08 marca 2010
Witam Kochane Elfiątka xD Dziś mam dla Was notkę, w której to Subaru troszkę sobie pocierpi... ale troszkę tylko i to na własne życzenie xD
Nie zrobiłam tego w piątek, więc nadrobię to teraz - Serdecznie witam Mikę1004 oraz July ^^
W kwestii piątku... Kto nie czytał, tego zapraszam na notkę poprzednią, którą był oneshot ;)
A teraz... Moje Drogie Panie. W Waszym... Naszym Dniu, życzę, aby zawsze świeciło nam słońce - w sercach również, abyśmy miały góry kwiatów od swych sympatii, aby każdego dnia patrzono na nas z czułością w oczach, by nas kochano, podziwiano i zawsze się o nas troszczono ;)
Wszystkiego Najlepszego!
Subaru
wybiegł z autobusu i rozejrzał się dookoła. Wszędzie trąciło stęchlizną
i rybami. Ruszył do przodu, nie przejmując się zapachem. W niedalekiej
alejce dojrzał w miarę ładny dom z różowymi drzwiami.
-
Ktoś ma nie po kolei w głowie, albo... – Zerknął na szyld. – To jest
miejsce, które mnie tak nawołuje. – Psie dodatki ukrył pod spodniami i
włosami. Nacisnął na klamkę i wszedł do środka. Zaraz na wejściu
dostrzegł dwóch ochroniarzy patrzących na niego nieprzychylnie.
Naprzeciw znajdowały się ładnie ułożone stoły i krzesła z mahoniu, a po lewej jakaś dziewczyna robiła drinka starszemu mężczyźnie siedzącemu z rękami opartymi na blacie baru. Światła były przyciemnione, a z radia wydobywał się głos znudzonego komentatora.
Przed
Misakim pojawił się, niczym wyjęty z kapelusza, niewysoki typek w
okularach, zerowym zaroście i małych, zbereźnych oczkach.
- W czym mogę panu pomóc? – Wyszczerzył się, ukazując białe uzębienie.
Dziadyga musi dobrze zarabiać. – Przemknęło Lucyferowi przez myśl.
-
Pan raczej nie, ale podopieczni i owszem. – Wysilił się na przymilny
głosik. Może jeżeli będzie grzeczny jak baranek, dostanie mu się lepszy
kąsek?
- Czy myśmy się już nie widzieli? – Mężczyzna przyjrzał mu się uważnie.
-
Ojej, to chyba niemożliwe. Zapamiętałbym tak miłego człowieka. –
Panował nad sobą, aby nie wykrzyczeć mu w twarz o swoich potrzebach,
które zaczął tracić, patrząc na niego.
Właściciel zadowolony z odpowiedzi, poprowadził go w kąt pomieszczenia i otworzył przed nim sporą księgę.
- Do wyboru, do koloru. – Zamruczał koło ucha chłopaka.
Subaru przeleciał wzrokiem po kilku postaciach.
-
Wie pan. – Zaczął. – Wolę coś świeżego, nowego, coś... – Ogniki
pożądania wzbudziły w mężczyźnie dzikie dreszcze. – Co można mocno
zajechać. Niewinne jest najlepsze, bo przysparza wrażeń.
- Jest pan wymagający, ale tak bardzo podobny do mnie! – Klasnął w dłonie.
Chciałbyś. – mruknął do siebie czarnowłosy.
-
Mam jeden nowy towar, ale jest drogi, jednak – Widząc sześć tysięcy
jenów, wyrwał je z ręki Lucyfera. – To przyjemność móc robić z panem
interesy. Proszę się jeszcze podpisać. – Wręczył mu klucz do pokoju. –
Ach i jeszcze jedno! Dzieciak jest nietknięty. To chłopak.
- Nie przeszkadza mi to. – warknął cicho Misaki.
-
Będzie już na pana czekał. Jest jeszcze pewien szkopuł. U mnie jest
zwyczaj, iż jeżeli nowy ma swój pierwszy raz, zakłada mu się na głowę
lniany worek. Rozumie pan, niewinność i te sprawy. – Przełknął ciężko
ślinę.
- Jak dla mnie, to on może mieć nawet czworo oczu i dwa nosy, byleby jęczał i prosił o litość.
Właściciel uśmiechnął się przebiegle.
- O to akurat nie musi się pan martwić.
***
Diabeł spojrzał na numer pokoju.
- Szczęśliwa siódemka. – zachichotał szyderczo i pchnął drzwi, wsuwając się do środka.
Ściany
były błękitne, z poprzeplatanymi co jakiś czas, złotymi paskami.
Firanki sięgały podłogi, która o dziwo lśniła czystością. W całym
pomieszczeniu był tylko jeden mebel – łóżko zaścielone czerwoną pościelą
z jedwabiu, która szeleściła cicho pod leżącym na niej dziecku.
Chłopczyk drżał lekko. Nadgarstki związano mu karmazynową wstążką, która
rozdwajając się, przywiązana była do prawej i lewej rurki wezgłowia
zakończonego metalową kulką. Młody osobnik mocno trzymał materiał.
Słychać było, że szlocha.
-
Niedługo będziesz miał inny powód do płaczu. – Subaru oceniał szczupłą
talię ze wzrokiem znawcy. Zarejestrował na jego ciele jedynie
prześwitujący, jasnofioletowy woal. Jego poły były rozchylone na boki,
co pobudzało do wyobraźni i fantazji.
Co też można zrobić z tym łaszkiem? Zerwać go? Posłużyć się jako karykaturą prezerwatywy? Było kilka możliwości.
Misaki szybko zdjął własne ubranie i siadł okrakiem na nieznajomym.
-
W takiej pozie nie dajesz mi wyboru. Szkoda tylko, że masz ten worek.
Patrzyłbym z przyjemnością i dziką fascynacją w twoje przerażone oczęta.
– Polizał jedną z piersi chłopca, który zakwilił i szarpnął się
bezskutecznie. – Bezbronna ofiara, słodko!
Czuł
po pośladkami jądra dzieciaka, które zaczęły wślizgiwać się do jego
wnętrza z powodu narastającego podniecenia. Prawą rękę przesunął do
tyłu, łapiąc jego męskość, od razu zaczynając ją drażnić. Jednocześnie
poruszał się w przód i tył, ocierając erogennym miejscem o podbrzusze
chłopca.
- Nie. – wyjęczał tamten, co wywołało uśmiech Lucyfera, którego dłoń zjechała na pośladki młodego pracownika.
-
Tak bardzo potrzebuję spełnienia, że zaraz będę wył. – jęknął. –
Najpierw zajmę się tobą. Chcę, żebyś wspominał swój pierwszy raz, jako
najcudowniejszą rzecz.
Nie
zważając na nieustanne łkanie, nabił się na lekko uniesiony członek
chłopca, który zamarł. Myślał, że to się inaczej dla niego skończy.
Chociaż… Klient powiedział wyraźnie: „Najpierw tobą.”, a więc i to
najgorsze się spełni.
Tymczasem Subaru stęknął z bólu.
- O cholera. – Zacisnął mięśnie, które po krótkim czasie rozluźnił, rozpoczynając akt. – Lubię ból.
Po
jakimś czasie jego przyspieszony oddech stał się płytki, aż w końcu
Lucyfer opadł na młode ciało, brudząc jego brzuch białym płynem.
Usłyszał wtedy, że jego towarzysz dyszy chrapliwie.
-
Czy ty się w tym nie udusisz? Nie mam zamiaru potem się z tego
tłumaczyć. – Rozluźnił sznurek zacieśniający się na szyi dziecka i
nieznacznie dźwignął szorstki materiał do góry. Z przerażeniem
stwierdził, że malec ma na ustach knebel w postaci taśmy. – Ten debil ma
chyba coś z głową! – Szarpnął żółtą naklejkę.
Chłopiec nabrał powietrza, niczym człowiek przebywający przez pięć minut pod wodą, nie mając dostępu do tlenu.
- Ładne masz wargi. – Zauważył Lu. Chwycił za kark, wciąż zamroczonego dziecka i przybliżył jego twarz do swojej.
Kilka
kosmyków wystawało spomiędzy zaciśniętej dłoni Misakiego, który kątem
oka zauważył ich jasny kolor, a specyficzny smak ust wprowadził go w
zaniepokojenie. Odsunął się od niego i ostrożnie odwiązał obolałe
nadgarstki, następnie całkowicie zsuwając worek.
-
Kurwa mać! – Przeklął siarczyście, schodząc z chłopaka. Przeszedł dwa
razy przez pokój, aż wreszcie przysiadł na łóżku, definitywnie
zrezygnowany. Spojrzał na pęknięty łuk brwiowy, sine czoło i
prawdopodobnie pękniętą kość policzkową, której rana była otwarta i
krwawiła. Z obrzydzeniem spojrzał na lniany materiał. Widząc w jednym
miejscu ciemną plamę, wbił w uda długie paznokcie. – Myślałem, że to
łzy. – Gdyby mógł, naplułby sobie w twarz.
Z opuchniętych oczu blondyna ciekły słone krople.
- Za co tak dostałeś? – szepnął bardzo wściekły Subaru.
- Opie...rałem się. Nie chcia...łem tu tra...fić. – Chłopiec nie patrzył na niego. – Dlaczego? Czemu...? Jak mogłeś?!
Szesnastolatek wstał. Otarł dłonią twarz i obrzucił dzieciaka szybkim spojrzeniem.
- Nie chciałem.
Tamten zagryzł wargę, żeby nie wybuchnąć gorętszym płaczem.
Subaru ubrał się pospiesznie. Wyciągnął z kieszeni spodni jakieś chusteczki i zaczął nimi wycierać blondyna.
- Po co to? – młodszy prychnął z odrazą.
Misaki
milczał uparcie. Gdy skończył, nakrył ciało chłopca skąpym ubraniem
jakie posiadał, dodatkowo narzucając na niego swoją kurtkę. Podszedł
pospiesznie do okna i zamarł.
- Ja... Już tutaj byłem. – Cofnął się, drżąc.
- Pewnie częstym gościem. – blondyn zakpił sarkastycznie.
- Nie.
Przestraszony głos czerwonookiego zdumiał go.
- To było wtedy, gdy przyszedłem odbić Maiyu. Wtedy ten człowiek... Ten podły skunks. – Otrząsnął się.
Chłopiec siedzący na łóżku słyszał o tej historii. Nagled rgnął, czując złą aurę.
W pomieszczeniu pojawił się zakapturzony osobnik, na którego widok dzieciak podkulił nogi, wciskając się w oparcie legowiska.
-
Baal. Dopilnuj, aby ten... Potwór... – Subaru długo dobierał
odpowiednie słowo, by jeszcze bardziej nie przestraszyć dzieciaka. – Aby
cierpiał. Wcześniej upewnij się, że wszystkie osoby przetrzymywane
tutaj, bezpiecznie opuściły to miejsce. Spal ten przeklęty dom.
- Tak, Panie. – Postać skinęła głową i zniknęła.
Blondynek pokręcił się nerwowo.
- Dbasz o innych? – zapytał, nieco się uspokoiwszy.
- Nie mam zamiaru znów doprowadzać cię do płaczu.
Chłopczyk nie wierzył własnym uszom.
-
Jak na jeden dzień, wystarczy. – Brunet dodał z wahaniem, którego
tamten nie wyczuł, znów się spinając. Gdy Misaki podał mu rękę, on jej
nie przyjął. – Ktoś musi opatrzyć twe rany.
Wtedy
poskutkowało. Subaru wziął go na ręce i szybko przeniósł się na
zewnątrz budynku, który zaczynał się dymić. Przyłożył dłoń do obolałego
policzka blondyna, starając się go wyleczyć. – Pięknie! Znowu
ograniczyli mi moc! – Wściekł się, gdy leczenie nie przyniosło skutku.
Tylko niektóre ranki zdołały się zabliźnić.
Odczekali jeszcze chwilę, gdy konstrukcja zaczęła płonąć, a jego fundamenty zapadać. Ludzie uciekali z krzykiem.
- Panie. Wszyscy już wyszli. – Poinformował Baal, zjawiając się nieopodal nich.
- Dobrze się spisałeś. Wracaj do Królestwa i powołaj się na mnie. Otrzymasz, co tylko będziesz chciał.
- Czy mogę o coś zapytać, Panie?
Lucyfer skinął głową, przyzwalając na to.
- Chciałbym stać się głównym ochroniarzem Panienki Mediusy.
Brunet uśmiechnął się lekko, patrząc na sługę z czułym pobłażaniem.
-
Dobrze. – Po chwili westchnął głęboko, nie wyczuwając pomocnika. –
Trzeba wracać i zrobić coś z twoimi ranami. – Zwrócił się do dzieciaka,
który wiercił się w jego ramionach.
- Zbytek łaski, „Panie”. – powiedział wyniośle, drżąc nieco z zimna.
- Przestań! Naprawdę przepraszam.
- Lucyferze! Okryjesz się hańbą!. – Blondyn oburzył się, układając usta w cyniczny uśmiech.
- Już to zrobiłem. – Popatrzył na niego tak żałośnie, iż chłopcu zrobiło się nieswojo. – Wybacz mi, Tenshi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz