sobota, 6 października 2012

43. Jak pies z kotem.

13 sierpnia 2010

Oi, moje kochane Elfiątka xD Dziś daję Wam notkę poniedziałkową, gdyż nie będę mogła jej dodać o czasie. Elektrownia chce się bawić, a prąd odzyskam w godzinach: 17/18... a wtedy, niestety komputer przechwyci mój brat xD Pewnie zauważyliście, iż w kolumnie z bohaterami pojawiła się kolejna postać... tak na dzisiejszą notkę XD W ciągu najbliższych dni postaram się dodać opis zarówno tej istoty, jak i Camuela ;) Co to ja jeszcze... A! Kto widział oryginał obrazka ten wie, że na ramieniu był zupełnie inny wzór - TUTAJ . Co oznacza ten mój, który skonstruowałam? Tego dowiecie się w opowiadaniu ;)

Odpowiedzi:

Sonietta - oczywiście, że obietnice o kąpieli i masażu (a nawet kołysance) będą jak najbardziej realne i spełnione xD

Vergithia - Kary może nie będzie, a jeżeli już... to całkiem przyjemna dla obojga XD

Star 1012 - Hahaha xD Twoje komentarze dodają mi humoru, wiesz? XD Świetna jesteś xD Oj, tak - rozkwitający romans. I to zaakceptowany przez wszystkich, pomimo, że będą drobne głosy sprzeciwu xP

Eterna - Subaru bardzo się stara - przynajmniej po tej wpadce z pająkami xD

Grelciak - Aniołek XD Ten.. teges.... to ja może odpiszę Ci na blogu, bo komentarz byłby strasznie długi xD Jednak, co tyczy Tenshiego (chodzi mi o zdanie, jakie przytoczyłaś) - gdy je pisałam, to z myślą o Tobie =D

Zielona Strefa.

Dziś piątek trzynastego... Nie wiem, czy pech tego specyficznego dnia wiąże się z tym, że wierzymy, iż coś nas spotka i w jakimś stopniu się do tego przyczyniamy, czy też faktycznie coś w tym przesądzie jest... Szczerze przyznaję, że sama nie wiem xD Raczej przemawia za mną ta pierwsza wersja. A co Wy o tym sądzicie? XD

Witam Keitę Yuki oraz Karen - dobrej zabawy przy czytaniu, dziewczyny xD

Notkę dedykuję Kirhan, Vergithii oraz Star 1012 xD

Zapraszam do czytania. ;D

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Nagłemu otwarciu drzwi, jak i szybkiemu zablokowaniu napływającego do domu zimnemu wiatrowi oraz pojedynczych liści, towarzyszył wesoły śmiech. Dwie zziajane istoty wpadły na siebie gwałtownie, wydobywając z gardeł jęk spowodowany zderzeniem.
Czarnowłosy wydłużył swe ciało do przodu dzięki czemu bez problemu złapał nadgarstek przyjaciela. Pociągnął go w swoją stronę, aby z gracją przepuścić jak w tańcu. Chwycił go z wyczuciem bezpieczeństwa w taki sposób, by nie uderzył zbyt mocno o przeszkodę za nim, aczkolwiek dźwięk ciała odbijającego się od drzwi był nieunikniony.
Tenshi zamknął oczy, wyczuwając wbijającą się w żebro klamkę, co niezwłocznie skorygował Misaki. Gdy oboje dzielili jednakową przestrzeń i nie można było znaleźć między nimi wolnego miejsca, Subaru uwięził ramiona blondyna, skrupulatnie pnąc się ku przegubom. Długie palce badały wewnętrzną stronę dłoni, masując ją w ten sposób, jak robi się nie niekiedy kotom, aby usprawnić ich opuszki oraz nagromadzone w nich, spięte mięśnie. Granatowe tęczówki, choć lekko zamglone, zarejestrowały, że tuż przed nim stoją dwie postacie. Nie mógł rozróżnić, kto to może być, jednak był pewien, że jedna z nich miała długie, czarne włosy. Mrok, jaki panował przy wejściu utrudniał widoczność, za to zapalone w korytarzu światło dawało minimalny blask na plecy tychże osobników. Coś mówiło Aoiemu, aby zatrzymać Misakiego, więc zebrał siły, które pozwoliły by to zrobić, jednakże wigor gwałtownie zmalał pod wpływem tak bardzo ukochanych ust. Mimo tego, że próbował się wyswobodzić z oplatającego umysł pocałunku, to nie mógł okiełznać bezbrzeżnej namiętności. Ciało postanowiło się zbuntować, tak samo jak dusza. Oboje zdawali się istnieć w swoim świecie i tylko dla siebie. Im bardziej Tenshi zmuszał się do wycofania, tym mniej wkładał w to energii. Płyń z prądem – tylko to się teraz liczyło, więc zrezygnowany, poddał się możliwej destrukcyjności tejże decyzji. Oparł się wygodniej o drzwi, splatając palce z Misakim, jednocześnie wydając dźwięczny jęk przepełniony ogarniającą euforią.
Jedna z postaci, która obserwowała tę scenę, zasłoniła ręką oczy, czasami zerkając na towarzysza, jakby bojąc się jego reakcji. On z kolei jakby wrósł w podłogę. Początkowo miał ochotę krzyczeć, podbiec do obydwu i uderzyć w twarz. Z czasem ten chwilowy paraliż zamienił się w szczęśliwe zrządzenie losu, gdyż pomógł w ochłodzeniu emocji. Dzięki temu na jego usta wkradł się lekki uśmiech, gdy zauważył, jak drobniejsza osoba, niewątpliwie zauważając niezapowiedzianych widzów, stara się przerwać wzajemną adorację, ostatecznie polegając w tej walce. Paląca się duma rozbłysła w jego źrenicach, kiedy uświadomił sobie, że to Subaru przejął kontrolę. Wtedy to, druga osoba z zaskoczeniem dojrzała pogodne, zachwycone i uśmiechnięte oblicze towarzysza, który odwrócił się od rozgrywanego „aktu”, zmierzając ku salonowi.
^^^
Kilka minut później dało się słyszeć głęboki głos należący do Misakiego.
- Co ty mówisz. Przecież nie miewamy gości. Coś ci się musiało przywidzieć.
- Nie, na pewno! Miał długie, czarne włosy i...
- To pewnie Keizo. – brunet jako pierwszy wszedł za próg salonu i nie zwracając uwagi na otoczenie, wpatrywał się w wystawionego na światło granatowookiego.
Aoi przytaknął mu, kichając głośno.
- Na zdrowie.
Chłopcy drgnęli mocno, umieszczając wzrok w osobie, jaka się odezwała, po czym cofnęli się o dwa kroki w tył. Jeszcze nigdy nie wiedzieli tak zdenerwowanego Hoshiego, który wściekle tupał nogą, w jednej ręce trzymając klepkę na muchy.
- Czy wyście powariowali?! Jak wy wyglądacie?! – mimo tego, że nie krzyczał, jego słowa były niesamowicie ostre i wgniatające ich w podłogę.
Aoi przygryzł wargę, spoglądając na niego ze skruszeniem. Znał swego opiekuna i wiedział, że mu przejdzie, jednak na razie musiał słuchać tego, co miał do powiedzenia. Z włosów jednostajnie spływała mu woda, tak samo jak z ubrań. Nie lepiej przedstawiał się Misaki.
Nie otrzymując już żadnych słów, Tenshi pociągnął bruneta w stronę schodów, dzięki którym znaleźliby się w swoich pokojach.
- Nie skończyłem z wami!
Granatowooki odwrócił się w kierunku Mizukiego z autentycznym przerażeniem, przez co wzrok mężczyzny złagodniał.
- Witajcie z powrotem. – uścisnął obydwu, uśmiechając się przy tym.
Szesnastolatek odetchnął z ulgą, lecz rozluźnienie szybko przeobraziło się w napięcie i sztywność.
Odsunął się od Hoshiego, dyskretnie kiwając głową w stronę jednego z foteli, następnie potakując, mając na celu pytanie, czy to, co myśli jest słuszne.
Fioletowe oczy dały mu pozytywną odpowiedź.
- Idźcie się przebrać. – wypchnął ich z pokoju, chichocząc pod nosem.
Pół godziny później Subaru wręcz ciągnął za sobą, lecz delikatnie, trzęsące się ciało. Kiedy wreszcie udało mu się ulokować go na kanapie, zauważył, że naprzeciwko niego siedzi przystojny, czarnowłosy mężczyzna o szlachetnych rysach twarzy. Misaki zmarszczył brwi, mając dziwne przeczucie, że skądś go zna, aż wreszcie sobie przypomniał.
- T-To ty! – wykrzyczał, zszokowany. – Śniłeś mi się! Ty jesteś...
- Twoim ojcem. – dokończył za niego, nie zmieniając wyrazu twarzy. – Zapoznałem się z tą opowieścią i byłem ciekaw, czy będziesz mną usatysfakcjonowany. Nie spodziewałem się, że wyobrażenie mojej osoby może być tak trafne, lecz nie dziwi mnie to. Wiele w życiu... Widziałem. – zrobił pauzę, prześlizgując wzrokiem po blondynie i czarnookim, który zacisnął zęby, powstrzymując ciętą uwagę. – To Tenshi mnie znalazł i poprosił o wizytę, stąd moje przyjście. Muszę przyznać, że nie tego się spodziewałem. – blask z jego szarych oczach dało się odczytać jako niezadowolenie i coś między urazą a potępieniem. Chciał coś jeszcze dodać, więc podniósł się, by ostatnie słowa nabrały na mocy.
- Jak pan śmie! – nagły wybuch Aoiego zaskoczył wchodzących do salonu chłopców, którzy wcześniej wysłuchawszy stanowczego zakazu zbliżania się, złamali go. – Podstawiono panu syna pod nos, a proszę nie udawać, że szczęście jakie wyczułem podczas rozmowy było czymś sztucznym i nieprawdziwym! J-Jest pan niesprawiedliwym, chłodnym, nieczułym i uprzedzonym dupkiem! – szybko łapał powietrze, starając się powstrzymać przed zapewne gorszymi słowami. To było niesamowite, że to właśnie on nie zapanował nad sobą. Zawsze spokojny, znający swoje granice. Nigdy nie wybuchał, nie kłócił się, gdyż uważał, że złość i nienawiść to ludzka ostateczność. Nie korzysta się z nich, dopóki już naprawdę nie da się czegoś inaczej rozwiązać. Obrona własna i uczucie, kiedy najbliższa nam osoba rani nas lub zostanie zraniona – to można uznać za szczyt trzymanych nerwów.
- Tenshi... – mocno zdziwiony Misaki wpatrywał się w bojowniczy profil przyjaciela, niedowierzając własnym uszom. – Ty... Zrobiłeś to, jak obiecałeś... Dla mnie! – przełknął łzy kręcąc głową, aby pozbyć się kłopotliwego wypływu uczuć. Roześmiał się wesoło, obejmując dłońmi rękę blondyna i ściągając go na kanapę, po czym wtulił go w siebie, czując, że chłopak drży. Nie wiadomo było, czy z nagromadzonej gamy emocji, jakie nim targały, czy raczej zimna. – Co ci jest? – odciągnął go na długość łokcia.
Nieznacznie szkliste oczy mówiły samo za siebie, a i tak Subaru źle to odebrał.
- Masz gorączkę? – nabrał powietrza, przestraszając się nie na żarty. – Ja zaraz coś przyniosę! Leki i...
- Oh, przymknij się, głąbie kapuściany. – blondyn uraczył go niewinnym cmoknięciem w usta.
Jego spojrzenie zapierało dech w piersiach. Oddanie, miłość i najszczersza radość oblana nadzieją – tego nie trzeba było doszukiwać się szczególnie głęboko  w źrenicach granatowych tęczówek. To krzyczało i było namacalnym dowodem i pieczęcią otwierającą pierwszy rozdział w nowej księdze życia obojga.
Na barkach Aoiego wylądował jakiś delikatny materiał. Nim chłopak zdążył się zorientować, ojciec Subaru znów siedział na swoim miejscu, a ciepły jeszcze garnitur posłużył jako koc dla blondyna. Zaskoczony szesnastolatek miał komiczną minę.
- A to, co? Symbol akceptacji? – usta zadrgały, hamując cisnący się na nie uśmiech.
Mężczyzna niespiesznie przytaknął, decydując się na generalną obserwację tegoż chłopca. Musiał przyznać i nie było innej opcji, że Tenshi należał do szczerze urodziwych istot, odznaczających się także ponadprzeciętnym czarem i własnym wdziękiem. Z zamyślenia wyrwał go znajomy głos.
- Kochanie? Kiedy przyjdzie Subaru? Wiadomo już... Coś?
Zsynchronizowane otwarcie buzi rozbawiło czarnowłosego mężczyznę, który opierał łokcie na kolanach, tym samym pukając wskazującym palcem o policzek. Po krótkiej ciszy wyprostował się, przeciągając się leniwie i z psotnym uśmiechem pokazał język synowi i Aoiemu.
- Nie umiem udawać. Kiepski ze mnie aktor. Prawda, Zefirze?
Czwarty osobnik, jaki już wcześniej wkroczył do pomieszczenia, przytaknął bezmyślnie, lecz szybko się otrząsnął, posyłając długowłosemu morderczy wzrok.
- Miałeś mnie tak nie nazywać!
Chłopcy, którzy nadal pozostawali w szoku, nie mieli odwagi im przerwać, choć strasznie chcieli. Koniec końców pomógł im nie mniej niepewny „Zefir”.
- Nazywam się Kajen Senda. – uścisnął ich dłonie, zatrzymując się przy blondynie. – I chyba właśnie się okazało, że jaki ojciec, taki syn. – spuścił głowę, wzdychając, po czym zajął miejsce obok szarookiego. Cóż można było o nim powiedzieć? Na sto procent to, że miał dosyć długie, jasne włosy, granatowe tęczówki, lekko umięśnioną sylwetkę i elfią urodę. Można więc uznać... Ba! Być pewnym, że jest on doroślejszym wcieleniem Tenshiego. Jedno ich różniło, oprócz wzrostu oczywiście. Zefir posiadał niewielkie znamię w postaci jakiegoś znaku. Po bliższym zapoznaniu można było wywnioskować, iż jest to kształt odnoszący się do symbolu wiatru, na którym spoczywał informujący o tym, czarny znak kanji.
- Teraz rozumiecie, czemu nadałem mu taki pseudonim? – ociec Misakiego był z siebie zadowolony. – Jeżeli trochę z nim porozmawiacie, upewnicie się w tym, że ma łagodne usposobienie jak Zefi...
- Grabisz sobie, wiesz? – zaciśnięte usta Sendy nie zmieniły jego delikatnego oblicza, które nadal pozostawało przyjazne, niczym nie zmącone. – Przedstawiłbyś się chociaż. – westchnął, wiedząc, że przy cielęcych oczach nie ma szans na wygraną.
- Ale ja wiem, jak on się nazywa! – nieoczekiwanie odezwał się Subaru, skupiając na sobie kilka par oczu. – Camuel Morri, prawda?
Wyraz twarzy jego ojca – bezcenne.
To tylko utwierdziło ich w tym, że chłopak miał koszmarnie dziwny sen.
- Zgadza się. – mężczyzna spojrzał na niego z nieukrywaną ciekawością. – Interesujące. – mruknął cicho.
Dopiero ruch obok Misakiego zmusił go do oderwania wzroku. Duża ilość osób, jaka już od dawna znajdywała się w pomieszczeniu, teraz była popędliwie przepędzona przez Hoshiego, który postanowił zostawić ich samych. Co, jak co, ale najmniej potrzeba im było wtykania nosa w nie swoje sprawy. Szczególnie, jeżeli równało się to czemuś ogromnie ważnemu i osobistemu dla Subaru. Jeżeli będzie miał życzenie, aby o tym opowiedzieć, to na pewno to zrobi.
Tymczasem Aoi zerkał na Camuela, próbując ściągnąć go wzrokiem. Gdy mu się ta sztuka wreszcie udała, pochylił głowę, przez co kilka białych pasemek zakryło kawałki twarzy, nadając jej wyrazu skruszonego dziecka.
- Chciałbym przeprosić za tamte słowa. Nie powinienem był pana oceniać, wcześniej nie poznawszy. – jasna karnacja zmieniła barwę.
- Oj tam, chłopcze. Należało mi się, a to, że broniłeś Subaru jak lwica swych młodych, raczej dobrze o tobie świadczy. – ułożył usta w dzióbek, pocierając ręką brodę.
Teshi już się nie odezwał. Położył plecy na oparciu, zamykając oczy i myśląc o tym, że teraz wie, po kim Misaki odziedziczył specyficzny tryb bycia. Garnitur ogrzał jego zmarznięte ramiona, a cicha rozmowa skłoniła do odprężenia. Nim ktokolwiek się spostrzegł, blondyn przysnął, powoli osuwając się na bok.
- Chcielibyście wiedzieć, czemu zgodziłem się na to, aby spłodzić syna, skoro jestem... – Morri przerwał w połowie zdania, patrząc jak Subaru łapie Aoiego, po czym przytula go i umieszcza sobie na kolanach.
W tym momencie chłopiec obudził się i ogarniając pokój mocno zamroczonym spojrzeniem, machnął ręką, mówiąc, aby sobie nie przeszkadzali.
- Ja was słucham. – wymamrotał, obejmując szyję Subaru i przylegając do niego, ponownie usnął. 
Brunet poprawił go, podciągając bliżej, prawą ręką głaszcząc jego policzek.
Morri uśmiechnął się na ten gest, jednocześnie splatając palce ze swoim partnerem. Oczywiście nie zrezygnował z opowieści, lecz zdecydowanie obniżył głos, nie chcąc przeszkadzać młodszemu aniołowi.

Akemi (13:31)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz