13 sierpnia 2010
Oi, moje kochane Elfiątka xD Dziś daję Wam notkę poniedziałkową, gdyż nie będę mogła jej dodać o czasie. Elektrownia chce się bawić, a prąd odzyskam w godzinach: 17/18... a wtedy, niestety komputer przechwyci mój brat xD Pewnie zauważyliście, iż w kolumnie z bohaterami pojawiła się kolejna postać... tak na dzisiejszą notkę XD W ciągu najbliższych dni postaram się dodać opis zarówno tej istoty, jak i Camuela ;) Co to ja jeszcze... A! Kto widział oryginał obrazka ten wie, że na ramieniu był zupełnie inny wzór - TUTAJ . Co oznacza ten mój, który skonstruowałam? Tego dowiecie się w opowiadaniu ;)
Odpowiedzi:
Sonietta - oczywiście, że obietnice o kąpieli i masażu (a nawet kołysance) będą jak najbardziej realne i spełnione xD
Vergithia - Kary może nie będzie, a jeżeli już... to całkiem przyjemna dla obojga XD
Star 1012 - Hahaha xD Twoje komentarze dodają mi humoru, wiesz? XD Świetna jesteś xD Oj, tak - rozkwitający romans. I to zaakceptowany przez wszystkich, pomimo, że będą drobne głosy sprzeciwu xP
Eterna - Subaru bardzo się stara - przynajmniej po tej wpadce z pająkami xD
Grelciak - Aniołek XD Ten.. teges.... to ja może odpiszę Ci na blogu, bo komentarz byłby strasznie długi xD Jednak, co tyczy Tenshiego (chodzi mi o zdanie, jakie przytoczyłaś) - gdy je pisałam, to z myślą o Tobie =D
Zielona Strefa.
Dziś piątek trzynastego... Nie wiem, czy pech tego specyficznego dnia wiąże się z tym, że wierzymy, iż coś nas spotka i w jakimś stopniu się do tego przyczyniamy, czy też faktycznie coś w tym przesądzie jest... Szczerze przyznaję, że sama nie wiem xD Raczej przemawia za mną ta pierwsza wersja. A co Wy o tym sądzicie? XD
Witam Keitę Yuki oraz Karen - dobrej zabawy przy czytaniu, dziewczyny xD
Notkę dedykuję Kirhan, Vergithii oraz Star 1012 xD
Zapraszam do czytania. ;D
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Nagłemu
otwarciu drzwi, jak i szybkiemu zablokowaniu napływającego do domu
zimnemu wiatrowi oraz pojedynczych liści, towarzyszył wesoły śmiech.
Dwie zziajane istoty wpadły na siebie gwałtownie, wydobywając z gardeł
jęk spowodowany zderzeniem.
Czarnowłosy
wydłużył swe ciało do przodu dzięki czemu bez problemu złapał
nadgarstek przyjaciela. Pociągnął go w swoją stronę, aby z gracją
przepuścić jak w tańcu. Chwycił go z wyczuciem bezpieczeństwa w taki
sposób, by nie uderzył zbyt mocno o przeszkodę za nim, aczkolwiek dźwięk
ciała odbijającego się od drzwi był nieunikniony.
Tenshi
zamknął oczy, wyczuwając wbijającą się w żebro klamkę, co niezwłocznie
skorygował Misaki. Gdy oboje dzielili jednakową przestrzeń i nie można
było znaleźć między nimi wolnego miejsca, Subaru uwięził ramiona
blondyna, skrupulatnie pnąc się ku przegubom. Długie palce badały
wewnętrzną stronę dłoni, masując ją w ten sposób, jak robi się nie
niekiedy kotom, aby usprawnić ich opuszki oraz nagromadzone w nich,
spięte mięśnie. Granatowe tęczówki, choć lekko zamglone, zarejestrowały,
że tuż przed nim stoją dwie postacie. Nie mógł rozróżnić, kto to może
być, jednak był pewien, że jedna z nich miała długie, czarne włosy.
Mrok, jaki panował przy wejściu utrudniał widoczność, za to zapalone w
korytarzu światło dawało minimalny blask na plecy tychże osobników. Coś
mówiło Aoiemu, aby zatrzymać Misakiego, więc zebrał siły, które
pozwoliły by to zrobić, jednakże wigor gwałtownie zmalał pod wpływem tak
bardzo ukochanych ust. Mimo tego, że próbował się wyswobodzić z
oplatającego umysł pocałunku, to nie mógł okiełznać bezbrzeżnej
namiętności. Ciało postanowiło się zbuntować, tak samo jak dusza. Oboje
zdawali się istnieć w swoim świecie i tylko dla siebie. Im bardziej
Tenshi zmuszał się do wycofania, tym mniej wkładał w to energii. Płyń z prądem
– tylko to się teraz liczyło, więc zrezygnowany, poddał się możliwej
destrukcyjności tejże decyzji. Oparł się wygodniej o drzwi, splatając
palce z Misakim, jednocześnie wydając dźwięczny jęk przepełniony
ogarniającą euforią.
Jedna
z postaci, która obserwowała tę scenę, zasłoniła ręką oczy, czasami
zerkając na towarzysza, jakby bojąc się jego reakcji. On z kolei jakby
wrósł w podłogę. Początkowo miał ochotę krzyczeć, podbiec do obydwu i uderzyć
w twarz. Z czasem ten chwilowy paraliż zamienił się w szczęśliwe
zrządzenie losu, gdyż pomógł w ochłodzeniu emocji. Dzięki temu na jego
usta wkradł się lekki uśmiech, gdy zauważył, jak drobniejsza osoba,
niewątpliwie zauważając niezapowiedzianych widzów, stara się przerwać
wzajemną adorację, ostatecznie polegając w tej walce. Paląca się duma
rozbłysła w jego źrenicach, kiedy uświadomił sobie, że to Subaru przejął
kontrolę. Wtedy to, druga osoba z zaskoczeniem dojrzała pogodne,
zachwycone i uśmiechnięte oblicze towarzysza, który odwrócił się od
rozgrywanego „aktu”, zmierzając ku salonowi.
^^^
Kilka minut później dało się słyszeć głęboki głos należący do Misakiego.
- Co ty mówisz. Przecież nie miewamy gości. Coś ci się musiało przywidzieć.
- Nie, na pewno! Miał długie, czarne włosy i...
-
To pewnie Keizo. – brunet jako pierwszy wszedł za próg salonu i nie
zwracając uwagi na otoczenie, wpatrywał się w wystawionego na światło
granatowookiego.
Aoi przytaknął mu, kichając głośno.
- Na zdrowie.
Chłopcy
drgnęli mocno, umieszczając wzrok w osobie, jaka się odezwała, po czym
cofnęli się o dwa kroki w tył. Jeszcze nigdy nie wiedzieli tak
zdenerwowanego Hoshiego, który wściekle tupał nogą, w jednej ręce
trzymając klepkę na muchy.
-
Czy wyście powariowali?! Jak wy wyglądacie?! – mimo tego, że nie
krzyczał, jego słowa były niesamowicie ostre i wgniatające ich w
podłogę.
Aoi
przygryzł wargę, spoglądając na niego ze skruszeniem. Znał swego
opiekuna i wiedział, że mu przejdzie, jednak na razie musiał słuchać
tego, co miał do powiedzenia. Z włosów jednostajnie spływała mu woda,
tak samo jak z ubrań. Nie lepiej przedstawiał się Misaki.
Nie otrzymując już żadnych słów, Tenshi pociągnął bruneta w stronę schodów, dzięki którym znaleźliby się w swoich pokojach.
- Nie skończyłem z wami!
Granatowooki odwrócił się w kierunku Mizukiego z autentycznym przerażeniem, przez co wzrok mężczyzny złagodniał.
- Witajcie z powrotem. – uścisnął obydwu, uśmiechając się przy tym.
Szesnastolatek odetchnął z ulgą, lecz rozluźnienie szybko przeobraziło się w napięcie i sztywność.
Odsunął
się od Hoshiego, dyskretnie kiwając głową w stronę jednego z foteli,
następnie potakując, mając na celu pytanie, czy to, co myśli jest
słuszne.
Fioletowe oczy dały mu pozytywną odpowiedź.
- Idźcie się przebrać. – wypchnął ich z pokoju, chichocząc pod nosem.
Pół
godziny później Subaru wręcz ciągnął za sobą, lecz delikatnie, trzęsące
się ciało. Kiedy wreszcie udało mu się ulokować go na kanapie,
zauważył, że naprzeciwko niego siedzi przystojny, czarnowłosy mężczyzna o
szlachetnych rysach twarzy. Misaki zmarszczył brwi, mając dziwne
przeczucie, że skądś go zna, aż wreszcie sobie przypomniał.
- T-To ty! – wykrzyczał, zszokowany. – Śniłeś mi się! Ty jesteś...
-
Twoim ojcem. – dokończył za niego, nie zmieniając wyrazu twarzy. –
Zapoznałem się z tą opowieścią i byłem ciekaw, czy będziesz mną
usatysfakcjonowany. Nie spodziewałem się, że wyobrażenie mojej osoby
może być tak trafne, lecz nie dziwi mnie to. Wiele w życiu... Widziałem.
– zrobił pauzę, prześlizgując wzrokiem po blondynie i czarnookim, który
zacisnął zęby, powstrzymując ciętą uwagę. – To Tenshi mnie znalazł i
poprosił o wizytę, stąd moje przyjście. Muszę przyznać, że nie tego się
spodziewałem. – blask z jego szarych oczach dało się odczytać jako
niezadowolenie i coś między urazą a potępieniem. Chciał coś jeszcze
dodać, więc podniósł się, by ostatnie słowa nabrały na mocy.
-
Jak pan śmie! – nagły wybuch Aoiego zaskoczył wchodzących do salonu
chłopców, którzy wcześniej wysłuchawszy stanowczego zakazu zbliżania
się, złamali go. – Podstawiono panu syna pod nos, a proszę nie udawać,
że szczęście jakie wyczułem podczas rozmowy było czymś sztucznym i
nieprawdziwym! J-Jest pan niesprawiedliwym, chłodnym, nieczułym i
uprzedzonym dupkiem! – szybko łapał powietrze, starając się powstrzymać
przed zapewne gorszymi słowami. To było niesamowite, że to właśnie on
nie zapanował nad sobą. Zawsze spokojny, znający swoje granice. Nigdy
nie wybuchał, nie kłócił się, gdyż uważał, że złość i nienawiść to
ludzka ostateczność. Nie korzysta się z nich, dopóki już naprawdę nie da
się czegoś inaczej rozwiązać. Obrona własna i uczucie, kiedy najbliższa
nam osoba rani nas lub zostanie zraniona – to można uznać za szczyt
trzymanych nerwów.
-
Tenshi... – mocno zdziwiony Misaki wpatrywał się w bojowniczy profil
przyjaciela, niedowierzając własnym uszom. – Ty... Zrobiłeś to, jak
obiecałeś... Dla mnie! – przełknął łzy kręcąc głową, aby pozbyć się
kłopotliwego wypływu uczuć. Roześmiał się wesoło, obejmując dłońmi rękę
blondyna i ściągając go na kanapę, po czym wtulił go w siebie, czując,
że chłopak drży. Nie wiadomo było, czy z nagromadzonej gamy emocji,
jakie nim targały, czy raczej zimna. – Co ci jest? – odciągnął go na
długość łokcia.
Nieznacznie szkliste oczy mówiły samo za siebie, a i tak Subaru źle to odebrał.
- Masz gorączkę? – nabrał powietrza, przestraszając się nie na żarty. – Ja zaraz coś przyniosę! Leki i...
- Oh, przymknij się, głąbie kapuściany. – blondyn uraczył go niewinnym cmoknięciem w usta.
Jego
spojrzenie zapierało dech w piersiach. Oddanie, miłość i najszczersza
radość oblana nadzieją – tego nie trzeba było doszukiwać się szczególnie
głęboko w źrenicach granatowych tęczówek. To
krzyczało i było namacalnym dowodem i pieczęcią otwierającą pierwszy
rozdział w nowej księdze życia obojga.
Na
barkach Aoiego wylądował jakiś delikatny materiał. Nim chłopak zdążył
się zorientować, ojciec Subaru znów siedział na swoim miejscu, a ciepły
jeszcze garnitur posłużył jako koc dla blondyna. Zaskoczony
szesnastolatek miał komiczną minę.
- A to, co? Symbol akceptacji? – usta zadrgały, hamując cisnący się na nie uśmiech.
Mężczyzna
niespiesznie przytaknął, decydując się na generalną obserwację tegoż
chłopca. Musiał przyznać i nie było innej opcji, że Tenshi należał do
szczerze urodziwych istot, odznaczających się także ponadprzeciętnym
czarem i własnym wdziękiem. Z zamyślenia wyrwał go znajomy głos.
- Kochanie? Kiedy przyjdzie Subaru? Wiadomo już... Coś?
Zsynchronizowane
otwarcie buzi rozbawiło czarnowłosego mężczyznę, który opierał łokcie
na kolanach, tym samym pukając wskazującym palcem o policzek. Po
krótkiej ciszy wyprostował się, przeciągając się leniwie i z psotnym
uśmiechem pokazał język synowi i Aoiemu.
- Nie umiem udawać. Kiepski ze mnie aktor. Prawda, Zefirze?
Czwarty
osobnik, jaki już wcześniej wkroczył do pomieszczenia, przytaknął
bezmyślnie, lecz szybko się otrząsnął, posyłając długowłosemu morderczy
wzrok.
- Miałeś mnie tak nie nazywać!
Chłopcy,
którzy nadal pozostawali w szoku, nie mieli odwagi im przerwać, choć
strasznie chcieli. Koniec końców pomógł im nie mniej niepewny „Zefir”.
-
Nazywam się Kajen Senda. – uścisnął ich dłonie, zatrzymując się przy
blondynie. – I chyba właśnie się okazało, że jaki ojciec, taki syn. –
spuścił głowę, wzdychając, po czym zajął miejsce obok szarookiego. Cóż
można było o nim powiedzieć? Na sto procent to, że miał dosyć długie,
jasne włosy, granatowe tęczówki, lekko umięśnioną sylwetkę i elfią
urodę. Można więc uznać... Ba! Być pewnym, że jest on doroślejszym
wcieleniem Tenshiego. Jedno ich różniło, oprócz wzrostu oczywiście.
Zefir posiadał niewielkie znamię w postaci jakiegoś znaku. Po bliższym
zapoznaniu można było wywnioskować, iż jest to kształt odnoszący się do
symbolu wiatru, na którym spoczywał informujący o tym, czarny znak
kanji.
-
Teraz rozumiecie, czemu nadałem mu taki pseudonim? – ociec Misakiego
był z siebie zadowolony. – Jeżeli trochę z nim porozmawiacie, upewnicie
się w tym, że ma łagodne usposobienie jak Zefi...
-
Grabisz sobie, wiesz? – zaciśnięte usta Sendy nie zmieniły jego
delikatnego oblicza, które nadal pozostawało przyjazne, niczym nie
zmącone. – Przedstawiłbyś się chociaż. – westchnął, wiedząc, że przy
cielęcych oczach nie ma szans na wygraną.
-
Ale ja wiem, jak on się nazywa! – nieoczekiwanie odezwał się Subaru,
skupiając na sobie kilka par oczu. – Camuel Morri, prawda?
Wyraz twarzy jego ojca – bezcenne.
To tylko utwierdziło ich w tym, że chłopak miał koszmarnie dziwny sen.
- Zgadza się. – mężczyzna spojrzał na niego z nieukrywaną ciekawością. – Interesujące. – mruknął cicho.
Dopiero
ruch obok Misakiego zmusił go do oderwania wzroku. Duża ilość osób,
jaka już od dawna znajdywała się w pomieszczeniu, teraz była popędliwie
przepędzona przez Hoshiego, który postanowił zostawić ich samych. Co,
jak co, ale najmniej potrzeba im było wtykania nosa w nie swoje sprawy.
Szczególnie, jeżeli równało się to czemuś ogromnie ważnemu i osobistemu
dla Subaru. Jeżeli będzie miał życzenie, aby o tym opowiedzieć, to na
pewno to zrobi.
Tymczasem
Aoi zerkał na Camuela, próbując ściągnąć go wzrokiem. Gdy mu się ta
sztuka wreszcie udała, pochylił głowę, przez co kilka białych pasemek
zakryło kawałki twarzy, nadając jej wyrazu skruszonego dziecka.
-
Chciałbym przeprosić za tamte słowa. Nie powinienem był pana oceniać,
wcześniej nie poznawszy. – jasna karnacja zmieniła barwę.
-
Oj tam, chłopcze. Należało mi się, a to, że broniłeś Subaru jak lwica
swych młodych, raczej dobrze o tobie świadczy. – ułożył usta w dzióbek,
pocierając ręką brodę.
Teshi
już się nie odezwał. Położył plecy na oparciu, zamykając oczy i myśląc o
tym, że teraz wie, po kim Misaki odziedziczył specyficzny tryb bycia.
Garnitur ogrzał jego zmarznięte ramiona, a cicha rozmowa skłoniła do
odprężenia. Nim ktokolwiek się spostrzegł, blondyn przysnął, powoli
osuwając się na bok.
-
Chcielibyście wiedzieć, czemu zgodziłem się na to, aby spłodzić syna,
skoro jestem... – Morri przerwał w połowie zdania, patrząc jak Subaru
łapie Aoiego, po czym przytula go i umieszcza sobie na kolanach.
W
tym momencie chłopiec obudził się i ogarniając pokój mocno zamroczonym
spojrzeniem, machnął ręką, mówiąc, aby sobie nie przeszkadzali.
- Ja was słucham. – wymamrotał, obejmując szyję Subaru i przylegając do niego, ponownie usnął.
Brunet poprawił go, podciągając bliżej, prawą ręką głaszcząc jego policzek.
Morri
uśmiechnął się na ten gest, jednocześnie splatając palce ze swoim
partnerem. Oczywiście nie zrezygnował z opowieści, lecz zdecydowanie
obniżył głos, nie chcąc przeszkadzać młodszemu aniołowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz