wtorek, 30 października 2012

44. Przestrzeń między mangesami.

05 października 2011

Witajcie moje kochane Elfiątka. Wyrabiam się w czasie - co za cuda xD Muszę przyznać, że rozdział w pewnej części pisało mi się lekko (bo miałam to zaplanowane), a w innej nie bardzo, bo było to uzupełnienie. Niemniej rozdział byczy xD

OGŁOSZENIA PARAFIALNE

Póki co, jeszcze trudno mi ogarnąć tygodnie dodawania rozdziałów, ale uważam, iż środa pozostanie - po prostu raz notka będzie wcześniej, raz później.

Odpowiedzi:
Star 1012 - Oj tak, teraz Daniel został z Orionem i będzie miał niewielki zgryz. Ha, ale o co będzie chodzić, nie zdradzę. To po prostu ułatwienie dla mnie. Po ustabilizowaniu akcji okaże się, że Daniel nie lubi Oriego i chce mieć z nim jak najmniej do czynienia. Hahah, to ja też muszę mieć bardzo gorącą wodę xD Mama się dziwi, że krew mi się w żyłach nie zagotowała - poza tym wolę, jak ledwo zipię przez upał, niż jak dygoczę z zimna.


Vampirka_15 - Ha, czyli zaczynam pisać bardziej zrozumiale - to sukces. Znaczy, że się poprawiam ;3 Dziś być może zamieszam, ale taki urok... chciałam wiele przekazać xD Skojarzenia są dobre xD

Zielona Strefa

Ha! Plan ułożył mi się tak, jak chciałam, czyli udało mi się wcisnąć do grup, dzięki którym wychodzę wcześniej do domu ;3

Rozdział dedykowany Fusae, bo bestyjka kochana chciała, abym ją umieściła w opowiadaniu. Epizodycznie, bo epizodycznie, ale jest. Poza tym dedykuję także wszystkim Wam, że nawet w czasie szkoły jesteście ze mną ;3 Kocham Was za to, wiecie? ;3

PS: Poczytajcie sobie pierwsze litery rozdziałów... ile w tył? Chyba 18. To odpowiedź na pytanie, gdzie wylądują bohaterowie xP Gdzie jest Przestrzeń między magnesami.

PS2: Gdyby ktoś nie zauważył, to w czasie trwania tekstu natkniecie się na jaśniejszy kolor czcionki. Nakliknijcie ;)

Emm... nie sklejało mi wyrazów O_O U Was też tak jest?

--------------------------------------------------------------------------------------------------



 
„Ani w Boga nie wierzy, ani diabła się boi.” – takie słowa padły z ust Sefera zaraz na początku zebrania. Odnosiły się do nikogo innego, jak Oriona, który całym sobą pokazywał stosunek, jakim darzy głównego członka Rady, co rusz wystawiając mu język i nie przejmując się ostrzegawczymi spojrzeniami Lucyfera.
Stojący z boku archaniołowie przygryzali wargi, aby nie roześmiać się w głos. Być może w jakimś stopniu obawiali się tego ciemnowłosego chłopca, jednak jak mogli go krytykować, skoro mężczyzna posunął się do porwania i najwyraźniej nie traktował go tak, jak na anioła przystało.
- Znając go, pewnie wygłaszał swoje perory, wykładał mądrości przełożone na papier w postaci wielotomowych zbiorów z czasów inkwizycji i w razie konieczności stosował bicie po rękach. – zdrowy już Orifiel starał się jak najmniej poruszać ustami, szepcząc do Zachariela, aby mający nietoperzy słuch Sefer nie zyskał powodu do męczenia i jego.
Były Baranek, a teraz Dama Dama* wymyślona przez Daniela rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, posyłając go właśnie jasnowłosemu archaniołowi, równocześnie odsłaniając rękawy fioletowej szaty, ukazujące czerwone, prawie niewidoczne pręgi na wierzchu dłoni.
W Skrzydlatych zawrzała krew. Rozumieli fanatyczne zachowania Sefera, ale do momentu, póki nie wkraczały one na zakazane tereny. Mogli ukarać, owszem, lecz słowem i przypowieścią, a nie ręką. Te kategorie należały jedynie do Boga i tylko on, nikt inny mógł je stosować.
Nim odezwały się głosy wypominające mężczyźnie złe zachowanie, Michael wystąpił naprzód. Pośród ogromnej przestrzeni wydawał się być jeszcze bardziej kruchy i drobniejszy. Ponadto ciąża dała mu w kość, a kumulujących się problemów wciąż przybywało, przez co jego waga stale ulegała zmianie. Nie przejmując się tym, podniósł wzrok, dokładnie oglądając całe pomieszczenie, jakby chciał je dobrze zapamiętać.
Przesuwał morskie spojrzenie dużych oczu po stojących z lewej strony przyjaciołach, poczynając od prawie idealnej kopii jego samego, czyli Zachariela, poprzez zasmuconego Symiela o zdolnościach przepowiadania niedalekiej przyszłości, na bardzo zgrabnym Orifielu skończywszy.
Będzie mu ich brakować.
Następnie, kumulując i pokazując swą pewność odchylił głowę z drugą stronę, przyglądając się bliżej stojącym członkom Rady – Anaelu, który zawsze mu pomagał i dawał namiastkę rozbawienia, jaka rozżarzyła się i zapłonęła w Piekle, chcąc więcej. Potem przyszła kolej na Kripona. Jego stalowo niebieskie spojrzenie zaczęło łagodnieć pod wpływem archanioła, lecz mężczyzna nadal stał na swoim miejscu, musząc zachowywać powagę. Nie ważne, co było kiedyś, gdy sądził, iż podległe mu anioły są gorsze, czy też słabsze. Dopiero teraz zaczął zastanawiać się nad tym, czy aby nie jest odwrotnie. Czy to oni, członkowie Rady wybierają silniejszych podwładnych, by sami nie czuli spoczywającego na barkach ciężaru. Skoro jakiś archanioł dawał sobie radę z poskromieniem wojny, to oni z pewnością poradziliby sobie szybciej... Ale czemu nigdy do tego nie doszło? Tysiące lat oddawania podobnych misji, tłumacząc się ważniejszym stanowiskiem, które obliguje ich do wydawania rozkazów, zmiękczyło ich, a może zatrzymało w miejscu? Czy byliby skłonni porzucić spokojne miejsce w Niebie na rzecz oglądania łkających żon po stracie męża, kulących się ze strachu dzieci, gdy obok nich leżały zmasakrowane ciała rodziców, czy też może nie przejąłby ich widok zastygającego życia w szeroko rozwartych oczach mężczyzn walczących o wolność dla swego kraju? Do takich widoków archaniołowie byli przyzwyczajeni. Niejednokrotnie próbowali ratować gasnące w źrenicach światło, cierpiąc na duszy, gdy wyczerpane zaklęciami dłonie spisywały raport dla członków Rady, dla których słowa miały jedynie suche znaczenie wykonania misji. Papier przyjmie wszystko, prawda?
Kripon z trudem wytrzymał spojrzenie Michaela, którego głównym celem stało się teraz wytknięcie błędów. Zaraz gdy blondyn skupił się na Seferze, długowłosy brunet pochylił głowę, nie kryjąc spływających prosto na podłogę łez. Kilkunastosekundowy kontakt wzrokowy zamienił się w boleśnie ukazaną prawdę o nim samym.
Z kolei szarowłosy mężczyzna wydawał się być zupełnie nie przejęty, gdy morskie tęczówki zetknęły się z jego krwistymi. Można było pokusić się o stwierdzenie, iż zajmujący nawet białka czerwony kolor oraz marmurowy wyraz nieco szarej twarzy silnie oddziałuje na Michaela, odwracając ich role. To Sefer był tym groźniejszym, wiedzącym wszystko lepiej, nie lękającym się członkiem Rady o długich włosach przeplatanych białymi pasmami. Za sam wygląd powinno się go umieścić w Piekle, a jednak dziwnym zrządzeniem losu wylądował w przeciwnym do Ognistego Królestwa miejscu.
Archanioł pospiesznie zrezygnował z wpatrywania się w istotę, która od zawsze okazywała mu swą niechęć. Być może była to zazdrość związana z tym, iż blondyn został ulubieńcem Boga i wszyscy powtarzał mu to na każdym kroku, a i nawet takie wymiany zdań zdarzały się zupełnie przypadkowo, lecz pech chciał, że w ich pobliżu przebywał właśnie Sefer? Nie wiadomo.
Michael uspokoił się wówczas, gdy przypomniał sobie, jak sam stał po lewej stronie, wysłuchując przychodzących z prośbą obywateli Nieba, czy też oglądał przemiany ludzkich dusz na czyste, anielskie. Jakież to były piękne czasy, a teraz... Teraz z pokorą oglądał cudowne, bijące z przeciwległej ściany światło przebijające się przez płynący z góry wodospad kończący się niewielkim jeziorem porośniętym liliami wodnymi. Wyżłobione przez wodę kamienie oraz ściany skalne po obu stronach szerokiej ma metr kaskady utworzyły dziewiczy obraz nietkniętej ludzką ręką natury. Zakończenie jednej ze ścian wysuwało się nieco, a wilgotne, zroszone rosą podłoże porosło mchem i falującymi wodorostami. Między owym parawanem a resztą przestrzeni istniała niewielka grota, z której wylatywały piernikowe gwiazdy-posłańcy, czyli najbliższe przy Bogu stworzenia i chyba jedyne, jakie Go widziały.
Nagle powstała cisza, przerywana jedynie szumem lejącej się z góry wody, przypomniała blondynowi o tym, co miał powiedzieć, a przecież tak niegrzecznie wszedł w słowo chcącym wypowiedzieć się archaniołom.
- Przepraszam... Czy moglibyśmy najpierw zająć się sprawą dwójki moich przyjaciół? Byłbym zobowiązany... Mój los nie jest już dla mnie tak ważny. – ostatnie zdania niemal wyszeptał, kłaniając się jaskrawemu światłu.
Chwilę później na olbrzymim stole przed nim wylądowała ciemnobrązowa gwiazda, trzymając w jednym z ramion zielony listek – pozytywne rozpatrzenie prośby Michaela.
- Dziękuję.

Na kilka minut przed rozpoczęciem zebrania.
Aniołowie oraz diabły nie miały wstępu do Sali Konferencyjnej, a więc mogły robić, co tylko chciały, byleby w przypadku tych drugich nie oznaczało to ruiny Nieba.
Gabriel oraz Astrot postanowili poczekać na rozstrzygnięcie sprawy przed wejściem. Wiedzieli, iż ich prośba o przeniesieniu białowłosego do Piekła miała być rozpatrzona jako pierwsza, a Michael obiecał wyjść i przekazać dobre lub złe wieści.
Tymczasem Mefistofeles pozostawiony przez zielonowłosego anioła porwanego na rzecz chcących posłuchać jego gry dzieci, wyruszył przed siebie, z ciekawością obserwując zupełnie inne ułożenie domów, niż w Piekle. Zaczął zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem tutejsze rozwiązanie nie jest bardziej korzystne dla obywateli, gdyż ci mieli bezpośredni dostęp do będącego w centrum pałacu. Budynki rozchodziły się spiralnie wokół niego, dlatego w razie kłopotów można się w nim szybko schronić, a także skorzystać z pomocy. Do tego rozmieszczone domy nie kolidowały ze sobą w nazbyt bliskim sąsiedztwie.
Jak okiem sięgnąć widać było jedynie harmonię i spokój, a żadne mury nie odgradzały mieszkańców od zamku, cokolwiek w Piekle usytuowanego na ogromnym wzgórzu.
Demon zapędził się w nieco dalekie rejony Królestwa Niebieskiego, spostrzegając to dopiero wtedy, gdy dotarł na szczyt jednego z wzniesień. Widok pięknej, zielonej polany usłanej kwiatami zaparł mu dech w piersiach, a w sercu zasiał kolejne ziarno upewniające go w tym, iż czuje się, jakby był na właściwym miejscu... wreszcie na właściwym.
Stojące samotnie drzewo posłużyło mu za oparcie. Zadziwiły go grube i długie odkryte z wierzchu korzenie jednej ze stron dębu, jednak gdy zobaczył je od przodu, ujrzał także źródło, które nawadniało całą roślinę, pozwalając wąskiemu strumieniowi na przecięcie polany przez połowę. Niepewnie położył dłoń na korze przypominającej dachówki, od razu wyczuwając silną moc płynącą z głębi.
Jedna z kilku gałęzi łaskotała jego policzek, więc mężczyzna chcąc się odsunąć, siłą rzeczy spojrzał na nią, zatrzymując się nagle. Z ciekawością wpatrywał się w owoc drzewa. To na pewno nie były żołędzie... ich promień oscylował w graniach dwudziestu centymetrów, a kopuła tego dziwu świeciła delikatnym blaskiem.

Mefisto przymknął oczy, wypuszczając cicho powietrze. Od jakiegoś czasu w jego umyśle płynęła spokojna melodia, do której słów nie musiał szukać daleko. Otworzył usta, aby podzielić się z szumiącą koroną drzew tym, co gości w jego sercu.
- Na odległym, górskim szczycie topniejący śnieg formuje się w strumień. Wije się wśród bukowego lasu, który barwi go zielenią.** – lekkość, z jaką przychodził mu śpiew, zadziwiał nie tylko jego.
Przechodzący tamtędy Sefer, stanął nagle, obracając się ku osobie, której rozchodzący się echem piękny głos przyciągał go dobrocią i magią dzieciństwa. Z niemałym zainteresowaniem podszedł bliżej, dostrzegając znane mu zjawisko. Nie widział go od bardzo dawna, a istota, jaka mogła je sprawić, obecnie rezydowała w pałacu, więc jakim sposobem diabeł jest w stanie dokonać narodzin nowych aniołów?
Owoce Drzewa Życia zaczęły pękać, a przebywające wewnątrz nich dzieci wykluwały się z prowizorycznych jaj, niczym motyle. Pulchne, skrzydlate istotki krążyły wokół śpiewającego dla nich demona, bojąc się go. Dotychczas witał je Michael, a teraz po blondwłosym, czystym archaniele nie było śladu. W zamian pojawiło się jego wizualne przeciwieństwo. Z drugiej strony zdawały sobie sprawę z tego, iż serce mężczyzny musi być najczystsze pośród wszystkich osób przebywających w Niebie, a więc ich ukochany morskooki zgrzeszył.
- Młodzieńcy, zanurzcie stopy w zielonym potoku i biegnijcie niczym młode jelenie. – kontynuował brunet, kończąc pieśń.
Przez chwilę słychać było jedynie poruszane wiatrem liście. Dopiero gdy niewielkie prądy powietrza zaczęły muskać policzki demona, ten otworzył oczy. Unoszący się przed nim aniołek tak bardzo go zaskoczył, iż gwałtownie cofając się, nie zauważył jednego z korzeni, potykając się o niego i lądując na miękkiej trawie.
Krągłe istotki zbiły się w stado, wysyłając jednego ze swoich na przeszpiegi. Najdrobniejszy blondynek o kręconych włoskach zapierał się długo, lecz kilkanaście rączek zdołało go wreszcie wypchnąć. Dopiero uczący się latać szkrab zakrył oczy, oczekując uderzenia, lecz zamiast tego poczuł ostrożnie obejmujące go ciepłe dłonie. Powoli uchylił powieki, splatając paluszki ze sobą i z rosnącym niepokojem obserwował, jak jedna z rąk demona unosi się nad nim. Tak bardzo bał się, że ten obcy chce go skrzywdzić. Nie zdołał powstrzymać drżenia i wyrywającego się z piersi pisku przestrachu. Musiała minąć jakaś chwila, nim dotarł do niego czuły dotyk na platynowych kędziorkach.
Czerwone oczy pół przykryte powieką uśmiechały się, tak samo jak różane wargi.
- Nie bój się mnie, kochanie. Ja też jestem zdziwiony tym wszystkim... ja... wiem, co właśnie się stało i uważam to za ogromne nieporozumienie. – blask w źrenicach przybladł, a diabeł naraz począł unikać wzroku nieskalanego stworzenia, jakby nie był tego wart. – Nie nadaję się do tego i pewnie wyrządziłem ogromną przykrość Michaelowi, ja...
Malutki aniołek wyciągnął rączki i złapał w nie podbródek Mefiego, ciągnąc w swoją stronę. Wielkie, piwne oczka zasnute smutkiem oraz płaczliwa minka miały za zadanie przekazać demonowi o tym, iż się myli.
- Oh... Uważasz, że nie mam racji?
Ciągle obecny Sefer wstrzymał oddech.
- Jeżeli rozumie ich mowę, jest mianowany do tego zadania... To znaczy, że zastąpi Michaela... – szare włosy zakryły połowę jego twarzy wraz z delikatnym uśmiechem. – Boże, Ty zawsze wiesz, co robisz. Już rozumiem. – drgnął, wyczuwając na sobie czyjś wzrok.
Zaledwie trzy metry od niego stał Rafael. Obydwoje skinęli sobie głowami, po czym członek Rady uznawszy dalszą swą obecność za zbyteczną, zniknął w kłębie dymu, niezwłocznie spiesząc się na zebranie.
Tymczasem Mefistofeles słuchał kolejnych słów.
- Jestem godzien? Naprawdę...? Ale Michael!
Spokojna dotąd zgraja aniołków rzuciła się w jego kierunku, tuląc się do niego desperacko i uroczo muskając ustami całą twarz demona.
- Jesteście... kochane. – zaśmiał się. – Mówicie, że Bóg wyznaczył Michaelowi inne zadanie? Ale nie możecie nic zdradzić... a ja mam go zastąpić? Ja nigdy... postaram się. – skapitulował, chłonąc ciepło kilkunastu malców.
Rafael nie mógł wyjść z podziwu. Kiedy zobaczył całą sytuację, zdobył się jedynie na szybkie wciągnięcie powietrza przez usta.
- M...Mefi. – wykrztusił, czekając, aż podnoszący się z ziemi mężczyzna podejdzie do niego. Nieodstępujące go istotki zdawały się chronić bruneta, pomimo tego, iż przecież to Rafael był ich pobratymcem.
- Tak? – trzęsącymi się rękoma zgarnął opadający mu na oczy kosmyk. W tej samej chwili kilkoro z dzieci zaczęło upinać fryzurę mężczyzny, a jeden z nich szepnął mu coś do ucha. – Mam powiedzieć? – zapytał dla pewności, odwracając się tymczasowo od zielonookiego. – Dobrze. Rafaelu... wtedy, gdy trwała ta próba, ja...
- Nie obchodzi mnie...
- Pozwól mi mówić. – czerwone tęczówki zdawały się prosić o chwilę rozmowy. Zmarszczone czoło zdesperowanego diabła wraz z zachodzącymi mgłą oczyma przesyłały aniołowi jasną wiadomość o tym, jak bardzo Mefi chce wyrzucić z siebie jakiś ciężar. – Wtedy nic nie zaszło między mną, a Kio. On... jego magia działała na mnie alergicznie. Dusiłem się... – zadrżał, przypominając sobie dwa najgorsze ataki. – Leczył mnie i dawał momenty wytchnienia, ale to się powtarzało. Nie mógł zrozumieć, że uwiedzenie mnie nigdy się nie uda. Potem było przyjęcie i... – przygryzł wargę, zaciskając pięści. – Zobaczyłem cię z Baalem. Byłem zły, że tak swobodnie rozmawiacie... Nawet wybiegłeś za nim. Postraszyłeś Kio w taki sposób, iż choć nie brałem udziału w dyskusji, bałem się do ciebie podejść... – łzy spłynęły po zaróżowionych policzkach.
Rafael natychmiast do niego podszedł, zbierając je kciukiem. Doskonale pamiętał, jak Mefisto podążył jego śladem, chcąc pomóc w poskramianiu mocy Baala, a on go odepchnął, twierdząc, iż tylko przeszkadza. Następnego dnia obydwaj zachowywali się, jakby nic się nie stało, a jednak wiedzieli, że tak w istocie nie jest.
- Przepraszam, że tak źle cię potraktowałem.
- Miałeś prawo!
Anioł spojrzał na niego z niezrozumieniem.
- Miałeś, bo... Tak rzadko słyszałeś ode mnie, że darzę cię uczuciem.
- Mefi, głuptasie. – zielonowłosy odetchnął z ulgą, zamieniając stres w rozbawiony śmiech. – Nie słowa, lecz czyny są dla mnie ważne, a tych dawałeś mi wiele. – uniósł prawą brew, układając wargi w zadziornym uśmiechu. – Byłem rozdrażniony z innego powodu. Pomyśl... skoro Kio zachowywał się tak źle w stosunku do Baala, to jak traktował ciebie? Co chciał? Ciała, czyż nie? – wiele mówiące mu rumieńce na policzkach demona tylko potwierdziły przypuszczenia. – Powinienem był zachować się inaczej, wybacz... – pochylił się, skradając mu pocałunek. Z każdą sekundą nachodziła go pewna myśl. – Pamiętasz, gdy mówiłeś mi o tym, że nie możemy mieć dzieci? To teraz dorobiliśmy się pokaźnej gromadki. – jakże miał nie cieszyć się z rozpromieniającej się twarzy Mefiego i błyszczącego w źrenicach szczęścia. Miał nawet zamiar pokusić się o speszenie go, lecz wskazujący palec wylądował na jego ustach, nim zdążył nabrać powietrza do wygłoszenia zawstydzających słów.
Hipnotyzujące spojrzenie czerwonych, poważnych tęczówek nieco zaniepokoiło unoszące się w powietrzu istotki, lecz jedna nich doskonale wiedziała, co zaraz nastąpi.
- Rafaelu. Brak twej obecności sprawia, iż boli mnie serce. Już nigdy nie chcę się z Tobą rozstawać. Czy obiecasz mi to? Czy... nie będę ci przeszkadzać? Czuję się tutaj wspaniale, to jest to miejsce, rozumiesz! – mówił z przejęciem, gestykulując. – Ja... Kocham cię tak bardzo!
Anioł otworzył usta, zapominając, w jaki sposób winno się oddychać, po czym zachłysnął się powietrzem, gwałtownie przywierając do Mefistofelesa.
- To ja miałem dla ciebie zrezygnować z Nieba... Tym razem byłeś szybszy. Dulcis e... Mój najdroższy.

Kilka minut później, czas teraźniejszy.
Michael odetchnął głębiej.
- Wnoszę prośbę o przeniesienie Gabriela do Piekła. Dodatkowo – zaznaczył, póki nikt z członków Rady nie wnosił sprzeciwu. – pragnę, by owa zamiana dokonała się za Mefistofelesa, który pozostanie w Niebie.
Widać było, iż pozostałą trójkę archaniołów mocno zaskoczyła ta nowina. Zaczęli szeptać między sobą, posyłając Seferowi ukradkowe spojrzenia.
Szarowłosy warknął coś o oskarżaniu jego osoby i nieposzanowaniu jej, po czym poprawił się na zajmowanym fotelu i chrząknął.
- Jeżeli ktoś chce znać moje zdanie, a tak niewątpliwie jest, uważam, iż to korzystna umowa.
Równo z wygłoszoną opiną w Sali zapadła cisza. Korzystający ze sposobności mężczyzna otworzył niewielki portal, kładąc dwa palce na swych oczach. Dzięki temu wszyscy obecni mogli zobaczyć to, czego on był świadkiem kilka minut temu.
Michael uśmiechał się w rozrzewnieniem, przypominając sobie identyczną sytuację, lecz z jego osobą w roli głównej. Był pewien, iż Mefisto nada się na jego miejsce. On sam... już chyba nie miał do tego serca. Nie czuł energii mogącej ożywiać anioły. Może i Lucyfer miał niekiedy chwile słabości i dobrej woli, lecz odkąd narodził się Orion, więcej czasu poświęcał planom wcielenia go do armii i szczerze mówiąc odseparowaniu go od Michaela, aby wychować go według diabelskiego kodeksu. Blondyn póki co nie oponował, a siły witalne coraz częściej go zawodziły. Blednące skrzydła były wyraźnym sygnałem, informującym o nienasłonecznieniu, jakiego archanioł potrzebował.
Piernikowa gwiazda przywędrowała ponownie, kładąc na stole zielony listek.
Morskooki skłonił się nisko. Nie wyczuwał podstępu, choć tak szybkie podjęcie decyzji wydawało mu się cokolwiek dziwne. Pospiesznie opuścił Salę, informując Gabriela o powodzeniu, po czym wrócił.
Cieszył się z tego, że białowłosy będzie przy nim, jednak z drugiej strony smutek wyciskał łzy w jego oczach na myśl, iż dwaj jego przyjaciele zostaną tutaj, w Niebie, a on nie będzie miał do nich dostępu. Nie po tym, co ogłosi.
- Zanim zaczniesz, Michaelu, – Sefer wstał z miejsca, podchodząc do niego, jakby przeczuwając. – czy namyśliłeś się, kim będą chrzestni dla Oriona? Uważam, że... Michaelu?
Morskie tęczówki  zmieniły kolor na bardzo jasnoniebieskie. Sam mężczyzna wydał się nagle jakby większy, roślejszy. Dla Lucyfera był to znak, iż ma się odsunąć i pozwolić archaniołowi na działanie.
Biały materiał okrywający plecy blondyna zabarwił się na czerwono, gdy rozkładane właśnie skrzydła powiększały swój rozmiar. Nie trwało to długo, ale podłużne pióra zdążyły zająć całą szerokość pomieszczenia, podwijając się przy końcach.
Reszta obecnych nie wiedziała, co ma zrobić. Taki ewenement zdarzał się raz na wiele tysiącleci.
- Dzięki Lucyferowi mam właśnie takie skrzydła i... – przerwał, słysząc głośne, kobiece krzyki dobiegające zza drzwi.
Ktoś tam najwyraźniej się kłócił. Nie minęła minuta, a klamka została niemal wyrwana, a do Sali dumnym krokiem weszła blondwłosa dziewczyna w kremowej sukience. Z wyraźnym znudzeniem rozejrzała się dookoła, zatrzymując się na Seferze, Michaelu i Lucyferze. Ten ostatni najbardziej ją zaciekawił, toteż podeszła do niego.
- Się masz, brachol! Przegapiłam coś, bo dopiero wróciłam? Trochę to trwało, ale trzeba było wcześniej mówić, że jestem ci potrzebna. – klepnęła go mocno w plecy. – Baal powiedział, że muszę zmienić imię na anielskie. Nic nie przychodziło mi do głowy, więc popytałam knypka sprzed drzwi. Ty wiesz, jakie on mi chciał nadać imię? Kleomira! Wstyd, no! – zupełnie nie przejmowała się otoczeniem, jakby to ona była teraz najważniejsza. – Wklepałam mu... to znaczy... wyperswadowałam, że to mi się nie podoba, więc ruszył mózgownicą i oto i jestem, Fusae, do usług. To gdzie chrześniak? – obróciła się do Oriona. – Ło jaki fajny dzieciak!
Otrząsający się z szoku mężczyźni zaczęli parskać śmiechem – diabelskie rodzeństwo różniło się ogromnie, co nie znaczy, iż któreś z nich było gorsze. Wręcz przeciwnie.
Sefer tak jakby nie podzielał tych opinii.
- Mediuso vel Fusae, uspokój się. Dobrze, że przybyłaś, ale racz usiąść i nie przeszkadzać, gdy rozmawiają dorośli.
Blondynka zmierzyła go od stóp do głów, po czym prychnęła, krzywiąc się, jakby zjadła coś kwaśnego.
- Aleś ty drętwy. – skwitowała, podpierając się pod boki. – Zrobię to, jeżeli nie będziesz krzyczał na Miśka, okej? – nie otrzymawszy odpowiedzi, lecz w zamian dostając wzrok nakazujący jej zajęcie miejsce, westchnęła cierpiętniczo. – Oż Jez... To znaczy... – zająknęła się. – Oż rany.
Michaelowi zdawało się, iż ogromne skrzydła przyciągają go do podłogi. Pospiesznie schował je, przyjmując na siebie pytające spojrzenia.
- Chcę odejść z Nieba.
- Nie możesz. – Sefer był przygotowany na taką ewentualność. – Ktoś równy tobie musiałby przyjść do Nieba, a wiem, że nie masz takiej osoby. Pozostaje ci tylko...
- Wygnanie. O nie proszę.
Szarowłosy pokręcił głową.
- Nie wyrażam zgody!
Mediusa kopnęła go w kostkę. Jeżeli ma być chrzestną, to archanioł będzie należał do jej rodziny, więc zamierza go bronić. Poza tym ten cały Sefer coraz bardziej pasował do jej skłonności resocjalizacyjnych.
- Zrozumcie! Michael ma skrzydła członków Rady, a tak łatwo chce się pozbyć tego urzędu! Tak bardzo ich pragnął, a teraz... Jesteś gotowy tyle poświęcić, nawet, jeżeli oznaczać to będzie większy płacz i smutek?
Nie tylko dziewczyna zaczęła rozumieć wybuchowość mężczyzny. Jej zadaniem była obserwacja ludzi i to od niech wiele się nauczyła, dlatego zebraną tam wiedzę połączyła w całość, ośmielając się wtrącić.
- Kochanie. Sporo widziałam, uwierz. Pozwól, że przytoczę pewną sytuację. Wyobraź sobie firmę, w której pracuje tysiąc osób. Jedna z nich jest szefem działu informatycznego, mając w swym zespole... – przytknęła palec do ust, zamyślając się. – powiedzmy... jedenastu podległych. Brakuje mu, bo to facet jest, jakiegoś fachowca. Od wielu lat oglądał konkurencyjne spółki i wyraźnie czuł, że u niego nie ma osobnika podrywającego wszystkich do pracy. Nagle na horyzoncie pojawia się cherubin. Istna gwiazda i pasujący do układanki puzelek.
- Co to ma do rzeczy?
- Nie denerwuj się, Sefciu! Ty już wiesz, co chcę powiedzieć, więc daj szansę reszcie. – zganiła go. – Chłopak pnie się po szczeblach. Jest coraz bliżej osiągnięcia awansu, więc szef zaznajamia się z nim, chcąc go wybadać. Z czasem zaczyna niecierpliwić go to, iż jego pracuś zatrzymał się o krok od znalezienia się w jego grupie. Nagle, pewnego pięknego dnia uświadamia sobie, że kocha go, a odkrywa okrutną prawdę. Otóż cherubinek wybrał niższy szczebel na rzecz innego pracownika. Mało tego! Powiedział o tym niedoszłemu szefowi, uważając go za przyjaciela, jednocześnie licząc się z tym, iż zostanie zwolniony za romans w pracy. Nie domyśla się, iż sam jest obiektem westchnień szefa, którego nieco się boi, ale poważa. Dotarło? – napawała się napiętą szczęką głównego członka Rady. – Mówiąc prosto i na temat. Sefer zakochał się w Miśku, a on wolał Lucka i jest skłonny dla niego poświęcić nawet dołączenie do Rady. – wstała, mimo wszystko ostrożnie podchodząc do mężczyzny. – Szaraczku, nie martw się. Zapewniam, że blondynki też są fajne.
- To prawda? – Michael nie mógł w to uwierzyć. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Zmieniłbyś wtedy zdanie i zostawił Lucyfera? – tak odmienny, pozbawiony maski szarowłosy był niemal nie do poznania.
- Być może nigdy bym go nie spotkał.
Szokująca prawda ubezwładniła nogi Sefera. Podtrzymująca go Mediusa pomogła mu usiąść.
W tym samym czasie do pomieszczenia wleciała jeszcze jedna gwiazda – tym razem trzymająca czarny kwiat.
- To najgorsze proroctwo...
Płatki rozsunęły się, zamieniając w piękny, żółty pergamin. Na nim zapisane były słowa wyjęte spod ręki Boga.
- Nakazuję: Póki oczy, uszy i serca nie zostaną zaspokojone spokojem zakłóconym złymi i przykrymi emocjami, mają przebywać w jednym miejscu, szukając wyjścia z tej sytuacji. Co zaś tyczy się archanioła Michaela, pozbawiam go miejsca w Niebie. Od tego momentu jego stopa nie może dotknąć ziemi Królestwa. Osobą ożywającą małe aniołki zostaje Mefistofeles. Ponadto wymieniony już Michael pozbawiony zostaje także możliwości wejścia do Piekła, póki nie minie odpowiedni czas. Oddaję także byłego anioła naszych szeregów, Kamio et Mara. Dla niego także nie ma tu miejsca. Jednak jego życie wątpliwe jest gdziekolwiek. Dodatkowo, widząc braki w wychowaniu Oriona, zostawiam go tutaj w celu nauczania, co za tym idzie, odbieram go jego rodzicom.
- Nie! – Michael był w stanie zgodzić się na wszystko, tylko nie to.
- Moja decyzja jest niepodważalna. A teraz niech los za was zdecyduje. Zmierzajcie ku przestrzeni między magnesami przeciwności.
Dobiegający do byłego archanioła Orion musiał przysłonić ramieniem oczy, gdy oślepiające światło ogarnęło sylwetkę jego tatusia i Lucyfera. Kiedy poczuł obejmujące go ramiona, nie przejmując się ślepotą spojrzał na Michaela, tuląc się do niego i płacząc.
- Oni nic ci tu nie zrobią, a ja wrócę po ciebie. Coś zrobię, obiecuję... Ori... nie... się... – jasna kula wzbiła się w górę i z zawrotną prędkością wystrzeliła w stronę portalu.
Nie było odwrotu... Ori został z Danielem, lecz czy to aby na pewno była dobra decyzja?

--------------------------------------
*Daniel... zwierzę xD
** Na odległym górskim szczycie
topniejący śnieg formuje się w strumień.
Wije się wśród bukowego lasu, który barwi go zielenią.
Wioskę przykryły rozkwitające pąki.
Dziewczęta piękniejsze od samych kwiatów
składają przysięgę miłości wśród drzew bukowego lasu.
Młodzieńcy, zanurzcie stopy w zielonym potoku
i biegnijcie niczym młode jelenie.
Zanim pąki rozkwitną i zwiędną,
złóżcie pocałunki na włosach dziewcząt.
Akemi (19:18)

1 komentarz:

  1. Hej,
    rozdział świetny, jak się okazało Mefisto zastąpi Michaela, cóż biedny Michael jak na razie został pozbawiony dostępu do nieba i piekła, a na dodatek Orion został im odebrany...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń