wtorek, 30 października 2012

42. Przestrzeń między magnesami.

24 września 2011

Witam moje Elfiątka ;3 Kochane moje, nareszcie. Przepraszam Was bardzo za takie nieregularne dodawanie, ale rodzina nawiedza mnie częściej, niż robiły to prace domowe na koniec semestru w liceum xD W przyszłą środę powinno być lepiej. A, właśnie! Należą Wam się wyjaśnienia, gdyż w tę środę elektrownia zabawiła się w pracowanie, więc nie miałam możliwości, aby przysiąść przy tekście.

Odpowiedzi:

Maxiii - Najważniejsze, że jesteś i czytasz. ;3 

Yaoistka^^ - Haha, możesz podawać swoje propozycje, zobaczymy, czy się pokryją z moją wizją xD Jeszcze 2 rozdział o Niebie i wreszcie coś, co mam zaplanowane od dawna xD

 

Churi^^ - Dokładnie - Daniel i Orifiel to bracia. A Kripon coś czuje do tego drugiego (i wzajemnie). W sumie to masz rację, bo o Kio przypomniałam sobie w sumie na końcu, ale to dlatego, że tak już wcześniej sobie postanowiłam i najpierw o tym zapomniałam, a potem na koniec przypomniało mi się o tym pytaniu XD Oj wiem, wiem xD Za dużo par homoseksualnych... ja to bym najchętniej wszystkich pozmieniała w facetów xD Jednak skoro już to zaczęłam, to nie będę nic zmieniać... Kij z tym. Ale jedna para hetero będzie xP Może i tylko napomknę o tym, ale będzie xD Oj, wybacz już zmieniłam jej kategorię xD Łaa i dzięki za polecenie ;3 

 

Star 1012 - Spokojnie, Daniel nie opuści na zawsze Oriona.. ale na pewien czas, aż ten głuptas co nieco zrozumie. Dziś wyjaśniłam, o co chodziło z tym pójściem Daniela do Piekła. Nieco staroświecka legenda, ale przydała się xD A, widzisz! xD Sprawa z popędliwym Kriponem też się wyjaśni i Mefi będzie miał Rafaela na wyłączność xD Kio jest bezpieczny. Leży sobie w gorączce, ale póki co dane są utajnione xD Hahaha xD To się wczułyśmy obydwie w Harrego Pottera xD

 

Vampirka_15 - Rozdział był mniej więcej taki, jak poprzednik xD Kurcze, zawstydzasz mnie raz za razem. Naprawdę xD Zgadzam się z Tobą, co do sumiennego dodawania rozdziałów, bo jeżeli nie daje się rady robić tego w jednym aspekcie, to jak poradzić sobie w innych. Jednak ci z kolei, którzy piszą raz na jakiś czas mają dużo lepsze rozdziały ode mnie ;) Kochana, nie mam za co się obrażać, bo o tym wiem - poprzedni rozdział był kiepski... ten jest chyba ciut lepszy, ale mam nadzieję, że kolejne dwa nie zanudzą... chyba nie będą mogły, bo troszkę jednak dziać się będzie xD

 

Sonietta - Był słaby, był xP Hahahah xD Wiesz, że ja też nie podejrzewałam, iż Daniel ma brata? Jakoś tak samo wyszło xD Dokładnie - dziecko, to tylko dziecko i postawiło na swoim xD Rada.. może nie cała, bo tylko ten główny z Rady pcha łapki w kierunku aniołów, ale to taki... hmm... fanatyk, o xD O Kio jeszcze pomilczę, a Baal... Baal nie chciał i póki co nie chce widzieć Kio na oczy. 

 

Angel - Haha, kochana xD Dlaczego miałabyś nie komentować? xD Zawsze możesz napisać, czy podoba Ci się wystrój, o xD Oj długie opowiadania to chyba moja dewiza... nie umiem pisać one shotów i jestem zdziwiona, jak potrafiłam tworzyć 20 rozdziałowe historie... tylko 20 rozdziałowe xD Ale tasiemce też nie są dobre. Po prostu teraz piszę bardziej opisowa i staram się zrobić dłuższe rozdziały, by nie przedłużać opowiadania w kwestii ilości notek. ;P Haha, w takim razie życzę powodzenia i cierpliwości w czytaniu, bo byków tam jest co niemiara, a i często historie są nieco pogmatwane ^^'


Zielona Strefa

W przyszłą sobotę, w Galerii częstochowskiej swój koncert da Szpak ;P Chętnych zapraszam - ja może się wybiorę... Mooże xD 


Serdecznie witam Maxiii oraz Angel ;3

EDIT: 25.09. Nie mam pojęcia, dlaczego połowa tekstu jest podkreślona.. i za Chiny ludowe nie da się tego zmienić.

--------------------------------------------------------------------------------------------------




Miłość braterska całkowicie zaabsorbowała myśli osób, które w tym momencie wpatrywały się nieco zbite z tropu na Mefistofelesa. Diabeł trzymał dłoń kotołaka, który jak dotąd został pominięty. Stan, w którym elf się znajdował, spokojnie można by nazwać śpiączką, lecz przypomnienie, w jaki sposób do niej doszło, znów zainteresowała otaczających go mężczyzn. Otrząśnięci po usłyszeniu nowych informacji odwrócili głowy ku leżącej na noszach istocie. Otaczało go wykonane z piór posłanie, które unosiło się w powietrzu nie brudząc się, nie przeszkadzając, a utrzymując kilkudziesięcio kilogramową masę.
Kripon wezwał do siebie podwładnych mu aniołów i nakazał przeniesienie gorączkującego Kio do ich kliniki. Okazało się, że Niebo było doskonale przygotowane na wszelkie ewentualne zaburzenia i infekcje organizmu Smoczego Księcia. Wyglądało to tak, jakby istniał odgórny plan, a kroki mężczyzn były jedynie źdźbłem trawy pośród całego morza zieleni na polanie.
- Nie macie się czym przejmować. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, a kto jak kto, lecz Stwórca nie pozwoliłby sobie na jakąkolwiek pomyłkę, czy krzywdę. – lekko uspokajający ton członka Rady pozwolił na rozluźnienie. Nie na długo. – Sądząc po twej minie, Michaelu, domyślam się, iż zachodzisz w głowę, gdzie podziewa się ten, który za każdym razem potrafi ci dopiec. Otóż Sefer miał ważną misję do wykonania i nie zjawi się wcześniej, aniżeli jutro, dlatego do tego czasu zalecam... relaks. – potarł skroń, zerkając jednocześnie na przyglądającego mu się archanioła. – Nie tylko tobie dają się we znaki jego kłótnie, dlatego bardzo proszę o rozejście się do swoich komnat i cieszenie się ciszą.
Orifiel zaśmiał się, gładząc bark przyjaciela. Od kilku dni miał okazję podpatrzyć, w jaki sposób najważniejszy z Rady wyżywa się na podlegających mu mężczyznach za to, iż jego ulubiony obiekt rozrywki pozostaje poza zasięgiem. Nie wiedział jedynie, dlaczego anioł tak bardzo uparł się na Michaela, skoro ten starał się go unikać, ograniczając kontakty do jak najlepszego wykonywania powierzonych mu zadań. Mimo to coś mu mówiło, iż zapowiada się na grubszą sprawę. Nie od dziś wiadomo, iż na blondyna patrzyły nie jedne tęskne spojrzenia, gdyż wielu wzdychało do niego – bezskutecznie, dlatego zetknięcie się Sefera i Lucyfera może mieć straszne w skutkach zajścia i wybuchowe reakcje.
Tak intensywnie odpłynął w swych rozmyślaniach, iż zapomniał o ciągle trzymanej dłoni na ciele bruneta. Dopiero uporczywie świdrujące go tęczówki w kolorze indygo przyciągnęły zmysł bycia obserwowanym. Odsunął się więc, aby nie zostać źle odebranym, jednak Kripon ani myślał o tym, aby zerwać kontakt, który ułatwi mu przekazanie pewnej, a jak istotnej sytuacji.
- Teraz możesz sobie na to pozwolić. Odkąd jesteś pełnoprawnym archaniołem, ja także mam takie prawo... do wyboru partnera i obcowania z nim na równi z ludźmi.
Chłopak otworzył usta, patrząc na niego wilkiem.
- Pięknie! Jestem dla ciebie lepszym...
Brunet zakrył oczy, mamrocząc coś cicho.
- Stwórco... daj mi siły... – przetarł twarz otwartą ręką, następnie kładąc ją na szyi stojącego przed nim białowłosego, trafiając w jego punkt witalny. – Ori, idioto. Słuchaj ze zrozumieniem! Powiem to raz i radzę ci zapamiętać. – pochylił się, aby zrównać z nim wzrok. – Imponujesz mi od pierwszego dnia, kiedy tu przybyłeś. Zawsze traktowałeś mnie dobrze, nie bojąc się odpychającego zachowania z mojej strony ,a jednak nie pokazywałem po sobie tego, jak cieszy mnie ten fakt. Ignorowanie i poświęcanie uwagi Rafaelowi miało za zadanie rozjątrzenie w tobie zazdrości, co najwyraźniej źle odebrałeś. Zresztą... nie byłbyś sobą, gdybyś inaczej reagował. – wymusił uśmiech. – Ja dążyłem tylko do tego, abyś stał się wreszcie archaniołem z prawdziwego zdarzenia. Dlaczego? Bo wtedy mógłbym związać się z tobą całkowicie legalnie. Do tego Niebo nie mieszałoby się w nasze relacje oraz wspólne sypianie, spędzanie czasu i tak dalej. Wiem, że dorastasz i hormony wręcz tryskają z ciebie, więc czekałem na moment, w którym mógłbym dać ci to, co teraz nie jest zabronione Michaelowi i Lucyferowi. Ponadto – podniósł palec, zauważając, iż Orifiel zamierza coś dopowiedzieć. – mój pocałunek przeważnie równa się Akceptacji, jak wiesz, ale... w większości chciałbym go przeznaczyć dla osoby, którą w jakiś sposób lubię i...
- Kochasz mnie, bestio, przyznaj się i nie kręć. – blondyn chwycił go za paliczki, ciągnąc je w przeciwne strony.
- Nieh posfalaj sophie. – odtrącił jego ręce. – Zgadzasz się na to, aby być ze mną?
- No oczywiś... Daniel!
Zazdrosny brat zepsuł cały urok sceny, łapiąc chłopca za łokieć. Szybko wymienione spojrzenie świadczyć mogło o złości, jak i zmartwieniu, choć trudno było rozgryźć, czego jest więcej w złotych tęczówkach. Mężczyzna odwrócił się przez ramię, by w kierunku Kripona posłać kilka informacyjnych słów.
- Ori obiecuje, że się zastanowi i przemyśli sprawę, a do tego czasu odprowadzi nas do komnat. – nie znoszący sprzeciwu głos skutecznie powstrzymał wyrywającego się blondyna.
Gdy nieco zdziwiona grupa wraz z naburmuszonym Orifielem i żołnierzem o kamiennej twarzy oddaliła się reszty towarzystwa, morskooki pozwolił sobie na niekontrolowany wybuch śmiechu. Nie miał, co prawda rodzeństwa, ale oglądanie idącej przed nim dwójki wyglądało pasjonująco i strasznie chciało się patrzeć na nich dłużej. Jego gest ruszył w obieg rozmowę długowłosych.
- Nie odzywam się do siebie! Tyle czekałem na rozklejenie się Kri, a ty najzwyczajniej w świecie zabrałeś mnie stamtąd!
- Raczej kusi cię zbyt pochopne podjęcie ważnej decyzji i...
- Mojej decyzji, Daniel! – archanioł wyrwał się spod stalowego uścisku wyższego od niego mężczyzny, wyprzedzając go lekko. – Choć raz chciałem być odważny i pokazać, że potrafię zadbać o siebie i... i kogoś jeszcze. – tym razem zwolnił, opuszczając nisko głowę, po czym poderwał ją, skutecznie zwracając na siebie uwagę brata. – Teraz wiem, że nie należy ufać plotkom, póki samemu nie sprawdzi się wiarygodności czyichś wątpliwości. Do tej pory Piekło kojarzyło mi się z miejscem kaźni i zadawania bólu. Istnieje taka legenda, w jakiej musi być ziarenko prawdy, która opowiada o tym, że jeżeli w czasie ostatnich chwil życia jesteśmy w pobliżu ognia, to trafiamy do Piekła, a jeżeli w wodzie - do Nieba. To dosyć naiwne, ale w naszym przypadku się sprawdziło! – ostatnie zdanie wygłosił na jednym oddechu, aby nie dopuścić Daniela do wygłoszenia słów krytyki. – Bałem się..., co może się spotkać, a Kriopon... On wiedział, że byłbym zdolny do poproszenia Stwórcy o zamienieniu się z tobą miejscami. Nie chciałem żebyś za mnie cierpiał. – odwrócił twarz w kierunku okazałego, białego pałacu ze strzelistymi wieżami w kształcie długich prostokątów. Światło pięknie odbijało się od kryształowych dachów, jednocześnie nie oślepiając obserwującego z dołu przechodnia, czy wznoszącego się w powietrzu anioła. – Słyszałem, jak prosił Boga, abyś mógł tutaj przejść... wiesz, bez przepustki odrzuciłoby cię tam, skąd przyszedłeś. Dlatego spieszył się, by dotrzeć na czas i odpieczętować Bramy na nową osobę, ale spóźnił się... Mimo wszystko jesteś tutaj, a to z tego powodu, iż Najwyższy wie i widzi wszystko i wszystkich. Pewnie zdawał sobie sprawę, że Kripon nie da rady przylecieć tak szybko, toteż wcześniej przygotował Wrota na twoje przybycie, uwzględniając także tego małego szkraba, który za kilka kroków będzie mógł wreszcie skorzystać z toalety. – wszedł po grafitowych schodach, przytrzymując się obszernej, złotej poręczy. – Zapraszam do środka. Misiu... wiesz, gdzie jest konferencyjna, prawda? Pokoje naprzeciwko niej są przeznaczone dla was. Ja mam jeszcze kilka spraw do omówienia z tym tutaj. – skinięciem głowy wskazał, o kogo mu chodziło, jednocześnie przekraczając próg i otwierając pierwsze drzwi po prawej. – Daniel, postaw małego na ziemi. Pewnie już nie może się doczekać.
Chłopczyk – już dotykający podłogi – spojrzał na archanioła z niezrozumieniem, lecz gdy niepewnie zajrzał do wnętrza pokoju, od razu nabrał werwy. Lekko przyciemnione pomieszczenie dawało jasność na centralne atuty toalety, podświetlając je także w ich wnętrzach, toteż malec wielce się zdziwił, gdy podnosząc klapę muszli klozetowej ujrzał odbijające się od wody refleksy.
- Ślicznie! Jakby ktoś zamknął tam wschodzące słońce! – klasnął w rączki, uśmiechając się szeroko do stojących przed wejściem mężczyzn.
Złotooki postąpił krok do przodu, jednak jak na zawołanie wszystkie meble zmniejszyły się w ten sposób, aby dostosować się do rozmiarów swego obecnego lokatora.
- Technika zawsze mnie fascynowała. – Orifiel pozwolił sobie na przymknięcie ciemno bordowych drzwi.  – Nie będziemy mu przeszkadzać.
Pomimo tego, iż na środku znajdowała się szyba, to jej falująca tafla oraz umieszczone na niej wzory uniemożliwiały podglądanie, jednak informowały innych o tym, że ktoś jest w środku. Komnaty nigdy nie były zamykane na znak zaufania i w symboliczny sposób obrazowały samych aniołów, i ich lot w powietrzu – nieograniczony, swobodny. Skrzydła pozwalały wyrwać się z grożących im na ziemi krat, tak jak brak zamka równał się poczuciu wolności.
- Nie zdążyłem dotrzeć przed Kriponem, a bardzo ciekawił mnie powód jego pośpiechu i chaotycznej wizyty u Boga. – zamyślił się, przekrzywiając głowę w bok. – Teraz wydaje mi się, że on dużo wcześniej wiedział..., albo w jakiś sposób wyczuł, że przyjdziesz.
Daniel nie przerywał mu, uważnie słuchając. Nie przypuszczał, iż przejście przez Wrota musi zostać wcześniej zaanonsowane. Poza tym Michael nic o tym nie wspominał... Być może był zbyt zaaferowany sytuacją z Kamio, ale jego błąd mógłby wiele kosztować zarówno żołnierza, jak i spoczywającego w jego ramionach diabełka. Na dodatek spotkanie z Orifielem przeciągnęłoby się zapewne o kolejne stulecia i o ile teraz nie mógł sobie tego wyobrazić, o tyle dłuższa bojaźń o młodszego brata nie dawałaby mu spokoju, niosąc być może jakieś złe decyzje.
Zaśmiał się pod nosem. Tak, młodszy brat, u którego przegapił dorastanie, a obecnie zachowuje się jak nadopiekuńcza niańka.
Jedno spojrzenie na archanioła i jego nadąsaną minę, i już nie miał wątpliwości, iż minie wiele stuleci, zanim ten opierzony żółtodziób zamieni się w pięknego łabędzia. Jednak... czy sprawiedliwie i uczciwie byłoby nakładać na niego zakazy, skoro do tej pory jak widać umiał sobie poradzić?
- Jaki jest ten cały Kripon? – pozostało mu posiadanie głębokiej nadziei powierzonej w zdecydowany i twardy charakter, który w ciągu ostatnich kilkudziesięciu minut miał okazję dokładnie poznać.
Jednocześnie widząc rozpogadzającą się twarz Oriego, poszerzający się uśmiech oraz nagle ni to rozbawione, zadowolone ni to znające już wynik oczy, nie mógł już przypisywać sobie wygranej.
- Jest... wkurzający, pyskaty, arogancki, złośliwy, nieuprzejmy... – wymieniał, nie zważając na zatrwożoną minę złotookiego. – Ale zdarza mu się być czułym, pomocnym i otwartym dla każdego, a już na pewno pomoże w potrzebie. Tylko gdy ktoś zawiedzie jego zaufanie, lepiej niech nie pokazuje mu się na oczy. – zamilkł na dłuższą chwilę, przypominając sobie zasłyszaną historię o tym, co działo się z brunetem na Ziemi i jak zawiódł się na kimś bliskim. Ileż trzeba było czasu, by mężczyzna znów uwierzył w innych.
Minęło kilka chwil, nim Orifiel podjął się dalszej konwersacji.
- I co, jak podoba ci się ta charakterystyka? – zapytał iście niewinnie, choć żołnierz od razu zauważył, iż jego opinia jest tu bardzo ważna.
- Sądzę... – Daniel specjalnie przedłużał tę chwilę. Pamiętając jednak o przebywającym nieopodal Orionie i tym, że chłopiec może zaraz przeszkodzić im w rozmowie, postanowił nie dręczyć już brata. – Sądzę, że gdyby coś było nie tak, dasz mu radę i zrobisz z zębów grzechotkę. – prychnął, kiedy archanioł uderzył go w ramię. – Nie znam go, więc nie mogę powiedzieć zbyt wiele, ale sprawia wrażenie narcyza  ze sporą dawką uczuć.Gdyby ktoś chciał się do ciebie zbliżyć, prawdopodobnie skorzystałby z przywilejów, jakie przysługują członkom Rady, aby delikwenta odpowiednio uszkodzić.
- Czyli mam twoje błogosławieństwo?
Uniesione wysoko brwi i lekko rozwarte usta wyrażały największe zdumienie.
- Raczej demonie uprawnienie. – żachnął się. Zaledwie chwilę później przygarnął go, ściskając mocno. – Brakowało mi ciebie.
Zza rogu podglądał ich ciemnowłosy mężczyzna o jasnobłękitnym krysztale osadzonym na czole. Niezmiernie cieszyły go słowa „pochlebstw”, ale najbardziej i tak prawdziwie odetchnął z ulgą, słysząc słowa akceptacji. Nic nie było w stanie wywołać uśmiechu na tych prostych, jakby odrysowanych od linijki ust, a jednak dokonało się niemożliwe.
***
W tym samym czasie, w innej części zamku.
- Gabi? Dlaczego nie możemy mieszkać razem z tamtymi?
Białowłosy wsunął krzesło z głośnym hukiem pod biurko.
- Ile razy mam ci powtarzać? Po pierwsze, bo to mój pokój, a po drugie, gdyż jestem niższym w hierarchii aniołem, więc nie mogę spoufalać się z archaniołami. Jeżeli nie odpowiada ci to, możesz poprosić któregoś ze Skrzydlatych, aby przeniósł cię tam, gdzie chcesz. Póki jednak upierasz się przy tym, aby mnie denerwować i zatruwać życie, póty dzielisz ze mną powietrze, przestrzeń i łóżko. – przeszedł kilka kroków, zatrzymując się przy ciężkich firanach, które zasłaniały kawałek okna. Siłując się z dawno nieużywaną klamką nie zauważył skradającego się Astrota. Uświadomiły go o tym oplatające ramiona oraz ciepłe dłonie pomagające w potyczce z nieustępliwym żelastwem. Otworzone podmuchem skrzydła okienne udostępniły świeżemu i rześkiemu zefirowi zabawę z każdym zakamarkiem komnaty, przy okazji porywając w tany długie, białe kosmyki. Ich właściciel nie był jeszcze w podobnej sytuacji, więc natychmiast podjął jedyny temat, jaki przychodził mu na myśl.
- Musisz porozmawiać z Lucyferem o chrzcie Oriona. To tutaj bardzo ważne, więc póki nie ma Sefera, mógłby zastanowić się nad wyborem kandydatów. – przerwał, słysząc nad uchem niemal męczeńskie westchnięcie, któremu towarzyszyło poluźnienie uścisku, jaki demon skonstruował na jego brzuchu.
Gdy anioł uznał to za znak zakończenia konwersacji, odwrócił się przodem do niego z zamiarem posprzątania walających się na podłodze papierów, jednak As wykorzystał sytuację, zakleszczając go i uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- Dobrze, powiem, ale czy nie byłoby rozsądniej, gdybyśmy porozmawiali o nas? Hej! Nie rób takiej zdziwionej miny. – potarł nosem o jego nos. – Widziałem, jak płakałeś, gdy mieliśmy się rozstać.To wiele o tobie świadczy... Na przykład to, że masz serce. – zapewne gdyby Gabriel był wolny, w tej chwili zasypałby demona kuksańcami. Początkowo czerwonowłosy miał ochotę uciec pod tym morderczym spojrzeniem, ale poprzysiągł sobie, iż powie wreszcie to, co wymyślił kilka godzin temu. – Gabi... Dogadałem się z Lu i... Chcemy adoptować Teppeia, prawda?
- Tak... – mężczyzna zmrużył oczy, nie będąc pewnym dalszego przebiegu wydarzeń, choć coś mu mówiło, że zaraz wybuchnie złością.
- I ja... Uhh... Takie zachowanie do mnie nie pasuje. – mruknął cicho, zbierając się na odwagę. – Dobra. Powiem prosto z mostu. Nie chcę, abyś rezygnował z Nieba, dlatego wyrzekam się swego urzędu i przenoszę tutaj.
Cisza, jaka zapanowała, była iście informacyjnym obwieszczeniem burzy, a spadający z drzewa liść zabrzmiał niczym gong w walce bokserskiej.
- Zwariowałeś?! Nie zgadzam się!
- Ale...
- Cicho bądź, bo ci przyłożę! – próbował wyszarpnąć się Astrotowi, jednak próby spełzły na niczym. Musiał dusić w sobie złość, a tak przeszedłby się kilka razy po pokoju, uspakajając nerwy. Ukojenie przyszło nagle, o wiele szybciej, niż się spodziewał. – As... Nie pozwolę na to, dlatego – podniósł głos, kiedy diabeł miał zamiar coś powiedzieć, pewnie argumentując swój pomysł, jakoby był najlepszym rozwiązaniem. – to ja odejdę z Nieba. Misiek już się zgodził, więc nie masz nic do gadania, poza tym jutro poruszy to przy Radzie. Jak wyobrażałeś sobie życie Teppeia? Przecież wiesz, że on nie będzie tutaj szczęśliwy... sam. – dodał, konspiracyjnie zniżając głos do szeptu. – Bez Ismaela. – mrugnął, uśmiechając się półgębkiem.
Demon nie tylko odetchnął z ulgą, co uświadomił sobie, iż faktycznie „zapomniał” o tak istotnym szczególe. Zaraz jednak przyszło olśnienie.
- Gabi, ale dlaczego chcesz się tak poświęcić? Moglibyśmy namówić rodzinę Ismaela do tego, aby się tu przenieśli... coś by się wykombinowało... chyba.
Nieco niższy mężczyzna miał ochotę uderzyć się z całej siły w czoło, niemal płacząc nad niedomyślnością wyrośniętego dziecka, który zaborczo, lecz w całkiem przyjemnym objęciu gładził jego plecy. Rezygnując z górnolotnych przemówień, ostrych słów reprymendy i innych środków mogących metodą gwoździa i młotka wtłuc do opornej głowy całą prawdę, postawił na łagodniejsze wykonanie. Zachowując kontakt wzrokowy, który przy okazji obiecywał, iż cokolwiek Gabriel zrobi, nie ucieknie, ostrożnie oswobodził prawą rękę, kładąc ją na policzku diabła i pewnym gestem, w jakim sporo było z uczucia zmusił go do skłonienia głowy. Gdy ich usta prawie ogrzewały się oddechem, podzielił się z Asem tym, co on od niego słyszał, co najmniej trzy razy na dzień, a sam anioł bardzo to zaniedbał.
- Bo cię kocham.
Akemi (22:23)

1 komentarz:

  1. Hej,
    o tak, Gabriel jest gotowy opuścić niebo, Daniel jest bardzo opiekunczy... no, proszę, proszę Kris podsluchiwał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń