek decyzję. Wciąż piekły go zdania z przyjęcia i nie wyobrażał sobie, aby mógł tak łatwo wybaczyć, ale z drugiej strony nuta obawy o Kamio zdawała się rosnąć i namawiać do pozytywnego rozpatrzenia sytuacji.
- Przy okazji wyjaśnicie sobie co nieco... Nie ma innej osoby, która rozumiałaby koci dialekt, a Bóg najwyraźniej doskonale zdawał sobie z tego sprawę. – Lucyfer nęcił i nakłaniał, dostrzegając przełamującego się podwładnego.
W końcu Baal wypuścił powietrze przez usta.
- Dobrze, ale musicie wyjść.
Kilka osób wyraziło nieco niepewne opinie, co do tego, czy oby pomysł jest bezpieczny, jednak jeżeli chcieli pomóc mężczyźnie, musieli pogodzić się z warunkami istoty, która zdołałaby coś zdziałać. Oni byli pod tym względem w kropce. Z nieco markotnymi minami opuszczali ciemne pomieszczenie, oglądając się za siebie, póki Ukyo nie zamknął drzwi od zewnątrz.
Dopiero wtedy dowódca armii chwycił krzesło, podsuwając je niedaleko elfa. Krótka rozłąka zdążyła wzbudzić w nim różne reakcje, lecz teraz, gdy doszło do ponownego spotkania z brunetem, zalążek uczucia odżył na nowo, a serce zabębniło w piersiach.
Nie uważał, aby Kamio był poważnie chory. Ot, efekt uboczny rzuconego zaklęcia. Nawet napady boleści nie wyglądały na potężne, a ich długość wynosiła mniej więcej kilka sekund. Moc była uspokojona i stabilna, co tylko potwierdzało teorię Baala, iż martwienie się na zapas nigdy nie jest dobre.
Tylko dlaczego kotołak nie próbuje go jakoś zaczepiać, prowokować, czy choćby irytować?
- Skoro zostałem, mógłbyś chociaż coś powiedzieć, abym sprawdził, czy cię rozumiem.
Nieco nieobecny wzrok i jakby z czymś pogodzony błądził po twarzy Baala, chłonąc jej rysy, na ile pozwalało nikłe światło dnia.
To nie tak, że mag udawał, żeby móc wytłumaczyć się ze swoich błędów. On naprawdę cierpiał.
Za oknem rozległ się śpiew powracających na wiosnę ptaków, a topniejące sople skapywały wprost na parapet, rozbryzgując się na wszelkie strony. Marzec nie jest upragnionym miesiącem ani dla zakochanych, ani dla pesymistów, a jednak ma w sobie coś ze smutku. Zabawy na śniegu odchodzą na jakiś czas w zapomnienie, a nowy rok dodaje kolejną cyfrę  do lat ludzi, naznaczając ich pierwszą lub kolejną zmarszczką.
Dla elfa owy miesiąc wiązał się raczej z kocią rują. Choć nietypową, to zapewne równie cudowną, jak w przypadku wielu kotów, ale czy i tym razem?
Gdy we wrzosowych tęczówkach pojawiło się to, co mężczyzna chciał powiedzieć, w źrenicach dowódcy armii zabłysnął płomień zrozumienia. Przypomniał sobie słowa, które nie tak dawno usłyszał, a zlekceważył. Dzięki nim to, co wraz z cichym westchnięciem wyszło z ust maga, nie było zaskoczeniem, ale i tak bardzo wstrząsnęło żołnierzem.
„Koniec pieszczot bez spełnienia nie wchodził w grę – zwierzęco-człowiecze zachowania nieco różniły się od ludzkich, gdyż w pierwszym przypadku oznaczało to długotrwałe odchorowanie.”
W tym momencie „długotrwałe odchorowanie” oznaczało coś, co kończyłoby pewien etap.
- Baalu... ja umieram.
Nie było mowy o pomyłce. Czerwonowłosy doskonale usłyszał to, co dla innych byłoby miauknięciem jakiegoś dachowca. Nikt nie wychwyciłby nuty przestrachu i obawy... przecież koty mają dziewięć żyć... a kotołaki?
Akemi (22:54)

1 komentarz:

  1. Hej,
    rozdział fantastyczny, biedny Kio niech nie umiera, proszę, jak się okazuje Baal wtedy jednak był, ale się ukrywał... 
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń