piątek, 5 października 2012

27. Jak pies z kotem.

12 kwietnia 2010

Oi, moje Elfiątka. Po wcześniejszym, miłym (mam nadzieję) rozdziale, następuje taki troszkę... Kontrowersyjny i urwany (znów).

Z racji tego, że w piątek mam imieniny, proszę mi ładnie składać życzenia.... Żartuję xDD Może dodam jakiś obrazek... Bynajmniej postaram się ;)

Odpowiedzi:

Kirhan - Mruczeć się chce? Cieszy mnie to. A łapkami to oni się jeszcze będą bawili... =D

Chieko - Dodał się. Świetnie, że możesz już swobodnie i bez problemów tutaj wchodzić ;3

Star 1012 - Gdyby Tenshiemu miało coś grozić, to pewnie by krzyczał zwabiając uwagę na siebie XD Ale nigdy nie ma stuprocentowej pewności, że Subaru mogłoby odbić... Ale i na to przyjdzie czas.
Hahah, tak Lu słucha ojca, jeżeli to konieczne lub mu wybitnie pasuje do tego, co zamierza zrobić. No ale jego priorytet to zapewnienie Tenshiemu dobroci i nie dokuczanie mu... a jakby nie było,ta bestyjka pomogła blondynkowi w uspokojeniu...swego ciała xD 

Astra - Takiego Subaru można sobie znaleźć, choć bywa trudno ;) Ja Ci życzę kogoś lepszego, niż on ;)
Oj, Tenshi będzie musiał bardzo szybko zrozumieć taki aspekt, bo wiadomo.... jak Subaru dostanie palec, to zaraz chce uciachać rękę, ales pokojnie, Tenshi nie jest taki łatwy.To tym bardziej dla mnie zaszczyt, że piszesz mi komentarz!
I jestem bardzo wdzięczna za te słowa... Naprawdę po stokroć dziękuję! Wzruszyłam się... no..

Star 1012 oraz Astra - Dziewczyny, będę Wam odpisywała przy każdej notce, a nie w komentarzach, aby mieć pewność, że wiadomość ode mnie do Was dotarła ;)

Grelciak - Nie wiedziałam, że Akemi to męskie imię xD Niekiedy podaje się, że damskie też występuje... xD

Zielona Strefa:

Dziś zaczepił mnie jakiś facet, który rzekomo jechał z Gdyni do Warszawy, a dotarł do Częstochowy... Może zaspał. Mówił, że nie dostał żadnej kary, że policja rozkłada ręce, a on ma o 8;15 autobus i zbiera pieniądze na bilet... Ja rozumiem, że wypadki chodzą po ludziach, ale jak się zbiera, to raczej symbolicznie i od kilku osób, a nie wyskakuje się z tekstem: "Jak mi pani rzuci z dyszkę, to na pewno jakoś to szybciej pójdzie." Eee... Rzuciłam mu jakieś drobne, no fakt, ale... Wydaje mi się, że niektórzy ludzie w ekstremalnych dla nich sytuacjach zachowują się nad wyraz... Dziwnie, czym nie zyskują zbyt pochlebnych opinii. Nie wiem, czy gościu uzbierał pieniądze, ale... Ale na koniec rozmowy zachował się dosyć fajnie, życząc mi wszystkiego najlepszego, więc ja mu powiedziałam "powodzenia w zbieraniu" i odeszłam, a on rzucił się do kolejnych dziewczyn. Ehh, życie, jak Ty potrafisz zdziwić.

Zapraszam do czytania ;)


Teshi powoli otwierał oczy. Ziewnął rozdzierająco i przeciągając się leniwie, obrócił się na drugi bok.
- Gdzie ja jestem? – mruknął rozglądając się niepewnie po pokoju. Poczuł zimno ogarniające jego klatkę piersiową, więc sięgnął dłonią w tamtym kierunku, poszukując pidżamy. – O kurcze! – zastygł w bezruchu z ręką na biodrze. – Gdzie ja mam ubrania. Co prawda tunika jest, ale...
Wtedy sobie przypomniał. Jego serce zabiło mocniej, a ciało zmroziło się na chwilkę, gwałtownie zastępując to gorącem. Chłopiec przygryzł wargę i ukrył twarz w dłoniach.
- Co z tego, że czasem potrzebuję dotyku? To dziecko we mnie, nie chce tego... Prawda? – jęknął żałośnie. – Sam siebie okłamuję. Robię się słaby i to podwójnie. Dlaczego – coś przemknęło tuż obok niego.
Aoi zerwał się, rozglądając uważnie. Koci wzrok wyłapywał w mroku najdrobniejszy ruch.
Tam!
Wysoka postać w czymś podobnym do płaszcza czmychnęła obok okna.
- Kim ja jestem, że boję się nawet dojść do włącznika? – nakrył się kocem. Po chwili skoncentrował się, usilnie przekazując wiadomość do Subaru, aby do niego przyszedł, bo ktoś się włamał. – Żałosne. – podkulił nogi. – Tracę moc, staję się ludzki, a gdy jakiś bandyta mnie zaatakuje, nie będę mógł go pokonać.
Czyjaś dłoń zakleszczyła się na jego ramieniu. Tak długo trwał w odrętwieniu, że nie poczuł,jak ktoś się do niego zbliżył.
- Nie! – z jego gardła, zamiast krzyku, wydobyło się jedynie jęknięcie. Okrycie zaczęło się zsuwać. – Proszę, nie rób mi krzywdy.
- Tenshi, ośle. To ja, Subaru. Gdybym chciał ci coś zrobić, to już dawno leżałbyś na brzuchu i prosił o...
- Nie żartuj w takich momentach! – blondynek fuknął na niego, wstając z sofy.
- Dobrze, już dobrze, nie prychaj tak. Powiedz mi lepiej, gdzie jest ten twój porywacz?
Aoi wskazał palcem tor drogi, jaką prawdopodobnie przebył tamten nieznajomy.
- Czyli wyszedł na korytarz. – czarnooki potarł brodę.
- Lu, a może on chce nas wszystkich wymordować? – jedenastolatek przestępował z nogi na nogę.
Mimo ciemności w pokoju i tylko nikłego światła księżyca, brunet dostrzegł przerażenie na jego twarzy.
- Oczywiście. Seryjny zabójca chce zemścić się na rodzinie cesarza, bo nie kontynuuje tradycji przekazywania władzy.
- Tak myślisz?
Misaki jęknął, patrząc na niego z politowaniem.
- Pewnie, że nie! Na głowę upadłeś? – skrytykował go.
Chciał dodać coś jeszcze, ale usłyszał dźwięk uderzanej o posadzę patelki lub garnka.
Niebieskooki pisnął, przestraszony tym wszystkim i przyległ do boku kolegi.
- Subaru! Ja się boję! – wtulił twarz w jego ramię.
- Zostań tu, strachliwy kocie, a ja to sprawdzę. – pokręcił głową, czując nasilające się dreszcze na ciele chłopca.
- Nie! Nie zostawiaj mnie! Co będzie, jeżeli coś ci się stanie? – błyszczące od łez oczy lustrowały mimikę twarzy Lucyfera.
- Nie mogę uwierzyć, że jesteś taki bojaźliwy.
- Proszę, chcę iść z tobą. Kto wie, czy włamywaczy nie jest kilku? – chwycił kołnierzyk tuniki, rozglądając się na boki.
Szesnastolatek westchnął, poddając się ostatecznie.
- Niech ci będzie, ale masz się trzymać z tyłu i mi nie przeszkadzać. – nie czekając na potwierdzenie, ruszył w kierunku drzwi.
^^^
Szli chwilę w milczeniu, zaglądając ostrożnie do każdego pokoju.
- Subaru? Nie byłoby lepiej, gdybyśmy wszystkich obudzili? Ten Ktoś by wtedy uciekł, na pewno!
- Przecież sam mówiłeś, że nie wiadomo czy jest jeden, czy dziesięciu. W dodatku może to jakiś chory psychicznie świr, który rzuciłby się na nas z nożem? Im pokaźniejsza liczba osób, tym większa możliwość, że zrani nie jedną, lecz kilku z nas, a teraz cicho bądź. Nie chcę go wystraszyć. Mam jeszcze asa w rękawie.
Aoi ucichł posłusznie i wszedł do sypialni Eiriego.
- S-Subaru? – przełknął głośno ślinę.
- Mówiłem ci, żebyś mi nie przeszkadzał. – syknął na niego.
Chłopiec stał w progu. Lu dopiero teraz ujrzał, że blondyn ma na sobie tylko tunikę. Podszedł do niego, pochylając się i pytając, czy jest mu zimno.
- Nie, n-no skąd? – zadzwonił zębami. – Trochę.
- Masz. Zapomniałem ci to dać. – sięgnął ręką na ramię i dotknął jakiegoś materiału. Zsunął go z ręki i podał jedenastolatkowi.
- Dziękuję. – Tenshi założył swoje zielonkawe rybaczki i bluzeczkę od pidżamy. Tunikę przewiązał wokół bioder. – Ah tak! – przypomniał sobie. – Spójrz! Tu nie ma Eiriego!
Lucyfer zmarszczył brwi i spojrzał na łóżko.
- Faktycznie.
- Subaru, a jeżeli tamten bandyta zrobił krzywdę Astrotowi?
- Coś ty! Pewnie ten głupek poszedł przed chwilą do łazienki.
- A-A jeżeli ten odgłos… To ktoś uderzył go w głowę i teraz wybiera co ważniejsze organy?
Bruneta przeszył dreszcz.
- Fantazjujesz. – widząc drżącą bródkę uśmiechnął się do niego pocieszająco. Wziął go za rękę, wplatając swoje w jego palce.
W tak ustawionym szyku bojowym, kierowali się w stronę kuchni.
Nagle Misaki poczuł szarpnięcie i odwrócił się do tyłu.
- Co jest?
- Pająki. – Tenshi wskazał dłonią na trzy, może cztery czarne stworzonka przemierzające korytarz.
- Chłopie! W domu jest bandyta, a ty się boisz mniejszych od siebie, ośmionogich zwierzątek?
- Pająki. – wydawało się, że Aoi nie zwraca na niego uwagi.
Szesnastolatek podrapał się po głowie.
- Masz ci los. Aż tak się ich boisz? – dostrzegłszy potwierdzenie, machnął ręką. – W porządku. – podszedł do kosmatych istot i nadepnął na jedną.
- Nie! – blondynek prawie krzyknął, zdradzając ich obecność. – Będzie deszcz, a poza tym istnieje taki przesąd, że jeżeli zrobisz pająkowi krzywdę, to się to na tobie zemści.
Subaru prychnął pogardliwie.
- Nie jestem zabobonny. Niby jak mogłem cię przekonać, że one nie zrobią ci nic złego?
- Masz rację. – przeskoczył szybko nad rozpierzchającym się stadkiem. – Jednak nie depcz ich już.
- Dobra.
Od kuchni dzieliły ich dwa metry. Zobaczyli blade światełko bijące z otwartej lodówki. Spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami.
- Głodny złodziej. Nie uważasz, że to już przesada? – burknął błękitnooki.
Podeszli bliżej i nasłuchiwali. Nie chcieli przeoczyć żadnego istotnego tonu, jaki zdradzałby położenie owego Ktosia panoszącego się po ich domu.
- Co się tak skradacie? – pomiędzy ich twarzami pojawiła się jeszcze jedna. Tenshi zakrył dłonią usta, przez co krzyk został stłumiony, a Subaru podskoczył, jak oparzony. – Mnie się boicie?
- Mizuki! – w głosie jedenastolatka można było wyróżnić złość oraz ulgę. – Nie wolno się tak czaić. W ogóle cię nie wyczuliśmy.
- Słonia byście nie zauważyli, nawet gdyby urządził trzęsienie ziemi. Ze dwa razy zderzyłem się z szafkami. Obudził mnie jakiś krzyk.
- To ja. – przyznał się Michael. – Wystraszyły mnie pająki. – Hoshi pokiwał porozumiewawczo głową. – W domu jest jakiś bandyta i obecnie znajduje się w kuchni. Boję się o Eiriego, bo zaglądaliśmy z Subaru do pokoi i tylko on był nieobecny.
- Spokojnie, powoli. Trzeba się uzbroić. – fioletowooki zdjął buta z nogi. – Idziemy.
Wpadli do kuchni i świecąc światło, przywarli do siebie plecami.
- Eiri? – brunet przechylił głowę.
Ognistowłosy szedł w ich kierunku z zamkniętymi oczyma.
- Lunatykuje. – Tenshi oparł się o blat stołu, chichocząc coraz głośniej, za do Hoshiemu nie było do śmiechu.
Lodówka była otwarta, na podłodze walało się jedzenie, patelka spadła na płytki tłukąc dwie z nich, a skorupki po jajkach, mąka oraz cukier, porozrzucane były po ścianach i szufladach.
- Będzie to jutro sprzątał i nie obchodzą mnie jego słodkie minki! – warknął rozeźlony Gabriel.
- Nie dąsaj się na niego. – czarnooki posłał mu smutne spojrzenie. – Pomyśl, jak możesz to wykorzystać. Masz opcję, aby przywiązać go do łóżka i robić, co tylko zapragniesz, a on rano i tak niczego nie będzie pamiętał. – szatańskie oblicze zagościło na twarzach Subaru i Mizukiego.
- Jesteś genialny!
- Za jakie grzechy, Boże, zesłałeś mi zboczonego Anioła i jego kolegę, pomysłodawcę? – jęknął blondynek.
- Nie wzywaj imienia Pana Boga swego nadaremno. – upomniał go Hoshi, zaczynając sprzątać.
- To nie było nadaremno. Właśnie przeprowadziłem najmilszy monolog w swoim życiu. Szkoda, że nie otrzymałem odpowiedzi. – pewna myśl zaprzątnęła mu głowę. Przypomniał sobie postać, jaką widział w ciemności. Fakt, że Eiri miał rozpiętą koszulę, ale ona na pewno nie unosiła się tak, jak tamten płaszcz. – Chłopaki? To nie był Astrot. – odepchnął się od stołu, stając nieopodal drzwi.
Tamci spojrzeli na niego dziwnie.
- A kto? Jego klon?
- Nie o to mi chodzi. Eiri nie był tym, którego widziałem w salonie. Tamten miał... Czemu patrzycie na mnie jak na ducha? – zamarł,  czując ogarniający go strach. – Stoi za mną, prawda? – ciężko przełknął ślinę. Kątem oka zauważył parę żółtych oczu.
Osoba, która je posiadała, gwałtownie ruszyła w kierunku błękitnookiego.
-Tenshi!!!
Akemi (15:43)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz