sobota, 6 października 2012

40. Jak pies z kotem.

26 lipca 2010

Oi, moje Elfiątka ;3 Witam Was z wielką radością XD Dzis zaprezentuję Wam... trochę czułości XD mam dla Was informację - w Spisie postaci pojawili się bohaterowie obecnego opowiadania. Nie wszyscy, bo dorzucę jeszcze kogoś... a raczej dwóch ktosiów, bo opis Camuela zrujnowałby efekt zaskoczenia xP

Odpowiedzi:

Star 1012 - Tak, Tenshi boi się swojej "Macochy" XD Ale tak... no... Pozytywnie xD Wie, że nic mu nie grozi z jego strony  i liczy się z jego słowami, a Mizuki, jak to Mizuki - czuje w sobie powołanie do tytułu matki Polki ;P Co do planów Mizukiego względem Tenshiego - to samo pytanie zadała mi Kirhan xD Mizu dużo pomógł Tenshiemu. Był z nim w czasie potknięć i sukcesów. To on był pierwszym, który dowiedział się o zaręczynach, więc Aniołek, ta ostoja niewinności i sporej dawki naiwności myślał, że przez zerwanie zawiedzie Mizukiego, który pokładał w nim wielkie nadzieje. Głupolek myślał, że Mizu chce, aby chociaż on był hetero xD (w sumie się nie dziwię... tyle tych par już tam jest... XD)

Zielona Strefa.

Opowiadanie nam się kończy ;D To pierwsza sprawa, a druga... Dostałam się na studia XDD Na ten kierunek, na jaki chciałam ;3 Oto przed państwem przyszła studentka... specjalności medialno-redaktorskiej xD O Niebiosa, pomóżcie. xD

Uwaga! Do Vergithii - Kochanie, strasznie przepraszam za to, że nie zmieniłam rodzaju Twego bloga. Pamiętałam o tym, tylko wyleciało mi z głowy. Już jest poprawione! ;3 Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Notka dedykowana Tobie ;)


Od tamtego dnia minął tydzień, a Tenshi zdążył za ten czas wypięknieć duchowo, roztaczając wokół siebie niezauważalny dotychczas blask. Oczy świeciły mu gamą radości, a ciało doznało tak dawno nie zaznanego wypoczynku.
Z każdym dniem czuł się coraz lepiej, rozkwitał i wiele razy można było ujrzeć uśmiech na jego rumianej twarzy. Jej poprzedni, blady i udręczony wyraz, zdawał się zniknąć bezpowrotnie. Chłopak chłonął życie pełną piersią i można było powiedzieć, że nareszcie zachowuje się jak na nastolatka przystało.
Za cudowny traf uznano to, iż szkoła, do jakiej uczęszczał blondyn miała swój oddział całkiem niedaleko hotelu. Dzięki temu, Aoi nie rozstawał się z rodziną, przez co możliwe problemy mogły być rozwiązywane w przyjaznym gronie, a nie w towarzystwie osób liczących na jego błąd. Choć z drugiej strony on raczej nie miał wrogów. Tutaj chodziło o to, aby nie zwalał kłopotu na barki ludzi, na których mu zależało. W hotelu także by się tak zachował, lecz istniało pewne „ale”. Mizuki zawsze zauważał wszelkie mroczne cienie na duszy ulubieńca i nie było mowy o tym, aby nie udało mu się ich wyciągnąć.
- Co się dzieje? – fioletowe oczy, choć patrzyły w inna stronę, chwilę wcześniej wytworzyły specyficzne spojrzenie, które natychmiastowo spowodowało skruchę u odbiorcy.
- Isen Baseti. – mruknął szesnastolatek, rzucając plecak na fotel.
- Znowu? Czy on nie ma umiaru? Przecież dałem mu do zrozumienia, że jeżeli jeszcze raz się do ciebie zbliży, to nie ręczę za siebie.
- Nie ty jeden. – głębokie, cierpiętnicze westchnięcie wniosło uśmiech na twarz jego rozmówcy.  – Subaru wykonał to za ciebie i teraz Isen boi się do mnie podejść.
Mizuki zaśmiał się wesoło, kiwając głową z niedowierzaniem.
- Eh, dzieci. Wy wszystko widzicie, ale sami zakładacie sobie klepki na oczy, jeżeli chodzi o wasze życie.
Ciche kroki zwróciły ich uwagę na otwartych drzwiach. Wkrótce w progu pojawił się Subaru.
- Zgadzam się z tobą Mizu. Ja chciałem dobrze, a on się na mnie obraził. – ramiona zdawały się zwisać, jakby ktoś doczepił do nich ciężarki, a mina zdradzała smutek.
- Postąpiłeś zbyt gwałtownie i nieodpowiedzialnie! Mogłeś zaprzestać po jednym uderzeniu w policzek, ale nie! Tobie było mało. I, nie! – Tenshi zahamował przyjaciela, podnosząc ostrzegawczo palec wskazujący. Oczy zmrużyły się, a nasada nosa zmarszczyła. – Nie mów, że jak ktoś cię uderzy, to należy nadstawić drugi policzek.
Misaki jęknął, opadając ze zrezygnowaniem na sofę. Cóż miał począć? Gdy dowiedział się, że nowy kolega Tenshiego dobiera się do niego, musiał zainterweniować. Jednak, kiedy padł pierwszy cios, jego „ofiara’ podjęła walkę słowną, mówiąc, iż Subaru jest dla niego lepszą partią i chętnie wymieni aniołka na czarnego diabła.
- Niech się cieszy, że żyje, zboczeniec jeden. – wzrok chłopca uciekł w bok.
Aoi i Hoshi wymienili znaczące spojrzenia.
- Coś ci powiedział? – fioletowooki przysiadł obok przygaszonego bruneta.
- Tak. Dokładnie: „Znałem twojego ojca i wcale mu się nie dziwię, że cie posuwał.”
Tenshi nabrał powietrza, otwierając szeroko oczy. Tego się nie spodziewał. Pamiętał, że Baseti wspominał kiedyś o jakimś mężczyźnie, który delektował się ciałem swojego syna. Jako, że on nie lubił słuchać takich rzeczy, wyparł tą wiadomość, w ogóle nie wiążąc jej z osobą Misakiego. Teraz, gdy widział zmartwionego i przejętego Subaru, pożałował, że go potępił.
- Ale nie zrobiłeś mu czegoś? Jutro będzie mógł chodzić?
Brunet chciał prychnąć, ale zauważył, że Tenshi żartuje i po prostu chce mu poprawić humor. Odwzajemnił uśmiech i zapewnił, że prócz urażonej dumy, Isen jest cały i zdrowy.
- Słucham? W jakim sensie? – Mizuki nie był do końca przekonany, czy aby na pewno tamtemu chłopcu nic nie grozi.
- Pocałowałem go na oczach kumpli, mówiąc, że za każdym razem robi to lepiej.
Usłyszeli głośny wybuch śmiechu, więc spojrzeli na Aoiego, który z trudem łapał oddech, trzymając się za brzuch. Włosy opadały mu na twarz, a próbujące się uspokoić ciało, drżało od szaleńczego chichotu. Zataczając się, podszedł do przyjaciela, kładąc dłonie na jego kolanach. Ciągle nie mogąc opanować porywających go fal parskania, zbliżył swą twarz do Misakiego i mierząc go spojrzeniem przylgnął do jego ust. Roześmiane dotychczas oczy spoważniały, uważnie lustrując to, co zrobi brunet. A cóż takiego on wyrabiał? Na początku mocno się zdziwił. W końcu jeszcze do niedawna blondyn miał dziewczynę, a teraz… Te myśli szybko się rozpłynęły, powodując rozluźnienie i diabelski błysk w oczach Subaru. Drażniąco przesuwał koniuszkiem języka po wargach Aoiego. Lewą dłonią złapał za prawy nadgarstek blondyna, umieszczając jego rękę w zagłębieniu własnej szyi. Następnie wsunął palce w jego włosy, przyciągając lekko umięśnione ciało. Z początku niewinne całusy, przeistoczyły się w coś doskonalszego, walecznego, drapieżnego i choć Tenshi dzielnie się bronił, przegrał, oddając pole przyjacielowi. Mrucząc, pobudzał tym język Subaru, wprowadzając go w drżenie. Subtelnie orzeźwiające ruchy przybierały na częstotliwości, chłonąc bijący od nich żar namiętności i niezaspokojonej chęci przekazania temu drugiemu, że nie jest się biernym, że czuje się pasję. Słowa nie były ważne, a wręcz traciły na wartości przy takich oznakach uwielbienia. Nie mogli ustąpić, wiedząc, że takie zachowanie mogłoby wpłynąć na błędne zrozumienie. Przykładowo, osoba, która pierwsza by zrezygnowała, w oczach tego drugiego wyglądałaby na niezdecydowaną i powątpiewającą w słuszność dokonanej decyzji, działania, a oni nie mogli sobie na to pozwolić. Nie przejmowali się nawet tym, jak niezręcznie mogło to wyglądać w oczach Mizukiego, który bez przeszkód i oporów śledził każde poruszenie żuchwy chłopców. Nie zraziło go nawet to, gdy język bruneta zasmakował jabłka Adama, przesuwając się ku dolnej szczęście, aby na końcu wycieczki i zęby wzięły udział w przedstawieniu, skubiąc wrażliwą wargę gotową okazać brak skontrowania ponownej napaści na podniebienie.
- Rozumiem wasze potrzeby, ale czuję się jak porzucony rozbitek. – Hoshiemu znudziło się obserwowanie technik pocałunku. Obawiał się, że mogłoby z tego wyjść coś niewłaściwego.
Nie uważacie, że on im zbyt często przerywa?
Aoi zaśmiał się, nie odrywając wzroku od Subaru.
- Bardzo cię lubię. – miał lekko zachrypnięty głos, lecz on chociaż był w stanie coś powiedzieć, w odróżnieniu od bruneta. Wyzwolił się z jego uścisku i skłoniwszy się Mizukiemu ruszył w kierunku drzwi. Zanim jednak za nimi zniknął, pokusił się o oparcie rąk na futrynie i o bardzo długie, zawadiackie spojrzenie w kierunku Misakiego.
W pierwszym odruchu czarnooki chciał za nim iść, lecz miękkie nogi stanowczo się na to nie zgodziły, łaskawie zezwalając na to, aby dwudziestojednolatek wylądował na sofie, a nie na podłodze.
- Smacznego. – lekko drwiący, nie pozbawiony kpiny głos zwrócił uwagę Subaru na zignorowanego dotychczas Hoshiego. Przetwarzając usłyszany wyraz zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co może mu chodzić. – Przed chwilą pożerałeś Tenshiego wzrokiem, więc jestem pełny podziwu, że chłopak jest w całości.
- Wolałbym ustami. – niewielka plama czerwieni pojawiła się w okolicy policzków bruneta, który zamilkł, próbując zebrać myśli i nieco ochłonąć, aby przestawić się na myślenie inną, niż obecnie, częścią ciała. – Mizu? Bo ja mam pytanie.
- Zamieniam się w słuch.
- Lubisz mnie, prawda? – pocierał kciukiem, kostki prawej ręki. Kilka sekund później parsknął, widząc mocno zszokowaną minę byłego wychowawcy. – Czyli jednak tak, to dobrze. – zamyślił się. – Bo widzisz... Ty zawsze bardziej opiekowałeś się Aoim...
- Subaru, tylko mi nie mów, że czujesz się niedopieszczony. Spędzałem z tobą kilka godzin na dzień, opowiadając, co się dzieje, ale stan, w jakim byłeś, zdecydowanie nie ułatwiał komunikacji.
- Nie o to mi chodzi. Po prostu... Przywiązujesz ogromną wagę do bezpieczeństwa Tenshiego i nie pozwolisz zrobić mu krzywdy.
- Jak każdy. Jestem dla niego jak matka, co nie znaczy, że ciebie nie kocham jak syna. – pogłaskał go po głowie, obdarzając szczerze pogodnym uśmiechem.  – Wiem do czego zmierzasz, więc nie będę cię męczył. To, że strzegę Tenshiego wcale nie oznacza, że trzymam go na smyczy, nie pozwalając na szaleństwa i podejmowanie własnych decyzji, które sam już sobie wyznacza i realizuje.
- Czyli nie miąłbyś nic przeciwko, jeżeli chciałbym z nim spróbować? Nie wmusisz we mnie tranu, gdy chlapnę coś głupiego w jego stronę?
- Oczywiście, że nie. – zaśmiał się krótko, przybierając na twarz maskę diabła wcielonego. – To byłaby zbyt słaba broń!
- Mizu!
- Oh, już nawet pośmiać się nie można. – obruszył się. – Trzeba cię nauczyć humoru... Zdecydowanie. – spoważniał. – Tylko nie rób nic na siłę. Wystarczy, że Keizo dowiedział się o zerwaniu zaręczyn. Teraz będzie robił wszystko, aby was związać. – Hoshi przewrócił oczyma, przylegając głową do oparcia, na co Subaru zareagował śmiechem. – To było do przewidzenia. Ten mały zbo...
- Mizu sempai, dziękuję.
Fioletowe oczy zajrzały w głębię hebanu, już w pierwszej warstwie odkrywając szczenięcą radość, wypełniającą czarne brzegi wesołość i miłość.  Uczucia te wręcz go poraziły i był w stanie jedynie uchylić lekko usta i westchnąć z uśmiechem.
- Macie moje błogosławieństwo. – stęknął ze zdziwieniem, czując mocno obejmujące go ramiona i ciepły policzek na torsie. Przygarnął długo nie widzianą osobę i pocałował w czubek głowy.
Akemi (14:03)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz